14. Vic, to twoja kolejna panienka do zabawy?


- Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię!

Minęły dwa dni, jest sobota wieczór, a ja właśnie z Mai'ą kieruję się do kina na podwójną randkę. Czy jestem zła? Nie... Jestem wkurwiona. Nie na Mai'ę, nie na ludzi wokół, tylko na siebie i na swój cholerny brak asertywności, przez który tyle tracę. Jak ja mogłam się na to zgodzić, a przede wszystkim jak mogli zgodzić się ONI? Jak?

- Nic. Proszę. Nie. Mów - warknęłam do niej wściekła, podążając ciężkim krokiem i w bardzo szybkim tempie, by tylko brunetka mogła znajdować się jak najdalej ode mnie. Na szczęście ubrałam na siebie zwykłe czarne trampki, przez co było mi znacznie łatwiej, a do tego dorzuciłam przedarte spodnie jeansowe i białą bluzę. Stroić się dla tych kretynów? Nigdy w życiu.

- A tak właściwie na jaki film idziemy? - spytała radośnie, łapiąc mnie pod rękę, podczas gdy moje dłonie spoczywały w kieszeni za dużej bluzy. - Mam nadzieję, że nie na horror... - mruknęła.

- Właśnie, że tak - odszczeknęłam i zarzuciłam kaptur na głowę. Byłam rozwścieczona, ale przecież co biedna Maia miała z tym wspólnego, skoro to moja głupota i brak umiejętności odmowy biorą nade mną górę.

Reficco pokręciła w niedowierzaniu rozbawiona głową, a przez calutką drogę do kina milczałyśmy. Widziałam kątem oka, jak spogląda raz po raz na komórkę, uśmiechając perfidnie pod nosem i odpisując na SMS'y. Nawet nie mam zamiaru zagłębiać się w jej popapraną relację z Ruggero, ponieważ wystarczającą sama z nim taką mam, lecz na szczęście Maia zdaje się nie orientować o co chodzi oraz co między nami jest. Nie chciałabym jej stracić przez własną moją głupotę i nieopisaną chęć bycia blisko bruneta. To było wszystko po prostu popaprane.

Była godzina dwudziesta, a seans rozpoczynał się równo o dwudziestej trzydzieści. Byłyśmy z Mai'ą praktycznie już przy ogromnym, jednym z największych kin w calutkim Buenos Aires i mówiąc szczerze nigdy o nim nie słyszałam, dopiero gdy Reficco mnie uświadomiła, dowiedziałam się o jego istnieniu. Tak czy owak, nie chciałam tu być.

- O, zobacz - wybudziła mnie z transu oraz moich własnych myśli, w których utknęłam i uniosłam głowę, napotykając się z sylwetkami dwóch chłopaków. - Czekają już na nas, jacy kochani - pisnęła szczęśliwie, pociągając mnie w swoją stronę za rękę, przez co przyspieszyłyśmy. Proszę, nie...

- Panienki w końcu się zjawiły - jako pierwszy zabrał głos brunet, który jak w zwyczaju miał, trzymał w dłoni papierosa. Gdy podeszłyśmy i zgromiłam go wzrokiem, wyrzucił odpałek na ziemię, zdeptując go i podchodząc do Mai. - Cześć, śliczna - złożył soczystego buziaka na jego wargach, a ja mimowolnie przewróciłam oczami, lecz po sekundzie poczułam delikatny dotyk na talii. Odwróciłam głowę i napotkałam się z błękitnymi tęczówkami mojego chłopaka, który uśmiechał się od ucha do ucha.

- Cześć - odwzajemniłam słabo jego gest i stanęłam na palcach, by skraść krótkiego całusa.

- Możemy iść? - spytałam od niechcenia, głośno wzdychając i wkładając dłonie do kieszenie mojej białej bluzy. Naprawdę chciałam mieć już ten wieczór za sobą.

- A co ty taka nie w sosie? - naprawdę, kretynie? Odwróciłam głowę i spiorunowałam go wzrokiem, na co parsknął śmiechem, a ja przewróciłam oczami.

- Od samego początku jest taka. Ledwo co ją z domu wyciągnęłam - proszę, Maia, nic więcej już nie mów.

Kątem oka zauważyłam, że Maxi podchodzi bliżej mnie i obejmuje wolnym ruchem w talii, jednocześnie sprawiając, że znalazłam się w jego ramionach. Zbliżył się do mojego ucha i poczułam jego gorący oddech.

