Rozdział 20.


    — Co o tym sądzisz?

Bączek oderwał wzrok od marmurowej podłogi i obudziwszy się z transu, spojrzał na Gardę, który bezpłciowo opisał mu swoje plany ślubne:

— Zajebisty pomysł. — Brunet odchrząknął optymistycznie, choć połowy nie słuchał. —  Mi się podoba.

— Katerina na to wpadła. Będzie zajebiście bogato. Orkiestra, złoto, srebro, ślub w plenerze... — Odparł obojętnie, Gardel.

Jego przyjaciel od samego początku orientował się, że coś jest nie tak. Łysy chodził ze spuszczoną głową, ciągle zamyślony. Uśmiech na jego postarzej gębie pojawiał się stosunkowo rzadko i tylko wtedy, gdy chodziło o zabawne akcje z przeszłości. To martwiło jego kolegów, a przedewszystkim Boldiego, który wyszedł na tygodniową przepustkę za dobre sprawowanie. Nie dość, że w trzej widzieli się pierwszy raz od ponad trzech lat, to jeszcze nie rozmawiali jak dawniej, chociażby przez złe samopoczucie gangstera. Obaj, wraz z Bączkiem postanowili jakoś zacząć ten trudny temat przy alkoholu, ale Gardel nie chciał nic mówić, gdy urocza Niemka nie odchodziła od niego na krok. Dziewczyna była w zupełnie obcym miejscu, z dala od domu i rodziny, nic więc dziwnego, że bezpiecznie czuła się tylko przy bliskim jej Gardzie. Minęło pół roku od zaręczyn, a półtora od poznania się i rozpoczęcia dość zgodnego związku, przynajmniej tak sądziła, bo nie znała powodu wyjazdu Gardy z Polski, a za prawdziwy uważała ten o wyjeździe z powodu biznesu:

— Ty widzisz to, co ja? — Zapytał szeptem Bączek, przysuwając się do starszego brata.

Boldi, ogromny niczym cała kanapa, poprawił ręką kruczo-czarne, zaczesane już do tyłu włosy i odpowiedział:

— Chodzi o Gardę?

— No. Nie widzisz, że jest jakiś inny? Trzeba go zapytać, o co chodzi i co sie odpierdala.

Obaj szeptali, patrząc z salonu na parę przygotowującą przekąski do alkoholu.

— Jak ta jego lala pójdzie w końcu do pokoju, bo wątpie, żeby przy niej był taki gadatliwy. – Oddał chłodno Boldi i napił się koniaku.

Obaj bardzo chcieli wiedzieć, co dzieje się w życiu Gardela, ale dziewczyna, która uczepiła się jego nogi nie dawała mu odejść nawet na chwilę. Podczas przygotowywania kanapek stała obok i patrzyła, jak ten wbija nóż w ogórka zamiast usiąść normalnie przy stole i chociaż udawać, że chce się porozumieć i lepiej poznać. Bączek jej nie polubił, nie wzbudziła w nim sympatii, a Boldi nie lubił nikogo, tak więc nic dziwnego, że nie polubił i jej.

Po dwunastej w nocy, gdy dziewczyna została w końcu odprowadzona do jego sypialni, Bączek bardzo szybko zaczął konkretny temat. Pytał bez owijania w bawełnę, jak zwykle, czemu z zaciekawieniem przysłuchiwał się Boldi:

— Powiesz mi, co się odpierdala? Jesteś jak chodzący trup. To wyjazd do Niemiec cię tak zmienił czy wpierdoliłeś się w jakieś gówno?

Zapatrzony w stolik Garda, uniósł wzrok i spojrzał na obu panów, którzy w bezruchu czekali na jego odpowiedź. Wstyd było mu opowiadać o swoich uczuciach, zwłaszcza, że były to jego prywatne sprawy i nie dotyczyły żadnego z nich:

— Oj, nie będę z wami o tym gadał, bo i tak nie zrozumiecie... To moje problemy i moje sprawy. Nic wam do tego.

— No, kurwa, gościu. Siedzisz przyłamany, przyjebany jak do ściany, nie da się z tobą dogadać, a ty mi pierdolisz, że to twoje prywatne sprawy? Pojebało cię? — Bączek się nieco zbulwersował.

