✩ thirty four ✩







⸺ ☾ELIZA☽ ⸺



Jak goście zaczęli przychodzić grupkami, zaczęłam powoli głęboko żałować tego, że mam zerowe pojęcie o piłce nożnej. Wszyscy się witali ze sobą, tak jakby byli jedną wielką rodziną, a ja jedyne co to rozpoznałam wielkiego Wojtka Szczęsnego, który obronił karnego. Miałam ogromne braki. Chyba znacznie większe niż myślałam. 

Najwięcej zamieszania zrobiło przybycie dwóch chłopów, z czego jeden miał założone okulary z diamencikami, a drugi wydawał mi się pierwotnie zupełnie niewinny, ale to co powiedział, zmieniło całkowicie moje spojrzenie.

Obydwoje zdawali się być starsi ode mnie o parę dobrych lat, ale już przywykłam do tego, że nikogo młodszego ode mnie — za wyjątkiem Nicoli — tutaj nie spotkam. 

— Mamy z Beresiem prawdziwe naturalnie zrobione cygara i na dodatek żaden żółw nie ucierpiał podczas produkcji. — jeden z wpuszczonych gości od razu rzucił się do Nico. — Prosto z Neapolu.

— Kocham was chłopaki, ale moja matka padnie na zawał jak to zobaczy. — Zalewski zrobił wielkie oczy na widok sporej drewnianej skrzyni. — Pojebało was do reszty.

— Kurwa, Zielu uwielbiam cię ty zawsze wiesz jak człowieka na nogi postawić. — Szczęsny poklepał Zielu po plecach z uśmiechem na ustach, po czym zwrócił się do Nicoli: — Wyjmij kija z dupy młody, pani Ewa jeszcze z nami pójdzie na jednego.

Myślałam, że będziemy dalej czekać u góry na resztę, ale najwyraźniej zasady były inne i Matty kiwnął na chłopaków, że idziemy na dół. 

Nie było już wśród nas solenizanta, więc to była świetna okazja dla mojego towarzysza z Birmingham na umieszczenie mnie w centrum uwagi. 

Wspominałam już o tym, jak bardzo jest idiotą?

— Ty Wojtek, Zielu, Bereś. — Cash popchnął mnie do przodu, tak że miałam go ochotę teraz ukamieniować. — Poznajcie Elizę

Go naprawdę p o j e b a ł o.

W odpowiedzi aż szturchnęłam łokciem, przez co się zaśmiał, ale niestety nie spadł z tych okropnie długich i zawiłych schodów.

Może wtedy zatrzymałabym u niego proces zanikania ostatnich szarych komórek. 

— Nie wierzę. — Wojtek aż zatrzymał się na moment, przez co Bereś na niego wpadł, mamrocząc garść przekleństw pod nosem. — Matty ma dziewczynę.

— Dawaj mi hajs, przegrywie. —poszkodowany od razu zwrócił się do Zielu. — Przejebałeś zakład.

To nie tak, że wiedziałam, który to Bereszyński. Doszłam do tego metodą eliminacji.

Skrzywiłam się tak gwałtownie, że nie umknęło to uwadze Matty'ego.

Ja jego dziewczyną?

— Nie, to ty przejebałeś zakład. — gracz Aston Villi od razu głośno zabrał głos, żeby przerwać wszystkie niedopowiedzenia, dzięki Bogu. — Nie jesteśmy razem.

— Fuj. — wymamrotałam, co wywołało śmiech Szczęsnego.

Wskazał na mnie palcem.

— Już cię lubię, młoda. 

Na dole naprawdę wszystko było starannie przyszykowane. Na samym końcu schodów chłopaki podali mi rękę i należycie się w końcu przedstawili, a zaraz po tym ruszyli do pani Ewy i Jessici. Dziwiło mnie naprawdę pierwotnie to, że mama Nico tak z własnej woli chce przebywać w takim towarzystwie, ale potem się wyjaśniło, że zamierza po torcie zwinąć się i wrócić jutro. Zdaniem Matty'ego powiedziała, że wie co będzie się działo i już jest na to za stara. Doszło do mnie dopiero teraz, jak bardzo miało to sens. Skrzynia cygara prosto z Neapolu przerażała nawet i mnie.

