✩ forty seven ✩







⸺ ☾MATTY☽ ⸺






Zanim zdążyłem przemyśleć, jak powinienem zachowywać się na polskim weselu, zostałem powitany, wyściskany, wycałowany, wypytany, i zdawałem się już być niemalże z każdym na tej imprezie na ty. Rzecz jasna nie każdy tutaj miał kiedykolwiek stosunek z językiem angielskim, ale ja też nie byłam takim snobem, żeby ścierać komukolwiek uśmiech z ust, gdy mi opowiadali o swoim życiu — udawanie, że się rozumie, nie jest niczym trudnym.

W tym czasie Nicola zdążył przeżyć spotkanie z Natalią, która okazała się być całkiem... Skomplikowana? No cóż, na widok mojego przyjaciela tak pisnęła, że niemalże kelnerki z tacą się wyjebały. Odpowiedź nasuwa się więc sama.

Nie muszę chyba wspominać o tym, że przez ten cały czas nie odstąpiłem Lizzie na ani jeden krok, no może z wyjątkiem, jak miała skorzystać z toalety — wtedy poczekałem przed nim, ponieważ inaczej najprawdopodobniej zostałbym jeszcze większą ofiarą plotek całej rodziny, jak to ona powiedziała. Nie chciałem, żeby znalazła jakieś nowe kompletnie absurdalne powody przeciwko kontaktowi ze mną, jakkolwiek paranoicznie to brzmiało, więc spełniałem każdą najmniejszą jej prośbę.

Najgorsze z tego wszystkiego była dla mnie wizja spotkania z jej ojcem, któremu oprócz krótkiego podania ręki i życzenia wszystkiego, co najlepsze na nowej drodze życia czy jakoś tak, nic więcej nie powiedziałem. Nie patrzył na mnie aż tak krzywo, jak się spodziewałem — jakby mój widok nie był dla niego ani trochę niespodzianką. Było to dla mnie poniekąd dziwne, ponieważ może i wiedziałem o tym, że Natalia mu wspomni o mnie i Nicoli, ale że aż tak wspomni? Dziwne bardzo.

Tak poza tym wesele działo się w najlepsze — zaczęło się od klasycznego rosołu, którego smak znałem lepiej niż smak wygranej z Birmingham City. Może i nie wychowałem się w Polsce, ale liczą się same geny, tak?

Usadzili mnie oczywiście obok Lizzie, co mnie ucieszyło — odrobinę się bałem, że jako że niby byłem za jakiegoś wujka, to wyląduje gdzieś indziej. Dobrze, że byłem w błędzie.

— Pamiętaj, że jak spytają cię ile się znamy, to nie odpowiadaj...

Powiedziała do mnie i przysięgam, że ledwo potrafiłem się skupić na tych słowach przez to jak ładnie wyglądała.

Zamrugałem parę razy, uśmiechając się jeszcze szerzej.

— Wiem, wiem. — przerwałem jej, ponieważ pomimo tego, że odbyłem już nie do policzenia ilość rozmów z członkami jej rodziny, dalej co jakiś czas mówiła mi o czymś nowym. — I mam też nie mówić o tym, że palisz, bo twoja...

— Ciszej, debilu. — syknęła, kopiąc mnie delikatnie pod stołem.

Przewróciłem oczami kompletnie już przyzwyczajony.

— Wcześniej miałaś więcej siły.

— A ty pokory.

I pewnie w normalnych okolicznościach nasza kłótnia byłaby kontynuowana, pewnie wiecie co mam na myśli. Zaczęlibyśmy się wyzywać, ona by się na mnie obraziła lub ja dostąpiłbym tego zaszczytu i na tym pewnie by się skończyło — było tak za każdym razem.

Ale jak już wspominałem, to nie był każdy raz.

Najpierw zacząłem się śmiać ja, a ona widząc to prychnęła i próbowała przez chwilę utrzymać powagę, po to żeby nie wytrzymać po zaledwie paru sekundach.

Byłem taki szczęśliwy.

