33. Punkt docelowy.


Rozdział jest długi, lecz zarazem strasznie dla mnie ważny, ponieważ jest swego rodzaju punktem końcowym, o czym zresztą tytuł mówi. Co więcej, rozpoczyna się rozdział, który kończy pewną kwestię, a jednocześnie rozpoczyna kolejną historię, o czym sami się przekonacie w następnych częściach.

Miłego czytania, kocham i dziękuję mocno za każdą gwiazdkę, komentarz oraz każdego czytelnika, który poświęca swój czas na czytanie moich bazgrołów. W dodatku za uzbrojenie się w cierpliwość.

Love x

     Od zawsze fascynowała mnie alternatywna rzeczywistość. Pytania, co by było, gdyby bardzo często zaprzątały moją głowę, a ja sama w tym wszystkim niekiedy zaczynałam się gubić. Jednak lubiłam gdybać. Kochałam to robić, patrząc na obecną sytuację, w której się znajdowałam. Wszystko zdawało się nie mieć żadnego sensu, brak jakiegokolwiek wyjścia z labiryntu, w jakim znalazłam się od mojego przyjazdu do Buenos Aires. Bo co by było, gdybyśmy nigdy się nie przeprowadzili? Gdybym dalej mieszkała w przytulnym, małym Arroyito, gdzie posiadałam swoich przyjaciół. Może wtedy nigdy nie stałabym się tą osobą, jaką jestem obecnie. A byłam zepsuta. Po prostu bez serca i zalana trucizną, którą wlałam w siebie nieświadomie, kiedy w moim życiu pojawił się on. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka w przyszłości, lecz przypuszczałam, że nic przyjemnego.

     Od mojego przyjazdu do domu z Miami minął równy tydzień. Ostatnie dni w tym pięknym mieście spędziliśmy naprawdę dobrze. Bawiliśmy się na całego, codziennie gdzieś wychodziliśmy oraz staraliśmy nie myśleć, że nasze wakacje w raju dobiegają końca. Mimo tego i tak gdzieś czuliśmy w środku pustkę. Wszyscy wiedzieliśmy, że w Miami każdego dnia byliśmy razem i nawet chcąc, bądź nie chcąc, po prostu przebywaliśmy w swoim towarzystwie notorycznie. Natomiast przyjazd do domu równał się z tym, że mniej czasu spędzaliśmy razem. Praktycznie cały ten tydzień byłam z Maxi'm. Tak, pisali do mnie inni, w tym Maia z Sebastianem lub Agustin, ale odmawiałam ze względu na mojego chłopaka. Wówczas zbliżyłam się z nim jeszcze bardziej i nie potrzebowałam towarzystwa innego chłopaka, a mowa tu o Ruggero, który spotykał się tylko i wyłącznie z Julio oraz Agusem, patrząc na to, że mieszkali razem pod jednym dachem. Michael z Valentiną odcięli się od nas odrobinę, a Beatrice... Cóż, z nią było całkowicie inaczej oraz w pewnym sensie dziwnie. Gdy spotykaliśmy się całą paczką, za każdym razem wykręcała się ze spotkań z nami. Jedynie z moim bratem spędzała ten czas, a reszty zawzięcie unikała, co mnie po części martwiło. Kiedy się z nią kontaktowałam, rzucała krótkimi odpowiedziami, była całkowicie niechętna do rozmowy ze mną.

I działo się tak od dnia, którego wieczorem poszliśmy na koncert.

Próbowałam sobie przypomnieć, czy cokolwiek takiego się wtedy stało, lecz nic nie przychodziło mi do głowy, prócz dobrej zabawy na festiwalu. Także przez myśl przechodziło mi to, iż w jakiś chory sposób mogła się dowiedzieć o tym, jak razem z Ruggero wymknęliśmy się pod koniec do mojego i dziewczyn pokoju, aby zakończyć tę noc razem, we dwoje. Lecz później porzucałam te podejrzenia, gdyż dowiedziałam się od reszty, że przebywała razem z moim bratem. Finalnie odpuściłam, uważając, iż jeśli będzie sama miała ochotę nam powiedzieć, co ją gryzie, to po prostu to zrobi, a skoro mój brat nic nie wspominał, to znaczy, że musi być wszystko w porządku.

Z moich ust wydobyło się kolejne westchnięcie, gdy kończyłam jeść płatki z mlekiem. Tuż po ostatniej łyżce, wstałam od wyspy kuchennej, po czym podeszłam z miseczką do zmywarki, w którą wsadziłam naczynie. Wyprostowałam się po sekundzie i przeciągnęłam mocno, czując, jak moje kości są zastane oraz potrzebują solidnego masażu lub zwyczajnego treningu, czy rozciągnięcia. Z grymasem na twarzy ziewnęłam, a następnie odwróciłam w stronę okna, dostrzegając delikatnie prażące słońce na niebie, dlatego zerknęłam momentalnie na zegarek wmontowany w piekarnik. Dostrzegłam dochodzącą dziesiątą, gdy do kuchni wszedł nagle Julio.

– Jadę do Agusa, a potem musimy coś załatwić w banku – odezwał się jako pierwszy, dlatego okręciłam się w jego stronę. – Podwieźć cię do Rugg'a?

– To nie jedzie on z wami? – odparłam pytaniem na pytanie, opierając się tyłem o blat.

– Zostaje w domu, dlatego pytam – oznajmił. – To co? Będziecie mieli całe mieszkanie dla siebie – dodał, poruszając brwiami w zabawny sposób, co podsumowałam przewróceniem oczami. Czasami tak dziecinne zachowania mnie irytowały.

– Nie wiem, czy mi się chce – wzruszyłam ramionami i na mojej twarzy pojawił się grymas. – Jest gorąco strasznie.

– Jak chcesz – odparł. – Wyjeżdżam za dziesięć minut, zdążysz się do tego czasu namyślić.

– Okej – westchnęłam głęboko.

     Prawda była taka, że nie rozmawialiśmy od tygodnia i tyle samo czasu się nie widzieliśmy. Ostatni raz było to w sobotę, gdy wróciliśmy do domu. Jakoś z tego powodu nie zalewał mnie smutek, czułam się całkowicie inaczej. Szczęśliwa, lecz zmęczona i w pewien sposób uzupełniona. Nie potrzebowałam go do radości, choć kilka dni temu jeszcze pragnęłabym się znaleźć przy nim.

Jednak z drugiej strony dawno się nie widzieliśmy, nie rozmawialiśmy i odrobinę tęskniłam za tym irytującym uśmieszkiem, gdy się wywyższał, a jego ego przerastało nawet Mount Everest. Zagryzłam wargę, przypominając sobie jego wkurzającą osobę. Cholera, może wcześniej mi go nie brakowało, ponieważ o nim nie myślałam. Ostatnie dnie spędzałam tylko z Maxi'm, który zajął mój czas, a także miejsce Ruggero w mojej głowie. Może pojechanie do tego kretyna nie byłoby głupim pomysłem. Podenerwowałabym go, pośmiała z niego i podokuczała. To by było zabawne, a ja bym się odrobinę rozerwała.

– Julio! – krzyknęłam z kuchni, dlatego mój brat po krótkiej chwili znalazł się w niej, gdyż przechodził niedaleko. Popatrzył na mnie wyczekująco, aż otworzyłam usta. – Za ile jedziesz?

– Właściwie to mógłbym teraz – odparł, zerkając na zegar wiszący na ścianie. – A co? – tym razem luknął na mnie. Ja za to wykrzywiłam usta, a po chwili zacisnęłam je w wąską linię, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.

– Pojadę z tobą – oznajmiłam, po czym na niego spojrzałam. Chłopak od razu uśmiechnął się szeroko, a mnie naszła ochota na uderzenie go prosto w ramię.

– Wreszcie jakaś dobra decyzja – podsumował i założył ręce na klatce piersiowej, gdy ja zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem.

– Zawsze są dobre – wypomniałam mu, prychając. Więcej na niego uwagi nie zwracając, podążyłam w jego stronę, a następnie mijając go w progu drzwi, przeszłam do korytarza, aby założyć buty.

     Chwyciłam w dłoń białe tenisówki, które prędko wcisnęłam na stopy, a później je zawiązałam. Od razu przypomniało mi się, że nie mam przy sobie telefonu, więc bez namysłu pobiegłam na górę, wspinając się co dwa schodki. Weszłam do swojego pokoju, rozejrzałam się wokół, a gdy dostrzegłam komórkę leżącą na łóżku, podeszłam do niej i schowałam do tylnej kieszeni jeansowych spodenek. Poprawiłam także w między czasie krótkiego białego topa, który gdyby nie wysoki stan spodni, odsłaniałby mój brzuch. Także ułożyłam włosy, delikatnie rozczesałam je palcami, po czym zdając sobie sprawę, że jest w miarę ok, zeszłam z powrotem na dół. Julio nigdzie nie było w korytarzu, dlatego stwierdziłam, iż jest w salonie u mamy i nie myliłam się, gdy po chwili usłyszałam ich rozmowę. Od razu przeniosłam tam swoje kroki.

     – Co tam? – zapytałam, przekraczając próg i opierając się o framugę drzwi. Mój brat stał niedaleko mnie, patrząc na matkę, która siedziała przy stole i piła kawę, jednocześnie przeglądając coś w laptopie znajdującym się ławie.

     – Mówiłem. że wychodzimy – zwrócił się w mą stronę Julio. – Gotowa?

     – Tak – odparłam natychmiast.

     – Skarbie też jedziesz do Agusa? – tym razem to zapytała moja mama i na zawołanie oderwała głowę od sprzętu, aby spojrzeć na mnie.

     – Powiedzmy – wykrzywiłam usta w grymasie, na co kobieta zmarszczyła swoje równe, ciemne brwi.

     – Jak to powiedzmy?

     – Bo właściwie to Julio jedzie z Agustinem do banku, a mnie podwiezie do Ruggero – próbowałam się uśmiechnąć zachęcająco, jednak coś mi podpowiadało, że to nie wyszło. Kobieta w dalszym ciągu mierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem, miałam nawet wrażenie, że nie mruga ona powiekami, co dodatkowo mnie w pewien sposób stresowało. Jak już mówiłam, ona po prostu nie lubiła, gdy spędzałam z nim czas sam na sam. I cóż, nie dziwiłam się jej.

     – Z Maxi'm nie wychodzisz? – uniosła jedną brew w górę, po czym znów powróciła wzrokiem do laptopa. Kamień z serca mi spadł choć trochę.

     – Wyjechał do wujka z rodzicami – odparłam zgodnie z prawdą. Mówił mi, że nie widział się z nim bardzo długo, dlatego postanowili całą trójką pojechać do niego. – Beatrice się nie odzywa, Maia stwierdziła, że dzisiejszy dzień spędza w domu, Sebastian też wyjechał poza miasto, a Michael z Valentiną już całkiem się od nas odcięli.

     Odetchnęłam głęboko, starając ponownie się uśmiechnąć po moim monologu. To była prawda. Każdy z naszej paczki akurat dzisiejszego dnia nie mógł się spotkać, a jedynymi ludźmi, którzy zostali to właśnie my z Julio oraz Ruggero z Agustinem. Nie było to dla mnie żadnym problemem, wręcz przeciwnie. Każdy z każdym się dogadywał naprawdę wspaniale i ze wszystkimi byłoby mi dobrze gdziekolwiek.

– W porządku – podsumowała łagodnym tonem głosu, na co i ja delikatnie westchnęłam. – O której będziecie?

– Pewnie pod wieczór – tym razem to Julio przejął pałeczkę. Rodzicielka pokiwała głową, po czym posłała nam szeroki uśmiech.

– Dajcie znać od czasu do czasu.

– Okej – odparłam. – To pa, mamo!

– Pa!

– Do zobaczenia – pożegnała się z nami, gdy byliśmy już w korytarzu i mój brat otwierał przede mną drzwi.

     Oboje wyszliśmy z domu, od razu kierując kroki w kierunku czarnego auta, które należało do Julio. Wsiedliśmy do niego i już po sekundzie brunet odpalił silnik, wkładając kluczyki do stacyjki. Zapięliśmy obydwoje pasy bezpieczeństwa, po czym chłopak wyjechał z podjazdu, tym samym wyjeżdżając na główną ulicę naszej dzielnicy. Nie należała ona do ruchliwych, powiedziałabym, że jest jedną ze najspokojniejszych w okolicy.

     Droga wcale długo nie minęła pomimo sobotniego ranka. Na ulicach poruszało się co prawda dość dużo aut, lecz my mieliśmy to szczęście, że kamienica, do której zmierzaliśmy znajdowała się prawie na obrzeżach miasta, w zacisznej dzielnicy. Po około dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, więc, gdy tylko Julio zaparkował na parkingu, zgasił auto i oboje wyszliśmy z niego. Podeszliśmy do klatki schodowej, a dokładniej do domofonu, na którym chłopak wcisnął odpowiedni kod i otworzył przede mną drzwi, tym samym sprawiając, że weszłam jako pierwsza, a on od razu po mnie. Wspięliśmy się na pierwsze piętro, po czym zapukaliśmy w powłokę drewnianą z numerkiem „5". Krótko po tym drzwi stanęły otworem, a w nich stanął brunet.