Aczkolwiek muszę chociaż raz zrobić bucha — będę żałować do końca życia, jak mi się nie uda. Matty mnie zabije, ale być może go też da się jakoś podpuścić, chociaż szansa, że kopnie w kalendarz po jednym zaciągnięciu jest dość wysoka, skoro po jednym papierosie to prawie płuca wypluł.

W piętnaście kolejnych minut przyszli wszyscy. Wielki Kamil Glik, wcześniej poznany przeze mnie już Bednarek, kolega Nico ze szkolnej ławki oraz cały gang z jego Romy, którego część po angielsku zdawała się umieć tyle samo, co Matty po polsku. Nawet Nicol w końcu zeszła na dół, wyglądając zdecydowanie za dobrze. Aż poczułam się źle ze swoimi kreskami, które wciąż byłam przekonana, że wyszły mi krzywo. Nigdy chyba nie zdobędę odpowiedniego wyczucia z przeklętym eyelinerem, nieważne czy będzie w pisaku czy w pędzelku. 

Kiedy wszyscy złożyli Nico życzenia, nadeszła ta wielka chwila na tort. Myślałam, że się popłacze ze śmiechu, gdy Szczęsny doszedł do wniosku, że trzeba mu zaśpiewać w trzech językach sto lat.

— Wszystkiego najlepszego gówniarzu!

Najwidoczniej gówniarz w odniesieniu do Nico było czymś popularnym wśród wszystkich jego znajomych.

Po szybkim ojebaniu tortu nadeszła pora na równie sprawne pożegnanie mamy i wtedy tak naprawdę w tym momencie impreza się zaczęła. Dosłownie z momentem zamknięcia drzwi, Szczęsny wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i bez pytania o pozwolenie Nico od razu zapalił go sobie od tak w środku.

— Gdzie tak w ogóle zgubiłeś Marinę? — niedaleko stał niego Bednarek, który uśmiechnął się do mnie lekko, widząc mnie w pobliżu. — Nie chciała iść?

— Ktoś się musi zajmować Liamem. — odpowiedział, wypuszczając dym z ust. — A co z Julią?

— Ktoś się musi zajmować Lilly.

Stałam tak oparta o ścianę, gdy zobaczyłam jak zbliża się do mnie jedna z dziewczyn; dziewczyna chyba tego Lorenzo? Z reguły nie mam słabej pamięci do imion, ale tyle na raz ciężko wyłapać.

— Jesteś, Eliza, prawda? — niespodziewanie szatynka przyśpieszyła, rzucając mi się na ramiona. — Jesteś taka ładna, tak strasznie miło mi cię poznać.

I wtedy dostrzegłam dopiero, że nie jest sama. Czarnowłosa dziewczyna z rozjaśnionymi brwiami stała tuż za nią z założonymi rękami na piersi z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Zdawała się być po wyglądzie jakąś modelką, więc przypuszczałam, że naprawdę nią jest, skoro przyszła chyba z Paulo? Boże, czemu ja już wszystko zapomniałam?

— Myślałam, że nie umiecie po...

— Umiemy, ale słabo. — druga również do mnie podeszła i przytuliła się lekko. — Do wspólnego picia nie potrzeba rozmowy.

Szybko dowiedziałam się, że czarnowłosa bez brwi nazywa się Oriana, a szatynka to Veronica.

I faktycznie co do picia miały rację.

Matty błyskawicznie zniknął mi z oczu, co nie podobało mi się ani trochę, ale nie chciałam przeżywać i marnować swój czas. Było mi trochę przykro i nie chciałam udawać, że nie; zwłaszcza po tym, co powiedział parę godzin temu, ale co mogłam zrobić? Nic, dlatego gdy Glik zaproponował mi shota czystej na początek od razu się zgodziłam. Trzeba się zachlać. Kochałam domówki bardziej niż cokolwiek innego. Kluby to nie to samo co prosta i piękna impreza z wódką i dobrym towarzystwem. Znacznie bezpieczniej i przyjemniej, same plusy.

A tym bardziej jest to piękna sprawa, jak się ma dogodne towarzystwo. 