— Ej, ej, czy to nie Matty Cash? — podbiegł do mojego miejsca i Lizzie jakiś młody dzieciak, który wydawał się być zszokowany moim widokiem i zdecydowanie mnie rozpoznał, sądząc po tym, że wypowiedział moje imię i nazwisko. — Chciałbym być kiedyś takim piłkarzem jak ty!

Nic nie rozumiałem, ale uśmiechnąłem się szeroko, ponieważ nie miałem żadnych powodów, żeby tego nie robić.

— Karol, musisz dokończyć rosół. — szła za nim najwyraźniej jego mama, która dość najwyraźniej była zdenerwowana. — Nie przeszkadzaj innym...

— Spokojnie, Ania. — usłyszałem, jak odzywa się Lizzie. — Karol może dokończyć rosół za chwilę.

Miło mi cię poznaic. — wyciągnąłem dłoń w jego stronę ze swoim łamanym polskim, którą Karol od razu przyjął z zadowoleniem. — Jestem Matty.

To najwyraźniej zwróciło uwagę osobę z rodziny mojej towarzyszki, ponieważ po moich słowach, spojrzała na nią z szokiem.

— Znalazłaś sobie chłopaka Brytyjczyka i się nie pochwaliłaś?

— Matty ma mamę Polkę i... — nie wiedziałem kompletnie o co chodzi, ale spojrzała na mnie z zastanowieniem na chwilę. — I nie było okazji się pochwalić, bo nie jesteśmy długo razem.

Sekundę później dowiedziałem się, że jest ona kuzynką Lizzie, a konkretniej najstarszą i nie widziały się od dawna, co w zasadzie nie było niczym zaskakującym. Jeśli jedna rzecz łączyła wszystkich ludzi na tej sali z wyłączeniem rodziny tej szmaty — jakby to ona określiła — to to że nie widzieli oni wszyscy Lizzie od dawna.

Ania okazała się być całkiem miła, jak w sumie każdy poza Michałem, i bez żadnego problemu zgodziła się zrobić zdjęcie swojego syna ze mną, który nie chciał odpuścić. Przepraszała mnie za to kilkukrotnie, bo przecież nie jestem teraz na boisku, ale głupia fotka nie była przecież dla mnie żadnym problemem.

Dopóki nie trafi ona do mediów, ale wątpiłem w taki obrót zdarzeń.

Z resztą widziałem ten lekki uśmiech Lizzie, gdy spostrzegła, jak bardzo jestem miły do Karola. To było warte wszystkiego.

— Sorki, że tak otwarcie spytam. — wyszeptałem jej do ucha po drugim daniu. — Ale kiedy wóda?

— Podpinam się do pytania. — Nicola wychylił się w naszą stronę, najwyraźniej podsłuchując. — Najedliśmy się i będzie już czym rzygać, więc gdzie...

— Wznieśmy toast! — przerwał mu krzyk DJ'a, który zaprosił wszystkich na środek. — Za młodą parę!

Spojrzeliśmy na siebie z Nicolą z niezrozumieniem, po czym końcowo przenieśliśmy ten wzrok na Lizzie.

— Młodą parą to oni by byli trzydzieści lat temu. — usłyszałem jak mówi pod nosem i aż prawie się zaśmiałem. — Chodźcie na ten parkiet. Jeden szampan i idę szukać prawdziwego trunku.

— I za to cię uwielbiam.

Przewróciła oczami, lecz uśmiechnęła się lekko i wstając, pocałowała mnie w policzek.

O mój Boże.

Trochę mnie to oszołomiło i dopiero bardzo rozbawiony Nicola przywołał mnie z powrotem do tego świata, lecz kto by nie był w szoku? Okej, może trochę zachowywałem się właśnie jak jakiś dwunastolatek po pierwszym w życiu kontakcie z przeciwną płcią, ale to była Lizzie.

Szampan przygotowany dla każdego obecnego, smakował niemalże identycznie jak ten, którym oblałem sobie mordę po wygraniu baraży na mundial ze Szwecją. Odrobinę dziwne było picie go z lampki, a nie z gwinta, ale to już było czepianie się szczegółów, bo i tak był zajebisty.

