✩ thirty seven ✩
⸺ ☾ELIZA☽ ⸺
Nie umiałam zasnąć.
Ktoś kto kiedyś choć raz powiedział, że lepiej śpi się po alkoholu — rozpowszechnił największy mit na świecie, przysięgam na wszystko. Była ósma rano, a ja zamiast spać tak jak znaczna większość; siedziałam w kuchni z kubkiem herbaty, którą sączyłam leniwie już tak długo, że dawno utraciła swoje ciepło. Zazdrościłam tak głęboko w środku każdemu, ponieważ tylko ja nie posiadałam przywileju spania w jednym pomieszczeniu, na jednej cholernej rozkładanej kanapie z kimś, kto nie chrapał, nie wiercił się ani nie mówił przez sen. Być może poprzednie parę dni nie przeszkadzały mi aż tak bardzo, lecz kiedy w końcu udało mi się zmrużyć oko, a on akurat musiał spróbować mnie objąć — myślałam serio że coś mnie pierdolnie za moment. Mało tego czasem od niego tak jebało, że poważnie rozważałam popsikanie mu mordy jakąś niskobudżetową mgiełką z mojej walizki. Szkoda by mi było tych droższych.
Podsumowując, czułam się naprawdę źle i wyglądałam najprawdopodobniej jeszcze gorzej. Moją jedyną pociechą było to, że przynajmniej już zrobiłam skincare i moja twarz nie świeciła się już jak psu jajca.
Jedyny pozytyw.
Myślałam, że poprzez siedzenie tak sama, dojdę do jakiś wniosków. Brzmi to głupio, ale miałam po prostu nadzieję, że nie wiem — ta kwiecista tapeta lub zardzewiały czajnik podsuną mi jakiś pomysł, z którego będzie mi nie wstyd skorzystać. Nie wiedziałam kompletnie co robić. Wizja rozmowy z Mattym zaraz jak wstanie, paraliżowała mnie. Już odrobinę ochłonęłam i nie miałam ochoty dosłownie i w przenośni udusić go, ale chciałam znać prawdę. Jeśli mamy dalej brnąć w tą dziwną relację, to nie z jakimiś sekretami, które stanowią dla nas groźbę — a już tym bardziej z takimi, z którymi jest powiązana cholerna Nicol.
I chyba się wygadałam.
Siedziałam tak w totalnym zamyśleniu, kiedy niespodziewanie w kuchni zmaterializowała się nie kto inny, jak właśnie ona. Była w jakiejś swojej wymyślnej piżamie totalnie zaspana — wciąż oczywiście wyglądając jak pieprzona włoska wersja Barbie. Jednakże chyba nie zamierzała już wracać do łóżka, ponieważ od razu sięgnęła po kawę. Nie odzywałam się ani ta nie zauważyła mnie nawet, więc kiedy odwróciła się i dopiero zorientowała się, że nie jest sama, niemalże podskoczyła z zaskoczenia.
Aż tak źle wyglądam?
— Co ty tu robisz? — spytała jakbym popełniła jakieś przestępstwo. — I czemu się nie odzywasz? Mogłabyś uprzedzić, że...
O boże, niech się nie zesra.
— A co? Poszłabyś robić kawę do sąsiada? — przerwałam jej sarkastycznie, westchnąwszy. — Są jakieś zapisy na kawę z kuchni czy co?
Nie odpowiedziała już nic na moje słowa, tylko zalała swoje źródło kofeiny wodą z czajnika. Tak jak mogłam zgadywać; nie dała do niej ani grama cukru i ani odrobiny mleka. Nie ufam ludziom, który piją z własnej woli czarną kawę. Uważam, że picie tego zostało za bardzo znormalizowane przez społeczeństwo.
Widziałam jej zawahanie, kiedy podniosła na mnie pytający wzrok. Było to dla mnie co najmniej dziwne, bo nie zobaczyłam u niej typowego jej wiecie bitch face'a czy coś, który od dłuższego czasu pojawiał się za każdym razem, jak tylko widziała mnie lub Matty'ego.
— Też chcesz kawę?
Jeszcze bardziej dziwnie.
— Nie, dzięki. — uniosłam kubek. — Męczę się już z tą herbatą.
Pokiwała głową zamyślona, po czym ku mojemu rosnącemu zdziwieniu zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
Myślałam, że sobie za moment pójdzie i będę mogła kontynuować swoją wojnę z myślami prowadzącą donikąd.
— Jeśli komuś to powtórzysz, to najprawdopodobniej urwę ci łeb, ponieważ nie mogę zdzierać swojej maski rasowej suki i nie mogę wychodzić z roli...
— Chwila, chwila. — już jej przerwałam. — Nie byłaś zawsze rasową suką, byłaś miła aż za miła na początku...
Przewróciła oczami.
