✩ forty three ✩




⸺ ☾MATTY☽ ⸺



— Znasz zasady, więc ja dalej nie rozumiem czemu nie znajdujesz się na lotnisku, żeby polecieć pierwszym samolotem z powrotem do klubu. Już trzeci dzień na ciebie czekamy.

Żelazny ton Emery'ego z jego jeszcze bardziej śmieszniejszym akcentem powodował ból moich uszu, ale nie zamierzałem się poddać.

— Nic się nie stanie jak rozpocznę rehabilitację za parę dni, jest dalej przerwa reprezentacyjna, a...

Przygotowałem się starannie przed tą rozmową. 

— Nie chcę tego słuchać, Matty. — przerwał mi ostro. — Wiesz ile kosztuje kara?

— Sto dwadzieścia tysięcy funtów za każde czterdzieści osiem godzin. — wyrecytowałem bez żadnego zawahania.

— Sprawdzałeś?

— Tak, trenerze. — prawie się zaśmiałem, ponieważ Nicola wybałuszył oczy po usłyszeniu tej sumy, ponieważ podsłuchiwał wierne każde słowo. — Liczyłem, ponieważ nie będzie mnie łącznie z pięć dni i nie wiem czy będę musiał płacić za cztery czy za sześć dni, czy może to się dzieli.

I oczywiście ten idiota po usłyszeniu tych słów, zaczął się tak śmiać, że musiałem na chwilę się wyciszyć, żeby należycie go opierdolić.

Z Emerym trzeba się obchodzić jak ze szklanką, inaczej ławka do końca sezonu i transfer do Puszczy Niepołomice.

— Chcesz zapłacić prawie milion funtów?

— N-nie, znaczy tak, ale chciałbym coś wynegocjować, bo przecież nic by się nie stało, jakbym wrócił później. — wziąłem głęboki oddech. — Ja wiem, trener wie, jak wyglądają treningi w klubie w czasie przerwy reprezentacyjnej. 

W skrócie — dla zasady są wpisane, ale tak naprawdę to głównie się gra w zbijaka lub berek kibelek, ponieważ nikomu nic się nie chce. To taka niepisana zasada w każdym klubie, o której, broń Boże, nie mogą się dowiedzieć media. 

Mój przyjaciel, widząc moją poważną minę, nie wytrzymał. 

— Jak ty pierdolisz, popłacze się. — rzucił ze śmiechem, na co ja spojrzałem na niego wściekłym wzrokiem — Okej, okej już jestem cicho.

Usłyszałem głośne westchnięcie mojego trenera.

Miałem nadzieję, że nie słyszał komentarza tego gówniarza. 

— Porozmawiam z zarządem, jeśli wyjaśnisz mi prawdziwy swój powód. — przez drugą część zdania, przełknąłem ślinę po raz kolejny podczas tej rozmowy. — Bo chęć spędzenia więcej czasu z kolegami z reprezentacji? Jak ten cały Zalewski, czy jak mu tam, to codziennie mu obrabiasz dupę, jakbyście mieszkali metr od siebie. Chyba wystarczy wam zacieśniania więzi.

Nicola już chciał coś powiedzieć, ale uprzedziłem go, zakrywając mu dłonią usta.

Byłem przekonany, że sam napierdala na mnie Dybali lub Lorenzo. Niech teraz nie udaje, że jest jakiś świętym. 

— Może z Nicolą więcej rozmawiam panie trenerze, ale na przykład z Robertem Lewandowskim? Pół roku musiałem z nim chodzić na rowerek wieczorem, żeby zapracować na obserwację na Instagramie.

Zdecydowałem się odrobinę przełamać, bo ile mogę udawać, że wcale nie jestem idiotą? Bycie poważnym człowiekiem jest męczące.  

Musiałem docenić to, że dzisiaj wyjątkowo trafiłem na Unaia w dobrym humorze. 

Znaczy się i tak miał trochę kija w dupie, ale przynajmniej odebrał, a to już można uznać za uprzejmość. 

Dobra, w porządku....

— O boże, kocham pana trenera. — przerwałem mu w połowie zdania, podnosząc lekko głos. — Jest pan zajebisty, zawsze wiedziałem, że tak głęboko w środku woli mnie Pan od Younga...

Prawie aż podskoczyłem z radości. 

