8. Rodzinny obiad.
Weszłam do domu cholernie rozstrzęsiona. Trzasnęłam drzwiami, czego od razu pożałowałam, gdyż mogło to się wiązać z krzykami rodziców. Lecz takowych nie usłyszałam, więc odetchnęłam z ulgą i ściągnęłam buty. Odwiesiłam także kurtkę, po czym przeszłam do kuchni, aby napić się wody.
Rzuciłam się do szafki, z której wyciągnęłam szklankę, a potem nalałam do niej cieczy ze stojącego dzbanka na blacie. Przyssałam się wargami do szkła i wypiłam calutką zawartość za jednym zamachem, gdy do pomieszczenia weszła mama. Och, to nie skończy się na jednym zdaniu, a naprawdę nie mam ochoty na jakąkolwiek rozmowę.
– Nie wróciłaś z bratem – jej pierwsze słowa, od których zrobiło mi się niedobrze. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się tyłem do niej, kładąc szklankę do zlewu.
– To fakt – odparłam, biorąc głębszy wdech. Usłyszałam jedynie kroki, więc mogłam wywnioskować, że kobieta zasiadła przy wyspie kuchennej. Odwróciłam się w jej stronę, opierając o zlew.
– Z kim przyjechałaś? – zapytała z winogronem w buzi, które sięgnęła z miseczki leżącej na blacie. Spuściłam wzrok na swoje stopy.
– Ruggero mnie odwiózł – wyznałam cicho, zagryzając delikatnie dolną wargę. W dalszym ciągu czułam posmak jego ust na swoich wargach, dlatego ciepło roznosiło się po mym wnętrzu. Kobieta mruknęła z uznaniem.
– Ten sam, który odprowadził cię po kinie do domu? I ten sam, z którym spędziłaś dzień w Miami, gdy rozmawiałyśmy? – dopytała, uważnie mnie obserwując oraz moje poczynania. Moje policzki mnie piekły żywym ogniem, a żołądek zawiązywał w twardy supeł, przez który było mi ciężko oddychać.
– Tak – odparłam zduszonym głosem. – Możemy porozmawiać jutro? Jestem naprawdę zmęczona – jęknęłam i wówczas odważyłam się na nią spojrzeć. Alisa przytaknęła głową z małym uśmiechem, biorąc kolejne winogrono do buzi.
– Oczywiście – powiedziała z troską. – Och, właśnie. Zapomniałabym – dodała, a wtedy jej entuzjazm zniknął, jak za pstryknięciem palcami. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nią wyczekująco. – Babcia z dziadkiem przyjeżdzają w weekend.
Och, dobry Boże.
Przewróciłam oczami, finalnie uginając lekko kolana i cicho jęcząc na tę nowinkę. To nie tak, że nie lubiliśmy ich gościć, bo byli wspaniałymi ludźmi z ogromnym sercem oraz zawsze mogliśmy na nich liczyć w każdej potrzebie. Tu raczej chodziło o to, iż kiedy mieli do nas wpaść z wizytą, porządki rozpoczynały się od samego rana i calutki dom musiał błyszczeć. A to tylko dlatego, że babcia była perfekcjonistką, której przeszkadzała nawet nieułożona odpowiednio przy kawie łyżeczka. Za to dziadek... Cóż, ten staruszek miał obsesję na punkcie ogrodu, gdzie odnajdywał ponadto najmniejszego, prawie niewidocznego chwasta, przez którego dostalibyśmy wykład na temat pielęgnacji roślin przez kolejną godzinę. Poza tym, byli najwspanialszymi dziadkami na całym świecie.
– Super – powiedziałam, słabo się uśmiechając i obie się roześmiałyśmy, wiedząc, że czeka nas kolejna rodzinna kłótnia tego dnia. Och, tak, coś cudownego.
– Tak, też tak sądzę – podsumowała z dozą sarkazmu. – Tak czy inaczej, leć się kąpać i spać. Jutro masz szkołę – posłała mi matczyny uśmiech, jaki uwielbiałam najbardziej. Ta kobieta wiedziała, jak przyczynić się do roztopienia mego serca, dlatego też podeszłam do niej z rozłożonymi ramionami. Przytuliłam ją krótko, całując policzek i powędrowałam w swą stronę.
– Dobranoc – powiedziałam na odchodne, jednak w ostateczności jej ciepły głos mnie zatrzymał.
– Karol? – zawołała, toteż odwróciłam się w jej kierunku.
– Tak?
Brunetka zacisnęła usta, które uformowały się w małym uśmiechu, a swe oczy zmrużyła. Przechyliwszy głowę, powiedziała:
– Uważaj na tego chłopca.
Chciałam się odezwać. Cokolwiek odpowiedzieć, lecz nie byłam w stanie przez to, w jakim szoku pozostawiła mnie czterdziestoczteroletnia Alisa Sevilla. Kobieta o ciemnych, kasztanowych włosach oraz zielonych oczętach, którymi wbiła się głęboko w mą duszę, powodując szybsze bicie serca.
Ona wiedziała od początku. Wiedziała i pozwoliła mi wierzyć w jej troskę. Obawę o swe dziecko, aby osoba, w której się zakochało, go nie skrzywdziła. Strach przed złamanym sercem. Lecz wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, jakie tajemnice skrywa ta rodzina. Moja rodzina.
Pokiwałam z trudem głową i zmusiłam się do odejścia. Posyłając mamie ostatni uśmiech, powędrowałam na górę z nadzieją, że to koniec dzisiejszego dnia oraz zmartwień. Lecz los miał dla mnie jeszcze jedną niespodziankę. Niespodziankę, od której pierw zrobiło mi się ciepło na sercu, a potem słabo, tuż po przeczytaniu załączonej do prezentu karteczki. Wtedy byłam jeszcze nieświadoma.
Weszłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi. Wyrzuciłam telefon na łóżko i zmarszczyłam brwi, dostrzegając na biurku nietypową rzecz. Albowiem na blacie, do którego ostrożnie podeszłam, leżał niebieski tulipan, a wraz z nim białego koloru karteczka zgięta w pół. Byłam kompletnie zdezorientowana, a w dodatku lekko zestresowana, gdyż mama nic nie wspominała o żadnym prezencie, jeśli mogłam to tak w ogóle nazwać. Mozolnym ruchem podniosłam pierw pięknego w niebieskim kolorze kwiatka, przyglądając mu się i zaciągając przyjemnym zapachem. Był żywy, więc ten ktoś musiał go niedawno tu zostawić, ponieważ nie wyglądał na umierającego. Odłożyłam go z powrotem i wzięłam do ręki tym razem papier. Odchyliłam go, dostrzegając kilka słów zapisanych na środku kartki kursywą.
Audiatur et altera pars.
***
Wzięłam brudne rzeczy z fotela po kolejnym krzyku mojej matki, jednocześnie przewracając oczami. Sięgnęłam jeszcze po telefon, kiedy zaczął dzwonić i popędziłam w stronę łazienki, wciskając zieloną słuchawkę.
– Halo? – wysapałam do telefonu, niemal wbiegając do pomieszczenia. Wrzuciłam wszystko do kosza na pranie, a potem przejrzałam się w lustrze. Musiałam koniecznie się ogarnąć.
– Co dziś robisz? – zapytał po drugiej stronie Sebastian.
– Na razie biegam po całym domu, jak pozostali – wyznałam rozdrażniona i z powrotem weszłam do swojego pokoju. Przytrzymałam komórkę ramieniem, aby pościelić prędko łóżko.
– Jest dopiero jedenasta, dziewczyno – jęknął, co podsumowałam westchnięciem. – O co chodzi?
– Babcia dziś do nas przyjeżdża z dziadkiem. O to chodzi – burknęłam i podeszłam szybkim krokiem do biurka, gdzie leżało mnóstwo rzeczy. Schowałam wszystkie ołówki z długopisami do czarnego przybornika, książki do szafki obok, a klucze od domu i kluczyki od auta do szuflady. Wzięłam głęboki wdech, wędrując do okna, które otworzyłam. Było mi naprawdę gorąco.
– Ohoh, spotkanko rodzinne. Coś co lubię – usłyszałam jego rozbawiony głos, a potem odgłos gryzionych chrupek. Skrzywiłam się, stając pośrodku pokoju.
– Ta – prychnęłam i ruszyłam do krzesła przy biurku, na którym powieszona była moja kurtka jeansowa. Wzięłam ją, po czym podreptałam do szafy, aby ją schować. – Skoro tak bardzo je lubisz, to zapraszam. Chętnie się zamienię z tobą.
– Nie bądź już taką jędzą – rzekł marudnym tonem, podczas gdy zamknęłam szafę i ruszyłam raz jeszcze do okien. – Tylko jedno południe z wieczorem i będziesz wolna. Mogę wpaść potem, jeśli chcesz – zaproponował. Odsłoniłam żaluzję, kolejno podeszłam do komody, gdzie otworzyłam szufladę. Moim oczom rzucił się tajemniczy prezent, który otrzymałam w środowy wieczór. Całkowicie o nim zapomniałam, ponieważ nie miałam czasu na rozmyślanie o tym z powodu innych problemów na głowie.
– Seba? – zapytałam słabo, co chłopak podsumował mruknięciem, a później się odezwał, gdy przełknął kolejne chrupki.
– Co tam? – odparł. Wzięłam do ręki karteczkę, pomijając powoli więdnącego kwiatka. Przyjrzałam się słowom jeszcze raz.
