5. Niewyjaśnione sprawy.
Rozdział dla _goldengirl11
***
Karol' s POV
Obudziłam się kolejnego ranka około dziewiątej i przeciągając się mocno, odetchnęłam głęboko z dziwnie dobrym nastrojem. Nie czułam przygnębienia ani żadnej udręki, tylko zwyczajną nicość, a nawet krztę nieopisanej dobrej energii. Ze zdziwioną, lecz zadowoloną miną odgarnęłam kołdrę na bok, po czym sięgnęłam po komórkę, by sprawdzić powiadomienia. Nie widząc żadnej odpowiedzi na moje wczorajsze wiadomości do chłopaka, zacisnęłam wargi, wzdychając. Łudziłam się, że może jednak dziś otrzymam SMS'a zwrotnego, lecz nic prócz pustego ekranu się nie doczekałam. Wierzyłam, iż był zajęty i nie miał po prostu czasu odpisać, a nie, że nie chciał. Czułam wewnątrz po jego wczorajszej wizycie u mnie w domu, że postanowił wkroczyć do mojego życia kolejny raz na nieco dłużej, niż ostatnio. A ja darząc tego chłopaka niewyobrażalnie mocnym uczuciem, przyjęłabym go z otwartymi ramionami, błagając by już więcej mnie nie zostawiał. Co za ironia.
Ziewnęłam głośno, po czym przetarłam dłońmi swoje zaspane oczy mimo około dziewięciu godzin snu. Wróć, ośmiu, gdyż dobrą jedną godzinę rozmyślałam właśnie o wczorajszym dniu. I nie mówię tu teraz tylko o Ruggero, lecz również o moich przyjaciołach z rodziną, którzy zrobili mi wspaniałą niespodziankę. Większości prezentów z calutkiej radości, nie zdołałam nawet otworzyć. Dziś był ten dzień. Dzień, który miałam rozpocząć bez pójścia do szkoły z powodu goszczącej u nas cioci Lily, a także pakunków, które cierpliwie na mnie czekały. Byłam pewna, że w każdym z nich się zakocham bez powrotu. Jednak moją największą ekscytację pomieszaną ze strachem wzbudzało małe, czerwone pudełeczko leżące po lewej stronie na mym biurku obok reszty prezentów. Pożerałam je wzrokiem, odczuwając skręty w żołądku, ale również umierając z ciekawości, co takiego w nim się znajdowało. Każda, najmniejsza związana z nim rzecz pobudzała moje wnętrze. W dodatku jego obecność i wspomnienia z wczoraj podwójnie mnie nakręcały, przez co znowuż się łudziłam. Ale mnie to w żadnym stopniu nie przeszkadzało. Byłam naiwna, lecz taka chciałam pozostać, gdyż jak mawiają nadzieja matką głupich.
Po długim namyśle i wpatrywaniu się w jeden punkt, wstałam leniwie z łóżka. Nie zakładałam klapek, gdyż wiedziałam, że za moment znów powrócę na materac, aby rozpakować wszystkie prezenty. Podeszłam do biurka, z którego wzięłam każdy pakunek i z powrotem wpełzłam na mięciutki materac.
Jako pierwszy wzięłam w dłonie podarunek od wuja, gdzie znajdowała się moja, jak również mojego brata gra marzeń. Zgniotłam papier, a pudełko z płytą w środku odłożyłam na bok. Kolejnym prezentem, który wpadł w moje dłonie był ten od Julio. Brunet podarował mi dwie wejściówki do nowo otwartego klubu „Euforia", gdzie było się dostać naprawdę ciężko. I wow! Mimo, że ten kretyn potrafił mnie drażnić każdego dnia niemiłosiernie i miałam ochotę wyrwać mu te wypucowane włosy na ulał z głowy, tak kochałam go, jak wariatka. Mimowolnie na moje wargi wpełzł uśmiech, a potem cicho się zaśmiałam, kręcąc głową. Zabiłby mnie, gdybym go nie wzięła ze sobą do tego klubu.
Zaczerpnęłam powietrza i już po sekundzie trzymałam kopertę wraz z pieniędzmi od dziadków. Jak zwykle mnie rozpieszczali, dając zdecydowanie zbyt dużą sumę pieniędzy, niż powinnam dostać. Bo to było aż sześćset dolarów! W głowie mi się nie mieściło, jak ci staruszkowie mogli dawać mi aż tyle pieniędzy. Nigdy nie byłam w stanie im w stu procentach podziękować, nie wspominając o wdzięczności, gdyż ich miłość do mnie przekraczała światową skalę i co takiego mogłam poczynić prócz powiedzenia szczerego z całego serca dziękuję oraz przytulenia ich ze wszystkich sił. Uśmiechnęłam się wzruszona, po czym odłożyłam kopertę obok reszty otwartych prezentów i wzięłam się za pozostałe. Rozłożyłam w między czasie raz jeszcze rysunki od moich młodszych kuzynów i z dużym uśmiechem, pokręciłam głową. Byli przesłodcy. Tuż po tym wzięłam w dłoń niewielkie pudełko od Veronici i Zacha. Ostrożnie rozwiązałam kokardę, a potem ściągnęłam wierzch pudła, dostrzegając w środku mnóstwo słodyczy, ale również album. Powoli go wyciągnęłam i otworzyłam, wiedząc, że za moment uronię łzy.
I nie myliłam się.
Otworzywszy album, dostrzegłam na pierwszej stronie nasze wspólne w czwórkę zdjęcie z imprezy. Byłam tam ja, śmiejąca się głośno, obok mnie Zach, który uśmiechał się szeroko, a także Julio obejmujący Veronice, która odkąd pamiętam miała do niego słabość. Cholernie jej się podobał mój brat, co zresztą było nawet kiedyś odwzajemnione i zostali parą na dobre pół roku. Po tym czasie stwierdzili, iż to jednak nie to. Kamień z serca mi spadł, gdy nasza przyjaźń nie uległa żadnej zmianie i w dalszym ciągu zachowywaliśmy się tak, jak wcześniej.
Wertowałam po stronach, podziwiając resztę zdjęć. Przy każdym zatrzymywałam się nieco dłuższą chwilę i odtwarzałam poszczególne chwile w swej głowie, uśmiechając się przez goszczące w oczach łzy. Z trudem powstrzymywałam się przed urojeniem chociaż jednej kropli, gdyż nie miałam ochoty na płacz z samego rana, nawet jeśli był on z dobrego powodu. Dziś czułam się inaczej. Dziwnie naładowana nieokiełzaną energią, której za cholerę nie potrafiłam wyjaśnić. Dlatego po obejrzeniu całego albumu, wsadziłam go z powrotem do pudła i odstawiłam je na bok. Kolejnym prezentem był od moich tutejszych przyjaciół, z BA. Z uśmiechem oraz lekkim pokręceniem głową, uporałam się ze zdarciem papieru ozdobnego, a gdy tego dokonałam, otworzyłam pakunek. Moim oczom rzuciły się kolejne nie do zliczenia słodycze, na których widok rozpromieniałam. Wyciągnęłam je, kładąc obok reszty prezentów, po czym dostrzegłam kolejny album, jak zgaduję ze zdjęciami. Otworzyłam go prędko i nie myliłam się, gdyż znajdowały się tam nasze wspólne fotografie z całego roku, który przeżyliśmy razem. Przewracałam poszczególne kartki, uśmiechając się przez łzy oraz wracając wspomnieniami do tamtych chwil. Były tam nawet zdjęcia z Mai'ą, a także Maxi'm. Jednak moje największe zdziwienie sięgające zenitu było wtedy, gdy przewracając kolejną kartkę, dostrzegłam ostatnie zdjęcie w albumie, na którym znajdowałam się ja i on. Nasza wspólna fotografia z Miami. Fotografia, o której nikt inny prócz nas nie miał pojęcia, gdyż robiliśmy ją po grillu, w środku nocy, będąc całkowicie sami. Zdjęcie robione lekko od dołu, na którym przytulałam głowę do jego lewego barku, a on uśmiechnięty, oparł swoją łepetynę o moją z iskierkami radości w oczach. Pamiętam jego słowa.
– Mogłaś mówić, że robisz z lampą – mruknął roześmiany i także skupił swój wzrok na komórce.
– Podoba mi się – skomentowałam cicho, a moje ślepia skanowały dłuższą chwilę fotografię, od której robiło mi się cieplej na sercu.
Wyglądaliśmy, jak para.