— Czy ty myślałeś, że ja wolę tego emeryta od ciebie Matty? Nie rozśmieszaj mnie. — rzucił z lekkim zdziwieniem, po czym wrócił płynnie do swojego znacznie poważniejszego tonu: — A więc możesz zostać w tej Warszawie póki co, ale jeśli chociaż usłyszę lub nawet gorzej zobaczę, że gdzieś się pałętasz bez swoich przyjaciół, to będziesz miał dodatkowe parę godzin codziennie na siłowni do końca sezonu.

Przełknąłem ślinę, ale czego się nie robi dla dziewczyny?

W ten oto sposób uzyskałem zgodę na pozostanie w Polsce na okrągłe jeszcze siedem dni — ponieważ Emery powiedział mi, że najlepiej jakby już został do końca zgrupowania. Nie powiem, że było to łatwe, ponieważ początkowo serio rozważałem zapłacenie po prostu tych kilkaset kafli, lecz szybko wybił mi to z głowy Nico, stwierdzając że już lepiej żebym upozorował swoje własne porwanie.

Z uśmiechem na twarzy rzuciłem się na swoje łóżko, kompletnie ignorując wzrok mojego przyjaciela.

— Co ci teraz się przestawiło,że nagle taki szczęśliwy? Dwa dni katowałeś Olivię Rodrigo i Lil Peepa....

— Boże, ty naprawdę nie myślisz. — podniosłem się do pozycji siedzącej. — Nie rozumiesz? Teraz mam parę dni na wymyślenie czegokolwiek, żeby jakoś ją przekonać na powrót do mnie. 

— I nie odpuścisz?

— Nie, nie ma chuja. — pokręciłem głową natychmiast, po czym wskazałem na niego palcem oskarżająco. — I nie obrażaj mi Olivii Rodrigo, czekam już rok na nowy album. 

Usłyszałem jedynie w odpowiedzi krótkie westchnięcie. 

I w takim dobrym humorze pozostałem przez parę kolejnych godzin — nawet wybaczyłem Zielińskiemu to, że oszukiwał wczoraj w pin-ponga. Normalnie miałem ochotę aż podskakiwać ze szczęścia zamiast stawiać zwykłe kroki, ale obawiałem się, że gdybym tak zrobił, to kolejny mięsień by mi jebnął.

Chłopaki szybko zauważyli moją diametralną zmianę nastroju i zadawali pytania, co było oczywiste. Każdy wiedział o tym, że Wojtek kocha wszystkie ploteczki, więc oczywiście on był najbardziej nieustępliwy w tym, żeby dowiedzieć co zmieniło moje nastawienie. Nie chciałem jednakże pisnąć ani słówka. Wciąż mu wypominałem to, że po tym jak zobaczył mnie na tarasie z Luzardi, pierwsze co rano zrobił, to poinformował o tym Nicolę. Miałem szczęście, że akurat mój przyjaciel był do mnie w miarę miłosierny przez niespodziewany powrót Lizzie do Birmingham i nie musiałem z nim się o nic w związku z tym kłócić. 

Nawet cieszyłem się z tego, że wszelki mój trening odbywam samotnie przez moją kontuzję — miałem szansę na wymyślenie tego, co mogę zrobić, żeby jakoś jednak ją przekonać do zmiany zdania. Mojego zapału nawet nie gasił fakt, że do bycia nieupartą trochę jej daleko. Musiało istnieć na świecie rozwiązanie, które pomogłoby mi i jej. Nie byłem w stanie uwierzyć w inną możliwość.

Jednakże nie zawsze byłem sam — co za dużo to niezdrowo, dlatego posiłki i także drogę na stołówkę odbywałem ze wszystkimi, nic odkrywczego.

Rozmowy przy stole była prowadzone zawsze. Nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby nie było niczego do obgadania. I było to naprawdę zajebiste, jeśli umiałeś mówić po polsku. Znaczy się, żeby nie było, że narzekam — biorę w pełni na klatę to, że uczenie się polskiego idzie mi delikatnie mówiąc c h u j o w o, ale czy serio nawet ten debil Nicola musiał nagle napierdalać po włosku z Zielem? Poczułem się zdradzony.

Dlatego też zacząłem scrollować znudzony instagrama, starając się robić cokolwiek.

— Ty, Matty idziesz z nami pograć w lola?

Podniosłem głowę znad swojego telefonu, widząc mordę nie kto innego niż Bereszyńskiego, który pytał mnie o to samo już chyba piąty raz w przeciągu dobry.

