✩ thirty three ✩



⸺ ☾ELIZA☽ ⸺



Pamiętacie, jak kiedyś wspominałam o tym, że mam momenty, jak myślę nad każdą małą pierdołą, która miała miejsce w moim życiu? Zakładam, że większość nie, ponieważ ilość moich myśli na sekundę przechodzącej przez mój umysł jest nie do policzenia, a już tym bardziej do zapamiętania. Nie wiem, co mi się stało. Być może zaczęło się od chwili, gdy doszło do mnie, że to najprawdopodobniej Matty wymyślił te całe ciastka, ponieważ mu o nich wspomniałam lub od momentu, kiedy zorientowałam się, że zapomniałam mojego ulubionego różu w płynie zabrać ze sobą do Włoch. Opcji było wiele.

Musiałam powoli dopuścić do siebie myśl, że Matty nie jest mi tak obojętny jak był jeszcze nie tak dawno temu. Uratował mi dupę w klubie, przywiózł z własnej woli moją kurtkę, zabrał mnie ze sobą na przeklęte urodziny jego przyjaciela, trzymał mi włosy i najprawdopodobniej pozwolił mi się ograć w Fifę, bo do dziś nie wierzę, że mi to wyszło. Ta lista nie kończyła się, a tymczasem ja mogłam pochwalić się tylko tym, że wyjebałam mu potężnego liścia za obrażenie mojego byłego już przyjaciela, który okazał się ćpunem. Żyć nie umierać. Jeśli nie uda mi się przekupić Boga papierosami, to chyba skończę w piekle. 

Jedna część mnie chciała przekonać tą drugą, że nie powinnam na nic narzekać. Skoro teraz być może będę miała Matty'ego, to przestanę myśleć o Andrew. Zdaję sobie sprawę, jak to okropnie brzmi, ale skoro się do mnie nie odezwał, nie planowałam wyciągać pomocnej dłoni. Wciąż czułam się winna, lecz nie mogłam o wszystko nieważne, jak bardzo usiłowałam sobie wmówić. Matty nie wie o mnie wszystkiego, tak jak o nim, ale skoro ostatni czasy należy do tego małego odsetka ludzi niewkurwiających mnie dwadzieścia cztery na siedem, to czemu nie? Może zostać moim nowym przyjacielem.

Żeby nie było, że sama dotarłam do takiego przełomu - rozmawiałam z Grace. Ciężko jej było mnie przekonać, ale chyba ostatecznie dała radę. Chociaż jej paplanina miała na zadaniu przekabacić mnie na zupełnie inne strony, które mi się absolutnie nie podobały, ale do czegoś w końcu doszłam, prawda? Może nie do tego, co najbardziej chciała. Jej zdaniem byliśmy cudowni razem, więc nie potrafiła zrozumieć czemu robi mi się dosłownie słabo na samo wypowiedzenie tego idiotycznego pomysłu na głos przez nią. Ja z nim? Całkiem nieudany żart. 

Impreza urodzinowa Nicoli miała należeć do typowych libacji alkoholowych. Nie wynajął żadnej sali - nie pierdolił się z niczym, tylko uznał od razu, że robi w domu i chuj. To nie tak, że miał jakąś gigantyczną rodzinę we Włoszech — całkowicie pochodził z Polski, więc nie było za bardzo kogo zapraszać poza znajomymi. Słyszałam, że już tak poza tym taka bardziej rodzinna impreza już była. Pierwotnie nie wiedziałam, gdzie zamierza sprowadzić wszystkich zaproszonych, ale gdy została mi pokazana piwnica; wszystko nabrało sensu. 

I nie, nie. Wcale nie pokazał mi tam małych kotków. 

To była naprawdę spora przestrzeń i już prawie cała gotowa. Kiedy ja tam byłam, Jessica wraz z panią Ewą dosłownie kończyły. Dość dużo czasu zleciało na jechaniu po ten tort tak szczerze, więcej niż myślałam. Chciałam pomóc, ale zostałam od razu wygoniona na górę, jakbym je obraziła swoją uprzejmością. Nie to nie. 