— Bo Nico mnie o to poprosił, że mam taka być jakbym cię spotkała. — powiedziała, jakby to było takie oczywiste. — Byłam o ciebie trochę zazdrosna, ponieważ on mi tylko mówił jaka ty jesteś super i że Matty w końcu znalazł kogoś, kto nie ma w sobie więcej silikonu niż szarych komórek. Czułam się odrobinę zagrożona, bo jak miałam brać na serio, że Cash myśli o kimś poważnie? — prychnęła, jakby dalej uważała to za żart. — I wybacz, ale naprawdę to, że za nim nie przepadam i nigdy przenigdy się nie zmieni. Zawsze będziemy sobie nawzajem z nim życzyć jak najgorzej.
Nie rozumiałam skąd nagle wziął się u niej ta chęć wyjaśnienia mi wszystkiego, ale nie zamierzałam narzekać, ponieważ powoli naprawdę męczył mnie jej uraz do mnie. Parę chwil temu z resztą doszłam do wniosku, że nie chcę, żeby z Mattym dzieliło mnie jakieś szeptanie po kątach z Luzardi.
Miałam naprawdę wystarczająco problemów na głowie, żeby jeszcze się zadręczać tym, że jakaś włoska tancereczka mnie nienawidzi. Może naprawdę powinnam zacząć prowadzić z nią lub spróbować chociaż jakąś cywilizowaną rozmowę, tak jak teraz ona chyba próbuje?
Wzięłam łyk mojej herbaty, po czym ją odłożyłam na blat.
— Czyli to co gadałaś wczoraj o jakimś waszym sekrecie... — zrobiłam cudzysłów palcami. — to była nieprawda i chciałaś tylko go wkurwić?
Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę.
Ale nie potrafiłam z niej nic wyczytać, wciąż była pieprzona ósma rano, a mi odrobinę kleiły się powieki.
— Powiedzmy. — wzruszyła ramionami. — Byłam najebana i nie myślałam rozsądnie, a widząc, że on to się ma zajebiście, chciałam to zepsuć. Sorki, że tak wyszło, ponieważ w sumie czasem nie jesteś aż tak...
Zamilkła w połowie, jakby uznała, że powiedziała za dużo.
Zaśmiałam się, przełamując odrobinę atmosferę.
Takiego obrotu tej rozmowy nie przewidziałam.
— Chciałaś właśnie powiedzieć, że nie jestem aż tak zła?
— Bardziej wkurwiająca, ale tak coś w tym deseń.
Tym razem to był mój moment na szczerość, dlatego ponownie chwyciłam rączkę mojego kubka.
— Ale wiesz, że dalej cię nie lubię?
— Niczego innego nie oczekuję. — uśmiech wpełzł na chwilę na jej twarz, po czym ponownie spoważniała. — Mogę udawać wiecznie, jak to bardzo Nicola mnie nie obchodzi, ale wiesz on jest szczęśliwszy, jak jego przyjaciele są i niestety ten debil się do tego zalicza, więc proszę trzymaj go jak najkrócej się da...
O mój Boże, sens jej słów dotarł do mnie od razu.
— Czekaj, czekaj. — przerwałam jej błyskawicznie. — My nie jesteśmy razem i wątpię, żebyśmy kiedykolwiek byli. — zacisnęłam usta. — Mogłam o tym wspomnieć wcześniej, jak już zaczynałaś, ale teraz już się zagalopowałaś i no... Ja i Matty nie ma chuja, serio.
— Chcesz mi wmówić, że nie całowaliście się, kiedy weszłam? — prawie się zakrztusiłam, ponieważ nie sądziłam, że wie. — Może byłam wtedy najebana, ale wszystko widziałam. — uśmiechnęła się niewinnie. — Dla mnie osobiście jest on obrzydliwy i nigdy w życiu nie spojrzałabym na niego, ale skoro tobie to wydaje się nie przeszkadzać, dlaczego nie?
Ponieważ to po prostu nie wyszłoby na dłuższą metę. Być może istniało parę rzeczy nas łączących, ale nie należy zapominać o tym, jak sporo nas dzieli. Już widzę jak on akceptuję mój gust muzyczny kończący i zaczynając się na Taylor Swift, a ja jego Adele i teksańskie country.
Moją przyszłością jest skończenie prędzej niż później na samym dnie, a on ma szansę na bycie kimś więcej.
— Jest idiotą. — mruknęłam. — A ja wątpię w to, że jestem gotowa na pakowanie się w jakikolwiek związek, a już zwłaszcza z jakimś piłkarzem.
Czy ja byłam tą osobą, która słucha ciągle piosenek o rozstaniach, a de facto nigdy w żadnych poważnym związku nie była?
Nie zaprzeczę.
— Nie oczekuj ode mnie, żebym ci powiedziała coś w stylu daj mu szansę. — odpowiedziała z niesmakiem. — Wciąż nie jesteśmy przecież żadnymi przyjaciółeczkami, ale...