Jego wzrok od razu padł na mojego brata, na którego widok uśmiechnął się, a następnie, jakby zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko on tu przyjechał, jego nieco zdziwione spojrzenie powędrowało na mnie, dlatego i ja się uśmiechnęłam.

– Wejdźcie – zaalarmował i momentalnie otworzył drzwi szerzej, abyśmy mogli wkroczyć do środka. To i też zrobiliśmy, a on je za nami zamknął. – Agus mi powiedział o Julio, ale o tobie... niekoniecznie.

Zaciągnęłam się tym charakterystycznym zapachem w mieszkaniu i mimowolnie uśmiechnęłam jeszcze szerzej, niż poprzednio. Tuż po jego słowach, odwróciłam się w stronę chłopców stojących obok siebie i popatrzyłam na jednego z nich. Zlustrowałam go od stóp, aż po głowę. Miał na sobie białą, zwyczajną koszulkę z malutkim logiem jakiejś firmy na piersi po prawej stronie, a do tego czarne, podarte delikatnie spodnie. Jego styl zawierał tylko te dwa kolory. Później przeniosłam wzrok wyżej na jego pogodną twarz. Jak zwykle błyszczała i emanowała ciepłem, co dodatkowo mnie rozweseliło, dlatego przełknęłam ślinę, w dalszym ciągu się uśmiechając. W dodatku spoczywające na jego nosie okulary sprawiały, że wyglądał teraz znacznie bardziej uroczo, niż dotychczas. Chwila moment...

     – Od kiedy ty nosisz okulary?! – niemal krzyknęłam, rozdziawiając usta i moja obecna postawa zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Chłopak zmarszczył pierw swoje równe, ciemne brwi, po czym zaśmiał pod nosem, kręcąc głową.

     – Od dziesiątego roku życia – odparł rozbawiony i na mnie spojrzał z uśmiechem na twarzy. – Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz.

     – Aha – bąknęłam pod nosem, przyznając mu rację i krzyżując ramiona. – W takim razie dziś jest idealna okazja, abyś mi opowiedział – dodałam wyniośle, a po moich słowach, brunet zmarszczył brwi ponownie.

     – Hmm... Chyba nie rozumiem – czułam w jego głosie kpinę pomieszaną z pewnego rodzaju radością, toteż i ja się uśmiechnęłam szerzej, niż zamierzałam, po czym do niego podeszłam. – Co to za okazja?

     – A taka – chwyciłam jego dużą dłoń i splotłam nasze palce razem. – że mój brat jedzie z Agusem, a ja przyszłam cię poniańczyć – ponownie się odwróciłam. Wolnym krokiem zaczęłam podążać w głąb mieszkania, a dodatkowo jego powolne ruchy oraz masa ciała mi to utrudniały, więc niekiedy musiałam mocniej się wysilić, aby go za sobą poprowadzić.

Wówczas na naszej drodze stanął gotowy do wyjścia Agustin. Zatrzymaliśmy się wszyscy.

     – Ooo, cześć malutka – radosny bas dziewiętnastolatka do mnie dotarł, dlatego od razu rozpromieniałam, posyłając mu uśmiech.

     – Hej – odparłam, a chłopak do mnie podszedł. Ucałowaliśmy sobie nawzajem policzek i spojrzeliśmy na siebie.

     – Nie wiedziałem, że przyjedziesz – przyznał, posyłając mi wyczekujące wyjaśnień spojrzenie.

     – Właściwie to ja też nie – wzruszyłam ramionami. – Ale przynajmniej zajmę czas twojemu współlokatorowi – wyszczerzyłam zęby zadowolona sama z siebie. Nastolatek zaśmiał się w odpowiedzi, co nie pozostał mu dłużny ani mój brat, ani brunet stojący za mną i wciąż trzymający mą dłoń.

     – W to nie wątpię – odparł wesoło. – Dobra, to my jedziemy – w jednej chwili zaalarmował, złączając swoje dłonie w powietrzu. – Jak będziemy wracać to damy wam znać – dodał pokrótce, kiedy szedł już w kierunku mojego brata stojącego nieopodal nas. – Jeszcze weszlibyśmy w nieodpowiednim momencie.

     Troje chłopaków pierw parsknęło śmiechem, a potem zaśmiało głośno. Ja za to przewróciłam zrezygnowana oczami.

     – Nie będzie żadnego seksu – burknęłam pod nosem i odeszłam kilka kroków, aby stanąć do nich przodem i zarzuciłam ręce na klatce piersiowej.

     – Jak to nie?! – oburzył się głośno, dlatego wszystkich spojrzenie powędrowało na niego. – To po co przyjechałaś?

     Chłopcy się zaśmiali, gdy ja warknęłam pod nosem i pokręciłam głową.

– Nie wszystko kręci się wokół tego – podsumowałam z nieco gorszym humorem. – A teraz wybaczcie, idę waszego kolegę niańczyć. Żegnam – dogryzłam się ostatni raz, po czym ponownie podchodząc do Ruggero, chwyciłam go za dłoń i poprowadziłam w kierunku salonu.

Wiedziałam, że chłopak patrzy finalnie na swoich przyjaciół i rzuca do nich jakimś znakiem bez użycia słów, co utwierdził mnie ich cichy śmiech, lecz nie przejęłam się tym. Zawziętym krokiem podążałam w stronę sofy, na której usiedliśmy już chwilę później. Z korytarza słyszeliśmy jeszcze stłumione rozmowy, a zaraz po nich trzask drzwiami. Rozsiadłam się wygodniej, a następnie wbiłam w niego swoje spojrzenie, gdy on oparł się plecami o tył kanapy.

– To co robimy? – zapytałam entuzjastycznie, toteż i jego wzrok powędrował na mnie. Uśmiechnęłam się.

     – Masz to szczęście, że akurat przyjechałem z pracy – odparł, gdy do mnie dochodziły jego słowa zza gęstej mgły. – Wtedy byś mnie nie poniańczyła – zaśmiał się cicho.

     – Ty pracujesz? – zdziwiłam się nieco, wytrzeszczając oczy. – Nie wiedziałam.

     – Ktoś musi utrzymywać rodzinę i samego siebie, racja? – przechylił delikatnie głowę, opierając się policzkiem o jedną z dużych poduszek na sofie, a potem popatrzył na mnie z przekonaniem. No tak, przecież nie miał żadnego wsparcia od rodziców.

     – Fakt – odwróciłam wzrok, wbijając go w pusty punkt. – A gdzie pracujesz?

     Mój entuzjazm dzisiejszego dnia naprawdę go zadziwiał oraz w pewien sposób męczył, bo jedynie parsknął śmiechem znużony i wzniósł oczy ku niebu.

     – Skąd w tobie tyle radości, co? – próbował zadrwić, rzucając jedną ze swoich zaczepek, jednak ja puściłam tę uwagę mimo uszu, a on kontynuował. – W warsztacie samochodowym.

     Nie byłam zdziwiona.

     – No tak – klepnęłam się dłonią w udo, po czym uśmiechnęłam. – Gdzie indziej byś mógł pracować – chłopak na mnie zerknął także z uśmiechem na twarzy, ukazując w jednej chwili swoje białe ząbki.

     – Napijesz się czegoś? – zapytał i wyprostował wolnym ruchem, a następnie okręcił głowę w mą stronę. Chwilę się zamyśliłam, jednak finalnie pokręciłam głową.

     – Nie – odmówiłam. – Ale w sumie bym coś zjadła – zaalarmowałam, po czym dłużej się nie zastanawiając, wstałam szybko z kanapy i wesołym krokiem powędrowałam do kuchni, słysząc za sobą jego śmiech oraz głos.

     – Jasne, czuj się jak u siebie!

Olałam jego prześmiewczą docinkę i weszłam do kuchni. Od razu kroki skierowałam do stojącej po prawej stronie lodówki. Otworzyłam ją na oścież, a na swych plecach poczułam jego wzrok wypalający mi dziurę. Chłopak siedząc na kanapie w salonie miał idealny widok na mnie przez wyspę kuchenną wmontowaną w ścianę dzielącą dwa pokoje. Słyszałam jego cichy śmiech, lecz zignorowałam to i zaczęłam się rozglądać po wnętrzu, szukając czegoś dobrego, jednak oprócz różnych wędlin, serków oraz innych produktów do obłożenia sobie chleba, nic nie dostrzegłam. Zero jakichkolwiek słodyczy. Warknęłam, po czym zamknęłam z powrotem drzwi od lodówki.

     – Serio? – krzyknęłam do niego, odwracając się tyłem do blatu, o który się oparłam. – Nawet jednego wafelka?! – tym razem mój głos zawierał rozczarowanie pomieszane z irytacją. Miałam ochotę przekąsić coś słodkiego.

     – Nie jem słodyczy – odparł, wzruszając ramionami z uśmiechem na twarzy. Ja za to wywróciłam oczami i z powrotem okręciłam się w kierunku blatu, opierając na nim swoje dłonie.

     Jednak szybko moje myśli wypełnił pewien pomysł, którego nie miał prawa mi odmówić. Jedyną przeszkodą był brak składników, co musiałoby się równać z odwiedzeniem sklepu, lecz szybko odrzuciłam te negatywne myśli i z szerokim uśmiechem na twarzy z powrotem się odwróciłam w jego stronę. Dostrzegłam, że grzebie coś w telefonie.

     – Masz jajka? – spytałam, toteż od razu uniósł swój wzrok znad komórki i na mnie luknął.

     – A wyobrażasz sobie jakbym nie miał? – złapał się teatralnie za serce, robiąc przy tym zszokowaną minę, gdy ja miałam ochotę go zabić własnymi rękoma! Warknęłam pod nosem, cicho przeklinając i zbijając piątkę z czołem.

     – Do jedzenia! – krzyknęłam. On tylko się zaśmiał.

     – O takich właśnie mówię – posłał mi swój zawadiacki uśmiech, po czym puścił do mnie oczko. – A o jakich pomyślałaś?

     Jęknęłam z zażenowania, spalając buraka i odwracając do niego tyłem. Wiedziałam, że znów ze mną pogrywa.

     – Więc masz? – upewniłam się.

     – Tak – odparł.

     – No dobra, a mleko?

     – Grzebałaś mi przed chwilą w lodówce i przeoczyłaś tak podstawowe rzeczy? – zaśmiał się cicho, dlatego zaczęłam go przedrzeźniać pod nosem, robiąc głupie miny. Musiałam naprawdę wyglądać idiotycznie.

     – Mąka? – kolejne pytanie.

     – Mam.

     – Kakao? – chwila ciszy, więc zgadłam, że się namyśla.

     – Hmm... Powinno być w szafce na dole – rzekł, a mi spadł kamień z serca.

     – Proszek do pieczenia? Olej? Soda? Cynamon?

     – Tak, tak, tak i chyba tak – potwierdził.

Odetchnęłam, myśląc, czy czegoś mi jeszcze brakuje.

– Co ty kombinujesz? – z rozmyślań wyrwał mnie jego aksamitny głos tuż przy uchu, więc automatycznie podskoczyłam w miejscu. Nie słyszałam, kiedy się tu przyczłapał.

     – Chodzisz jak ninja – przyznałam, chwytając się za serce, które przyspieszyło. Odwróciłam się w jego stronę i założyłam ręce na piersi. – A teraz przygotuj wszystko, co wymieniłam wcześniej.

     Chłopak ściągnął swoje równe brwi, a jego spojrzenie zmieniło się na pytające.

     – Po co? – zapytał, nie próbując kryć swojego niezadowolenia przeplatanego z zaskoczeniem.

     – Upieczemy babeczki – odrzekłam zadowolona nieco słodszym głosem, a moje wargi ozdobił szczęśliwy uśmiech. Widziałam nagłą zmianę w jego oczach, zaraz po niej nieco płytszy oddech, a finalnie zakrył buzię dłonią. Och, czyli znów się zaczynają docinki, no jasne.

     – Chcesz żebyśmy poszli z dymem? – udał przerażonego, lecz w głębi wiedziałam, że już pragnie wybuchnąć śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem.

       – Bardzo śmieszne, Pasquarelli – zmarszczyłam nos wraz z brwiami i usta wykrzywiłam w grymasie, jednocześnie go przedrzeźniając i mamrocząc pod nosem. Chwilę później nie potrafił dłużej wytrzymać i usłyszałam jego śmiech.

     – Okej, w porządku – skapitulował, po czym uniósł ręce w górę. – To co mam uszykować?