— Nie pierdol i daj mi spokój.

Z początku Bączek zakończył temat i czekał, aż Gardel trochę wypije. Po alkoholu człowiek robi się luźniejszy, lepszy i znacznie poprawia mu się humor. Na Gardę nie działał inaczej. Już po pierwszej, w trzech opowiadali sobie o wszystkim, czego doświadczyli przez te dwa lata. Bączek raczył ich opowiastkami sekusalnymi z imprez, a Boldi nie mówił nic, bo przecież siedział samotnie w więzieniu, i gdy zrobiło się nieco przyjemniej, a chłopcy znów siedzieli uśmiechnięci, Bączek powrócił do tego nurtującego go tematu:

— Widzisz? Trochę whisky i jesteś jak swój. — Oznajmił Bąk. — Tak powinno być od początku, a nie jakieś fochy zajebane. Powiesz już czego w chuj przyjebany dzisiaj jesteś?

Gardel znów rozkwasił minę i nieco spokojniej, niechętnie, w końcu wydukał z siebie kilka słów:

— Spotkałem Terlecką, jak jechałem do matki. Szła z jakimiś dziewczynami chodnikiem przy Aleji Jedności.

Bączek oparł się o oparcie kanapy i spojrzał na Gardę. W przeciwieństwie do Boldiego był obeznany w temacie niedoszłego związku, tylko nie spodziewał się, że mimo dwóch lat nieobecności i innej kobiety, łysy nadal będzie przeżywał nagłe rozstanie z młodą chirurg:

— Widziała cię?

— Widziała i mnie, i Katerinę... — Przetarł twarz rękoma, bardzo głośno wzdychając. — Nic się nie zmieniła. Może stała się trochę weselsza i widać, że zluzowała gumę, bo była taka uśmiechnięta... 

Nawet Bączek nie spodziewał się, że w ciągu zaledwie tygodniowego pobytu w kraju, Gardel już pierwszego dnia trafi na Idę. Jakie zrządzenie losu, że zaledwie pięć godzin po przyjeździe do Polski, oni minęli się w ruchliwym centrum miasta, po południu, gdzie w zasadzie kręciło się multum osób:

— No — Bączek wybałuszył gały i uniósł brwi. — Nie spodziewałem się, że o nią chodzi. Nadal boli cię to rozstanie? Minęły już przecież dwa lata, wszedłeś w kolejny związek...

Boldi spojrzał na brata i zapytał:

— Powiecie mi o chuj chodzi? Wracam po takim czasie, jakieś cuda się odpierdalają i nikt nie raczył mi o nich nawet wspomnieć?

Panowie zamilkli. W zasadzie to powracanie do przeszłości było bardzo bolesne. Sam wyjazd Gardy miał pomóc zaleczyć złamane serce. Facet chciał zacząć żyć od nowa i po jakimś czasie planował wyjechać tam na stałe, przenosząc biznesy z Polski do Niemiec. Kupił mieszkanie w Rimini, nieopodal pięknej plaży, poznał śliczną, szanowaną modelkę rodem z pierwszych stron czasopism i miał mnóstwo pieniędzy. Wydawałoby się, że ma wszystko, o czym marzy typowy śmiertelnik, ale on czuł, że źle dopasował pewien element układanki przez co cała straciła sens. Pewien element nie pasował do reszty:

— Niech Garda ci opowie. Ja nie wiem czy mogę. — Bączek odłożył szklankę z whisky na stolik i chwycił kolorową kanapkę, ostatnią jaka została na talerzu.

— Jak byłem w pudle to napierdoliłem takiemu gangsterkowi, cwaniakowi z Warszawy. Rozciął mi rękę, klawisze zawieźli mnie do szpitala, żeby to zszyć, i ona tam była. Ida szyła mi w szpitalu rękę. Potem napierdalałem się jeszcze chyba z trzy razy, żeby znowu trafić do jej gabinetu na szycie, bo była zajebiście ładna i fajna. Zaczęliśmy ze sobą gadać, z czasem się spotykaliśmy, ale ona kurwa była tak zimna i oporna na mnie, że myślałem, że ją udusze gołymi rękoma, a potem zaczęła się do mnie zbliżać i wszystko się zjebało, bo Paprocki odjebał jakąś krzywą akcję, opowiedział jej, że ją okłamuję, że zajebałem dziwkę i jestem jebanym przestępcą. Ona chciała to zakończyć, bo ją okłamałem i okazałem się pierdolonym kryminalistą-degeneratem.