— Ale?
— Ale on patrzy na ciebie inaczej niż na innych. — zmarszczyłam czoło, słysząc te słowa; co to niby znaczy? — Za Kady biegał jak największy zjeb na tym świecie, ale... — ponownie urwała, zastanowiwszy się na moment. — Ale ciągle się kłócili i był odrobinę bardziej denerwujący niż obecnie. Jak jesteś ty, to wydaje się mieć taki wewnętrzny hamulec czy coś i nie odpierdala aż tak.
To było absurdalne.
— Znamy się trochę ponad miesiąc.
Ponownie wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic ważnego.
— Czy to coś zmienia?
I to właśnie pytanie dręczyło mnie znacznie dłużej niż bym chciała.
Zapomniałam kompletnie o efekcie motyla i to był błąd, ponieważ przez to miałam upośledzony osąd. Stara Eliza już dawno wiedziałaby co robić i nie analizowałaby żadnego planu B, C, D i nawet Z. Stara ja nawet nie pozwoliłaby na dojście do takiej sytuacji.
Dopiłam herbatę, a z kolei Nicol kawę i obie udałyśmy się w swoje strony. Była naprawdę wczesna godzina, więc nie oczekiwałam wiadomości od nikogo. Poznałam już Grace wystarczająco i miałam świadomość tego, że ona to dopiero powstanie może za parę godzin. Także, kiedy poczułam wibracje mojego telefonu, nie wiedziałam, kto to może być. Ona była z góry skreślona.
Przez chwilę nawet przestraszyłam się, że być może jest to znowu ktoś z mojej rodziny usiłujący mnie przeprosić w jeszcze chujowszy sposób.
I nie wiem, czy nie wolałabym tej opcji tak szczerze, bo jak zobaczyłam tą wiadomość, to przez dobry moment zastanowiłam się, czy nie mam jakieś niestwierdzonej schizofrenii.
NIEZNANY: Hej, tu Neil.
NIEZNANY: Możemy porozmawiać?
Tego to nie było w moim bingo na ten dzień. Przysięgam na wszystko.
Cholerny Andrew.
JA: Skąd masz mój numer?
Jak nic sam mu on go nie dał. To jest niemożliwe. Znałam Andrew wystarczająco i on nigdy pierwszy nie odpuszcza. Wiedziałam, że póki to ja nie wykonam pierwszego kroku do pogodzenia się, to nigdy on nie nastąpi.
Więc Neil sam musiał się fatygować i zdobywać mój numer, a następnie pokonać własną dumę i do mnie pisać. Wydawało mi się zawsze, że za mną nie przepada, więc nie rozumiałam, co takiego mogło się stać.
Niby grzebanie i rozpamiętywanie przeszłości nie jest niczym wartym czasu, ale to wciąż było zbyt świeże, żebym się nie przejmowała. Cholera, przecież dopiero od niedawna nie mam śladu od jego palców. Normalnie pewnie do teraz siedziałabym zamknięta w czterech ścianach w stanie zawieszenia, pocieszając się wyłącznie tym, że za niedługo zostanie ogłoszona trasa Taylor Swift na Europę, gdyby nie Matty.
To dzięki niemu nie spakowałam walizy i nie wróciłam z podkulonym ogonem do mojego rodzinnego domu. Brzmi to niepoważnie, ale naprawdę nawet to przeszło mi przez myśl na samym początku.
Ponieważ Birmingham stało się dla mnie brudnym miejscem już nie tylko z samego wyglądu, a też poprzez te gorsze wspomnienia.
Nawet przegapiłam moment, w którym Matty wypełnił swoją obecnością wszelkie luki mojej samotności w ostatnim czasie, nieświadomie powoli wybielając obraz tego miasta — zmieniając moje niektóre skojarzenia.
Bez niego Birmingham jest dla mnie niczym więcej niż nieudaną próbą rozpoczęcia wszystkiego od zera.
— Wychodzę na... — weszłam bez pukania do pokoju Zalewskiego, który od razu gdy usłyszał mój głos jedynie przekręcił się na drugą stronę swojego łóżka. — papierosa.
Zrobiłam to tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ pamiętałam, jak narzekał jeszcze dzisiaj, że każdy sobie wychodzi bez informowania go i potem nie będzie wiedział, czy ktoś zaginął, jakbyśmy wszyscy tutaj byli dziećmi.
Miałam jego pokój po drodze, okej?
Przeczesując swoje potargane włosy, zastałam oczywiście śpiącego Matty'ego z otwartą gębą. Założę się, że znowu obślinił kolejną poduszkę. Wzdychając, wzięłam błyskawicznie swoją kurtkę oraz paczkę wraz z zapalniczką. Samotny spacer jest mi zdecydowanie za bardzo potrzebny.