— Ty, Eliza! — Szczęsny przekrzyczał głośną muzykę, która najprawdopodobniej słyszeli sąsiedzi. — Papierosy! — natychmiastowo spojrzałam na niego akurat w momencie, kiedy gestykulacją wskazywał mi dokładnie co miał na myśli.

Nie byłam jeszcze najebana, ale nie musiałam być, żeby zgodzić się na szluga. Nie odmawia się takich rzeczy, a już zwłaszcza Wojtkowi, który rzekomo palił nawet z prezydentem, o czym opowiadał przy trzecim kieliszku niechętnemu na kolejną dawkę polskiej wódki Dybali. Dalej mi ciężko uwierzyć w jego historyjkę o polskich korzeniach. 

Przepraszając Orianę, opowiadającą mi historię życia o mieszaniu polskiego wina z argentyńskim, poszłam w kierunku Wojtka, który sam już zmierzał do schodów.

Wszystko powoli stawało się rozjebane. Jak początkowo urodziny zaczęły się na dole, to teraz dostrzegłam już część gości na górze na kanapie, odpoczywając w najlepsze z winem domowej produkcji samego Glika, które on przyniósł ze sobą. Nie zdziwił mnie nawet widok Tammy'ego, który chyba próbował odmówić kolejnej kolejki. Nawet nie słyszałam, co do siebie mówią, ale po ruchu ust, byłam pewna, że padło coś w stylu skończ pierdolić i pij. Anglik chyba nie wiedział na co się pisał, przychodząc na te urodziny. 

 Mijając to wszystko, wyszłam z Wojtkiem na taras. 

— Widziałeś Matty'ego? — spytałam, kiedy wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. — Zniknął od razu po tym, jak polaliśmy sobie po jednym.

— On tak już ma. — odpowiedział beztrosko, szukając zapalniczki. — Uwierz mi na słowo, że po awansie na mundial najebał się jednym piwem. Porażka z niego była. Glik go już trochę tam poduczył co i jak, a przynajmniej tak mówił, ale jak widać za bardzo brytyjski z niego chłopak.

— Czyli uważasz, że już go nie ma?

Zamyślił się, wypuszczając po raz pierwszy dym z ust.

— Pewnie poszedł chuj wie gdzie z kimś i stracił rachubę czasu. — odrzekł, podpalając mi podarowanego przez niego papierosa. — Zaraz wróci, no bez przesady. 

Powiedział to w taki sposób, jakbym się martwiła o niego na śmierć i życie.

Musiałam wyprowadzić go z błędu. 

— Znaczy się to nie tak, że mnie to obchodzi, gdzie on jest. — wymamrotałam, na co ten zmarszczył czoło dając niemy sygnał, że mam kontynuować. — No wiesz, ja radzę sobie świetnie bez niego koło dupy. — zaciągnęłam się papierosem, czując to przyjemne uczucie w płucach. — Pewnie gdyby tu był, to dostałabym kolejną świetną radę dotyczącą braku przejmowania się własnym zdrowiem.

W atmosferze dość spokojnej rozmowy, dokończyłam z nim świadomie niszczenie swoich płuc, po czym wróciliśmy do środka. Nico już nie pozwalał palić w środku, po tym jak zauważył, że jebie bardziej niż zakładał. No cóż za głupotę się płaci, nie wiem czego się spodziewał. To będzie cud jak nie dostanie porządnego opierdolu od pani Ewy. Widziałam tak swoją drogą wcześniej, jak dostał mocne uderzenie w tył głowy od swojej siostry, kiedy zobaczyła, że zaaprobował pomysł zjazdu na dupolotach po schodach do piwnicy. Nie usłyszałam, kto na to wpadł, ale byłam pewna, że tylko jedna osoba tutaj mogłaby coś podobnego wymyślić.

Każdy wie o kim mówię.

Sexoholik! Grzeczne dupy nie chcą ze mną chodzić! Niegrzeczne dupy chcą się...

Zamarłam na widok Matty'ego w szybkich okularkach śpiewającego z tym okropnym akcentem Żabsona. Myślałam, że mam omamy. Mało tego nie był sam. Szczęsny po zobaczeniu tego od razu się do niego dołączył, a Glik z Zielu klaskali mu idealnie pod bit.