– Znasz łaciński? – chłopak parsknął śmiechem.
– Zebrało ci się na naukę? – zażartował, co podsumowałam westchnięciem i niemal od razu go skarciłam.
– Pytam poważnie – otworzyłam karteczkę.
– Coś tam wiem z literatury, ale słabo – odrzekł i jestem pewna, że zrobił typowy dla niego grymas, a potem wzruszył ramionami. Znałam go na wylot. – A co?
– Jesteś w stanie mi przetłumaczyć pewne zdanie? – spytałam, kolejno powstałam na równe nogi. Zamknęłam szufladę i podeszłam do łóżka, na którym usiadłam wciąż z wbitym wzrokiem w papier.
– Postaram się – odpowiedział.
– Audiatur et altera pars – przeczytałam to, co widniało na karteczce. Nastolatek prędko zareagował podniesionym tonem.
– Wolniej, dziewczyno. Nie jestem specem od tego języka – przewróciłam oczami, wzdychając i powtarzając nieco wolniej.
– Audiatur. et. altera. pars.
– Ok, większości nie rozumiem – przyznał po niedługiej chwili, a ja zbiłam sobie piątkę z czołem. – Poczekaj, wbiję to do tłumacza. Jedyne co zrozumiałem to druga strona. Trochę to głupie – dodał i byłam pewna, że wywrócił oczami, jednocześnie wzruszając ramionami. Ja za to zmarszczyłam brwi, gdy po drugiej stronie usłyszałam jakieś szmery. Zapewne Sebastian brał właśnie laptopa.
– Druga strona? – mruknęłam bardziej do siebie. – Ale że w sensie druga strona, jako życie po śmierci?
– Nie, tu chodzi o drugą stronę na przykład w kłótni, bądź jakimś procesie sądowym. Jest jedna strona i druga. Obie mają sobie coś do zarzucenia – wyjaśnił, a ja uniosłam lekko brwi. – Zaczekaj, już wpisuję.
– Karol! – w tym samym momencie dotarł do mnie głośny krzyk matki, dlatego westchnęłam i przewróciłam oczami.
– Muszę lecieć. Sprawdź to i mi wyślij tłumaczenie – rzekłam pospiesznie, zginając kartkę w pół oraz wstając z łóżka.
– Jasne. Na razie – odparł, a ja się rozłączyłam. Zostawiłam telefon na materacu, po czym powędrowałam do komody, gdzie wrzuciłam karteczkę z powrotem na swoje miejsce.
Wyszłam z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Miałam zamiar zejść na dół, kiedy nagle z łazienki wyszedł mój brat, na którego widok wrzasnęłam przerażona, jednocześnie wytrzeszczając oczy i łapiąc się za serce. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie... ON SAM.
– Coś ty do cholery ze sobą zrobił?! – obserwowałam jego odmienioną osobę szeroko otwartymi powiekami, kiedy on wykrzywił usta w grymasie na mój widok i odchylił lekko głowę.
– O co ci chodzi? – burknął pod nosem swoim lekceważącym głosem, jak zwykle, gdy miał wszystko oraz wszystkich wokół po prostu gdzieś. Przeniosłam wzrok z jego oczu na... włosy. Których nie było.
– Gdzie twoje włosy? – zapytałam, dalej trzymając się klamki od drzwi. Miał bardzo krótko przyciętą fryzurę, a właściwie jej pozostałości, bo to był jakiś centymetr włosów od głowy. Może dwa.
– Ślepa jesteś? Dalej tu są – przejechał dłonią po fryzurze, a ja się lekko wzdrygnęłam. – Ja nie komentowałem, gdy ścięłaś swoje, a potem farbnęłaś na blond. O ile można go takim kolorem nazwać – odgryzł się, przewracając oczami. Westchnęłam i powtórzyłam jego ruch, nie chcąc się więcej wdawać w tę dyskusję.
– Co was wszystkich wzięło na ścinanie swoich włosów? Były naprawdę ładne – wymamrotałam pod nosem, po czym odeszłam od niego, słysząc za sobą prychnięcie. Dokładnie tak samo ładne, jak jego. Roztrzepane loczki.
Zeszłam na dół, aby zjawić się w kuchni, gdzie znajdowała się mama. Mój brat zrobił to samo i kiedy oboje weszliśmy do pomieszczenia, odwróciła się ona w naszym kierunku. Widząc Julio, zareagowała w ten sam sposób, co ja, dlatego brunet warknął głośno, wywracając oczami.
– Matko, gdzie są twoje włosy?! – krzyknęła, przykładając dłoń do rozchylonych szeroko warg.
– Dlaczego każdy się mnie o to pyta?! – wyrzucił wysoko ręce w górę, które uderzyły o jego uda. – W kiblu! Ściąłem się maszynką! Mam po nie iść do kanalizacji i wam pokazać?! – sarknął, po czym zrobił wściekłą minę, kiedy do kuchni wszedł ojciec.
– Jezu! Coś ty zrobił? – mężczyzna stanął w progu drzwi, mierząc jego głowę zaskoczonym spojrzeniem.
– Noż kurwa mać! – fuknął i wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem. Przełknęłam ślinę, gdy ojciec krzyknął.
– Uważaj na słowa! – jednak ten powędrował na górę z powrotem, prawdopodobnie do swojego pokoju.
– Po co miałam przyjść? – przeniosłam wzrok z powrotem na mamę, a ona trzeźwiejąc, powróciła do kuchenki.
– Pomożesz mi przygotować obiad, a potem wyniesiesz śmieci i skoczysz do sklepu po coś na deser – rzekła. Przytaknęłam niechętnie głową i powędrowałam do kobiety, aby jej pomóc, gdy wtedy David zabrał głos.
– Chyba mamy problem – powiedział, co brunetka skomentowała jęknięciem. Obie odwróciłyśmy się w jego kierunku, dostrzegając, że spogląda w swą komórkę z zaciśniętymi wargami.
– Błagam, tylko nie mów, że wpadnie ktoś jeszcze – Alisa, jakby przewidziała tę kwestię, ponieważ jej mąż zabrał już po chwili głos, mówiąc:
– Zgadłaś – posłał jej przestraszone spojrzenie, dokładnie takie, jakie ona jemu.
Och, tak. Rodzinny obiad.
Moja matka jedynie jęknęła męczeńsko, odwracając się na powrót w stronę blatu. Nie skomentowała tego, tylko wróciła do pracy, kiedy ja popatrzyłam na tatę, który zacisnął wargi, robiąc swoją bezradną minę. W tym samym momencie po schodach zszedł Julio ubrany w stare dresy oraz koszulkę na krótki rękaw, gotowy do pracy w ogrodzie razem z Davidem. Jego twarz była wyprana z jakiejkolwiek emocji, jakby coś się ewidentnie stało, lecz nie próbowałam się w to na chwilę obecną zagłębiać. Miałam teraz naprawdę wiele na głowie.
– Więc co mam najpierw zrobić? – zapytałam, ciężko wzdychając i podchodząc do kobiety. Dwoje mężczyzn wyszło z kuchni, idąc do ogrodu.
– Idź do sklepu. Zaraz zrobię ci listę – odpowiedziała, a ja odmruknęłam w odpowiedzi.
– Pójdę po kartkę i długopis – zaalarmowałam i powędrowałam szybkim krokiem na górę.
Wchodziłam co drugi stopień schodów, trzymając się poręczy, a kiedy byłam już na piętrze, podreptałam do sypialni. Przekroczyłam jej próg i rzuciłam się do biurka, z którego szuflady wyciągnęłam kawałek papieru oraz sięgnęłam po długopis z przybornika stojącego nieopodal. W tej samej chwili rozniósł się dźwięk powiadomienia z mojej komórki. Podeszłam do łóżka, biorąc urządzenie w dłoń i odblokowując.
Od Sebastian:
niechaj druga strona też zostanie wysłuchana.
tak brzmi tłumaczenie
po co ci to btw?
Do Sebastian:
dzięki wielkie
potrzebuję na literaturę. nic ważnego
Od Sebastian:
lol dziwne
Zablokowałam telefon, rzucając go z powrotem na materac, od którego się z lekka odbił. Wzięłam głęboki wdech, chwytając się za włosy i krążąc wokół. Po jaką cholerę ktoś miałby mi przysyłać kwiatka wraz z liścikiem, gdzie widniało tak niezrozumiałe zdanie? W dodatku po pieprzonej łacinie! Okej, może wariowałam, a może nie, ale miałam już dość tych wszystkich pieprzonych tajemnic, kłamstw oraz ciągłego znikania z mojego życia kolejnych osób.
Przewróciłam oczami, odganiając od siebie gonitwę myśli. Stwierdziwszy, że zajmę się tym potem, wzięłam to, po co przyszłam i zeszłam na dół. Już chwilę po tym znalazłam się w kuchni, a kobieta podeszła do mnie, aby zapisać listę zakupów.
– Masz – wręczyła mi papier do ręki, więc go odebrałam. – Tylko się pośpiesz. Mamy jakieś cztery godzinki na ogarnięcie jeszcze wielu rzeczy – jej usta wykrzywiły się w grymasie, a ja przytaknęłam głową.
