25. Stęskniłem się za tobą.


Chciałam tylko podziękować wszystkim moim czytelnikom. Za każdy komentarz, gwiazdkę oraz wyświetlenie, ponieważ nawet nie wiecie, jakie to przeokropnie miłe uczucie, gdy ma się świadomość, iż ktoś czyta takie bazgroły i kogokolwiek one interesują. Moje serducho się raduje, przysięgam, w dodatku motywujecie mnie tym bardzo i dostaję wtedy solidnego kopniaka w tyłek, dlatego dziękuję. A teraz nie przedłużając, zapraszam do czytania!!

PS przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale miałam małe problemy!!


Głębokie westchnięcie wydobyło się z mego gardła po wysłaniu tej wiadomości, z którą wiązały się moje wątpliwości już od dawna. Zawsze zastanawiało mnie, jak to będzie wszystko wyglądało, gdy w końcu zdecyduję się na tak znaczący oraz odważny krok. Mielibyśmy podzielić się na grupki? Ruggero byłby wściekły? Jakby zareagował na wiadomość o tym, że nie chcę już tego ciągnąć? Bałam się cholernie, dlatego moje dłonie delikatnie zaczęły się trząść, a serce poczęło obijać o żebra, jednocześnie sprawiając, iż miałam ochotę zwymiotować dzisiejszy obiad. Jednak najstraszniejsze w tym wszystkim było to, iż nawet jeśli nie załatwilibyśmy tego telefonicznie, to czekała mnie z nim konfrontacja twarzą w twarz. I kiedy poczułam wibracje mojego Iphone'a, wiedziałam, że niechciana rozmowa nadchodzi oraz nie ma odwrotu od tego, co się zaczęło. Dlatego ze zgorzkniałą miną odblokowałam go, wchodząc w czat z brązowowłosym chłopakiem.


Od Ruggero: 1 kwietnia był już dwa miesiące temu, skarbie.


Automatycznie zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu, jednak później głośno westchnęłam. Oparłam się łokciem o kolano i podparłam swą ciążącą głowę wolną dłonią. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam, co ta wiadomość miała celu. Ba! Niczego nie wiedziałam związanego z tym chłopakiem, dlatego po takiego typu SMS'ach ciężko było mi rozszyfrować, co właśnie odczuwał. Czy był zły, zirytowany, nie dowierzał, czy po prostu ogarniała go melancholia. Chociaż nie, wróć. Od pierwszego dnia, gdy zamieniliśmy ze sobą słowa niezbyt miłe, nie widziałam go w złym stanie. Był on typem człowieka, któremu brakowało naprawdę wiele do strapienia, smętności bądź zwykłego przygnębienia, dlatego też, gdy już taki był, każdy wokół wiedział, iż stało się coś poważnego. Przymknęłam powieki z bezradności. Czułam, iż przez nadmiar sprzecznych myśli moja głowa dokona za momencik wybitnej eksplozji. Tutaj w tym wszystkim chodziło o to, iż mój rozum rozpoczął zawistną walkę z sercem oraz moimi uczuciami. I choć nie wiedziałam, kto wygra, bo taka była prawda, to zdawałam sobie sprawę, że nawet jeśli zakończyłabym tę relację na obecnym poziomie... To nie ominęłaby nas słona kara.


Do Ruggero: Czuję się okropnie względem Mai i Maxi'ego.

Już nie chcę tego ciagnąć.


Kliknęłam ostateczny guziczek z podpisem wyślij i żadnej więcej wiadomości nie otrzymałam. Blokując  urządzenie ze zgorzkniałą miną, poprawiłam się na łóżku. W ciszy czekałam na Espindolę, która przerywana była jedynie moimi nieznośnymi myślami biegającymi wokół calutkiej tej sytuacji. I nie tylko tej. Mówię o tych zmarnowanych, spapranych pięciu miesiącach, gdzie oszukiwałam Mai'ę, zarówno jak i Max'iego. Pomimo krnąbrnej świadomości, iż to nigdy nie powinno mieć miejsca, kiedy związani jesteśmy z innymi osobami, tak brnęłam w tym dalej, nie licząc się z tym, co odpowiednie. To się w palę nie mieści, jaką trzeba być kretynką!

Wtem mój telefon wydobył z siebie kolejny dźwięk, lecz tym razem nie zwykłego powiadomienia. On zaczął dzwonić tą przeklętą melodyjką. Dlatego moja twarz zbladła, a mój wzrok padł na wyświetlacz. Podświetlony kontakt Ruggero wpadł w me pole widzenia. Mimo mej cichej nadziei, że to może wcale nie był on, a moja siedemdziesięcioletnia babcia, z którą nie rozmawiałam już pół roku postanowiła zrobić mi miłą niespodziankę w postaci krótkiego telefonu. Może matka chrzestna, wujek, który był aktualnie w Brazylii, a może po prostu mama, która nie chciała nam przeszkadzać, dlatego zadzwoniła, bo czegoś potrzebowała. Ale nie, to był on, a ja po prostu się przeliczyłam kolejny raz. Bo moje życie lubi ssać i pokazuje to na każdym możliwym kroku, utrudniając mi je. Moją młodą egzystencję, z której chciałam tylko czerpać jak najwięcej, ponieważ niedługo wkroczę w dorosłe życie i skończy się to, co do tej pory było normalnością. Przełykając ślinę, odrzuciłam połączenie od chłopaka, a potem przymknęłam na moment oczy, by potem z powrotem je otworzyć na dźwięk dzwonka. Kolejne połączenie, które odrzuciłam, jednak on się nie poddał. Nigdy tego nie robił, więc dlaczego myślałam, iż tego dnia tak po prostu odpuści? Zły tok myślenia przybrałaś, kretynko.

I nie powiem, kusiło mnie przeokropnie by odebrać. Usłyszeć jego głęboki, seksowny baryton, czułe, lecz pełne drwiny słówka, które kierował w mą stronę, a ja odpowiadałam na każdą jego beznadziejną zaczepkę. Także poczuć na nowo to szarżujące stado motyli przebiegających przez mój żołądek, który w tym momencie zawiązał się w supeł. Zapierałam się, moje dłonie drżały, gdy dźwięk docierał do mych uszu i obijał się o ich bębenki, gdy w moim gardle wytworzyła się duża, nie do przełknięcia gula. Finalnie i tak nie wytrzymałam tej ciążacej nade mną presji. Dlatego z moją dwulicową postawą, szarpnęłam urządzenie. Przecież nie może być źle, wystarczy, że powiesz swoje. To koniec, Ruggero, przykro mi. Tyle. Przejechałam skostniałym palcem po podświetlonym ekranie i widząc odliczające sekundy, przyłożyłam telefon do zimnego, czerwonego ucha.

- Nie mogę rozmawiać - przywitałam go na wstępie niezbyt mile. Mimo, iż lęk przejął kontrolę nad mym ciałem, tak nie straciłam swej pewności siebie i chciałam kontynuować. Z początku prócz zwykłej ciszy nic nie docierało do mych uszu, tak po chwili dopiero usłyszałam jego typowe należące tylko do niego parsknięcie, które coś zapoczątkowało.

Niech się dzieje wola nieba.

- A jednak odebrałaś - skomentował z nutką drwiny w głosie. Ja za to przełknęłam z automatu ślinę i zagryzłam dolną wargę, zaczynając skubać skórki przy paznokciach. Zawsze to robiłam, gdy czymś się denerwowałam, stresowałam albo bezcelowo, ponieważ taki już miałam tik nerwowy nad którym nie panowałam. Lecz teraz ogarniał mnie stres. A setki emocji mnie zalały, gdy usłyszałam jego bas. Seksowniejszy niż jakikolwiek inny na świecie.

- Za trzecim razem - odrzekłam ironicznie i ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami. W między czasie rozsiadłam się wygodniej na łóżku, jednocześnie przysłuchując, czy Maxi nie wraca. Wargi chłopaka ponownie opuścił cichy śmiech powodujący moje dreszcze i odchrząknął, pozbawiając się tej nieznośnej chrypki. - Coś się stało konkretnego, że dzwonisz? Nie mam zbytnio czasu.