W kącie piwnicy znajdował się ogromny stół z rozstawionymi trunkami na samym środku oraz przeróżnymi napojami, które najprawdopodobniej miały służyć za popitę. Oprócz tego było parę misek, które czekały na wsypanie do nich chipsów i innych niezdrowych rzeczy. Gdyby ktoś mi to pokazał, nigdy bym nie uwierzyła, że mają to jeść zawodowi piłkarze, których codzienny dzień składa się z kilku godzin treningu - przysięgam, że ja po jednym to wyzionęłabym ducha na sto procent. Oczywiście też, żeby zachować jakieś pozory znajdowała się gdzieś na skraju stołu ogromny talerz z paroma jabłkami, brzoskwiniami i jakimiś winogronami, lecz nie sądzę, żeby ktokolwiek miał zamiar je dotykać. Z tego co wiem o którejś godzinie miała przyjść pizza, co jeszcze bardziej niszczyło obraz prowadzących zawsze zdrowy nieskazitelny tryb życia sportowców. 

Brakowało jeszcze fontanny z czekoladą na środku. 

— Co ty taka wkurwiona chodzisz? — do moich uszu dotarł głos Matty'ego, na którego niemalże wpadłam, wchodząc do góry po schodach. — Coś się stało?

Od razu go uderzyłam lekko pięścią w ramię, na co ten odskoczył jakby właśnie ten cios wykonywał Pudzian. 

Nawet się lekko skrzywił, jakże teatralnie. 

— To za to, że wysłałeś mnie razem z nią po ten tort. — rzuciłam udawanym poważnym tonem, na co on patrzył zdziwiony, pocierając swoje ramię. — Zapamiętam to sobie...

— To Nicola wymyślił, nie ja. 

Założyłam ręce na piersi. 

No tak błyskawicznie musiał zrzucić całą winę na kogoś, typowe. 

— Ale ty na to pozwoliłeś. 

— Mój błąd. — uśmiechnął się, ukazując szereg swoich nieskazitelnie białych zębów, na które pewnie przejebał parę kafli. — Ale nie jesteś na mnie zła o to, prawda?

Nie chciałam być jedną z tych dziewczyn, którym od razu miękną kolana po jakiś byle jakich słowach,  ponieważ totalnie tak w moim przypadku nie było, ale czy to nie ja; nie tak dawno nie doszłam do wniosku, że nasza przyjaźń ma jakąś szansę?

— No nie wiem. — wzruszyłam ramionami, nie potrafiąc powstrzymać choćby samego lekkiego podniesienia kącików ust. — Ogarnąłeś ciastka, ale musiałam się powstrzymywać przed wypierdoleniem jej z auta i zrobieniem magika przez półtorej godziny. 

Parsknął śmiechem. 

— Było aż tak chujowo? 

— Nie było, ale sam fakt... — urwałam, ponieważ nie umiałam już wytrzymać nacisku jego badawczego spojrzenia, też się zaśmiałam. — No dobra, masz rację, nie było aż tak źle i nie jestem zła na ciebie a na nich, ponieważ nie chcą przyjąć mojej pomocy. — dramatycznie westchnęłam. — Do lania wódy jeszcze cztery godziny a ja nie mam nic...

— Dwie godziny. 

— Co? 

— Zaczynamy o siedemnastej, nie dziewiętnastej. 

— I teraz mi to kurwa mówisz!?

I pobiegłam jak najszybciej do naszego pokoju. Brzmi to odrobinę histerycznie i zdaję sobie z tego sprawę, ale musiałam jeszcze umyć włosy, zmyć obecny makijaż i pomalować się na nowo oraz zdecydować się w końcu jaki outifit jest na dzisiaj odpowiedni. Tyle rzeczy a tak mało czasu. Nicol pewnie już od dwóch godzin się szykuje. 

Jakże ja daleko zajdę porównując się do innych.  

Tak właśnie. Nie mogę. Każdy ma głęboko wypierdolone w to jak będę wyglądać i jedyne liczy się to, żebym ja się czuła dobrze. To nie tak, że poza Mattym i Nicolą kiedykolwiek zobaczę kogoś z nich na oczy. Muszę się uspokoić i przestać zachowywać jak jakaś przerysowana Chloe z Miraculum. Nic się nie dzieje. 