Podreptałam szybko do korytarza, aby wcisnąć na stopy swoje ulubione trampki, które kupiłam trzy lata temu. Do dziś były mi dobre, a w dodatku posiadały miano najwygodniejszych butów, jakie miałam do tej pory. Wróciłam jeszcze na piętro po telefon i zbiegłam z powrotem. Nie myśląc za wiele, obejrzałam się ostatni raz w lustrze, rozczesując palcami potargane włosy i krzywiąc znacząco do swego odbicia z powodu tego, jak wyglądałam. Ponadto zauważyłam małą plamę na bluzie, której na szczęście nie było aż tak bardzo widać. Westchnęłam głośno i zginając papier w dłoni, schowałam go do kieszeni szerokich jeansów, kolejno wyszłam z domu.
Szybkim krokiem opuściłam posesję, tym samym znajdując się na głównej drodze naszej dzielnicy. Pocieszał mnie fakt, że niedawno zbudowali tu nowy sklep i nie musiałam jechać autem dwa kilometry stąd. Budynek znajdował się kilka domów dalej, więc spokojnie na pieszo dochodziłam tam w niecałe dziesięć minut.
Przywitałam się z ekspedientką krótkim dzień dobry, po czym wyciągnęłam listę z kieszeni spodni i podążyłam za pierwszym produktem, jakim były jajka. No jasne. Wzięłam z półki jedno opakowanie, a następnie przeszłam do regału, na którym stały przyprawy. Spakowałam potrzebne do koszyka, po który sięgnęłam przy wejściu do sklepu i powędrowałam po mleko wraz z cukrem. Także wrzuciłam kilka opakowań proszku do pieczenia, cukru wanilinowego, a potem przeszłam na dział ze słodyczami. Długo zastanawiałam się, co będzie odpowiednie na deser, lecz po namyśle zdecydowałam się na lody w różnych smakach wraz z wiórkami czekoladowymi, bitą śmietaną i owocami takimi, jak borówki, maliny, czy banany. Chwilę potem szłam w kierunku kasy.
Wypakowałam produkty z koszyka, a ekspedientka je skasowała. Powiedziała wyznaczoną kwotę, więc od razu zaalarmowałam, iż płatność kartą. Przyłożyłam telefon do terminala, prosząc o reklamówkę i spakowałam wszystko do torby. Pożegnałam się, wychodząc ze sklepu, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Zwolniłam nieco, próbując go wyciągnąć z kieszeni i dostrzegając numer na wyswietlaczu, krew odpłynęła z mej twarzy. Drżącym palcem przejechałam po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha.
– Halo? – odezwałam się, jako pierwsza lekko drżącym głosem. Skarciłam się w myślach, a w słuchawce usłyszałam głośne odgłosy samochodów. Zestresowałam się jeszcze bardziej.
– Musimy porozmawiać – orzekł twardym głosem, od którego moje kolana zmiękły. Wolnym krokiem kierowałam się w kierunku domu, próbując nie upuścić telefonu z powodu trzęsącej się dłoni. Ktoś w oddali krzyknął jego imię, a on przeklinając stłumionym głosem odwarknął, po czym powrócił do komórki, obdarowując mnie cierpkim barytonem. – Teraz.
– Co się stało? – zapytałam słabo i zacisnęłam mocniej palce na telefonie, czując jak powoli z nich odpływa krew. Chłopak kłócił się krótką chwilę z kimś, rzucając przy tym wiązanką przekleństw, dlatego przymknęłam na moment powieki, krzywiąc twarz w grymasie.
– Chodzi o twojego brata – rzucił chłodno, a po mym rdzeniu przeszły ciarki. Jednak zachowałam zimną krew, trzeźwiejąc.
– Jeśli to nic ważnego z pewnością może zaczekać. Mamy dziś gości, nie mogę się spotkać – odparłam równie twardo, co on, kiedy ryk silnika się nasilił. Byłam pewna, że nie tylko jednego auta, gdyż w tle usłyszałam głośne krzyki ludzi, a wraz z nimi pisk opon. Mogłam się domyślać, gdzie się aktualnie znajduje. Zrobiło mi się niedobrze, a w środku poczułam nadchodzący stres.
– Karol, do kurwy, twój brat...
I wtedy przerwało. Odchyliłam prędko urządzenie od ucha, widząc na środku wyświetlacza znak Iphone'a, a to oznaczało, iż się wyłączył z powodu albo zimna, albo słabej baterii. Przeklnęłam pod nosem, lecz zaczerpnąwszy głębokiego wdechu, schowałam komórkę do kieszeni, po czym przyspieszyłam kroku. Byłam pewna, że mama już się niecierpliwi.
Niecałe dziesięć minut później zatrzasnęłam za sobą drewnianą powłokę. Ściągnęłam buty i weszłam do kuchni, kładąc torbę pełną zakupów na blat. Wyciągnęłam jedynie lody, aby wsadzić je do zamrażarki oraz owoce, które włożyłam do lodówki.
– Dziękuję – rzekła, gdy odeszła na moment od kuchenki. – Ile płaciłaś? – zapytała, a ja zmarszczyłam brwi.
– Niecałe dwadzieścia dolarów – odparłam, co podsumowała kiwnięciem głowy.
– Przeleję ci potem – dodała i wzięła się za gotowanie. Zaciągnęłam się ładnym zapachem mięsa, więc zerknęłam w stronę piekarnika, gdzie dostrzegłam w naczyniu żaroodpornym karkówkę w zalewie. Na samą myśl zaburczało mi w brzuchu.
– Wyniosę śmieci, a potem posprzątam – poinformowałam ją i nie czekając na jakąkolwiek reakcję, podeszłam do kosza, wyjmując trzy zapełnione worki.
Plastik, papier oraz szkło. Wzięłam pierwotnie jeden najcięższy, kierując się na zewnątrz, by zostawić je w odpowiednim miejscu. Po jakimś czasie wróciłam się po kolejne dwa i kiedy wykonałam zadanie, odetchnęłam z ulgą. Weszłam do domu, odnalazłam swoje papcie w korytarzu, po czym pobiegłam na górę podładować telefon. Znalazłszy kabel leżący koło kaloryfera, podeszłam do listwy, wpinając kostkę do prądu, a kabel podłączając do telefonu. Odłożyłam komórkę na biurko, chcąc chwilę odetchnąć.
I właśnie wtedy do mojej głowy wpadł pomysł, aby pogrzebać w sieci odnośnie tego popieprzonego prezentu, który dostałam w środowy wieczór. Wzięłam laptopa z szuflady komody, po czym usiadłam wygodnie na łóżku, odpalając go. Nieumyślnie skubałam skórki przy paznokciach z powodu calutkiego, dzisiejszego stresu. A właściwie skumulowanego przez ostatnie trzy dni. Tajemniczy prezent, mamy słowa, kolejna jedynka z francuskiego, przygotowania do przyjazdu dziadków oraz jak przypuszczałam wuja z ciocią, a ponadto dziwny telefon od Ruggero, w którym mówił, że chodzi o mojego brata! Moja głowa huczała od nadmiaru myśli i jedyne czego pragnęłam to moje beztroskie życie sprzed kilku miesięcy. Zaczynałam za tym powoli tęsknić.
Urządzenie się włączyło, dlatego od razu kliknęłam ikonkę przeglądarki. Weszłam w Google, a potem wpisałam to cholerne jedno zdanie, od którego wariowałam. Myślałam nad tym, kto był takim dowcipnisiem, aby składać mi tajemnicze prezenty bez żadnego podpisu. Nigdy nie należałam do nad wyraz mądrych osób, więc główkowanie nad tym nie było dobrym pomysłem, lecz nie pozostawało mi nic innego.
I po kilku sekundach wreszcie otrzymałam swą odpowiedź na jedną z dwóch zagadek. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wyjaśnienie.
Audiatur et altera pars, znana też jako Audi alteram partem – podstawowa zasada w prawie procesowym rzymskim. Mówi ona: Niechaj druga strona też zostanie wysłuchana. W szerszym rozumieniu oznacza zakaz wydawania wyroku bez wysłuchania wszystkich argumentów za i przeciw.
Przełknęłam ślinę, czytając to raz jeszcze. Nie rozumiałam dlaczego ktoś, kto chciałby zrobić mi miłą niespodziankę pod postacią ładnego kwiatka, dołączyłby do tego karteczkę z takim podpisem. Z początku moja pierwsza myśl była taka, iż ta osoba zapomniała o moich urodzinach, więc przysłała malutki podarunek. Mógł to być przecież ktokolwiek. Wujek, babcia, dawny przyjaciel, koleżanka ze szkoły lub ktoś z dalszej rodziny. Na przykład mój kuzyn, o którego istnieniu zapomniałam, gdyż ostatni raz widzieliśmy się dziesięć lat temu, kiedy jeszcze tata z nami był. Lecz teraz wyglądało to na coś znacznie innego, co mnie odrobinę zestresowało.
Zanim w ostateczności zamknęłam laptopa, postanowiłam zagłębić się w czymś jeszcze. Wpisałam w przeglądarce znaczenie niebieskiego tulipana, a już po chwili czytałam poniższy tekst.
Niebieskie tulipany – oryginalność i wyjątkowość.
To stosunkowo nowa odmiana i kolor, który bardzo niedawno udało się uzyskać hodowcom. Jako florystyczna nowość, zyskała również symbol indywidualności oraz wyjątkowości.