- Co porabia mój skarb? - zapytał rozbawionym tonem, gdy ja niemal zachłysnęłam się własną śliną. Zakaszlałam pare razy, powodując jego głośny śmiech, a kiedy w miarę możliwości się uspokoiłam, wybałuszyłam oczy, czując rozlewające się ciepło po mym ciele. Bo w końcu nazwał mnie swoim skarbem. JEGO SKARBEM. I choć nie wiedziałam, czy było to na poważnie, czy tak po prostu pragnął ze mnie zażartować, to było to miłe. Cholernie, przeokropnie wspaniałe, a moje ciało, które nie współgrało ze mną na jednym torze, idealnie to pokazało. Ponieważ momentalnie mój żołądek się skurczył, a serce pomału zaczęło przyspieszać, powodując kolejną dawkę przyjemnych dreszczy, przebiegających po mym rdzeniu. Ostatni raz przełknęłam ślinę, gdyż moje gardło się wysuszyło i powstała w nim wyczuwalna gula, cicho odchrząkując.

- Twój skarb? - i o dziwo mój głos nie zadrżał, czemu dziękowałam. Ponieważ, gdybym pokazała, iż w jakimkolwiek stopniu mnie to ruszyło, on by to perfidnie wykorzystał, nieświadomie, małymi krokami odbierając mi moją pewność siebie. Ostatnie wydarzenia dały mi porządnego kopa w tyłek, dlatego to właśnie dziś postanowiłam postawić duży krok, który odmieniłby całą mą przyszłość i może byłby w stanie zahamować to co miałoby boleściwe konsekwencje. Chłopak z ociężałym westchnięciem, jęknął w słuchawkę. I mogę się założyć, że w tym momencie przetarł twarz dłońmi z dużym uśmiechem na twarzy. Zawsze tak robił, gdy zadawałam pytania tego typu.

- Tak sobie powiedziałem. Tylko żartowałem - skwitował beznamiętnie. W tym momencie cała fala przyjemności ze mnie spłynęła jak po psie, a mój żołądek który do tej pory był zawinięty, tak postanowił zrezygnować z tego zajęcia. Być może zaprzeczałam i cały czas nieprzerwanie to sobie powtarzałam, zarówno co i jemu, to podświadomie pragnęłam, by tak było. By nie rezygnował z tego typu czułości z powodu mojego kaprysu, a raczej głupich słów, których nie chciałam wypowiadać, lecz musiałam. Dla dobra każdego z nas. Tyle.

- Po co dzwonisz? - wycedziłam niższym tonem przez zaciśnięte zęby. Momentalnie ścisnęłam w swej dłoni materiał białej kołdry, na której siedziałam. Tym razem ogarnęła mnie nieopisana złość zamiast zwykłego strapienia, dlatego też przybrałam rolę chamskiej suki a moja twarz zmarszczyła się w rozdrażnieniu. Dziewiętnastolatek za to zwyczajnie się roześmiał, a potem mruknął prześmiewczo, gdy we mnie poczęły kumulować się wszelakie złe emocje.

- Nudzę się - stwierdził neutralnym tonem swego basu i przez chwilę byłam w stanie usłyszeć jakieś szmery. - W dodatku widzę, że zebrało ci się na żarty, więc chciałem z tobą się pośmiać - zaśmiałam się najsztuczniej jak potrafiłam i pokręciłam głową, przewracając oczami.

- Chyba się nie zrozumieliśmy, Ruggero - przez zaciśnięte pięści na wierzchu mych dłoni uwidoczniły się żyły, a me knykcie momentalnie zbielały. Przełknęłam ślinę, aby zwilżyć gardło i przybrałam najpoważniejszy wyraz twarzy. - Mam już dość tych chorych gierek, ukrywania się i robienia czegoś wbrew zasadom. Nie znio...

- Zasady po to właśnie są, skarbie - przerwał mi z drwiną i parsknął śmiechem na mój wywód, kiedy na mnie napłynęła kolejna fala rozeźlenia przeplatana zwyczajną goryczą. - Żeby je łamać - dokończył prześmiewczo, a następnie wybuchnął cichym śmiechem.

- Zamknij się chociaż na ułamek sekundy! - w nerwach wykrzyczałam, już nie zważając uwagi na to, iż w każdej chwili do pokoju mógł wejść Maxi. Moja frustracja całą tą sytuacją, a już w szczególności jego szczeniackim zachowaniem sprawiała, że traciłam ostatki sił racjonalnego myślenia. - Wchodzisz mi w zdanie! Nie mogę nawet powiedzieć czegoś, czego ty nie potrafisz do siebie przyswoić, dlatego zachowujesz się jak gówniarz i sprowadzasz wszystko do jednego, jebanego żartu! Mam ciebie, zarówno co tego wszystkiego już dość! - wszelkie swoje zażalenia i to, co do tej pory siedziało w mym wnętrzu, wyrzuciłam z siebie, a po nich zapadła głucha cisza. Nie słyszałam ani poprzednich szmerów, ani jego głosu, jego westchnięcia, mruknięcia, jęknięcia, dosłownie niczego. Siedziałam w przytłaczającej ciszy, czekając na jego reakcję. I doczekałam się jej, gdy po długiej chwili parsknął głośno, a potem poprawił zwyczajnym kpiącym śmiechem. Wtedy już nie wytrzymałam. - Bawi cię to?

- Bardzo - odrzekł, pojękując w akompaniamencie swego głośnego śmiechu. Żadne inne zewnętrzne bodźce do mnie nie docierały, prócz jego rozbawionego tonu. Przysięgam, iż już dawno nie poczułam takiego gniewu, jak w tym momencie, dlatego też z wewnętrznej strony mej zaciśniętej dłoni poleciały pierwsze kropelki krwi, gdy zaciskałam ją coraz mocniej, a paznokcie wbijały się w skórę. Mogłam się założyć, że moja twarz była calutka czerwona od nadmiaru emocji, a z mych warg ciekła piana. Co najgorsze, moja złość dalej się nasilała.

- Pierdol się, Ruggero - wycedziłam wściekle i mocniej zacisnęłam szczękę. Dlatego w mej buzi poczułam pierwsze okruszki i gdy przejechałam językiem po tylnich zębach, czułam, iż są ukruszone. Także pojedyncze łzy zaczęły zbierać mi się w kącikach oczu, ponieważ, gdy byłam śmiertelnie wściekła oraz wręcz się trzęsłam ze złości, zaczynałam płakać. I nie wiem czy było to z cholernej, przygnębiającej bezradności czy spowodowane to tym, iż dzieliły mnie ułamki sekundy od wybuchu.

- Nie wiesz, że złość piękności szkodzi? Tak sobie tylko żartuję, wyluzuj - odparł ze słyszalnym rozbawieniem. Ja za to zacisnęłam palce na swym czarnym etui na telefon w pączki oblane różowym lukrem i zwęziłam oczy.

- Nie-nawidzę cię - wypowiedziałam niemal szeptem, jednak on kolejny raz nie wziął tego na poważnie. Ponownie jego kształtne wargi wydobyły z siebie dźwięk parsknięcia, a następnie drwiącego śmiechu, który działał na mnie jak płachta na byka.

- A ja jednak myślę, że mnie kochasz, skarbie.

- Przyswój to do swojego pustego łba, że to koniec, Ruggero. KONIEC. Mam ci przeliterować? - zapytałam głośno, czując tę nieodpuszczającą za wszelką cenę falę rozgoryczenia, którą podjudzał coraz mocniej. Chłopak westchnął i wydobył z siebie ciche „hmm".

- Jakbyś mogła... - wybuchnął śmiechem.