     – Mleko, jajka, kakao, cynamon, sodę, proszek do pieczenia, cukier, mąkę... – zamyśliłam się momencik, przykładając palec wskazujący do ust. – Jak masz jakiś dżem, czekoladę lub mus, to też możesz wyciągnąć. Będą lepiej smakować – przyznałam z uznaniem i posłałam mu zachęcający uśmiech. Bez słowa sprzeciwu przytaknął głową, a później zaczął wyciągać
potrzebne produkty.

     Ja sama zaczęłam się rozglądać po całej kuchni i szperając po szafkach, szukałam odpowiednich naczyń. Wyciągnęłam pierw garnek z szafki na dole, później mikser z szuflady obok oraz kilka szklanek, do których mieliśmy wrzucić produkty. Poustawiałam wszystko na blacie, gdy skończył wykładać wymienione składniki.

     – Dobra, więc... robiłeś kiedyś babeczki? – zerknęłam na niego wyczekująco, co skwitował tylko prychnięciem, a jego kąciki warg drgnęły, unosząc się.

– Już ci mówiłem, że jestem Włochem – pokręcił w niedowierzaniu głową, jednocześnie przymykając powieki, co ja skwitowałam wywróceniem oczami. Zapomniałam, że stoi przede mną pan idealny.

     – Więc uszykuj szklankę mleka, cukru, mąki, oleju i kakaa, a ja rozbiję jajka – wydałam rozkaz, któremu nawet się nie sprzeciwił i wykonał moje polecenie w mgnieniu oka.

     Rozbiłam pierw jedno jajko, wrzucając żółtko wraz z białkiem do garnka, a skorupkę odstawiłam na bok. To samo poczyniłam z drugim i gdy spojrzałam na stojącego obok mnie bruneta, który właśnie otwierał mąkę, zagryzłam dolną wargę, z trudem powstrzymując cisnący się uśmiech. On także na mnie zerknął, a w jego tęczówkach dostrzegłam niebezpieczny błysk, który spowodował moje nagłe przerażenie. I nie myliłam się, bo kiedy odstawiał już mąkę na stół po wsypaniu jej do szklanki, umaczał palce w niej, a potem rzucił nią prosto w mą twarz.

– Pogięło cię?! – krzyknęłam niemal natychmiast, ścierając biały proszek z buzi, jednocześnie się nim krztusząc. Byłam zirytowana, a ten idiota zamiast po prostu upiec spokojnie ze mną babeczki, musiał jak zwykle bawić się w żartownisia! Chłopak zaśmiał się głośno i kiedy starłam tę upierdliwą mąkę z twarzy, otwierając oczy, poczułam kolejny raz jak we mnie nią rzuca. – Ruggero!

Nie byłam już zirytowana. Byłam wściekła, gdyż cała moja twarz wraz z włosami była w białym prochu, którego nie dało się tak łatwo strzepnąć. Miałam ochotę go zatłuc własnymi rękoma, a później wyrwać całą fryzurę, te piękne, idealnie ułożone, a zarazem pozostawione w bałaganie loczki! Warknęłam głośno, zaciskając dłonie w pięści, po czym wydmuchując z buzi mąkę.

     Moje myśli długo nie musiały obmyślać planu zemsty. Od razu wpadło mi do głowy, aby zrobić to samo, dlatego uśmiechnęłam się po chwili diabelsko, mrużąc oczy. On za to dalej się śmiał, jednak kiedy tylko podeszłam bliżej blatu i sięgnęłam całe opakowanie tej przeklętej mąki, jego uśmiech prędko zniknął. Niemal od razu, nawet się do cholery nie zastanawiając, chwyciłam mocniej papier w dłoniach, po czym jednym szybkim ruchem wysypałam prosto na jego koszulkę, twarz, okulary, kochane włoski jedną trzecią zawartości mąki. Tym razem to ja uformowałam wargi w szerokim uśmiechu, a on skamieniał, nie ruszając się nawet o milimetr.

     1:1, Pasquarelli.

     – I co teraz powiesz na to, huh? – zarzuciłam ręce na piersi i przybrałam wyniosłą minę. Ha! Kto się śmieje, ten się śmieje ostatni.

     Jego twarz była calutka biała, a także okulary, które ściągnął wolnym ruchem i popatrzył na mnie złowrogo. Teraz zaśmiałam się jeszcze bardziej, gdy jego buzia była obsypana mąką, a okolice oczu były czyste, co sprawiało, że wyglądał jak zwyczajna panda. Zwijałam się z bólu brzucha przez napływający śmiech. On tylko posłał mi zabójcze spojrzenie, a później strzepnął biały proch z włosów.

     – Podziwiam cię, że odważyłaś się na taki ruch – podsumował dość niższym tonem głosu, po czym zmarszczył brwi wraz z czołem. Był zły, lecz nie ruszało mnie to.

     I nawet nie wiem, w którym momencie szatyn znalazł się przy mnie, a jego dłonie wylądowały po obu stronach blatu, do którego mnie przygwoździł ciężarem swego ciała. Wiłam się i piszczałam głośno, gdy nie mogłam się ruszyć nawet o milimetr, aż w jednej chwili chwycił w dłoń pozostałe opakowanie mąki i nawet się nie zastanawiając nad swoimi czynami, wysypał calutką jej zawartość prosto na moje włosy, głowę, twarz, ubrania, po prostu wszyściutko. Głośno wrzasnęłam, a potem poczułam, jak się ode mnie odsuwa, gdy ja z ledwością mogłam otworzyć oczy. Teraz to ja zdołałam usłyszeć wydobywający się z jego gardła śmiech, kiedy przecierałam powieki i następnie na niego luknęłam niedowierzająco.

     – Ruggero! – krzyknęłam z rozszerzonymi wargami, czując jak produkt dostaje się do środka mej buzi. Mimowolnie skrzywiłam się na to uczucie, po czym wytarłam usta ręką. 

     – No co? – spytał, wzruszając ramionami, co mnie zirytowało bardziej. Zacisnęłam szczękę wraz z pięściami. – Odwdzięczyłem się, małpo.

     Warknęłam pod nosem.

     – Pożałujesz – wycedziłam przez zęby, a on skwitował to prześmiewczym prychnięciem, finalnie się śmiejąc.

     – Czekam, skarbie.

     W głowie miałam obmyślony plan działania. Gdy rozbijam jajko na czubku jego głowy, dosypuje na to mąki, a ostatecznie rzucam w niego kolejnym jakimś produktem, lecz tak, jak wszystkie emocje na mnie napłynęły, tak szybko uleciały, gdy stojąc tyłem do drzwi, nie byłam w stanie dostrzec, kto przechodzi przez ich próg. Do moich uszu dotarł czyiś głos. I nie wiem do cholery do kogo on należał, ponieważ w domu znajdowaliśmy się tylko my. A przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy wkroczyłam do tego mieszkania.

     – Jesteście parą? – te dwa słowa chodziły po mej głowie nieprzerwanie. Próbowałam zanalizować do kogo on należy, jednak doszłam w ostateczności do wniosku, że nigdy przedtem go nie miałam szansy usłyszeć.

     Mój wzrok powędrował na chłopaka, którego uśmiech pomalutku znikał, lecz nie do końca, ponieważ dalej błąkał się na jego twarzy. Nastolatek zdawał się wiedzieć, kto nas zaszczycił swą obecnością, bo od razu posłał swojemu rozmówcy wymowne spojrzenie, gdy ja spalałam buraka.

     – Obudziliśmy cię? – spytał, jak gdyby nigdy nic, kiedy ja w dalszym ciągu stałam tyłem do męskiej postaci i przełykałam w gardle gulę.

     – Nie – odparł chłopak. Wydawało mi się, że ten bas należy do znacznie młodszego od nas osobnika. – Wstałem już dawno, a Agus zrobił mi śniadanie, gdy byłeś w pracy – dodał po chwili.

     Wówczas wszystko do mnie dotarło. To musiał być więc Leonardo.

     Stałam właśnie w jednym pokoju z bratem Ruggero, którego miałam okazję widzieć tylko raz w swoim życiu i to w dodatku z daleka. Bardzo daleka. Teraz stał dosłownie za mną, a ja z ledwością przełykałam ślinę, gdy moje serce zaczęło obijać się o żebra z zawrotną prędkością.

     – Więc? – ponownie się odezwał tym razem nieco wyższym głosem. – Jesteście tą parą?

     Zrobiło mi się słabo.

     Brunet przede mną wywrócił oczami z błąkającym się uśmiechem, po czym zaśmiał cicho pod nosem i luknął przelotnie na mnie.

     – Dlaczego pytasz? – próbował wybrnąć się z tej nieco dwuznacznej sytuacji, w której oboje się znaleźliśmy. Ja zatem nie byłam w stanie ruszyć się o krok.

– Mam już trzynaście lat, Ruggero. Nie jestem małym dzieckiem – byłam pewna, że młody Pasquarelli popatrzył na swojego starszego brata wymownie, ponieważ ten od razu spuścił wzrok, zagryzając wargę przez cisnący się uśmiech. Za to ja poczułam skręty w żołądku. Nawet nie wiedziałam, co mnie tak stresowało.

     – Dzwoniłeś do babci? – natychmiast zmienił temat i oparł się tyłem o blat, zakładając ręce na piersi.

     – Tak i powiedziałem, że przyjadę za godzinę – odrzekł od razu bez zawahania. Brunet pokiwał głową.

     – Podwiozę cię, gdy skończymy – oznajmił, lecz młody mu szybko przerwał, zaprzeczając.

     – Nie musisz – odpowiedział. – Umówiłem się z Agusem, że mnie zawiezie, bo i tak będzie po drodze z Julio.

     Niemal serce stanęło mi, słysząc, jak wypowiada imię mojego brata. Cicho odchrząknęłam i wstrząsnęłam niewidocznie głową, podchodząc do blatu obok niego, na którym położyłam dłonie.

     – Dobra – posłał w jego stronę uśmiech, a później zerknął na mnie. Wówczas to ja mu rzuciłam znaczące spojrzenie, dyskretnie wskazując głową na jego brata. Z początku zmarszczył zmieszany brwi, próbując zrozumieć, o co mi chodzi, aż w końcu po kilku chwilach skojarzenia faktów rozszerzył oczy, unosząc delikatnie brwi w górę. – Ach, Leo – zatrzymał brata.

– Hm? – mruknął cicho w odpowiedzi i w ostatniej chwili obrócił się na pięcie w naszą stronę.

     – Chyba się jeszcze nie znacie – także zniżył głos, jakby bał się tej konfrontacji. Cóż, ja też się zalewałam strachem, więc nie mogłam go za to sądzić.

     Ciemnowłosy posłał mi jednoznaczne spojrzenie z tym, że mam się odwrócić i w końcu zapoznać oficjalnie z jego bratem, dlatego zacisnęłam mocno oczy, robiąc grymas. Myślałam, że to złagodzi mój stres, lecz na nic. Z mojej twarzy tak czy siak odpłynęła krew, a na plecach poczułam strużek zimnego potu. Moje dłonie także wyglądały jak dwie blade skorupy. Ostatni raz zaczerpnęłam powietrza, po czym z wymalowanym, dość wymuszonym uśmiechem na twarzy, odwróciłam się w kierunku młodego Leonarda. I cholera, jakie było moje zdziwienie sięgające zenitu, gdy dostrzegłam wyższego od siebie o kilka centymetrów przystojnego chłopca. Uśmiechniętego, zadbanego, ładnie ubranego, uczesanego profesjonalnie, niczym jego starszy braciszek, a uroda jaką posiadał kłuła mnie w oczy. Byłam wręcz święcie przekonana, iż w swoim młodym wieku miał miliony adoratorek. Już wiem po kim odziedziczył tę boską piękność.

     – Cześć – tym razem mój uśmiech był bardziej szczery, niż jeszcze kilka sekund temu. – Karol jestem – zrobiłam krok w jego stronę, a następnie kolejny i finalnie wyciągnęłam dłoń. Bez zastanowienia w bardzo delikatny sposób ją uchwycił, po czym złożył na jej wierzchu czuły pocałunek, który zdawał się być zwyczajnym muśnięciem. Jednak i tak wywołał na mojej twarzy dwa, ogromne, czerwone wypieki, a w środku poczułam przeszywającą mnie falę ciepła. Czy zawsze będę tak reagować na każdego Włocha?!

     – Leo – puścił mą dłoń, a na jego wargach zakwitł szeroki uśmiech. Naprawdę piękny uśmiech. – Ale moje imię pewnie już znasz. Samo to, że przekroczyłaś próg tego mieszkania oznacza, iż jesteś ważną dla mojego brata osobą – wyczułam już z daleka próbę prowokacji, dlatego najpierw wytrzeszczyłam oczy, nie spodziewając się takiej reakcji, a potem zachichotałam, gdy trzynastolatek puścił do mnie oczko i jego spojrzenie powędrowało za mnie na stojącego z założonymi rękoma na piersi bruneta. Ja sama luknęłam na niego przez ramię, śmiejąc się, gdy on gromił brata wzrokiem.