- Coś się stało? - spytał cicho, kiedy tamta dwójka zajmowała się sobą i zawzięcie o czymś rozmawiali, śmiejąc cicho. Posłałam mu słaby uśmiech.

- Wszytko jest dobrze - zapewniłam, próbując brzmieć jak najlepiej i nie wzbudzać żadnych podejrzeń. - Po prostu uważam, że to głupi pomysł by spotykać się w czwórkę - wzruszyłam ramionami.

- Daj spokój, będzie dobrze - posłał mi oczko, uśmiechając się. Czy będzie dobrze? Coś podpowiada mi, że nie...

Cała nasza czwórka weszła do budynku. Nie było zbyt wielu ludzi, mimo tego, że to jedno z najlepszych kin w mieście, lecz w sumie to nawet i dobrze. Nie przepadam za tłumami, wolę gdy są pustki, wtedy mogę się wyciszyć i nie krępować przed innymi. Tak, to dziwne, ale to moja fobia, a być może za dużo sobie wkręcam.

Maxi razem z Pasquarelli'm zajęli się kupnem biletów. Z Mai'ą postanowiłyśmy zdać się na ich łaskę i kreatywność, więc co będzie, to po prostu będzie, a gatunek filmu jaki wybiorą, to już mnie nie obchodzi. Byle znaleźć się jak najprędzej w domu, a jutrzejszy dzień spędzić samemu w łóżku, gdyż jest po prostu niedziela. Co więcej, w poniedziałek mam kolejny egzamin, a na ósmej, bądź dziewiątej lekcji w-fu czeka nas zaliczenie z siatkówki, którą szczerze kochałam, a nasz w-fiesta będzie wybierał najlepsze osoby do zbliżających się zawodów. 

- Możemy iść - obydwoje podeszli do nas z czterema biletami. Odebrałyśmy z Reficco papier, a moim oczom ukazał się film z gatunku horroru. Świetnie!

- Chłopacy, poważnie? - pisnęła z boku brunetka a na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. - Rugge, przecież wiesz, że się boję! - jęknęła i spuściła głowę, przez co chłopak do niej podszedł i objął ramieniem całując w czubek głowy. Natomiast ja stałam obojętnie z założonymi rękoma na klatce piersiowej, obserwując ten cały teatrzyk.

- Dlatego właśnie przyszłaś tu ze mną - mrugnął do niej, uśmiechając pokrzepiająco. Żałosne, tak to mogę skomentować. I nie Maia, nie Ruggero, nie Maxi, tylko cała ta sytuacja. Po prostu. Żenada.

Espindola chwycił mnie za dłoń, pociągając w stronę sali kinowej, a gdy znaleźliśmy się przy mężczyźnie, który skanował bilety, doszła do nas druga wielce zakochana para. Po zeskanowaniu, wszyscy w czwórkę ruszyliśmy na nasze wyznaczone miejsca. Mieliśmy siedemnasty rząd na dziewiętnaście, lecz nikogo za nami nie było. Jako pierwszy od brzegu usiadł Maxi, później ja. Spojrzałam w lewo i dostrzegłam bruneta idącego w moją stronę z dużym, perfidnym malującym się na twarzy uśmieszkiem. O nie...

- No cześć, piękna - wyszeptał do mnie, gdy obydwoje z Mai'ą usiedli na siedzeniach. - Moje ramiona pozostają dla ciebie otwarte, gdy będziesz się bać - ponownie jego oddech przy mej twarzy, na wskutek którego po moim ciele przeszły ciarki i przełknęłam ślinę.

- Przestań, Ruggero! - powiedziałam nieco głośniej, odwracając głowę w jego stronę, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, więc w trybie natychmiastowym się odsunęłam, kiedy on posłał mi duży uśmiech i uderzyłam go w ramię, by przestał rzucać tak okropne teksty. Przecież mógłby ktoś nas usłyszeć.

- Oj, skarbie - na nowo się do mnie zbliżył, mówiąc cicho. - Nie udawaj, że moja obecność tu cię nie poruszyła - szepnął w moje wargi i posłał mi swój zadziorny uśmieszek, lecz jedyne na czym teraz się skupiałam to jego ciemne tęczówki, które w blasku delikatnego światła w sali kinowej były ledwo widoczne. Dalej posiadały ten nieokiełznany blask.

- Ruggero... - zgromiłam go. Obok niego siedziała Maia, po mojej prawej siedział Maxi, a on jak gdyby nigdy nic, zbliżał się do mnie coraz bardziej i szeptał różne głupie teksty. Czy on naprawdę się nie obawiał?