I wtedy już nie wytrzymałam, dlatego po szarpnięciu telefonem, odsunęłam go od ucha. Bez zastanowienia wcisnęłam czerwoną słuchawkę, a następnie rzuciłam komórką o łóżko, od którego się odbiła. Zrobiła podwójne salto i wylądowała finalnie dwa metry od mojego łóżka, a ja sama rzuciłam się plecami na materac, wplątując palce w swoje rozpuszczone włosy. Z calutkiej siły pociągnęłam za nie, niemal wyrywając z korzonkami, a swój uścisk szczęki, poluzowałam, głęboko i głośno wzdychając. Wtedy zdałam sobie sprawę, że przez calutki ten czas zawzięcie przetrzymywałam powietrze w płucach, dlatego też moje serce waliło jak oszalałe. Jakim prawem on śmiał tak najzwyczajniej w świecie kpić ze mnie i szydzić z mojej wściekłości? Czym sobie zasłużyłam na taką reakcję oraz traktowanie? Dlaczego nie mógł odpowiedzieć zwykłego „Tak, Karol, masz rację. Czas to zakończyć." Posiadałam świadomość tego, iż ten chłopak nie należy do łatwych i jakakolwiek z nim rozmowa wiązała się ciężkim przebyciem, niczym wspinaczka na szczyt Mount Everest, ale nie sądziłam, że potrafi być taką świnią! Bez manier, szczeniacką z ego większym od niego samego świnią!

- Ughh! - warknęłam głośno i opuściłam ręce wzdłuż tułowia, gdy drzwi od pokoju się otworzyły. Otworzyłam swe zaciśnięte powieki, wbijając wzrok w biały sufit, a następnie podniosłam się szybko, zderzając się z sylwetką Maxi'ego i mojej matki. Co do...

- Oponowałem, ale twoja mama jest zbyt uparta - uniósł ręce w geście obronnym z dużym, goszczącym uśmiechem na twarzy. Wysoka kobieta ubrana w zwykłe białe spodnie oraz błękitną bluzkę na ramiączkach, wybuchła cichym śmiechem, kręcąc głową. Sfrustrowana i zdezorientowana, zmarszczyłam brwi w niezrozumieniu, badając ich obydwóch wzrokiem.  

- Maxi zostaje na kolacji.

I ledwo powstrzymałam się od zwykłego przewrócenia oczami oraz głośnego jęknięcia. Wystarczająco byłam skołowana, by bawić się w chore kolacje i inne badziewne posiłki z rodzinką, która za każdym razem nie daje temu chłopakowi spokoju, zamęczając go pytaniami. Z wymuszonym uśmiechem pokiwałam głową, a potem bezgłośnie westchnęłam.

- Świetnie.

***

Wyciągnęłam z szuflady odpowiednią ilość sztućców, kolejno ją zamykając i podeszłam do stołu w jadalni, rozkładając przy każdym miejscu. Mój ojciec kończył pracę w ogrodzie dotyczącą wybudowanego jeszcze miesiąc temu basenu. Razem z matką postanowili przyłożyć rękę do budowli, bo jak stwierdzili, w upalne dni zimna woda w basenie na ogrodzie będzie idealnym rozwiązaniem. Dlatego też jako jedyna razem z nią i Maxi'm szykowaliśmy do kolacji, podczas gdy mój durnowaty brat grał sobie na konsoli w salonie. Przechodził ostatni level God of War, więc nie raczył przyjść ze swoimi czterema literami do kuchni, a w dodatku przez tę sytuację pokłócił się z mamą.

- Okej, lasagne'a gotowa - zaalarmowała brunetka, podchodząc do piekarnika i wyłączając go. Chwyciła przewieszone na nim dwie czerwone rękawice aby założyć na swe dłonie, a następnie pociągnęła za uchwyt. - Karol, zawołaj brata i tatę przy okazji też - nachyliła się, wyciągając szklane naczynie, kiedy ja westchnęłam. Miałam zamiar wyruszyć, lecz niespodziewanie głośny krzyk dobiegł z salonu.

- Nosz kurwa mać, nie da się w to piździelstwo grać! W pizdu z tym! Wyłączam w cholerę to gówno, ja pierdolę! - wydarł się mój brat, a następnie można było usłyszeć huk, więc zgaduję, że rzucił kolejny raz padem. Już jakiś siódmy raz i tak, Julio był większym furiatem ode mnie, ale wyłącznie wtedy, gdy chodziło o gry. Nie ograniczał się ze słownictwem, bądź tym, czy czymś rzucić. Nie jeden raz złapałam go na darciu się do dużego telewizora, przy którym stał i wymachiwał rękoma, kiedy wchodziłam do salonu, dlatego też często rodzice odcinali mu dostęp do konsoli. Już nie wspominając o tym, jak wiele razy oberwało mu się za to piękne słownictwo posiadające tylko przekleństwa.

- Julio! - tym razem to krzyknęła moja matka, która wyprostowała się i postawiła potrawę na drewnianej desce na blacie. - Ostatni raz grasz w tę grę!

Ja za to spojrzałam się lekko roześmiana na Maxi'ego stojącego obok mnie, który także uformował wargi w uśmiechu. Potem za to wybuchnął krótkim śmiechem razem ze mną, gdy kobieta pokręciła głową z zaciśniętymi wargami. Osiemnastolatek po chwili wszedł naburmuszony do kuchni, a jego twarz była zmarszczona. Burknął coś pod nosem, na co zareagowała brunetka i odwróciła się do niego, posyłając mu srogie spojrzenie. Nie dosyć, że miał przekichane przez dzisiejszą sytuację, to dosypał oliwy do ognia w postaci swoich przekleństw kierowanych do gry. Zaśmiałam się pod nosem.

- Idę po tatę - poinformowałam i nie czekając na żadną reakcję, przekierowałam swe kroki do salonu. Przeszłam przez niego, dostrzegając leżącego pada na podłodze i kręcąc głową, podniosłam go. Odłożyłam na kanapę obok, a następnie podeszłam do szklanych drzwi prowadzących na duży ogród. Pociągnęłam za klamkę, otwierając je i ruszyłam pewnie w stronę sylwetki mojego ojca.

Mężczyzna ubrany tylko w lekką, czarną koszulkę oraz krótkie szorty tego samego koloru, w ręku trzymał węża ogrodowego i spryskiwał calutki trawnik. W między czasie, gdy odwróciłam głowę, zauważyłam, iż basen był gotowy, a w nim wypełniona po sam czubek woda, dlatego też na moje wargi wpłynął duży uśmiech, którego nie potrafiłam powstrzymać. W końcu będę mogła zrelaksować swój umysł, a także ciało, chłodząc się w zimnej wodzie, bądź po prostu siedząc na leżaku pod parasolką, czytając książkę. Na samą myśl znacząco się rozluźniłam, a o nieprzyjemnej sytuacji sprzed dwóch godzin zapomniałam.

- Kolacja jest już gotowa - zaalarmowałam ciemnowłosego, który odwrócił się do mnie i spojrzał krótko, a następnie pokiwał głową. I już odwracałam się na pięcie, by odejść z powrotem do kuchni, lecz nagle uderzyła we mnie zimna woda ze spryskiwacza. W miejscu podskoczyłam z przerażenia, a kolejno wykrzywiłam twarz w grymasie, wymachując rękoma. Nie wiedziałam, co się właśnie stało, jednak gdy usłyszałam głośny śmiech mojego ojca docierający powoli do mych uszu, głośno pisnęłam.

- Radzę się najpierw przebrać - zadrwił i kiedy powoli się odwróciłam, wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. Mój wyraz twarzy wyrażał jedynie złość, a raczej furię przeplataną załamaniem, dlatego głośno odetchnęłam, odliczając w myślach do dziesięciu. Kolejny raz dzisiejszego dnia poczułam frustrację, jednak nie tak ogromną, jak jeszcze dwie godziny temu, gdy kłóciłam się z tym półgłówkiem, któremu najchętniej wyrwałabym wszystkie włosy z głowy. I kiedy otwierałam usta, by w końcu się odezwać, mój ojciec ponownie skierował w moją stronę węża ogrodowego. Woda z niego poleciała wprost na mnie, mocząc moje ubrania jeszcze bardziej, co mocno go rozbawiło, kiedy ja gotowałam się ze złości.