     – Idź już stąd, Leonardo – ostrzegł go niższym barytonem, na co chłopiec się zaśmiał, dołączając do mnie, a potem mrucząc coś pod nosem w niezrozumiałym dla mnie języku, odwrócił się na pięcie, ruszając do wyjścia.

     – Po prostu się cieszę, że znów jesteś szczęśliwy.

Stanęłam jak wryta, nie mogąc poruszyć żadną swą skamieniałą kończyną. Wydawało mi się, że moje serce także przestało bić na krótką chwilę, a po nim rozległ się pioruńsko szybki łomot, nad którym nie potrafiłam zapanować. Okręciłam się niepewnie do dziewiętnastolatka. On również zdawał się być tym wszystkim zaskoczony, a gdy spojrzałam na jego twarzyczkę, dostrzegłam przez tą warstwę mąki małe rumieńce. Zaraz, moment... czy on... się właśnie zarumienił?

– Więc... – zaczęłam niepewnie na powrót wracając na swoje miejsce. – Jesteś szczęśliwy? – to pytanie wymsknęło mi się całkowicie przypadkiem spomiędzy warg, za co prędko się przeklęłam w myślach. Chłopak tylko popatrzył na mnie z góry, wracając do robienia naszych babeczek.

     – Przez cały czas byłem – wzruszył obojętnie ramionami, a ja posmutniałam nieco, zagryzając wargę.

     – Czyli... – mój głos zadrżał, lecz mimo tego nie odpuściłam i obmyślając w głowie to, co miałam zamiar powiedzieć, westchnęłam niesłyszalnie. – Moja obecność nic nie zmieniła w twoim życiu?

     To brzmiało lepiej w moich myślach.

     Brunet wziął głęboki wdech, po czym odkładając wszystko, oparł się bokiem o blat i założył ręce na piersi.

     – Do czego zmierzamy? – odbił pałeczkę i rzucił mi pytające spojrzenie, którego uniknęłam, zabierając się do wsypywania pozostałych składników do garnka, aby je wymieszać.

     – Po prostu pytam, czy jestem dla ciebie rzeczywiście ważna, tak, jak twierdzi twój brat – także wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie rusza.

     Słyszałam jego głębokie westchnięcie, a później powrócił do pracy. Pomógł mi wsypać poszczególne produkty do reszty i gdy skończyliśmy, sięgnął z drugiego końca blatu mikser.

     – Jesteś moją przyjaciółką – odparł, wsadzając kabel do prądu i odbierając ode mnie garnek.

Przyjaciółką.

Zagryzłam wnętrze policzka aż do sączącej się krwi, której nawet nie poczułam. Nie wiedziałam, kiedy chłopak włączył urządzenie i zaczął miksować wszystkie składniki, gdy ja stojąc obok niego wgapiona przed siebie w jeden punkt nie przyswajałam do siebie żadnych innych bodźców, prócz swych przykrych myśli. Przyjaciółką. Odbijało mi się echem w głowie, a przez to wszystko zaczęło robić mi się niedobrze. Fakt, powinnam była się spodziewać takiej odpowiedzi, lecz miałam głęboko promyk nadziei, że to nigdy nie wyjdzie z jego ust. Byłam pewna, iż wyglądałam teraz, jak żywy trup. Nie mrugałam od paru chwil, dlatego oczy także zaczęły mnie piec, jednak nie ruszyłam się o milimetr. Bacznie wpatrywałam się pusto przed siebie, a w głowie obijało mi się tylko jedno słowo. Przyjaciółką.

Gotowe – usłyszałam gdzieś z oddali jak zza gęstej mgły. – Karol?

Dopiero szturchnięcie w ramię przywróciło mnie do żywych i zamrugałam po raz pierwszy od bardzo długiej chwili. Czułam się, jakby ktoś właśnie mnie wybudził z głębokiego snu, a ja jeszcze błądziła na jawie. Zerknęłam na niego krótko zamglonym wzrokiem, po czym dostrzegłam, że wszystko jest już gotowe. Ciasto, przygotowane do babeczek gumowe opakowania oraz nagrzany piekarnik. Westchnęłam ciężko, zmuszając się do uśmiechu.

– Super – odparłam szybko i chwyciłam w dłoń garnek z ciastem. – Poradzę sobie już, idź się ogarnij – posłałam mu przelotny uśmiech nawet na niego nie patrząc.

     Miałam zamiar chwytać naczynie, aby rozlać ciasto do gumowych foremek, jednak on mi w tym szybko przerwał, układając swe tym razem o dziwo ciepłe dłonie na moich nieco zimniejszych. Po mym rdzeniu przeszedł dreszcz, a po nim strużek zimnego potu, który skomponował się z rozgrzanym ciałem. Przełykając ślinę, uniosłam niepewnie głowę, przenosząc spojrzenie w jego ciemne tęczówki i dostrzegłam na jego twarzy delikatny uśmiech. Mimowolnie poczułam skręt w żołądku, a me kolana ugięły się, przez co ledwo stałam na równych nogach. Wymiękałam pod wpływem jego spojrzenia. Po prostu przegrywałam za każdym razem, gdy patrzył na mnie z takim uczuciem, jak w tym momencie. O niczym innym wtedy nie myślałam, prócz o nim. Prócz tego, by oddać mu się w całości i zapomnieć o wszystkim innym na świecie.

     – Zależy mi na tobie w inny sposób niż na zwykłej przyjaciółce. W ten bardziej uczuciowy.

     Mrugałam z każdą mijającą sekundą, próbując to sobie w głowie poukładać, lecz było to na nic, bo gdy myślałam, iż udało mi się ogarnąć ten harmider, miejsce obecnej myśli zajmowała kolejna nadchodząca. On za to wpatrywał się głęboko w moje rozszerzone tęczówki, a na twarzy malował się spokój pomieszany z dziwnym uczuciem, którego nie potrafiłam zindyntefikować. Jakby próbował właśnie mi uświadomić, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie na odwrót. Zamknęłam wargi, a potem na powrót je rozchyliłam, gdy stanął blisko naprzeciw mnie, opierając się rękoma po obu stronach blatu, blokując mi jakąkolwiek ucieczkę z jego objęć. Zadarłam głowę i czekałam na jego kolejny ruch.

     I nie musiałam długo czekać, gdy po dosłownie kilku sekundach, zbliżył swą twarz do mojej, owiewając ją miętowym oddechem. Marzył o tym pocałunku tak samo jak ja, lecz zanim nasze usta się złączyły, ułożyłam dłonie wysoko na jego torsie, aby go delikatnie od siebie odepchnąć. Jego zdziwienie sięgnęło zenitu, a ja posłałam mu zmartwione spojrzenie.

     – Leo jest za ścianą – wymruczałam cicho, zwieszając wzrok na jego klatkę piersiową odzianą w białą koszulkę. Później zaciągnęłam się zapachem jego perfum, gdy palce zacisnął na moich biodrach i uśmiechnął, zbliżając do mnie.

– Przecież sam stwierdził, że nie jest małym dzieckiem – miał lekko ochrypnięty głos, który wzbudził we mnie kolejne pozytywne emocje. Popatrzyłam ostatni raz w jego pociemniałe ślepia, a następnie zaciskając w dłoniach jego koszulkę, pociągnęłam go w swą stronę, aby mógł przygnieść mnie ciałem do blatu i nie pozwolić na jakąkolwiek odległość.

Wówczas nasze wargi się ze sobą zetknęły, a po moim rdzeniu przeszedł dreszcz. Wzdrygnęłam się lekko, lecz zignorowaliśmy to oboje i później rozpoczęliśmy pocałunek, który należał do uczuciowych oraz z nutką namiętności, co mnie usatysfakcjonowało, ponieważ od razu się uśmiechnęłam. Jedną dłoń zarzuciłam na jego kark, przyciągając do siebie bardziej i wplątałam palce w jego loczki, co skwitował mruknięciem. Zaraz po tym poczułam, jak przyciska mnie mocniej do blatu i po nim...

– Fuuuuj – głośny, zawierający obrzydzenie bas Leonarda rozniósł się po kuchni, dlatego niemal natychmiast oderwaliśmy się od siebie. Nieco speszona spojrzałam pierw na Ruggero, jednak mój wstyd prędko wyparował, gdy z jego ust wydobył się szczery śmiech. – Moglibyście tego nie robić przy mnie?

– Nie jesteś już małym dzieckiem, Leo – jego wargi ozdobił cwany uśmiech, dlatego i ja powstrzymałam się od parsknięcia. Chłopiec widocznie się speszył, odwracając wzrok, po czym prychnął, odwracając się na pięcie.

     Tak bardzo kogoś mi przypominał.

     – Wygrałeś – burknął pod nosem i już go nie było.

     Ok, może namiętne całowanie się przy trzynastolatku to nie był dobry pomysł. Chociaż z drugiej strony, gdy tylko sobie przypomnę do czego ja się posunęłam w wieku piętnastu lat, to aż robi mi się niedobrze. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na bruneta.

     – To na czym stanęliśmy? – spytałam niepewnie. Chłopak prędko na mnie zerknął i obdarował swoim uśmiechem, jednocześnie rozlewając ciasto z garnka do gumowych foremek.

– Nastaw piekarnik – odparł.

Od razu przytaknęłam głową, nic więcej nie dodając i podeszłam do urządzenia. Pociągnęłam za uchwyt, po czym wyciągnęłam wszystkie blachy oraz inne rzeczy, które tam umieścił na stolik stojący nieopodal nas i z powrotem go zamknęłam, przekręcając pokrętła. Wówczas ustawiłam odpowiednią temperaturę.

– Masz może posypkę? – umiejscowiłam w nim swoje błagalne spojrzenie, na które on jedynie zareagował parsknięciem śmiechem. Wywróciłam oczami.

– Jasne i czego jeszcze?

Westchnęłam, zagryzając wargę. Nie poddałam się od razu.

– A polewę? – próbowałam dalej, co go troszkę zirytowało, ponieważ odetchnął, zaprzestając swojej pracy i odwrócił się w mą stronę. Założył ręce na piersi, po czym uniósł jedną brew w górę, gdy jego mięśnie ramion się uwidoczniły. Kochałam ten widok.

– Żartujesz sobie ze mnie? – odbił pałeczkę, gasząc mnie natychmiastowo, lecz wtedy do mojej głowy wpadła kolejna myśl, dlatego niemal od razu rozpromieniałam.

– Zrobimy własną – zaproponowałam radośnie i podeszłam do niego. Dostrzegłam, że wszystkie foremki są zapełnione ciastem, a w tym samym czasie rozniosło się po kuchni pikanie piekarnika, co oznaczało, iż się nagrzał. Dziewiętnastolatek oblizał palce ubrudzone od masy, kolejno na mnie lukając.

– Nie mam czekolady – zaalarmował, lecz to mnie nie zniechęciło.

– Ale masz kakao i masło – odparłam wesoło. – To wystarczy.

     Momentalnie sięgnęłam po czysty garnek z dolnej szafki i postawiłam go na gazówce, którą rozkręciłam. W między czasie wyciągnęłam z lodówki kostkę masła oraz kakao. Ukroiłam nożem odpowiednią ilość, po czym wrzuciłam ją do garnka, a wraz z nim wyliczone kakao. Chłopak właśnie wkładał blachę zapełnioną foremkami do piekarnika, gdy ja zaczęłam mieszać wszystko w garnku, by powstała polewa. Po około pięciu minutach była gotowa, natomiast nasze babeczki piekły się jeszcze dodatkowe pięć. Przez cały ten czas nie rozmawialiśmy ze sobą, jakby drugiej osoby po prostu tu nie było. Oboje zajęliśmy się naszą pracą; ja dekorowałam babeczki, a on sprzątał calutką kuchnię. Cóż, jakby nie patrzeć taki układ mi odpowiadał, ponieważ zawsze, gdy zdążył wytrzeć blat, ja całkowicie przypadkiem kapnęłam polewą, co go denerwowało jeszcze bardziej. Dużo razy dostrzegłam w jego oczach chęć mordu, jednak nie odzywał się i posłusznie wycierał ściereczką brud, jednocześnie gryząc się w język. Ja za to z triumfalnym uśmiechem na wargach oblizywałam palce, napawając się tym cudownym smakiem. Tak, to było cudowne.

– Dobra, wszystko gotowe – zaalarmowałam, toteż od razu skupił na mnie swą uwagę. Ostatni raz przetarłam ręcznikiem papierowym po blacie, by upewnić się, że nie ma żadnych zabrudzeń, a później zerknęłam na podłogę, lecz wszystko było wysprzątane na błysk.