Ale doceniam to, że jakoś do mnie zagadał.

— Wybacz mordo, ale nie. — pokręciłem głową. — Nie przekonasz mnie...

— Matty po prostu nienawidzi przegrywać, a w lola ograłaby go nawet moja starsza siostra. — oczywiście nagle musiał odezwać się Zalewski, niszcząc moje stałe wytłumaczenie o braku chęci. — No nie przyznasz mi racji, przyjacielu?

— Goń się.

W ten oto sposób zaczęli żartować z mojego braku umiejętności grania w lola do takiego stopnia, jakby sam dinozaur Robert Lewandowski potrafiłby mnie ojebać z palcem w dupie. Było to bardzo uwłaczające do mojej osoby, ale hej przynajmniej poprawiło to odrobinę nastroje w szatni, po tym jak dostaliśmy w pizdę od tych krecików. Nawet nie wiem czemu chłopaki nazywali Czechów w ten sposób, ale odrobinę bałem się pytać, ponieważ nawet Zalewski zdawał się wiedzieć o co chodzi.

W którymś momencie temat rozmowy zszedł na urodziny Nicoli. 

— I wtedy ja mówię Szczęnie Stary, to za dużo Marina cię zabije, a on odpowiada mi, że wyjebane, bo taka okazja się już nie powtórzy.

— I niczego nie żałuję. — Wojtek pokiwał głową, śmiejąc się. — Ja nie wiem skąd wy to chłopaki wzięliście, ale te cygara były takie zajebiste. Normalnie jakbym miał niebo w ustach. 

— Mieliście szczęście, że nie spaliliście mi domu, bo odpaliliście je kurwa w piwnicy.

Bramkarz wzruszył ramionami na komentarz Zalewskiego, kompletnie ignorując jego zły ton.

— Każdego szkoda.

— To chyba jednak dobrze, że wtedy już mnie nie było. — wtrąciłem, starając przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z jego urodzin. — Pewnie jebało.

— Ach, Matty, Matty, Matty... — Bereś spojrzał na mnie tak jakbym był jakimś małoletnim gówniarzem. — Zapewniam cię, że zapach był lepszy niż obecnie w twoim i Nico pokoju.

Prychnąłem na te słowa.

On to ostatni powinien się odzywać. 

— To ty się ostatnio chwaliłeś pajacu, że wygrałeś zakład z Zielem, kto dłużej wytrzyma bez prysznica po treningu...

— Nicol dała mi zajebisty odświeżacz powietrza. — wtrącił najwyraźniej równie oburzony, co ja, Nicola. — U nas obecnie pachnie pierdolonymi malinami i nie wmówicie mi, że ich nie czuć, bo...

— A j myślałem po prostu, że te całe jednorazówki jaracie. — niespodziewanie włączył się do dyskusji Robert. — Bo taki sam zapach zawsze w pokoju jest u Pablo, a każdy w Barcelonie wie o tym, że...

— Co kurwa?

— Złoty chłopiec Pablo Gavira pali aroma kingi?

— Tak, tak. — Lewandowski przyłożył sobie palec do ust. — Ale ciii. Nie wiecie tego, jak coś. Już niedawno dostałem opierdol, bo wymsknęło mi się w jakimś wywiadzie, że kocha coca colę.

— A kto nie kocha coca coli? — zdziwiłem się. — Można nawet nie pić jej na co dzień, ale chłopaki jako popita chyba zgoda, że najlepsza.

Zalewski od razu ze mną się głośno zgodził, co spotkało się ze skrzywieniem połowy obecnych.

No tak — zapomniałem. Popita to zakazane słowo.

Dobrze, że Glik nie został powołany. 

— Boże, Matty. — Szczęsny był załamany. — Ile razy mam to powtarzać? Jesteś polski chłopak z polskimi papierami, nie ma żadnej popity.

— Musisz się nauczyć bracie. — Betoniarek objął mnie ramieniem, jakbym był jakimś siedmiolatkiem. — Za niedługo ci dwa lata stukną w tej reprezentacji, a ty dalej to samo.

— Właśnie, jak tam twój polski?

Jebany Bereszyński.

Nie raz już wspominałem o tym, że nasza znajomość ma generalnie wzloty i upadki — raz pijemy razem i jest zajebiście, a innym razem on narzeka na mnie brukowcom. Ciężko znaleźć tutaj złoty środek.