- Tato! - krzyknęłam rozwścieczona, powodując jego głośniejszy śmiech. Od stóp aż po głowę byłam calutka mokra, dlatego warknęłam i nie czekając na jego inną reakcję, niż zwyczajny śmiech, wściekłym krokiem powędrowałam do domu. Przeszłam przez calutki salon z zaciśniętymi pięściami oraz pochyloną głową i gdy byłam już blisko schodów, usłyszałam głos mojej matki.

- A tobie co się stało? - spytała przerażona, jednak odrobinę rozbawiona. Ja za to zatrzymałam się w miejscu i skierowałam się w stronę całej trójki. Mój brat, który siedział tyłem do mnie, odwrócił głowę, a kiedy na mnie spojrzał wybuchnął głośnym śmiechem, który przypominał zwyczajne, pełne kpiny parsknięcie.

- To jedyne co mnie dzisiejszego dnia rozbawiło - zawył żałośnie, chowając twarz w dłoniach i najzwyczajniej śmiejąc się z mojego widoku, a do niego dołączyła moja matka, dlatego posłałam jej złowrogie spojrzenie.

- Ojcu przychodzą głupie pomysły do głowy! - krzyknęłam rozwścieczona. Wargi bruneta ponownie opuścił drwiący śmiech, więc ignorując ich po całości, wspięłam się po schodach na piętro, by się przebrać.

Szarpnęłam za klamkę od mojego pokoju i wlazłam do środka, szybkim krokiem podchodząc do komody, którą otworzyłam. Wyciągnęłam parę krótkich, białych spodenek z czarnymi paskami po bokach oraz obcisłą kremową bluzkę na ramiączkach. Zamknęłam szufladę, a następnie ściągnęłam z siebie mokrą bluzkę i założyłam świeżą. To samo zrobiłam z dolną częścią garderoby i kiedy byłam gotowa, ostatni raz obejrzałam się w lustrze, wciskając w szorty koszulkę. Z nieco lepszym nastawieniem przekroczyłam próg sypialni po raz kolejny, przymykając drewnianą powłokę. Zeszłam na dół, aby kolejno przekierować kroki do pomieszczenia, w którym wszyscy już siedzieli i gdy weszłam do środka, zajęłam miejsce przy stole, na którym leżała gorąca lasagne'a w szklanym naczyniu.

- Niedługo kumpel do mnie wpadnie - jako pierwszy zabrał głos Julio. Nie przejmując się za bardzo jego informacją, ukroiłam kawałek potrawy, nakładając go na talerz, podczas gdy moi rodzice brali pierwszego kęsa do buzi.

- Przypominam ci, że masz szlaban - upomniała go kobieta, a jej wzrok stał się pouczający. Ja za to spojrzałam na mojego ojca, który skrzyżował ze mną spojrzenie w tym samym czasie i się uśmiechnął zaczepnie.

- Słyszałem, że prysznic miałaś - zakpił, gdy ja momentalnie przewróciłam oczami, a później posłałam mu złowrogie spojrzenie. Julio wraz z Maxi'm parsknęli śmiechem, kiedy Alisa uśmiechnęła się pod nosem.

- Który sam mi zafundowałeś - odparłam ironicznie i wróciłam do spożywania posiłku.

- Gdybym to był ja, wrzuciłbym cię do basenu. Co to taki wąż ogrodowy - wtrącił siedzący po mej prawej stronie brat, prychając pod nosem, kiedy ja wykrzywiłam twarz w grymasie, jednocześnie marszcząc nos.

- Ciekawe czy tam taki mądry byłeś - rzuciłam nieco wyższym tonem głosu dosyć zaczepnie. On za to zmarszczył zmieszany brwi i przeniósł na mnie swoje zdezorientowane spojrzenie, gdy ja przewróciłam oczami.

- Gdzie?

- W dupie - odparłam. Gromki śmiech każdego z osobna można było usłyszeć w pomieszczeniu, gdy jedliśmy wspólną kolację. Peña ostatni raz spojrzał żenująco na mnie spod czarnych rzęs i skupił wzrok na rodzicach po swej prawej stronie.

- Wracając do mojego kumpla - wymlaskał, przeżuwając jedzenie w ustach, dlatego wykrzywiłam wargi. Chłopak przełknął porcję, a następnie począł mówić. - Maxi też przyszedł do tej jędzy. Należą mi się równe prawa, racja? Oboje mamy szlaban - dokończył swój wywód, wymachując widelcem.

Moi rodzice jedynie westchnęli ociężale, gdy kobieta  jedną dłonią rozmasowała skroń. Spojrzałam pierw na nią, kolejno na tatę, Julio, któremu posłałam wrogie spojrzenie za przezwisko jakim mnie obdarzył, a finalnie na mojego chłopaka z lewej strony. Uśmiechnęłam się półgębkiem, co odwzajemnił jednak jego wargi ozdobił szeroki, szczery uśmiech.

- Kiedy on przyjdzie? - zapytała. Swoje znużone spojrzenie z nutką zaciekawienia przeniosła na syna, który kroił swą lasagne na talerzu i wsadził kawałek do buzi, przegryzając.

- Za jakieś pół godziny - odparł, wzruszając ramionami. Zabrał się za spożywanie posiłku, kiedy ja przełknęłam ślinę, lustrując jego twarz wzrokiem. Z niekontrolowanym uśmiechem na tworzy, ułożyłam rękę na stół, zginając ją w łokciu i podparłam podbródek dłonią.

- Co to za kumpel? - spytałam, powodując jego natychmiastowy wzrok na sobie. Skończył przeżuwać, a jego pełne usta wykrzywiły się w nagłym, chamskim uśmiechu. Czułam tę dwuznaczność. Kpinę, zaczepność, a także dominację nad sytuacją, dlatego też momentalnie moja mina zrzedła, gdy jego lewy kącik ust drgnął.

- Twój ulubiony - odparł. W tej chwili każdego wzrok powędrował na mnie, a mój durnowaty brat wybuchnął krótkim oraz cichym śmiechem.

Myślałam, że się spalę ze wstydu, chociaż nie miałam powodu, bo niby czemu? Przecież nic nie zrobiłam, więc dlaczego się tak przeokropnie zestresowałam i przełknęłam ślinę? Dlaczego moje policzki zalały duże, czerwone rumieńce, a dłonie niespodziewanie pocić? Zapadła głucha cisza, przerywana jedynie moim dosyć przyspieszonym oddechem. Nie zniosłam tych zdziwionych, co również pouczających mnie spojrzeń rodziców oraz wściekłego wzroku Maxi'ego, który utkwił widelcem w potrawie i zaczął w nim dziobać. Ja sama spuściłam głowę, wzdychając ciężko.

- Tak tylko żartuję, siostrzyczko. Przecież ty żadnego z nich nie lubisz - zakpił i kiedy na niego spojrzałam kątem oka, on mrugnął. - No więc... Może przyjść? - spytał. Ociężałe westchnięcie mojej matki wydobyło się z jej ust, a następnie powoli przytaknęła głową.

- W porządku - odrzekła.

***

Kolejny raz zaśmiałam się z żartu wypowiedzianego przez mojego wspaniałego chłopaka, leżącego na łóżku. Podpierał głowę o swą wygiętą dłoń, a z jego warg ani na sekundę nie schodził ten duży, charakterystyczny dla niego uśmiech. Dziewiętnastolatek doprowadzał mnie do bólu mięśni brzucha spowodowanego przez głupawkę śmiechu, a mój widok, jego także rozbawiał. Od razu po kolacji poszliśmy do mej sypialni, w której zamknęliśmy się i robiliśmy wiele ciekawych rzeczy, jak zwyczajni przyjaciele. Co prawda przez poprzedni tekst Julio atmosfera zrobiła się napięta, jednakże po kilku chwilach uległa ona zmianie. Moi rodzice tym razem nie zasypywali mego chłopaka ciągłymi pytaniami oraz nie drążyli na szczęście tematu jego studiów, czy też tego, co chciałby robić po nich. W skrócie mówiąc, było naprawdę bardzo przyjemnie, dlatego nieprzerwanie się śmiałam obok bruneta.