Czy ja mam schizofrenię? Nie było mnie może kwadrans. Na dworze nic nie było słychać. 

— Co się kurwa...

Ja się zastanawiam od godziny, gdzie jest i od tak pojawia się w kradzionych okularach znając nagle polski rap?

To chyba jakiś żart. Chyba muszę się iść napić więcej, jakoś za trzeźwa na to jestem.  Może gdybym była dwa kielony do przodu, to bym się nawet dołączyła, who knows

— Ciii. — Dybala zakrył mi dłonią usta. — Przegrał w minigolfa z Lorenzo. Nie przerywaj mu.

— Jest tutaj minigolf?

— No taki wiesz specjalny, że trawa zielona i dziura w niej to nie, ale taki z Auchana z kartonu to jest.

Przegrał z nim w planszówkę, więc śpiewa Sexoholika. 

Chyba znowu zawyżyłam mu w głowie IQ. 

— Idziesz się napić? — spytałam się go, podnosząc lekko głos żeby usłyszał, ponieważ tylko on najwyraźniej nie był zainteresowany śpiewającym do zdarcia gardła Mattym. — Uważam, że to świetna propozycja.

Zamieniłam już z parę zdań wcześniej, w towarzystwie również Oriany, i miałam świadomość, że pomimo polskich korzeni to aż tak chętny to on nie jest zawsze do picia, ale był najbardziej w zasięgu, to spytałam, bo czemu nie?

Spojrzał na mnie niechętnie, tak jak przypuszczałam, na co ja przekręciłam lekko głowę w bok w błagalny sposób. 

Nie odpuszczę tak łatwo. 

— Tylko nie wódka. — zgodził się z krótkim westchnięciem.

— Wymieszam ci. — obiecałam od razu, chociaż wiedziałam, że pewnie tego nie zrobię. — Nawet nic nie poczujesz.

To jedna z moich ex nażarła się molly! Chcę uprawiać ze mną sex w wielkiej...

Pokazał mi po chwili zawahania kciuka w górze, po czym udaliśmy się wspólnie w kierunku stołu, gdzie znajdowało się wszystko.

Nie obeszło mnie wrażenie, że w momencie mojego odwrócenia tyłem stałam się celem obserwacyjnym. Czułam parzące spojrzenie na sobie jednej konkretnej osoby. Wiedziałam, że to on. Miałam wielką ochotę odwrócić się i pokazać mu środkowy palec, ale wybrałam inną możliwość — po prostu zignorowałam całe to uczucie. Niech sobie pójdzie zagrać w pierdoloną planszówkę jeszcze raz. Jestem pewna tego, że ja też bym go pokonała.

Najwyraźniej jego chora obsesja na punkcie prawdziwego golfa nie przekłada się na wersję mini. 

—Pijecie tak beze mnie? — Oriana wcisnęła się pomiędzy mnie i Paulo, po czym zwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. — Nalej mi jednego, bo potem mnie nie będzie. Idę grać w beer ponga z Nicol.

Prawie przelałam kielona.

— Tylko skarbie postaraj się nie rzygać. — Dybala pocałował swoją dziewczynę w czoło. — Piwo i wódka nigdy nie kończy się dobrze.

— Musisz pokonać Nicol. — pierwsza oznaka picia alkoholu; mówię rzeczy, których normalnie bym nigdy nie powiedziała. — Nie lubię jej.

Paulo zaśmiał się na moje słowa, z kolei Oriana szturchnęła go lekko z widocznym oburzeniem.

— Ona nie jest wcale taka zła.

— Oriana błagam cię. — Argentyńczyk przewrócił oczami. — Wkurwia Lorenzo, wkurwia Leonardo i wkurwia mnie. Wkurwia każdego oprócz ciebie.

— Veronica nie ma nic przeciwko jej.— rzuciła ze złością.

Wypiła szybko swoją wódkę, po czym odeszła od nas, idąc do reszty.

Przez moment wymieniłam z Dybalą zmieszane spojrzenia i nadeszło przez to niewygodne parę sekund ciszy — znaczy nie do końca ciszy, bo grała muzyka na fulla. Po chwili zawahania odezwał się, zmieniając kompletnie temat. 

