✩ nine ✩







⸺ ☾ ELIZA ☽ ⸺





— Popierdoliło cię, Andrew. — spojrzałam na niego zaskoczonym wzrokiem, ponieważ nie spodziewałam się, że wpadnie na aż taki głupi pomysł. — Ja nawet nie wiem, co to jest spalony.

— Nauczysz się. — machnął lekceważąco ręką. — Z resztą i tak prawie każda dziewczyna idzie na mecz popatrzyć tylko na pięknych piłkarzy.

— Chcesz, żebym dołączyła do tego szanowanego grona? — powiedziałam sarkastycznie, wycierając szklankę. — Szkoda mi pieniędzy na jakiś mecz.

— Tym się nie przejmuj. — rzucił, na co ja spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. — I tak już kupiłem cztery bilety, więc jak nie pójdziesz to zmarnujesz moje cenne pieniądze.

 Czasem był naprawdę uparty.

 Od dłuższego czasu mówił mi o tym, że muszę kiedyś wyjść z nim i z Neilem, żeby poznać go lepiej. Niby miałam do tego okazję parę dni temu, ale nie wiem czemu zawsze tak jest, że non stop się z nim mijam. Nawet go nie widziałam na oczy u Andrew, a jestem pewna, że dostrzegłabym go nawet po dziesięciu shotach, ponieważ dzięki swoim rudym włosom był widoczny jak nikt inny. To wcale też nie tak, że sam z nim wychodził gdziekolwiek w dwójkę - z tego, co wiem za wszelką cenę starał się za każdym razem, żeby do tego nie doszło. 

— Cztery? — wstrzymałam na moment swoją pracę. — Wiem, że kilka razy ujebałeś matmę w liceum, ale nie wiedziałem, że było aż tak ciężko.

— Pójdzie jeszcze Cassie, żeby było ci raźniej. — puścił moją uwagę mimo uszu. — Ona na pewno ci wytłumaczy co to spalony.

— Cassie jest fanką piłki nożnej?

 Kiedy przeprowadziłam się do Birmingham, nie wiedziałam o tym, że tutaj każdy interesuje się tym sportem. Zabrzmi to śmiesznie, ale naprawdę mieszkańcy tego miasta są podzieleni na dwa obozy - kibiców Aston Villi lub Birmingham City. Nauczyłam się tych dwóch nazw klubów tylko i wyłącznie, dlatego ponieważ Andrew powiedział mi, że mogę źle skończyć, nie znając ich. Najwyraźniej w Birmingham ma się wpierdol, jak się nie zna podstaw. Dostałam też wtedy informację, że mam ogólnie najlepiej w ogóle nie odzywać się na temat piłki nożnej, jakbym kiedykolwiek zamierzała. Prawdą było to, że gdyby ktoś mnie spytał o ulubionego piłkarza, odpowiedziałabym Lewandowski, ponieważ byłby pierwszą odpowiedzią jaka przyszłaby mi do głowy, a nawet nie wiem w jakim klubie gra. Nieważne nawet było to, że niedawno był mundial, bo i tak nikogo więcej niż Ronaldo, Messi, wyżej wspomniany Robercik oraz duma narodowa Szczęsny, który obronił dwa razy karnego, bym nie znała.

A i jeszcze Mekambe.

Niby mieszkałam obok Leo, który grał tam w jakimś klubie razem z kimś kogo imienia wolę mówić, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy jest jakiś sławny lub coś w tym stylu, ponieważ nasza relacja opierała się na tym, że oboje lubimy koty. Nigdy nie widziałam na oczy, żeby ktoś podchodził do niego po jakieś zdjęcie. Nawet nigdy nie zastanawiałam się nad tym w jakim klubie gra, chociaż raczej przewidywałam, że w tej Aston Villi lub Birmingham City.

 To też nie było tak, że nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy po prostu nie zapierdala w jakiejś okręgówce, ponieważ był moim sąsiadem - a ja nie mieszkałam w żadnych pięciogwiazdkowym apartamencie z jacuzzi. Ciekawiło mnie to, ponieważ najwyraźniej inny kolega z jego klubu woził się samochodem wartym więcej niż całe mieszkanie Leo. Wątpię w to, żeby była aż taka różnica w podziału pensji.

