✩ thirty six ✩



⸺ ☾MATTY☽ ⸺



Generalnie nigdy nie należałem do czołówki najmądrzejszych osób na świecie i zdaję sobie w pełni z tego sprawę. Dla wielu moją jedyną cechą charakteru jest kopanie piłki i szczerze są momenty, w których nawet nie sprzeczałbym się z nikim w tej kwestii. 

Mogę lecieć w chuja do woli i mówić każdemu ile to dziewczyn w życiu wyrwałem, udało mi się wciągnąć do łóżka, oszukałem czy zdradziłem i pewnie większość uwierzyłaby w każde moje słowo, pomimo tego że ponad połowa byłaby wyssana z palca. Jak każdy bywałem niestabilny w uczuciach i popełniałem błędy, ale hej jesteśmy tylko ludźmi. Jedno moje potknięcie nie oznacza od razu, że jestem chodzącym wcieleniem diabła czy coś. 

Mało w życiu żałowałem. Tak właściwie to do tej chwili nie żałowałem nawet tego, ponieważ po co zadręczać się czymś, co już się wydarzyło? Jest to kompletnie niepotrzebne i tak niczego się już nie da zmienić, trzeba iść do przodu i nie patrzeć wstecz. 

Jednakże, widząc swoją obecną sytuację, pożałowałem. Mogłem nigdy nie popełniać tego pieprzonego błędu, który zdaje się, nieważne jak bardzo udawałbym, że nie istnieje, ciąży wciąż nade mną. 

Ponieważ od dawna nawet nie przewinęło mi się to wspomnienie w myślach. Chciałem o tym zapomnieć i nie sądziłem, że ktokolwiek spróbuje  ponownie wywlec ten temat na światło dzienne — a właściwie nocne, bo ciemno to już było na tym tarasie jak w dupie. 

Chyba nie doceniłem pieprzonej Nicol Luzardi, która nienawidziła mnie bardziej niż Hailey Bieber Selenę Gomez. 

Po tym jak Lizzie błyskawicznie zniknęła za drzwiami wyjścia do tarasu, nie mogłem jej odpuścić. Jakimś prawem zapomniałem o każdej prośbie Nico, żeby powstrzymywać się nawzajem od kłótni i udawać pogodzonych. Nie miała żadnego jebanego prawa mówić jej o tym. Wszystko było w takim porządku, a ona musiała to zrujnować. Tego nie mogłem zignorować i od tak jej odpuścić.

Nie rozumiałem jej motywów. 

— Jesteś żałosna wiesz o tym? — nie krzyczałem, ale miałem nadzieję, że każde moje słowo do niej odpowiednio dotrze. — Nie możesz pogodzić się z tym, że twoja relacja z Nico wisi na włosku, więc chcesz zepsuć moją i Elizy, żebyśmy byli w podobnym szambie. 

Otworzyła usta i po chwili je zamknęła po to, żeby wybuchnąć kpiącym śmiechem, przez który aż zabolały mnie uszy. 

Wszystko mnie w niej wkurwiało. 

— O proszę czyżby Matty Cash nie chciał być tylko... — zrobiła przerwę, żeby rozpocząć cudzysłów. — .... przyjacielem dla naszej kochanej Elizy? 

— Nie udawaj głupszej niż w rzeczywistości jesteś. 

Brawo, Matty. Pocisk na poziomie może już drugiej klasy podstawowej. 

— Ała, to było bolesne. — teatralnie położyła swoją dłoń na klatce piersiowej, przewracając oczami. — Skoro planujesz być kimś więcej jaki problem w ujawnieniu jej naszej przeszłości?

Nasza przeszłość

Zabrzmiało to tak jakby nas łączyło coś więcej niż parę godzin mojej słabości. 

Natychmiastowo odtrąciłem jej dłoń, którą, ku mojemu obrzydzeniu dla podkręcenia swojej wypowiedzi, zaczęła błądzić w moim kierunku, jakbym zamierzała dotknąć mojej dłoni. 

Brzydziłem się nią. 

— Nie ma żadnej naszej przeszłości. — chciałem się cofnąć, ale nie zrobiłem tego w obawie, że odbierze to jako swoją przewagę. —Czemu aż tak bardzo zakładasz, że ją to w ogóle by zabolało? I wypierdalaj z tą ręką, bo jeszcze czymś się zarażę. 

— Humoru to nie straciłeś. — rzuciła z jasną kpiną, ale zatrzymała się . — Mam nadzieję, że nie opuści w chwili, gdy pozna prawdę. 