- Aż mi się przypomniało, gdy słodko pojękiwałaś moje imię - wyszeptał do mojego ucha i delikatnie przejechał palcem po wierzchu mej dłoni. Tym razem to przegiął, wystarczy tego, obok nas siedziały nasze drugie połówki, jak on mógł być tak lekkomyślny?

Odsunęłam się całkowicie, przełykając ślinę. Jestem pewna, że na moich policzkach znajdowały się widoczne wypieki, a moje ciało wręcz wrzało. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale przez tego cholernego kretyna mam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu oraz swojej bezmyślności. Oparłam się o tył krzesła, odchylając głowę i głośno wzdychając, jednocześnie przymykając powieki, by wymazać z myśli obraz mój i Ruggero, gdy uprawialiśmy seks. Mimo moich ogromnych chęci pozbycia się szatyna z głowy, naszej wspólnej nocy, po prostu świadomości, że siedzi tuż obok mnie, to i tak nie potrafiłam. Chociaż nie, wróć; zapomniałam w miarę możliwości, lecz teraz gdy na nowo mi o tym przypomniał spowodował dziwne kumulujące się uczucia w moim podbrzuszu, mętlik w głowie i nieopisaną chęć ponownego połączenia się z nim w wyjątkowy sposób. Ughh, przestań do jasnej cholery, Sevilla!

- Cholera! - usłyszałam głos z lewej strony jedno siedzenie dalej, gdzie znajdowała się Maia. - Zapomnieliśmy popcornu... - jęknęła smutno. - Rugge, pójdziesz ze mną? - zrobiła swoje słodkie oczka, które działały praktycznie na każdego chłopaka. Ponieważ nie ukrywajmy, Maia była prześliczną dziewczyną, z którą niejeden chłopak chciał się już umówić, jednak ta każdego kolejnego odrzucała. Teraz, gdy ma swoją wymarzoną drugą połówkę, swój wymarzony związek, pojawiłam się ja, cholerna kretynka, która go jej niszczy i zabiera tę długo wyczekiwaną radość. Co ja narobiłam?

- O Jezu, weź ze sobą Karol - wskazał palcem na mnie, nie obdarzając mnie wzrokiem, gdyż miał go wbity w swoją dziewczynę.

- Mnie w to nie mieszajcie - zaoponowałam od razu i uniosłam ręce w geście obronnym. Nie mam zamiaru się już stąd ruszać, z pewnością mój znudzony całą sytuacją chłopak się z nią przejdzie.

- Maxiiii - jęknęła błagalnie, przenosząc swój wzrok na Espindole, który uniósł swój wzrok znad komórki. - Pójdziesz ze mną po popcorn?

- Niech będzie - zaśmiał się i westchnął ociężale, podczas gdy Reficco pisnęła radośnie.

Obydwoje wstali ze swojego miejsca, przeciskając się między nami, a gdy tylko byli już nieco dalej od nas, poczułam dłoń na swoim kolanie, która sunęła coraz wyżej. Przełykając ślinę, odwróciłam głowę w stronę szatyna, gdy na jego wargach gościł pełen zaczepki i dwuznaczności uśmiech.

- Jak zgaduję mamy dobre pięć minut dla siebie, wliczając w to niekompetentność pracowników i kolejki - rzekł, zbliżając się do mnie, jednak gdy nie wykonywałam żadnych ruchów, a moje ciało nie drgnęło, ten jęknął przeciągle. - Och, skarbie, nie udawaj, że to na ciebie nie działa - ułożył głowę na moim lewym ramieniu, a gdy jego nos podrażniał mą szyję, dłonią jeździł po mojej nodze, w końcu docierając do guzika od spodni i rozporka, z moich warg wydobył się ledwo słyszalny jęk.

- Ruggero, dosyć - wyszeptałam pod wpływem emocji, próbując brzmieć jak najbardziej obojętnie, w dalszym ciągu nie zmieniając pozycji. - Przestań, proszę cię. Jesteśmy w kinie, przyszliśmy tu z naszymi partnerami, nie rusza cię to? - podniosłam głos i strzepnęłam jego dłoń, jednocześnie odsuwając się od niego.