- Nie sądziłam, że w dzieciństwie byłeś aż tak nieznośny - prychnęłam pod nosem, wyszczerzając białe zęby, na co wydął dolną wargę i udał zamyślonego.

- Cóż, jak przeszedłem do liceum, trochę zmądrzałem - stwierdził radośnie. Ja za to zwyczajnie się roześmiałam.

- Trochę? - wytrzeszczyłam oczy, kiedy chłopak pokiwał z idyllicznym uśmiechem na twarzy.

- Z roku na rok było lepiej, aż w końcu jestem jaki jestem - odparł. Chwilę rozmawialiśmy, śmialiśmy z jego głupawych przeżyć oraz przezabawnych historii, aż w końcu przestaliśmy, słysząc pukanie w drewnianą powłokę. Z początku myślałam, iż to po prostu moja matka, która chciała zapytać czy coś zjemy, napijemy się, nie wiem, wtedy byłam święcie przekonana, że to ona.

I jakie było moje ogromne zaskoczenie, gdy przez próg drzwi przeszły dwie postaci, a mianowicie dwoje chłopaków, którzy z uśmiechem na twarzy oraz z dłońmi w kieszeniach spodni, zatrzymali się niedaleko łóżka. Mój ciemnowłosy brat był ubrany tak samo jak jeszcze pół godziny temu, a jego włosy pozostały w nieładzie, nie omijając szczególnego uśmieszku błąkającego się na jego twarzy. Szczerze powiedziawszy byłam bardzo spokojna i opanowana do momentu, gdy ten półgłówek nie postanowił sprowadzić swojego kolegi, a raczej przyjaciela do tego domu. Naszego domu. Mozolnie przeniosłam spojrzenie na stojącego obok szatyna, który z rękoma w kieszeniach swoich białych spodenek, mierzył mnie przenikliwie wzrokiem z widocznym, bezczelnym rozbawieniem. Wszelkie negatywne emocje się we mnie buzowały, gdy ten zwyczajnie stał przed moim łóżkiem, jak gdyby nigdy nic, podczas gdy mój chłopak, pomału tracił resztki swego opanowania. Ja także. Byłam wściekła do granic możliwości, widząc postać nastolatka, z którym doświadczyłam niemiłych przeżyć jeszcze trzy godziny temu. Nawet nie próbowałam kryć mej frustracji jego obecnością tutaj. Jednak on zdawał się pozostać niewzruszony, ponieważ moja mina, co również Maxi'ego leżącego obok rozśmieszała go bardziej. Jego twarz nie okazywała ani trochę skruchy, po tym, gdy wkroczył do mej oazy bez pozwolenia na czele z moim durnowatym bratem. Te ciemne tęczówki, którymi taksował mnie od paru chwil wyrażały tylko roześmianie, podczas gdy kształtne wargi dziewiętnastolatka ozdabiał pełen kpiny uśmiech. Włosy pozostawione miał w nieładzie, jednakże wyglądały one tak, jakby conajmniej tę o to fryzurę układał dłużej niż niejedna kobieta. Zwykła czarna koszulka lekko obciśnięta na jego barkach przez co bez problemu mogłam dostrzec jego duże mięśnie. Na środku czerwony znaczek Nike z widocznym pod spodem napisem „let's do it." Jasnego koloru spodenki oraz w kolorze czerwieni buty sięgające za kostkę. I choć wiedziałam, że łatwo nie będzie znieść kolejnych docinek w moją stronę, a Espindola, który powstał do siadu zacisnął szczękę, tak nie poddałam się i warknęłam wściekle w jego stronę przez zaciśnięte zęby, a swe paznokcie wbiłam w skórę.

- Co ty tu robisz - on za to uśmiechnął się jeszcze szerzej. I choć nie byłam aż tak wściekła, jak jeszcze kilka godzin temu, tak miałam ochotę wyrwać mu wszystkie włosy z głowy razem z korzonkami za to, iż miał czelność w ogóle przekroczyć próg mojego pokoju.

- Nie zadowala cię moja obecność? - zapytał z przekąsem, delikatnie przechylając głowę w bok. Spojrzał na mnie spod gęstych, czarnych rzęs, a później najzwyczajniej podszedł bliżej, obwiązując wargi. - A powinna.

- Wynoś się stąd zanim ja sam cię wyprowadzę.

Zapadła głucha cisza. W wielkim szoku pomału odwróciłam głowę w kierunku Maxi'ego, który tym razem już nie siedział. On wstał, jednak swoich kroków na razie nigdzie nie przekierowywał, jakby po prostu czekał. Czekał na kolejny prostacki tekst Pasquarelli'ego, który równie mocno zaskoczony, zmienił swój wyraz twarzy na chłodny. Zimny, lecz dalej wściekły i to właśnie sprawiało, że razem z Julio zamilknęliśmy, wybałuszając oczy oraz przełykając ślinę. Bo oboje nie wiedzieliśmy co miało za moment nastąpić, a to, iż Ruggero jako pierwszy wyruszył wolnym, przerażającym krokiem w stronę mojego chłopaka, utwierdziło nas w przekonaniu, że wcale nie będzie tak kolorowo. Ponieważ dwoje nastolatków miało zaciśnięte pięści, na ich rękach zaczęły uwidaczniać się niebieskie żyły, a ich szczęki pozostawały w uścisku. I właśnie dlatego tak mocno się przeraziłam, gdy przyjaciel mojego brata stanął w odległości kilku centymetrów od Maxi'ego, niemal zderzając się z nim klatką piersiową. Wtedy już nie było odwrotu, bo wtedy po kolejny raz rozpoczął się istny armagedon...

- Sądzę, że to nie ty powinieneś o tym decydować - wycedził przez zaciśnięte zęby, równocześnie posyłając mu zawadiacki uśmieszek, który był jak zwyczajna zapałka. Jego tarcza obronna oraz część bestialskiej osobowości. Wystarczyło tylko o jeden ruch za dużo. By wszystko zaczęło płonąć.

- Ach, nie? - spytał ironicznie i uniósł jedną brew w górę, kolejno przechylając głowę. Zniwelował jeszcze bardziej odległość pomiędzy ich ciałami, delikatnie popychając bruneta naprzeciwko w tył. Ten zdenerwował się jeszcze mocniej, jednak nie wykonał innego ruchu prócz zwykłego stania. Obserwowania twarzy mojego chłopaka, zaciskania dłoni wraz z szczęką oraz jego mrożące krew w żyłach spojrzenie. - Tknij ją jeszcze raz gdziekolwiek. W jakikolwiek sposób oraz kiedykolwiek. A przysięgam, że cię zapierdolę - dodał zawistnym szeptem, od którego dostałam dużych dreszczy. Gula nie do przełknięcia w mym gardle powstała, kiedy drugi chłopak zaśmiał się gorzko, ukazując ledwo swoje białe zęby. Uniósł brwi, a następnie z jeszcze szerszym uśmiechem spojrzał na mnie przenikliwie, co również poczynił Espindola. Nie potrafiłam nic z siebie wydusić, poza zwyczajnym płytkim oddechem, który stawał się coraz szybszy. W tamtym momencie siedząc na tym przeklętym łóżku, ja po prostu zamarłam.

- Naprawdę sądzisz, że wina leży tylko po mojej stronie? - jego czarne ślepia wwiercały się w mą duszę głębiej i głębiej, powodując mój nasilający się stres. Mocniej poczęłam się stresować, co moje spocone dłonie to utwierdziły, a kiedy przełknęłam w końcu ślinę, by nawilżyć gardło, on odwrócił głowę w stronę niebieskookiego. - My tylko tańczyliśmy - wyszeptał przez nadchodzący cierpki śmiech, którym mnie sparaliżował. - Nic więcej.