Od razu po tym wesele całkowicie się rozkręciło. Muzyka zaczęła lecieć na całego i wszyscy porozchodzili się na wszystkie strony. Nicola od razu dał nogę przy pierwszej lepszej okazji, gdy dostrzegł wzrok Natalii — trochę mu współczułem, ale no cóż to wciąż tylko jakaś nastolatka. Ja z kolei pozostałem przy Lizzie, dalej nie zostawiając ją na ani sekundę samą.

Jeśli mam być szczery, to wszystko działo się tak szybko, że wciąż jakaś część mnie nie wierzyła w to, że naprawdę wraca do Birmingham. Nie spodziewałem się tego, że uda mi się ją przekonać. Jej powrót do Anglii był oczywiście czymś, co planowałem, ale były to raczej plany bardziej przyszłościowe, bo zdawałem sobie sprawę z jej podejścia.

Część mnie próbowała doszukać się w tym jakiś głębszych przesłań. Zaczynałem się powoli zastanawiać, jak bardzo źle wygląda jej relacja z ojcem. Nie zamierzałem nigdy ją o to wypytywać, ponieważ wierzyłem w to, że kiedy zajdzie taka potrzeba sama mi wszystko wyjaśni, ale jedna rzecz i tak nie dawała mi spokoju.

Skoro jej ojciec brał ślub, co się stało z jej matką?

Zanim jednakże zdążyłem dojść do jakichkolwiek wniosków, to Lizzie wyciągnęła na stół litrowego Bociana i zabawę było czas zacząć.

— Za naszą przyszłość w Birmingham. — zbiłem się z nią kieliszkiem, po czym obydwoje wypiliśmy to jednym haustem.

Muszę przyznać, że stęskniłem się odrobinę za tym znajomym doskonale parzeniem w gardle.

I zawsze tak jest. Jeden, dwa, trzy i potem już z górki — całkowicie traci się rachubę.

I nie było teraz inaczej.

Ja ogólnie jestem wielkim idiotą i powtarzam to już chyba setny raz, ale najebany Matty Cash jest i tak jeszcze większym w porównaniu do trzeźwego Matty'ego Casha.

Kompletnie zapomniałem o tym, że miałem oszczędzać moją kontuzjowaną nogę i dosłownie, i w przenośni wywijałem na parkiecie lepiej niż na weselu mojego brata, co wydawało mi się wcześniej niemożliwe do osiągnięcia.

— Dawaj Matty po jednym. — nie rozumiałem ani słowa, ale gdy ktoś podawał mi kieliszek tego przezroczystego płynu, przekaz wydawał się jasny. — Muszę przyznać szczerze, że troszkę cię zwyzywałem, jak zjebałeś dwie bramki z Czechami, ale wybaczone skoro będziemy rodziną.

Pokiwałem głową w stronę tego kolejnego wujka Lizzie, na co ten uśmiechnął się szeroko i po zbiciu męskiego żółwika, wypiliśmy zawartość.

I tak mijał ten czas.

Raz darłem mordę do Maryli Rodowicz, potem do Grilla u Gawrona, a na końcu próbowałem udawać, że znam doskonale co do wersu tekst Blank Space, ponieważ gdybym nie znał, to Lizzie by mnie chyba powiesiła, sadząc po jej reakcji, jak wybrzmiały pierwsze basy jakiegoś remixu tej piosenki.

Byłem taki szczęśliwy, pomimo tego że nowa partnerka jej ojca chyba nie do końca mnie polubiła. Chociaż, jak powiedziałem o jej wrednym wzroku Lizzie — takim jakby planowała po tym weselu ustawić mnie pod ścianą i rozstrzelać, to odpowiedziała mi coś w stylu, że ona ma tak zawsze. Nie mnie to oceniać, lecz trochę chujowe z jej strony i jak początkowo myślałem, że przesadza z tym, jak bardzo okropna ona jest, to teraz powoli zaczynałem rozumieć.

Ale czy mnie to obchodziło?

Miałem kompletnie wyjebane.

— Masz czymś ujebaną koszulę. — wydarła do mnie mordę Lizzie, kiedy kręciliśmy dupą do Memories. — I chyba już wyschło.