Tak poza tym słyszałem od Nicoli, że rzekomo kręci z moją byłą, w co ogóle nie wierzyłem, a nie pytałem, ponieważ to brzmi jak jakiś pieprzony żart. Przecież z tego, co dobrze kojarzę, to on ma żonę i dzieci. 

Więc jak mogłem uwierzyć w to, że rzekomo Nicola ją widział na stadionie, a potem jak znikała gdzieś z nim? 

Jednakże wiecie, jak jest. Jak się słyszy takie plotki, to mimowolnie i tak czuje się niechęć, i o ile mogłem to ukrywać przez parę ostatnich dni, bo zamurowałem się w pokoju — to teraz po takiej jego jasnej prowokacji, już nie. 

Nie jestem jakąś pizdą, że dam sobą pomiatać. 

— A jak tam twój włoski? Zaraz ci sześć lat stuknie we Włoszech, a rzekomo tak dalej kaleczysz, że uszy więdną.

Zmrużył oczy na moje słowa. Chyba nie spodziewał się tak ofensywnej odpowiedzi z mojej strony.

Jeden — jeden, frajerze. 

Denerwowało mnie czasem to, jak bardzo niektórzy lekceważąco mnie traktują. W sensie ja kocham chłopaków i wielu mi nie raz uratowało dupę, tak samo jak ja im — ale nie mogłem się w niektórych momentach pozbyć wrażenia, że nie mam wcale dla nich pieprzonych prawie dwudziestu sześciu lat.

Żarty żartami, że czuję się na wiecznie osiemnaście, lecz no ile można? Halo, Bednarek jest przecież na przykład '96, czyli tylko rok starszy ode mnie, a traktowany jest jakby miał dekadę nade mną.

Widziałem złość na twarzy wiecznego ławkowicza z Napoli i byłem bardziej niż pewien, że będzie drama jakiej świat nie widział, ale...

— Matty, nie chciałbyś iść ze mną do automatu po schwip schwapa?

— Nie, po co....

Powinienem chyba czuć się odrobinę zażenowany sobą przez to, że pięć lat młodszy ode mnie przyjaciel wydostał mnie z możliwych kłopotów. Nie czułem jednak nic, ponieważ to nie ja zacząłem tylko ten idiota, który mnie wkurwia bardziej niż wujek Fergie na każdym spotkaniu rodzinnym.

Nie stawiałem za bardzo oporu, kiedy Nicola używając lekko swojej siły wyprowadził mnie ze stołówki lekko zdenerwowany.

— Może zacznijmy go nazywać gówniarz numer dwa? Skoro zachowuje się jeszcze bardziej dziecinnie niż oryginał...

Usłyszałem doskonale te słowa, dlatego odwróciłem się się w drzwiach, bo nie mogłem tego tak zostawić bez komentarza.

Pokazałem Bereszyńskiemu środkowy palec.

— Odezwał się ten dorosły z upadającym małżeńst... — nie dokończyłem, ponieważ poczułem mocne uderzenie w tył głowy. — Nico, nie musiałeś tak...

— Chodź stąd, debilu do kwadratu. 

Kiedy wyszliśmy na korytarz i zapanowała nad nami cisza, przerywana jedynie naszymi krokami, nie wytrzymałem zbyt długo.

— Mają w ogóle schwip schwapy tutaj? Nie są one przypadkiem...

— O mój Boże. — mój przyjaciel chwycił kciukiem i palcem wskazującym nasadę swojego nosa. — Mordo, to oczywiste że ich nie ma.

— A musisz tak od razu przeżywać? Tylko spytałem, a ty już od razu mówisz tonem jakbym...

— Tak, tak wiem to ja zachowuję się źle, rozumiem. — przerwał mi sarkastycznym tonem. — Matty, ja wiem, że ostatnie parę dni było ciężkie dla ciebie i ogólnie słabo sobie radzisz, bo chcąc nie chcąc, spędzam z tobą ponad trzy czwarte czasu tutaj, ale naskakiwać tak na Beresia? On tylko spytał o to, jak ci idzie pieprzony polski, a ty byłeś gotowy zwyzywać mu całą rodzinę cztery pokolenia w tył i kolejne dziesięć do przodu. — już otwierałem usta, ale mnie uprzedził. — I tak wiem, powiedziałeś tylko jedno czy tam dwa zdania, ale widziałem po tobie, że gdyby nie ja, to trzecią wojnę światową byś tam odjebał. 