– Mi też – przytaknął, więc wyszłam z galerii i ponownie kliknęłam ikonkę aparatu, co skomentował cichym, kojącym moje uszy śmiechem. Najpiękniejszym śmiechem. – Teraz całą galerię będę miał w naszych zdjęciach?
Mimowolnie się uśmiechnęłam, a potem odsunęłam od chłopaka na sporą odległość, przez co intensywnie począł taksować mnie wzrokiem z tajemniczym i uroczym uśmiechem.
– W moich także – odparłam i zrobiłam sobie pierwszą fotkę, na którą pokiwał widocznie głową, a potem zaśmiał się, przykładając dłoń do swej twarzy. Ja za to zrobiłam kolejne kilka, zmieniając pozę lub robiąc głupią minę, by było zabawniej.
– Wy wszystkie tak macie? – zapytał rozbawiony, kiedy ja ponownie się do niego przysunęłam, a potem wtuliłam, tak jak poprzednio. Sam swoją przerzuconą rękę na oparciu obniżył na me ramiona i przyciągnął do siebie mocniej.
– Tak i nie – odparłam obojętnie zgodnie z prawdą. – Zrobimy sobie jeszcze jedno? – zadarłam delikatnie głowę, by skrzyżować z nim spojrzenie, a gdy pokiwał na znak zgody, uśmiechnęłam się szeroko, ustawiając się do kolejnej fotki.
Po moim policzku spłynęła pierwsza, słona łza, której nawet nie próbowałam powstrzymać. Kolejne wspomnienie, które wzbudzało we mnie tak wiele emocji. Lecz tym razem było inaczej. Wcale nie czułam bólu umiejscowionego pośrodku klatki piersiowej, tylko dziwne ukojenie, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Byłam... szczęśliwa, a krople spływające po mych policzkach wcale nie należały do tych boleściwych. Były one przyjemne i z uśmiechem zamknęłam album, zdając sobie sprawę, że miał on również do czynienia z tym prezentem, nawet jeśli mówił, iż gdyby nie moje urodziny, nie przyjechałby. W pewien sposób mu zależało na tym, aby nasze zdjęcie się tu znalazło. Mimo, iż mogłam się mylić, znowuż się łudziłam. Łudziłam na odbudowanie tego, co mieliśmy.
A może był to czysty przypadek i ta fotografia znalazła się za sprawką Julio, który poprosił go o przesłanie.
Odgoniłam od siebie gonitwę myśli, zerkając przelotnie na komórkę. Zero wiadomości. Westchnęłam głęboko, przymykając powieki na sekundę, po czym wzięłam się za dalsze odpakowywanie prezentu. Zajrzałam głęboko do pudła i wyciągnęłam kolejne podarunki, jakimi były paletka do makijażu, balsamy wraz z kremami oraz innymi środkami do pielęgnacji ciała. Byłam pewna, że tym zajęła się Beatrice, przez co momentalnie wkradł się na moje wargi uśmiech. Znajdowały się tu również trzy butelki wina, każdy inny rodzaj, co skwitowałam śmiechem, gdyż wiedziałam, że to sprawka Sebastiana. Wówczas moim oczom rzuciła się biała koperta z narysowanym uśmiechem. Całkowicie wzruszona wyciągnęłam papier z pudła, jednocześnie kończąc odpakowywanie prezentu i ostrożnie otworzyłam kopertę, myśląc, co może być jej zawartością. Zerknęłam do środka i wyciągnęłam dwie w kolorach karteczki, dlatego też zmarszczyłam brwi. I wtedy zrozumiałam, co to takiego było. A były to dwa bilety. Bilety do Los Angeles. Miasta, o którym marzyłam od samego dziecka, by znaleźć się tam choć na milisekundę i poczuć ten klimat. A teraz trzymałam w dłoniach wszystko potrzebne do spełnienia jednego z moich największych marzeń! Zaszlochałam cicho, próbując się uspokoić. Bo przecież była dopiero dziewiąta dwadzieścia, a ja zdołałam wylać tyle łez! Skarciłam się w myślach, zaciągając mocno nosem, po czym starłam z policzków gorącą, lecz słoną ciecz. Odłożyłam bilety do koperty, a kopertę obok na łóżko, dalej pociągając nosem z towarzyszących mi emocji.
Kolejnym prezentem był ten od cioci Lily. Ściągnęłam papier ozdobny z kwadratowego pudełka i już po sekundzie patrzyłam szeroko otwartymi oczami na kartonik, na którym widniał rysunek aparatu Instax. Przyłożyłam dłoń do ust i ze łzami w oczach powoli otworzyłam pudełko, aby wyciągnąć z niego urządzenie. I po chwili trzymałam aparat mych marzeń w dłoniach, nie mogąc uwierzyć, iż dostałam go w prezencie od cioci. Bo ja śniłam o nim od dawna! Rozpłakałam się, obracając w dłoniach urządzenie. Zdecydowanie było zbyt wiele emocji na dzisiejszy dzień, patrząc w jakim stanie obecnie się znajdowałam.
Powoli się uspokajając, odłożyłam kolejny pakunek na stos obok mnie, głęboko wzdychając. Miałam zatkany nos przez płacz, dlatego nieco ciężej mi się oddychało, lecz dalej siedziałam z szerokim uśmiechem na miękkim materacu, wiedząc, że został mi ostatni prezent do otwarcia. Drżącymi dłońmi sięgnęłam po małe, czerwone pudełeczko, które chodziło mi po głowie. Bałam się, a jednocześnie umierałam z ciekawości, co takiego było w środku. Zaciągając się powietrzem, ostrożnie ściągnęłam wierzch pudełka.
Wówczas moje oczy wyglądające, niczym monety objęły niewielki, lśniący pierścionek w kształcie korony. Z szeroko otwartymi wargami oraz obijającym się o żebra sercem, wyciągnęłam go trzęsącą się dłonią, odkładając pudełko na bok. Skanowałam wzrokiem biżuterię podekscytowana. Ostrożnie obracałam pierścionek w dłoniach, nie wiedząc co o tym myśleć. Czułam się, jakby świat wokół mnie zatrzymał się na kilka chwil, gdy przez kolejne minuty, patrzyłam znieruchomiała na prawdziwe złoto z małymi brylantami wokół obrączki. Nawet nie byłam pewna, czy mrugałam. W ciężkim szoku poruszyłam się o milimetr po długiej chwili i założyłam powoli pierścionek na środkowy palec prawej dłoni, dalej dygocząc z emocji. Obejrzałam go powoli, finalnie się uśmiechając. Był arcy-piękny. Lśnił wyjątkowo urokliwie, wpędzając mnie w stan zachwytu, dlatego następne kolejne minuty spędziłam na podziwianiu jego piękna, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
***
Po ogarnięciu swego pokoju do porządku, zeszłam na dół do kuchni, aby zjeść w końcu śniadanie. Umierałam z głodu, dlatego też mój brzuch wydawał z siebie dziwne dźwięki. Ubrana w swój ulubiony szlafrok i jedną z lepszych piżam, weszłam do pomieszczenia, gdzie siedziała ciocia Lily przy wyspie kuchennej. Momentalnie rozpromieniałam, kiedy ona powitała mnie szerokim uśmiechem, popijając kawę z czarnego kubka.
– Dzień dobry – przywitała mnie. – Jak się spało?
– Wyjątkowo dobrze – przyznałam z uśmiechem, wzruszając ramionami. Kobieta znowuż upiła łyka kofeiny. – A tobie? Co dziś porobimy? – zapytałam, po czym podeszłam do szafek, z których wyciągnęłam miseczkę, a zaraz po tym płatki. Wlałam pierw mleko, kolejno wsypując płatki. Nie ufałam ludziom, którzy robili odwrotnie.
– Myślałam o tym, aby zabrać was na miasto – rzekła swym aksamitnym głosem, którego mogłabym słuchać wiecznie. Był cholernie przyjemny dla ucha. – Julio jeszcze śpi, ale jak uda nam się go dobudzić, moglibyśmy już wyruszyć za godzinę.
Wówczas przypomniałam sobie o prezencie. A dokładniej o jednym prezencie moich marzeń. Znieruchomiałam, unosząc wysoko głowę, po czym na pięcie odwróciłam się w stronę kobiety, podchodząc do niej szybkim krokiem.
– Tak bardzo dziękuję za prezent – powiedziałam, gdy się do niej przytuliłam, a ona odstawiając kubek na blat, odwróciła się do mnie na stołku. – Jesteś najwspanialsza i wcale nie przesadzam. Nawet nie wiesz, ile o nim marzyłam – paplałam jej do ucha, co kwitowała cichym śmiechem.
