6. Odszedłeś, bo byłam niewystarczająca.
Rozdział dla kaludia52
Zapraszam do dawania gwiazdek i komentowania!
***
Niedługą chwilę później chłopak pchnął drewniane drzwi od baru, po czym spotkaliśmy się z zimnym powietrzem. Była połowa listopada i pogoda niezbyt dopisywała. Miałam na sobie długie, czarne jeansy oraz bluzkę na krótki rękaw z bluzą. Wzięłam ją z krzesła, gdy kierowaliśmy się do wyjścia.
Podeszliśmy do obdartego parapetu, opierając się o niego tyłem. Na parkingu nie było dużo ludzi, z czego się cieszyłam, ponieważ mogliśmy porozmawiać na spokojnie. Brunet wyciągnął papierosy z tylnej kieszeni spodni i wziął jednego, po czym wystawił paczkę w mą stronę, lecz odmówiłam. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu, kolejno westchnął, jakby właśnie sobie coś uświadomił.
I ja również to zrobiłam. Dotarło do mnie, że dzisiejszego dnia, siedząc przy jednym stole tyle czasu, nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Ani jednego.
– Wcale nie przyszłaś ze mną zapalić, racja? – zapytał chrapliwie z papierosem w ustach i podpalił fajkę czerwoną zapalniczką. Przeszły mnie lekkie dreszcze przez zimny wietrzyk, a następnie potarłam dłońmi ramiona, by się rozgrzać.
– Myślałam, że to oczywiste – odparłam słabo, zwieszając głowę i zaczynając bawić się kamyczkami na asfalcie. Do moich nozdrzy dotarł zapach papierosów, dlatego delikatnie zaciągnęłam nosem. Lubiłam tę woń.
– Od jakiegoś czasu już nie potrafię cię rozgryźć – powiedział obojętnie, wzruszając ramionami i zaciągając się nikotyną. Zacisnęłam wargi w wąską linię, parskając pod nosem oraz pocierając mocniej swe ramiona. – Zimno ci?
– Odrobinę – odparłam zgodnie z prawdą. Chłopak w odpowiedzi głośno westchnął, nie kryjąc swej niechęci, czy irytacji.
– Mogłaś zostać w środku – mruknął, paląc dalej swego papierosa. Kopnęłam kamyszka będącego przede mną i odetchnęłam nieco głębiej, przymykając na sekundę powieki.
– To chyba ten moment, gdy dajesz mi swoją bluzę – parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.
– Raczej nie jestem typem romantyka – skomentował zdegustowany, wzdychając.
– No tak – pokiwałam ledwo widocznie głową, po czym uniosłam ją, aby na niego spojrzeć. Trzymał w lewej dłoni tlącego się papierosa i patrzył przed siebie z nieodgadnioną miną.
Wówczas usłyszałam głośne westchnięcie, a zaraz za nim ruch, którego się nie spodziewałam. Brunet wolno objął mnie jednym ramieniem i przyciągnął do siebie, tak, że nasze ciała się zetknęły ze sobą. Emanował ciepłem, tym samym sprawiając, iż rozgrzał mnie do granic możliwości. Ze skrętem jelit ledwo poruszyłam jedną kończyną, już nie wspominając o tym, jak szarżujące stada motyli latały w zawrotnej prędkości w mym brzuchu. Uniosłam ledwo głowę, próbując zaciągnąć się choć małą dawką powietrza przez automatyczne zaprzestanie oddychania, lecz gdy to zrobiłam, od razu tego pożałowałam. Bo wtedy poczułam ten intensywny zapach jego perfum, który pamiętałam z sierpnia. Z ostatniego, dobrze spędzonego razem dnia.
– Czemu zawsze robisz wszystko przeciw moim planom – burknął pod nosem, kręcąc głową. Byłam pewna, że mamrocze sam do siebie, jednak odparłam, parskając śmiechem.
– W większości nasze plany chuj strzela – powiedziałam, doprowadzając go do cichego, krótkiego śmiechu. Wypalił papierosa, rzucając niedopałek na ziemię i zdeptując go butem.
– Masz rację – przyznał.
Staliśmy tak chwilę, jednak była ona dla mnie wystarczająca. Po trzech miesiącach stał obok mnie. Przytulał mnie. Pachniał, jak dawniej. I co najważniejsze on po prostu był. Wszystkie moje sny o tym, aby choć na sekundę znowu poczuć się tak, jak w tym momencie, stały się zwyczajną rzeczywistością, która jeszcze do mnie w pełni nie docierała. Nie byłam w stanie nawet poruszyć się o milimetr, gdyż bałam się, że za moment się ode mnie odsunie, a całość ulegnie destrukcji. A moje największe pragnienie zostanie mi odebrane.
Pod wpływem emocji, przylgnęłam do jego ciała bardziej i ułożyłam wygodnie głowę na jego prawej piersi. Brakowało jeszcze przytulenia go mym wolnym ramieniem w pasie, jednak powstrzymałam się, gdyż wiedziałam, że może być to dla niego za wiele. A chciałam calutką sobą nacieszyć się choć kilkadziesiąt sekund tą chwilą, by potem zanurzyć się w swej kołdrze i to przeżywać, głośno szlochając w poduszkę. Mimowolnie westchnęłam, przymykając powieki, ponieważ poczułam pierwsze sączące się w kącikach oczu łzy. Nie chciałam płakać. Nie chciałam psuć tego momentu oraz go do siebie zniechęcić jeszcze bardziej, niż to było możliwe. Jednak wiedziałam, że muszę przeprowadzić z nim obiecaną sobie rozmowę. Chciałam wiedzieć, po czym stąpam.
– Dlaczego odszedłeś? – zapytałam słabo ochrypłym głosem, który brzmiał prawie, jak szept. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku, zostawiajac na nim piekący ślad.
Brunet nieskłonny do rozmowy jedynie westchnął i poruszył delikatnie na swym miejscu. Wiedziałam, że chce już zabrać swe ramię z powodu mojego pytania. Był nieco bardziej spięty, niż chwilę temu, dlatego przygotowałam się na najgorsze. Znowuż zamknęłam oczęta, wdychając jego zapach.
– To nie jest temat na dzisiejszy wieczór. Nie moglibyśmy się dziś bawić i zapomnieć choć na sekundę o problemach? – jego głos był znacznie chłodniejszy. Wywołał we mnie ciarki, dlatego wzdrygnęłam się, a kolejne krople wypływały z moich lekko przekrwionych oczu.
– A to nie jest odpowiedź na moje pytanie – wychrypiałam słabo, bojąc się jego reakcji.
I wówczas to się stało.
Zabrał swoje ciepłe ramię, tym samym sprawiając, że chłód owiał mnie z każdej strony. Wzdrygnęłam się, opatulając ramionami, gdy on odbił się od parapetu i powędrował kilka małych kroków przed siebie, wsadzając dłonie do kieszeni spodni.
– To nie jest takie proste – burknął pod nosem. Stał do mnie tyłem, nie racząc nawet obdarować mnie swoim spojrzeniem, jednak w głębi odrobinę za to dziękowałam. Patrząc w jego oczy, byłam w stanie kolejny raz przepaść i nie widzieć żadnego ratunku. A przecież wierzyłam, że takowy istnieje.
– Więc mi to wytłumacz – rzekłam marnie, a obraz przed mymi ślepiami stawał się nieco bardziej rozmazany przez goszczące łzy, których za wszelką cenę pragnęłam uniknąć. Nie chciałam, by patrzył na mnie, jak na słabą dziewczynę biorącą na litość chłopaka, który ją zostawił, bo nie chciał mieć z nią już nic do czynienia. – Naprawdę przez cały ten czas chodziło ci tylko o zemstę? Na... tej dziewczynie? – wyszeptałam ostatnie słowa, widząc, jak napina ciało, przez co lekko się przeraziłam.
– Powiedziałem, że to nie czas na tę rozmowę – odparł chłodno z nutą złości, spinając się bardziej, lecz to mnie nie zniechęciło, aby się się wycofać.
– Chcę wiedzieć, czy ci na mnie zależało. Chociaż w tym najmniejszym stopniu – ściszyłam głos do szeptu. Również odbiłam się od obdartego parapetu i podeszłam krok bliżej niego, gdy stał do mnie tyłem. Patrzyłam na jego ładne plecy i mimo materiału bluzy, mogłam dostrzec, jak napinają się z mijanymi sekundami bardziej. Drażniłam go swymi tekstami, odczuwałam nawet, że również obecnością. Było przyjemnie nam obu, lecz postanowiłam to zniszczyć jednym pytaniem, które krążyło po mej głowie od trzech miesięcy.
Dwudziestolatek wziął głęboki wdech, dłuższą chwilę milcząc, aż w końcu poruszył się nieznacznie.