Zamrugałam parokrotnie, wgapiając się w ekran laptopa, aż poczułam pieczenie tęczówek. Byłam skołowana i nie umiałam ubrać tego w całość pomimo moich ogromnych chęci. Jedyne co przychodziło mi do głowy, a przede wszystkim ostatnie, to spytanie któregokolwiek z rodziców lub brata, czy w ostatnim czasie przyszedł kurier. Wziąwszy głęboki wdech, zamknęłam laptopa i wstałam z łóżka, wychodząc z pokoju. Zeszłam prędko na dół, wchodząc do kuchni.
– Mogłabyś mi podać garnek z szafki? – nie zdołałam się odezwać. Nie odpowiadając, podeszłam do mebli i wyciągnęłam z nich rondel. – Dzięki – powiedziała po wręczeniu jej go.
– Mamo? – zabrałam tym razem ja głos. Kobieta przelała coś z jednego naczynia do drugiego, gdy usiadłam przy wyspie kuchennej, biorąc do buzi winogrono. – Był w ostatnim czasie u nas kurier?
– Nie – odparła od razu. Miałam ochotę uderzyć głową w blat. – A co? Zamawiałaś coś?
– Tak, książkę. Ale jeśli go nie było w tym tygodniu, to pewnie przyjedzie w następnym – skłamałam i posłałam jej uśmiech, lecz nie była w stanie go dostrzec, gdyż stała do mnie tyłem.
– Pewnie tak – przytaknęła. – Mogłabyś ogarnąć trochę w holu? Resztę domu już zdołałam posprzątać – poprosiła, dlatego też od razu wstałam na równe nogi i wyszłam z kuchni, uprzednio odpowiadając zwyczajne tak.
Stanęłam pośrodku korytarza, przymykając powieki oraz biorąc głęboki wdech. Skoro nie było żadnego pieprzonego kuriera, oznacza to, iż ktoś wszedł nieproszony do domu i zostawił to u mnie na biurku. Musiał dokładnie wiedzieć, kiedy mieszkanie stoi puste, ponieważ inaczej by tego nie zrobił. A to by znaczyło, że byliśmy obserwowani od dłuższego czasu. Od razu zrobiło mi się niedobrze, lecz zachowałam spokój, nie próbując panikować. Może wariowałam i zostawił to mój brat lub któreś z moich przyjaciół, robiąc sobie kawał. Zachowaj zdrowy rozsądek. Nie przejmuj się tym teraz, masz dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Zajmiesz się tym potem.
Schowałam wszystkie buty do szafki, a później wytrzepałam wycieraczkę, aby pozamiatać błoto. Wyciągnęłam zmiotkę wraz z szufelką z szafki obok i posprzątałam. Weszłam do kuchni, by wyrzucić śmieci do kosza, a następnie wróciłam do holu, odwieszając niepotrzebne kurtki lub bluzy do szafy. Po około dziesięciu minutach powędrowałam do salonu, gdzie odpaliłam telewizję. W końcu mogłam odetchnąć z ulgą.
***
– Idę, już idę! – krzyczała moja matka biegnąca z kuchni do drzwi, skąd dochodziło pukanie wraz z dzwonkiem. Podniosłam się z kanapy razem z Julio, który od samego rana chodził widocznie niezadowolony i przeszliśmy do korytarza, aby przywitać gości.
Wówczas drewniana powłoka stanęła otworem, a w nich pojawili się staruszkowie, których widzieliśmy ostatni raz na mojej imprezie urodzinowej. Uśmiechnęli się szeroko, trzymając w dłoni torebkę papierową, którą od razu matce wręczyli.
– Wchodźcie, wchodźcie – odsunęła się, otwierając szerzej drzwi, a oni przekroczyli próg domu. Ich spojrzenia powędrowały na nas.
– Miło was widzieć dzieci. Musimy się znacznie częściej odwiedzać – babcia pierw podeszła do mnie, przytulając mocno, a do Julio dziadek. Po krótkiej chwili się wymienili.
– Och, ale ładnie pachnie. Co tam pichcisz, Alisa? – siwowłosy mężczyzna pomógł swojej żonie ściągnąć płaszcz, po czym odwiesił swój własny.
– Niespodzianka kulinarna – zaśmiała się brunetka, a my jej zawtórowaliśmy. – Zapraszam do stołu. Mam nadzieję, że będzie smakować – gestem dłoni wskazała na jadalnię, praktycznie połączoną z kuchnią i staruszkowie powędrowali za nią, rozpoczynając rozmowę. Ja za to się odłączyłam, szturchając brata w ramię, zanim przekroczyliśmy próg pomieszczenia. Jego znudzone spojrzenie powędrowało na mnie.
– Co jest?
– Nic – wzruszył ramionami i przewrócił oczami, więc uznałam temat za skończony. Nie będę się prosić.
Weszliśmy do jadalni, zajmując miejsca. Babcia z dziadkiem usiedli obok siebie, gdy wówczas doszedł do nas David i kiedy go ujrzeli, rozpromienili jeszcze bardziej. Kochali go, podobnie jak my wszyscy w tej rodzinie za sam swój sposób bycia. Za to, że dobrze traktował mamę oraz mnie i emanował rodzinnym ciepłem, którego niekiedy nam brakowało. Sama musiałam przyznać, że był wspaniałym ojczymem, którego traktowałam, jak ojca. Mój rzeczywisty niestety nie podołał. Był zbyt wielkim tchórzem, aby traktować w odpowiedni sposób mamę.
– Dzień dobry – przywitał się z szerokim uśmiechem na twarzy, stając przy stole i układając dłonie na jednym z krzeseł.
– Dzień dobry, Davidzie. Co słychać? – odpowiedzieli, kontynuując rozmowę.
– Ach... Wszystko w porządku. Zdrowie dopisuje, w pracy też się powodzi – odparł i wzruszył jednocześnie ramionami, po czym ruszył do kobiety stojącej przy kuchence.
– To najważniejsze – odwzajemniła uśmiech, wieszając torebkę na oparciu krzesła. – Alexander niestety ciągle ma za wysoki cholesterol. Tyle razy mu mówię, że ma jeść zdrowiej, to się upiera, iż nic mu nie będzie. Ja po lekarzach z tobą chodzić kolejny raz nie będę! – zagroziła mu palcem, wbijając swój typowy wzrok, kiedy dziadek się zaśmiał cicho, a my z Julio mu zawtórowaliśmy.
– Oj tam, raz nie zawsze – odparł niewzruszony i popatrzył na nas, puszczając oczko.
– Alisa ty też powinnaś się przebadać! Takie rzeczy ma się w genach, kochanie.
– Tak, mamo. Z pewnością odwiedzę lekarza niedługo – westchnęła, lecz uśmiechnęła się i pokręciła głową. W tym samym momencie ojciec wyciągnął talerze z szafki wraz z sztućcami.
– A wy dzieci? Jak w szkole? – zwrócił się do nas staruszek, podczas kiedy babcia dalej trąbiła mamie o tym, iż powinna się przebadać.
– Jest w pytę – odparł brunet, robiąc typową dla niego minę i uśmiechnął się, kładąc dłonie na stole oraz zaczynając się nimi bawić. – Paska nie będzie, jak co roku, ale średnia powyżej czterech jest – mrugnął łobuzersko, co dziadek podsumował cichym śmiechem.
– Masz to po dziadku – zażartował i także puścił oczko swojemu wnukowi, a my się roześmialiśmy. – A tobie jak idzie, kochanie? – zwrócił się tym razem do mnie, toteż na niego popatrzyłam z uśmiechem.
– Też dobrze. Ale przydałaby się już przerwa – przewróciłam oczami, a staruszek cicho roześmiał, gładząc dłonią powoli moje plecy, gdyż siedziałam tuż obok niego.
– Już niedługo święta. Przeżyjecie – kolejny raz mrugnął, co skwitowaliśmy uśmiechem.
– Właśnie, Karol – mama weszła do jadalni z założonymi rękoma na biodrach, gdy David rozkładał talerze. – Poprawiłaś francuski? – rzuciła mi to swoje typowe dla niej spojrzenie, gdy miałam z nią na pieńku lub coś przeskrobałam. Przełknęłam głośno ślinę, co chyba zauważyła, bo jej szczęka się zacisnęła, a ja poczułam nadchodzące kłopoty.
– Właściwie to jeszcze nie... – powiedziałam delikatnie i uformowałam wargi w głupim uśmiechu, gdy ona zaczerpnęła większej dawki powietrza, wciąż mnie lustrując swym przeszywającym spojrzeniem.
– Radzę ci to, jak najprędzej poprawić, bo inaczej źle się to dla ciebie skończy – ogłosiła poważnym tonem, gdy babcia w tej samej chwili się odezwała.
– Chryste! – niemal krzyknęła, łapiąc się za głowę, a każdy powędrował na nią przerażony wzrokiem. Kobieta wpatrywała się w mojego brata, którego brwi były aktualnie zmarszczone. – Coś ty zrobił z włosami, dziecko?
Och, no tak.
– Ach, to – jego mina się zmieniła diametralnie. – Ściąłem je – wzruszył beznamiętnie ramionami, patrząc na staruszkę. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, a zarazem zapaść pod ziemię z powodu niepoprawionego francuskiego.
– Ale dlaczego? Takie piękne były... Czy każdy w twoim wieku teraz ścina włosy? Co to za moda? – zalewała go milionem pytań, kiedy w końcu nie wytrzymałam i parsknęłam, rzucając:
– Oj, zdziwiłabyś.
– Mnie tam się podoba. Wyglądasz na kilka lat więcej – podsumował siedzący obok mnie Alexander. Julio uśmiechnął się słabo, wzruszając ramionami.