NIEZNANY: Wszystko ci wyjaśnię, jak porozmawiamy.
NIEZNANY: Mogę zadzwonić?
Raz kozie śmierć, jakby to powiedziała moja babcia.
Jak tylko wyszłam na zewnątrz, odpisałam mu błyskawicznie, zgadzając się na tą propozycję. Nie chciałam żałować za parę lat tego, że co byłoby gdyby z nim porozmawiała. To byłoby najgorsze co może być.
Nie musiałam długo czekać.
Idealnie w momencie, w którym zapaliłam papierosa, zobaczyłam połączenie na ekranie mojego telefonu. Zawahałam się jedynie przez chwilę.
Jak już wyszłam, to muszę odebrać.
— Eliza?
To był naprawdę Neil. Wszędzie rozpoznałabym ten wkurwiający akcent z Liverpoolu.
— Tak to ja. — odpowiedziałam po dopiero paru sekundach, starając się uspokoić.
Chyba jednak nie byłam aż tak gotowa na jakąś rozmowę z rudym chłopakiem mojego byłego przyjaciela.
— O mój Boże, trafiłem. — czy on był szczęśliwy? — Nawet nie wiesz ile numerów Andrew ma zapisane jako nie odbieraj.
Przewróciłam oczami, zaciągając się papierosem.
Akurat niczego innego się nie spodziewałam — od zawsze wiedziałam, że on to ma więcej wrogów niż znajomych.
— Czyli mam rozumieć, że on nie wie o naszej rozmowie?
— Zabiłby mnie chyba, jakby się dowiedział. — bez wahania powiedział, a ja starałam się coraz to bardziej zachować pozory obojętności. — Ale musimy porozmawiać, ponieważ sytuacja jest dość... Ciężka?
— Nie rozumiem. — odrzekłam, ponieważ on zdawał się mówić tak, jakbym doskonale miała pojęcie o czym mówi. — Coś się dzieje?
— Ty nic nie wiesz? — zdziwił się. — Jacob Ramsey poszedł na psy przez swoją nogę.
Co?
Aż się zatrzymałam w półkroku z telefonem przyklejonym do boku mojej twarzy.
— Co?
— Poszedł przez twojego chłopaczynę. — kontynuował, nie zwracając uwagi na mnie. — Ten cały Cash namówił go i od razu chcieli iść, jak tylko zorientowali się, że Andrew już kiedyś odjebał i ma już swoje za uszami.
— To Andrew jest zamknięty? — przerwałam mu, starając się przyjąć jak najmniej emocjonalny ton.
Obiecał mi, że nic nie zrobi.
Jak ja mogłam być tak naiwna?
— Nie, bez przesady. — rzucił, jakby to było coś oczywistego. — Stary Andrew sypnął kasą i wszyscy zapomnieli o sprawie, ale...
— Matty wziął kasę za milczenie?
— Cash? — odparł pytająco, tak jakby to była totalna głupota. — On o niczym nie wie. Jacob miał polecieć w chuja i powiedzieć mu, że po prostu się rozmyślił i nie da się już nic z tym zrobić. Andrew wiedział, że go nie przekupi.
Papieros prawie wypadł mi z dłoni; nie mogłam uwierzyć.
Okłamywał mnie od tak dawna.
Dopiero po paru sekundach odezwałam się.
— Dlaczego do mnie dzwonisz?
Udawaj, że cię to nie rusza. Nie myśl o tym.
— Ponieważ wciąż pozostaje inna sprawa. — chyba nie mogło być nic gorszego, prawda? — Cash zagroził Andrew, że pójdzie do jego ojca z tymi narkotykami, kiedy był u niego.
To brzmiało jak jakiś żart.
Jeszcze mało tego był u niego i ja o niczym nie miałam pojęcia przez ten cały czas.
— Jebany idiota.
— Ciężko się nie zgodzić, ale wybacz Eliza nie dostaniesz żadnej ulgi za to, że go zwyzywałaś. — zmarszczyłam brwi na jego słowa, ale nie przerwałam mu. — Jeśli nie zrobi tego Andrew, to ja to zrobię.
— O czym ty mówisz?
— Jeśli nie przekonasz tego głupiego piłkarzyka do cofnięcia swojej groźby, to twój ojciec pozna prawdę. — prawie słyszałam w jego głosie współczucie. — Dowie się, że nigdy nie zaczęłaś studiów.
__________________________________________________-
Nie jestem zadowolona z tego rozdzialu, dlatego czekaliscie o pare dni dluzej
przepraszam tez za to, mialy byc w kazdy pt
pomimo tego mam nadzieje ze wam sie spodobal i czekacie na kolejny
nie zapomnijcie o gwiazde i komentarzu
ja lece ogladac mecz villi z wolverhampton
do nastepnego, kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top