– Myślisz, że gdyby mi nie zależało, przyjechałbym do ciebie wczoraj? – zapytał nieco łagodniejszym głosem, lecz dalej był zły. Po wyciągnięciu dłoni z kieszeni swych spodni, zacisnął je w pięści.
– N-nie wiem – zająkałam się, podnosząc głos oraz wyrzucając bezradnie ręce. – Powiedziałeś, że gdyby nie moje urodziny, wcale byś nie przyjechał – dodałam, po czym zaciągnęłam nosem, a kolejne krople spłynęły po moich policzkach zapewne niszcząc makijaż.
– Bo bym tego nie zrobił – odburknął, wzruszając jednocześnie ramionami.
– No właśnie, do cholery! – wykrzyczałam, ponieważ nie miałam już więcej siły. – Odchodzisz z mojego życia bez żadnego wytłumaczenia, traktujesz, jak powietrze, a po trzech miesiącach zjawiasz się kolejny raz. Mącisz mi w głowie, Ruggero!
– Nie krzycz – podsumował i westchnął, unosząc lekko głowę oraz zapewne wbijając wzrok w gwieździste niebo. Prychnęłam jedynie pod nosem oburzona, a zarazem wykończona. Łzy spływały po policzkach, finalnie spadając wprost na mą szyję, czy też biust, jednocześnie mocząc koszulkę. Wszystko we mnie buzowało.
– Nie stać cię na nic więcej? – zapytałam, wymachując trzęsącymi rękoma i nie kontrolując powoli swoich emocji. Byłam o krok od kolejnego ataku paniki pomimo zażycia dzisiaj leków. – Od pierdolonych trzech miesięcy próbuję dojść do wniosku, dlaczego odszedłeś bez żadnego wyjaśnienia. Sądziłam, że po tym, gdy Maia z Maxi'm o wszystkim wiedzą, będziemy mogli dać sobie w końcu szansę. Nawet nie wiesz, jak tego desperacko pragnęłam! – kolejny raz podniosłam głos, pozwalając łzom swobodnie spływać z zawrotną prędkość.
On dalej milczał.
– Pomału zaczęłam wariować, odcięłam się od wszystkich oraz wszystkiego, nie pozwalając sobie pomóc. Nie jadłam, nie piłam, wylądowałam u pierdolonego psychologa, który stwierdził u mnie stany lękowe oraz depresję, bo tak mi na tobie zależało! Zasługuję na wyjaśnienia! – wykrzyczałam, zdzierając swe gardło oraz w końcu osiągając stan, z którego nie było odwrotu. Straciłam całkowicie panowanie nad swoim ciałem, dlatego poczułam pierwsze bóle żołądka, duszności, zimny pot na mych plecach oraz pierwszy ucisk w klatce piersiowej. Pomrugałam parę razy, dzięki czemu oczyściłam oczy z łez i popatrzyłam na swoje dłonie, które przerażająco drżały. Czekałam powoli na apogeum, lecz w tej samej sekundzie, chłopak zaczął wolno się odwracać w mą stronę. Uniosłam głowę w końcu napotykając się z jego pociemniałymi tęczówkami, które okazały się dziś moim ratunkiem. Szukałam w jego oczach spokoju, którego się doczekałam, dlatego ból głowy minął wraz z ukłuciami w piersi. Wszystkie symptomy ustawały, gdy patrzyłam zahipnotyzowana w jego czarne ślepia. Błyszczały i pozostawały lekko przekrwione, jakby również walczył sam ze sobą. Wówczas jego ładne wargi się otworzyły, a ja zaczerpnęłam większej dawki powietrza, finalnie się uspokajając.
– Zrobiłem to ze względu na ciebie – rzekł, nieprzerwanie patrząc w moje zalane łzami oczy.
I wtedy zrozumiałam. Obudziłam się z tego koszmaru, w którym trwałam, myśląc z jakiego powodu odszedł z mojego życia, omijając najważniejszy szczegół, jakim byłam ja. Szukałam wokół siebie głównego powodu naszego rozstania, nie domyślając się, że przez cały ten czas chodziło o mnie. Rozchyliłam wargi, jednocześnie rozszerzając oczy, które widocznie przygasły. Tym razem ból w klatce piersiowej wcale nie należał do tego, co zawsze. Teraz był to największy ból, jakiego w życiu nie przeżyłam, uświadamiając sobie, że zawiodłam.
– Odszedłeś, bo byłam niewystarczająca – wyszeptałam i zwiesiłam wzrok, a potem głowę. Nawet nie byłam pewna, czy w dalszym ciągu oddychałam z powodu tego, czym dostałam prosto w serce. Najczulszy punkt, jakim byłam ja sama.
– Co takiego? – brunet ocknąwszy się, zmarszczył brwi i zrobił jeden mały krok w moją stronę.
– Bo jestem nędzna – uniosłam na powrót głowę, wbijając marne spojrzenie w jego ślepia, którymi intensywnie mnie taksował. – Nie dałam ci tego, czego oczekiwałeś. Byłam dla ciebie nieodpowiednia i cię zawiodłam. Zawiodłam, bo byłam zbyt nisko, abyś poczuł się ze mną dobrze i mógł wspominać nasze spotkania z uśmiechem, tak, jak robiłeś to z innymi dziewczynami. Tymi wystarczającymi dla ciebie. Tymi, z którymi było ci przyjemnie w porównaniu do mnie, bo nie dałam ci tego na co zasłu...
I nie dane mi było dokończyć, gdyż chłopak w dwóch krokach zniwelował między nami odległość, znajdując się tym samym przede mną. Uchwycił dłońmi mocno moje policzki i wcisnął w moje usta intensywny pocałunek.
Wszystko działo się zbyt szybko, bym mogła od razu zareagować. Stałam dobrą chwilę w jednej pozycji, gdy serce zaczęło łomotać z zawrotną prędkością, próbując się wyrwać z mej piersi. Dopiero po jakimś czasie zamknęłam powieki i skupiłam się na jego miękkich wargach znajdujących się na moich. Ułożyłam dłonie pierw na jego szybko unoszącą się klatkę piersiową, zaciskając palce na czarnej bluzie, a później przeniosłam je na jego dłonie, którymi obejmował moje gorące policzki. Całował mnie namiętnie, a zarazem wkładał w to wszystkie emocje, które w nas siedziały, sprawiając, iż pocałunek należał do tych cholernie uczuciowych. Przysunęłam się bliżej niego, o ile było to możliwe, po czym oddałam pocałunek, a on skradł kolejny. Wszystko we mnie drżało. Każdy narząd był o milimetr od eksplozji, a wszystkie kończyny powoli zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa, dlatego mocno przywarłam do jego ciepłego ciała, kosztując jego warg dalej. Znowuż poczułam ten smak, gdy badałam każdy milimetr jego ust, o których marzyłam od ostatniego naszego spotkania w sierpniu. Byłam w stanie zabić, by ponownie znaleźć się w jego ramionach i zaznać tego uczucia na nowo, a teraz ono się zwyczajnie działo. Staliśmy przy barze, całując spokojnie z uczuciem, gdy jeszcze dwa dni wcześniej nawet się nie spodziewałam, że wkroczy do mojego życia kolejny raz.
Dopiero, gdy brakło nam obu tchu, brunet wolnym ruchem zaczął się ode mnie odsuwać. Wówczas nie czułam już jego miękkich warg na swoich ustach, przez co ogarnął mnie dreszcz. Nie otwierając powiek, wdychałam jego ciepły oddech mięty pomieszanej z papierosami oraz alkoholem. Żadne z nas się nie odzywało. Także nie ściągnął swoich dłoni, tylko delikatnie rozpoczął koliste ruchy na mym jednym policzku. Pieścił kciukiem mą rozgrzaną skórę począwszy od kości policzkowej, a kończywszy na szczęce, którą zacisnęłam.
– Odszedłem, by cię chronić.
Wtedy uchyliłam powieki, napotykając się z jego ciemnymi, podchodzącymi pod czerń tęczówkami. Taksował mnie nimi intensywnie, doprowadzając do szału i wdzierając w głąb mej duszy. Byłam gotów rzucić mu się do stóp oraz błagać o zostanie w mym życiu już na amen. Tuż po jego cichym szepcie, z powrotem zamknął swe śliczne oczęta, odcinając mi do nich dostęp. Już wtedy nie myślałam. Przymknęłam powieki, po czym przysunęłam się bliżej, wpijając w jego wargi, co było dla niego małym zaskoczeniem. Nic innego nie potrzebowałam prócz pocałunków, za którymi tak śmiertelnie tęskniłam i popełniałam tak wiele nieumyślnych rzeczy, martwiąc swych przyjaciół, co również rodzinę. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, wyczuwając zabójcze bicie serce i ścisnęłam w trzęsących się dłoniach jego czarną bluzę, jednocześnie przyciągając go bliżej siebie, by nie miał możliwości odsunięcia się ode mnie. Czułam jego zarost na policzkach, ale także wokół warg, co mnie doprowadzało do szaleństwa. Traciłam powoli resztki racjonalnego myślenia. Gdy był blisko, nie myślałam za wiele, jakbym ograniczała swe myślenia tylko do jego osoby, a wszystko wokół nie miało najmniejszego znaczenia.