Z każdą mijaną sekundą atmosfera była gęstsza. I już nie wiedziałam co mam robić, ponieważ siedziałam z wybałuszonymi ślepiami na środku łóżka, wpatrując się w jeden punkt przed sobą, gdy Ruggero w końcu odpuścił i odsunął się od chłopaka. Odwrócił się do niego plecami, przekierowując swe kroki w stronę mojego równie mocno osłupionego brata, który był cholernym sprawcą tej oto sytuacji. Dlatego też gdy stanął obok bruneta, Maxi odpuścił i nieco bardziej rozluźniony usiadł obok mnie, lecz dalej mierzył go przenikliwym wzrokiem. Dziewiętnastolatek ponownie skrzyżował ze mną spojrzenie. Nie było ono zimne oraz rozwścieczone, jak sekundę temu. Tym razem biła od niego pustka oraz obojętność, co sprawiło, iż moje zdziwienie zasięgnęło szczytu.

- Przyszliśmy tylko zapytać, czy masz pożyczyć ładowarkę do telefonu - tę dudniącą w uszach ciszę przerwał w końcu mój brat, który zmieszany, pomrugał parę razy, a potem podrapał się po karku. - Wiesz, mój się ładuję, a jemu się zaraz skończy bateria. Pomyślałem, że...

- Jest na biurku - przerwałam mu, aby nareszcie mogła zakończyć się ta cała szopka. Miałam serdecznie dosyć obecności wszystkich w tym domu. Pragnęłam zaczerpnąć świeżego powietrza, gdyż zdołało zrobić mi się najzwyczajniej duszno, a puste spojrzenie kierowane w mą osobę wcale mi nie pomagało. I nie potrafiłam podnieść głowy, by napotkać się z jego oczami, ponieważ one zawsze sprawiały, iż czułam to, czego nie powinnam. Dlatego też sprawnie unikałam jego zawziętego wzroku.

Wtem osiemnastolatek kiwnął głową, a jego przyjaciel powędrował w stronę mojego białego biurka, na którym leżała wspomniana przeze mnie rzecz. Leniwym krokiem podszedł do mebla, chwilę się rozejrzał, a później sięgnął po ładowarkę do Iphone'a, jednocześnie się uśmiechając. Tylko obserwowałam każdy jego powolny ruch, choć bałam się tego ledwo widocznego uśmiechu, gdzie kącik jego ust po prostu drgnął. Czekałam na kolejny komentarz. I sądząc po jego nagłej zmianie humoru, gdzie calutka złość go opuściła, a przejęło nad nim kontrolę rozbawienie, wiedziałam, że to nie może chodzić tylko o głupią ładowarkę, którą trzymał w ręku. Ponieważ on się spojrzał na bujany fotel, na którym przewieszona była pewna rzecz. A ja, ja wiedziałam, co to była za rzecz, dlatego poczęłam odmawiać w myślach wszelkie znane mi modlitwy, zakrywając powoli swoją twarz dłońmi.

- Moja bluza - skomentował głośno, czym wywołał kolejną burzę nie zwiastującą nic dobrego. Bo te dwa słowa wystarczyły, by chłopak rozpętał istny huragan trwający tylko chwilę, lecz mający duże konsekwencje. Lecz on tego nie potrafił pojąć, dlatego non-stop ciągnął to w nieskończoność. - Całkowicie zapomniałem, że ci ją pożyczyłem. To przecież było tak dawno - uśmiechnął się jeszcze szerzej, a potem parsknął pod nosem. - No tak, trzydziesty kwietnia, jeden dzień przed festynem, kiedy odwoziłem cię do domu. Wtedy zrobiło ci się chłodno i dlatego ci ją dałem - ja naprawdę ślepo wierzyłam, iż on w końcu zamknie swój niewyparzony pysk, jednak to się nie stało. On mówił dalej, więcej oraz coraz gorsze rzeczy, które były w tym momencie jak igła przebijająca cieniutki balonik. Tą igłą byliśmy my, nasza dwójka, która postanowiła popaść w gorący romans bez zapłaty. Natomiast tym pięknym, kolorowym balonikiem był Maxi oraz Maia. Jedno słowo za dużo, a zrujnowałoby dotychczasowe nasze życie. - Ale nie martw się, skarbie. Możesz mieć ją tak długo, jak tylko zechcesz. Mam mnóstwo takich bluz, a kiedy ponownie do mnie przyjdziesz, pożyczę ci nawet pięć, jeśli tylko zechcesz - ostatni raz posłał mi zalotne spojrzenie przeplatane kpiną i mrugnął, kierując się do drewnianej powłoki. Zakryłam twarz dłońmi, w głowie szykując najgorszy scenariusz. - Bo przecież my tylko tańczyliśmy. I zawsze to robiliśmy.

Wyszedł. Pozostawił po sobie bałagan, który ja teraz musiałam posprzątać. Dlatego po bezgłośnym jęknięciu w moje dłonie, przeniosłam spojrzenie na Maxi'ego, który mi się przyglądał od paru chwil. Wbiłam wzrok w jego oczy. Były przygaszone, nie tryskały radością, złością, bądź zwykłym zirytowaniem. One były puste, jego wyraz twarzy był nieodgadniony, a wściekłość już dawno z niego uleciała pozostawiając bezradność oraz zwyczajną pustkę, której się obawiałam z mijanymi sekundami.

Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że ja naprawdę nie wiedziałam, czy ostatniej nocy my rzeczywiście tylko tańczyliśmy.

***

Odłożyłam szklankę z zimnym napojem na malutki stoliczek stojący tuż obok i przełknęłam z uśmiechem na twarzy sok pomarańczowy, wzdychając ciężko. Leżałam w upalny dzień pod parasolką w stroju kąpielowym na leżaczku przy chłodnym basenie. W moich dłoniach znajdowała się książka, jednak po połączeniu od Mai, zajęłam się rozmową z nią, odkładając czytanie na później. Zwyczajna pogadanka dwóch przyjaciółek, którym nie chciało się spotkać, dlatego postanowiły ze sobą porozmawiać na FaceTime. Reficco była właśnie w trakcie kolejnego jęku spowodowanego gorącą temperaturą i spoglądając na wyświetlacz, widziałam, jak chowa twarz w poduszkę.

- Nie narzekaj - zaśmiałam się cicho, przewracając oczami na jej kolejne mruknięcie. - Proponowałam ci przyjście do mnie. Mam basen, mogłybyśmy się w nim pokąpać, a ty przestałabyś zrzędzić - dodałam, a ona uniosła szybko głowę, patrząc na mnie błagalnie. Parsknęłam śmiechem na jej widok.

- I miałabym iść piechotą dwa kilometry w tę gorączkę, po to by się zanurzyć w zimnej wodzie? - jej piwne oczy wyrażały teraz zwyczajne rozdrażnienie oraz irytację, na którą reagowałam zwyczajnym śmiechem. Ponownie sięgnęłam dłonią po zaparowaną szklankę z lodowatym sokiem i poprawiłam się na leżaku. Chwyciłam między zęby żółtą słomkę, a następnie pociągnęłam porządnego łyka, nakierowując telefon na swą twarz. Odstawiłam naczynie, kolejno wzdychając z uśmiechem na twarzy.

- Twoja mama mogłaby cię podwieźć - odrzekłam z przymkniętymi powiekami i wzruszyłam ramionami. Nastolatka za to jęknęła niezbyt przekonana do tego pomysłu. - Poza tym, Ruggero też mógłby cię przywieźć. Jestem pewna, że by się zgodził. 

- Z moją matką średnio to widzę. Wiesz jaka ona jest - zsunęłam delikatnie z nosa okulary przeciwsłoneczne i luknęłam na nią spod ciemnych rzęs. - A co do Ruggero to nie ma go w domu. Jest z Julio i Agustinem.

- Yhm - mruknęłam w odpowiedzi. Prawda była taka, że z tym chłopakiem nie rozmawiałam od ponad tygodnia, a także się z nim nie widziałam. I szczerze powiedziawszy, byłam uradowana z tego powodu.