– Dzięki – powiedział krótko.
W tej samej chwili rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
– Karol, Julio, otwórzcie. To pewnie wuja z ciocią – poprosił ojciec, więc głośno wzdychając, wstałam z krzesła w tym samym momencie, co mój brat. Nakazałam dłonią, aby siedział i odeszłam od stołu.
– Ja otworzę – zaalarmowałam.
Wyszłam z kuchni, jednocześnie wchodząc do holu, skąd dochodził dźwięk. Obejrzałam się ostatni raz w lustrze, po czym odkluczyłam powłokę, tym samym ją szeroko otwierając. I szczerze powiedziawszy, spodziewałam się każdego w tych pieprzonych drzwiach, ale nie jego.
Miał na sobie czarne, dopasowane spodnie, bluzkę na krótki rękaw w tym samym kolorze oraz buty sportowe w kolorze bieli oraz czerni. Na szyi znajdował się srebrny, średniej grubości łańcuszek, a na dłoni ładne sygnety. Powędrowałam wzrokiem nieco wyżej do jego twarzy. Przystrzyżona idealnie broda, mocno zaciśnięta szczęka wraz z wargami, lekko spiczasty nos oraz te znacznie pociemniałe tęczówki podchodzące pod dogłębną czerń, na której sam widok kolana się uginały. Na głowie jego włosy powoli odrastały i mogłam dostrzec pierwsze, małe loczki, kiedy zauważyłam coś jeszcze. Był wściekły i niemal mu dym uszami wychodził, gdy zacisnął dłonie w pięści, a potem odezwał się swym paraliżującym barytonem.
– Musimy pogadać. Teraz.
Pomrugałam parokrotnie, dalej patrząc na jego pełen furii wyraz twarzy. Nie umiałam wydusić z siebie słowa, kiedy bez skrupułów przyszpilał mnie swym przeszywającym wzrokiem do pobliskiej ściany i odbierał zdolność mowy. Byłam w zbyt wielkim szoku, by się poruszyć, a w dodatku jego pełen grozy bas wraz z tym zabójczym spojrzeniem wcale nie pomagały. Przełknęłam ślinę, kiedy poczułam suchość w gardle wraz z tworzącą się gulą i zamrugałam raz jeszcze.
– Karol! Kto to? – dopiero głos mamy mnie wybudził z letargu, dlatego też wstrząsnęłam prawie niewidocznie głową i skupiłam się na wyrazie jego twarzy.
– Mówiłam ci, że mam gości. Nie mogliśmy się spotkać jutro? – wypaliłam niezbyt miło, co go jeszcze bardziej zirytowało, ponieważ odwrócił na moment głowę, wznosząc oczy ku niebu oraz oblizując dolną wargę. Po chwili znów wbił we mnie swoje przerażajace spojrzenie.
– Nie. Nie mogliśmy – odparł twardo niepodobnym do niego basem, aż poczułam skurcze w żołądku. – Przyjechałem z Santa Fe od razu po tym, czego się dowiedziałem. Nie jechałbym ponad czterysta kilometrów, gdyby mogło to poczekać do jutra, więc domyśl się, że to coś naprawdę poważnego – dodał, po czym zrobił jeden krok w mą stronę. Znajdował się teraz w framudze drzwi, znacznie bliżej mnie, niż poprzednio, co wcale nie ułatwiało sprawy, ponieważ natychmiast uderzyły we mnie jego perfumy.
– Z kim tam rozmawiasz?! – gorączkowała się kobieta, a ja poczułam nadchodzący stres. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam głowę w głąb domu, aby odkrzyknąć.
– Z nikim! Już idę! – ponownie spojrzałam na bruneta. Miałam odrobinę spocone dłonie, w moich oczach gościło lekkie przerażenie, a nogi niemal się pode mną ugięły. – Co robiłeś do cholery w Santa Fe? – zapytałam, czego od razu pożałowałam, ponieważ jego powieka drgnęła, a zaraz po tym zrobił kolejny krok, znajdując się centralnie naprzeciw mnie. Zadarłam głowę, aby spojrzeć w jego czarne, jak węgiel tęczówki, gdzie odnajdywałam własne odbicie i przełknęłam zestresowana ślinę.
– Z tego wszystkiego co ci powiedziałem, najbardziej interesuje cię to, co robiłem w Santa Fe? – jego głos rzeczywiście mnie przerażał. Był zimny, niski oraz zachrypnięty, ponadto to spojrzenie wgniatające w powierzchnię ziemi nie należało do najprzyjemniejszych. Pochylił się nade mną i wówczas zrobiłam malutki kroczek w tył, kiedy moja matka kolejny raz się odezwała.
– Ile można sterczeć przy tych drzwiach, co?! Z kim ty do cholery tak... Och – no i się stało.
Stojącego naprzeciwko mnie chłopaka spojrzenie powędrowało na kobietę, która stanęła prawdopodobnie za mną pośrodku korytarza. Obserwowałam, jak rysy jego twarzy się zmieniają na znacznie łagodniejsze, a oczy powoli wracają do swojego koloru, jakim była ciemna czekolada. Brunet wyprostował się znacząco, a potem po jego wargach przebiegł cień uśmiechu, gdy ja przymknęłam powieki, odliczając w myślach do dziesięciu. Zdecydowanie moje życie to jedna wielka porażka.
– Dzień dobry – przywitał się, jako pierwszy z małym, niewinnym uśmiechem. Jeszcze chyba nigdy nie miałam do czynienia z osobą, której tak prędko zmienia się nastrój.
– Dzień dobry, Ruggero – odpowiedziała zaskakująco miło. Natychmiast otworzyłam oczy, lekko marszcząc brwi. – Karol nie wspominała, że wpadniesz – dodała i mogłam się założyć, że obdarowała go uśmiechem.
– Właściwie to przyszedłem tylko na chwilę, aby z nią porozmawiać – powiedział uprzejmie, co kompletnie mnie zbiło z tropu, dlatego zerknęłam na niego z pytającą miną, lecz nawet na mnie nie spojrzał. – Przepraszam, dopiero się dowiedziałem, że macie państwo gości, więc nie będę przeszkadzał.
– Och, wiesz co? Niedługo siadamy do stołu, bo czekamy na resztę, a jedzenia jest naprawdę wiele, więc... jeśli masz ochotę zostać, to zapraszamy.
Moja szczęka opadła z hukiem o podłogę. Natychmiast się odwróciłam w kierunku mamy, marszcząc czoło wraz z brwiami i posyłając jej niezrozumiałe spojrzenie. Dokładnie pamiętałam jej słowa. Uważaj na tego chłopca. Więc na jaką cholerę zachowywała się teraz w ten sposób?!
– Szczerze dziękuję, ale może innym razem – moja matka zrobiła błagającą minę, totalnie mnie zlewając.
– Nie daj się prosić. Jesteś w naszym domu mile widziany – uśmiechnęła się ciepło.
Postanowiłam teraz ja wkroczyć do akcji.
– No właśnie, Rugge – odwróciłam głowę w jego stronę i w tym samym momencie poczułam każdego wzrok na sobie. – Chciałeś ze mną pilnie porozmawiać. Tak więc zostań i porozmawiamy po obiedzie – uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę, gdy on widocznie się zmieszał. Widziałam, jak jego jabłko Adama się porusza, co tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie wie co odpowiedzieć. Po dłuższej chwili milczenia, kiedy przenosił wzrok ze mnie, na moją matkę, powiedział:
– W porządku. Ale nie będę za długo, bo mam jeszcze pare spraw do załatwienia.
– Ok! Zapraszam w takim razie do stołu – złączyła dłonie w powietrzu widocznie usatysfakcjonowana, po czym zniknęła w kuchni, kiedy jego zimne spojrzenie powędrowało na mnie.
– Nie ujdzie ci to na sucho – wymruczał cicho, aby nikt nie był w stanie nas usłyszeć, co jedynie skwitowałam parsknięciem śmiechem.
– Jasne, jak zawsze – zażartowałam, jak za dawnych czasów. Doskonale pamiętałam w jaki sposób się do siebie odnosiliśmy, gdy jedno sprzeciwiało się drugiemu lub robiło mu na złość. Na przykład wtedy, kiedy piekliśmy babeczki u niego w domu, obsypując się nawzajem mąką. Wtedy wszystko wydawało się takie beztroskie, przyjemne oraz... było dobrze. A teraz nawet nie wiedziałam, czy jutrzejszego dnia on dalej będzie uczestniczył w moim życiu. Kiedy to wszystko się tak pokomplikowało?
Wstrząsnęłam głową, mrugając kilkakrotnie oraz skupiając na nim swoją uwagę, gdy zaczął ściągać buty. Popatrzył na mnie z mordem w oczach, dlatego uśmiechnęłam się kpiąco, próbując zatamować kolejne parsknięcie. Ruszyłam, jako pierwsza do kuchni, a zaraz po mnie brunet. Mogłam się tylko domyślać, jakie to musi być dla niego krępujące znajdować się w domu swojej przyjaciółki wśród jej calutkiej rodziny, w dodatku siedzieć z nimi na pieprzonym obiadku i słuchać ciągłego nawijania o polityce, pracy, rodzinie, młodzieży, bądź kolejnych opowieści z życia dziadków.