– Dlatego pomyślałam, że będzie to dobry prezent – odparła, przytulając mnie również. – Cieszę się, że ci się podoba.
– Och, nawet nie wiesz, jak bardzo! – zdusiłam ją mocno, co podsumowała melodyjnym śmiechem. Już po chwili patrzyłam prosto w jej oczy, a później powędrowałam do blatu kuchennego po miseczkę z płatkami. W między czasie wyciągnęłam również łyżkę i już po sekundzie siedziałam przy wyspie kuchennej naprzeciw cioci.
– Jak się wczoraj bawiłaś? – spytała, gdy zaczęłam konsumować swe śniadanie. Popatrzyłam na nią z pełną buzią.
– Było świetnie – przyznałam szczerze i przełknęłam porcję. – Totalnie nie spodziewałam się, że wpadną na pomysł zrobienia mi tak świetnej niespodzianki. Dawno się tak nie ubawiłam, jak wczoraj. Jeszcze w dodatku wrócili Zach z Veronica! Gdy ich zobaczyłam to już całkiem myślałam, że to tylko sen! – gadałam, jak nigdy wcześniej przez te trzy miesiące, co wyjątkowo zdziwiło blondynkę, ponieważ uśmiechnęła się tajemniczo, a w jej błękitnych tęczówkach dostrzegłam iskierki ogromnej radości.
– Dawno nie widziałam cię tak szczęśliwej – wyznała pod wrażeniem, a ja spaliłam buraka, uśmiechając lekko i spuszczając głowę. – Kryje się pod tym jakiś powód? – kobieta wzięła łyka swojej czarnej kawy.
– Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami, nieco się wstydząc. – Chyba nie – rzekłam i wydęłam dolną wargę, po czym skosztowałam swego śniadania. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście pod mą ekscytacją kryje się jakiś powód. A może nie chciałam się przyznać sama przed sobą, co jest powodem mej radości.
Luknęłam na kobietę, która z podejrzliwym uśmiechem pokiwała głową, a potem znowu zasmakowała czarnej cieczy. Jadłam w ciszy swoje śniadanie, znowuż nie myśląc, by nie zepsuć dobrego nastroju, ani sobie, ani jej. Było dobrze i chciałam, by tak pozostało. Jednakże krótką chwilę później, milczenie przerwała złotowłosa.
– Piękny masz pierścionek – przyznała z podziwem, w jakim ja sama pozostawałam do teraz. Podniosłam na nią wzrok, a po tym spojrzałam na biżuterię, przyglądając jej się bardziej.
– To fakt – niemal wyszeptałam, dotykając pierścionka. – Dostałam go w prezencie – dopowiedziałam i prędko ugryzłam się w język. Nie chciałam zadawania zbędnych pytań.
– Och – szepnęła. – I od kogo tak cudny prezent dostałaś? – dopytała, a ja przełknęłam gwałtownie ślinę, niemal się krztusząc.
Powędrowałam swymi błyszczącymi tęczówkami do jej radosnych ślepi, którymi mnie świdrowała i z powrotem spuściłam wzrok na swą dłoń. Na moje wargi wpełzł niekontrolowany uśmiech, gdy patrzyłam z zafascynowaniem na pierścionek, podczas gdy moje serce chciało wyrwać się z piersi. Więcej nie myśląc, otworzyłam wargi z zamiarem powiedzenia pierwszych słów.
– Od Ruggero – powiedziałam, zagryzając wargę, po czym uśmiechając pod nosem zawstydzona.
– Piękny gest z jego strony – podsumowała, również się szeroko uśmiechając. Spojrzałam na nią kątem oka, jeżdżąc językiem po zębach, gdy me policzki paliły mnie żywym ogniem. – Ale nie widziałam go wczoraj z wami – zmarszczyła swe równe brwi, a ja westchnęłam cicho, biorąc w dłoń łyżkę i bawiąc się nią w jedzeniu.
– To prawda – przyznałam z lekkim zawiedzeniem. – Widzieliśmy się tylko chwilę. Po... trzech miesiącach – ostatnie słowa wyszeptałam, zagryzając wnętrze policzków i zdając sobie sprawę, że już nie ma odwrotu. Kobieta widocznie się zdziwiła, a zaraz po tym wzięła głębszy wdech.
– Nie widzieliście się trzy miesiące? – dopytała ostrożnie, by mnie nie zrazić i nie przestraszyć. Domyśliła się, że jest to dla mnie wrażliwy temat. – A rozmawialiście ze sobą?
– Nie – pokiwałam głową z wykrzywionymi wargami. – To dość... ciężki temat – dodałam po chwili, wzdychając.
– Och – tylko to usłyszałam. Chwilę milczałyśmy obydwie, pogrążając we własnych myślach, gdy wówczas się odezwała na nowo. – Wiesz, że jeśli chciałabyś mi się zwierzyć z czegoś, to tu jestem, prawda? Nie będę naciskać, słońce – rzekła ze skruszeniem, co podziałało na mnie naprawdę dobrze.
Zaczerpnęłam nieco więcej powietrza, myśląc nad rozmową. Bałam się, ale z drugiej strony pragnęłam komuś w końcu w stu procentach wyżalić się i zrzucić z siebie ten ciążący na plecach ciężar. Tak naprawdę to nikt nie miał pojęcia o tym, co czułam przez cały ten czas. Nawet Beatrice, którą w większości okłamywałam, mówiąc, że jest lepiej, a przecież gówno prawda, bo z każdym dniem tęsknota rozdzierała mnie bardziej. Przymknęłam na sekundkę powieki, po czym wzięłam głęboki wdech, powoli na nią patrząc.
– Obiecujesz, że nie będziesz mnie oceniać? – spytałam słabo prawie ze łzami w oczach. Blondynka prędko umieściła we mnie swoje przestraszone spojrzenie, po tym, gdy upiła kawy.
– Oczywiście, że nie, kochanie. Czy kiedykolwiek to zrobiłam? – zapytała, a ja pokiwałam przecząco głową. Po tym cicho westchnęłam.
– Przyjaźniliśmy się, ale to nie była zwykła przyjaźń – wyznałam pierwsze słowa z rosnącą gulą w gardle. – Właściwie to od długiego czasu pałałam do niego jakimś uczuciem, ale się przed tym broniłam. Wmawiałam sobie za to uczucie do Maxi'ego, które nigdy nie wkroczyło na wyższy level, ni jeżeli poziom przyjaźni – ściszyłam głos, po czym zwiesiłam głowę z zaciśniętymi wargami, robiąc chwilę przerwy.
– Dlaczego więc nie powiedziałaś mu o tym i nie zerwałaś z Maxi'm? – zapytała ostrożnie, a ja spięłam lekko, wiedząc, że nadchodzi najgorsze. Zanim odpowiedziałam, musiałam odpowiednio dobrać słowa, by nie zabrzmieć jeszcze bardziej żałośnie, niż miałam to zrobić.
– Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Może dlatego, że bałam się zostać sama. Przeprowadziłam się do nowego miasta, nikogo nie znałam i to właśnie Maxi jako jeden z pierwszych wyciągnął do mnie rękę, chcąc mnie bliżej poznać. Później zjawił się Ruggero i to właśnie przy nim poczułam się wyjątkowo po raz pierwszy od bardzo dawna. – wyznałam słabo. W mojej głowie momentalnie stanęła jego radosna postać. Tak cholernie za tobą tęsknię. – Chciałam mieć w Maxi'm jakąś alternatywę, gdyby...
– Gdyby cię odrzucił? – dokończyła za mnie, gdyż ja nie byłam w stanie. Ze spuszczonym wzrokiem pokiwałam głową, zdając sobie sprawę z tego, iż brzmiałam teraz, jak zwyczajna, bezduszna suka. Niezasługująca na nikogo dobrego, a zło, które mnie spotkało, czekało na mnie od dawna.
– Zrobił to, zanim zdołałam powiedzieć, co do niego czuję – szepnęłam i przymknęłam powieki, by się nie rozpłakać. Znowu czułam się źle sama ze sobą oraz świadomością, że odszedł. Wszystko wracało, niczym pieprzony bumerang, przed którym nie było ucieczki, ponieważ zawsze uderzał w odpowiednim momencie. Tak było i teraz.
– Zostawił cię? – dopytała delikatnie, a ja otwierając ciążące powieki, powoli pokiwałam głową, gdy pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
– W momencie, gdy pierwszy raz przed sobą przyznałam, że się w nim zakochałam.