Przez parę dobrych sekund przez swój stan przetwarzałem, co powiedziała, po czym zatrzymałem się na moment i jak prawdziwy dżentelmen zacząłem kląć jak szewc po zobaczeniu gigantycznej plamy w kolorze wcześniej totalnie kulturalnie wypitego przeze mnie z Nicolą Aperolu.

Na co ona zaczęła się śmiać, po czym po chwili złapała mnie za nadgarstek i zaczęła ciągnąć ze środka parkietu.

— Matty, obiecałeś, że jeszcze dwie piosenki do kolejnej kolejki! — mój chyba ulubiony wujek - czyli Antek, od razu zauważył moją nieobecność.

Pokazałem mu w odpowiedzi kciuka w górę.

— Jak wrócę to pierdolniemy dwie kolejki na raz! Nie martw się!

Lizzie pokręciła z pożałowania od razu głową, a ja z uśmiechem pozwoliłem dalej jej się prowadzić.

Zaprowadziła mnie do damskiego kibla, a ja znowu miałem to pieprzone poczucie, jakbyśmy się cofali w czasie do chwili, jak upatrywała mój kącik ust po najebaniu ziomkowi, który sobie za dużo pomyślał a jednocześnie do momentu, kiedy przeżywałem plamę po wódce.

— A mówiłam wam, że jak nie wiecie jak się pije poprawnie z lampki, to po co marnować naczynia. — westchnęła, widząc że woda tu chyba nie uratuje tej koszuli. — To jest już chyba jakaś tradycja, nie? Zawsze musisz upierdolić...

Nie słuchałem jednak do końca jej narzekania, ponieważ mój wzrok wyłącznie skupił się na tym, jak blisko teraz mnie była. Widziałem każdy mankament jej skóry — jej startą konturówkę, na którą trwałość mi narzekała przy słynnej już chwili z Aperolem oraz świeżo nałożony doskonale mi znany błyszczyk, który poprawiała, kiedy poszedłem na chwilę na bok z jej chrzestnym na jednego.

— Nieważne. — wymsknęło mi się, na co ona na moment przerwała swoje próby i skrzyżowała ze mną spojrzenie.

— Co?

— Chuj z tą koszulą, Antek biega bez jednego guzika od dwóch godzin. — powiedziałem, na co ona założyła ręce na piersi, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. — Jedyne co w tej chwilę chcę to...

I bez żadnego ostrzeżenia wpiłem się w jej usta, na co ona zrobiła krok do tyłu — dopiero po chwili objąwszy moją szyję.

Uwielbiałem to.

To uczucie, kiedy moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej niż gdy gram ważny mecz. Jak czuję, jakby miało mi za moment wypaść z piersi i czuję jednocześnie jej bliskość. To od naszego pierwszego pocałunku na tarasie we Włoszech stało się czymś o czym nie potrafię przestać myśleć, bo z nikim nie miałem tak wcześniej. To nie jest już nawet zwykłe pierdolenie, że ona jest tą jedyną — bo to by oznaczało, że kiedykolwiek były jakieś inne mogące się z nią równać.

Niegdyś mogłoby mnie przerażać to, jaką ona ma władzę na mną. Jednakże wiedziałem, jak bardzo Lizzie jest inna od wszystkich. Nie była żadnym zagrożeniem, a jedynie kimś kto miał wyciągnąć ze mnie wszystko, co najlepsze.

I takim się czułem przy niej.

Jakby każda zła chwila w moim życiu zanikała, a zła, egoistyczna i złośliwa wersja mnie przestawała istnieć.

I gdy odsunęliśmy się od siebie w kompletnym spokoju, głęboko pożałowałem tego, że nie jesteśmy teraz sami w moim mieszkaniu.

— Jesteś taka piękna, wiesz o tym? — odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho, uśmiechając się szeroko. — Tak się cieszę, że cię odzyskałem.

Podniosła na mnie swoje zielone tęczówki, podnosząc lekko kąciki ust.

— Nigdy mnie nie straciłeś, idioto. — odpowiedziała, przewracając oczami. — Wiesz ile bym dała wtedy, żeby o tobie nie myśleć każdego pieprzonego dnia?

I ponownie się zaśmiałem, przysięgając sobie wszem i wobec, że nigdy już więcej nie pozwolę jej zniknąć z mojego życia na choćby chwilę.