– Chcesz wziąć prysznic? – zaproponował beznamiętnie, zaciskając delikatnie wargi i patrząc na mnie obojętnie z delikatnie przymkniętymi powiekami. Wyglądał na zmęczonego.

– Nie, ale dziękuję. Umyję się tylko i trochę ogarnę – odpowiedziałam z uśmiechem.

I tak zrobiłam sekundę później, kiedy on przytakując, wyciągnął z szafki talerzyk, aby ułożyć na nim nasze świeżo upieczone babeczki, a ja powędrowałam do łazienki. Od razu zamknęłam się na klucz i podeszłam do lustra. Przeraziłam się, widząc, że na twarzy miałam pozostałości po mące oraz lekko poczochrane włosy. Od razu odkręciłam kran z letnią wodą i związując przedtem włosy w niską kitkę, nachyliłam się nad umywalką, przepłukując twarz wodą. Jednak robiłam to w delikatny sposób, ponieważ miałam na sobie makijaż. Tuż po chwili z powrotem zakręciłam kran i wytarłam się ręcznikiem wiszącym obok, a następnie rozplątałam włosy. Skrzywiłam się nieco, widząc jak wyglądałam. Nie myśląc za wiele, przeczesałam kosmyki palcami i ułożyłam fryzurę, abym chociaż odrobinę lepiej się prezentowała, niż obecnie. Westchnąwszy głęboko, opuściłam łazienkę i powędrowałam do salonu, w którym chłopak siedział. Od razu dostrzegłam, jak pisze coś na swym telefonie, lecz olewając to, usiadłam na kanapie tuż obok niego i dłonią sięgnęłam po babeczkę na stole, którą upiekliśmy. Wzięłam gryza, gdy on zablokował komórkę.

     – Idę wziąć prysznic – zaalarmował, wstając ze swojego miejsca. Przytaknęłam głową, po czym brunet zniknął z mojego pola widzenia.

     Byłam usatysfakcjonowana z tego, jak pyszne wyszły nam te skromne wypieki. Może nie należały do najlepszych oraz tych wszystkich z cukierni, bądź zwyczajnego sklepu, ale były naprawdę dobre i byłam dumna. Dawno niczego nie piekłam i myślałam, że wyszłam z wprawy, lecz jak widać nie do końca. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, kolejno opierając o tył sofy, gdy nagle usłyszałam z łazienki strumienie wody lecące z prysznica. Do mojej głowy chcąc, nie chcąc wpadły niefortunne myśli, kiedy byliśmy w Miami. Niczego nieświadoma weszłam do domku chłopaków, aby tylko odłożyć zakupy. Wówczas z łazienki wyszedł on, jak gdyby nigdy nic w przewieszonym ręczniku na pasie. Z mokrych loczków spływały krople wody, zahaczające o jego nagą, umięśnioną klatkę piersiową. Motylki w brzuchu... To było mało powiedziane. Mimo, iż uparcie trzymałam swojego, by ubrał się, wyszedł spokojnie i nie rzucał do mnie podtekstami, to i tak przepadłam, badając go pożądliwym wzrokiem, jednocześnie w głowie posiadając myśli, jakich nigdy nie powinnam mieć z powodu mojego chłopaka. Przełknęłam ślinę wraz z kawałkiem babeczki i rozejrzałam się wokół, a moim oczom ukazała się konsola ustawiona na półeczce, na której znajdował się duży telewizor. Mimowolnie na moje usta wkradł się znaczący uśmiech. Wpadłam na kolejną rozrywkę. Przecież to będzie cudowne widzieć, jak go rozwalam w jakąś gierkę!

     Nie mam pojęcia ile przesiedziałam sama ze sobą w akompaniamencie strumienia wody, lecz w jednej chwili usłyszałam zamykanie drzwi, dlatego zwróciłam się w tamtą stronę. W ułamku sekundy rzucił mi się w oczy Ruggero, tym razem ubrany, lecz ponownie z mokrymi włosami, co wyglądało w jego wydaniu tak cholernie uroczo, a zarazem seksownie, że pragnęłam tylko wpić się w jego wargi na nowo. Posłałam mu uśmiech, który lekko odwzajemnił, po czym zajął miejsce obok mnie.

– Smakują ci? – spytał mnie, jednocześnie patrząc w mym kierunku. Z pełną buzią skinęłam głową i uniosłam delikatnie brwi w górę.

– Pyszne są – wybąkałam, kolejno oblizując palce. – W ogóle... – przełknęłam babeczkę, kiedy on mi się z uśmiechem przyglądał. – Wpadłam na pewien pomysł.

Chłopak uniósł brew.

– Ach, tak? I na jaki? – nie opuszczał go entuzjazm pomieszany z ciekawością, jaka tliła się po moich słowach. Cóż, nic dziwnego skoro zawsze wpadałam na bardzo dziwaczne oraz odbiegające od normalności pomysły. Zagryzłam wargę, zakładając nogę na nogę i krzyżując ramiona na piersi.

     – Co powiesz na mały pojedynek na konsoli? – kącik moich ust drgnął widocznie, po czym powędrował w górę. Czułam się teraz znacznie bardziej zmotywowana do działania, ni jeżeli do babeczek, które także wydawały się genialnym pomysłem.

     – I to twój świetny pomysł? – spojrzał na mnie niedowierzająco, tym razem unosząc obie brwi i uśmiechając się coraz szerzej. Finalnie parsknął śmiechem.

     – Jakie masz gry? – pominęłam jego pytanie, przechodząc do mojego, co jedynie skwitował pokręceniem głowy i wywróceniem oczami. – Chciałabym zobaczyć twoje umiejętności w piłce nożnej. Jestem pewna, że zmiażdżę cię do zera.

     – Nigdy nie twierdziłem, że jestem w nią dobry – wzruszył beznamiętnie ramionami, co mnie zirytowało, dlatego zrobiłam od razu naburmuszoną minę. Jego to za to usatysfakcjonowało, ponieważ przerzucił jedno ramię na oparcie i spojrzał na mnie wyniośle. Ughh! Nic mnie bardziej nie denerwowało niż jego cholerne, przerośnięte ego.

     – To co? Fifa? – odbiłam pałeczkę, próbując zakryć swą chęć zamordowania go gołymi rękami. Bez słowa skinął głową i wstał szybkim ruchem z kanapy, podchodząc do szafki RTV.

     – W porządku – zgodził się, więc momentalnie poprawiłam się na swym miejscu. Podłączył odpowiednie kable do gniazdka, kliknął guzik na konsoli, a później biorąc dwa pady w dłoń, pstryknął przycisk, aby włączyć telewizor. Później znów wrócił na swoje miejsce i podał mi jednego pada.

Wówczas, gdy konsola się włączała, oboje usłyszeliśmy odgłosy na korytarzu, dlatego nasz wzrok powędrował w tamtą stronę. Krótką chwilę potem do salonu, w którym siedzieliśmy wszedł Leonardo ubrany w wyjściowe ubrania i z uśmiechem na twarzy usiadł pomiędzy nami, trzymając jednocześnie komórkę w jednej z dłoni. Luknęliśmy na niego, a potem z powrotem krótko na ekran, by odpalić grę. Trzynastolatek głęboko odetchnął i uśmiechnął szerzej, sięgając po jedną z babeczek na szklanej ławie.

– Agus będzie za minutę – poinformował nas, a właściwie swojego brata, bo po jaką cholerę miałby mówić mi o takich rzeczach? – Mmm, całkiem smaczne wyszły wam te muffinki – skomentował, przeżuwając upieczone ciasto. Mimowolnie uśmiechnęłam się, prychając pod nosem, gdy brunet jedynie skanował go niezidentyfikowanym wzrokiem.

– Jutro przyjdę do was na obiad – oznajmił z delikatnym uśmiechem na twarzy. Chłopiec spojrzał na niego radośnie.

– Nie pracujesz? – zapytał z pełną buzią. Szatyn jedynie pokręcił przecząco głową, gdy nagle w tle rozbrzmiała typowa dla Fify muzyczka. Oboje tam zerknęliśmy, a następnie Ruggero wziął pilota, ściszając dźwięk.

– Dostałem wolne cały tydzień – odparł i ponownie spojrzał na swojego brata. Ten od razu rozpromienił, przełykając szybko babeczkę.

– To znaczy, że ten tydzień spędzimy razem, tak? – w jego głosie z każdą sekundą entuzjazm się powiększał, a był on poprzeplatany z ogromną radością. Zmiękło mi serce, widząc, jak dobrze się dogadują.

– Tak – potwierdził z uśmiechem, co chłopca ewidentnie uszczęśliwiło, bo zaczął mówić szybko i radośnie pod nosem po włosku. Jego starszy brat mu coś odpowiedział, lecz nie rozumiałam.

W jednej chwili telefon małego bruneta rozbrzmiał, dlatego ten od razu go odblokował, a gdy dostrzegł wiadomość prawdopodobnie od Agustina, wstał prędko z kanapy.

– Już są – poinformował i nagle jego wzrok padł na mnie. – Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Jesteś serio spoko, Karol – posłał mi uśmiech, który natychmiast odwzajemniłam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Niech to szlag! – Do zobaczenia jutro.

– Uważaj na siebie, Leo – odprowadził go wzrokiem do drzwi, gdy nagle zniknął z pola naszego widzenia i usłyszeliśmy trzask drewnianą powłoką. Automatycznie spojrzałam na szatyna, czekając na ciąg dalszy naszego zaplanowanego dnia. – Gotowa?

Jego tęczówki błysnęły na milisekundę, a wargi ozdobił cwany uśmiech. Ja także przybrałam nieco pewności siebie.

– Jak nigdy.

***

Wszystkie nasze rozgrywki należały do naprawdę zaciętych i prawie w każdej był remis. Graliśmy już dobre trzy godziny, jak nie więcej, z przerwami do toalety, na chwilę odprężenia lub zwyczajnego napicia się wody z powodu suszy w gardle. Na zegarze widniała już godzina szesnasta, co mnie delikatnie mówiąc dołowało, ponieważ ten naprawdę wspaniały dzień dobiegał pomału końca. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że będzie on należał do tak wesołych. Przez cały ten czas śmialiśmy się głośno, przeszkadzaliśmy sobie nawzajem, aby druga strona straciła gola albo po prostu przezywaliśmy się przy każdym kolejnym strzale. Wówczas po skończonym pojedynku, głośno odetchnęłam i padłam plecami na poduszki leżące na sofie, po czym zawyłam żałośnie, odczuwając powoli ból oczu. Przetarłam je delikatnie, zapominając całkowicie o moim makijażu i jęknęłam, spoglądając po sekundzie na swojego towarzysza, którego wargi nie opuszczał szeroki, podstępny uśmiech. Och, był naprawdę wspaniały.

– Co teraz? – spytałam rzeczywiście zmęczona, co go jedynie rozbawiło. Cóż, mnie się nie zbierało na śmiech.

– Z logicznego punktu widzenia mamy remis – odparł obojętnie, wzruszając ramionami. Od razu na niego spojrzałam ze zmrużonymi powiekami, aby posłać mu jednoznaczne spojrzenie z tym, że to nie koniec.

– Nie zostawię tego tak – wysapałam ciężko i w jednej sekundzie podniosłam się do siadu. Wyprostowana, całkowicie gotowa do działania, rzuciłam mu ponaglające spojrzenie. – Chcę cię zmiażdżyć. Nie we wszystkim będzie remis. Przynajmniej nie w tym.

Wtedy przypomniał mi się nasz wspólnie spędzany czas w Miami, gdy w galerii handlowej, poszliśmy do jednego salonu gier i rozpętaliśmy istny huragan. Tańczyliśmy jak szaleni, śpiewaliśmy oraz daliśmy upust emocjom, które tak w nas siedziały. Cholera, to było tak dobre!

– Więc to ostatnia rozgrywka decydująca o wygranej? – upewnił się. Jedna jego brew powędrowała w górę, a gdy pokiwałam ochoczo i energicznie głową, od razu poprawił się na swym miejscu. – W takim razie do dzieła.

Lecz zanim rozpoczęliśmy kolejny pojedynek, postanowiłam wdrożyć swój wymyślony dosłownie przed chwilą plan w życie. Może i nie był on fair w stosunku do niego, jednak musiałam mieć zabezpieczenie oraz jakąś przewagę nad tym cholernie irytującym osobnikiem. Zagryzając dolną wargę przez cisnący się uśmiech, niespodziewanie wstałam z kanapy. Jego wzrok automatycznie powędrował na mnie i cholera, jakie było jego zdziwienie, gdy całkowicie niewzruszona podeszłam do niego, a następnie usiadłam na jego twardych kolanach przodem do telewizora. Nie byłam mądra. Być może postąpiłam niesłusznie, gdyż tylko i wyłącznie się przyjaźniliśmy, a ja nie powinnam była się przyczyniać do takich rzeczy, lecz byłam wystarczająco zdesperowana, i nie myślałam racjonalnie. Chłopak z początku nie reagował na moją zaczepkę, dlatego posunęłam się dalej na jego udach, by zetknąć się pośladkami z kroczem, a gdy niemal mi się to udało, westchnęłam głęboko i luknęłam na niego przez ramię. Był zdziwiony oraz zdezorientowany, lecz widząc mój uśmiech, momentalnie zareagował, usadawiając swoje obie ręce na moich nagich udach, jednocześnie trzymając w dłoniach pada. Cóż, chyba mylnie myślałam, że moja obecność go zdekoncentruję.