 I odwróciła się napięcie, zamierzając najwyraźniej zostawić tą rozmowę na obecnym jej etapie. Nie pasowało mi to ani trochę, ponieważ być może jedna moja bardziej egoistyczna część myślała, że Eliza się tym nie przejmie bo po co by miała skoro nas łączy obecnie jeden pocałunek. Aczkolwiek obawiałem się, że być może jej spojrzenie na moją osobę może jednak się zmieni i będę mógł zapomnieć o dalszym kontakcie z nią. 

A nie będę kłamał, że etap nieprzepadania za sobą jeszcze nie jest za nami. Bardzo za nami.

Dlatego bez zawahania zastąpiłem jej drogę, podejmując coraz to głupsze decyzje. 

— Ile? — spytałem, przez co Nicol spojrzała na mnie z pobłażliwością. 

Jestem naprawdę idiotą, okej?

— Nie przekonasz mnie swoim portfelem, ty chory pojebie. 

 Czy byłem zły? Oj tak, zdecydowanie byłem. 

— Dlaczego aż tak zależy ci na tym, żeby jej to powiedzieć? Nie wierzę, że aż tak ci podpadłem. — dalej starałem się ją zatrzymać, mając nadzieję na to, że zrezygnuje. — Po chuj ci to? Nicola też na ciebie będzie zły...

Wzruszyła ramionami obojętnie. 

— Powkurwia się parę minut, a potem mu przejdzie jak zawsze. 

Otworzyłem usta, ale przerwało nam otwarcie drzwi tarasowych przez nie kogo innego jak Wojtka, który widząc nas obydwoje razem, niemalże wypuścił paczkę papierosów z dłoni. 

Ten to ma świetne wyczucie czasu, nie ma co. 

— Eee, sorki. — zaczął, błądząc wzrokiem kolejno ode mnie do niej. — Ja tylko przyszedłem miejsca na szluga znaleźć, wiecie jak jest. 

Znając gadulstwo Wojtka, już pewnie jutro Nicola zrobi mi wywiad, co takiego robiłem z Luzardi na tarasie. Było to bardziej pewne niż to, że po tych urodzinach będę mieć kaca moralnego. 

— Matty.... 

— Matty i Nicol już skończyli rozmowę i wracają na parkiet. — wymyśliłem na prędko, przyjmując na twarz gigantyczny uśmiech, po czym zwróciłem się do niej jak zawodowy aktor: — Nicol, pamiętaj nigdy więcej nie mieszaj piwa z lubelską, nawet jak nie ma żadnej popity do niej w pobliżu. 

— Glik by cię zabił za samo użycie słowa popita, młody. — Szczęsny celnie zwrócił mi uwagę. 

Miał rację, ale już mu nie odpowiedziałem słownie, tylko skinąłem głową, po czym w towarzystwie Nicol opuściłem taras. 

Rzuciłem jej ostatnie błagalne spojrzenie, którego nawet nie zauważyła, ponieważ od razu zmierzyła w kierunku Dybali i jego dziewczyny prowadzących najwyraźniej jakąś zaciekłą rozmowę przy winie. Pozbawiła mnie szansy na kontynuacje naszej rozmowy. 

Nie wiedziałem, co mam robić. Miałem iść do Lizzie i spróbować się jej wytłumaczyć? Nawet nie miałem nic przygotowanego, ani nie chciałem za bardzo kłamać. Byłem chyba w dupie, trochę bardzo. Może faktycznie powinienem wziąć na klatę to wszystko jak prawdziwy mężczyzna, aczkolwiek nie mam pewności żadnej w jaki sposób się to skończyłoby dla mnie. Boże, jestem w sytuacji tragicznej. Dosłownie tragicznej. Wiecie — takiej jak zawsze uczyli nas w szkole, czyli każdy wybór kończy się dla mnie tragicznie. Miałem nadzieję, że jakoś przeżyję. 

Dlatego postanowiłem iść w balet, ponieważ ogólnie impreza wciąż działa się w najlepsze. Obecnie z głośników na fulla leciał ukochany przez wszystkich Pitbull, do którego pewna część obecnych bez żadnego wstrzymywania się darła mordę. Poczułem aż wszechmocną chęć dołączenia się do nich, ale nie mogłem tak na praktycznie trzeźwo. Moje gardło wciąż było w zajebistym stanie pomimo wyśpiewania prawie całego Sexoholika, więc miałem nadzieję, że zdążę wyjebać parę shotów przed końcem on the floor

Gdy kiwnąłem Zielu od razu wiedział o co chodzi i bez wahania podał mi Bociana, rzucając lecisz bracie. Zdziwiłem się tym, że dał mi całą butelkę od razu, ale najwyraźniej on już sam był bliżej końca imprezy niż końca, więc powstrzymałem się od komentarza. Nie każdy ma takiego skilla jak ja. 