Zaraz po tym wyszliśmy z łazienki, stwierdzając wspólnie, że mieliśmy gigantycznie szczęście, że żadna ciotka nam nie wbiła, bo plotki o nas byłyby jeszcze gorsze.

Okazało się, że trafiliśmy właśnie na przerwę w wywijaniu dupą do tańca, ponieważ nastała pora na kolację, dlatego nie mogłem niestety od razu iść wypić z Antkiem obiecane dwie kolejki.

Za to obżarłem się jak jakaś świnia wszystkim, co się tylko da, pamiętając o złotej zasadzie, że nie można pić alkoholu głodny. Nie chciałem zezgonować na bibie ojca Lizzie. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołałbym to odpracować, a ostatnim razem kiedy piłem wódę dużo wódy, to skończyłem nad kiblem, rzygając cheetosami — a przynajmniej tak powiedział mi później Nicola.

— O kurwa, Kuba dzwoni. — mój przyjaciel spojrzał na mnie przerażony, z kolei ja zmarszczyłem czoło z niezrozumieniem.

— Kiwior? Błaszczykowski? Modziu? Kamyk?

Była to akurat chwila, gdy Lizzie poszła ukraść z innych stołów więcej malinowej mieszanki krakowskiej.

— Mordo, Kwiatkowski! — Nicola przerażony wyciągnął dłoń z telefonem w moją stronę. — To był twój pomysł, rozmawiaj z nim...

— Czyli Wojtkowi grozili tym pistoletem?

Chyba byłem bardziej najebany niż Zalewski, ponieważ szczerze nie przejmowałem się tym, że właśnie do nas dzwonił menadżer pieprzonej reprezentacji Polski.

Kiedyś do mnie dzwonił już, kiedy byłem w klubie, o to jakie zdjęcie chciałbym do edita na tiktoku. Byłem wtedy taki przestraszony, że coś zrobiłem i okazało się to, jak już wspomniałem, zupełnie niepotrzebne.

Nieważne, jak fatalne właśnie były okoliczności — głęboko wierzyłem w to, że dzwoni po to, żeby spytać Nicoli czy to nie on zużył całe mleko owsiane z naszej lodówki w szatni.

— Boże Matty, moja matka mnie udusi. — w takich chwilach przypominałem sobie jeszcze bardziej o tym, ile ma lat. — Jak jej wytłumaczę, że...

Jednakże i tak słabo było widzieć tak zrozpaczonego przyjaciela, więc postanowiłem użyć resztek swoich szarych komórek i coś wykombinować, żeby nie miał zepsutego humoru do końca wesela.

Ale naprawdę nie rozumiałem, czemu aż tak się przejmuje. Póki nie dzwoni mój ani jego prawdziwy menadżer można mieć naprawdę wyjebane, bo prawdziwy przypał jest dopiero wtedy. Z resztą myślę, że nawet jakbym doznał przez swoje obecnie zachowanie jakieś plamy na moim wizerunku, to wymaże to mój udział w reklamie warszawskiego zoo, której nagrywki są już szczególnie zaplanowane oraz podpisałem już kontrakt. Moja dupa była w pełni zabezpieczona.

Lecz wciąż musiałem być przyjacielem, tak?

— To weź może na przykład nie odbieraj? — zasugerowałem, starając się brzmieć mądrze. — I zadzwoń do Wojtka, czy nie postanowił przypadkiem znowu być pieprzoną plotkarą. — widząc jego wciąż przerażone spojrzenie, dodałem: — I chyba jednak polecimy z Antkiem trzy kolejki, bo jesteś bardziej trzeźwy niż ja na pierwszym zgrupowaniu.

— Czy ktoś właśnie powiedział coś o trzeźwości? — i jak z nieba spadła właśnie nam Lizzie, stawiając przed nami żołądkową gorzką miętową o kurwa. — Nie pozwolę na to.

I najwyraźniej dopiero to uspokoiło Nico, ponieważ z chwilą pojawienia się tego trunku na stole, zaczął patrzeć na niego jak na pieprzony skarb.

— Ja mogę to z gwinta polecieć...