— I ty przeciwko mnie? No nie, chyba jakiś żart. — patrzyłem na niego wyczekująco, mając nadzieję że mi przytaknie. — Stary, on mnie nie lubi odkąd postawiłem po raz pierwszy stopę w tej pierdolonej Warszawie półtora roku temu i nie próbuj mi wmówić, że jest inaczej, bo...

— Piliście przecież razem na moich urodzinach. — skomentował to chłodno, powodując we mnie jeszcze większą irytację. — Ja nie wiem, co ty sobie domawiasz, wmawiasz i takie tam, bo Bogu dzięki nie jestem w twojej głowie, ale weź nie wiem zjedz snickersa i  się ogarnij, bo jeszcze sam PZPN cię odeśle do Birmingham.

Westchnąłem głośno, ponieważ bardzo mało mnie dzieliło od wybuchnięcia i pokłócenia się z moim własnym przyjacielem.

— Ale przecież to on zaczął.

— Mordo, masz prawie trzydzieści lat i będziesz mi gadał, kto zaczął a kto nie?

— Nie mam trzydziestu lat. — odpowiedziałem błyskawicznie z oburzeniem; to był cios poniżej pasa. — Jesteś moją matką czy co? Skoro mi prawisz morały.

— Ja ci prawię morały? — Nicola aż przymknął oczy, biorąc głęboki oddech. — Ja pierdolę, od dwóch dni ignoruję twój grobowy nastrój i...

— A może właśnie ja bym chciał, żebyś jakoś, nie wiem kurwa, był przyjacielem i spytał się mnie chociaż jak się czuje? — prychnąłem, przerywając mu bez żadnego zawahania. — Masz totalnie gdzieś, co u mnie się dzieje. To ja jestem ciągle zmuszony słuchać jaka ta twoja Nicol jest super lub jaka jest zjebana na okrągło odkąd tylko się poznaliśmy.

— Nie powiedziałeś tego. — ponowny raz podczas naszej rozmowy przyłożył sobie dłoń do twarzy. — Matty, naprawdę brak mi słów. Nigdy przepraszam bardzo nie jesteś chętny z dzieleniem się czymkolwiek ze mną.

— Ale...

— A do tematu Nicol mam powoli naprawdę dość, stary. — nie chciał pozwolić mi na żadne wtrącenie. — Odjebałeś bardziej niż... Nawet nie umiem znaleźć porównania, a dalej potrafisz się do niej dopierdalać? Naprawdę robię ci przysługę, nie wspominając o tym nigdy i nigdzie, a ty...

— Chciałbym odpuścić, ale ciężko żeby tak było, skoro jeszcze na twoich urodzinach mnie szantażowała, że o wszystkim powie Lizzie. — powiedziałem ze stale rosnącą złością, widząc od razu zdziwienie na jego twarzy; wcześniej o niczym mu nie wspominałem. — Ale to ja zachowuję się niedojrzale, jak na swoje trzydzieści lat. — dodałem ironicznie. — Może byś mógł być do mnie odrobinę wyrozumiały, świat by ci się na mordę nie zawalił. Ten idiota pewnie już o wszystkim zapomniał...

— Powtórzę jeszcze raz. — odrzekł. — O niczym mi nie mówisz, więc skąd mam wiedzieć jak się mam zachować? Gdybyś mi powiedział, to bym porozmawiał przecież z Nicol...

— I chuja byś zdziałał.

— O boże, Matty nie możesz tego ułatwić? Moim celem nie było kłótnia z tobą. — aż złożył na moment ręce w geście modlitwy, jakby naprawdę wołał o pomoc samego Boga. — Może wróćmy do początku, co? Dalej uważam, że nie powinieneś tak naskakiwać na biednego....

Przymknąłem lekko oczy, starając się posegregować myśli — nie było to najprostsze dla mnie zadanie w tej chwili. Zdecydowanie wolałbym zająć się czymkolwiek innym.

Zalewski mógł mieć odrobinę racji, ale czy ja umiem się przyznawać do braku niej ostatecznie? To już bardziej wątpliwa kwestia.

Czy ja naprawdę jestem aż tak zjebany, że zamiast myśleć nad poważniejszymi sprawami — kłócę się z moim przyjacielem o swoje własne zachowanie względem odrzuta z Napoli? Popełniłem błąd, ale przyznanie tego na głos byłoby zbyt dla mnie bolesne. Nicola przecież wypominałby mi to do końca pieprzonego sezonu.