Zacząłem szukać wzrokiem jakiejś popity, ale z racji, że nie dojrzałem żadnej w pobliżu, a moja ukochana piosenka zdawała się już być w połowie, podjąłem kolejną głupią decyzję, jak to ja. 

Chyba nigdy nie dojrzeję. 

— Dawaj całą. — Janek Betoniarek chyba powoli cierpiał na ten sam brak szarych komórek co Jacob, ponieważ wyciągnął swojego iphone z kieszeni, najwyraźniej mając jeszcze głupszy pomysł niż ja. — Stary, to będzie taki hit. Wszyscy uwierzą w twoją polskość. 

— Nie będziesz już farbowanym lisem! — nawet Bereś na chwilę przerwał darcie mordy do Pitbulla, żeby poprzeć ten zjebany pomysł. — I obiecuję, że przestanę narzekać w wywiadach, że zajebałeś mi miejsce w repce!

To akurat już jest solidniejszy argument. 

Bardzo mnie wkurwił tym, że zaczął gadać na mnie w Foot Trucku, ale wystarczyła jedna Perła po meczu ze Szwecją, żebym mu wybaczył ten wielki błąd. 

Zielu, widząc moje zawahanie z wypiciem całej na raz, zaczął grozić mi interwencją wielkiego Kamila Glika. Już naprawdę przestraszyłem się nie na żarty. Wziąłem głęboki oddech, po czym otworzyłem butelkę. 

Nie bądź pizdą, Matty

I zacząłem pić, czując jak coraz to bardziej parzy mnie gardło, ale starałem się zignorować cały ten ból, słysząc doping moich przyjaciół. Przecież tak dawno nie byłem dobrze najebany, więc mogłem zrobić to teraz tak bardziej porządnie. 

Miałem już odrobinę odruchy wymiotne, ale leciałem dalej, ponieważ czemu nie? Nico już biegał najebany drugą godzinę, a ja zamiast mu godnie potowarzyszyć egzystowałem na skraju trzeźwości, a niczego. Nie byłem dobrym przyjacielem. 

W którymś momencie chyba butelka wypadła mi z ręki, ponieważ chyba to już było za dużo, ale nie słyszałem nic poza dudniącą muzyką na maksa, którą chyba ktoś podgłośnił w nieznanej dla mnie  chwili. O mój Boże, to trochę już za bardzo pogmatwane. 

— Stary, nie wiedziałem, że tak umiesz. — Janek chyba był w szoku, kiedy klepał mnie po plecach tak szczęśliwy, jakby właśnie strzelił gola w finale UCL. — Że tak aż ponad połowę litra wyjebać... Stary, szacunek do końca życia masz u mnie chyba. 

Szczerze mówiąc, prawie się przewróciłem przez to jego klepnięcie, ale alkohol już tak bardzo płynął w moich żyłach, że nie zwróciłem nawet na to uwagi, a jedynie się roześmiałem.

Nawet nie wiedziałem czy faktycznie wypiłem te pół litra, czy przypadkiem Bocian nie był już wcześniej zaczęty przez kogoś innego, ale szczerze to wyjebane w to. 

— Jak mogłeś we mnie wątpić! — krzyknąłem, po czym złapałem go za ramię i pociągnąłem w kierunku parkietu. — Panowie, lecimy!

Byłem naprawdę  najebany. Nie mogę temu zaprzeczyć serio. Nic tak nie wchodzi szybko, jak czysta z prawdziwego zdarzenia, którą bez wątpienia jest Bocian. Także biegałem od tej chwili od kąta do kąta, zachęcając do zabawy każdego, nawet dziwnego kolegę ze szkoły od Nico, który chyba dalej nie dokończył swojego pierwszego piwa. Wszystko to  działo się w rytmie największych hitów Shakiry, ponieważ najwyraźniej teraz ta pojebana playlista Zalewskiego zdecydowała się puszczać wyłącznie nią od... Jakiegoś czasu? Wybaczcie, ale upływem czasu też już miałem problem, więc nie określę dokładnych ram czasowych puszczania tej ikony. 

Nawet udało mi się zbić sztamę z Tammym, którego nie widziałem odkąd dał nogę z Aston Villi. Szczerze normalnie dalej byłbym na niego obrażony, ale skoro byłem nietrzeźwy, to o wszystkim zapomniałem i po prostu wyleciałem do niego śpiewając hymn najlepszego klubu z Birmingham, obiecując pójście na wspólnego kielona za kwadrans, po tym jak obskoczymy każdy numer Dua Lipy. 

