✩ forty two ✩
⸺ ☾ELIZA☽ ⸺
Pomachałyśmy sobie i potrzebowałam zaledwie sekundę, żeby pożałować jej odejścia. Michał i Natalia od razu zaczęli zadawać pytania — niektóre mniej wkurwiające, a niektóre bardziej . Nie powinnam była może być aż tak zła o nich o to, że są znacznie bardziej dociekliwi niż mogłabym przepuszczać, ale kurwa bez przesady — są pewne granice, a pytanie Michała o to czy zamierzam teraz znowu uciec z domu nie było czymś, co ich nie przekraczało. Nie chciałam o tym naprawdę rozmawiać, ani nie uważałam ich za aż tak godnych mojego zaufania — i tak moim zdaniem wiedzieli za dużo. Ich wiedza powodowała we mnie strach, że kiedyś w końcu mój ojciec się dowie, a wtedy szanse na nasze ocieplenie kontaktu zmalałyby pewnie jeszcze bardziej.
Spotkanie Nicol było dla mnie jednocześnie pocieszające jak i... Niszczące? Nie wiedziałam nawet, jak to określić. Po prostu była dla mnie pewnego rodzaju zderzeniem z rzeczywistością, że naprawdę zaraz go zobaczę. Wątpiłam szczerze w to, żeby w ogóle przypuszczał moje przyjście na jego mecz, nawet gdyby Wojtek mu powiedział, no bo po co miałabym na niego iść? Matty wiedział, że wiem o piłce tyle samo co o matematyce. Znał mnie znacznie lepiej niż bym chciała, więc byłam pewna, że nie będzie jakoś wielce zaciekawiony trybunami, żeby mnie odnaleźć wzrokiem — jakby to w ogóle było możliwe na kilkunastotysięcznej widowni na tym Stadionie Narodowym.
Byliśmy odrobinę wcześniej, dlatego na dobre parę minut musiałam znaleźć cokolwiek do zajęcia. Wybór padł na napierdalanie w Subway Surfers, więc znudzona zaczęłam tą cholerną grę, licząc na to że ten mecz będzie trwał jak najmniej. Najlepiej, żeby sędzia nie dodawał żadnego doliczonego czasu.
Nie zwróciłam uwagi na to, jak bardzo się wkręciłam w to uciekanie przed policją, więc czas mi minął jakby dosłownie w minutę.
— Wstań do hymnu. — mój tata upomniał mnie, co było spodziewaną konsekwencją mojej gry. —Zaraz będzie.
Przewróciłam oczami, ale pokiwałam głową.
Atmosfera na Narodowym była niezwykła, szczerze mówiąc. Wiedziałam, że to gigantyczny stadion. Byłam na nim parę lat temu na koncercie Dawida Podsiadło i Taco Hemingwaya, jak przeżywałam swoją ogromną fazę na nich. Jednakże teraz — gdy byłam na meczu — wszystko było zupełnie inne. Wszyscy ludzie dookoła mnie byli dosłownie chodzącymi flagami Polski. Ja sama miałam na sobie biało — czerwony szalik, który dał mi wujek, kiedy dowiedział się, że nic nie mam. Nie miałam dobrego humoru tak jak wszyscy inni mnie otaczający, lecz czułam się znacznie lepiej słuchając tego całego hałasu niż jak byłam wcześniej z samą Natalią i Michałem, którzy nie chcieli dać mi spokoju. Być może radość kibiców zadziała lecząco na mój spierdolony humor.
Zostałam wcześniej ostrzeżona, żeby wstać, gdy zacznie się hymn, ale teraz nie byłam już taka pewna czy to zrobię.
Wystarczyło mi zaledwie zobaczenie wchodzącego na boisko Matty'ego za rączkę z jakimś dzieckiem. Zastygłam w kompletnym bezruchu. Wszyscy dookoła mnie krzyczeli, śpiewali lub głośno rozmawiali, lecz wszystko wydawało mi się jakby wyciszone w tym momencie. Sekundy mijały jak wieczność.