Lizzie zaśmiała się, po czym pogroziła mu palcem tuż przed nosem jak jakiemuś małemu dziecku.

— Tylko jedna sztuka znaleziona na kuchni. — poinformowała nas z żalem. — Trzeba oszczędzać, bo została sama Wyborowa.

Niemalże poczułem jak ślina podchodzi mi do gardła na sam dźwięk tej nazwy.

Pokiwałem ochoczo głowa na jej słowa, zgadzając się w stu procentach.

Zanim jednakże zdążyłem wychylić kielicha z nimi, poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu.

Automatycznie spojrzałem do góry, spotykając to wredne spojrzenie.

Panna młoda.

— Eliza, nie będziesz zła, jak pożyczę naszego Mateusza na chwilę, prawda? — spytała się jej perfekcyjnym angielskim.

Poczułem się tak samo przerażony, jak Nicola po zobaczeniu dochodzącego połączenia od Kwiatkowskiego.

Zaśmiałem się nerwowo.

— Tylko nie wypijcie wszystko beze mnie. — rzuciłem, żeby rozluźnić atmosferę, ale wyszło mi to delikatnie mówiąc chujowo, bo dalej Lizzie chciała ja zabić wzrokiem. — Nie zniknę na długo, zgadza się?

Nie zrozumcie mnie źle, ale dla mnie ona była jakby ucieleśnieniem osobowości macochy Kopciuszka, a mało tego nabierało dla mnie, to jeszcze większego sensu przez to, co zrobiłem z butami Lizzie, jak uciekliśmy z kościoła.

Czy to nie czyniło mnie księciem w tej historii?

Westchnąwszy, wstałem z krzesła, prawie się wypierdalając przy okazji, ponieważ daleko mi było do bycia trzeźwym — zdecydowanie spowodowałbym kontuzję drugiej nogi, jakby mi kazali robić jaskółkę.

Wyszedłem z nią do jakiegoś dziwacznego pokoiku, co samo w sobie było dla mnie czerwoną flagą, ale to było jeszcze nic przy tym, że zamknęła drzwi po chwili na pieprzony klucz.

To w sumie na dobre mi wyszło nieprzejmowanie się telefonem od menadżera, skoro nie dożyję końca tego dnia.

— Powiem ci, Matty. — pogarda z jaką wymówiła moje imię już podniosła mi ciśnienie. — Że nie spodziewałam się takiego zagrania po naszej kochanej malutkiej Elizie.

Zdecydowanie mnie nie lubiła.

— Cóż. — podrapałem się po tyle głowy, opierając się o ścianę. — Element zaskoczenia jest najważniejszy.

Zmrużyła oczy, wiercąc we mnie wzrokiem.

— Usłyszałam od innych, że jesteś piłkarzem. — wyrzuciła z siebie w końcu. — Takim prawdziwym, a nie z podwórka.

— Czyli w sumie to nie jestem prawdziwym. — mruknąłem, wzruszając ramionami. — Bo dalej kopię sobie czasem na podwórku, jak fajna pogoda jest.

Jezus Maria, nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko się nie zaśmiać w tej chwili.

Obrzydzenie na jej twarzy jeszcze bardziej wzrosło, co nie powiem, że zdziwiło mnie odrobinę, bo jak można mieć aż takiego kija w dupie?

Wzięła głęboki oddech.

— Dobrze w porządku, koniec tej bezsensownej uprzejmości. — podeszła do mnie bliżej, machnąwszy dłonią. — Musisz wiedzieć, że dziewczyna, z którą tu przyszedłeś, jest okropnie prosta, bez żadnych ambicji, leniwa....

I wiecie co zrobiłem w tej chwili?

Beknąłem.

Tak kurwa beknąłem.

— O, sorki. — wymamrotałem, widząc jak bardzo na granicy jest. — Możesz kontynuować.

Miałem nadzieję, że to przez alkohol wydawało mi się jedynie, jak bardzo teraz zrobiła się czerwona.

Dopiero po paru sekundach uświadomiłem sobie, że w sumie to bez żadnego uprzedzenia przeszedłem na ty.

Ale w zasadzie to ona od samego początku mówi do mnie Matty, więc jaki ma problem?