Gdyby mnie Emery widział w takim stanie, to w sekundę by chyba doszło do rozwiązania umowy pomiędzy mną i klubem, serio. Chociaż chyba gorzej niż Grealish obecnie się nie zachowywałem, aczkolwiek nie wiem czy pytanie mnie o to ma jakiś sens, skoro to ja jestem najebany. Trzeba byłoby zrobić debatę o to z innymi; w sumie mógłbym może nawet spytać o to Tammy'ego, pewnie pamięta jeszcze kluby z Jackiem. Boże, gdyby tylko ktoś dowiedział się o tym, że prawie mnie też uchwycili na tych legendarnych zdjęciach Grealisha z chodnika sprzed klubu. Miałem takie szczęście, że wtedy jeszcze nikt nie wiedział kim jestem, ponieważ byłem tam od razu po pierwszych testach medycznych w Villi; zanim jeszcze do medii doszło, że niejaki Matty Cash będzie za niedługo stawiał swoje kroki w Premier League. Jebany fart. 

Byłem tak zajęty kręceniem dupą i machaniem rękami z jakimś Lorenzo, że przegapiłem . Wybaczcie, ale naprawdę było dość ciemno i mój nieśmiertelny lakier, i żel przegrał już z potem, przez co jakiś czas byłem zmuszany odgarniać moje przydługie kosmyki z czoła, wzdychając z irytacją. To bardzo zwężało moje pole widzenia i sygnalizowało jasno, że powinienem udać się do fryzjera. 

Ale i tak było zajebiście.

— Lizzie! — wydarłem mordę pomimo tego, że głos to miałem już  od dawna jak jakiś stary alkoholik i palacz. — CHODŹ DO NAS!

Chłopcy od razu pochwycili temat i sami zaczęli do niej krzyczeć, żeby przyszła — na co ta, pokazała jedynie palec sugerujący, że jeszcze chwila. No cóż, przynajmniej nie środkowy; to jakiś pozytyw. 

I w tym momencie do nas wbił się Nicola, który dalej chodził w okularach przeciwsłoneczny kołysząc się na boki zupełnie nie do bitu Money Trees Kendricka Lamara, tak samo jak ja. Miałem nadzieję, że urodziny mu się podobają. 

— Kurwa kocham cię stary, bilety na Drake'a! — wykrzyczał mi do ucha, piszcząc niczym moja siostra po zdobyciu biletów na One Direction dziesięć lat temu. — Jesteś zajebisty, Matty!

Be the last one out to get this dough?

No way! — idealnie wbiłem się w piosenkę tymi słowami, powodując jego śmiech. —  Love one of you bucket-headed hoes?! No way! Hit the streets, then we break the code?! No way...

— Hit the brakes, when they on patrol?! No way! — aż zrobiłem sto osiemdziesiątkę z wrażenia, ponieważ właśnie obok mnie stanęła Lizzie, która chyba była dopiero w połowie odbytej przeze mnie dzisiaj alkoholowej drogi. — Myślałeś, że nie znam, że tak na mnie patrzysz?!

Na moment otrzeźwiałem, co wydawało się pierwotnie niewykonalne. 

— Myślałem, że już nie będziesz chciała dzisiaj stać obok mnie. — rzuciłem bez zawahania w jej stronę, ponieważ najebany Matty to szczery Matty. — Ale skoro wszystko zajebiście, to... — objąłem ją w talii, szczerząc się jak idiota. — Niech twoje urodziny Nico nigdy się nie kończą!

— TAK! — wszyscy jednym chórem mnie poparli, nawet krztuszący się od minuty jednorazówką Veronici Dybala. 

Nie chciałem, żeby kiedykolwiek ta impreza się kończyła serio. 

— Nie myśl sobie, że zapomniałam. — wyszeptała mi prosto do ucha, powodując że prawie uśmiech zszedł mi z ust. — Nie chcę niszczyć urodzin Nicoli, porozmawiamy potem. 

Przełknąłem ślinę, starając się zebrać jakoś rozsądnie myśli, ale dalej było to niemożliwe. 

— Chcesz iść się razem napić? — zaproponowałem.

— Tak! Tak! Chodźmy! — Zalewski odpowiedział za nią, od razu ciągnąc jedną ręką mnie, a drugą ją za sobą w kierunku stolika. — Trzeba w końcu Amarenę otworzyć, a wiadomo że...

Amarena cztery złote i cię nie ma! 

Nawet nie wiedziałem, że to umiem. 