– Nie odchodź już więcej – wyszeptałam, gdy nasze wargi się rozłączyły. Tym razem to ja pożerałam go swym zagubionym wzrokiem, gdy on dalej z zamkniętymi oczami, ciężko oddychał.
– Karol... – mruknął swoim aksamitnym, zachrypniętym głosem. Momentalnie wzdrygnęłam się po wypowiedzeniu z jego ładnych warg mojego imienia, gdyż nie słyszałam tego przez cholerne trzy miesiące. Ułożyłam dłonie na jego policzkach, przez co otworzył wolno oczy.
– Pozwól mi być przy tobie. W jakikolwiek sposób. Jako znajoma, koleżanka, przyjaciółka... dziewczyna. Nie wiem, tak, jak ci odpowiada – paplałam zdesperowana, a po moim policzku znowu łza spłynęła. – Tylko pozwól mi być obecną w twoim życiu. Tak, jak kiedyś.
Widziałam w jego ślepiach to zawahanie pomieszane z pewnego rodzaju bólem, który za wszelką cenę chciał ukryć. Bał się przede mną otworzyć, a przecież moje ramiona przez calutki ten czas były otwarte. Mierzyliśmy się nawzajem wzrokiem, ciężko oddychając. Gładziłam kciukiem jego zarośnięty policzek, gdy broda w przyjemny sposób drażniła mą skórę. Sama jego obecność oraz świadomość, iż mogę go dotknąć była straszliwie ekscytująca.
– Nie będziesz przy mnie bezpieczna – jego głos stał się ochrypły, dokładnie taki, jaki wielbiłam pod niebiosa. Ciepły oddech poczułam na swej twarzy, a zaraz po tym zaciągnęłam się zapachem jego perfum, przymykając znowuż swe ociężałe już powieki.
– Z tobą czuję się najbezpieczniej, do cholery – szepnęłam zmęczona. – Daj nam szansę, Ruggero. Potrzebuję cię, jak nikogo innego.
I wtedy chłopak ściągnął swoje dłonie z moich policzków, a mnie owiał śmiertelny chłód. Wzdrygnęłam się, po czym otworzyłam oczy, gdy on w tym samym momencie ściągnął me dłonie ze swojej twarzy i odsunął się, robiąc krok w tył. Spojrzał na mnie widocznie zmartwiony. Po raz pierwszy od dawna dostrzegłam w jego oczach ból. Zdawało mi się, że walczy sam ze sobą, a dokładniej między powinnością, a pragnieniem. Podobnie, jak ja jeszcze kilka miesięcy temu, gdzie właśnie pogoń za nim zwyciężyła. Czy rzeczywiście miałam nie być przy nim bezpieczna? Och, tak bardzo o to nie dbałam i szczerze powiedziawszy nawet nie miałam zamiaru brać tej opcji pod uwagi. W dzisiejszym świecie na każdym rogu czycha niebezpieczeństwo, na które w większości nie mamy żadnego wpływu. Byłam zbyt zdesperowana, aby pozwolić mu odejść kolejny raz, po tym, gdy narobił mi nadziei na lepsze jutro. Byłam gotowa zawalczyć o jego uwagę i obecność w mym życiu, nawet jeśli kilka dni temu nie miałam siły wstać ze swojego łóżka i zmierzyć się z własnymi problemami. On był moim lekarstwem, którego poszukiwałam tyle czasu.
Jego wargi lekko się zacisnęły wraz z szczęką, a oczy widocznie pociemniały. Taksowałam go zagubionym wzrokiem, czekając na to, co powie. Bałam się jego reakcji, lecz z drugiej strony pragnęłam mieć sprawę postawioną jasno. Dlatego moje dłonie lekko się spociły ze wzrastającego stresu, a żołądek zacisnął w supeł, gdy powoli zaczął otwierać swoje ładne usta.
– Będziesz przy mnie cierpieć. Nie dam ci tego, na co zasługujesz – orzekł twardo, patrząc w moje tęczówki. Podeszłam krok do niego, chwytając jego dłonie i mocno je ściskając.
– Wolę cierpienie z tobą, ni jeżeli bez ciebie – odparłam, po czym zadarłam głowę, szukając jego boleściwego spojrzenia. – Chcę, abyś był przy mnie.
Toczyliśmy bitwę na wzrok przez dobre kilka chwil. Błagałam go spojrzeniem, aby się zgodził. Niemo prosiłam o pozwolenie na pozostanie w jego życiu i na odwrót. By znowuż nie odchodził. Wwiercał się w mą duszę czarnymi, niczym smoła ślepiami, jakby czytał z mych oczu, jak z otwartej księgi, do której tylko on miał klucz. Ściskałam z mijanymi sekundami jego dłonie mocniej, co pokrótce odwzajemnił, a później pociągnął mnie w swą stronę i zmusił do objęcia w pasie. Rozplótł nasze ręce, kolejno układając dłonie na mej szyi, a kciukami zaczął pieścić mą skórę szczęki. I już nie widziałam nic z powodu zamknięcia powiek, gdy kolejny raz tej nocy złączył nasze spragnione siebie wargi. To było, jak czar rzucony wprost na nas. Zaklęcie, od którego nie byliśmy w stanie uciec. Jego szaleńcze bicie serca, emanujące ciepło, zapach, którego składniki zapamiętałam w głowie do końca mego żywota, smak jego miękkich warg oraz dotyk, od którego dostawałam gęsiej skórki. A teraz miałam to wszystko przed sobą i nie zdawało się na chwilę obecną uciekać.
Przywarłam mocniej do jego ciała, obejmując rękoma w pasie, jak prosił i pogłębiłam pocałunek, rozchylając wargi bardziej. I wówczas nasze języki po raz pierwszy po trzymiesięcznej przerwie się ze sobą spotkały, dlatego zadrżałam w jego ramionach. Zacisnął palce na mej szyi, po czym naparł na mnie mocniej, tak samo stęskniony tej pieszczoty, jak ja. Żadnego znaczenia nie miało to, że znajdowaliśmy się na widoku wśród innych ludzi, którzy z pewnością nam się przyglądali. Liczył się on. To, iż stał przede mną i zawzięcie całował, dając mi tym samym odpowiedź.
Powoli zaczęłam rozłączać nasze wargi, gdy zaczynało brakować mi tchu. Odsunęłam głowę, po czym uchyliłam powieki, aby na niego spojrzeć. Uśmiechał się półgębkiem, przez co poczułam przelatujące w moich brzuchu motylki.
– Jestem egoistą – mruknął w moje usta, co skwitowałam lekkim uśmiechem oraz wzruszeniem ramionami.
– Wiem – odparłam, doprowadzając go do większego uśmiechu. – Ale takiego cię lubię i nie mam zamiaru w tobie niczego zmieniać – dodałam i przysunęłam się bliżej, aby dotknąć swoim nosem jego, a potem oprzeć nasze czoła o siebie.
Było dobrze. A nawet i lepiej.
***
Przez większość czasu tańczyłam na parkiecie z przyjaciółmi. Nie patrzyłam na zegarek, nie liczyłam czasu i nie myślałam za wiele. Chociaż nie, wróć. Moją głowę zaprzątało jedynie wspomnienie sprzed godziny, gdy staliśmy przy barze i zawzięcie całowaliśmy nawzajem. Starałam się tego nie rozpamiętywać, gdyż mógł to być pierwszy i ostatni taki raz. Z nim nic nie było pewne. Jednak w głębi posiadałam cichą nadzieję na to, iż tym razem zostanie. Pozwoli mi być przy sobie, w każdym, pieprzonym momencie swojego życia, bo inaczej sobie nie poradzę.
Gdy wróciliśmy do baru i usiedliśmy na swych miejscach, każdy przy stole patrzył na nas podejrzliwie, próbując wyczytać coś z mojego wyrazu twarzy, bądź jego. Lecz w większości to właśnie z mojego, gdyż wiedzieli, iż potrafi on zakryć swoje najmniejsze emocje i nie pozwolić nikomu na odczytanie ich. Dlatego każdego po kolei wzrok padał na mnie, kiedy z błąkającym się malutkim uśmiechem zasiadłam przy stole i napiłam się soku pomarańczowego, gdyż w moim gardle była niesamowita susza. Także zwiesiłam głowę, a potem gryzłam wnętrze policzków z całej siły, by nie wybuchnąć entuzjazmem. Beatrice chwyciła mnie mocno za ramię i pytała co się wydarzyło, lecz moja jedyna odpowiedź to była: Później.