Wyglądał tak samo, jak go zapamiętałam. Dopiero w tej chwili uświadomiłam sobie, że nigdy wcześniej nie widziałam go na boisku. Boże, czuję się jakby minęły wieki od naszej ostatniej rozmowy, a przecież minęło trochę ponad miesiąc.
To było śmieszne.
Tak się stresowałam, że powoli nawet brzuch zaczynał mnie boleć. Nie potrafiłam zabrać od niego wzroku, pomimo tego, że i Michał, i Natalia dawno już to zauważyli moją uwagę skupioną na nim. To było przerażające. Marzyłam o tym, żeby to już się skończyło.
Nigdy nie miałam żadnej wady wzroku, wiec bez problemu dostrzegłam jak bardzo poważny ma wyraz twarzy. Było to dla mnie coś niespotykanego. Spodziewałam się raczej tego, że od razu po hymnie krzyknie jakiś żart do Nicoli lub na odwrót, a teraz było bliżej mi do myślenia, że bez słowa z kimkolwiek zacznie swoją grę.
Miałam nadzieję, że dobrze mu pójdzie.
— Oby ci dobrze poszło. — wymamrotałam sama do siebie, podążając wzrokiem za każdym jego krokiem.
Nie życzyłam mu źle. Nigdy to się nie zmieni.
Wstałam do hymnu i może nie darłam mordy, jak ludzie za mną i przede mną, lecz starałam się jak mogłam wczuć w atmosferę. To było tego warte.
Naprawdę uważałam, że reprezentacja Polski poradzi sobie na luzie z tymi Czechami. Nie znałam się dobrze na piłce, ale Czechy? Brzmiały tak jakby chujowo grali w piłkę, wiecie co mam na myśli. To Polska ma przecież dostęp do morza, więc to oczywiste, kto jest lepszy.
Dlatego tak samo, jak wszyscy dookoła mnie, nie rozumiałam kompletnie, co się dzieje w momencie, gdy po zaledwie trzech minutach było już dwa do zera i nie dla Polaków rodaków.
Mój ojciec już wyzywał Szczęsnego od kurw, a Janka nazywał już wyłącznie Betoniarkiem, narzekając na brak Glika. Oczywiście mój wujek musiał mu przytaknąć i tak się to skończyło, że musiałam ich słuchać, tak jak każdy blisko nas. Najciężej było znieść, gdy padło na obrażanie Matty'ego, który zawalił drugą bramkę.
— Tak to jest jak się wprowadza jakieś jebane farbowane lisy do reprezentacji, co nic po polsku nie umieją. — usłyszałam, z trudem utrzymując obojętność. — Pewnie gdyby nie to, że jest za słaby na Anglię, to nigdy by o Polsce nie pomyślał.
Nie włączałam się w ich dyskusję i starałam się ją zignorować, jak najbardziej potrafię, skupiając się wyłącznie na zawodniku z numerem dwa. Coś mi nie pasowało. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak gra, ale tak łatwo przegrać pojedynek biegowy? To nie było jak on, przecież on gra w pieprzonej Anglii, jak mógł dać się tak łatwo ograć bandzie amatorów.
I miałam rację.
Koło dziesiątej minuty coś się mu stało. Przestraszyłam się nie na żarty, ponieważ upadł na murawę zupełnie od tak.
Aż część mnie chciała krzyknąć z przerażeniem, co się dzieje, ale nie mogłam tego zrobić.
Dlatego, przełykając głośno ślinę, wpatrywałam się na murawę i pędzących w jego stronę medyków.
— Chyba schodzi. — powiedział Michał z wyraźnym zdziwieniem.
I tak naprawdę się zdarzyło. Ratownicy zajęli się nim chwilę, po czym zszedł w ich asyście z boiska, lekko utykając.
Było mi naprawdę przykro. Nie widziałam doskonale jego twarzy z takiej odległości, lecz w jednym momencie stanął pod dobrym kątem i wtedy...
— Dobrze, że schodzi może mniej spierdoli.
Zmrużyłam ze złością oczy, obracając się w stronę Michała.
— A tobie co? Sam lepiej byś tej piłki w życiu nie kopnął, więc zamknij mordę.