I co gorsza nawet nie wiedziałem ile w tym prawdy. 

Po wypiciu paru łyków, tak mnie jebło, że momentalnie poczułem jakby mój żołądek zawinął się na podwójny supeł. 

Chyba przesadziłem. 

— Będę rzygał. — oznajmiłem.

— Co?

— Co?

Przyłożyłem rękę do ust pośpiesznie, czując jak ślina mi się zbiera. 

— Kurwa, Cash! — Lizzie szybko podłożyła mi pod mordę miskę, w której znajdowały się resztki Cheetosów. — Do tego!

A Nicola oczywiście jako wspierający przyjaciel musiał dać nogę od razu po tym, jak zrozumiał, że moje słowa nie są żartem. Przywykłem do tego, ponieważ po nieudanym afterku z Holandią, też zostawił mnie samego w łazience do ogarnięcia się. Dowiedziałem się wtedy, że chłop po prostu nie potrafi patrzeć, jak ktoś rzyga, bo potem sam tak samo kończy. 

Rozumiałem to. 

Ale nie rozumiałem z kolei tego dlaczego Eliza siedziała nade mną i trzymała tą cholerną miskę, zamiast zostawić mnie po prostu, jak zasłużyłem. 

Ciężko mi rozpoznać moment, w którym udało się jej przekonać mnie, żebym wstał, ale jakimś cudem nagle znajdowaliśmy się w łazience i teraz to już klęczałem nad kiblem. Nagle miska z resztką chrupków zniknęła. 

Wszystko było takie rozmazane. 

— Boże, ale to obrzydliwe. — słyszałem, jak mówi, gdy wylewała to naczynie pełne moich rzygów do toalety w chwili, kiedy przez chwilę nad nią nie sterczałam. — Boże, gdybyś zarzygał mi spodnie, to chyba bym cię udusiła poduszką w nocy. To jedne z moich ulubionych, a prawie nie wycelowałeś w tą miskę na początku. 

— N-nienawidzisz mnie? — spytałem i akurat musiała mnie dopaść w tym momencie cholerna czkawka przez co moje pytanie zabrzmiało bardziej prześmiewczo niż poważnie. — Skoro wiesz...

— Boże, już zaczynasz pierdolić, super. — nie widziałem jej, ale na pewno przewróciła oczami; na tyle ją znałem. — Nie będę z tobą rozmawiała o naszej relacji, kiedy rzygasz chipsami paprykowymi. 

— Ja uważam na przykład, że to świetny moment... — nie dokończyłem, ponieważ ponownie mnie wzięło i błyskawicznie nachyliłem się nad kiblem. — Boże, nie chciałem tak skończyć. 

— Przypomina ci się coś?

— Co?

— Czy czegoś ci nie przypomina ta sytuacja? — powtórzyła, a ja chyba zawahałem się zbyt długo, ponieważ dodała: — W sumie to zapomnij, kto by to pamiętał? — zaśmiała się nerwowo, kiedy osuwała się po kafelkowej ścianie na dół, siedząc teraz w niedalekiej odległości do mnie. — Już nieważne. 

Byłem już powoli półświadomy, ale nie mogłem pozwolić na to, żeby myślała,  że nie wiem o co chodzi. Doskonale wiedziałem. Nie brzmi to zbyt romantycznie ani nic z tych rzeczy, ale to właśnie w łazience u Andrew porozmawialiśmy po raz pierwszy normalnie. I chociaż naszym początkiem bardziej jest moment, gdy na nią wpadłem, przez co spadł jej telefon, to rozmawianie w łazience i trzymanie jej włosów nas bardziej związał, jakkolwiek to brzmi. 

A potem dostałem z liścia. 

— Pamiętam, Lizzie. — powiedziałem najwyraźniej, jak potrafiłem, przymykając lekko oczy. — Zaniesiesz mnie do naszego pokoju?

— Chciałabym, ale zdecydowanie nie ważysz dziesięciu kilo, a tam wszyscy są najebani w trzy dupy. 

To była prawda. 

Ale jakimś cudem rano i tak byłem w naszym pokoju. 

Niestety na tym kończyły się pozytywy. 


_______________________________________________________

Prawie zapomniałam ale i takk jest 

mam nadzieje ze bez  bledow

tak jak mowilam matty pov troche smieszniej zeby rozluznic atmosfere ale no na tym sie konczy

mam nadzieje ze rozdzial wam sie podoba <3333

nie zapomnijcie o gwiazdce i komentarzu, najwieksza motywacja ofc

a ja zmykam ogladac dalej mecz barcelony

do nastepnego, kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top