Po powrocie z toalety, wróciłam na swoje poprzednie miejsce, lecz zanim całkowicie zasiadłam na krześle, pierw podeszłam do baru, poprosić o kolejny sok. Tym razem jabłkowy. Luknęłam na wyświetlacz telefonu, widząc dochodzącą dwudziestą drugą. Pokrótce kelner przyniósł mi moje zamówienie, dlatego za wiele nie myśląc, nalałam soku do szklanki i upiłam kolejnego, solidnego łyka. Czułam się cholernie rozgrzana sama nie wiedząc już z jakiego powodu. Czy z tego, iż jakiś czas temu badałam każdy milimetr warg chłopaka, z którym nie miałam kontaktu tyle czasu, czy może dlatego, iż tańczyłam wiele razy z Sebastianem, Veronica, moim spitym totalnie bratem, Beatrice, Valentina albo Zachem. Agus z Michaelem byli mniej chętni do tańca, dlatego w większości rozmawiali przy stole lub barze w trójkę ze swoim przyjacielem, z którym jeszcze godzinę temu się całowałam! Miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, jaka byłam obecnie naładowana energią, euforią oraz radością! Przejechałam językiem po dolnej wardze, wspominając nasz pocałunek i jego wspaniały smak. Uniosłam lekko głowę, lukając na niego dyskretnie, gdy on w tym samym czasie patrzył na mnie z błąkającym się uśmiechem. A może tylko mi się zdawało, że się uśmiecha przez te towarzyszące mi emocje. Wszystko wewnątrz mnie krzyczało i rozrywało na szczątki.
Mój brat, który zatoczył się i w ostatniej chwili podparł o krzesła przy stole, usiadł na swoim miejscu. Już mniej nam wszystkim było do śmiechu, a zwłaszcza mnie i Beatrice. Jej, dlatego, że była jego dziewczyną i się o niego zwyczajnie martwiła, a mnie, iż ten idiota zarzyga mi nowy samochód. Westchnęłam, przymykając powieki, a później opierając łokciami o blat. Schowałam na moment twarz w dłoniach, po czym na niego popatrzyłam.
– Julio – zwróciłam się do chłopaka, a on z przekrwionymi oczami, uśmiechem na twarzy oraz wyraźnym zmęczeniem ulokował swój wzrok we mnie.
– Czego chcesz – fuknął w mą stronę, a niektórzy się zaśmiali. I nie ze mnie, a z jego beznadziejnej postawy.
– Jedziemy do domu. Już – warknęłam w jego stronę, a następnie wstałam z krzesła, wypijając końcówkę soku jabłkowego. W między czasie dogryzłam także kawałek pizzy i zaczęłam ubierać bluzę.
– Nigdzie nie jadę! – zaskrzeczał, niczym dziewięciolatka i momentalnie wyprostował, zarzucając ręce na klatce piersiowej. Westchnęłam, przewracając oczami.
– Jesteś schlany w trzy dupy i to JA muszę cię odwieźć, więc wstawaj z łaski swojej i marsz do auta – wytknęłam go palcem podniesionym tonem głosu. – Gdybyś pił kulturalnie, jak wszyscy, zostalibyśmy dłużej. A teraz pożegnaj się i jedziemy do domu – dodałam, a gdy zaczął otwierać swoje usta, aby kolejny raz zaprotestować, przerwałam mu prędko. – Nawet nie próbuj ze mną dyskutować, bo oboje wiemy, że i tak wygram.
Chłopak skapitulował, burcząc coś pod nosem.
– Zachowujesz się, jak nasza matka – tylko to usłyszałam. Zaraz po tym wstał, znowuż się zataczając i zaczął żegnać się z każdym po kolei. Sprawdziłam, czy mam ze sobą wszystko, a mam na myśli telefon oraz klucze od domu, po czym podeszłam najpierw do Valentiny, by się pożegnać. Już po chwili szłam w drugim kierunku.
– Mogę go odwieźć, jeśli chcesz – usłyszałam propozycję Agusa, gdy przytulałam się z Beatrice i wędrowałam kolejno do Veronici.
– Po pierwsze: to mój skretyniały brat i to ja muszę brać za niego odpowiedzialność. A po drugie: piłeś. Nie ma takiej opcji, Agustin – rzekłam twardo, patrząc na niego, co jedynie podsumował cichym śmiechem oraz pokiwaniem głową.
– Do zobaczenia jutro – powiedział Zach, kiedy pożegnaliśmy się krótkim przytuleniem.
– Jasne – odparłam, podchodząc do Mike'a, który wstał. – O jedenastej się widzimy – przypomniałam czarnowłosemu, w tym samym czasie żegnając się z Rondą.
Odeszłam od Michaela i wówczas stanęłam w miejscu, wbijając spojrzenie w Ruggero. Siedział niepozornie z malutkim uśmiechem na twarzy, również na mnie patrząc i kiedy wzięłam głębszy wdech z obijającym się o żebra sercem, wstał na równe nogi, po czym stanęliśmy naprzeciw siebie w niewielkiej odległości. Nie wiedziałam co mam zrobić dalej. A raczej w jaki sposób się z nim pożegnać. Jednakże chłopak rozwiał me wątpliwości, gdy zbliżył się do mnie, a później objął silnymi ramionami w talii, przyciągając do siebie. Prędko zarzuciłam ręce na jego kark, wtulając w zagłębienie szyi i uśmiechnęłam się pod nosem, jednocześnie przymykając powieki. Nasze pożegnanie trwało najdłużej ze wszystkich, lecz nikogo w tym pomieszczeniu to nie dziwiło. Brunet ścisnął mnie mocniej, a później zbliżył usta do mego ucha, szepcząc ochryple:
– Ja też za tobą tęskniłem.
Stado motyli przeleciało wzdłuż mojego brzucha. Gorąc rozniósł się po całym mym ciele, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa, dlatego lekko się zachwiałam. Gdyby nie jego ramiona, padłabym na twarz i nie zamierzała w ogóle podnosić. Wolno zaczęliśmy się od siebie odsuwać, aż w końcu na siebie spojrzeliśmy. Ostatni raz utonęłam w jego oczętach, po czym uśmiechnęłam się nieśmiało i podeszłam do kolejnego chłopaka, jakim był Sebastian. Wstał z poważną miną i gdy się przytuliliśmy, ten wyszeptał kilka słów.
– Jutro. Skype. Rano – parsknęłam śmiechem, wiedząc, że mnie rozmowa nie ominie. Pokiwałam jedynie głową i powędrowałam do ostatniego mężczyzny w tym pomieszczeniu, jakim był Agus.
– Na razie, Agus – rzekłam, kiedy pożegnaliśmy się przytuleniem.
– Cieszę się, że znów jesteś szczęśliwa – powiedział cicho do mojego ucha. – Pamiętaj, że gdy ten kretyn coś ci zrobi, masz mi w tej chwili powiedzieć. Wtedy sam sobie z nim porozmawiam – dodał śmiertelnie poważnie, co podsumowałam jedynie cichym śmiechem.
– Tak jest – posłałam mu ostatnie spojrzenie.
– Kocham cię. Kocham cię, jak szaleniec i tak strasznie przepraszam, że musisz mnie oglądać w tym stanie. Nie radziłem sobie, gdy mnie zostawiłaś. Dzisiaj także, dlatego tak się spiłem. Wybacz mi, kocham cię najmocniej, Beatrice. Jak nikogo innego.
Wszyscy powędrowaliśmy wzrokiem do stojącego przy naszej przyjaciółce mojego brata, który obejmował dłońmi osiemnastolatkę w policzkach i paplał, jak najęty. Błagał ją wzrokiem, jednocześnie robiąc swoją głupią minę, co jedynie kwitowała westchnięciem. Roześmialiśmy się z jego zachowania, gdy blondynka skradła krótkiego buziaka na jego wargach, a później uśmiechnęła słabo do niego.
– Ja też cię kocham wariacie, ale wracaj do domu. I napisz do mnie później – ostatni raz się pocałowali, lecz tym razem Julio wcisnął w jej usta ostry pocałunek. Stali tak długą chwilę, kiedy reszta się z niego nabijała, jak z ostatniego kretyna. Pokręciłam głową i podeszłam do bruneta, gdy się od siebie oderwali. Schyliłam się trochę, przerzucając jego ciężkie ramię na swoje barki i objęłam go w pasie, kolejno kierując się do wyjścia.
– To na razie! – krzyknęłam na odchodne.
– Cześć!
Wolnym krokiem przemierzałam przez calutki bar, przykuwając uwagę niektórych ludzi. Byłam zła, że mój brat narobił nam obu takiego wstydu. Przewróciłam oczami, wzdychając, gdy mamrotał pod nosem i prawie już spał. Tuż po chwili pchnęłam duże drzwi i w jednej sekundzie znaleźliśmy się na dworze. Zimno od razu zderzyło się z mą skórą, dlatego się wzdrygnęłam, jednak zignorowałam to uczucie i poprowadziłam nas do stojącego niedaleko Mercedesa. Całe szczęście, że zaparkowałam tak blisko.