Słone krople w nieprzyjemny sposób spływały po mej rozgrzanej skórze, doprowadzając mnie do czerwoności. Czułam się cholernie dziwnie z faktem, iż moja własna ciocia wiedziała o takich rzeczach, o których w połowie nie mieli pojęcia moi przyjaciele. Jednak najgorsze uczucie towarzyszące mi w tym momencie był to wstyd, gdyż właśnie przyznałam otwarcie, iż będąc w związku z Maxi'm od zawsze to właśnie do Ruggero coś czułam, a mimo tego dalej nie zakończyłam tej relacji, bo się bałam samotności. To wszystko było tak popaprane! Starłam łzy, zaciągając jednocześnie nosem, gdy kobieta dalej przyglądała mi się uważnie ze współczuciem. A nie powinna, bo byłam w tym wszystkim najgorsza, gdyż zdradzałam własnego, tak wspaniałego chłopaka dla drugiego, który bez krzty żadnej emocji potrafił mnie zostawić. Byłam zagubiona.
– Rozmawiałaś z nim o tym? – przerwała dudniącą w uszach ciszę swym delikatnym barytonem. Tak bardzo mnie on uspokajał.
– Nie – odparłam, kręcąc głową. Znowuż zwiesiłam głowę i zaciągnęłam nosem. – To i tak nic by nie zmieniło – dodałam, po czym wzruszyłam ramionami, gdy blondynka westchnęła.
– Czasem są niewyjaśnione sprawy, które trzeba sprostować właśnie rozmową. A skoro ten temat dręczy cię od kilku miesięcy, to nie sądzisz, iż to właśnie ten czas? Czas na wyjaśnienia? – zakończyła, a ja uniosłam niepewnie głowę, spoglądając w jej błękitne tęczówki.
– Sądzisz, że powinnam mu powiedzieć co do niego czuję? – uniosłam brew, gdy ona przytaknęła głową z lekkim uśmiechem i cicho mrucząc w odpowiedzi.
– Wiesz, skarbie... – zaczęła ostrożnie. – Nie zawsze nasze uczucia są odwzajemnione i często cierpimy przez właśnie nieszczęśliwą miłość, ale... – zrobiła krótką przerwę, opierając się dwoma łokciami o wyspę kuchenną. – Widziałam was pare razy, gdy byliście w Miami. Dokładniej w galerii – posłała mi dwuznaczny uśmiech, po czym do mnie mrugnęła.
W szoku patrzyłam na jej łagodny wyraz twarzy, gdy złotowłosa popijała swój napój, którego końca nie było widać. Moje wargi pozostały lekko uchylone, a oczy lekko wystraszone tuż po jej słowach. Starałam się odtworzyć obraz w mej głowie, cofnąć się do wspomnień i skojarzyć, czy widziałam ciocię podczas naszego pobytu w galerii, lecz nic takiego nie przychodziło mi do głowy. Nic oprócz niego.
– J-jak to nas widziałaś? – wyjąkałam, za co prędko się skarciłam w myślach. Kobieta uśmiechnęła się w swój uroczy sposób.
– Przechadzałam się po centrum z zakupami, gdy wtargnęliście, niczym huragan do środka i zaczęliście wzajemnie łaskotać. Nie tylko moją uwagę przykuliście – wzruszyła ramionami, kiedy moja szczęka opadła z hukiem na podłogę. Taksowałam ją swym pełnym niedowierzania wzrokiem. Ona jedynie cicho zachichotała, co mnie dodatkowo zbiło z tropu.
– Byłaś tam wtedy? Dlaczego nie podeszłaś? – pierwsze
co przyszło mi do głowy, dlatego zapytałam głupio.
– I tak już wychodziłam, a wy bawiliście się wyjątkowo dobrze ze sobą. Zwłaszcza, gdy później chwycił cię za rękę – kolejny raz puściła do mnie oczko, doprowadzając mnie do czerwoności. – Chcę, byś wiedziała do czego dążę, a mianowicie do tego, że zdołałam poznać tego chłopaka i wiem, iż rodzina, zarówno jak przyjaciele są dla niego bardzo ważni. Nawet jeśli nie umie tego w stosowny sposób okazać.
Zmarszczyłam brwi.
– To akurat wiem – westchnęłam cicho pod nosem, po czym na nią spojrzałam i podparłam się dłonią o policzek. – Ale dalej nie rozumiem, co masz na myśli – blondynka uśmiechnęła się tajemniczo.
– To, iż z kilometra było widać, jak mu na tobie zależy. I w jaki sposób zachowywał się w twoim towarzystwie.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę i spuściłam wzrok, wbijając go w swoją pustą miseczkę z resztką mleka. Zaraz po tym przełknęłam ślinę, wzdychając. Nigdy w ten sposób na to nie patrzyłam, gdyż za nisko się ceniłam, by uważać, że takiemu chłopakowi może na mnie zależeć w jakikolwiek sposób. Nawet, jak na zwykłej przyjaciółce. Może po prostu ciocia się myliła i umiał w odpowiedni sposób grać. Sam przecież powiedział, że od początku planował tylko pomścić Dolores, lecz z racji, iż wyjechała, nie miał takiej możliwości. Została mu Maia, a ja będąc jej najbliższą przyjaciółką byłam idealnym dopełnieniem jego planu.
– Myślisz, że powinnam mu o tym powiedzieć? – uniosłam głowę, niepewnie pytając, gdy ona przytaknęła.
– Nie tylko jemu, kochanie. Powinnaś również porozmawiać z Maxi'm i powiedzieć mu, dlaczego tak między wami wyszło. Zasługuje na wyjaśnienie.
Wtedy wiedziałam, że byłam już skończona.
***
Reszta dnia minęła naprawdę dobrze. Po południu poszliśmy z Lily i Julio na miasto, a dokładniej zakupy, co mojemu bratu znacząco się nie spodobało. Marudził w większości, gdy wchodziłyśmy w galerii handlowej do kolejnego sklepu. Finalnie poszliśmy na obiad, a później wróciliśmy do domu. Wówczas napisała do mnie Beatrice na naszej grupie z Sebastianem, że dzisiejszego wieczoru organizują niewielką dyskotekę w barze, gdzie odbywała się impreza Halloweenowa. Wcześniej rzadko tam bywałam, lecz z każdym dniem coraz częściej tam zaglądałam z resztą moich przyjaciół. Zgodziłam się bez problemu, a blondynka oznajmiła, iż mamy ze sobą zabrać Julio wraz z naszymi przyjaciółmi, którzy również zatrzymali się w Buenos Aires do niedzieli, a ona napisze do reszty. Uznali to za świetny pomysł, dlatego o godzinie osiemnastej byliśmy gotowi do wyjścia. Zamknęłam drzwi od swojego pokoju, po czym zbiegłam na dół po schodach. Z salonu dobiegały głosy, dlatego tam skierowałam kroki.
– Jesteś gotowa? – spytał mnie brat, a wszystkich wzrok powędrował w mą stronę. A dokładniej mamy, taty oraz cioci. Popatrzyłam na Julio.
– Tak – odparłam, uśmiechając się. – Jedziemy? – spytałam, gdy on w tym samym momencie wstał z kanapy i do mnie podszedł.
– Uważajcie na siebie – odezwała się nasza matka, a my posłaliśmy jej uśmiech.
– Jasne – odrzekliśmy. – To na razie!
– Nie wróćcie za późno – rzekł jeszcze David, gdy wychodziliśmy z salonu.
– Bawcie się dobrze! – zawołała za nami blondynka.
Wyszliśmy z domu, zamykając drzwi, lecz uprzednio ubraliśmy na stopy buty. Również obejrzałam się w lustrze, a potem byliśmy już w moim Mercedesie, ponieważ robiłam za kierowcę, gdyż nie mogłam w dalszym ciągu pić alkoholu z powodu tabletek. Poza tym, niespieszno mi było do niego. Kiedyś nie wyobrażałam sobie wyjść na jakąkolwiek imprezę, wiedząc, iż nie mogę pić, a teraz przychodziło mi to z łatwością.
Niecałe pół godziny później byliśmy na miejscu, gdzie umówiliśmy się z resztą naszych przyjaciół. Zaparkowałam na wolnym miejscu, po czym zgasiłam auto i wyszliśmy z niego, a ja zamknęłam je kluczykiem. Przed barem zastaliśmy Agustina razem z Sebastianem, dlatego prędko do nich podeszliśmy.
– Hej! – przywitałam się radośnie z chłopakami, przerywając ich rozmowę. Stali obok siebie w niewielkiej odległości, opierając się tyłem o parapet, a jeden z nich palił papierosa. Ich wzrok powędrował na nas, a oni uśmiechnęli się szeroko.