Czułam jego oddech na karku, kiedy przeszliśmy w końcu do jadalni. Stanęłam niedaleko stołu, a za mną ciemnooki, dostrzegając mamę robiącą coś w kuchni, tatę, który właśnie wszedł do spiżarni oraz Julio dyskutującego na jakiś temat z dziadkiem, kiedy babcia mówiła do Alisy. Chrząknęłam nieco głośniej, powodując natychmiastowy wzrok rodziny na sobie, a sekundę potem na stojącym za mną chłopaku.
– Mamy jeszcze jednego gościa – zaalarmowała mama, wykładając z piekarnika karkówkę, gdy ten zapikał.
– Jakiego? – David wyparował z pomieszczenia i stanął w półkroku, po czym uśmiechnął radośnie na widok mojego przyjaciela. – Och, cześć, Ruggero. Dawno się nie widzieliśmy – mężczyzna podszedł do bruneta, który nieco się rozluźnił, a następnie oboje wymienili się uściskiem dłoni.
– Dzień dobry – zerknęłam na niego zza ramienia, dostrzegając szczery uśmiech. Wówczas moje spojrzenie powędrowało na Julio, który widocznie się zestresował jego widokiem, a utwierdziły mnie w tym jego zaciśnięte wargi, przełknięcie śliny oraz gwałtowne poruszenie się jego jabłka Adama. Poruszył się na swym miejscu, gdy ja zmarszczyłam brwi.
Chodzi o twojego brata.
– Witaj, miło cię poznać – wstał od stołu dziadek, podchodząc do Włocha z przyjaznym uśmiechem na twarzy. – Alexander jestem. Możesz mi mówić dziadku – roześmiał się, a wraz z nim brunet i oboje uścisnęli swoje dłonie. Popatrzyłam niespostrzeżenie na babcię, która z szeroko otwartymi wargami wpatrywała się w moją matkę, która jedynie posyłała jej jakieś migowe sygnały. Zmarszczyłam brwi, a w momencie gdy mama na mnie popatrzyła, posłała mi wymuszony uśmiech i wróciła do pracy. Okej, to było naprawdę dziwne.
– Ruggero – odparł miło. Staruszek zrobił zaskoczoną minę, biorąc swą dłoń i przerywając uścisk.
– Och, jesteś Włochem? – zapytał, dlatego natychmiast się odezwałam.
– Dziadku... – niemal jęknęłam żałośnie. Chciałam mieć ten etap już za sobą i mimo, iż wiedziałam, że pyta on naprawdę w dobrej intencji, poczułam się nieswojo, gdyż mogłoby być to pytanie dla niego zwyczajnie niekomfortowe.
– No co? Tylko spytałem. Przecież to nic obraźliwego. Jeśli tak, w takim razie przepraszam – zwrócił się do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu, gdy ten jedynie się roześmiał.
– Nie, w porządku. To nic takiego – zapewnił, posyłając staruszkowi uśmiech. Alexander popatrzył na mnie wzrokiem mówiącym "A nie mówiłem?" – Tak, jestem Włochem.
– Kiedyś miałem przyjaciół, którzy byli Włochami. Co za wspaniali ludzie... Szkoda, że los nas rozdzielił i już więcej prawdopodobnie się nie spotkamy – pokręcił wyraźnie poruszony głową.
– Oj, daj spokój, Alexandrze, to było ponad dwadzieścia lat temu. Być może jeszcze kiedyś będzie nam dane ich zobaczyć – koło nas zjawiła się Eleanor, której wzrok powędrował na szatyna. – Bardzo miło cię poznać, Ruggero – uśmiechnęła się w ten sposób, gdy babcia widzi swoje wnuczęta po bardzo długim czasie i marzy tylko o tym, aby je uściskać. I dużo się nie pomyliłam, ponieważ staruszka zgarnęła mojego przyjaciela w ramiona. Chłopak oddał uścisk lekko zakłopotany, lecz po chwili odwzajemnił go i uśmiechnął szeroko, przymykając lekko powieki.
– Panią również – oderwali się od siebie.
Babcia przez moment przypatrywała mu się uważnie, finalnie układając swe pomarszczone dłonie na jego policzkach. Brunet ewidentnie się speszył, lecz nic nie powiedział, tylko z zaciekawieniem jej się przyglądał, uśmiechając. Zmarszczyłam brwi, kiedy trwało to zbyt długo, a on sam zdążył się spiąć ze wstydu oraz zakłopotania. Wtedy kobieta zabrała głos, a mnie zamurowało.
– Tak bardzo mi kogoś przypominasz. Jesteście identyczni – niemal wyszeptała z zafascynowaniem, a ja pomrugałam parokrotnie zdezorientowana. On sam lekko ściągnął brwi i między nimi pojawiła się malutka zmarszczka.
– I kto tu powinien dać spokój, Eleanor? – zaśmiał się dziadek, kręcąc głową rozbawiony i wtedy kobieta otrzeźwiała, mierząc męża karcącym spojrzeniem.
– Przypominam ci, że nie możesz jeść nic tłustego. Masz za wysoki cholesterol!
Zaśmiałam się, a wraz ze mną reszta i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Ojciec zaoferował się, że pójdzie otworzyć, więc odeszliśmy z Ruggero, idąc do stołu. Babcia przeszła do kuchni, aby pomóc w czymś mamie, a dziadek zasiadł na swoim miejscu. Usłyszeliśmy głośne rozmowy dochodzące z korytarza. Alisa szykowała już do stołu, kładąc z babcią różne potrawy, dziadek przeszedł do holu się przywitać, a ja zasiadłam na miejscu obok Julio, a naprzeciwko mnie brunet. Jego zimne, przeszywające spojrzenie powędrowało na mojego brata, który jedynie przełknął głośno ślinę zestresowany.
– Chyba musimy sobie porozmawiać – wycedził przez zęby cicho, pochylając się lekko w jego stronę. Ja za to przenosiłam spojrzenie z jednego na drugiego, marszcząc brwi.
– Może mi ktoś wyjaśnić w końcu co tu się dzieje? – warknęłam w ich stronę, lecz jedyne co uzyskałam to krótkie spojrzenie.
W pokoju rozbrzmiały głośne rozmowy, dlatego wszyscy przerwaliśmy kontakt wzrokowy ze sobą i zwróciliśmy się w kierunku wchodzących do pokoju cioci z wujem oraz dwojgiem moich kuzynów. Dziewczynka, jak zwykle była dręczona przez swojego starszego brata, który psocił jej się na każdym możliwym kroku. Mała tupnęła nogą, zakładając ręce na klatce piersiowej.
– Gabriel! – krzyknęła, dlatego się roześmiałam i wstałam od stołu podobnie, jak chłopcy. Ciocia podeszła pierw do dziadka, witając się nim buziakiem w policzek.
– Dzień dobry – przywitała się z uśmiechem. Wuja za to obszedł stół, idąc w kierunku swej matki oraz siostry.
– Cześć, Aurora. Co słychać? – zagadał ją, a ta mu prędko odpowiedziała, mówiąc:
– Wszystko w porządku – odeszła i skupiła swój wzrok na mnie. – Cześć, kochana – uściskała mnie, a ja ją.
Nim się obejrzałam, witała się z Julio, więc popatrzyłam na drugą stronę stołu, gdzie stał brunet. Właśnie się przedstawiał mojemu wujkowi, ściskając jego dłoń z uśmiechem, gdy Harry poczynił to samo. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym podeszłam do nich, a właściwie wuja do mnie, aby się ze mną przywitać. Chwilę później byłam ściskana przez wysokiego bruneta.
– Siemka, mała – poczochrał mnie po włosach, na co warknęłam przez śmiech. – Jak tam gra? Fajna? – zapytał, nawiązując do prezentu urodzinowego.
– Pewnie! Już prawie całą z tym cepem przeszliśmy – wskazałam dłonią na brata, który jedynie przewrócił oczami, lecz potwierdził me słowa.
Niedługo po tym zasiedliśmy wszyscy do stołu, rozpoczynając nieoficjalny posiłek. Każdy nakładał sobie to, co chciał zważywszy na jedzenie, które w ogromnych ilościach leżało na blacie. Rozpoczęły się, jak zwykle rozmowy o polityce, rodzinie, pracy, a także innych pierdołach mniej ważnych. Oczywiście nie zabrakło również wspaniałych, dwuznacznych żarcików mojego wuja wraz z ojcem, którzy dogadywali się, niczym bracia. Dowiedziałam się też, że ostatniego czasu jakiś dwudziestoletni mężczyzna zabił kobietę w ciąży, ponieważ był pod wpływem narkotyków i nie wiedział w większości, co robi. Ciocia narzekała na to, iż czasami już nie daje rady ze swoimi dziećmi, które nawzajem sobie dokuczają i biegają całymi dniami po domu, bawiąc się. Babcia opowiedziała swoją historię z życia, kiedy my w trójkę siedzieliśmy, jedząc lub po prostu gadając od czasu do czasu na jakiś błahy temat. Jednakże widziałam cały czas tę napiętą sytuację między dwoma chłopcami, którzy podchodzili do siebie z dystansem. Jeden z nich był wściekły, zaś drugi przestraszony tym pierwszym. Marzyłam tylko o tym, aby dowiedzieć się o co biega, bo po prostu nie dawało mi to już spokoju!