Gardel oparty dłońmi o stolik z niechęcią wspominał o Idzie. Ta napawała go przykrymi emocjami, a on nie lubił się mazać, jak mały chłopiec. Bardzo za nią tęsknił, w zasadzie co rano budził się z myślą, żeby do niej zadzwonić i chociaż usłyszeć jej głos, ale powstrzymywała go przed tym obecność narzeczonej, która nie mogła dowiedzieć się o tej sytuacji. Biedna kobieta nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest traktowana jak plaster na ranę, która nigdy się nie zagoi. Garda związał się z nią mając nadzieję, że nowa relacja zastąpi starą, a Katerina zastąpi miejsce Idy w jego sercu, lecz tak się nie stało, a ślub został już przecież zaplanowany.

— No, to chyba nie ma czego żałować. Nie pierdol, Garda. Tu po opisie widać, że szlora szukała powodu, żeby cię zbyć. Na chuj tak ją przeżywać? — Boldi nieco się oburzył. — Masz kurwa doła, bo jakaś baba cię zlała? Możesz mieć takich tysiące.

— Chuja wiesz... Widziałem po niej, że z zimnej suki zrobiła się kluchą. Jak wyszła ze szpitala zrobiła się miękka. Gdyby nie ten pierdolony skurwiel, bylibyśmy teraz razem. Może nawet dawno po ślubie z dzieciakiem w drodze...

— Ty już aż tak daleko wysunięte plany snujesz? — Zapytał zajęty jedzeniem, Bączek.

— Nic nie wysnuwam. Oboje chcieliśmy mieć dzieci. To znaczy, nie mówiła mi tego, ale widziałem jak patrzyła mi w oczy. Pierdoliłem jej coś o naszych dzieciach, a ona z wkurwa stała się taka patulna...

— Masz narzeczoną. — Oznajmił oburzony Boldi.

— Ty też miałeś, a ruchałeś wszystko co ci się nawinęło.

Ta riposta zamknęła usta Boldiego. Też miał kiedyś narzeczoną, cudowną, rodzinną kobietę, która od niego odeszła. W dniu zatrzymania dowiedziała się, że ten romansował z wieloma kobietami i zwyczajnie go rzuciła. Boldi nie miał prawa wypowiadać się o moralności i związkach, jeśli sam nigdy nie był święty.

Ida spędziła kolejną noc na kanapie przez telewizorem. Tak, jak zasnęła, tak i się obudziła, gdy w telefonie zadzwonił drugi budzik. Wzięła szybki prysznic, pomalowała się i przygotowała do pracy, tak, by o niczym nie zapomnieć. W końcu już z rana czekał na nią pacjent gotowy do operacji, tylko ten był niezwykły. Mężczyzna chory na rzadką chorobę musiał przejść operację usunięcia ogniska nowotworowego na trzustce. Dla takich nie było ratunku, bo umierał prawie każdy. Profesor Kostrzycki jako uczony, starszy mężczyzna, miał fach w ręku i potrafił operować. Asystowanie mu było ogromnym zaszczytem, zwłaszcza dla początkującej Idy:

— Pod drzwiami stoi kupa dziennikarzy. Chcą zadać wam kilka pytań przed operacją, czekają tylko, aż wyjdziecie. — Oznajmiła salowa, przynosząc szczelnie zapakowane fartuchy operacyjne.

Ida związała włosy w kucyk, poprawiła ubranie, tak by było jak najbardziej wygodne i z pomocą miłej, starszej pani, wcisnęła się w niebieski fartuch. Chwilę później do pokoju wszedł pielęgniarz, który poprosił ją na korytarz, gdzie czekał sam gotowy profesor i kupa dziennikarzy. Podeszła bliżej osiwiałego mężczyzny, podała mu dłoń i chwilę podyskutowała o przebiegu operacji:

— Bardzo się cieszę, że będę mogła panu asystować. To wielki zaszczyt. — Uśmiechnęła się.