– Wygodnie? – w jego głosie słyszałam nutkę prześmiewczości i nie myliłam się tym razem, ponieważ patrząc na niego ukradkiem, jego wargi ozdabiał cwany uśmiech. Och, ciekawa jestem jak uporasz się z kolejnym moim zagraniem.

– I to nawet bardzo – zagryzłam wargę prowokacyjnie.

     I nic więcej nie dodając, brunet kliknął przycisk z podpisem „Graj". Tym samym rozpoczęła się kolejna, zacięta walka, w której oboje byliśmy bardziej skupieni niż do tej pory. Z początku to ja miałam przewagę, podawałam piłkę do swoich zawodników, byłam o krok od strzelenia mu bramki, gdy nagle w ostatniej chwili przechwycił ode mnie piłkę i zaczął kierować się swoimi graczami w kierunku mojej bramki. Biegłam za nim, próbowałam ponownie zdobyć przewagę, lecz w momencie, kiedy miałam już odbierać mu tą przeklętą piłkę, jego dłonie, a właściwie kilka z palców zaczęło zataczać delikatne kółeczka na moich nagich udach, co totalnie mnie zdekoncentrowało. Skupiłam swoją uwagę przez sekundę na jego pieszczące przyjemnie mą skórę dłonie, od których dostawałam palpitacji serca, gdyż chyba posiadałam poważny fetysz na punkcie męskich dłoni, kiedy nagle jeden z jego zawodników strzelił prosto w moją bramkę, rozpoczynając pojedynek 1:0. Wówczas otrzeźwiałam, conajmniej jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.

     – Ty palancie! – wrzasnęłam wściekle, podczas gdy z jego ust wydobył się szczery śmiech spowodowany moją nagłą reakcją. – Oszukiwałeś! Tak nie wolno! Dobrze wiesz, że takie zagrywki mnie dekoncentrują!

     – Ty pierwsza przekroczyłaś granicę, siadając mi na kolanach – wypomniał mi bez skrupułów, a ja zagryzłam wnętrze policzka, obmyślając plan zemsty. – Mam wyliczać dalej? – zapytał cwano.

     – Nie trzeba – fuknęłam rozeźlona.

Nic więcej nie dodając, skupiliśmy się dalej na grze. Walka była wyrównana, moi zawodnicy podawali sobie piłkę, walczyliśmy niczym pies z kotem o upragnione miejsce! To było tak zabawne, a jednocześnie zacięte, że ani razu nie zwróciłam uwagi na jego zaczepki, jakimi było szmeranie mojego ciała swoimi dużymi dłońmi, od których kręciło mi się w głowie. Lecz nie. Nie tym razem, kiedy z zaciętą miną walczyłam o kolejną bramkę i prawie bym ją strzeliła, gdyby nie to, iż kolejny raz odebrał ode mnie piłkę, a ja przeklęłam pod nosem zirytowana. Wtedy mnie olśniło. Skoro on posuwał się do takich rzeczy, dlaczego ja miałam się ograniczać i grać fair?

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech w tym samym momencie co otarłam się pośladkami o jego krocze. Miałam wrażenie, że nie drgnął nawet o milimetr, jednak z jego warg wydobyło się chrząknięcie, które mnie usatysfakcjonowało jeszcze bardziej. Mocno klikaliśmy w poszczególne guziki na swoich padach, co po chwilę odbierając sobie piłkę. Nie byłam już ograniczona. Chciałam zaszaleć. Nawet nie myśląc nad tą spontaniczną decyzją dwa razy, delikatnie wstałam z jego kolan, aby następnie oprzeć się łokciami o blat stołu i tym samym wypinając się w jego kierunku. Długo nie musiałam czekać na reakcję, gdy niespodziewanie zatrzymał się zawodnikiem, a ja przejmując piłkę, pobiegłam w stronę jego bramki, którą od razu strzeliłam. Na ekranie pojawił się wynik 1:1, a ja krzyknęłam głośno uradowana, ponownie siadając na jego kolanach, tym razem bokiem, aby mój spojrzeć na jego twarz. Ozdabiał ją niedowierzający, lecz także cwany uśmiech.

– Oszukujesz – spojrzał na mnie z politowaniem. Jego głos był nieco niższy, niż poprzednio, teraz zawierał nutkę tajemniczości i aksamitności, która działała na mnie w tak pokręcony sposób. Uśmiechnął się półgębkiem, opierając głowę o koniec dużej poduchy leżącej na kanapie i przymknął prawie niewidocznie powieki.

     – Ty tak samo – wywaliłam język, po czym dumnie sama z siebie się uśmiechnęłam. Sekundę później zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, gdy on swoimi rękoma objął mnie w pasie, przysuwając do siebie.

– Ostatnia runda? – spytał zmęczony. – Tym razem bez oszukiwania – postawił jasny warunek. Zagryzłam wargę, dokładnie to obmyślając, a gdy stwierdziłam, iż nic więcej mi nie zostało do stracenia, przystanęłam na jego propozycję, kiwając głową.

Wstałam z jego kolan, a później odsunęłam stolik w prawą stronę, aby zrobić sobie miejsce na dywanie i po chwili na nim usiadłam między jego nogami, jednocześnie mając idealny widok na duży telewizor. Brunet jedynie posłał mi pytające spojrzenie, a gdy chciał już się odezwać, wytłumaczyłam mu, że muszę rozprostować kości, a od sofy bolą mnie już pośladki. Wywrócił jedynie oczami i powróciliśmy do gry, rozpoczynając ostatnią rundę. Decydującą rundę. Nie chciałam przegrać. Nie dlatego, że byłam gorsza, bo wiedziałam, iż byłam, a on w większości rund dawał mi po prostu fory. Chodziło o coś innego związanego z jego zadufaniem w sobie i przerostem ego. Zdawałam sobie sprawę, że gdy tylko wygra ostatecznie pojedynek, będzie mnie szantażował na różne sposoby, usprawiedliwiając się tym, że ponosząc klęskę teraz muszę coś dla niego wykonać. A w jego głowie do cholery były okropne myśli, więc najzwyczajniej w świecie chciałam odnieść zwycięstwo, aby nie mógł się ze mnie nabijać! To nie mogło być coś tak trudnego. Daj spokój, Karol, grałaś z Julio tyle razy we Fife. Dasz radę i tym razem. Łatwizna.

     – Wygrałem – usłyszałam nagle jego ochrypnięty delikatnie bas.

     Pomrugałam parokrotnie, wytężając wzrok. Nie, to niemożliwe, przecież ledwo co się do cholery gra rozpoczęła! Jak on zdołał strzelić mi bramkę w ułamek sekundy?! Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, co się właśnie wydarzyło. Na ekranie wyświetlił się końcowy wynik dwa do jednego dla niego, dlatego wziął głęboki wdech, a potem zaśmiał, gdy bez ruchu siedziałam między jego nogami, nawet nie wiedząc, czy dalej oddychałam. Z niedowierzaniem w końcu odetchnęłam i przyswoiłam do siebie tę myśl, a następnie odepchnęłam się, aby odwrócić się do niego przodem. Oparłam łokcie o jego rozchylone nogi, a dokładniej o twarde kolana, po czym przybierając na twarz delikatny uśmiech, popatrzyłam w jego brązowe tęczówki. On w tym samym czasie odłożył pada, co ja poprzednio na ziemie i odwzajemnił mój gest.

     – Gratuluję – powiedziałam szczerze. Chłopak odchylił delikatnie głowę do tyłu, patrząc na mnie spod lekko przymrużonych powiek.

     Niekontrolowanie zaczęłam delikatnie pieścić jego uda, co sprawiło, że minimalnie poprawił się na sofie. Prędko się opanowałam, myśląc, że coś schrzaniłam, lecz gdy chciałam wziąć swoje dłonie, on je przytrzymał swoimi. Spojrzałam na niego zawstydzona.

     – Zostaw – pomruk wydobył się z jego ładnych, pełnych ust. – Jest przyjemnie – wymruczał cicho, posyłając mi zachęcający uśmiech.

     Niepewnie odwzajemniłam jego gest, a potem wraz z delikatnie uchylonymi wargami, ułożyłam na powrót dłonie tam gdzie je miałam poprzednio. Może nie było to nic wielkiego, zwłaszcza dla mnie, gdyż miałam tak wiele do czynienia ze zbliżeniami lub zwyczajnym związkiem, że nie powinno mi być to obce. A jednak przy nim czułam się inaczej, jakby jakiekolwiek zbliżenie z tym chłopakiem było tym pierwszym, gdy z emocji nie panujesz nad obijającym się o żebra sercem, a stres zżera cię od środka, powodując skręty żołądka i drżenie rąk. Tak również było ze mną, kiedy w ciszy siedzieliśmy w nietypowej, cholernie jednoznacznej pozycji. Trzęsącymi dłońmi zaczęłam kreślić malutkie, wrażliwe wzorki na jego prawym udzie, niekiedy przesuwając je w górę. Z błogim uśmiechem na twarzy poprawił się na kanapie, przesuwając w mą stronę, co mi dodało pewności siebie oraz większej odwagi. Był teraz znacznie bliżej niż poprzednio i cholera, wiedziałam, czego on pragnie. Jak bardzo podoba mu się sposób, w jaki pieszczę jego ciało i jak delikatnie to robię. Wzbudzałam w nim uczucie pożądania, tego stanu błogości oraz euforii.

     Spuściłam wzrok na swoje dłonie, zagryzając delikatnie wargę z zawstydzenia. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia dlaczego tak wszystko to znosiłam. Przecież tak wiele razy między nami doszło do zbliżenia, całowaliśmy się lub wzdychaliśmy nawzajem sobie w wargi z przyjemności. A teraz poczułam się cholernie niepewna w tym, co robiłam. Zaczerpnąwszy powietrza ponownie na niego zerknęłam i dostrzegłam na jego idealnej twarzy stoicki spokój. Ufał mi, wiedział, że odpowiednio się nim zajmę, nie robiąc przy tym nic głupiego. To było tak ekscytujące. Ta świadomość, że oddał się w moje ręce, tak jak ja w jego.

Odważyłam się do kolejnego kroku, gdy poprawiając się na swym miejscu, klękłam i rozchyliłam niekontrolowanie wargi. Powoli otworzył oczy. Przez moment w mojej głowie pojawiła się nutka zawahania, lecz kiedy poczułam jego zimne palce otaczające moje dłonie, wszystko przeminęło z wiatrem. Nieco pewniejsza siebie przełknęłam ślinę i już po sekundzie dobierałam się do paska od jego spodni. Patrzyłam zawzięcie na swoje czyny, na to, co robię, by nie popełnić najmniejszego błędu. Jak już wspominałam wcześniej, miałam wrażenie, jakbym robiła to po raz pierwszy, a nie kolejny. On za to swoje spojrzenie miał ulokowane w mojej osobie, a dokładniej w twarzy, na której posiadałam duże, widoczne zaczerwienienia spowodowane takim obrotem spraw. Co jakiś czas uspokajało mnie jego mruknięcie zadowolenia lub zwyczajny delikatny dotyk na moich dłoniach, bądź głowie, którą delikatnie masował, bawiąc się jednocześnie moimi włosami. Także zakładał ich kosmyk za ucho.

Odpiąwszy gruby, czarny pasek, poczułam gulę w gardle, której nie potrafiłam się pozbyć. Krew odpłynęła mi z twarzy i ponownie czułam się niepewnie w tym co robię. A co jeśli zawiodę? Jeśli nie spełnię jego oczekiwań, nie będę wystarczająco dobra, a on nie poczuje ukojenia? Zagryzłam wnętrze policzka do sączącej się krwi, a on dostrzegając mą niepewność, skupił na mnie swój zmartwiony wzrok i ułożył obie dłonie na mej twarzy, by zmusić mnie do spojrzenia na siebie.

– Hej... co się dzieje? – jego głos był rzeczywiście cichy, koił zwątpienie, a także uspokajał wewnętrznie. Kciukiem pogładził mnie po jednym policzku, gdy ja głęboko spojrzałam w jego pociemniałe już tęczówki.

– Nie chcę cię zawieść – wyszeptałam.