- O, o wilku mowa - powstała momentalnie do siadu, przez co usłyszałam ciche szumy. - Matka mnie woła, muszę kończyć.

- Jasne, zdzwonimy się później - poinformowałam ją, a kiedy uśmiechnęła się szeroko do telefonu, założyłam z powrotem swoje okulary, odwzajemniając uśmiech.

- Pa, skarbie.

- Hej - rozłączyłam się.

Odłożyłam swój telefon na stoliczku obok, a następnie wróciłam do czytania książki leżącej na kolanach. Słońce dosyć mocno prażyło, lecz na moje szczęście zakupiona przez rodziców parasolka idealnie się przydała, dlatego też relaksowałam swe ciało, co również umysł w cieniu ostrego słońca. Od dobrego tygodnia nikt nie był w stanie zakłócić mojego wspaniałego spokoju, którego otrzymałam tuż po ostatnich wydarzeniach. Maxi'emu grzecznie wytłumaczyłam, iż między mną, a Pasquarelli'm niczego szczególnego prócz zwyczajnej przyjaźni nie ma, a jego pożyczenie mi swojej bluzy było dobrym gestem z jego strony. To, że do niego przyjeżdżam było normalnością, ponieważ razem z Julio jeździłam do mieszkania obu chłopaków tylko i wyłącznie po to, by spotkać się z moim przyjacielem albowiem Agustinem, o którego Maxi jeszcze ani razu podczas naszego związku nie był zazdrosny. Nasze kłótnie kręciły się wyłącznie wokół Ruggero. Jednakże z czegoś musiało to wynikać, a mianowicie z jego postawy wobec każdej dziewczyny, flirciarskich tekstów, przystawiania się do zajętych kobiet bądź czystej zabawy. I szczerze powiedziawszy rozumiałam doskonale Espindolę, ponieważ ja sama nie wiem, jak osobiście bym zareagowała na kręcącą się wokół niego inną dziewczynę.

Dobrą godzinę później, gdy przewracałam kartkę, do moich uszu z niedaleka trafił czyjś głośny śmiech, dlatego też zmarszczyłam twarz. Z ociężałym westchnięciem pomału zamknęłam swoją ukochaną książeczkę i podniosłam głowę, przenosząc wzrok w tamto miejsce. Jakie małe me zdziwienie, a raczej wcale go nie było, gdy przez próg furtki przeszło trzech wysokich ciemnowłosych chłopaków, którzy bawili się w najlepsze. Jeden drugiego przedrzeźniał, popychał, a także wyśmiewał. Dlatego przewróciłam oczami, a kiedy jeden z nich natknął się z moją osobą, szybko odwróciłam wzrok. Choć zdawałam sobie sprawę, że nie ominie mnie spotkanie z tym kretynem, tak miałam cichą nadzieję, że dzisiejszego dnia także odpuści. Lecz jakże głupim trzeba być, aby wierzyć w takie brednie...

- Siemka, Karls! - jako pierwszy krzyknął do mnie Julio, który pomachał mi radośnie z bananem na twarzy. Dwoje kolejnych chłopaków jedynie się uśmiechnęło, a jeden z nich, mianowicie kochany Bernasconi, za którym rzeczywiście tęskniłam, także mnie mile przywitał.

- Cześć, malutka!

- Hej, Agus! - Peña jedynie parsknął pod nosem z powodu, iż mu nie odpowiedziałam. Ostatni raz spoglądnęłam na nich, dostrzegając iż kierują swoje kroki w stronę naszego domu i ponownie zatopiłam wzrok w opowiadaniu.

Jednak nie trwało to zbyt długo zważywszy na to, iż jeden z nich wcale nie powędrował z przyjaciółmi do mieszkania. Ciężkim oraz wolnym krokiem podszedł do mnie, lecz ja uporczywie go unikałam, czytając. I dopiero kiedy był w niedużej odległości, uderzył we mnie zapach jego perfum pomieszany ze świeże wypalonym papierosem, dlatego przełknęłam głośno ślinę. Także do mych nozdrzy trafił zapach pięknej mięty, która go tak cholernie wyróżniała. Kochał żuć gumy po kilka dziennie nałogowo, mieszać je z papierosami oraz seksownym perfum, a do tego zgrywać pozera i pewnego siebie aroganta, który szuka tylko zaczepki. U mnie tak samo, gdy stanął obok mnie, a kątem oka na niego spoglądając, dostrzegłam, iż trzyma dłonie w kieszeniach swoich czarnych spodenek.

- Dzień dobry, skarbie - wychrypiał radosnym tonem głosu. Jego słyszalna chrypka spowodowała nagłą falę ciepła, jednak nie dało się tego po mnie poznać. Za wszelką cenę próbowałam go unikać, co najwidoczniej mi wychodziło, ponieważ po braku mej odpowiedzi, on podszedł jeszcze bliżej i kucnął przy mnie. - Co czytasz?

- Książkę - odparłam ironicznie, przewracając oczami, lecz nie był w stanie tego dostrzec przez spoczywające na mym małym nosku okulary. Chłopak westchnął ciężko i zbliżył swą głowę do mnie, aby zanurzyć wzrok w treści czytanej przeze mnie powieści.

- Poważnie czytasz romansidła? - zapytał z drwiną, gdy zasłonił mi calutki tekst swoją głową. Jego loczki były na wyciągnięcie ręki, opuszkami palców delikatnie pieścił mą dłoń, kiedy się podpierał, a jego obecność powodowała, iż moje serce poczęło obijać się o żebra.

- Z tego co widzisz - przymknęłam na moment powieki, wzdychając. - Czego chcesz? - zapytałam niemile. Chłopak momentalnie się ode mnie odsunął, na wskutek czego poczułam chłód, a kiedy spojrzał wprost w moje oczy, których na szczęście nie był w stanie dostrzec, zacisnęłam usta w wąską linię.

- Przyszedłem się przywitać - odparł neutralnie i wzruszył obojętnie ramionami. - Interesują cię takie rzeczy? - spytał, a ja zmarszczyłam brwi, wykrzywiając jednocześnie wargi w dziwnym grymasie, ponieważ jego pytania stawały się coraz dziwniejsze, gdyż nigdy przedtem nie zachowywał się jak normalny człowiek i nie potrafił rozmawiać w inny sposób prócz rzucania swoich szczeniackich tekstów.

- Um... Z tego co widać - rzekłam nieco zmieszana. Dziewiętnastolatek odsunął się ode mnie, a następnie wyprostował się i począł coś szukać w kieszeni swoich spodenek. W między czasie zsunęłam z nosa na moment swoje okulary przeciwsłoneczne, taksując go wzrokiem w zdezorientowaniu, kiedy on nagle wyciągnął komórkę oraz wręczył mi ją.

- Odłóż na stolik - zażądał. Jeszcze mocniej zszokowana niż przedtem, spojrzałam na niego, marszcząc brwi, doczekując się wyjaśnień, jednak on nie zmienił swej pozycji o milimetr. W dalszym ciągu wpatrywał się we mnie wyczekująco, aż w końcu odbiorę od niego komórkę. I kiedy to zrobiłam ze zgorzkniałą miną, rozejrzał się wokół.

- Okej, co teraz? O co ci chodzi? - kolejne pytania wydobywały się z moich warg. Żadnej odpowiedzi nie otrzymałam, dlatego też jeszcze bardziej zdziwiona, posłałam mu błagalne spojrzenie, podczas gdy on westchnął i podszedł do mnie, odbierając ode mnie książkę. Ją także odłożył na stolik obok. - Co ty robisz?

- Znienawidzisz mnie jeszcze bardziej - podsumował, a następnie poczułam jak chłopak wkłada jedną rękę pod moje wyłożone nogi, a drugą obejmuje mnie w talii, tym samym unosząc w górę. Krzyknęłam w odpowiedzi zdenerwowana, ponieważ nie wiedziałam co on planuje zrobić, jednakże gdy zaczął kierować kroki w stronę basenu, pisnęłam, wybałuszając oczy.