Jasnym było to, że nie obyło się bez alkoholu. Ojciec z wujkiem popili przez co humor im dwukrotnie dopisywał, ciocia jedynie wzdychała, irytując się na swojego męża, kiedy mama popijała wino wraz z babcią. Mia razem z Gabrielem bawili się wokół stołu, oglądali telewizję i krzyczeli, gdy nawzajem sobie dokuczali. Wówczas David wstał na równe nogi, polewając whiskey, po czym skupił wzrok na naszej trójce.
– Młodzi? Pijecie? – zapytał, wskazując na butelkę. Pokręciłam głową, jako pierwsza.
– Nie mogę, tato – posłałam mu znaczące spojrzenie i od razu przypominając sobie, iż biorę leki, kiwnął głową ze zrozumiałym wyrazem twarzy.
– Ruggero? – spytał chłopaka.
– Jestem autem – odparł i zacisnął wargi, lecz finalnie się uśmiechnął. Mężczyzna pokiwał zrozumiale głową, odwzajemniając gest.
– Hej! A ja? – oburzył się Julio, wyrzucając dłońmi w górę z niedowierzania. Ojciec zmierzył go pouczającym wzrokiem.
– Ty już odstawiłeś popis ostatnio – burknął w jego stronę.
– Aha? – usadowił obie ręce na stole, wyciągając je mocno i zrobił swą minę z serii "Jak możesz, tato?". Mężczyzna pokrótce się roześmiał, kiedy wujek zapuścił jakimś kawałem, po czym obszedł stół i do nas podszedł, wlewając do szklanki whiskey.
Wrócił na swoje poprzednie miejsce, gdy mój brat upił łyk alkoholu. Skrzywił się lekko, lecz nic nie powiedział i odstawił szklankę na miejsce. Zerknęłam na zegarek na lewym nadgarstku i westchnęłam widząc godzinę osiemnastą. Trzy godziny siedzenia przy stole, konsumowania, rozmawiania oraz słuchania żarcików wujka z tatą. Miałam ochotę już stąd odejść i dowiedzieć się w końcu o co każdemu wokół mnie chodzi. Zwłaszcza tym dwóm kretynom, którzy podchodzili do siebie przez cały ten czas z dystansem.
Wzięłam talerz i nałożyłam sobie karkówki wraz z sałatką makaronową. Kochałam ją. Także nalałam soku pomarańczowego do szklanki i usiadłam, gdy moja matka się do nas zwróciła z uśmiechem.
– Co tam dzieciaki? – zapytała uprzejmie, obracając w dłoni kieliszek wina. Zaczęłam konsumować nałożone jedzenie, kiedy tamta dwójka siedziała i przestała o czymś dyskutować.
– Nic – odparł mój brat.
– Jak zjem to możemy iść? – spytałam z pełną buzią, patrząc na kobietę. Przegryzłam kawałek chleb i poczułam na sobie siedzącego naprzeciwko mnie bruneta wzrok, który uśmiechnął się półgębkiem. Zawstydziłam się lekko.
– Pewnie, że tak – odparła i upiła łyk alkoholu. – Nie musicie przecież siedzieć z nami. Ze starymi.
Chłopak zaśmiał się cicho pod nosem, gdy ja przełknęłam porcję, a Julio widocznie się zadowolił.
– No i zajebiście – podsumował, a matka posłała mu znaczące spojrzenie. Parsknęłam pod nosem.
– A co u ciebie, Ruggero? Widzisz, poznałeś naszą rodzinę od tej strony alkoholowej – rzekła i wskazała jednocześnie głową na drugą stronę stołu, gdzie David razem z Harrym śmiali się z czegoś głośno, a babcia przemawiała do nich, lecz to nic nie dawało. Mia zajadała się na kolanach Aurory, rozmawiając z dziadkiem, kiedy Gabriel prosił tatę o to, by pograł z nim w piłkę. Dziś na dworze świeciło słońce, a temperatura wynosiła około piętnastu stopni.
Szatyn pokręcił rozbawiony głową, zwieszając spojrzenie na swoją dłoń ułożoną na stole.
– Wszystko dobrze. Jutro do pracy – wzruszył ramionami, gdy brunetka nagle się wyprostowała zaskoczona.
– Och, pracujesz. Co za miłe zaskoczenie – jej głos się zmienił na bardziej insynuujący i popatrzyła to na mnie, a to na mojego brata wymownie. Uśmiechnęłam się sztucznie, a chłopak obok przewrócił oczami. – I gdzie pracujesz?
– W warsztacie samochodowym – spojrzał na nią, okręcając głowę w lewo oraz uśmiechając się.
– Ciekawie, nie powiem – wydęła dolną wargę, lekko potrząsając głową, po czym upiła łyk wina. – Widzicie? Moglibyście brać przykład ze swojego przyjaciela – ostatni raz posłała nam wymowne spojrzenie i wstała od stołu, zabierając się za sprzątanie niektórych rzeczy, by podać kolejne potrawy.
Przewróciłam oczami tym razem, kończąc jeść oraz upijając ostatni łyk soku. Spojrzałam na mamę, której babcia zaoferowała się pomóc wraz z ciocią, kiedy Mia także zakończyła swój posiłek.
– Dobra, my idziemy! – zaalarmowałam, wstając od stołu, co poczynili również moi kompani. Wzrok mężczyzn powędrował na nas, gdy kierowaliśmy się do wyjścia z jadalni.
– Przyjdźcie potem coś przekąsić albo się napić! – zawołała mama z kuchni.
– Idziecie na górę? – zapytał tata, przelatując po każdym z nas wzrokiem.
– Tak. Później przyjdziemy – odparł Julio.
Nic więcej nie dodając, wyszliśmy z pomieszczenia tym samym znajdując się w holu. Ruszyłam jako pierwsza, a za mną dwoje chłopców, aż weszliśmy na pierwsze schodki i oddaliliśmy się od imprezy rodzinnej. Wtem usłyszałam za sobą szmery wraz z odgłosami podobnymi do szeptu, więc odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami, dostrzegając ich natychmiastową reakcję, jaką był sztuczny, wymuszony uśmiech. Serce waliło mi nieco szybciej, lecz tego nie skomentowałam tylko posłusznie podreptałam do swojego pokoju. Pokrótce wszyscy weszliśmy do środku i w momencie, gdy zamknęłam za nami drzwi, stało się to.
– Coś ty sobie myślał, do kurwy, co?! – podskoczyłam w miejscu, opierając się o powłokę drzwi, gdy dostrzegłam, jak Włoch przyciska mojego brata do ściany, trzymając jego koszulkę w dłoniach i niemal go unosząc do góry. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów. – Do reszty żeś zmysły postradał?! Jak możesz być takim pierdolonym bezmózgiem!
Pomrugałam parokrotnie, w końcu trzeźwiejąc. Julio widocznie skulony nie miał odwagi nawet spojrzeć mu w oczy, dlatego przez calutki ten czas wgapiał się w tors swojego napastnika. Wkroczyłam do akcji, odbijając się od drzwi i podchodząc do nich widocznie zdenerwowana.
– Puść go, do cholery! – warknęłam, czując jak puls mi znacząco przyspiesza. Brunet obserwował znacznie mniej masywniejszego od siebie chłopaka, finalnie go puszczając. Delikatnie się od niego odsunął, gdy ten wyprostował zgniecioną koszulkę.
Wzięłam głęboki wdech, masując skronie. Nawet nie wiem, kiedy mnie rozbolały.
– Może mi któryś z was powiedzieć w końcu o co chodzi? – spytałam ciszej oraz łagodniej, wypuszczając powietrze ze świstem z ust.
– O nic – odburknął Peña, dlatego zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem, kiedy dwudziestolatek kolejny raz podszedł do mojego brata z rozwścieczonym wyrazem twarzy.
– O nic? Masz czelność jeszcze mówić, że o nic nie chodzi, gdy odwaliłeś takie gówno?! – ponownie wrzasnął i gdy miał zamiar go przygwoździć do ściany, szybko do nich podeszłam, stając między nimi oraz kładąc dłoń na ich klatkach piersiowych. Oboje głośno oddychali, a ja odepchnęłam Włocha na bezpieczniejszą odległość, patrząc na niego uspokajającym wzrokiem.
– Ruggero, dosyć – powiedziałam z hardo uniesioną głową, patrząc w jego płonące żywym ogniem tęczówki, aż w końcu wbił we mnie swoje oczęta, nieco się uspokajając. Płomień powoli przygasał, a rysy twarzy łagodniały. – Powiedzcie mi, co się dzieje, do cholery.
Mój brat głośno westchnął, odwracając wzrok z widocznym zakłopotaniem. Drugi zaś wykrzywił wargi w sarkastycznym, złośliwym uśmiechu.
– Twój brat został wczoraj zawodnikiem. Och, i zanim zapytasz jakim, odpowiem, że tym, co ja. W skrócie, będzie brał udział w wyścigach.
Oddech ugrzęzł w mym gardle, kiedy serce zaczęło łomotać z zawrotną prędkością i niemal nie wyskoczyło z mej klatki piersiowej. Zamrugałam kilkakrotnie, a moja szczęka uderzyła z hukiem o podłogę, gdy z twarzy pomału odchodziła krew. Nie, to niemożliwe, powtarzałam w głowie. Nie zrobiłby tego, do cholery, wiedząc na jakich jest to zasadach! Słyszałam głośne prychnięcie bruneta. Przeniosłam na niego swoje wytrzeszczone ślepia, obserwując jego ruchy. Zaśmiał się gorzko pod nosem, a wtedy popatrzyłam na Julio, który zwiesił głowę i zacisnął mocne swoje wargi.