– No nareszcie! – zawołał głośno Villalobos, odbijając się od obdartego parapetu i podchodząc do nas z szeroko otwartymi ramionami. Pierw uściskał mnie, a później mojego brata.
– Siemanko – usłyszałam Julio. Po tym i Agus się z nim przywitał, zbijając męską piątkę z uśmiechem na twarzy.
– Reszta jest już w środku. Brakuje tylko Michaela – poinformował nas Bernasconi, kończąc swego papierosa. – Zaraz przyjedzie, ale musiał wjechać jeszcze na chwilę do ojca – dodał po chwili. No tak, przecież rodzice Rondy byli po rozwodzie, a on mieszkał z matką.
Pokiwałam twierdząco głową razem z Julio.
– Dobra – rzekł mój brat. – Idziemy czy zostajecie jeszcze chwilę? – zapytał ich, a jeden z nich odpowiedział.
– Wypalę jeszcze kilka fajek i dojdziemy do was.
Odpowiedzieliśmy krótkim okej i poszliśmy we dwójkę do baru. Brunet otworzył drzwi, przepuszczając mnie w nich, a po sekundzie już w byliśmy w środku. Przechodziłam deja vu, gdy wkraczając do środka buchnęło we mnie ciepło wraz z donośną muzyką. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, pierw dostrzegając zespół wynajęty specjalnie na dzisiejszą dyskotekę. Był cholernie dobry klimat, taki, jaki kochałam. Jeden z wokalistów siedział na drewnianym stołku z mikrofonem w dłoni i śpiewając spokojny, nostalgiczny utwór, stukał ręką o swoje udo w rytm piosenki. Zaraz za nim znajdował się gitarzysta, a obok perkusista. Uśmiechnęłam się na ten widok, zaciągając się przyjemnym zapachem, jakim w końcu nie był alkohol wraz z potem. Powiodłam wzrokiem po stolikach, gdzie siedziało dużo osób, aż w końcu trafiłam na swych przyjaciół, więc razem z Peña powędrowaliśmy w ich kierunku. Chwilę potem staliśmy przy nich.
– Cześć – przywitałam się, a zaraz po mnie mój brat. Zbił z Zachem męską piątkę, a z dziewczynami przytulił krótko, jednakże Beatrice przytrzymał nieco dłużej, co widocznie jej się spodobało. Uśmiechnęłam się, a później przytuliłam z każdym z osobna.
– Zamówiliśmy każdemu kufel piwa. No i trzy pizzę oczywiście – zaśmiała się Valentina, ukazując swoje równe zęby. Reszta podzieliła jej humor, jak również ja z bratem.
– Super – podsumowałam, ściągając szarą bluzę i przewieszając ją na wolne krzesło. – Umieram z głodu – dodałam, siadając od brzegu obok Beatrice.
– Ja tak samo – wtrącił się Julio. – Jestem gotów zjeść całą jedną, więc raczej będziemy domawiać – wzruszył ramionami rozbawiony, po czym również zasiadł na wolnym miejscu obok krzesła Sebastiana, a naprzeciwko Veronici. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił jej gest.
– Wasze zamówienie – wówczas podszedł do nas kelner z pełną tacką kufli piwa i każdemu zostawił na miejscu. Zdziwiłam się, gdyż osobiście naliczyłam tylko dziewięć osób razem z Sebastianem i Agusem na dworze oraz Michaelem, który miał do nas przyjechać za kilka minut.
– Ilu nas dziś będzie? – zwróciłam się do Valentiny, która upiła łyk swego piwa, zaczynając od pysznej piany.
– Teoretycznie dziesięciu – spojrzała na mnie, oblizując wargi. – W praktyce zobaczymy – dodała i wzruszyła ramionami. Ja za to zmarszczyłam pierw brwi, a potem popatrzyłam na nią przerażona.
– Tylko mi nie mów, że... – przerwałam, gdy spojrzała na mnie z zaciśniętymi wargami.
– Jeszcze nie dał konkretnej odpowiedzi, ale wciąż mamy nadzieję, że przyjdzie. Nawet jeśli ostatnio się dosyć odciął, dalej jesteśmy przyjaciółmi.
Pokiwałam ledwo widocznie głową, a później wyprostowałam na swym krześle, gdy wokalista skończył utwór. Zaraz po tym rozbrzmiał kolejny, bardzo energiczny, dlatego niemal wszyscy wstali od swych stolików, wędrując na parkiet i rozpoczynając taniec. Powędrowałam na nich wzrokiem, uśmiechając się, kiedy w tym samym momencie do naszego stolika podszedł Sebastian z Agusem. Czarnowłosy dziewiętnastolatek z rozłożonymi szeroko ramionami bujał się w rytm muzyki, jednocześnie śpiewając poszczególne słowa piosenki. Wszyscy zaśmialiśmy się z jego tańców. Zawsze wiedział, jak rozbudzić towarzystwo.
– Lecę odstawić swój popisowy freestyle – orzekł wesoło, lecz nim odszedł, wziął swój kufel piwa, aby pociągnąć z niego solidnego łyka. Nim się obejrzałam, szklanka była prawie w połowie pusta. – Zapraszam na parkiet lachociągi! Nie mam zamiaru patrzeć, jak siedzicie i marudzicie, że dziś nie tańczycie – i zniknął z pola naszego widzenia, ruszając na parkiet oraz rozpoczynając swoją solówkę pod postacią tańca. Zaśmiałam się dźwięcznie i gdy powędrowałam wzrokiem do reszty moich przyjaciół, Beatrice, Veronica oraz Valentina ruszyły za Sebastianem. Rozdziawiłam wargi, kręcąc głową ze śmiechu.
– Czasami mu tego optymizmu zazdroszczę – rzekłam roześmiana pod nosem. Julio przesunął się o jedno miejsce w bok, aby być obok Agusa siedzącego naprzeciw mnie. Również Zach z końca stołu po lewej stronie, przesiadł się na miejsce Beatrice, która siedziała obok mnie.
– Taa, ja też – mruknął Julio, po czym wziął solidnego łyka swojego piwa.
– Nie dołuj się, młody – szturchnął go w ramię czarnowłosy. – Przecież wiesz, że do siebie wrócicie. Nawet się o to założyłem – parsknął pod nosem, co poczyniłem również ja z Zachem, gdy mój brat zmarszczył brwi.
– Z kim?
– Z Sebą – wzruszył ramionami, upijając piwa. – Myśli, że Beatrice kopnie cię na amen, a ja liczę na wasz powrót. W końcu się zakochałeś – roześmiał się cicho, a ja mu zawtórowałam.
– Co za kutas – podsumował z uśmiechem i pokręcił głową, zanurzając usta w piwie.
– Zaraz, moment – popatrzyliśmy na Zacha, który marszczył brwi. – To właśnie z Beatrice byłeś?
– Tak – odparł także zdezorientowany lekko.
– Och, to nieźle – rzekł rozbawiony, co dodatkowo nas zdziwiło i wpędziło w zakłopotanie. Popatrzyłam na niego zmieszana.
– O co chodzi, Zach?
– Jak wam to powiedzieć... Wiesz, Julio, w sumie to Veronica dalej nie pozbyła się uczuć do ciebie. Odrzuciła chyba z dziesięciu chłopaków, tłumacząc, że nie jest zainteresowana, bo wciąż cię kocha.
Patrzyłam na dziewiętnastoletniego Zacha Morninga z szeroko otwartymi oczami, gdy Agustin dźwięcznie się zaśmiał, a mój brat zwyczajnie błagał wzrokiem, aby to nie była prawda.
– Ohohoh – zawołał Bernasconi, po czym objął mojego brata jednym ramieniem, śmiejąc się. – Dwie pieczenie na jednym ogniu, czy jak to tam się mówi – zażartował.
– Niech mnie ktoś zapierdoli – jęknął zrezygnowany i uderzył głową w stół. – Czemu moje życie tak ssie.
– Nie bardziej, niż moje – parsknęłam śmiechem. – Chociaż w tym jesteśmy podobni – wzruszyłam ramionami, gdy on nie zmieniając pozycji, pokazał mi środkowy palec, a ja zachichotałam.
Wówczas piosenka dobiegła końca i zespół rozpoczął kolejną. Była tak samo energiczna, jak poprzednia, dlatego wszyscy w barze zaczęli głośno krzyczeć. Już po chwili poczułam na swym nadgarstku czyjąś dłoń, a sprawca pociągnął mnie w swą stronę. Nie zdołałam się zaprzeć, tylko wleciałam wprost na parkiet z jakimś chłopakiem. Uniósłszy głowę, dostrzegłam śmiejącego się Sebastiana, który rozpoczął ze mną taniec. Był w tym królem, musiałam to przyznać.