Poczułam się ze sobą jeszcze gorzej, niż poprzednio. Zepsułam tak dobry moment, nasz moment, który mógł się już nigdy nie wydarzyć z powodu mojej niskiej samooceny. Z tego, jak bardzo przejmowałam się tym, żeby czuł się przy mnie dobrze. Całe napięcie przeminęło z wiatrem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię i pluć sobie w brodę, jaką idiotką jestem. Nie wiedziałam co dalej poczynić, dlatego odwróciłam zawstydzona wzrok, biorąc swoje dłonie z jego ud, by móc się nimi bawić. Tak łagodziłam stres, który na ten moment był niewyobrażalny.

Brunet jednak uśmiechając się szeroko, pogładził mnie po włosach, a jedną dłonią zjechał w dół mej twarzy, finalnie zahaczając kciukiem o moje wargi. Przejeżdżając po nich delikatnie, jak na zawołanie je rozchyliłam, po czym mimowolnie powędrowałam wzrokiem na jego twarz. Na ten pewny siebie wyraz twarzy, od którego emanowało ciepło.

– Do niczego cię nie zmuszam – mówił cicho, jakby bał się, że zaraz ucieknę. – Zrobisz to, co uważasz za słuszne.

Jego głos mnie uspokajał. Był moim prywatnym narkotykiem, gdy po całym dniu pragnienia, mogłam go zasmakować, by złagodzić stres. Ukoić moje wątpienia i zawahania, bo jego słowa sprawiały, że odzyskiwałam pewność siebie. Odwagę do dalszych czynów, aby wreszcie go uszczęśliwić. Uśmiechnęłam się, przygryzając delikatnie dolną wargę i przełykając ślinę, ściągnęłam jego dłonie ze swojej twarzy. Od razu go zszokowałam nagłą zmianą mego zachowania, lecz także uradowałam, sądząc po uśmiechu. Kochałam oglądać go szczęśliwego. Pełnego radości, jego piękny, wesoły wyraz twarzy oraz emanujące ciepło, którego miejsce do niedawna zajmował chłód.

Na powrót zaczęłam masować jego uda wolnymi, kolistymi ruchami, aby kolejny raz się odprężył i pozwolił mi przejąć inicjatywę. I tak się stało, gdy niespodziewanie wydobył z siebie westchnięcie, kolejno opadając plecami na sofę i zsuwając się na niej, by dać mi lepszy dostęp. Abym była bliżej niego, a jemu było wygodniej. Wkradłam się palcami wyżej. Po chwili moje dłonie majstrowały przy jego spodniach, lecz tym razem przy guziku oraz rozporku, z którymi szybko się uwinęłam. Wówczas moje włosy znowu zostały otoczone jego dużymi dłońmi i dosłownie sekundę potem, poczułam, jak się nimi bawi, jednocześnie wciąż się szeroko uśmiechając z powodu błogiego stanu. Również i moje wargi ozdobił mały, uroczy uśmiech, gdy dostrzegając na jego twarzy spokój oraz rozkosz, co jakiś czas wzdychał lub zwyczajnie pomrukiwał.

W jednej sekundzie, bezszelestnie wstałam z kolan i przeniosłam się na kanapę, siadając obok niego. Od razu jego czarne ślepia powędrowały na mnie, badał każdy milimetr twarzy, jakby szukał kolejny raz mojego zawahania, lecz gdy przybliżyłam się do niego tak, że nie było między nami odległości, odetchnął z ulgą. Wówczas przerzuciłam jedną nogę przez jego kolano, drugą zgięłam w tym miejscu i wplątując palce w jego loczki, przysunęłam twarz do jego. Nasze wargi prędko się połączyły. Nawet nie musiałam się wysilać, bo od razu wiedział, jak się mną zaopiekować, ponieważ w mgnieniu oka ułożył swoją dużą dłoń na moim policzku, by być jeszcze bliżej mnie. Powoli czułam to tworzące się między nami napięcie oraz coraz gorętszą atmosferę, od której zaczynało mi się kręcić w głowie. Jednak szybko opanowawszy się, powędrowałam swoją drugą, wolną dłonią do jego stwardniałego już odrobinę przyrodzenia. Jeździłam po nim palcami przez czarny materiał bokserek, niekiedy zaciskałam tam palce, aż w końcu jęknął ochoczo w moje wargi i rękę którą dotychczas trzymał na mojej twarzy, ściągnął, a potem przeniósł na mą talię. Poczułam w podbrzuszu ucisk, a zaraz po nim rozluźnienie i tak na zmianę do momentu, gdy odchyliłam gumkę od jego bokserek, i objęłam delikatnie palcami jego przyjaciela.

Przez ani jedną sekundę się nie zawahałam. Pragnęłam jego szczęścia, błogiego stanu i cholernej rozkoszy, by zapamiętał, jak wiele w to wszystko włożyłam siebie. Aby wiedział, jak desperacko pragnęłam być w jego oczach tą jedyną. Tą, z którą czułby się najlepiej w swojej egzystencji.

***

     Ścisnęłam mocniej w dłoniach czarną koszulkę, gdy w wygodnej pozycji, oglądaliśmy razem film. Brunet leżał oparty plecami o podłokietnik sofy, a ja znajdując się między jego nogami na klatce piersiowej, przytulałam mocniej do jego piersi. Wsłuchiwałam się w równomierne bicie serca, jednocześnie oglądając telewizję. Co jakiś czas poprawiałam się na swym miejscu, aby ułożyć się wygodniej lub żeby dać mu trochę więcej przestrzeni, patrząc na naszą nietypową pozę, którą przybraliśmy. Szczelnie mnie obejmował ramionami, prawdopodobnie nie chcąc rozłąki, co sprawiało, iż czułam się wniebowzięta i moje serducho biło dwa razy szybciej. Jedną dłonią dotykał moich włosów i również kreślił delikatne wzorki na mych plecach, przez co było mi jeszcze bardziej przyjemniej niż kiedykolwiek na świecie. Uśmiechnęłam się.

W tym samym momencie na ekranie pojawiła się kolejna reklama, która przerwała nam seans. Na zegarze widniała godzina osiemnasta trzydzieści, dlatego słońce raziło już znacznie mniej, niż przez cały dzisiejszy dzień. Temperatura spadła do dwudziestu dwóch stopni, więc i w mieszkaniu poczuliśmy ochłodzenie. Powietrze było znacznie lżejsze i przedostawało się przez otwarte drzwi balkonowe wprost do wnętrza domu, zalewając je chłodem. Uniosłam delikatnie głowę, aby spojrzeć na jego zmęczoną twarz. W trakcie filmu zdarzyło mi się przyłapać go na zamykaniu oczu lub cięższym oddychaniu, które wiązało się z tym, iż zasypiał, lecz w ostatnim momencie ocknął się i udawał, że dalej ogląda. Było mi głupio zajmować jego czas oraz leżeć na nim bezwstydnie, gdy mógłby teraz odsypiać.

Popatrzyłam w jego lekko czerwonawe tęczówki z grymasem na twarzy.

– Powinieneś się przespać – powiedziałam cicho i zbliżyłam dłoń do jego twarzy. Delikatnie przyłożyłam ją do jego gorącego policzka, na co mruknął.

     – Muszę cię najpierw odstawić do domu przed dziewiętnastą – posłał mi smutne spojrzenie. – Wybacz, że nie możemy posiedzieć ze sobą dłużej, ale to naprawdę pilne – słuchałam, jak jego głos zamienia się w nutę żalu oraz powoli się łamie. Prędko pogładziłam go po policzku, przechylając lekko głowę, by następnie złożyć delikatnego, czułego buziaka na jego wargach. Uśmiechnął na ten gest, podczas kiedy ja ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, kolejno opierając brodę o nie i spoglądając na jego twarzyczkę.

     – Nie martw się – odparłam także cicho. – I tak ci dziękuję – zmarszczył brwi.

– Za co?

– Za to, że mogliśmy spędzić ten dzień razem – oznajmiłam szczerze, a jeden kącik moich warg powędrował w górę. Zaraz po tym podniosłam się niechętnie z jego ciała i usiadłam na kanapie, poprawiając włosy wraz z koszulką. Zdążyła się przez ten czas odrobinę wygnieść.

Chłopak również podniósł się do siadu z beznamiętną miną. Martwiłam się o niego. Może i nie było o co, ale widok go zmęczonego bardzo rzadko się zdarzał, więc podejrzewałam, że ostatnio musiał zawalić kilka nocy z konkretnego powodu. Tylko z jakiego?

– Za dziesięć minut wyjedziemy, ok? – zapytał, spoglądając na mnie. Odnosiłam wrażenie, że naprawdę jest mu przykro, iż musimy się pożegnać i zakończyć ten dzień w taki sposób. A co najdziwniejsze... Zastanawiałam się, co jest takie pilne.

– Jasne – posłałam mu słaby uśmiech, którego nawet nie odwzajemnił.

Pokiwał ledwo widocznie głową, po czym wstał z kanapy, biorąc puste szklanki wraz z talerzykiem w dłonie. Od razu mu przerwałam tę czynność, odbierając od niego kilka naczyń i oboje powędrowaliśmy do kuchni. Jego ruchy także były ociężałe, conajmniej jakby niósł na sobie osiemdziesięciokilogramowy ciężar, którego nie mógł lub nie potrafił się pozbyć. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Zamiast spać, spędzał ze mną ten dzień, jakbym była najważniejszą dla niego istotą na tej ziemi, gdyby moja osoba była ważniejsza niż sen oraz jego zdrowie. Byłam cholerną egoistką, postępując w ten sposób. Desperacko pragnąc jego szczęścia, zapomniałam o najważniejszym, czyli o pytaniu, czego on chce oraz potrzebuje.

– Ruggero... – zaczęłam jako pierwsza tuż po tym, gdy odłożyliśmy naczynia do zlewu. Chłopak zatrzymał się w miejscu, patrząc na mnie wyczekująco, kiedy westchnęłam głęboko i oparłam bokiem o blat. – Cholera, wiem, że to nie mój pieprzony interes, gdzie się wybierasz za pół godziny, ale... Nie sądzisz, że powinieneś odpuścić i odpocząć? Wyglądasz naprawdę mizernie – zagryzłam zębami mocno dolną wargę, jednocześnie w tęczówkach posiadając ogromną troskę i smutek.

On jedynie wywrócił oczami ze słabym uśmiechem na twarzy i podszedł do mnie bliżej.

– To tylko zmęczenie – odparł uspokajająco, lecz to nie pomogło. Z nerwów zaczęłam skubać skórki przy paznokciach u dłoni. – Nic mi nie będzie, spokojnie. Załatwię to, co muszę i pójdę spać. Nie martw się, ok? – popatrzył na mnie zachęcająco, jednak to na nic. Tym bardziej się zdenerwowałam, próbując stłumić w sobie lęk.

– Co jest takie ważne, że nie możesz zrobić tego jutro? – podniosłam głos wraz z głową, by spojrzeć w jego ślepia. – Już i tak czuję się okropnie, wiedząc, że zabrałam ci czas, w którym mógłbyś odpocząć i się przespać. Pozwól mi chociaż się zrekompensować.

Jego wyraz twarzy nagle zrobił się zacięty, a wargi, które do tej pory ozdabiał uśmiech, zasznurował w wąską linię.

– Nie chcę cię do tego mieszać – odparł, nie patrząc mi w oczy, co mnie jeszcze bardziej poddenerwowało. – Ubierz się już, zaraz pojedziemy.

Chciał odejść, lecz szybko chwyciłam go za dłoń, uniemożliwiając mu to. Nasze tęczówki się spotkały.

– Mieszać do czego? – zabrzmiałam poważnie i rzeczywiście groźnie, jak na mnie. Sam się zdziwił, ponieważ zmienił swą minę na łagodniejszą, a potem głęboko westchnął.

– Powinnaś wiedzieć, co niedługo się zbliża – uniósł do góry brwi, gdy ja swoje zmarszczyłam w niezrozumieniu. – I powinnaś wiedzieć, że muszę się do tego przygotować, jeśli chcę wygrać.

Czułam się, jakbym dostała wiadrem lodowatej wody prosto w twarz. Spadła w dziesiątego piętra ogromnego wieżowca prosto na beton lub po prostu uderzyła głową o ścianę. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego chodził taki zmęczony. Niewyspany oraz z chęcią padnięcia na materac i niewstawania do końca dnia, by odpocząć od stresu, który go zżerał od środka. Dni w kalendarzu gnały jak szalone i on to pieruńsko odczuwał. Dlatego tak się odciął w minionym tygodniu. Ponieważ chciał skupić swą uwagę na przygotowaniach, na próbnych wyścigach oraz trasie, którą musiał pokonać już za niecały miesiąc. Poczułam się jeszcze gorzej niż poprzednio, mając świadomość, że całkowicie zapomniałam o tak ważnej rzeczy, którą robił z własnej woli dla mnie! Abym była bezpieczna. A ja tak to olałam, puszczając w niepamięć.