— Wszystko w porządku?

Niech wsadzi sobie takie pytania głęboko w dupę piłkarzyk od siedmiu boleści. Jak jeszcze raz je usłyszę, to wyleję mu jego ulubiony szampon do zlewu i wypsikam jego ulubioną odżywkę bez spłukiwania. 

Obróciłam się gwałtownie, przerywając na moment grzebanie w walizce.

— A czemu coś miałoby nie być? — mruknęłam chyba zbyt ofensywnie, ponieważ podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. 

— Okej, nie było tematu. 

Zmrużyłam oczy i odprowadziłam go wzrokiem aż do chwili, gdy rzucił się na kanapę. 

— Co ty robisz?

— Ja też zostałem oddelegowany, więc popatrzę jak się szykujesz. — spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, ale to go nie powstrzymało od zadania kolejnego pytania: — Też używasz tego czegoś co można sobie oko wydłubać?

— A co Kady używała?

— Nie, Hannah ma. — odpowiedział, kompletnie ignorując kpinę w moim głosie. — Kady było niepotrzebne, jak miała te swoje szczoty. 

Powinnam się uspokoić. Zdecydowanie za bardzo spanikowałam i teraz wyżywam się na nim. 

Szybko podjęłam decyzję więc o zwykłym nieodzywaniu się. Nie chciałam palnąć niczego głupiego, a moje serce wciąż biło tak szybko jakbym miała zawał. To było niepodobne do mnie. Zwykle nigdy nie przeżywałam sytuacji, kiedy miałam mało czasu na wyrobienie się na spotkanie  z kimś. Miałam po prostu wyjebane, tak już jest. To są tylko urodziny

Licząc w głowie do dziesięciu w dwóch językach, wyciągnęłam z walizki pośpiesznie ciemnozielony gorsetowy top oraz szerokie granatowe dżinsy, mając nadzieję na to, że nie będę jedyną rezygnującą z sukienki. Nienawidziłam ich, a wiedziałam, że dzisiaj się napierdolę jak szpadel. Nie chciałam, żeby wszyscy widzieli moją dupę. Nawet nie miałam fajnych majtek z Victoria Secret lub coś; to nie tak, że choćby jedne mam. Ostatnimi rzeczami, które wzięłam, był szampon i jakaś odżywka wygłądzająca - nawet tutaj nie zapomnę o pielęgnacji włosów. Nie ma opcji, żebym potem miała jakieś szambo na głowie. 

Mycie zajęło mi może z pół godziny. W normalnych okolicznościach nie byłoby aż tyle, ale nagle wydawało mi się wszystko brudne. To była jakaś paranoja, ale cóż mogę poradzić. Tak to już bywa. Aż miałam ochotę iść wypalić papierosa, lecz nawet na to nie było czasu. 

I wtedy zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą suszarki. No tak chuj mi w dupę. Matty na pewno też ze sobą nie wziął, ponieważ nie wierzę, że ma aż taką obsesję na ich punkcie; chociaż jego narzekanie o rozdwojonych końcówkach wciąż nie mogę wyprzeć z pamięci. 

Pozostała mi jedna możliwość, która dosłownie przyprawiała mnie o dreszcze. 

Ale czy miałam inne wyjście?

— Mogę wejść? — zapukałam z dwa razy i dopiero teraz usłyszałam głośne proszę

Ale ja nisko upadłam. Wszechświat mnie nienawidzi, że mnie do tego zmusza. 

— Co chcesz? — Nicol wychyliła się do mnie zza swojej prowizorycznej toaletki, ponieważ ona też tutaj nie mieszkała. — W czym mogę pomóc? 

— Potrzebuję suszarki. — powiedziałam, nie potrafiąc sformułować tego inaczej. — Bo zapomniałam swojej. 

Spojrzała na mnie spod swojego ramienia oceniającym wzrokiem. 

Czułam się w tej chwili taka mała. Jakby wiecie tak metaforycznie, ponieważ dosłownie wyglądałam jak siedem nieszczęść ze swoimi czerwonymi oczami, co było spowodowane tym, że oczywiście szampon poleciał mi tam, gdzie nie powinien. Nic nowego. 