– Co u ciebie, kochanie? – zapytał nieco głośniej, gdyż musiał przekrzyczeć muzykę. Wtopiliśmy się w tłum ludzi, gdy chłopak jedną dłoń uniósł, splątując z moją, a drugą ułożył na mych plecach, przyciągając do siebie bardziej.
– Jest super – odparłam zgodnie z prawdą i wtedy odsunął się na niewielką odległość, aby mnie obrócić wokół własnej osi. Z powrotem wpadłam w jego ramiona.
– Skończyłaś brać leki? – spytał, poruszając się w rytm muzyki.
– Idę za dwa tygodnie do lekarza – wyznałam. – Jeśli uzna, że jest w porządku, przestanę brać, a jeśli nie, to dalej będę je brała – dokończyłam, patrząc w jego wesołe tęczówki.
– Jak dla mnie wyglądasz rewelacyjnie! – wykrzyczał, po czym kolejny raz niespodziewanie obrócił mnie wokoło, co skwitowałam piśnięciem oraz cichym śmiechem.
– Mogłabym to samo powiedzieć o tobie – rzekłam, powodując jego szeroki uśmiech. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mej dłoni. Wiedziałam do czego to dąży.
– Masz przepiękny pierścionek, o whoa! – krzyknął rozweselony, doprowadzając mnie do śmiechu.
– Dostałam go w prezencie – rzekłam z cisnącym mi się na usta uśmiechem, dlatego zagryzłam dolną wargę, spuszczając głowę. Od razu usłyszałam ciche jęki oraz pomruki Sebastiana, wiedząc, że nie odpuści.
– Zgaduję, że nie od rodzinki – poruszył zabawnie brwiami, a ja cicho zaśmiałam się pod nosem.
– Nie, nie od rodziny – rzekłam.
– To na co czekasz?! Powiedz mi, kto jest takim romantykiem!
Zagryzłam wnętrze policzka, czując, że się czerwienię.
– Od Ruggero – wyszeptałam, a właściwie powiedziałam nieco ciszej, niż do tej pory. Zwolniliśmy nieco tempa naszego tańca z powodu piosenki, lecz zaraz po tym Sebastian mnie przyciągnął bliżej siebie, szeroko uśmiechając.
– Od razu wiedziałem, że ten kretyn prędzej, czy później się odezwie. Wielki pan, któremu na niczym nie zależy – prychnął pod nosem, przewracając oczami. – Pierdolenie.
– Nie dodawaj sobie, Seba – mruknęłam, gdy on parsknął śmiechem.
– Kochanie, nie uważasz, że gdyby tak nie było, przyjechałby do ciebie i dał ci ten prezent? – popatrzył na mnie z politowaniem, a ja zrobiłam lekko gniewną minę. Nie lubiłam tego, bo zawsze nie wiedziałam, co odpowiedzieć!
– Nie wiem, ale to tylko prezent – odburknęłam. On uniósł brew.
– Dla ciebie to tylko prezent?
– Ugh! Dobrze wiesz, że nie, kretynie! – uderzyłam go lekko rozbawiona w klatkę piersiową pięścią. Kruczoczarny chłopak roześmiał się, okręcając mnie wokół własnej osi.
– Więc w czym masz problem? – wywrócił oczami z uśmiechem. – Nie wiem, ale od zawsze byłem pewien, że coś między wami jest. Takie dziwne napięcie – rzekł, wzruszając ramionami, kiedy ja zagryzłam dolną wargę.
– Lepiej powiedz mi co u ciebie! – odbiłam pałeczkę, aby zamknąć już ten temat. Dlaczego każdy do cholery myślał, że jego przyjazd na moje urodziny z prezentem był czymś wyjątkowym? Po prostu był miły i już. Tyle.
– Mnie się powodzi, jak zwykle! – zawył wesoło, odsuwając się ode mnie, kiedy kolejna piosenka się rozpoczęła. Rozłożył szeroko ręce, ugiął nogi, po czym wstrząsnął ramionami, tańcząc na swój unikatowy sposób. Zaśmiałam się głośno, a zaraz po tym znów znalazłam się w jego objęciach. – Ale jest w sumie jedna rzecz, o której chciałbym ci powiedzieć.
– Więc słucham.
– Jest jeden taki chłopak, który mi się podoba – odwrócił lekko zmieszany wzrok. Widząc moją minę, od razu krzyknął. — Tylko nie zaczynaj piszczeć, ani krzyczeć, że powinienem do niego zagadać, bo to nie takie proste!
– O. Mój. Boże! – wydobyłam z siebie pisk. – Opowiadaj! Kim on jest? Znam go? Brunet czy blondyn? A może rudy? Cholera! Ile ma lat? Znacie się długo? SPALIŚCIE ZE SOBĄ?!
Zalewałam go setką pytań, gdy Sebastian jedynie westchnął przeciągle, nadeptując mnie specjalnie na stopę, by uciszyć mój krzyk oraz zagłuszyć ekscytację. Jęknęłam z bólu, uderzając go w ramię.
– Po pierwsze się ucisz, kretynko! – spuentował mnie roześmiany. – A po drugie to tak. Znamy się długo i nie sądziłem, że kiedykolwiek taki chłopak, jak on mi się spodoba. To dość... Krępujące, gdy jestem przy nim, bo czasami przyłapuję go na tym, że również na mnie patrzy. Jezu, pomóż mi! – jęknął, padając całym ciałem na moją drobną sylwetkę, co było nieprzemyślane, ponieważ od razu ugięły mi się kolana. Zaczęłam cofać się, podtrzymując czarnowłosego, aż w końcu wyprostował się z męczenną miną.
– Wiesz, co powiem – popatrzyłam na niego znacząco, co skwitował przewróceniem oczami.
– Wiem i zapewne znowu masz rację – burknął pod nosem. – Ale to nie takie proste i masz o tym pojęcie!
– To nie to samo, Seba – szturchnęłam go w ramię, na co prychnął pod nosem.
– No właśnie. To nie to samo, bo wiesz, że mu na tobie zależy! A ja? Nawet nie wiem, jakiej jest orientacji – ponownie zawył żałośnie.
– Po pierwsze: nie. Wcale mu na mnie nie zależy – wbiłam w jego klatkę piersiową palec wskazujący. – A po drugie: do cholery! Jesteś najbardziej optymistyczną osobą, jaką znam, więc weź się w garść, chłopie i do roboty!
– Przypomnę ci to – zbliżył się do mnie, wypowiadając cicho i pociągnął za dłoń, idąc do naszego stolika, gdzie siedziało już znacznie więcej osób.
Zasiadłam na swoim miejscu obok Beatrice z lewej strony oraz Valentiny po prawej, a naprzeciwko Agusa. Michael również zdołał do nas dołączyć. Siedział na drugim końcu stołu pomiędzy Zachem, a jednym pustym miejscem. Przywitałam się z nim wesoło, a później skupiłam wzrok na stole, gdzie stały już trzy ogromne pizzy. Luknęłam po niektórych osobach, które zajadały się kawałkami, a gdy mój wzrok spoczął na Julio, parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. Brunet siedział ze zmęczoną miną, lekko przymrużonymi oczami i przegryzał wolno pizzę, popijając kolejnym kuflem piwa. Szczerze mu współczułam.
– Komu odstąpić piwo? – spytałam, a niektórych wzrok powędrował na mnie. Prócz Michaela i Zacha, którzy pochłonięci byli rozmową.
– Mi, jędzo – usłyszałam głos brata. – Dziś zamierzam się upić do nieprzytomności – burknął pod nosem, rozśmieszając niektórych, prócz Beatrice, która zdawała sobie sprawę, iż to przez nią. Z zaciśniętymi wargami skupiła się na jedzeniu pizzy.
– Piwem? – uniosłam brew, nabijając się z niego. – Prędzej się porzygasz ze trzy razy, niż zdążysz schlać – ten jedynie wzruszył ramionami, żując wolno jedzenie.
– Masz rację – mruknął i w jednej chwili zawołał kelnera, który pokrótce do nas podszedł.
– Co podać? – zapytał wysoki mężczyzna odpowiednio ubrany i wyciągnął notes, by zapisać zamówienie. Mój brat popatrzył na niego zrezygnowany.
– Butelkę szkockiej – rzekł.