— Ja również cieszę się, że będę mógł z panią operować, Pani Ido. Jestem pewien, że dobrze się zgramy i wszystko pójdzie po naszej myśli. — Odparł szorstkim, męskim głosem i poklepał ją po ramieniu. — Jest pani młoda, nabierze pani doświadczenia.

Stanęli więc w korytarzu szpitalnym tuż przed wjazdem na sale operacyjne i przygotowali się do krótkiego wywiadu, który miał zostać wyemitowany jeszcze tego samego dnia wieczorem. Ida poprawiła swoje blond włosy, a profesor przeczesał siwy wąs, wsadził okulary na nos, po czym zaczął:

— Mili państwo, mamy tylko pięć minut. Bardzo proszę o szybkie uwinięcie się z pytaniami. Będziemy odpowiadać na zmianę. Raz pani Terlecka, a raz ja.

Ustawił Idę tuż przed kamerą i kupą ludzi z mikrofonami, gdy sam ustanął za nią. To było niesamowicie miłe, ponieważ zazwyczaj to prowadzący stoi z przodu odpowiadając na wszystkie zadane przez prasę pytania. Kostrzycki chciał dać jej szansę na pokazanie się, dlatego wcisnął ją przed siebie. Pytania, które padały były dosyć trudne, a i stres też robił swoje. Na szczęście nie zrobiła sobie wstydu i odpowiadała bardzo spójnie, przekazując przy tym najważniejsze informacje bez zbędnych szczegółów. Nie miała pojęcia, że to będzie wyemitowane w telewizji ogólnopolskiej, sądziła raczej, że tylko na miastowym kanale, jak to zwykle bywało, gdy szpital odwiedzali dziennikarze. Napisała wiadomość do koleżanek, by włączyły wieczorne "Wydarzenia", bo chyba w nich będzie.

Ta sama wiadomość dotarła do zajętego ćwiczeniami Gardy, który ćwiczył nogi na jednym ze sprzętów, które niegdyś zakupił. Chwycił telefon, żeby zobaczyć, kto jest adresatem wiadomości i okazało się, że nie był nim nikt inny niż jego mama:

    "Dziś 20:00, Polsat, Wiadomości. Niespodzianka :) Włącz i oglądaj tylko nie zapomnij :) ;) "

Zaskoczony wiadomością sądził, że to matka będzie w telewizji. Nie bez powodu wysłała mu tak dziwną treść wiadomości, nie podając przy tym żadnych szczegółów. Ustawił budzik na ósmą wieczorem i skupił się na ćwiczeniach, które miały poprawić jego formę. Już od ponad połowy roku codziennie uczęszczał do siłowni, by nad sobą pracować i to było widać. Gardel rósł w oczach:

— Stara wysłała mi SMS, że mam o ósmej włączyć wiadomości, więc nie wypali. Mogę wpaść do ciebie trochę później, może o dziewiątej? — Powiedział do słuchawki, jednocześnie przygotowując posiłek. Zmęczony po ćwiczeniach potrzebował energii.

— No dobra, to dawaj później. Ja będę czekał gdzieś tam na placu taksówek i skoczymy razem do "Laguny".

— Tylko ja nie na długo, bo Katerina zostaje w domu. Podrzucę was, wejdę się przywitać i spierdalam. — Odpowiedział pewnym tonem. Bączek miał już plan, tylko musiał się upewnić, że wszystko idzie zgodnie z nim.

— Tylko na pewno narzeczona zostanie? Nie bierz jej, bo tu dużo dziwek będzie i chłopów.

— Nie będzie jej, bo ma SPA. Nara, do później.

W zasadzie nikt nie spodziewał się tego, na jaki pomysł wpadł naiwny Bączek. Zarówno on, jak i Boldi mieli dość nieszczęśliwego, humorzystego Gardela, więc postanowili jakoś umilić mu ten tygodniowy pobyt w Polsce. Zaprosili dawnych znajomych, trochę dziewcząt, no i uruchomili zapomniane dotąd numery telefonów. To miało odstresować zagubionego przyjaciela i pokazać mu, że jest kochany, szanowany, że może na nich liczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top