Od razu po wypowiedzeniu tych słów, wróciłam do patrzenia na murawę.
Czy wszystko jest w porządku? Co się stało? Czy ktokolwiek z nim tam zostanie?
Coraz to więcej pytań pojawiało się w mojej głowie. Martwiłam się, choćbym nie przyznała tego na głos nawet za dobrego kebaba. Wolałabym znacznie bardziej mieć w tej chwili kompletnie wyjebane, lecz najwyraźniej było to coś dla mnie awykonalnego.
Przerwa w grze trwała już dobre parę minut, a z racji, że wszyscy dookoła mnie najbardziej przejmowali się tym jak niedokładne zagrania ma Zielu, wyciągnęłam z kieszeni telefon. Chciałam odwrócić od czegoś uwagę, ponieważ moje myśli tylko krążyły wokół niego.
Zdziwiło mnie parę nieodczytanych wiadomości z instagrama.
od nicolluzardi:
Weź może idź do niego
Chłop chyba mentala ma
Nicola mi kiwie z ławki, że ja mam iść
Nie ma takiej opcji kurwa
uratuj mnie błagam :CCCC
Wybałuszyłam oczy, widząc to co ona ode mnie oczekiwała.
do nicolluzardi:
Jesteś nienormalna
od nicolluzardi:
Uratuj mi dupę no błagam
Za to że zawiozłam cię na to lotnisko
Zmrużyłam ze złością oczy, biorąc głęboki oddech. Przeklęłam cholerną Nicol w głowie już chyba ze sto razy.
Życie jak zwykle musi mi stawiać przeszkody na drodze o wysokości dziesięciu żyraf.
Jednakże nie mogłam zaprzeczyć temu, że bardzo chciałabym wiedzieć, co mu się stało. Martwiłam się i to cholernie, a to mogła być okazja na ukojenie moich myśli, jakkolwiek chujowo to brzmi.
— Idę do kibla. — rzuciłam, żeby nie było, ale wszyscy mieli to kompletnie gdzieś. — A okej.
Dopiero jak wstałam i przecisnęłam się jakimś cudem do wyjścia, wiedziałam, że Michał odprowadza mnie wzrokiem
Niech się nie zesra brat od siedmiu boleści.
do nicolluzardi:
co powiedzieć, żeby mnie wpuścili?
Odpowiedź nadeszła natychmiast
od nicolluzardi:
podejdę z tobą do ochroniarzy
ja mam wejściówkę
do nicolluzardi:
Mam być przy kiblach?
od nicolluzardi:
Może być
Liczyłam sobie ciągłe w głowie do dziesięciu, starając się uspokoić jak mogę. Byłam przestraszona, ale skoro miałam już tam do niego iść, to powinnam być bardziej spokojna. To przecież on doznał kontuzji po raz kolejny w przeciągu trzech miesięcy.
Boże, kogo ja okłamuje? Chyba tylko siebie. To jest tak bardzo głupie posunięcie, nie powinnam do niego przecież iść. On nawet nie wie, że tu jestem — jak po prostu pojadę sobie po meczu z powrotem do hotelu, a potem jak nigdy nic wrócę do domu rodzinnego, świat się nie zawali. Tak byłoby lepiej dla mnie i dla niego.
Ale czy ja kiedykolwiek myślałam rozsądnie, jeśli chodzi o niego?
— Długo nie minęło. — Nicol miała kaptur na głowie, ale jej włoski akcent rozpoznałabym nawet przez sen. — Żeby nie było, ja nie chcę żebyście się pogodzili. Jest zjebany, ale jeszcze bardziej nie chcę z nim siedzieć jak jakaś kretynka.
— Rozumiem.
— Możecie nawet się pokłócić. — nie przerywała swojego monologu. — Z tego co wiem od jego rodziców, to jest dość przybity i nie chcę z nikim...
— Jego rodziców?!
— No zawsze są praktycznie na każdym meczu reprezentacji, mogłaś się domyślić. — zdawała się kompletnie nie zauważać mojego przerażenia. — Wychilluj, nic ci nie zrobią. Baśka pewnie się ucieszy.