  Andrew dalej przez kolejne pół godziny starał się mnie przekonać na pójście na mecz. Przez jego pierdolenie piłka nożna będzie mi się chyba śnić po nocach. Wyczekiwałam końca mojej zmiany jak nigdy przez całe swoje życie.

— A pamiętasz jak udawałem twojego chłopaka przed twoimi ojcem? — i to zwróciło moją uwagę. — Mogłabyś teraz odwdzięczyć się i pójść tylko ten raz na ten mecz.

— Kto w ogóle gra?

— Przecież powiedziałem, że są teraz Derby Birmingham. — spojrzałam na niego niezrozumiałym wzrokiem. — Dwa najlepsze kluby się ze sobą napierdalają.

— Ta cała Aston Villa i Birmingham City?

— Jestem pod wrażeniem, że chociaż tyle wiesz, ale Boże Święty ty dosłownie mieszkasz obok głównego napastnika Aston Villi. — wziął głęboki oddech. — Ty nawet nie wiesz ile osób by oddało nerkę za takiego sąsiada.

—  Przecież ty masz w to wyjebane. — zmarszczyłam czoło, opierając się rękami o blat. — Jak ci powiedziałam, że chyba jest piłkarzem, to powiedziałeś, że pewnie w wolnym czasie kopie sobie z bratem.

— Bo wtedy znałem tylko Matty'ego. — urwał na moment, ponieważ dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę kogo wspomniał.  — Ja dopiero go poznałem w piątek.

 Rozmawiałam z Andrew na temat tego wszystkiego, co się wydarzyło u niego, ale temat jego długoletniego przyjaciela zdawał się być najbardziej niewygodny z wszystkich. Oczywiście wyciągnęłam od niego jakieś tam informacje, bo chciałam wiedzieć, co się tak naprawdę wydarzyło, kiedy ja siedziałam z tym piłkarzykiem na tych lodowatych kafelkach w łazience, ale i tak wyciągnęłam mniej niż bym chciała.

 Gdyby nie Matty dalej bym nie wiedziała o tym, że poznali się przez jakieś Nottingham Forest, ponieważ tego Andrew nigdy mi nie powiedział.

 Nie robiłam mu jednakże żadnych wyrzutów dotyczących tego, ponieważ sama nie wyjawiłam mu tego c, co zrobiłam przed jego domem. Zostawiłam tą część tego dnia dla siebie. 

— To on też będzie grał na tym meczu? — spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem. — Chcesz iść na jego mecz?

— Będziemy kibicami Birmingham City. — wzruszył ramionami, jakby w ogóle go nic nie obchodziło. —Jak Aston Villa przejebie, będę szczęśliwy do końca swojego życia.

 Jedną z cech zodiakalnego skorpiona jest pamiętliwość oraz mściwość, a były to cechy, które idealnie opisywały urodzonego w listopadzie Andrew.

 Nigdy tego nie sprawdzałam, ale jestem bardziej niż pewna, że w księżycu oraz w ascendencie też wyszedłby mu skorpion.

— A to nie tak, że Aston Villa jest lepsza od Birmigham City? — rzucił mi spojrzenie spode łba. — Sam tak powiedziałeś.

 Nawet nie wiedziałem, że spowodowałam właśnie jego wywód, który trwał dobre ponad pół godziny i to nawet nie jest śmieszne. Niby nie wiedział nic o piłce nożnej, ale wystarczyła jedno drobne popchnięcie, żeby zaczął mi tłumaczyć, kto ma lepszą grę ofensywną, a kto defensywną, a kończąc na tym, kto ma ładniejszych piłkarzy.

 Myślałam, że zaraz zwariuje, dlatego co jakiś czas sprawdzałam godzinę na swoim telefonie. Wiedziałam już więcej o piłce nożnej w Anglii niż o tej w Polsce. Gdyby mój ojciec się o tym dowiedział, to by mnie wydziedziczył bez chwili wahania.

 Kiedy tak właśnie sprawdzałam godzinę, słuchając jego pierdolenia o zajebistości Jude'a Bellinghama, który zdradził Anglię, bo poszedł do Niemca, dostałam prawie zawału serca przez jedno z powiadomień.

mattycash662 zaczął/a cię obserwować

 Myślałam przez parę dobrych sekund, że mam już jakieś zwidy, dlatego weszłam aż specjalnie na instagrama i zaczęłam go odświeżać w nieskończoność, ale to nic nie dało. Powiadomienie z wyżej wymienioną treścią wciąż nie zniknęło.