Szatyn nie powiedział nic. Nie odezwał się słowem, a jedynie przytaknął ledwo widocznie głową, wywołując moje ogromne zdziwienie, ale także ulgę. Naprawdę nie miałam ochoty na jakiekolwiek kłótnie z kimkolwiek, a już na pewno na to, by dwie ważne mi osoby przyłapałyby nas. To ostatnie czego na chwilę obecną pragnę, mam nadzieję, że Ruggero jest w stanie to uszanować, a nasz wspólny stosunek i relacja zostanie tajemnicą. Przynajmniej dopóki nasze serca są zajęte. Choć wcale nie są, ponieważ obydwoje nie potrafimy nic do nich poczuć.

Usłyszałam w jednej sekundzie dźwięk przychodzącego SMS'a, a mój wzrok momentalnie powędrował na chłopaka siedzącego obok, który wyciągał z kieszeni czarnych spodni komórkę. Mimo wszystko moja ciekawość była silniejsza, więc kątem oka spoglądałam jak odblokowuje urządzenie, następnie wchodzi w opcje SMS'ów, a moim oczom ukazał się dziwny kontakt, podpisany „Vic".

Widziałam treść wiadomości, która brzmiała „Tęsknię za tobą bardzo" a na końcu czerwone serduszko. Dostrzegłam, że na jego wargach pojawił się mały, uroczy uśmiech i natychmiast zaczął odpisywać. „Ja za tobą też, mała". Co, do cholery?

- Vic? - odezwałam się, zwracając uwagę chłopaka na sobie, przez co odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał zaskoczony. - To twoja kolejna panienka do zabawy? - uniosłam brew, a moje wargi ozdobił kpiący uśmiech, gdy nagle z ust wydobyło się niekontrolowane prychnięcie. Jego twarz ozdobił nagły spokój? Nie wiem, było to dziwne.

- Jesteś zazdrosna? - ukazał równiutki śnieżnobiały rząd zębów, pochylając się nade mną.

- Wcale - wzruszyłam ramionami. - Tylko denerwuje mnie to, że bawisz się Mai'ą - wbiłam palec wskazujący w jego klatkę piersiową nieco podirytowana, sama nie wiedząc czym.

- Do czego dążysz? - spytał, marszcząc brwi.

- Danna, Vic... Ile ich jeszcze było? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Dalej się w to gówno bawisz? Poważnie? - momentalnie spoważniał i odwrócił w stronę ekranu, opierając łokciem o podparcie.

- Nie - odrzekł obojętnie. - Nie tknąłem ani jednej, nie wliczając w to ciebie, odkąd zacząłem spotykać się z Mai'ą - wzruszył ramionami.

- Co z Danną? Co ze mną i dlaczego cały czas szukasz u mnie zaczepek, skoro jesteś z Reficco? Po co to wszystko, co? - zamilkł i głośno westchnął, przecierając twarz dłońmi. Poczułam ukłucie, dziwne uczucie, nie wiem co to było, ale strasznie mnie zaczynała irytować jego osoba, jak i moja sama. Po chwili jednak odwrócił głowę w moją stronę, wbijając swoje puste i pełne żalu spojrzenie, jakbym powiedziała coś, co całkowicie było niezgodne z prawdą. A przecież było...

- Skończyłem z Danną na ostatniej imprezie, na której mnie z nią widziałaś - rzekł powoli, dokładnie, a przede wszystkim na spokojnie, co nieco mnie zaczęło przerażać. - Vic, to ktoś inny. Nie była, nie jest i nigdy nie będzie moją „panienką do zabawy" - objął w cudzysłów słowa, które przed sekundą wypowiedziałam. A ja? Co ze mną, Ruggero? Dlaczego nie powiedziałeś nic o mnie?

- Czemu udajesz idealnego chłopaka? - kolejny raz rzuciłam mu pytanie. - Dlaczego to robisz, skoro nim nie jesteś? Po co te wszystkie słodkie słówka, udawanie, że ci na niej zależy, że jesteś takim cudownym materiałem na chłopaka?

- Bo tego właśnie Maia oczekuje - odrzekł. - Ideału chłopaka, którym niestety nie jestem - dodał po chwili nieco głośniej, a jego wzrok powędrował z powrotem na ekran, na którym zaczęły wyświetlać się pierwsze reklamy, a to oznaczało, że za niedługo mi rozpocząć się film.