Miałam ochotę dosłownie dać nogę i wrócić do marudzącego Michała.
Boże, jaka ja jestem głupia. Po co w ogóle miałby chcieć, żebym to ja przychodziła, skoro odtrącił własnych rodziców? Nie powinnam była tutaj przychodzić. Nie rozmawiamy ze sobą. Zakończyliśmy naszą śmieszną relację. Jestem żałosna, przychodząc tutaj.
Nie powinnam się tak o niego martwić.
— No ja nie wiem czy to...
— Nie bądź pizdą, Eliza. — gdyby ktoś mi powiedział jeszcze miesiąc temu, że będę słuchać się Luzardi, to zaśmiałabym mu się prosto w twarz. — Inaczej Nico się na mnie wkurzy, że zaś mam jakiś problem do tego idioty, a mi się nie chce znowu z nim o to kłócić.
Właśnie.
Idę do niego, żeby spełnić jej przysługę. Nie dlatego, bo się cholernie martwię ani nie potrafię o nim zapomnieć, pomimo tego jak bardzo mało czasu wspólnie spędziliśmy.
Pokiwałam powoli głową, po czym poszłam za nią, przepychając się przez ludzi. Mimo, że druga połowa już się zaczęła, masa kibiców jeszcze nie weszła nawet do środka, co jeszcze bardziej utrudniało nam sprawę.
Kiedy stanęliśmy przed ochroniarzami, którzy początkowo od razu chcieli nas wyrzucić, myślałam już, że się nie uda, serio.
Czy to nie byłby jakiś znak?
— Pani Luzardi nie możemy wpuszczać osób trzecich do piłkarzy bez tego. — wskazał palcem na jej wejściówkę. — Takie są zasady.
Chciałam już odpuścić, lecz ona nie dawała za wygraną.
Tak bardzo nie chciała z nim siedzieć.
— Na pewno Matty będzie bardzo szczęśliwy, jak nie wpuścicie jego dziewczyny, bo zgubiła wejściówkę.
Spojrzałam na nią od razu wkurwiona, na co ona jedynie nadepnęła mi na nogę, dając jasny znak zamknij mordę.
— Ona to dziewczyna Casha?
— Tak.
Ochroniarz spojrzał na mnie oceniającym wzrokiem, po czym westchnąwszy odszedł od nas na parę kroków, żeby najwyraźniej porozmawiać z kimś przez słuchawkę.
— Jak się nazywasz?
Uniosłam głowę najwyżej jak potrafię.
— Powiedzcie mu, że Lizzie przyszła.
Starałam się, żeby mój głos brzmiał najpewniej, jak się da.
Ochroniarz powiedział ponownie coś do kogoś przez swój komunikator, po czym kiwnął głową w moją stronę i ku zadowoleniu Nicol, zostałam wpuszczona.
Żeby jeszcze było śmiesznej, mężczyzna nałożył mi nawet na szyję podobną wejściówkę do Nicol, mówiąc coś o tym, że następnym razem powinnam bardziej o nią dbać. Ciężko było mi utrzymać powagę.
Zostałam poprowadzona masą korytarzy, żeby na końcu stanąć przed jednymi drzwiami. Wtedy ochroniarz mi zapowiedział, że za nimi jest on i jego rodzice, jeśli dalej nie mieli ochoty wyjść pomimo jego próśb. Zanim zdążyłam zadać jakiekolwiek pytanie ten się ulotnił i zostawił mnie samą. To nie poprawiło mojej pewności ani trochę.
Teraz albo nigdy.
Nacisnęłam klamkę drzwi i po paru sekundowym zawahaniu otworzyłam je, wchodząc do środka. Serce biło mi chyba z dwieście kilometrów na godzinę. Stresowałam się jak cholera.
Miałam masę pytań w głowie bez odpowiedzi. Dajmy na przykład takie — czy mój pierwszy kontakt z nim będzie wyglądał, tak jak te wszystkie przerysowane sytuacje z seriali netflixa? Wiecie, że wpadniemy sobie od razu w objęcia, zaczniemy się przepraszać lub coś w tym stylu. Tandetne zachowanie w chuj, podsumowując ogólnie — jeśli w ogóle zachowanie można określić słowem tandetne.