Wyciągnęłam po omacku z kieszeni bluzy kluczyki, po czym otworzyłam auto. Od razu podeszłam do miejsca pasażera, otwierając drzwi i pomagając mojemu bratu wsiąść do środka. Zrobił to z trudem, a gdy w końcu siedział na fotelu, głośno westchnęłam, zamykając z powrotem drzwi. Obeszłam samochód i zasiadłam na miejscu kierowcy, a następnie odpaliłam pojazd. W między czasie również włączyłam radio i po sekundzie wyjechałam z parkingu, jadąc w kierunku domu. Marzyłam o gorącej kąpieli oraz ciepłym łóżku, w którym będę mogła rozmyślać.
– Kocham Beatrice – usłyszałam w pewnym momencie ciche mamrotanie pod nosem. Zerknęłam krótko na mojego brata, parskając śmiechem.
– Wiem, kretynie – odparłam i przycisnęłam pedał gazu. – Ona ciebie też.
– Dlaczego tak długo jej zajął powrót do mnie? – pytał sam siebie, natomiast ja znałam odpowiedź. Westchnęłam cicho, zatrzymując się na czerwonym świetle, gdy wjechaliśmy do miasta i popatrzyłam na niego przelotnie. Brunet siedział rozłożony w fotelu ze zwieszoną głową oraz szeroko rozłożonymi nogami, jednocześnie mając splątane dłonie na swym brzuchu.
– Chciała ci dać nauczkę za moje błędy – parsknęłam, kręcąc głową, gdyż ta sytuacja była po prostu śmieszna. – Co za ironia – dodałam, wywracając oczami z uśmiechem. Chłopak mruknął głośno, a później poprawił na swym miejscu.
– Nie mogłem cię przecież wydać. Jesteś moją siostrą, jesteśmy, kurwa rodziną. Co byłby ze mnie za brat, gdybym cię nie wspierał? Nawet w takiej sytuacji, w jakiej byłaś – wyrzucał z siebie wszystko, co mu ślina na język przyniosła, tym samym doprowadzając mnie do krótkiego śmiechu.
– To smutne, że przeze mnie się tyle wycierpiałeś – wzruszyłam ramionami, robiąc jednocześnie grymas na twarzy. – Ale zrobiłabym to samo dla ciebie. Bez wahania.
Chłopak parsknął śmiechem i wyprostował lekko, wyciągając komórkę. Z ledwością wystukał na niej wiadomość zapewne do Vendramin, po czym schował ją do kieszeni kurtki. Wziął głęboki wdech, przyjmując poprzednią pozę.
– Teraz twoja kolej na spowiedź, jędzo – wybełkotał ledwo żywy.
– Nie mam ci nic do powiedzenia – odparłam szybko z zaciśniętymi wargami przez cisnący się uśmiech i wzruszyłam beznamiętnie ramionami. – Nie zarzygaj mi auta. Bo cię rozpierdolę! – warknęłam w jego stronę, rzucając groźne spojrzenie, na które jedynie uniósł ręce w górę w geście obronnym.
– Wyluzuj, wiesz, że nigdy nie rzygam – odrzekł niewzruszony, po czym dodał z widocznym, szerokim uśmiechem: – O czym gadaliście, gdy poszliście na fajkę? Między wami wszystko gra? – zapytał, kiedy ja zagryzłam dolną wargę.
– Tak – chłopak jęknął w odpowiedzi.
– Och, daj spokój. Rozwiń wypowiedź. Będziemy się w końcu razem spotykać? Nie będziesz zachowywać się, jak mumia i chować w swoim łóżku pod kołdrą? Szczerze za tym tęsknię. Za tymi naszymi wypadami chociażby nad głupie jezioro. Albo wkurwianiu cię z Rugge'm. Teraz zrobił się jakiś poważny. Lub zachowuje się tak tylko przy mnie. Szczerze to nie wiem, ale zmienił się odkąd przestaliście ze sobą rozmawiać, mimo iż twierdzicie, że przez te pieprzone trzy miesiące mieliście kontakt. Coś wam kurwa nie wierzę, ale zawsze siedziałem cicho, bo wiedziałem, że nic z niego nie wyciągnę, a dla ciebie jest to zbyt wrażliwy temat. Ech, życie jest, kurwa, ciężkie. – mamrotał sam do siebie, dlatego w większości ciężko było mi zrozumieć co mówi. W dodatku był cholernie pijany, więc mówił rzeczy, których nigdy by nie powiedział na trzeźwo.
– Po prostu już zamilcz – skomentowałam, wzdychając głośno. Wjechałam na naszą dzielnicę, a zaraz po tym byliśmy już na naszej ulicy, gdzie nie było nikogo. Podjechałam pod dom, otwierając pilotem bramę i wjechałam na podjazd, gasząc auto. Później zwróciłam się do brata, który dalej mówił pod nosem niezrozumiałe dla mnie słowa. – Wysiadaj. Będziesz się tłumaczył matce i ojcu.
– Ja pierdole – podsumował, odpinając z trudem pas. Wysiadłam z samochodu, zamykając za sobą drzwi i obeszłam pojazd, aby pomóc temu baranowi wyjść. – Myślisz, że bardzo mam przejebane? – zapytał, gdy stał na równych nogach, obejmując mnie ramieniem na barkach oraz uwieszając na mnie. Jęknęłam cicho, zamykając samochód.
– Schlałeś się w poniedziałek. Przejebane to za mało powiedziane – rzekłam szczerze, prowadząc nas do drzwi frontowych, przed którymi po sekundzie się zatrzymaliśmy. Chłopak powoli przysypiał.
– Jebać, było warto – wzruszył ramionami, głośno ziewając.
Odszukałam klucze od domu w kieszeni bluzy i wcisnęłam je w zamek w drzwiach, po chwili je otwierając. Była prawie jedenasta, więc robiłam wszystko najciszej, jak potrafiłam, aby czasami nie zbudzić rodziców wraz z ciocią. Choć zdawało mi się, że mogą jeszcze siedzieć razem i rozmawiać, przy okazji oglądając telewizję. Westchnęłam, wchodząc z bratem do środka i zamknęłam za nami drzwi, gdy wówczas dostrzegłam zapalone światło w salonie pod postacią niedużej lampy oraz ciche rozmowy wraz z odgłosem telewizora. Przymknęłam powieki, szturchając brata w bok, aby się zamknął i ściągnęłam buty bez pomocy rąk. Miałam nadzieję, że rodzice nie będą zadawać zbyt wielu pytań.
– Karol, Julio, to wy? – krzyknęła matka z salonu, przez co przeklnęłam pod nosem, a brunet zaśmiał cicho, dalej wieszając na moich ramionach.
– Tak! Już wróciliśmy! – odparłam głośno. – Zapierdalaj do pokoju, jeśli nie chcesz mieć przejebane – warknęłam do Peñy, zrzucając jego rękę i wbijając w niego groźne spojrzenie. Chłopak przytaknął głową, co ja skwitowałam kolejnym charkotem. – Zdejmij buty najpierw i kurtkę, cepie! – podniosłam głos, lecz dalej byłam wystarczająco cicho.
– Chodźcie do nas! – zawołał tym razem nasz ojciec. Cholera jasna, zapomniałam, że jutro wzięli specjalnie wolne, aby posiedzieć z ciocią.
– Jesteśmy trochę zmęczeni! Jutro posiedzimy! – odkrzyknęłam. Zwróciłam się w kierunku mojego brata, który ściągając buta, zatoczył się i wpadł prosto na szafki, z których wypadły kozaki mamy oraz niewielki wazon z kwiatami. Po holu rozniósł się głośny huk przez rozbite szkło na podłodze, gdzie także rozlewała się woda. Spanikowałam, kiedy Julio zaczął się śmiać. Byliśmy skończeni. – Ty kurwa, idioto!
– Co tam się dzieje do cholery?!
I wtedy dwoje rodziców przed nami stanęło z założonymi na piersi rękoma, a kiedy zauważyli wszędzie odłamki szkła wraz z zalewającą panele wodą, przerazili się. Jednak ich zdenerwowanie osiągnęło zenitu, gdy spojrzeli na Julio. Och, dobry Boże, trzymaj mnie w opiece.
– Piłeś! – warknął ojciec, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
– Nie – odparł, głośno czkając. – Okej, może troszkę – przyznał z uśmiechem, po czym wybuchnął krótkim śmiechem. Ja za to odliczyłam w myślach do dziesięciu, zaciskając powieki wraz z dłońmi.
– Ty też?! – krzyknęła w moją stronę rodzicielka, dlatego prędko uniosłam głowę, patrząc na nią z wyrzutem.