Pomrugałam parokrotnie, aby zwilżyć wysuszone gałki oczne, po czym odetchnęłam. Otworzywszy usta, z powrotem je zamknęłam. Co miałam mu powiedzieć? No tak, całkowicie zapomniałam, że narażasz swoje zdrowie i bezpieczeństwo specjalnie dla mnie, dzięki, że mi przypomniałeś! Skarciłam się w myślach, a potem puściłam jego dłoń, jednocześnie odwracając wzrok od jego zmęczonych oczu. Wstyd, jaki mnie zalewał był nie do opisania.

Brunet westchnął z zaciśniętymi wargami, gdy ja nie myśląc nad tym, co robię, rzuciłam się na niego, obejmując ramionami wokół pasa. Oboje się prawie wywróciliśmy.

– Nie rób tego. Znajdziemy inne wyjście. Wiem, że jestem okropna i tak bardzo cię przepraszam. Nie chcę, byś narażał się na niebezpieczeństwo z mojej winy. Nie możesz. Nie zasługuję na to.

Nie znałam końca swojego desperackiego monologu, jednak nic innego mi już nie pozostawało, niż branie go na litość. Choć wiedziałam, że i tak się nie zgodzi zrezygnować z wyścigu. W końcu to była część jego przeszłości.

– Uspokój się do cholery – burknął pod nosem, lecz wiedziałam, że się uśmiecha. Także objął mnie ramionami, głaskając uspokajająco po plecach, a gdy się w miarę opanowałam, oderwałam głowę od jego torsu. – Wiesz, że i tak mnie nie namówisz do rezygnacji, prawda?

– Wiem, ale sądziłam, że gdy zacznę cię błagać to coś wskóram – pożaliłam się, co go rozśmieszyło.

     – Błagać mnie możesz o inne rzeczy. Wtedy nie odmówię – popatrzył na mnie jednoznacznie, a jego wargi ozdobił cwany, zawadiacki uśmieszek. Wywróciłam oczami, po czym uderzyłam głową zrezygnowana w jego klatkę piersiową.

     A gdyby tak...

     – Chcę jechać z tobą – postanowiłam.

Z jego ust natomiast wydobył się zwyczajny śmiech, a potem poczułam, jak kręci głową.

– Nie ma mowy – odparł rozbawiony, gdy mi wcale nie było do śmiechu. – Zostajesz w domu.

Już chciał się ode mnie oderwać, biorąc ręce z moich pleców, lecz ja mu na to nie pozwoliłam. Ścisnęłam go bardziej w pasie, aż syknął z bólu i przyłożyłam policzek do jego klatki piersiowej, wsłuchując się jednocześnie w przyspieszony rytm jego serca. Denerwował się.

– Jedziesz sam? – zapytałam i moje pytanie sprawiło, że się spiął. Walczył sam ze sobą, by mnie nie okłamać. Czułam, jak napina mięśnie.

– Nie do końca – odparł niepewnie i ponownie poczułam dłonie na swoim ciele, jednak tym razem na włosach, którymi zaczął się delikatnie bawić. Skoro jechał z kimś, a tym kimś miała się okazać osoba, którą miałam na myśli, tym bardziej powinnam tam jechać!

– Kto będzie z tobą? – nie odpuszczałam. Mocno ściskałam go w pasie ramionami z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że teraz się podda. Nie okłamie mnie. Obiecał.

     – Doskonale wiesz, kto będzie – odburknął i pociągnął mnie delikatnie za włosy, by się odwdzięczyć za moje wymądrzanie się. Warknęłam z bólu, po czym uszczypnęłam go w plecy, na co także się wzdrygnął i syknął z bólu. Oboje się zaśmialiśmy.

     – Wiem, ale chcę usłyszeć to z twoich ust – zagryzłam dolną wargę, uśmiechając się cwano. Był na przegranej pozycji.

     – To nie zmienia faktu, że i tak ze mną nie pojedziesz. Nie ma takiej opcji – próbował wybrnąć z sytuacji, jednak na marne. Oboje wiedzieliśmy, iż postawię na swoim i pojawię się na tej cholernej próbie, przygotowaniu, nie wiem. Po prostu będę tam, gdzie on.

     – Przecież wiesz, że i tak cię namówię – oparłam brodę o jego klatkę piersiową, po czym obserwowałam z pogodnym uśmiechem jego zaciętą minę. Z jego ust doczekałam się tylko prychnięcia, a następnie odsunął mnie od siebie, co poskutkowało moim jęknięciem z niezadowolenia. 

     – Nie ma mowy.

     I nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się piętnaście minut później poza Buenos Aires na leśnym parkingu na górze, z której mogliśmy oglądać calutkie miasto. Bezludne miejsce, koło niewielkiego lasu, gdzie ciągnęła się duża droga z piasku tylko dla jednego auta. Przeraziłam się, widząc, jak przy zakręcie na stromym klifie było wąsko. Może i pomysł zostania w domu nie był wcale zły? Cholernie się bałam. Świadomość, że będzie on musiał przejechać tam autem w prędkości zapewne ponad stu kilometrów na godzinę, nawet do cholery nie wiedząc czy przeżyje tak stromy zakręt, była przeokropnie ciężka do zniesienia. Mógł teraz być ostrożny. Uważać na siebie oraz nie jeździć tak szybko, jak było to nakazane, a za miesiąc? Jestem pewna, że nie będzie nawet dbał o swoje bezpieczeństwo, tylko jechał z prędkością światła, aby tylko zwyciężyć wyścig dla Hectora. Na sama wzmiankę o tym imieniu robiło mi się niedobrze i dostawałam dreszczy.

Odpięłam pas bezpieczeństwa, a następnie oboje wysiedliśmy, gdy brunet zgasił swoje auto. Na parkingu, a właściwie zwyczajnej przestrzeni, gdzie zamiast asfaltu był piasek lub po prostu ziemia, znajdował się Agustin z Julio. Zdziwili się, widząc mnie przy boku Ruggero.

– Nie umawialiśmy się, że jej w to nie wciągamy? – krzyknął z daleka mój brat nieco zaskoczony takim obrotem spraw, gdy my wędrowaliśmy w ich stronę. Stali przy samochodzie Julio.

     – Nie dała za wygraną – odparł i zasznurował wargi, jakby było mu conajmniej głupio. Ja za to fuknęłam pod nosem, wywracając oczami i nieco rozglądając dookoła.

     Więc mnie bezczelnie obgadywali!

     Podeszliśmy do dwójki chłopców, witając się z nimi, a właściwie nastolatek koło mnie, kiedy Agus skończył palić papierosa i wyrzucił odpałek na ziemie, depcząc go stopą. Później wyciągnął paczkę z kieszeni spodni na prośbę kolegi i poczęstował go, a ten odbierając zapalniczkę od mojego brata, wsadził papierosa między wargi, po czym go podpalił. Wow, szmat czasu nie widziałam go z fajką w buzi. Sądziłam, że przestał palić.

     – Więc robimy jak wczoraj? – zapytał Bernasconi. – Dwa okrążenia poniżej pięciu minut.

     Stojąc bezradnie tylko przenosiłam wzrok z jednego chłopaka na drugiego, gdy oni zawzięcie dyskutowali o sprawach, o których nie miałam pojęcia. Jedyne co wydawało mi się dziwne to, to, że miał pokonać dwa pełne kółka w tak krótkim czasie. Być może nie znałam odległości, lecz i tak zdawało się to cholernie mało minut.

     Luknęłam na Ruggero, który wydmuchując dym ze swoich ust, pokręcił przecząco głową. Papieros tlił się pomiędzy jego palcami, czoło pozostawało zmarszczone, a wargi które do tej pory ozdabiał duży uśmiech, były wykrzywione w niecodzienny sposób. Nie potrafiłam zindyntefikować jego miny.

     – Dziś robimy cztery minuty – orzekł, zaciągając się fajką. – Zostało mało czasu, trzeba przyspieszyć tempo – dodał obojętnie i nawet nie patrząc na swoich przyjaciół, pochłonął wzrokiem krajobraz, a zaraz po tym piasek, od którego strasznie się wokół dymiło przez delikatny wiaterek.

     – W porządku – odparli oboje. – Auto masz gotowe? Sprawdzałeś, czy wszystko chodzi, jak należy?

     Brunet pokiwał głową, po czym wyrzucił końcówkę papierosa na ziemię i ją zdeptał butem. Dla mnie te nadchodzące cztery minuty miały być najgorszymi. Niekontrolowanie zaczęłam odczuwać skręt jelit oraz skurcze w podbrzuszu od narastającego stresu i prawdopodobnie widząc moją zmartwioną minę, chłopcy skupili swą uwagę na mnie, śmiejąc się cicho.

     – Nie martw się – usłyszałam uspokajający głos mojego brata. – Wszystko będzie dobrze, Rugg jest świetnym zawodnikiem i nic mu nie będzie.

     – Zgadza się – tym razem odezwał się Agustin. – Byś musiała go widzieć w akcji. Jest najlepszy, racja, stary? – zwrócił się do dziewiętnastolatka, który jedynie parsknął pod nosem z uśmiechem i pokręcił głową, posyłając mu karcące spojrzenie. Odniosłam wrażenie, że bali się o moją reakcję bardziej, niż ja o niego.

Swoje myśli zachowałam dla siebie, dlatego nic się nie odzywając, przełknęłam ślinę. Zerknęłam tylko krótko po moich towarzyszach, którzy zdawali się w ogóle nie przejmować tym, że za chwilę jeden z naszych przyjaciół miał narażać swoje zdrowie na tak gówniane rozwiazanie jakim był jakiś cholerny wyścig! Wszystko wewnątrz mnie drżało z nerwów i stresu. Ból brzucha nasilał się, kiedy palili jeden papieros za drugim, a właściwie tylko on. Wiedziałam, że również się denerwuje, lecz tego nie okazuje ze względu na swą dumę. Wystarczyło go znać tak dobrze, jak ja i wiedzieć, że gdy czymś się stresuje, pali jak najęty lub skubie zębami dolną wargę, mając zaciętą minę. Zerknęłam i teraz na niego, dostrzegając jego zmęczony wyraz twarzy. Jak on mógł zachowywać się tak bezmyślnie, by wycieńczony marnować swą energię na popieprzone próby wyścigu!

     Pod wpływem chwili poczułam sączącą się krew z wnętrza policzka. Dopiero teraz zorientowałam się, że od dłuższego czasu zagryzałam je pod wpływem emocji. Odrobinę się uspokoiłam.

     – Macie stoper? – usłyszałam jego szorstki bas pozbawiony jakiejkolwiek emocji. Mimowolnie się wzdrygnęłam.

     – Wszystko gotowe, możemy zaczynać – odparli.

     Czekoladowooki skinął jedynie głową, a potem z powrotem podchodząc do swojego czarnego auta, wyrzucił kolejnego papierosa na ziemię. Nie myśląc, zatrzymałam go.

     – Jadę z tobą! – wykrzyczałam desperacko i opuściłam z bezradności ramiona wzdłuż tułowia. Nie miałam na nic siły.

Wszyscy znieruchomiali, patrząc po sobie, gdy ja westchnęłam, rzucając mu skołowane spojrzenie. Byłam cholernie rozdarta i już nie wiedziałam, co mówię. Jeśli miało mu się coś stać, to razem ze mną.

– Usiądź i zajmij się czymś – puścił moją uwagę mimo uszu. Tym bardziej zdenerwowałam się, gdy mnie olewając, otworzył auto i chciał już do niego wsiadać.

     – Ruggero! – krzyknęłam w akcie desperacji.

     Chłopak zatrzymał się, wywracając oczami, po czym głęboko odetchnął i skupił na mnie swoją uwagę. Jego twarz wcale nie była przyjazna. Emanował od niej chłód, zdenerwowanie oraz swego rodzaju wrogość, conajmniej jakbyśmy byli pokłóceni i nie odzywali do siebie przez ostatnie pół roku. Przeraziłam się, rozchylając wargi. Nie wiedziałam co rzec, gdy bezwstydnie wwiercał się we mnie swoimi czarnymi ślepiami, w których tańczyły ogniki gniewu. Wzięłam głęboki wdech, po czym uderzyłam dłońmi o zewnętrzną stronę ud.

     – Uważaj na siebie.

Skinął niemal niewidocznie głową i wsiadł do auta.

W tym samym czasie moja komórka zawibrowała. Zaciągając nosem, wyciągnęłam ją z tylnej kieszeni spodenek, po czym odblokowałam, widząc powiadomienie od Beatrice. Moje zdziwienie dosięgło zenitu.

Od Beatrice:
Dawno się nie odzywałam, to fakt
Ale chyba musimy porozmawiać

Mam nadzieję, że się podoba x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top