— Poznałem Matty'ego dzisiaj i wydaje się być niezłym idiotą, idealnym przyjacielem dla Zalewskiego, ale... — urwał, ponieważ obrócił się na chwilę i najwyraźniej coś zauważył. — Chyba tu idzie.

Akurat podnosiłam w końcu swojego kieliszka.

Miałam trochę opóźnioną reakcję. 

— Idzie? — spojrzałam na niego z niezrozumieniem wypisanych na twarzy i dopiero teraz zauważyłam, że ten najpiękniejszy rapowy utwór dekady skończył się. — Że teraz...

Nawet nie dokończyłam, ponieważ poczułam ręce kogoś na swojej talii, które obróciły mnie o sto osiemdziesiąt stopni.

— Kurwa mać. — Matty zaklął głośno, ponieważ właśnie na jego okropnej koszuli propozycja numer jeden pojawiła się się ogromna plama wylanej przeze mnie przypadkowo wódki na wskutek jego kretyńskiego obrócenia mnie. — Kolejna będzie śmierdzieć.

Jakby wcale nie było tak, że każda rzecz z jego walizki wyglądała na niewypraną od dziesięciu lat. 

— Naprawdę została ci już tylko ta na starego na wakacjach?

Paulo przyglądał się nam z lekko uniesionymi kącikami ust, który zniknął od razu, gdy sam postanowił w końcu się zabrać za tego jednego.

Skrzywił się.

— Ale to jest mocne. — wymamrotał pod nosem sam do siebie, po czym zwrócił się do Casha. — Gdzie jest Nico?

— Poszedł szukać Zielu...

Ale nawet nie dokończył, ponieważ Dybala błyskawicznie ulotnił się po tym jednym zdaniu, puszczając mi wcześniej coś w stylu oczka.

On to celowo zrobił.

— Może jednak ta trzecia propozycja aż tak nie śmierdzi. — rzuciłam, opierając się blat stołu. — Popsikasz się jakimś swoim Diorem za dwa kafle i nikt nic nie poczuje.

— Ale plama zostanie... — zaczął, zdecydowanie zbyt bardzo przeżywając plamę na jego okropnej koszuli. — To była jedna z moich...

— Nie pierdol teraz, że twoja jedyna taka. — przerwałam mu, mrużąc lekko oczy. — Masz takich z dziesięć.

Zrobił kolejny krok w moją stronę.

— I co z tego? — westchnął, pocierając swój nos. — Muszę iść się przebrać, chodź...

Nie ma takiej opcji. Zostawił mnie ze swoimi kolegami na ponad godzinę, a teraz mam z nim iść zmienić koszulę, ponieważ zachował się jak ostatni idiota, którym tak w zasadzie prawie zawsze jest. Wolne żarty. Trzeba było myśleć, to teraz nie musiałby googlować jak wyprać plamę po Bocianie. 

Może nie czułam się aż tak źle bez jego towarzystwa, ale myślałam, że poświęci mi odrobinę więcej uwagi. Brzmiało to nieskończenie głupio, ale no cóż. Być może trochę to histeryczne z mojej strony, ale hej teoretycznie jestem jego osobą towarzyszącą, nieprawdaż? Nie było go przecież nie chwilę, tylko znacznie więcej. 

Nawet nie zdążyłam się napić, a on chce żebym z nim poszła jak jakiś pies. 

— Pozbawiłeś mnie shota i teraz mam z tobą iść? — pokręciłam głową. — To nie jest układ z obopólnymi korzyściami.

— A czemu miałby to być układ, a nie zwykła ludzka uprzejmość?

— A co? Nie umiesz sam się przebrać? — już otworzył usta, żeby zaprotestować, ale go uprzedziłam: — Byłaby to zwykła ludzka uprzejmość, gdybyś mnie nie wkurwiał.

Od razu w momencie wypowiedzenia tych słów, odepchnęłam się od blatu i spróbowałam go wyminąć, ale złapał mnie za ramię, zatrzymując mnie w miejscu.

Przestało mi się to już naprawdę podobać.

— O co ty na mnie jesteś zła? — zadał mi pytanie, próbując złapać ze mną kontakt wzrokowy. — Okej, wiem że nie jestem święty i mogę sobie wiele zarzucić, ale błagam oświeć mnie, gdzie...