– Przecież byłam autem! – podniosłam ton, więc szybko ugryzłam się w język. – Poza tym... Biorę leki. Zapomniałaś? – wywróciłam oczami, gdy kobieta odetchnęła.
– Marsz do pokoju. Jutro sobie porozmawiamy – spiorunował go wzrokiem David, a Julio roześmiany przytaknął głową i powędrował z ledwością na górę.
– Posprzątam to. Idźcie do cioci – westchnęłam, przykładając dłoń do czoła i przymykając powieki.
– Starszy od ciebie, a głupszy, jak nie wiem – pokręciła głową i oboje powędrowali z powrotem do salonu. – Ostatni raz wyszliście w środku tygodnia! – dodała, gdy ja odetchnęłam nieco głębiej.
Ściągnęłam buty, kładąc je do góry na szafkę, aby ich nie zmoczyć przez rozlewającą się wodę. Podwinęłam rękawy bluzy do łokci i ruszyłam do kuchni, aby wziąć ręczniki papierowe. Sięgnęłam po nie, kiedy znalazłam się wewnątrz pomieszczenia, po czym z powrotem przeszłam do korytarza. Wytarłam zimną ciecz papierem, zebrałam zniszczone kwiatki i powędrowałam do śmietnika, aby wszystko wyrzucić. Później wróciłam się ostatni raz z zamiarem pozbierania szkła. Szybko się z tym uporałam, więc uznając, iż wszystko jest już w porządku, powędrowałam na górę do swojego pokoju.
– Dobranoc! – krzyknęłam na odchodne, na co prędko moi rodzice z Lily zareagowali. Wzięłam głęboki wdech, człapiąc się po schodach, aż w końcu weszłam do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Podeszłam do łóżka, gdzie rzuciłam bluzę wraz z telefonem. Klucze od domu i samochodu położyłam na biurku, a później przeszłam do szafy, wyciągając piżamę. Powędrowałam ciężkim krokiem do łazienki, aby wziąć gorący prysznic. Nie miałam siły na kąpiel. Prędko umyłam całe ciało wraz z włosami, które na moje szczęście były krótkie, bardziej liche, niż kilka miesięcy temu oraz szybko schnęły, co ułatwiało sprawę. Po prysznicu z powrotem poszłam do sypialni i padłam na łóżko, biorąc w dłoń komórkę.
Moje serce przyspieszyło bicia, gdy zauważyłam dwie wiadomości.
Od: Ruggero
Julio zostawił portfel
przyjechać?
Do: Ruggero
nie musisz
podjadę po niego jutro do was jeśli to nie problem?
Od: Ruggero
w porządku
dobranoc:)
Uśmiechnęłam się, zagryzając dolną wargę i odłożyłam telefon na stoliczek nocny. Wpełzłam pod kołdrę, lecz zanim poszłam spać, włączyłam telewizor przez cały szczerząc się, niczym głupia. Bo my się całowaliśmy. I to nie był zwyczajny buziak, do cholery! To był pocałunek. Jak dawniej.
***
Kolejny dzień spędziłam z Zachem i Veronica. Od samego rana chodziliśmy po mieście, byliśmy w kinie, później na obiedzie w restauracji, posiedzieliśmy także u mnie, a na końcu poszliśmy na basen. Było świetnie, tęskniłam za spędzaniem z nimi czasu. Również wyjaśniłam sprawę Veronice, która zdawała się nie być zaskoczoną z powodu Julio i Beatrice, lecz wiedziałam, że w głębi w pewien sposób to przeżywa. Nie wnikałam w to jednak.
Przełożyłam także rozmowę z Sebastianem. Rano chłopak miał dzwonić, ale wytłumaczyłam mu, iż spotykam się z przyjaciółmi z Arroyito i będę wieczorem. Wściekłym tonem powiedział, że mnie rozmowa nie ominie, co jedynie podsumowałam śmiechem, a on oznajmił twardo, iż wieczorem zadzwoni. Byłam pewna, że i tak przełożę ją na kolejny dzień, ponieważ byłam padnięta, a jedyne o czym marzyłam to łóżko i serial na Netflixie. Wiedziałam jednak, że do tego była jeszcze długa droga, gdyż musiałam odebrać od chłopaków portfel mojego brata, który swoją drogą był uziemiony na dwa tygodnie. Bez telefonu, bez laptopa, ojciec odłączył też telewizję, a w środę miał iść do szkoły, co było dla nas wszystkich zaskoczeniem. Z powodu przyjazdu cioci mieliśmy być do końca tygodnia w domu, aby spędzać z nią czas, jednak miała być to dla niego kara za to, że spił się do takiego stopnia na samym początku tygodnia.
Zaparkowałam autem o dziewiątej wieczorem pod starą kamienicą. Nie byłam tu od sierpnia. Zgasiłam pojazd, biorąc głęboki wdech, po czym padłam rękoma na kierownicę, o które się podparłam. Nie rozmawialiśmy od wczoraj wieczora, a dokładniej pieprzone dwadzieścia cztery godziny. Wydawać by się mogło, że między nami było wszystko w porządku, a jednak dalej bałam mu się spojrzeć w oczy. Z drugiej strony nie mogłam przecież tego odwlekać w nieskończoność, tym bardziej, że jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Przymknęłam powieki, biorąc głęboki wdech i kolejno wzięłam telefon z siedzenia pasażera, wysiadając z samochodu. Zamknęłam pojazd pilotem, po czym powędrowałam do klatki schodowej, narzucając na głowę kaptur czarnej bluzy z powodu deszczu. Już po chwili klikałam odpowiedni kod, a drzwi się otworzyły.
Weszłam do środka i pierwsze co usłyszałam to głośne rozmowy mężczyzn. Przełknęłam automatycznie ślinę, zaczynając się stresować, po czym ściągnęłam kaptur. Zaczęłam wchodzić po schodach ostrożnie, modląc, aby tylko ich nie napotkać po drodze. Jednak z tego co zdołałam usłyszeć, właśnie schodzili i byli coraz bliżej mnie. Wpełzłam na parter, a kiedy byłam na półpiętrze, wówczas spotkałam się z trzema masywnymi sylwetkami mężczyzn. Bałam się, jak cholera, gdyż nie wyglądali na tych nieszkodliwych. Uniosłam lekko głowę, aby przelotnie na nich spojrzeć, gdy oni zaprzestali rozmowom oraz śmiechom i zlustrowali mnie od góry do dołu. Także zwolnili swojego tempa, kiedy mnie pomału odpływała krew z twarzy. Jako pierwszego minęłam blondyna z krótką fryzurą, który nie zwrócił na mnie szczególnej uwagi, natomiast mijając drugiego z nich, poczułam ogarniający mnie strach. Czarnowłosy uśmiechnął się w diabelski sposób, patrząc wymownie na ostatniego mężczyznę, który wówczas cicho zagwizdał, a pozostali się cicho zaśmiali i zaczęli coś szeptać. Modliłam się, aby nic nie powiedzieli, nie zaczepili, a ja w spokoju będę mogła dotrzeć na miejsce. Jednak tak, jak ja życia nienawidzę, tak samo ono mnie.
– Co taka śliczna pani robi w takich progach? – wówczas ostatni z nich chwycił za mój nadgarstek i odwrócił w swą stronę. Z przerażeniem w oczach popatrzyłam w jego ciemne ślepia, gdzie odnalazłam kpinę.
– Puść mnie – odparłam słabym głosem, próbując się wyszarpnąć, lecz ten był silniejszy i zacisnął palce na mym nadgarstku jeszcze mocniej. Syknęłam z bólu, czując napływające do oczu łzy.
– Nie powinnaś być w domu o tej porze? – spytał, w dalszym ciągu mierząc mnie swoim zgłodniałym spojrzeniem. – Wyglądasz mi na ułożoną dziewczynkę – dodał, po czym zrobił krok w mą stronę, przez co odsunęłam się w tył. Przygwoździł mnie do ściany, usadawiając obie moje dłonie nad mą głową.
– Proszę, zostaw mnie – wyszeptałam, odwracając głowę i zaciskając oczy, gdy zbliżył swą twarz do mojej. Spod powiek wyleciały pierwsze łzy. Bałam się tak strasznie, że nawet nie umiałam tego opisać.
– Jesteś śliczna, wiesz o tym? – zapytał przy moim uchu, dlatego wzdrygnęłam się, pociągając nosem. Nie miałam jak uciec, a przecież byłam tak blisko mieszkania chłopaka, do którego się wybierałam. – Co mam z tobą zrobić, hm?
Byłam gotowa na wszystko. Na gwałt, na zabójstwo, a potem odejście z tego świata raz na zawsze. Brunet był znacznie silniejszy ode mnie, w dodatku posiadał masywną sylwetkę i był wyższy ode mnie o głowę. Byłam skończona, zdana tylko na jego łaskę. Oparłam głowę o ścianę, zaciskając powieki, gdy łzy spływały po moich policzkach wodospadem. Mężczyzna owiał mą twarz swoim gorącym oddechem, a później przygniótł mnie bardziej, gdy wtedy rozbrzmiał po całej klatce schodowej donośny, przepełniony wściekłością baryton, którego chyba nie dano mi jeszcze ani razu usłyszeć.