— Lizzie?
Podniosłam głowę i spotkałam te doskonale znane mi niebieskie oczy, które w tym momencie były pełne niedowierzania.
Przynajmniej nie był zły.
Siedział na lekarskim łóżku podparty poduszkami od tyłu jeszcze w swoim meczowym stroju. Jego prawa łydka była obandażowana, a oprócz tego cała noga była wyprostowana — w przeciwieństwie do lewej, którą miał luźno podkurczoną. Nie wydawało się go aż tak to boleć, ponieważ jego wzrok bez przerwy pozostawał skupiony na mnie, a objawy jakiegokolwiek bólu zdecydowanie nie były widoczne na jego twarzy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się tak, jakbym nie miała języka. Być może brzmi to tak typowo, ale hej co miałam teraz powiedzieć? W ogóle tego nie przemyślałam ani trochę.
I żeby było jeszcze śmieszniej w tym momencie właśnie zorientowałam się, że przecież nie jesteśmy wcale sami.
Rodzice Matty'ego — wiernie wspominana przez niego Baśka oraz troszkę rzadziej Stuart, wpatrywali się we mnie z szokiem nie mniejszym niż ich syn.
Nie powinnam była tu przychodzić, Boże przenajświętszy.
Może wmówię sobie, że zrobiłam to dla fabuły? To jest bardziej sensowne wytłumaczenie już niż to, że dlatego bo Luzardi mi kazała.
— Ja...
Szybko urwałam, ponieważ, jak już wspominałam, nie za bardzo dysponowałam w tej chwili rozbudowanym wysławianiem się.
— Tato, mamo możecie na chwilę wyjść? — spytał swoich rodziców, nie kończąc ze mną kontaktu wzrokowego. — To nie potrwa długo.
To prawda
Długo mu nie zajmie powiedzenie mi, że mam spierdalać i już nigdy nie pokazywać mu się na oczy.
Usłyszenie jego głosu po takim czasie było dziwnym doświadczeniem. Nasza ostatnia rozmowa natychmiastowo pojawiła się w moim umyśle, a już zwłaszcza jej zakończenie — w skrócie zdecydowanie nie będące jakieś rzygające tęczą bajkowe rodem z Disneya. To straszne jak mało czasu minęło, jeśli się pomyśli o tym, jak bardzo dalej mnie to w głębi boli.
Jego rodzice zdawali się kompletnie nie wiedzieć kim jestem, lecz zgodnie ze słowami swojego syna ruszyli w kierunku drzwi, a z racji że w nich stałam, to musiałam się dla nich przesunąć. Zachowywałam się w tej chwili jak jakiś pieprzony robot, będąc kompletnie nieskupiona na niczym poza nim.
— Mam nadzieję, że to ty jesteś tą Elizą.
Usłyszałam ciche słowa jego matki, które spowodowały, że zamarłam w jeszcze większym bezruchu — o ile w ogóle jest to możliwe. Byłam w wielkim błędzie, pochopnie licząc na anonimowość. Najwyraźniej Matty nie trzymał języka za zębami, tak jak myślałam, że robił. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest żaden pstryczek w nos w jego stronę — po prostu on nigdy nie był chętny na dzielenie się z kimkolwiek jakimikolwiek informacjami o naszej relacji.
Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, ponieważ opuściła to pomieszczenie wraz ze swoim mężem.
Może i dobrze pomyślałam, bo nie wiem, co bym mogła jej odpowiedzieć.
— Nie wierzyłem w to, że tutaj jesteś.
Po wypowiedzeniu tych słów przez niego dostrzegłam ten doskonale mi znany blask w jego oczach, przez który miałam ochotę krzyczeć. O mój Boże, czy mi naprawdę go aż tak brakowało? Aż tak uzależniłam się od jednej osoby w tak krótkim czasie?
To było zbyt niebezpieczne.
— Spełniam przysługę, Nicol. — powiedziałam bez głębszych rozmyślań i zaraz po tym poczułam chęć uderzenia się w twarz. — Wiesz Nico chciał ją wysłać tutaj, a ona nie chciała i mnie w to wrobiła.