O mój Boże, przecież jak ja powiem teraz prawdę, to wyjdę na jakąś psychopatkę.

Słuchaj Matty generalnie chodzi mi o to, że zniknąłeś na godzinę i miejscami czułam się chujowo, ponieważ ty grałeś w planszówkę.

Jak coś w głowie brzmi źle, to na żywo jeszcze gorzej, zapamiętajcie sobie. 

Nie mogłam przyznać tego, że przeszkadzał mi brak jego towarzystwa. To za bardzo urazi moją dumę. Lepiej brzmi to, że zmarnował po prostu mojego shota. 

— Nigdzie. — uśmiechnęłam się fałszywie, wyrywając mu się. — Dzięki za ciasteczka.

Być może naprawdę popełniłam w tym momencie jeden wielki ogromny błąd, ale nie było nikogo dookoła mnie, kto by mnie w tym temacie uświadomił. Czasami zdarza mi się być za bardzo dramatyczną w kwestiach, które dla innych wydają się śmieszne. Taka już jestem. Nikt nie ma samych zalet. 

Chyba jednak trochę przecholowałam i Matty nie był skory tak szybko mi odpuścić, ponieważ bezproblemowo dogonił mnie i złapał mnie za rękę, żeby pociągnąć mnie w kierunku schodów, dając jasny znak, że chce ze mną porozmawiać chyba na osobności. Interesujące.

Ale jeszcze bardziej interesujące było to, jak nikt nie zwracał na nas zupełnie uwagi. Zanim udałam się z nim po tych schodach na górę przeprowadziłam krótkie rozeznanie w tym temacie; każdy był zajęty sobą. Glik z Bednarkiem oglądali butelki Amareny, Jessica kłóciła się o coś z Veronicą, kolega ze szkoły coś majstrował przy głośniku słuchając jednocześnie jakiś narzekań Bereszyńskiego, a Lorenzo tańczył do Memories wraz z Tammym. Z kolei Szczęsny rozmawiał z kimś przez telefon, żywo gestykulując. Nie zdziwiłabym się, gdyby to była Marina. Nigdy nie widziałam Dybali, Zielu ani Nico.

— Nie powinieneś przypadkiem iść się przebrać? Lub nie wiem spróbować namoczyć tą koszulę?...

— Nie obchodzi mnie ona, jeśli masz zamiar być na mnie zła. — zamknął za nami drzwi tarasowe, powodując, że teraz zapanowała kompletna cisza. — Kupię sobie takich z pięć, wyjebane mam. Nie będę już aż tak dramatyczny.

Założyłam ręce na piersi, ponieważ było już odrobinę zimniej, a cały alkohol zdawał się znikać z mojego ciała przez brak momentu wytchnienia.

— W porządku.

W porządku? — zaśmiał się histerycznie, zabierając ode mnie swój wzrok na chwilę. — Nie żartuj sobie ze mnie. Nie chcę niczego spierdolić, więc błagam Lizzie nie wygłupiaj się za mną i po prostu powiedz mi prosto z mostu o co...

— Myślisz, że kłamie? — rozłożyłam ręce, prychnąwszy. — Jeszcze lepiej, Cash.

Mówienie mu prawdy byłoby jak samobójstwo. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam, żeby miał świadomość, jak powoli wszystko co robi, ma dla mnie znaczenie. Nie przeżyję straty nikogo więcej.

Nie mam żadnego sposobu. 

— Dlaczego nie możesz chociaż jednej rzeczy ułatwić? — jego niebieskie oczy świdrowały mnie bardziej niż kiedykolwiek. — Nie możemy być ze sobą szczerzy w tak prostych kwestiach? Kurwa, dosłownie ci powiedziałem, że nie mam zamiaru cię zostawiać po tych urodzinach i...

— I? — wykorzystałam to, że urwał na moment. — Nie zostawisz mnie i co? Będziemy przyjaciółmi, udając że...

— Wiesz o tym, że nie będziemy tylko przyjaciółmi. — przerwał mi bez żadnego wahania, powodując przyśpieszenie bicia mojego serca. — Nie możemy nimi być...