— Widzę. — dostrzegłam lekką konsternację w jej oczach. — Leży na stoliku. — dodała po chwili, po czym wróciła do swojej wcześniejszej czynności. 

 Wzięłam ją i błyskawicznie ruszyłam w kierunku drzwi, wahając się dopiero przy samej futrynie. 

— Zamkniesz za sobą czy nie? — wymamrotała od razu, jakby stale mnie obserwowała. — Twoją zemstą będzie cholerny przeciąg? 

A więc decyzja sama się podjęła. Nie usłyszy ode mnie dziękuje.

Zamknęłam chyba mocniej niż powinnam drzwi i od razu poszłam błyskawicznym krokiem do pokoju, gdzie jak przypuszczałam wciąż przebywa Matty. Mam nadzieję, że nie ogląda tiktoka. Nie mam nic przeciwko piosence Christmas Kids, ale jeśli jeszcze raz usłyszę ten jeden fragment po czym wzdychania Matty'ego, że Cristiano Ronaldo to był piłkarz, to wsadzę mu tą suszarkę do dupy i nic mnie przed tym nie powstrzyma. Gdyby wszystkie jego fanki wiedziały o tym, ile on spędza godzin dziennie na tej aplikacji, to nie wiem czy byłoby tak dużo editów pod hashtagiem #mattycash

— Trochę ci zeszło. — rzucił, gdy mnie zobaczył, bezwstydnie prześwietlając mnie wzrokiem od góry do doły.  — Pięknie wyglądasz. Ten zielony idealnie podkreśla twoje oczy.

Dobrze, że kiedy to mówił akurat stałam do niego tyłem, ponieważ tego to ja się nie spodziewałam.

Przyjaciele

Czemu go pocałowałam w ten policzek?

— Dzięki. — mruknęłam cicho, próbując wsadzić suszarkę do kontaktu, ale jakoś marnie mi to szło. — Kurwa, pewnie dała mi zepsutą. Wiedziałam, że za łatwo było. 

— Pożyczyłaś od Nicol? — nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że był zaskoczony. 

Nie tylko on. 

— Tak wyszło. — i jakoś magicznie nagle udało mi się, przez co miałam ochotę aż zaklaskać ze szczęścia. — Boże, w końcu. 

I w podobnej atmosferze minęła kolejna godzina. Matty wylegiwał się przez większość czasu, decydując się dopiero na przebranie trzydzieści minut przed przyjazdem gości. Jak się malowałam musiałam słuchać jego wątpliwości co do prezentu, który jak sądziłam był  zajebisty, a jego zdaniem niewystarczający. Dziwiło mnie to, ponieważ gdybym ja dostała jako fanka Drake'a dwa bilety na jego koncert wraz z Meet And Greet, to chyba umarłabym ze szczęścia. Oprócz tego miał dla niego amarenę, ponieważ chciał najebać swojego przyjaciela jak najbardziej się da, żeby nie być samotny z tym. Rozumiałam to doskonale i już wcześniej przysięgłam mu na mały paluszek, że będę pić do końca, jeśli tylko będzie pamiętał o potrzymaniu włosów w kryzysowej sytuacji. 

— Kolejna hawajska koszula? — skomentowałam, gdy pokazał mi drugą propozycję. — Nie wierzę w to, że tylko takie masz. 

— Nie masz gustu. — rzucił, wracając do swojej walizki. — Kurwa, została mi tylko taka na stypę. 

— Że czarna? 

Podrapał się zakłopotany po głowie. 

— Kiedyś była czarna. — wyciągnął odrobinę pomiętoloną ciemnoszarą koszulę z oczywiście znaczkiem Louis Vuitton na piersi. — Może ona się nada? 

— A nie śmierdzi?

— Jest świeżo wyprana! — zaperzył się, ale i tak po chwili zawahania powąchał rękawy, krzywiąc się gwałtownie. — Chyba jednak coś mi się pojebało. 

— No to tak teraz trochę między młotem a kowadłem. — mruknęłam, a on zmarszczył brwi. 

— Że co?