– Półlitrowa, litrowa, czy może zero siedem? – zapytał, a ten jedynie machnął ręką.
– Wszystko mi jedno. Byle dobrze kopało.
Kelner zapisał na kartce zamówienie i odszedł od nas, informując, że za momencik przyniesie. Każdy parsknął śmiechem łącznie ze mną, gdyż dawno nie widziałam go w takim stanie. Miał dość swej egzystencji bardziej, niż ja obecnie, a to zawsze on był chodzącym żartownisiem z głupimi dowcipami i szczeniackimi tekstami. Westchnęłam, opierając się łokciem o stół, a potem podpierając dłonią swą głowę. Wówczas zespół zaczął śpiewać nieco wolniejszą piosenkę, gdy ja sięgnęłam po kawałek pizzy.
– Chodź, Julio, trochę się rozerwiesz – usłyszałam przyjemny głos Veronici, dlatego spojrzałam na nią, potem na brata, a na końcu na Agusa, którego widok mnie najbardziej rozśmieszył. Ledwo powstrzymywał swój wybuch śmiechu razem ze mną, dlatego spuściłam głowę, skupiając się na swym jedzeniu. Nie mogłam parsknąć przecież!
– Dokąd? – spojrzał na nią z nieco lepszym nastawieniem. Dziewczyna wstała od stołu, po czym podeszła do niego, obchodząc cały stół.
– Potańczyć – sięgnęła jego dłonie, a on nawet nie protestując, wstał ze swojego miejsca i podreptał z brunetką na parkiet, rozpoczynając taniec. Spojrzałam przelotnie na nich, a potem z powrotem na Agusa i w tym samym momencie parsknęliśmy śmiechem.
– Z czego się śmiejecie durnie? – zapytała Valu, również uśmiechnięta.
– Nie, nic – odrzekliśmy praktycznie jednocześnie.
Zabrałam się za dalsze konsumowanie, unikając rozmów. W między czasie do naszego stolika podszedł kelner z butelką Whiskey, którą zamówił mój brat.
– Bardzo proszę – rzekł, stawiając alkohol wraz ze szklanką na stole. – Coś jeszcze?
– Poproszę butelkę soku pomarańczowego – szybko się zreflektowałam, a mężczyzna kiwając głową, odszedł do baru. Kończąc pierwszy kawałek, spojrzałam na swoich przyjaciół, którzy o czymś rozmawiali.
– My myślimy prosto. Nie owijamy w bawełnę i sami sobie nie stwarzamy problemów, jak wy – rzekł Sebastian, wzruszając ramionami, a jego słowa potwierdził Agus.
– O co chodzi? – zapytałam.
– Próbuję wytłumaczyć Valentinie, że chłopy myślą prosto – oparł łokcie o stół i zaczął gestykulować dłońmi. – Gdy mówię, że chcę przerwy, to po prostu jej chcę, a wy zawsze doszukujecie się drugiego dna – dodał, a ja patrząc na niego chwilę, później zerknęłam na blondynkę.
– To fakt, ALE – wskazała palcem na niego, doprowadzając resztę do śmiechu. – To wy strzelacie więcej fochów od nas i nie potraficie się przyznać, co do cholery czujecie! Koniec, kropka – uderzyła otwartą dłonią prosto w blat z uśmiechem i dumną miną, co Sebastian podsumował prychnięciem.
– Bo nie lubimy mówić o swoich uczuciach. Proste – rzucił obojętnie, popijając piwo.
– Dlatego potem się dziwicie czemu jesteśmy oschłe, jak nie umiecie nam pokazać, że kochacie i wam zależy – założyła ręce na klatce piersiowej, opierając o tył krzesła, gdy ja się zaśmiałam, kręcąc głową i odłączając od konwersacji. Wówczas spojrzałam na siedzącą obok mnie Beatrice, która jedynie przytakiwała lub cicho śmiała.
– Co tam, Bi? – zapytałam, a dziewczyna skupiła na mnie swą uwagę, wzruszając ramionami. W tle slyszałam dalszą przepychankę słowną Valentiny i Villalobosa.
– Nic. Wszystko okej.
– Tym bardziej zapytam co się stało – zaśmiałam się krótko, lecz ona tego nie podzieliła. Zjadła niechętnie swój kawałek pizzy i upiła piwa. – Co jest?
– Cholera, wiem, że się przyjaźnicie, ale... – zrobiła przerwę, zerkając w stronę parkietu, a później na mnie. – Nie sądzisz, że Veronica przystawia się do Julio? Wiem, że są przyjaciółmi od bardzo dawna, ale sama nie wiem. Zach do ciebie się tak nie klei! – dokończyła ze zmartwioną miną, gdy ja zachichotałam pod nosem.
– Twoje przeczucie cię nie myli – powiedziałam nieco ciszej, gdy ona taksowała mnie zmieszanym spojrzeniem. – Kiedyś byli parą dobre pół roku. Zerwali, bo stwierdzili, że to nie ma sensu, ale dziś dowiedziałam się, iż Veronica dalej go darzy jakimś uczuciem – sprostowałam, gdy ona widocznie się spięła, a potem westchnęła.
– Cholera – mruknęła i schowała twarz w dłoniach.
– Beatrice – chwyciłam ją dłońmi za ramię, dlatego na mnie spojrzała. – Wierz mi. Odkąd znam Julio, nie widziałam, żeby tak mu na kimś zależało, jak na tobie. Nie skreślaj go przez jeden błąd. I to mój błąd, do cholery! – szturchnęłam ją lekko, gdy zacisnęła wargi. Znowuż spojrzała się w kierunku parkietu, wzdychając.
– Chyba masz rację – burknęła, ponownie padając na oparcie krzesła. Wówczas podszedł do mnie kelner z mym zamówieniem.
– Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
Siedzieliśmy dłuższą chwilę przy stole, rozmawiając i jedząc kolejne kawałki pizzy. Domówiliśmy również kolejne kilka piw, a właściwie moi przyjaciele, gdyż ja byłam zdana na sok pomarańczowy. Jak wcześniej wspominałam, nie ciągnęło mnie do alkoholu. Wystarczył mi zwyczajny napój. Pociągnęłam solidnego łyka, gdy z głośników rozbrzmiała cicha muzyka, ponieważ wynajęty przez właściciela baru zespół zrobił sobie przerwę na jedzenie oraz wypicie kufla piwa. Oczywiście obok nich nie brakło Sebastiana i Veronici, którzy żywo z nimi rozmawiali i ekscytowali muzyką. Valentina tym razem siedziała na kolanach u Michaela, dyskutując z Zachem i Beatrice. Agustin grzebał coś w telefonie, Julio rzucał do niego niekiedy słówkami, a ja siedziałam sama ze sobą oparta o krzesło i wpatrując się w stół. Spojrzałam odruchowo na komórkę, by zobaczyć godzinę i dostrzegając dwudziestą, westchnęłam.
Jednak, gdy uniosłam głowę, napotkałam się z przechodzącą obok naszego stołu masywną sylwetką chłopaka. I wcale nie potrzebowałam, by odwrócił się w mą stronę, bo doskonale wiedziałam, kim on jest. Brunet ściągnął pierw kaptur swojej czarnej bluzy, ukazując tym samym swą przyciętą fryzurę, a potem podszedł do Agustina, zbijając z nim męską piątkę. Następnie do Julio, a wymijając ich, powędrował do Michaela oraz Zacha, z którym wymienił się imionami. Powitał szybkim "cześć" dwie blondynki i zasiadł na wolnym krześle obok mojego brata. Ściągnąwszy czarną bomberkę, oparł się o tył drewna i wówczas nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Żółć podeszła mi do gardła wraz z tym wszystkim co zjadłam, a serce zaczęło łomotać, chcąc wyrwać się z mej piersi. Przełknęłam ślinę, gdy dłuższą chwilę się w siebie wpatrywaliśmy, aż kiwnął głową w moją stronę i odwrócił wzrok.
OK, TO BYŁO DZIWNE.
W ciężkim szoku wpatrywałam się w pusty punkt przed sobą, nawet nie mrugając. Nie wiedziałam, co mam począć ze sobą do momentu, gdy jedyne, co wydawało mi się dobrym rozwiązaniem, to taniec. Tak, taniec.
– Idę tańczyć – zaalarmowałam i gwałtownie wstałam od stołu, czując niektórych wzrok na sobie. W tym jego. – Jesteś kretynką. Co on sobie do cholery o tobie pomyśli?! Że jesteś skończoną debilką, która na jego widok ucieka. Super, Karol, tak trzymaj – mamrotałam pod nosem sama do siebie, zaciskając dłonie w pięści.