— Andrew, kurwa. — przełknęłam ślinę, przerwawszy jego monolog. — Zaczął mnie obserwować.

— Kto?

—  mattycash662. — uśmiechnęłam się ironiczne, chowając telefon z powrotem do kieszeni. — Kocham swoje życie.

 Spojrzał na mnie niedowierzającym wzrokiem, ale ku mojej irytacji nie kontynuował zaczętego przeze mnie tematu i wrócił do swojego poprzedniego pierdolenia. Widziałam po nim, że moje słowa wyprowadziły go z równowagi, ale najwyraźniej nie chciał się dzielić z tym, co konkretnie miał teraz w głowie. Mogłam być naprawdę wyrozumiała w kwestiach, że to co się wydarzyło było dla niego niczym przyjemnym z resztą tak samo jak dla mnie, ale chciałabym, żeby pomógł mi przeanalizować fakt, że jego były przyjaciel postanowił nagle znaleźć mnie na instagramie. Nie miałam nawet dużej ilości follow, a zdjęcia nie miałam ani jednego. 

 Kiedy wracałam już z pracy do domu ze słuchawkami w uszach, nie mogłam przestać o tym myśleć. Doprowadzało mnie do szału to, że nie umiem wyrzucić kogoś takiego jak on ze swojej głowy. Nigdy bym też tego nie przyznała na głos, ale niejednokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy dobrze zrobiłam przywalając mu w twarz. Im dłużej czasu upływało od piątku, tym bardziej zaczynałam myśleć, że popełniłam błąd. Zareagowałam co najmniej tak jakby mnie zdradził, a tu nawet naprawdę nie chodziło o mnie; mi nic nie zrobił, tylko mojemu przyjacielowi.

 To nie znaczyło, że go lubię, ponieważ naprawdę za nim dalej nie przepadałam; wciąż nie zachował się w ogóle fair w stosunku do Andrew, a lojalność dalej dla mnie była ponad wszystko, ale nie musiałam go uderzać w żaden sposób. To on mną się opiekował, kiedy rzygałam i traciłam resztki godności, ale też w sumie nigdy by się to nie wydarzyło, gdyby nie nasze granie w nigdy w życiu.

  To wszystko było naprawdę takie pogmatwane.

 Jak trafiłam do swojego mieszkania, rzuciłam się od razu na łóżko, głośno wzdychając. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem zmęczona, a dochodziła dopiero dziesiąta wieczorem. Moja praca w barze w takie dni jak środa była znacznie więcej niż bezsensowna.

Z niechęcia sięgnęłam po telefon, żałując tego od razu.

mattycash662 chce ci wysłać wiadomość

mattycash662: przywiozę ci zaraz twoją kurtkę

  Jaka kurwa kurtka?

Potrzebowałam dobrych paru chwil, żeby zorientować się, że chodzi o tą starą ciemnozieloną kurtkę, którą musiałam zostawić najwyraźniej w jego samochodzie. Zupełnie o niej zapomniałam i założę się, że gdyby mi o niej teraz nie napisał, to może zauważyłabym jej brak za dobre parę tygodni.

Tak swoją drogą musiał się jakoś dowiedzieć, gdzie mieszkam, a możliwość była tylko jedna. Pieprzony sąsiad.

Najwyraźniej zamierzający mnie odwiedzić piłkarzyk mieszkał niesamowicie blisko mnie, w co wątpiłam, lub gdy pisał mi tą wiadomość już jechał samochodem, bo po zaledwie paru minutach usłyszałam dźwięk dzwonka.

Przez chwilę naprawdę myślałam, że najlepszą opcją będzie udawanie, że nie mnie nie ma. Nawet nie odczytałam napisanej przez niego wiadomości, więc tak naprawdę nie ma żadnych dowodów na to, że wiedziałam o jego niechcianej wizycie.

Wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić, po czym poszłam mu otworzyć drzwi. Nie mogę być aż taka idiotką; przecież specjalnie się fatygował, a to ja powinnam do niego po nią jeździć, gdybym chciała ją odzyskać.

— Nie bądź zła na Leo. —  uśmiechnął się słabo w moim kierunku, wręczając mi kurtkę. — On nawet nie wie, że tu jestem. — urwał na moment, po czym szybko poprawił się: — Znaczy się wie, bo mi podał dokładny numer, ale nie wiń go o to proszę.

