٭✧꙳☾꙳✧٭

٭✧꙳𝓶𝓮𝓷𝓽𝓪𝓵 𝓹𝓪𝓲𝓷꙳✧٭

٭✧꙳☾꙳✧٭

- Hej, Hyunnie! - uśmiechnąłem się na głos mojego chłopaka i odwróciłem w jego stronę, po raz milionowy w ciągu ostatnich trzech lat ignorując Hana.

- Cześć, skarbie. Jak się czujesz? 

- Dobrze. Tylko... Jinnie, bo ty... wyjeżdżasz prawda? - powiedział brunet z wyczuwalnym ogromnym smutkiem w głosie.

- Taki był plan, ale obiecałem ci. Nie zostawię cię, przecież wiesz  - uśmiechnąłem się do Jeongina, jednak chłopak nie odwzajemnił uśmiechu. - Co się stało?

- My... Hyunjin... J-ja... Ja już nic do ciebie nie czuję - momentalnie łzy pojawiły się w moich oczach. Nawet nie zwróciłem uwagi na Jisunga stojącego obok i dokładnie przysłuchującego się temu co się działo. 

- C-czy ty ze mną z-zrywasz...? 

- Tak... - młodszy uśmiechnął się smutno i odszedł do swojego przyjaciela, który patrzył na mnie jakby... ze współczuciem?

Odwróciłem się wpadając prosto na niebiesko włosego.

- S-sorry... - rzuciłem i poszedłem na najbliższy przystanek autobusowy. Sprawdziłem o której godzinie był ten jadący do mojego domu, jednak widząc godzinę 15 - a była 13, westchnąłem i postanowiłem iść pieszo.

Nie minęło nawet dziesięć minut, a na wcześniej bezchmurnym niebie pojawiły się ciemne chmury. Zignorowałem je i szedłem dalej w stronę domu. Jednak po jakimś czasie zaczęło kropić. Piękne, małe kropelki wody spadały z deszczowych chmur to na chodnik, to komuś na głowę. Były tak piękne, a jednak tak samotne i nie zaznające szczęśliwego życia. Tak jak ja.

Spadały na ziemię samotnie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Życie było podobne. Mogłeś żyć długo, mieć bogactwo, żyć jak jakiś król, a jednak po śmierci nie pozostawało po tobie nic. Może i byli ludzie, którzy pamiętali taką osobę albo groby gdzieś w alejkach na cmentarzach, ale nie postrzegali zmarłej osoby jako kogoś ważnego, wartościowego. Zresztą z ludźmi biednymi, zaznającymi szczęście było podobnie. W końcu nie mieli pieniędzy więc po co o nich pamiętać?

Po parunastu minutach cały przemoczony i zapłakany doszedłem do wynajmowanego domu, a raczej skromnego mieszkania. Od razu poszedłem do łazienki. Podszedłem do umywalki i trzęsącymi się dłońmi wyjąłem ostrze z golarki.

Podwinąłem rękaw koszuli i przyłożyłem ostrze do bladej skóry tuż nad nadgarstkiem. 

Jednak nic nie zrobiłem. Nie wykonałem żadnego ruchu. Stałem z ostrzem znajdującym się milimetry od skóry. Po paru minutach westchnąłem z frustracją i rzuciłem metal na umywalkę.

- Nawet nie potrafię zrobić sobie krzywdy... - zaszlochałem i opuściłem łazienkę zatrzaskując drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top