Przychodzenie tutaj to był tak bardzo zły pomysł.
Czułam się tak, jakby moje ledwo pozszywane rany właśnie puszczały po kolei szwy.
Przynajmniej jeszcze nie wylewa się z nich na nowo krew.
— Rozmawiasz z Luzardi?
Wiedziałam, że go najprawdopodobniej zraniłam tymi słowami sprzed chwili, ale nie dał sobie tego poznać. Był znacznie lepiej przygotowany niż ja — jakby to on wszedł mi nagle drzwiami do pokoju, nie na odwrót.
— Eee.... Nie? — zmrużył oczy, więc natychmiast się poprawiłam, bo zabrzmiałam za bardzo pytająco. — Wpadłam na nią przed meczem i tyle.
Wiedziałam, że wciąż się nie lubili, delikatnie mówiąc. Byłam tego pewna, bo niektóre rzeczy na tym pieprzonym świecie nigdy się nie zmieniają — wiecie jak na przykład to, że Jake Gyllenhaal jest zjebany — tak samo właśnie jest z nienawiścią do siebie nawzajem Matty'ego i Nicol.
To nie tak też, że naprawdę nawzajem się kochałyśmy. Po prostu zaczęłyśmy się jakoś akceptować — nie można każdego nienawidzić, prawda? Moja lista wrogów byłaby dłuższa niż byłych Taylor Swift, gdybym nigdy chociaż nie wyciągała skrawka ręki na choćby jakiś słaby kompromis.
— Planujesz tak stać czy... — wskazał mi dłonią na krzesło, znajdujące się przy ścianie. — Usiądziesz? To dziwnie tak patrzeć na ciebie od dołu, a myślę, że trochę porozmawiamy.
I to zdanie coś przełamało, ponieważ z moich ust wydobyło się krótkie parsknięcie, co z kolei u niego spowodowało lekkie podniesienie kącików ust
Było i tak w c h u j dziwnie.
Nie wiem nawet, jak to dokładnie opisać, ale czułam się tak jakby minął co najmniej z rok od naszej ostatniej rozmowy. Jakbyśmy byli już zupełnie innymi ludźmi, a tak zupełnie nie było. Matty dalej miał na ręce resztki siniaka, który zdobył we Włoszech przez idiotyzm jego przyjaciela. Mi z kolei wciąż odrastała ta cholerna dziura w brwiach przez mój błąd podczas regulacji pęsetą przed urodzinami Zalewskiego.
To nie był wcale rok — tylko jeden miesiąc i musiałam to przyjąć do wiadomości, i normalnie z nim porozmawiać.
Zajęłam miejsce na krześle, starając się wydobyć z siebie jak najwięcej odwagi.
Ale pewność siebie była jeszcze głębiej ukryta we mnie niż szczerość.
— Nie wydajesz się aż tak przejęty swoją kontuzją.
— Byłem przejęty do momentu, jak cię nie zobaczyłem.
Przełknęłam głośno ślinę, czując się tak jakby nagle wyrosła mi tam jakaś gula.
A on wciąż nie przestawał mnie świdrować swoimi niebieskimi oczami.
Nie tak miało być.
Ale jak niby miało?
— Nie mów mi takich rzeczy, proszę.
Moja błaganie w głosie najwyraźniej go zaskoczyło, ponieważ zmarszczył odrobinę swoje brwi, przekierowując na moment swoje spojrzenie na obandażowaną nogę, jakby faktycznie w ten sposób chciał sobie przypomnieć, że właśnie został zdjęty z boiska przez kontuzję.
Byłam ważniejsza niż możliwe przegranie gry w piłkę na parę tygodni lub gorzej miesięcy?
Przeniósł ponownie swój wzrok na mnie, po czym uśmiechnął się.