O nic więcej nie zapytałam, gdyż stwierdziłam, że pora zamknąć ten temat. Ostrzegałam Mai'ę, mówiłam jej setki razy to samo, lecz ona stale trzymała swego zdania, którego na ten moment nie potrafiłam zmienić. Powiedziałam raz, drugi, trzeci, setny, więc nie będę po raz kolejny się powtarzać, ponieważ jest to po prostu bez sensu i nie przyniesie żadnego efektu. Jeśli chce tak żyć, tak będzie żyła. Jeśli on tak chce żyć, tak będzie żył.

Po kilku sekundach do sali kinowej weszli Maia z Maxim z kubłem popcornu. Usiedli obok nas, byli radośni, lecz mój nastrój, tak jak i szatyna siedzącego obok mnie po lewej stronie przez naszą kłótnię, uległ dużej zmianie i obchodziliśmy się ze wszystkim obojętnie, aż do rozpoczęcia seansu.

***

Film był naprawdę w porządku, nie był najstraszniejszy. Co prawda niektóre sceny wywołały u mnie delikatny strach, a moja dłoń automatycznie lądowała na rękawie bluzy Ruggero siedzącego po lewej stronie, którą ściskałam w pięść, jednak szybko opanowywałam swe emocje, przeklinając głupotę w myślach i natychmiast zabierałam rękę, na co on uśmiechał się ledwo widocznie pod nosem. Jak się później okazało Maxi musiał wyjść wcześniej niż się tego spodziewaliśmy, po Mai'ę przyjechała jej mama, ponieważ coś się stało, a więc ostatecznie zostałam sama przed kinem, stojąc w blasku księżyca razem z brązowookim, który podobnie jak ja, zamyślił się i wpatrywał w jeden punkt przed sobą.

- To ja już pójdę - odezwałam się jako pierwsza, zarzucając kaptur białej bluzy na głowę i nie spoglądając na niego, odeszłam w swoją stronę.

- Odprowadzę cię - usłyszałam, lecz nie zatrzymałam się. W dalszym ciągu podążałam swoją ścieżką ze spuszczoną głową i nie zważając na szatyna, który zjawił się obok mnie, wsadziłam dłonie do kieszeni.

Milczeliśmy obydwoje, podążając ciemną ulicą, na której niekiedy przejeżdżały auta, natomiast latarnie paliły się kolejno co dwie, gdyż na niebie panowała pełnia i blask księżyca w miarę oświetlał większość miasta. Mijaliśmy park, w którym jeszcze niedawno siedzieliśmy i popalaliśmy papierosy, także kilka osiedlowych sklepików, w których nikogo nie było, prócz ekspedientki. Przez całą naszą drogę nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Miałam kaptur na głowie, a moje brązowe włosy opadały kosmykami na czoło, kiedy szłam ze spuszczoną głową, kopiąc pod nogami malutkie kamyszki znajdujące się gdzieniegdzie. Chłopak również miał kaptur na głowie od swej czarnej bluzy, ręce w kieszeni i raz po raz pociągał nosem lub po prostu głośno wzdychał, jednak nie rozmawialiśmy. Podążaliśmy tak długo w tej ponurej ciszy, aż dotarliśmy do mojego domu.

Obydwoje zatrzymaliśmy się w równym czasie, patrząc na budynek i nic nie mówiąc. Po jednak krótkiej chwili zwróciłam się do bruneta, który poczynił dokładnie to samo i w tym momencie wpatrywaliśmy się w swoje oczy nawzajem. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, po co to wszystko robiliśmy, lecz nasze twarze wyrażały skruchę, totalny żal do drugiej osoby i zgaduję, że tak też było. Czemu? Nie mam pojęcia, ale nie to się teraz liczyło, tylko obecność drugiej osoby.

- No - zabrał jako pierwszy głos, w którym wyczuwalna była delikatna chrypka. - To idę - mruknął i nie dodając nic więcej, nie żegnając się ze mną, nie obdarzając nawet spojrzeniem, odwrócił się i miał zamiar odejść, lecz w ostatnim momencie go chwyciłam za dłoń. Zwrócił się w moją stronę z pełnym zdziwienia spojrzeniem, a gdy pociągnęłam go w mym kierunku, ponownie znalazł się w tym samym miejscu co przed sekundą stał.

- Em... - próbowałam nawiązać jakikolwiek z nim kontakt, nawet ten wzrokowy, który był nieco ważniejszy oraz istotniejszy. - Wiesz, Ruggero...

- Co? - odezwał się znów i głośno westchnął, biorąc dłoń z uścisku.

- Ym... Dziękuję - spojrzałam w jego puste, obojętne oczy, które oświetlała pobliska lampa na mojej posesji. - Będziesz wracał sam? - spytałam. Nie wiem dlaczego, być może po prostu z troski.