– W tej chwili ją zostaw.
Powoli otworzyłam ciążące powieki, lecz nie byłam w stanie nic dostrzec przez zalane oczy łzami. Mężczyzna przede mną z uśmiechem na twarzy odsunął się powoli, a później powędrował wzrokiem do stojącego na pierwszym piętrze chłopaka, który był moim wybawcą. Oddychałam nierównomiernie z szaleńczym biciem serca, marząc, aby ten koszmar dobiegł końca.
– Daj spokój, Pasquarelli. Tak tylko się bawiliśmy – zaśmiał się patetycznie, gdy ja zaciągnęłam się większą dawką powietrza po tym, co usłyszałam. Oni się znali. Jego przyjaciel był w stanie mnie zgwałcić lub zabić. Zrobiłby to.
– Wynoś się stąd, Ernest – podniósł ton głosu jeszcze bardziej, co przyczyniło się do mojego kolejnego wzdrygnięcia. Nie byłam w stanie opisać, jak diabelsko jego głos dudnił mi w uszach, doprowadzając do znacznie większego strachu.
– Och – mężczyzna klasnął delikatnie w dłonie, uśmiechając do swojego znajomego. – Więc to jest ta dziewczyna, dla której ryzykowałeś życiem – zaśmiał się widmowo. – Mówiłeś, że już nie macie ze sobą kontaktu.
– Widocznie się pomyliłem – odparł wściekle, zaciskając dłonie w pięści. Dławiłam się własnymi łzami oraz wdychanym powietrzem, gdy zaczęły się pierwsze ukłucia w klatce piersiowej. Jakby ktoś ją zaciskał z całej swej siły, a potem przebijał mnie na wskroś żelaznym sztyletem.
– Hector ucieszy się na tę nowinkę – znowuż złączył swe dłonie w powietrzu, uśmiechając w fałszywy sposób, po czym w trójkę zaczęli schodzić na parter. – Miło było cię widzieć, mój przyjacielu! – zawołał z dołu.
Drzwi od klatki schodowej trzasnęły, a później zapadła głucha cisza. Stałam przy ścianie z zaciśniętą szczęką oraz spływającymi łzami po rozgrzanych policzkach. Nie byłam w stanie nawet ruszyć jedną kończyną, zrobić krok, czy wydusić z siebie chociażby jedno słowo. To było, jak trans, z którego nie potrafiłam się wybudzić. Czułam na sobie jego oddech wraz z dotykiem. Byłam o krok od okropnego wydarzenia, przed którym mnie on uratował.
Dopiero pokrótce przełknęłam utworzoną gulę w gardle, powoli odbijając się od ściany i napotykając z sylwetką stojącego w bezruchu chłopaka. Stał z napiętymi mięśniami, kamiennym wyrazem twarzy oraz zaciśniętą szczęką wraz z pięściami. Patrzył na mnie chłodno, dokładnie tak, jak przed chwilą na swoich znajomych. Przeszły mnie ciarki, jednak podreptałam na górę, stając finalnie przed nim. Zrobił krok w tył, przekazując tym samym, że mam wejść do środka. Wystraszona przekroczyłam próg mieszkania, zaciągając nosem i w końcu poczułam się bezpiecznie. Tutaj zawsze czułam spokój pomieszany z dobrą energią, której nie umiałam wyjaśnić.
Chłopak wszedł tuż za mną, z impetem trzaskając drzwiami. Podskoczyłam lekko w miejscu, podążając za nim wzrokiem, gdy milcząc, wyminął mnie i podążał w stronę salonu, lecz w ostatnim momencie go zatrzymałam.
– Jesteś zły? – spytałam słabo, kiedy on stanął w miejscu. Odwrócił się w mą stronę, po czym ruszył w moim kierunku, przez co zaczęłam się przerażona cofać. Wówczas zderzyłam się z drzwiami, gdy on usadowił dłonie po obu stronach mojej głowy, wbijając we mnie zabójcze spojrzenie. Przestraszyłam się, rozszerzając szeroko oczy.
– Właśnie o tym ci mówiłem! – podniósł ton głosu, uderzając otwartą dłonią prosto w drewnianą powłokę obok mojej głowy. Podskoczyłam przerażona, patrząc w jego pociemniałe tęczówki. – Nie będziesz przy mnie bezpieczna. Już o tobie wiedzą, więc nie dadzą ani mnie, ani tobie spokoju – dodał nieco łagodniejszym tonem, lecz dalej wyczuwałam tę wściekłość. Przełknęłam ślinę, unosząc powoli trzęsące się dłonie na wysokość jego klatki piersiowej.
– Zgodziłam się na każde niebezpieczeństwo. Zrobiłam to umyślnie, Ruggero – wyszeptałam, dotykając jego torsu. Jego mina lekko złagodniała, a po chwili opuścił swoje dłonie, biorąc nieco głębszy wdech.
– Tak nie może być – mruknął sam do siebie, odwracając wzrok. – Nie możesz tu dłużej przebywać. To był, kurwa, błąd. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybym nie wyszedł w porę! – kolejny raz zbliżył się do mnie niebezpiecznie, uderzając dłonią w drzwi, przez co zamknęłam powieki i lekko skuliłam. Czułam pieczenie pod powiekami, spod których za moment miały wylecieć łzy.
Zaczerpnęłam więcej powietrza, próbując się uspokoić. Musiałam. Inaczej znowu doszłoby do tego, co w sierpniu. Nie mógł odejść kolejny raz.
– Jest okej. Nie denerwuj się – mówiłam cicho, co nie poskutkowało, ponieważ wówczas podszedł do mnie jeszcze bliżej, układając obie dłonie obok mej głowy. Ponownie.
– Jak mam się nie denerwować?! – podniósł głos, aż zadudniło mi w uszach. Patrzyłam w jego pociemniałe oczęta, gdzie tlił się prawdziwy ogień wściekłości. – Ten psychopata prawie cię... A jeśli nie on, to zrobiliby to tak samo popieprzeni ludzie, jak on!
Zacisnęłam mocno powieki, gdy po moim policzku spłynęła łza. Zaczynało mi być powoli duszno, a skurcze w moim żołądku z mijanymi chwilami się nasilały. Bałam się tego przepełnionego frustracją spojrzenia, tak samo, jak kilka minut temu tamtego faceta. Przełknęłam ślinę, mozolnie uchylając powieki i napotykając się z jego ślepiami. Patrzył łagodniej, lecz dalej był zły, co wywnioskowałam po jego zaciśniętej szczęce. Zaciągnęłam się większą dawką powietrza, z powrotem unosząc dłonie, jednak tym razem układając je na jego policzkach. Przez moment się zawahałam, gdy wpatrywał się we mnie śmiertelnie poważnie, jednak dotykając jego skóry, wyraz jego twarzy znacznie złagodniał, a on sam się lekko wzdrygnął. Poluźnił uścisk swej szczęki, podczas gdy jego oczy emanowały malutkim spokojem. W końcu odbiłam się od drzwi i przysunęłam do niego, stając na palcach, by być bliżej.
– Wszystko w porządku – wyszeptałam, gdy on oparł swoje czoło o moje, tym samym owiewając mą twarz swym miętowym oddechem.
– Obiecuję, że nic ci nie zrobią. Dopilnuję tego – mamrotał cicho pod nosem, gdy gładziłam kciukami jego zimne policzki.
Staliśmy tak chwilę, milcząc. Żadne więcej słowa nie były potrzebne, by zrozumieć powagę tej sytuacji. Finalnie oboje się uspokoiliśmy, trwając w przyjemnej dla uszu ciszy, jednocześnie ciesząc swą obecnością. Bałam się, ale wiedziałam, że będę przy nim bezpieczna, nawet jeśli twierdził zupełnie inaczej. Po prostu to czułam i nie zamierzałam go pozostawiać w tak ciężkiej sytuacji samego z powodu mojego nieistotnego strachu do tych wszystkich szemranych ludzi. Umyślnie zgodziłam się na każde zagrożenie. I nie zamierzałam tego za nic zmieniać.
– Odwiozę cię do domu – przerwał ciszę, równocześnie odsuwając się ode mnie. Odwrócił się do mnie tyłem, a później powędrował do salonu, finalnie wracając z portfelem Julio w dłoniach, po który przyjechałam.
– Jestem autem – odparłam, patrząc, jak ubiera buty, a jego mięśnie się napinają.
– Tym bardziej cię odwiozę – rzekł chłodno i ściągnął kurtkę z wieszaka, wręczając mi portfel. Odebrałam go drżącymi dłońmi, kiedy on wrócił się ostatni raz po telefon do pokoju.