— Wiesz o czym myślę? — było to pytanie retoryczne, dlatego od razu kontynuował: — Nie wiem czy pamiętasz, bo to dość mała sprawa. — urwał na chwilę, po czym się poprawił: — W sensie dla mnie nie, ale nie wiem jak dla ciebie. Zastanawiam się nad tym czy pamiętasz, co ci powiedziałem tuż przed imprezą, jak śmiałaś się z moich zajebistych koszul, twierdząc że każda jest gorsza od drugiej.
Czy ja pamiętałam?
To powinno być kolejne pytanie retoryczne.
— Powiedziałeś, że będę musiała sama się ciebie pozbyć. — nie zdziwił się ani trochę tym, że wiedziałam. — Że nie dasz mi spokoju.
Nie musiałam nad tym długo myśleć.
— Więc chyba zdajesz sobie sprawę, że nie odpuszczę kolejny raz tak łatwo i nie wrócę do Birmingham bez ciebie?
Zamarłam, starając się dokładnie posegregować myśli w głowie.
Marnie mi to wychodziło.
— Ja...
— Wiem, co między nami zaszło, ale nie musimy do tego wracać. — najwyraźniej starał się przesunąć w moją stronę, ale marnie mu to wyszło, dlatego szybko się poddał. — Zacznijmy od nowa.
Zaśmiałam się.
— Matty, ja nie chcę nic mówić, ale to chyba byłoby nasze trzecie od nowa.
— Chuj mnie to obchodzi. — pokręcił głową. — Wiesz, właśnie dałem dupy w meczu i przeze mnie po części raczej ciężko będzie im wyjść na prowadzenie, ale nie myślę o tym zupełnie.
— Brzmisz tak jakbyś się przygotował na moje przyjście.
Trafnie spostrzegłam, na co on zamiast zaprzeczyć, uniósł lekko swoje kąciki ust.
— Pamiętasz, jak kiedyś Nicola wspominał o snap mapie?
Spojrzałam na niego, nie mogąc kompletnie uwierzyć w jego słowa.
Aż ciężko mi było w to uwierzyć.
— Stalkowaliście mnie?
— Oczywiście. — nie zawahał się na ani moment. — Gdyby nie to. — wskazał na swoją nogę. — To i tak dopadłbym cię za góra dwa dni, nieważne w jaki sposób. Odkąd Wojtek cię zobaczył, uznałem że to musi być jakiś pierdolony znak czy coś. Nie wiem, nie wierzę w horoskopy, ale wiesz co mam na myśli. — podniósł ponownie na mnie swój wzrok, uśmiechając się lekko. — Ale ty sama do mnie przyszłaś.
Do tej chwili myślałam cały czas, że jednak Szczęsny mnie jakoś przeoczył — no cóż, przeliczyłam się.
— Przeznaczenie?
— Tak.
I gdy na mnie tak patrzył pełny nadziei, miałam naprawdę ochotę zgodzić się z każdym jego słowem i przysięgnąć, że tak oczywiście wrócę z tobą do Birmingham.
Jednakże szybko od razu do mojej głowy wracała szara rzeczywistość, w której jestem uwięziona w domu z moim ojcem, jego przyszłą żoną oraz szczurem. Nie miałam dość pieniędzy, żeby iść na swoje samodzielnie. Minął zaledwie miesiąc.
To nie jest żadna bajka czy baśń Andersena, że wszystko jest takie łatwe i kończy się dobrze dla głównego bohatera, chociaż może jednak jest i jestem w niej czarnym charakterem? Nie wykluczałam żadnej możliwości, bo nie byłam pierdolonym pisarzem mojego życia, a jedynie niewolnikiem narzuconych mi decyzji, które zamieniły moje życie już dawno w coś, czym nigdy być nie miało.
Nie mam pojęcia kim jestem.
Nie sądziłam, że przychodząc tutaj, będę z nim rozmawiać o takich sprawach. Nie spodziewałam się takich wyznań z jego strony.
— Nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie, Matty. — te słowa ciężko wyszły mi przez gardło, ale tak było najlepiej. — Przyszłam tutaj przez szereg różnych zdarzeń, które nas doprowadziły do tej chwili, a nie przez jakieś pieprzone przeznaczenie. — wzięłam głęboki oddech. — Przyszłam jako przyjaciółka?, żeby jakoś cię wesprzeć i poprawić ci humor, ponieważ znowu się połamałeś. Nie dlatego, żeby snuć z tobą plany o moim powrocie do Birmingham, bo to niemożliwe i powinieneś o tym wiedzieć.