- Na to wygląda - uśmiechnął się. - Znów się martwisz? - uniósł brew w górę, przechylając delikatnie głowę.

- Może lepiej... No nie wiem, jest prawie północ...

- Nie mieszkam daleko, przestań - jęknął. - To dla mnie nic takiego. Co mnie spotka, to spotka, nic mi nie będzie.

- Może lepiej zostaniesz na noc? - spytałam bez większego namysłu, na co zareagował cichym śmiechem i pokręcił głową w niedowierzaniu.

- Żartujesz, prawda? - spojrzał na mnie rozbawiony.

- Nie... To znaczy tak, ale nie... Ughhh - warknęłam pod nosem. - Po prostu jesteś cholernie nieznośny! Nie cierpię cię, ale też nie chcę, byś wracał sam. Nie masz bladego pojęcia jakie chodzą tu zbiry i inne grupki chłopaków, którzy czekają tylko na to, by na kogoś napaść - jęknęłam i podeszłam jeszcze bliżej, co sprawiło, że między naszymi ciałami nie było żadnej odległości i mogłam bez problemu wyczuć jego zapach oraz oddech.

- Skarbie, jak ty to sobie wyobrażasz, hm? - ułożył swoje dłonie na mojej talii i pochylił nade mną delikatnie, przez co tym razem jego miętowy oddech był intensywniejszy.

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Czasem mam ochotę cię zatłuc gołymi rękoma tak, jak dziś w kinie, ale teraz już mi przeszło i nie chcę, żeby coś ci się stało - położyłam dłonie na jego wolno unoszącej się klatce piersiowej.

- Napiszę do ciebie, gdy dotrę do domu, ok? - zapytał i przechylił głowę. - Mam nadzieję, że nie zmieniłaś numeru od ostatniego naszego spotkania - zaśmiał się cicho, co również i ja poczyniłam.

- Oczywiście, że nie - pokręciłam głową.

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, czułam jego palący wzrok błądzący po mojej twarzy, począwszy na oczach, a kończąc na wargach, które pod wpływem jego dotyku, rozchyliłam. Kurewsko pragnęłam teraz złączyć nasze usta w pocałunku, chociażby krótkim buziaku. Po prostu nie wiem... W jego towarzystwie czułam się inaczej. Dalej się kłóciliśmy, wkurwiał mnie, ale też sprawiał, że potrzebowałam jego bliskości.

- Do zobaczenia? - spytał, posyłając mi swój słodki uśmiech, od którego moje nogi były niczym z waty. Naprawdę ten chłopak nie potrzebował niczego więcej, prócz swojego cudownego uroku, którym zarażał mnóstwo dziewczyn. I mimo, że był okropnym skurwielem bez uczuć, to i tak mnie do niego ciągnęło.

Pokiwałam delikatnie głową, nawet nie zdążyłam nic więcej dodać, gdyż natychmiast wpił się w moje wargi gwałtownie. Nasz pocałunek stał się namiętny. Z początku go nie odwzajemniałam przez napływ emocji, lecz gdy dotarło do mnie co się właśnie wydarzyło natychmiast połączyłam nasze języki ze sobą, zarzucając ręce na jego kark i wplątując jedną dłoń w jego bujną czuprynę. Pociągałam delikatnie za pojedyncze kosmyki jego loczków, na co pomrukiwał, a jego dłonie wolno jeździły po mej talii. Jednak nie moglam pozwolić sobie na więcej, przecież byliśmy przed moim domem, w środku znajdowali się moi rodzice, Julio, w każdej chwili mógłby ktoś nas zauważyć.

Oderwałam się niechętnie od chłopaka, który na mój ruch mruknął głośno i ponownie pocałował. Tym razem ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej, zacisnęłam w dłoniach jego czarną bluzę i odepchnęłam go mocno od siebie.

- Idź już, Ruggero - spojrzałam w jego pełne blasku oczy, które wyrażały aktualnie radość. - I zadzwoń do mnie, bądź napisz. Cokolwiek - rozkazałam mu, wbijając swój palec wskazujący w jego klatkę piersiową.

Przytaknął głową niezadowolony, lecz po chwili roześmiał się, skradając ostatniego buziaka na moich wargach. Mimowolnie parsknęłam pod nosem i przewróciłam oczami, gdy ten się ode mnie oddalał.

- Dobranoc, śliczna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top