– J-jak wrócisz? – zapytałam zdenerwowana, obserwując jego ruchy. Sprawdził, czy wszystko ma, a później biorąc klucze z komody na korytarzu, otworzył drzwi, przepuszczając mnie w nich. Zrobiłam to, o co poprosił.
– Zadzwonię po Agusa. Albo wezmę taksówkę, zobaczę – wzruszył ramionami i po chwili oboje byliśmy na klatce schodowej. Brunet zamknął drzwi, a później kierowaliśmy się na dół.
– Nie musisz tego robić. Nie traktuj mnie jak małe dziecko! – uniosłam się, ponieważ jego postawa zaczęła mnie powoli irytować.
– Daj mi kluczyki – wystawił dłoń w mym kierunku, kiedy byliśmy już na zewnątrz. Zatrzymał się w pewnym momencie, rozglądając po parkingu. – Które to twoje auto?
– Tamto – burknęłam, a gdy na niego spojrzałam, zaczął się kierować w jego stronę. – Ruggero! – krzyknęłam, lecz ten się nie zatrzymał. Puścił mą uwagę mimo uszu, a później stanął przy samochodzie.
– Daj mi kluczyki – rzekł kolejny raz, gdy go dogoniłam. Zacisnęłam dłonie w pięści, piorunując go wzrokiem.
– Wracaj do domu. Dojadę sama. Nie jestem jakaś niedorozwinięta. Nic mi do cholery nie jest!
– Nie będę się powtarzał – warknął chłodno, wystawiając dłoń, na którą wściekła spojrzałam. – Proszę. Daj mi te cholerne kluczyki i jedźmy już.
Mierzyliśmy się wzrokiem oboje źli, aż w końcu zagryzłam wnętrze policzka, fukając głośno. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy kluczyki od auta i mu je wręczyłam. Przechwycił je sprawnym ruchem, posyłając ostatnie spojrzenie, po czym powędrował na miejsce kierowcy, gdy ja jeszcze chwilę walczyłam sama ze sobą, by nie wybuchnąć. Finalnie przeklnęłam pod nosem wściekła i pomaszerowałam do drzwi od strony pasażera. Oboje wsiedliśmy do pojazdu, zatrzaskując drzwi.
– Wiesz co i jak? W sensie rozumiesz... może być odrobinę inaczej, niż w twoim aucie – powiedziałam, zapinając pas, gdy on poczynił to samo, a potem odpalił samochód, odjeżdżając z piskiem opon.
– Znam się na Mercedesach lepiej, niż ty na paznokciach – burknął pod nosem. Momentalnie poczułam nachodzącą złość, dlatego popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Rozumiem twoją złość, ale to było poniżej pasa! – warknęłam, co jedynie podsumował przewróceniem oczami.
– Och, daj spokój – jęknął, przyciskając pedał razu. – Mówię, jak jest.
– Kutas – fuknęłam i padłam na fotel, zarzucając ręce na klatce piersiowej. Parsknął cicho, przyspieszając.
Do końca drogi milczeliśmy. Na dworze było ciemno, a deszcz powoli przestawał padać. Cisza dudniła w mych uszach, doprowadzając do szału, nie wspominając już o jego zachowaniu! Nie byłam małym dzieckiem, które musiał pilnować całą dobę! Ok, może byłam ciut łamagą i potrafiłam wpadać w kłopoty na każdym kroku, ale to nie daje mu prawa do niańczenia mnie! Prychnęłam pod nosem, odwracając głowę w stronę szyby i patrząc na ulicę. Budynki szybko mi mijały przed oczami z powodu prędkości. Mimo bardzo szybkiej jazdy, czułam się z nim cholernie bezpiecznie i ufałam do granic możliwości. Jeżdżąc z nim, nigdy nie przeszła mi myśl, że mógłby spowodować wypadek. Był w tym świetny i niechętnie to przyznawałam z powodu jego ego!
Po niecałej pół godzinie zatrzymaliśmy się pod moim domem. Szatyn wjechał na podjazd, jednocześnie gasząc auto. Odpięliśmy pas bezpieczeństwa, a potem wysiedliśmy, dalej milcząc. Z niemijającym rozdrażnieniem, czekałam, aż podejdzie do mnie i kiedy w końcu to zrobił, wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, nie patrząc na niego.
– Dalej się złościsz na mnie? – spytał lekko przejęty, ale zarazem z nutą kpiny. Nie odezwałam się, co skwitował jęknięciem. – Och, daj już spokój.
– Zachowujesz się jak dupek! – podniosłam głos, wbijając w niego swoje tęczówki. – I nawet mi nie mów, że nie mam pojęcia o powadze tej sytuacji, bo mam! Rozumiem, gdybym miała wracać pieszo, czego oczywiście bym nie zrobiła, bądź taksówką, ale do cholery przyjechałam własnym autem, a ty jak zwykle musisz się wpieprzać i traktować mnie, jak małe...
Przerwał mi ostatecznie, niwelując między nami odległość i wpijając w moje wargi.
Z wybałuszonymi oczętami patrzyłam na jego przymknięte powieki, aż zamknęłam w końcu swoje i wzięłam głęboki wdech, poddając się. Całował mnie delikatnie, lecz zarazem z dozą namiętności, przez co kolejny raz odebrało mi mowę oraz posłuszeństwo w nogach, dlatego się zachwiałam. Przytrzymał mnie mocno dłońmi w policzkach, nie pozwalając na ucieczkę, więc odrobinę mniej wściekła, oddałam pocałunek. Zaczynał mi się podobać ten sposób uciszania mnie za każdym razem, gdy miałam coś więcej do powiedzenia.
Chłopak wolnym ruchem się ode mnie odsunął, a później skradł ostatniego buziaka na moich mokrych wargach. Przewróciłam oczami, gdy on uśmiechnął się słabo w swój wyróżniający go sposób i oparł swe czoło o moje.
– Po prostu się martwię – rzekł cicho swym aksamitnym barytonem, przez co zakręciło mi się w głowie. Każde nasze zbliżenie powodowało milion emocji na raz.
– Mam się dobrze – odparłam i ułożyłam dłonie na jego, po czym mocno je ścisnęłam. – Zgodziłam się na to wszystko świadomie. Chcę być przy tobie w każdej chwili. Tak, jak kiedyś.
Zacisnął wargi, wolno się ode mnie odsuwając, dzięki czemu poczułam owiewający mnie chłód.
– Jestem pieprzonym egoistą, pozwalając ci na to wszystko – wymamrotał pod nosem, głośno wzdychając. – Nie wybaczę sobie, gdy coś ci się stanie. I to z mojej winy.
– Ale do tego nie dojdzie – odparłam. Tym razem to ja pogładziłam go wolno oraz czule po policzkach. – Nie chcę być daleko od ciebie. Nie zniosę tego drugi raz – wyszeptałam słabo łamiącym się głosem, kręcąc głową. Byłam o milimetr od rozpłakania się, gdy do mojej głowy wtargnęło każde, pojedyncze wspomnienie o tym, w jakim fatalnym stanie się znajdowałam, gdy nie było go przy mnie. Gdy mnie zostawił bez wytłumaczenia.
Brunet mozolnie ułożył swoje ciepłe dłonie na moich, tym samym ściągając je ze swoich policzków. Puścił w jednej chwili me ręce i odsunął się na niewielką odległość, wbijając we mnie swoje ciemne ślepia. Nie widziałam zbyt dobrze jego twarzy, gdyż paliła się tylko jedna lampa, do której stał tyłem. Obserwowałam jego ruchy, aż w końcu skrzyżowaliśmy spojrzenie, a ja zaczęłam kolejny raz się obawiać. Obawiać, że mnie zostawi.
– Idź już do domu – powiedział ochryple, patrząc w moje oczy. – Rodzice się pewnie o ciebie martwią – dodał z kamiennym wyrazem twarzy. Gubiłam się już w tym wszystkim zważywszy na jego zachowanie, które z minuty na minutę się zmieniało.
– Pogadamy jutro? – spytałam z nadzieją w głosie, gdy ten zrobił kolejny krok w tył, a później odwrócił, idąc w stronę bramy. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem w oczach.
– Może – mruknął pod nosem i ruszył do wyjścia, zarzucając na głowę kaptur czarnej bluzy. Nie odchodź. – Dobranoc.
Stojąc pośrodku naszej posesji, obserwowałam, jak się oddala, a później znika za rogiem, gdy po moich polikach kolejny raz spłynęły samoistnie łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Także go nie zatrzymałam. Dałam mu wolną wolę, nie wiedząc, czy jutrzejszego dnia dalej będzie w moim życiu. To wszystko działo się zbyt szybko, bym mogła za tym nadążyć. Jednak wierzyłam, że będzie lepiej. Musiało.
***
Mam nadzieję, że się podobało!
Do następnego x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top