Tym razem to ja zaśmiałam się histerycznie.

Ta rozmowa zmierzała w zupełnie niewymarzonym dla mnie kierunku, dlatego zamierzałam ją przerwać. 

— Prawie się w ogóle nie znamy. — mój głos odrobinę się podniósł. — Matty, to nie jest...

— I co z tego? — zbliżył się do mnie tak bardzo, że niemalże czułam jego oddech na mojej szyi. — Jeszcze jest czas na poznanie się bliżej. Z resztą wiem, że podzielasz moje zdanie, ponieważ wszyscy wiemy, co wczoraj zrobiłaś. 

Podniosłam głowę delikatnie do góry, ponieważ był wyższy ode mnie o tę parę centymetrów. Celowo skrzyżowałam z nim twardo spojrzenie, pragnąc przywołać w sobie jakieś resztki pewności siebie. Nie mogłam odpuścić.

Chciałam sobie wmówić, że jeszcze wcale tego nie zrobiłam, wychodząc z nim na ten przeklęty taras. 

— Chwila słabości, żebym mogła opowiadać swoim dzieciom za dwadzieścia lat, że pocałowałam sławnego Matty'ego Casha. — mruknęłam, siląc się jak najbardziej obojętny ton, ale widziałam po nim, że tego nie kupił ani trochę cholera. — Byłam zła po rozmowie z ojcem, a ty poprawiłeś mi humor. Taka wdzięczność, wiesz. 

Zobaczyłam, jak zaciska usta na wzmiankę o moim tacie, ponieważ nigdy wcześniej mu nic o tym nie wspominałam. Nie miałam też zamiaru o tym mówić w takich okolicznościach, ale no cóż mogę na to poradzić. Wyszło jak wyszło.

Ale nie był dalej przekonany i powoli traciłam nadzieję na to, ze istnieje cokolwiek na świecie, żeby to zmieniło. 

— Tak? — uniósł jedną brew.

— Tak. — szybko potwierdziłam.

Chyba za szybko. 

— Nie jestem aż tak głupi. — wymamrotał, niespodziewanie obejmując mnie delikatnie ręką w talii. — Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

Nie ruszyłam się o ani milimetr, zastygając w bezruchu. 

Jego dotyk mnie parzył. 

— Ponownie oskarżasz mnie o kłamstwo.

Zaśmiał się i to był ten moment.

Teoretycznie można byłoby zwalić to na obecność alkoholu w naszych ciałach, ale nie miałoby to żadnego sensu. To nie było nic przypadkowego spowodowanego dwoma kieliszkami za dużo, ponieważ oboje czuliśmy się świetnie i byliśmy świadomi każdego słowa przez nas wypowiedzianego. To nie tak, że przy Mattym potrafiłam pozwolić sobie na brak myślenia. To byłoby zbyt nieodpowiedzialne. 

Każde słowo było na wagę złota.

Dostrzegłam to w jego oczach, że teraz albo nigdy i po prostu położyłam swoją dłoń na jego policzku, a on nie marnując zbędnie czasu przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta. To wydawało się takie naturalne. 

Nie tak sobie to wyobrażałam; jeśli w ogóle wyobrażałam. Jednakże było to coś zdecydowanie niezapomnianego, ponieważ być może nie potrafiliśmy w pełni wyrazić prawdy w słowach, ale w czynach było zupełnie inaczej. Ta chwila miała znaczenie; znacznie większe niż być może byśmy chcieli.

Tym razem nie czułam zapachu jego miętowych perfum, a jedynie zapach wylanej przeze mnie na niego wódki.

Może jednak miał rację?


_____________________________

okej mamy to!! po 34 rozdzialach w koncu matty pocalowal sie z eliza sa jakies postepy w ich relacji

jeden zdecydowanie z dluzszych rozdzialow w tej ksiazce, ale chyba tez lepszych poniewaz poprawialam go z 10 razy przysiegam

mam nadzieje ze wam sie spodobal i ze cieszycie sie bardzo z tego ze w koncu cokolwiek sie wydarzylo

teraz juz z gorki

pamietajcie o komentarzu oraz gwiazdce

do nastepnego piatku!! kocham was<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top