Może byłam głupia? Może miałam za bardzo zamknięty umysł?
A może się bałam?
Moim celem nie było zdecydowanie powrót do tego, co było kiedyś — nieważne, jak długo Matty by pierdolił o kolejnym nowym początku, nic nie byłoby przecież nowe.
Jedna część mnie krzyczała, żeby wpaść mu w ramiona, że jeszcze nie jest za późno — muszę się zgodzić na wszystko i być szczęśliwa bardziej niż kiedykolwiek.
Ale czy to tak by wyglądało, jakbym się zgodziła?
Za bardzo mój umysł to idealizował.
— Niemożliwe? — przewrócił oczami z jasną kpiną. — Niemożliwa to jesteś tutaj jedynie ty, ponieważ wmawiasz sobie, że tak będzie lepiej.
— A nie będzie? Jak to sobie w ogóle wyobrażasz?
— Zrobiliśmy już po twojemu i siedzimy teraz, i rozmawiamy, a mieliśmy już nigdy więcej tego nie robić. — zaczął powoli już być zdenerwowany, ponieważ najwyraźniej ta rozmowa przestała kompletnie przebiegać po jego myśli. — Zrobiliśmy po twojemu i zarówno ja, jak i ty byliśmy...
Urwał, jakby nie chciał wypowiadać tego słowa na głos.
Ale ja doskonale wiedziałam, co chciał powiedzieć.
I choćby nieważne, jak bardzo prawda by to była, nie mogłam mu przyznać racji.
Nie wmówi mi, że był przez ten cały czas nieszczęśliwy. Śledziłam każdy jego krok i zachowywał się identycznie, jak przez cały czas, bez żadnych odchyleń.
— Czy ty właśnie chciałeś powiedzieć nieszczęśliwi? — spojrzałam na niego z kompletnym niezrozumieniem - miałam nadzieję, że dobrze udawałam. — Minął jeden miesiąc. Jesteś sławnym piłkarzem i nie będziesz miał żadnego problemu ze znalezieniem nowego towarzystwa, więc odpuść sobie.
Zabiję Nicol Luzardi.
— Mam naprawdę uwierzyć, że lepiej ci tutaj? W Polsce?
Zacisnęłam usta, modląc się o niezłamanie się.
Wolałabym wrócić do przyjaźni z Andrew niż wracać do mojego domu rodzinnego.
— Tak. — nie było słychać w moim głosie żadnej wątpliwości. —Jestem tutaj, dlatego bo mnie Nicol poprosiła. Nie dlatego, bo za tobą tęsknię.
Przesadziłam i byłam tego w pełni świadoma.
Wiedziałam, że go zraniłam. Patrzenie na to jak jego radosny błysk w oczach znika to była dla mnie prawdziwa tortura. Czułam się okropnie, tak jakby właśnie pewna część mnie pękała i rozpadała się na malutkie kawałeczki — i tak wiem, zdaję sobie sprawę jak tandetnie to zabrzmiało, lecz co ja mogę?
Nie mogłam się cofać. Musiałam iść do przodu, jakkolwiek bolesne to być miało. Nie powinnam do niego przychodzić i pozwalać sobie na ponownie grzebanie w przeszłości.
Jednakże, jak minęłam Kady w korytarzu, całe moje współczucie ulotniło się jak za dotknięciem magicznej różdżki.
Jak wcześniej czułam jedynie pęknięcia, to teraz poczułam tylko jeden trzask.
Czyli to wszystko było kłamstwem?
_____________________________________
Kolejny po tym moze sie odrobine opoznic z gory juz mowie poniewaz koncza mi sie rozdzialy do przodu i musze nadrobic
mam nadzieje ze rozdzial wam sie spodoba
dajcie znac w komentarzu dla motywacji zebym cos napisala w ten weekend wiecej
pamietajcie o gwiazdce
do nastepnego, kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top