– C-co? – wykrztusiłam z siebie w końcu, gdy wolno do mnie docierało, co się właśnie stało. – To prawda? – zapytałam słabo.
Brunet nie odpowiedział. Wtedy to ja go popchnęłam na ścianę.
– Czy to prawda?! – uniosłam głos do takiego stopnia, że roznosił się on echem po moim pokoju. Przeraziłam samą siebie, jednak dalej pozostawałam twarda, patrząc w jego oczy. Wówczas i on na mnie spojrzał z przepraszającym wyrazem twarzy.
– Tak – powiedział tylko.
Nagle poczułam niepohamowaną złość, dlatego zaczęłam walić pięściami w jego klatkę piersiową, tors oraz brzuch, aż zaczął zwijać się z bólu, a mnie od niego siłą odciągnięto. Czułam czyjeś duże dłonie na swych biodrach oraz zaciskające się palce, a potem zostałam przyciągnięta do czyjegoś ciała.
– Ty popierdoleńcu! Jesteś największym kretynem na świecie! Nie znoszę cię! Idź się leczyć! Mało mamy problemów na głowie?! Nienawidzę cię! Dlaczego?! Po co coś takiego zrobiłeś?!
Wylewałam, nie znając końca, jednocześnie się wyrywając, aż w końcu zostałam odwrócona w stronę mojego sprawcy i wciągnęłam gwałtownie powietrze, widząc przed sobą te bardzo dobrze znane mi rysy twarzy.
– Teraz to ty się uspokój – powiedział zimno, a jego słowa były dla mnie, niczym kubeł lodowatej wody. Patrzyłam w jego prześwietlające tęczówki, finalnie zaczerpując większej ilości powietrza.
Dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż pokiwałam głową nieco uspokojona i odwróciłam się z powrotem w kierunku mojego brata, gdy brunet mnie puścił. On zawsze mnie uspokajał. Był moją prywatną oazą spokoju. Jego ciemne w odcieni gorzkiej czekolady oczęta, piękny i zjawiskowy uśmiech, a przede wszystkim te ramiona, w których czułam się najbezpieczniej. Był mą definicją ciepła, spokoju oraz bezpieczeństwa.
Wbiłam mrożące krew w żyłach spojrzenie w Julio, a ten westchnął głośno.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam łagodniej, jednak z dozą jadu w głosie słyszalną w całym pokoju.
Dziewiętnastolatek poruszył się, odbijając od ściany i wbijając we mnie swoje przygaszone oczy. Zdziwiłam się, czekając na jego odpowiedź. I wierzcie mi. Spodziewałam się wszystkiego, bez żadnego wyjątku. Jednakże tego, co usłyszałam... wtedy czułam się, jakbym żyła w pieprzonej fikcji, z której ucieczki nie było, bo zwyczajnie nie istniała.
– Ze względu na moją matkę.
Sparaliżowana stałam pośrodku pokoju, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami, kiedy serce zaczęło przyspieszać bicia. Byłam w zbyt wielkim szoku, podobnie jak mój kompan, by cokolwiek odrzec. Nawet nie byłam pewna czy mrugałam, lecz pieczenie oczu utwierdziło mnie w tym, że jednak nie.
Brunet wziął głęboki wdech, po czym usiadł na moim łóżku, zwieszając głowę i bawiąc się swoimi dłońmi. Patrzyłam na niego, niczym w hipnozie, mając nadzieję, że zaraz się wybudzę z tego koszmaru. To jednak nie nastąpiło.
– Twoja matka nie żyje, Julio – mój głos drżał. Chłopak uniósł głowę, spoglądając na mnie, a w jego oczach dostrzegłam dziwne uczucie.
– Ona żyje, Karol – wyszeptał słabym głosem. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, gdy brunet stojący obok mnie wyłączył się z konwersacji i pogrążał się we własnych myślach. Totalnie, jakby go tu nie było.
– Kto ci to powiedział? Hector? – zapytałam poddenerwowana, zaciskając dłonie w pięści. Kiwając głową, potwierdził me słowa, a ja poczułam jeszcze większą złość. – Och, daj spokój. Wierzysz mu? Temu obrzydliwemu człowiekowi, który zniszczył mu życie?! – uniosłam się i wskazałam dłonią na stojącego obok mnie Ruggero. Ten spojrzał na mnie z niejakim bólem w oczach. – Jest pieprzonym kłamcą, Julio! Nie daj się...
– Pokazał mi jej zdjęcia. Oni się znają – przerwał, doprowadzając mnie do jeszcze większego szoku.
Poczułam się tak, jakby ktoś właśnie uderzył mną o ścianę albo wepchnął w powierzchnię ziemi. Pomrugałam gwałtownie, nie będąc w stanie nic powiedzieć, dlatego kontynuował.
– Zmieniła nazwisko. Nie nazywa się już Margaret Peña, tylko Torres. Wyjechała do Paryża, gdzie stała się znaną projektantką mody i niedawno przyjechała do Argentyny. Poznali się, a potem zaprzyjaźnili – dostrzegłam w jego oczach ból. – Nigdy nie zmarła, jak mi ojciec mówił. Ona po prostu wyjechała.
Zaczerpnęłam większej dawki powietrza, siadając wolno na łóżku i próbując do siebie przyswoić tyle informacji na raz. Tego było zwyczajnie za wiele, bym mogła przemyśleć co dalej w tej oto chwili zrobić. Potrzebowałam znacznie więcej czasu, niż przypuszczałam na zanalizowanie każdego faktu. Margaret żyła. A może nie, tylko ten bezduszny, chory na umyśle człowiek zmanipulował mojego brata. Popatrzyłam na niego bezradnie.
– Hector sam zaoferował mi pomoc. A właściwie więcej informacji o niej, ale pod jednym warunkiem – przerwał, patrząc mi w oczy, gdy moje spojrzenie utknęło w martwym punkcie.
– Musisz zostać jednym z jego zawodników – dokończył za niego Włoch, który wreszcie włączył się do rozmowy. Nasz wzrok powędrował na niego, gdy ten ewidentnie o czymś myślał, jednak po chwili powrócił na ziemię, patrząc to na mnie, to na Julio.
– Dokładnie – potwierdził brunet z zaciśniętymi wargami, gdy tamten wziął więcej powietrza do płuc.
– I ufasz mu? Tak po prostu? – uniosłam się, jednocześnie wstając ze swojego miejsca, a następnie podchodząc do brata. – Przecież wiesz, jaki on jest. Wiesz doskonale, jak zrujnował naszego przyjaciela! Naprawdę chcesz w to brnąć?! – krzyknęłam finalnie, gdy ten popatrzył na mnie z błaganiem o wsparcie w oczach. Przecież nie mogłam mu odmówić. Byliśmy rodzeństwem.
– Widziałem wystarczająco dowodów, Karol. Muszę dowiedzieć się wszystkiego o swojej matce, która zdaniem ojca zmarła – westchnęłam, wtapiając wzrok w jego znacznie powiększone źrenice.
– Nie podoba mi się ten pomysł, młody. Masz pojęcie w co ty się właśnie wpakowałeś? – dołączył do mnie dwudziestolatek, stając obok i krzyżując ramiona na piersi. Luknęłam na niego kątem oka, widząc, jak zaciska szczękę.
– Gdybyś miał szansę dowiedzieć się czegoś więcej o swojej rodzinie, zgodziłbyś się? – podszedł krok bliżej swego przyjaciela, gdy ich klatki piersiowe niemal się ze sobą zetknęły. Mierzyli się zaciętymi spojrzeniami, a kiedy Ruggero oddał swym milczeniem jednoznaczną odpowiedź na pytanie, Peña uniósł brwi, uśmiechając złośliwie. – Tak myślałem.
Szatyn zacisnął pięści, a jego oczy widocznie pociemniały z narastającej złości.
– Dałbym naprawdę wiele, aby mieć tak wspaniałą rodzinę, jaką ty masz i nie narażać ich na żadne niebezpieczeństwo, zgadzając się na prośby tego psychopaty – wysyczał przez zaciśnięte zęby, byłam pewna, że jest o milimetr przed uderzeniem mojego brata, który dłuższą chwilę milczał. Wtem to ja się odezwałam, głośno wzdychając.
– Ruggero ma rację – podeszłam i odnalazłam po omacku jego dłoń, którą natychmiast pod wpływem mojego dotyku rozluźnił i pozwolił mi na splątanie naszych palców. – Masz cudowną rodzinę. Nie szukaj matki, która cię prawdopodobnie zostawiła. Nie zasługuje na ciebie w żadnym, najmniejszym stopniu.
Naprawdę wierzyłam, że to coś da. Iż kolejnego dnia obudzę się spocona i rozstrzęsiona, lecz z ulgą powiem, że to był tylko sen. Zwyczajny koszmar. Jednak rzeczywistość dawała mi coraz bardziej w kość, a życie naprawdę mnie nienawidziło. I z każdym kolejnym dniem utwierdzałam się w tym bardziej.
– Wybaczcie, ale to dla mnie szansa.
Z tymi słowami zostawił nas samych w pokoju, wychodząc. Dźwięk zamykanych drzwi dudniał mi w uszach przez długi czas, aż w końcu ustał i ciepły dotyk bruneta sprowadził mnie na ziemię, kiedy stanął naprzeciw mnie, szepcząc wyraźnie przejęty:
– Chyba mamy problem.
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak duży.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top