Nie mogę być aż takim debilem.

Przecież sam z własnej woli o niczym mu nie wspominam lub unikam pytań, jak już je zada, raz na jakiś czas. Jestem zwyczajnym idiotą.

— Okej. — przerwałem mu cicho, ale usłyszałem to doskonale, ponieważ podniósł na mnie swoje zdziwione spojrzenie. — W porządku.

— Co? — zmarszczył czoło. — Nie wiedziałem, że aż tak mocno cię uderzyłem, stary.

—Co? — teraz to ja miałam ochotę mu oddać. — Nie uderzyłeś mnie mocno. — założyłem ręce na piersi. — Po prostu.... Kurwa, jak to ująć żeby ci aż tak ego nie wyjebało?

Uniósł brwi.

— Jesteś taki idiotą, Cash.

Nawet nie chciało mi się zaprzeczać, dlatego jedynie lekko trzepnąłem go w ramię.

— Może trochę nie jestem sobą, wiesz? Ale minie parę dni i jakoś wrócę do siebie...

— Dzisiaj rzekomo przeżyłeś swoje objawienie, po tym jak  Emery pozwolił ci zostać z nami.

— To, że miałem lepszy humor nie znaczy od razu, że nie jestem już drażliwy.

Uśmiechnął się na moje słowa i już wiedziałem, że nie ma śladu po naszej kłótni. Nawet nie wiem, jak to nazwać, ale no cóż.

To była drobna wymiana zdań.

— Ja ogólnie wiem, że jestem dalej zwykłym gówniarzem i takie tam, ale nie bój się mi mówić, co się u ciebie dzieje, okej? Nie mam do ciebie żalu o nic. Nie musisz trzymać wszystko w sobie. — przewróciłem oczami na jego słowa, ale pokiwałem głową. — Czasem jestem zajęty, ale zawsze będę chciał ci...

I okej.

To zabrzmi naprawdę szalenie, lecz przypomniało mi się właśnie w tym momencie, to jak wymyślił zaproszenie Elizy na jego urodziny i spowodował masę różnych zdarzeń, które końcowo skończyły się dla mnie źle — ale wydarzyły się też wtedy chwile dla mnie znaczące więcej niż bym chciał.

I to co jej powiedziałem, jak do mnie przyszła. 

Dlaczego ja o tym zapomniałem?

Przecież to wciąż może być pomocne. 

— O Boże, jestem genialny. —przerwałem mu z ogromnym entuzjazmem. — Tyle myślenia, tyle pierdolenia, a rozwiązanie było tuż przed nosem...

— Ale o czym ty do mnie mówisz? — wciąż zdawała się kompletnie nie rozumieć, o co chodzi. 

— Wymyśliłem to, jak dostanę się do Elizy. — uśmiech wpełznął na moją twarz. — Wiem, jak ją znaleźć i ty musisz mi w tym pomóc.

— Nie chcę cię pozbawiać radości, ale jeśli chociaż usłyszę lub nawet gorzej zobaczę, że gdzieś się pałętasz bez swoich przyjaciół...— zaczął udawać Emery'ego.

Przewróciłem oczami. 

— Właśnie przyjaciół. — byłem przekonany, że wszystko pójdzie po mojej myśli. — Więc, jak ty pójdziesz ze mną, to będę się pałętać ze swoimi przyjaciółmi.

— Z kim ja się przyjaźnię? Boże święty, Ewa mnie zabije jak zobaczy mnie...

Może trochę w tym prawdy, ponieważ po tym jak wystąpił na live na instagramie jakiegoś ziomka, mówiąc o tym że palą, piją i jest zajebiście, to przejebane miał nie tylko u Mourinho, ale i tak nie zamierzałem odpuścić.

Lizzie była warta wszystkiego i będę to sobie powtarzał w nieskończoność. 





_________________________________________

Nie jestem zadowolona do konca z tego rozdzialu - mialo go nawet nie byc ale uznalam ze dopiero po tym bedzie dwa tyg przerwy - wybaczcie ale mam mature probna w przyszlym tygodniu

mam nadzieje ze rozdzial wam sie spodobal o czym dajcie znac w komentarzu 

pamietajcie o gwiazdce

do nastepnego, kocham was












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top