Podeszłam do Sebastiana oraz Veronici, którzy dalej rozmawiali z zespołem.
– Coś energicznego, poproszę. Najlepiej takiego, gdzie będę mogła wyrzucić z siebie wszystkie emocje – rzekłam prędko do swoich przyjaciół oraz wokalisty. Ci rozbawieni na mnie spojrzeli.
– A tobie co? – zadrwił ze mnie chłopak, gdy ja stanęłam tyłem do naszego stolika, aby nie móc na niego patrzeć. Nie teraz.
– Po prostu. Chce mi się tańczyć – wypaplałam, wzruszając mocno ramionami i ze stresu zaczynając gryźć wnętrze policzka, aż do krwi.
– Robi się – odparł mężczyzna z kręconymi włosami do ramion. Wstał ze sceny i zawołał swoich kumpli, którzy już po sekundzie stali przy swych instrumentach. – Zapraszam wszystkich na parkiet, gdyż szykuje się naprawdę energiczny kawałek. Na specjalne żądanie tej oto pani w blond włosach! – klasnął w dłonie, uprzednio mnie wskazując, a wszyscy w barze mi zaczęli bić brawo.
Wytrzeszczyłam mocno oczy, kręcąc powoli głową, kiedy każdego człowieka wzrok w tym pomieszczeniu powędrował na mnie. O nie, nie, nie, błagam, przestańcie. Nie róbcie mi tego! Już dosyć najadłam się wstydu!
– Jesteś sławna, kochanie! – krzyknął przy moim uchu rozbawiony dziewiętnastolatek, a z nim brunetka i zaraz po tym zespół zaczął grać cholernie znaną każdemu piosenkę.
Mój przyjaciel prędko pociągnął mnie za dłonie, wybudzając z letargu i ponownie tego dnia zaczął ze mną tańczyć. Z początku ruszałam się, jak zwykła kłoda przy pierwszych wersach "I gotta feeling", lecz gdy po jakimś czasie sama jęknęłam żałośnie, zbijając piątkę z czołem i stwierdzając, że pieprzyć to wszystko, dałam upust emocjom. W taki sposób zaczęłam śpiewać słowa piosenki, kiedy dołączyli do nas lekko wstawiony Julio przez swą szkocką oraz Michael z Valentina i Beatrice. Przy stole pozostał Zach z Agusem oraz Ruggero. Rozmawiali ze sobą na różne tematy, lecz z tego co widziałam, tylko Bernasconi z mym przyjacielem z Arroyito był zainteresowany rozmową, gdyż ostatni chłopak jedynie siedział oparty o krzesło z bezbarwną miną. Jedną dłonią bawił się do połowy pustym kuflem i zdawkowo odpowiadał, wpatrując w szkło.
Krzyczeliśmy do lecącej piosenki, tańcząc, jak zwyczajni przyjaciele podczas niewielkiej dyskoteki w środku tygodnia. Otóż to, ponieważ był poniedziałek, a my całkowicie niezmartwieni tym faktem, bawiliśmy się, jak banda dzieci na drugim końcu miasta. A właściwie poza jego granicą. Śmiałam się w niebogłosy, ocierając się o Beatrice oraz Veronice z Valu, gdy Sebastian odstawiał swój wystrzałowy freestyle kolejny raz. Wszyscy krzyczeli, widząc go tak dobrze bawiącego się. Przedział wiekowy w barze był naprawdę rożny, gdyż zaczynało się od takich nastolatków, jak my, a kończyło na parach małżeństwa lub kilku rodzinach z dziećmi pare lat młodszymi od nas, którzy nie pałali do tańca. Siedzieli w większości w telefonach lub z naburmuszoną miną, jakby co najmniej byli tu za karę.
Piosenka powoli dobiegała końca, dlatego zwolniłam tempa, biorąc głęboki wdech. Nie byłam spocona, lecz lekko zmęczona, więc pod koniec jedynie stałam roześmiana, patrząc na resztę. W końcu wokalista skończył grać, a zaraz po tym rozbrzmiała kolejna piosenka, jednak już się z niej wycofałam. Z Beatrice oraz Valu wróciliśmy na swoje miejsca, gdy pozostali zostali, dalej tańcząc. Najśmieszniej jednak wyglądał mój brat z powodu większej ilości alkoholu we krwi. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc głową. Już po chwili byliśmy przy stole i z uśmiechami padliśmy na swoje miejsca. Siedzący przez cały ten czas chłopacy spojrzeli krótko na nas, a gdy zerknęłam na jednego szatyna w swej czarnej bluzie, zorientowałam się, że ten także patrzy na mnie. Chwilę patrzyłam w jego niemalże czarne tęczówki, aż odwrócił prędko wzrok, znowuż skupiając się na szklance przed sobą, którą dalej obracał w dłoni.
– Zamówiliśmy po jeszcze jednym piwie – zaalarmował nas Zach, a reszta pokiwała głową.
Skupiłam się na swym soku. Upiłam ostatniego łyka ze szklanki, a potem dolałam sobie ostatnią porcję, więc pustą butelkę, odłożyłam na bok. Pociągnęłam kolejny raz mojego ulubionego napoju, po czym spojrzałam na Beatrice siedzącą obok mnie. Przeraziłam się, widząc jej wściekły wyraz twarzy, dlatego powędrowałam wzrokiem w miejsce, gdzie się wpatrywała i kiedy zrozumiałam, że patrzy na tańczących razem mojego brata z Veronica, ponownie na nią prędko przeniosłam wzrok. Lecz ona w tym samym momencie wstała gwałtownie ze swojego miejsca, szybkim krokiem podążając w stronę tej dwójki.
– O cholera – wyszeptałam zestresowana przez to, co miało się za moment wydarzyć.
– Co jest? – zapytał mnie Agus, a gdy dostrzegł, że wpatruję się w stronę parkietu, prędko powędrował tam wzrokiem. – O kurwa!
Beatrice szybko podchodząc do mojego brata, odciągnęła go od brunetki, po czym pociągnęła w swą stronę. Następnie wszystko działo się szybko. Blondynka wcisnęła w usta Julio ostry pocałunek, którego z początku nie odwzajemnił, jednak gdy zrozumiał co się stało, szybko zamknął oczy, obejmując ją mocno w talii i wpijając w jej wargi jeszcze mocniej.
Wszyscy przy stole siedzieli z szeroko otwartymi wargami i wymalowanym szokiem na twarzy. Wszakże jednak po krótkiej chwili, gdy każdy zakodował co się stało, zaczęliśmy krzyczeć głośno z radości i mocno klaskać w dłonie. Sam wokalista zwrócił na nich szczególną uwagę, mówiąc, że cieszy go widok zakochanej pary, po czym grał dalej. Zerknęłam po swoich przyjaciołach, którzy wszyscy wiwatowali głośno, lecz kiedy mój wzrok padł na niego, moje serce przyspieszyło swego bicia. Nawet on uśmiechał się półgębkiem, a raczej jeden kącik ust miał uniesiony w swój uroczy sposób. Miałam ochotę krzyczeć z podekscytowania ogarniającego mnie w tej chwili.
Wszyscy wrócili do stołu zadowoleni i momentalnie rozpoczęło się mnóstwo pytań do Julio oraz Bi. Cholera, martwiłam się przez moment o Veronice, gdyż mogła między nami wytworzyć się niezręczna atmosfera, lecz nawet ona uśmiechała się pod nosem zadowolona. Jakby od początku wiedziała, że nic z tego nie będzie.
Bawiąc się szklanką, dostrzegłam kątem oka, jak brunet wstaje od stołu, po czym kieruje się do wyjścia z baru. Lecz zanim to zrobił, zatrzymał go głos Agusa.
– Dokąd idziesz? – chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę fajek.
– Zapalić – odparł niemrawo.
To twoja szansa, do cholery, by z nim porozmawiać! Weź się w garść! Odezwij się!
– Idę z tobą! – zawołałam za nim, gdy był już oddalony od naszego stolika. Odwróciłam się na krześle, aby na niego spojrzeć i kiedy jego lśniące tęczówki spotkały się z moimi, zacisnął wargi i przytaknął głową. – Zaraz wrócę.
Wstając od stołu, wiedziałam, że czeka mnie najcięższy moment tego całego, pieprzonego dnia. Najgorsze było to, iż nawet nie miałam pojęcia, czego się spodziewać.
***
Wow, nie sądziłam, że zacznę dodawać rozdziały tak prędko.
Mam nadzieję, że się podobało!
Kocham i do następnego x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top