- Ruggero, puść mnie! - krzyknęłam ponownie, uderzając go pięściami w plecy odziane w białą koszulkę. Brunet zaśmiał się szczerze i kiedy byliśmy na samiutkiej krawędzi ogromnego basenu zapełnionego po sam czubek lodowatej wody, pisnęłam głośno. - Ruggero!

Wtedy już nie czułam tego gorąca mnie owiewającego. Calutkie me ciało napotkało się z zimną wodą, do której ten chłopak wkroczył ze mną na rękach. Po sam czubek głowy zanurzyłam się w niebieskiej cieczy, czując jak powoli zaczyna mi się robić zimno, a moje włosy poczęły fruwać na wszystkie strony. Dopiero odbijając się od dna, gdy dziewiętnastolatek wypuścił mnie ze swych ramion, wypłynęłam na powierzchnię, łapiąc garściami powietrze, którego mi brakowało i zakrztusiłam się, zaciskając mocno powieki. Na calutkiej mej twarzy spoczywały długie, mokre, włosy, a kiedy je pomału odgarnęłam, usłyszałam, że chłopak obok mnie także wynurzył się z wody, podpływając do mnie i zatrzymując w niewielkiej odległości. Ledwo unosząc się na tafli wody, przetarłam oczy dłońmi, a później uchyliłam powieki, zagarniając włosy do tyłu. Wtedy zderzyłam się z rozbawioną twarzą bruneta, który śmiał się głośno z mojej postawy i stał stopami bezproblemowo na dnie basenu. Jego dotychczasowe loczki zniknęły, pozostawiając jego fryzurę przylizaną, mokrą oraz porozwalaną na wszelkie strony.

- Czy ciebie do reszty pogięło?! - krzyknęłam wściekła, wymachując rękoma we wodzie, by utrzymać się na jej powierzchni. Mój cholerny wzrost nawet w takiej sytuacji był dla mnie przeszkodą, ponieważ woda chłopakowi sięgała do szyi, podczas gdy mnie calutką zakrywała. W odpowiedzi szatyn się roześmiał szczerze, a jego śmiech był dla moich uszu czymś na wzór miodu.

- Jesteś urocza - skwitował z szerokim uśmiechem, który ozdabiał jego wspaniałe wargi.

- Ughh! - warknęłam wściekle. Kolejny raz go rozbawiłam, dlatego ukazał swoje bialutkie zęby, a później do mnie podpłynął gdy ja z nadąsaną miną, odwróciłam głowę i unikałam jego spojrzenia.

- Już się tak nie dąsaj, maluszku - pochylił delikatnie głowę do przodu, dolną wargę wydął, a swoje duże dłonie ułożył na mych bokach, dlatego wzdrygnęłam się na ten ruch. Uśmiechnął się na swój słodki sposób, przez co ma złość momentalnie się ulotniła, powodując jego jeszcze szerszy uśmiech.

- Nie nazywaj mnie tak - wymamrotałam pod nosem także czując napływający uśmiech, co go usatysfakcjonowało. Przyciągnął mnie do siebie bliżej, a ja ułożyłam dłonie na jego szerokich barkach, wbijając wzrok w jego ciemne, radosne tęczówki. - Będziesz mi łowić okulary - burknęłam pod nosem przez śmiech, co również i jego to rozbawiło. Czułam na sobie to intensywne spojrzenie, duże dłonie na talii oraz tę cholerną bliskość, która wytwarzała między nami bijące z kilometrów napięcie. Delikatnie zsunęłam dłonie z barków na jego kark i wplotłam palce w jego przemoczone loczki, delikatnie je zaczesując.

- Stęskniłem się za tobą - rzekł niemal szeptem, podczas gdy ja momentalnie na niego spojrzałam, czując rozlewające się ciepło po mej skórze. Pomimo tej cholernej, zimnej wody. - Za Karol umiejącą się bawić i niemówiącą, że to nieodpowiednie - dodał, a jego lewy kącik ust uniósł się w górę, gdy ja westchnęłam ociężale, przypominając sobie sprzed tygodnia sytuację oraz naszą poważną kłótnię. Nasza relacja od początku była dziwna, patrząc na to, iż jednego dnia potrafiliśmy się kłócić, a drugiego już pożerać się nawzajem na łóżku, zdzierając z siebie ubrania. Dlatego nie przywiązywaliśmy dużej uwagi do każdej kłótni, uważaliśmy to za temat skończony oraz taki, którego nie powinno się wygrzebywać niepotrzebnie. Bo skoro teraz jest dobrze, dlaczego mielibyśmy wracać do czegoś sprzed tygodnia bądź nawet dwóch, skoro oboje wiemy, że jedyne czego potrzebujemy to siebie nawzajem. I mimo, że go wyklinałam, mówiłam jak bardzo nienawidzę, że to co robimy to nieodpowiednie oraz nigdy nie powinno się wydarzyć, iż lepiej, abyśmy to skończyli, ponieważ zaszło to wszystko za daleko, a także, że mam go najzwyczajniej dość, to nie było to równoznaczne z tym, co czułam w obecności tego dziewiętnastolatka. Mówić to w końcu jedno, a czuć całkowicie coś innego, czyż nie?

- Ruggero... - jęknęłam cicho, spuszczając wzrok, jednak on mi przerwał, a jego wargi ozdobił grymas niezadowolenia.

- Cicho, skarbie - mruknął w odpowiedzi i zbliżył swą twarz do mojej. Powoli uniosłam swoje bezradne spojrzenie w jego ciemne ślepia, aby kolejno przechylić głowę, przysuwając się do jego ciała bardziej. - Powiedziałaś za dużo. Zdenerwowałaś się, rozumiem. A teraz cichutko i nacieszmy się tym, nie rozmawiając o tym, co wolno, a czego nie. Nie psuj chwili, na którą czekałem ponad tydzień.

Po jego cichym mruknięciu, pomału przytaknęłam głową. Choć teraz ukazałam idealny przykład cholernej hipokryzji, tak pragnęłam jego obecności, chociażby zwykłego buziaka w usta, bądź jego dłoni obejmujących moje drobne ciało. Zwyczajnej bliskości, którą miałam na codzień, jednak nie na tyle wystarczającą, ponieważ Maxi nie był tym typem chłopaka, którego potrzebowałam, bo gdyby był, nie zdradzałabym go z ciemnowłosym nastolatkiem, z którym prawie co spotkanie pieprzyłam się bez myśli o nim oraz Mai. Bo byłam egoistyczna, obłudna a także fałszywa, ponieważ myślałam tylko i wyłącznie o własnych potrzebach. I to kolejny raz, kiedy po moim produkowaniu się, Ruggero to olał, ja stwierdziłam, iż brakuje mi go i znów padłam w jego ramiona. Chociaż starałam się pokochać Maxi'ego, poczuć to samo, co przy tym kretynie, którego szczerze uwielbiałam, ale jednocześnie nienawidziłam, to nie potrafiłam. I nawet jeśli chciałabym to zakończyć z ciemnowłosym, co nieraz mu o tym mówiłam, to i tak kilka dni później oddałabym mu się.

Dlatego szatyn przyciągnął mnie do siebie, błądząc powolutku swoimi dużymi dłońmi po mym nagim ciele, niekiedy zahaczając o bikini i oparł swe czoło o moje ze zwycięskim uśmiechem na twarzy. Przymknęłam delikatnie powieki, ciężko wzdychając, na co zareagował mruknięciem, a potem czułam już tylko jego mokre, cudowne wargi łączące się z moimi opuchniętymi ustami. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem przez leniwy pocałunek, zaciskając palce na jego przyklapniętej fryzurze i owinęłam go nogami wokół pasa, przyciskając swe ciało do jego. Chwilę potem nasze języki się ze sobą połączyły, a ja poczułam kumulujące się w mym podbrzuszu wszelkie pozytywne emocje, gdy rozkoszowałam się tą chwilą z każdą sekundą coraz bardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top