 Gdy tak stał w progu i patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem, byłam w stanie mu ulec i nawet zaprosić go do środka, ponieważ naprawdę wszystko, co robił w tej chwili, było teoretycznie takie miłe i uprzejme z jego strony.

 Ale tylko teoretycznie.

 Wciąż był tym przyjacielem Andrew, który dość efektownie opuścił imprezę w piątek, rzucając kilka nie do końca miłych słów. 

— Nie musiałeś przyjeżdżać. — oparłam się o framugę. — Nawet nie zauważyłam, że ją zgubiłam.

— No cóż... — podrapał się zakłopotany po karku, ponownie posyłając mi niepewny uśmiech. — Wolałem ci ją po prostu zwrócić.

  — Niepotrzebnie się fatygowałeś. — zacisnęłam usta, zastanawiając się nad tym, czy powinnam powiedzieć to jedno słowo. — Ale to miłe z twojej strony.

 Czy nie potrafiłam  mu podziękować?

 Zdecydowanie tak.

  Byłam pamiętliwa bardzo, więc moim zdaniem tak naprawdę to nie zasługiwał na żadne podziękowanie. 

— Tak, tak. Miłe z mojej strony, masz rację. — nigdy nie widziałam go na oczy tak zakłopotanego. — Wiesz, gdyby miała dla ciebie ta kurtka jakąś wartość sentymentalną, to chyba czułbym się źle, że ją przejebałaś przez moje dziwne pomysły.

 Ta kurtka nie miała dla mnie żadnej wartości. Nawet nie pamiętałam, w którym sklepie ją kupiłam; to czy w ogóle  z niego jest.

 Ale z każdą chwilą było mi coraz to ciężej zachowywać się w stosunku do niego tak obojętnie. Gdybym normalnie zgubiła kurtkę i znalazłby ją ktokolwiek inny, to jestem pewna, że szybciej poszedłby opierdolić ją na jakimś lombardzie za grosze niż żeby mi ją zwrócić.

— Ja... — zaczęłam, biorąc głęboki oddech. — Chyba muszę wracać, bo robię kolację i zaraz ją spalę.

Nie robiłam żadnej kolacji, ponieważ moje najbardziej popisowe danie to tosty z serem.

Ale nie mogłam z nim dłużej rozmawiać.

— Ja też muszę lecieć tak właściwie, więc... — nie chciałam nigdy więcej krzyżować z nim spojrzenia w taki sposób. — Do zobaczenia, Lizzie.

 Lizzie.

 Gdy chwilę później zamknęłam drzwi, osunęłam się po ścianie na podłogę, biorąc głęboki oddech i wciąż trzymając tą głupią kurtkę, która już była przesiąknięta jego zapachem. Nawet nie wiem, jak było to możliwe. Boże Święty to była taka tragedia, powinnam była go zwyzywać a później udusić tą kurtką. 

 Mogę wmawiać sobie w nieskończoność, że go nie lubię, że mnie wkurwia jak nikt inny od dłuższego czasu.

 Szkoda tylko, że tak nie jest przez cały czas.

B yły momenty, jak chciałam ukręcić mu łeb i nie żałowałam niczego, co między nami się wydarzyło, ale były też chwile, jak specjalnie przychodził do mnie osobiście by oddać mi kurtkę. To było coś zupełnie skrajnego.

 Nie jestem pewna czy kiedykolwiek tyle myślałam o osobie, którą znałam parę dni.

ELIZA:

Pójdę na ten mecz
Zrobię nam nawet taki dojebany transparent na kibicowanie Birmingham City.

ANDREW:
Ja nam kupię koszulki :)

  Może cały wszechświat być przeciwko mnie, ale ja i tak przetrwam dopóki mam przy sobie takiego przyjaciela jakim jest Andrew.


______________________________


Wstawiam rozdzial po przejebanym meczu Aston Villi a teraz ogladam mecz Nicoli, wiec pliska niech przynajmniej Roma wygra 

 sorki ze troche dlugo czekaliscie ale juz szkola dala o sb znac i ciezej mi znalezc jest juz czas

mam nadzieje ze wam sie spodobalo dajcie znac w komentarzu najlepiej 

do nastepnego, kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top