— No między młotem a kowadłem. — zerowa znajomość polskich powiedzeń. — Mówi się tak, jak się ma przed sobą dwa równie chujowe pomysły i nie wie się, który wybrać. 

Midzi mlotem a kowadli. — powtórzył za mną zadowolony, po czym zorientował się co miałam na myśli. — Ej, ale te te dwie poprzednie nie były aż takie złe. 

— Nie są złe, są okropne. — pokręciłam za zrezygnowaniem głową. — Następnym razem skonsultuj ze mną swoje wybory. 

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałam. 

Matty natychmiast skierował całą swoją uwagę na mnie. 

— Następny raz? — widać było,  że się zdziwił; uśmiech zniknął z jego twarzy.  — A nie jest to pierwszy i ostatni...

Chyba źle interpretowałam jego zachowanie i wcale nie odpowiadało mu jednak moje towarzystwo tak bardzo jak mi. 

— Tak, tak oczywiście. — przerwałam mu, siląc się na podniesienie kącików ust. — Bo wiesz jesteśmy tutaj w nietypowych okolicznościach, prawdopodobnie rozejdziemy się w swoje strony po lotnisku i...

— Nie, nie będzie tak. — zaśmiał się nagle jakbym powiedziała jakiś żart. — Źle zrozumiałaś. 

Co?

Moje serce zaczęło bić dwieście razy szybciej. Moja mina zdecydowanie stężała. 

— Co masz na myśli? — zmarszczyłam czoło. 

Nie zabierając ze mnie wzroku, usiadł tuż obok mnie. W tym momencie jego spojrzenie zdawało się mnie parzyć.  

— Nie będzie tak, ponieważ nie zamierzam dać ci już spokoju. — powiedział to tak jakby inna możliwość dla niego nie istniała. — Będę ci latał dookoła dupy, tak długo dopóki sama się mnie nie pozbędziesz.  — westchnął, po czym dodał: — Ja po prostu nie sądziłem, że podoba ci się tutaj. Ta Nicol i...

Będę ci latał dookoła dupy, tak długo dopóki sama się mnie nie pozbędziesz

— Podoba mi się. — i chyba po raz pierwszy odkąd zaczęła się nasza znajomość, to ja złapałam go za rękę. — Potrzebowałam tego i... — nagle poczułam się winna temu, że nie wyjaśniłam mu mojego wczorajszego zachowania. — Nie wiem, jak miałabym ci to wyjaśnić. 

Ścisnął moją dłoń. 

— Nie musisz. Nie zamierzam cię zastrzelić za to, że nie wiem o tobie wszystkiego. —  pokręcił głową.  — Każdy ma sekrety. Powiesz, kiedy będziesz chciała. 

I chyba naprawdę wtedy zrozumiałam, że nie powinnam zadręczać się w wolnych chwilach tymi przeklętymi telefonami. Nie mogą mi zepsuć reszty dzisiejszego dnia. Należy mi się chociaż odrobina szczęścia, pomimo wszystkich złych rzeczy, jakich zrobiłam. 

— Matty! — usłyszeliśmy krzyk Nicoli. — Chodź tu zaraz! Wyjechali z hotelu!

Kojarzycie film Efekt Motyla? Wiem, że powstało wiele części, ale dla mnie zawsze najlepszą pozostanie ta pierwsza. Ogólnie to wszystko polegało na tym, że jeden mały ruch zmieniał całą przyszłość. Wiecie, jak domino. Nawet nie wiesz czasem, co uruchomisz, potrąciwszy jedno z domin; jaki łańcuch wydarzeń będzie miał miejsce. Tego nie da się przewidzieć. Nie miałam pojęcia. 

Efekt motyla. 

Wystarczyło zaledwie jedno jego zdanie. 


_______________________________________________________


Miałam wstawić wczoraj, ale szłam na maraton horrorów i trochę mały poslizg no coz

generalnie chcialam ustalic ze od teraz rozdzialy beda regularnie w kazdy piatek

mam nadzieje ze jak najdluzej uda mi sie w ten sposob wstawiac i wszyscy beda szczesliwi

podobal wam sie rozdzial? nie zapomnijcie o komentarzu oraz gwiazdce

do nastepnego, kocham was


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top