— Żeście się dobrali. — syknęła w moją stronę, jakby to miało mnie jakoś urazić. — A ja myślałam, że masz trochę oleju w głowie i nasza Eliza przekupiła cię w jakiś...

I teraz dopiero się zaśmiałem.

— Chyba nie tylko ja tu jestem pijany. — prawie zgiąłem się w połowie, ponieważ wszystko zawsze jest śmieszniejsze w pewnym momencie każdej biby. — Jeste... Pani jest niepoważna.

Ona nie wydawała się ani trochę rozbawiona.

Zmrużyła wściekle oczy, a ja zaczynałem powoli się obawiać, że zaraz dojdzie do jakiś rękoczynów z jej strony.

— Jestem w stanie przeżyć to, że całe moje wesele, które powinno być moim dniem, to wy jesteście w centrum zainteresowania. — wskazała na mnie oskarżycielsko palcem, podnosząc głos. — Ale nie będę znosić, jak ktoś taki jak ty, mnie obraża!

Machnąłem obojętnie dłonią.

— W porządku. — wymamrotałem, po czym kiwnąłem w stronę drzwi. — Możemy się już rozejść?

Widziałem po niej, że ani trochę jej się nie podoba to, jak bardzo nie obchodzi mnie to, co ma do powiedzenia.

Ruszyłem w stronę drzwi, obracając się do niej tyłem. Miałem nadzieję, że da mi ten pieprzony klucz i będę mógł wypić jakieś resztki tej żołądkowej gorzkiej miętowej. Nie wierzyłem w to, że specjalnie czekają na mnie.

— Powiem mu wszystko. — usłyszałem jej wkurwiający głos ponownie i tym razem wziąłem głęboki oddech, bo już powoli sam traciłem nerwy. — Nie pozwoli swojej córce być z kimś takim..

Raz, dwa, trzy, cztery...

— Przepraszam za wulgaryzmy, ale o chuj Pani chodzi? — powiedziałem z wyraźną już złością, obróciwszy się. — Lizzie Pani nie lubi, Pani nie lubi Lizzie, więc z łaski swojej mogłaby by Pani zamknąć mordę i pozwolić jej zadawać się z kim chce. Nie jest z wami szczęśliwa.

Prychnęła.

A ja już chyba nie miałem żadnych hamulców.

— A z tobą będzie? — podeszła o krok bliżej, niebezpiecznie machając swoimi przedługimi czerwonymi paznokciami. — Powiem ci, jak będziesz...

— Nic Pani o mnie nie wie. — przerwałem jej, przewracając oczami. — Widzimy się pierwszy raz na oczy.

— Ale znam ten typ chłopaka...

— Pani po prostu nie chce szczęścia Lizzie, tak? — nie chciałem dłużej słuchać jej pierdolenia, uszy mi już zaczynały więdnąć. — Ja to wiem i tyle powinno być w tym temacie, a teraz da Pani ten klucz inaczej oboje zrobimy coś czego będziemy żałować...

Wiedziałem już z góry, że będzie na mnie zła o to, co powiedziałem żonie jej ojca, ale taka była prawda.

Byłem odrobinę najebany i powoli najwyraźniej mój organizm rejestrował, że przekraczam pewne limity, ale i tak postarałem się w tej chwili wyglądać jak najgroźniej się da, ponieważ chciałem wyjść już naprawdę z tego pieprzonego pokoju.

I najwyraźniej to zadziałało.

Wredna suka spojrzała na mnie krzywo ostatni raz, po czym wyciągnęła klucz, którym otworzyła drzwi. Bez żadnego wahania wyszedłem na zewnątrz, kierując się od razu do ostatniego miejsca, gdzie widziałem Nicolę i Lizzie.

— Serio, połowa? — podniosłem butelkę do góry z rozpaczą. — Przecież mnie nie było nie dłużej niż pięć minut.

Nicola wzruszył ramionami, a z kolei Lizzie od razu jak mnie zauważyła, wstała i podeszła do mnie chwiejnym krokiem.

— Co jej powiedziałeś?

— Nic.

— Matty, proszę nie mów mi, że nazwałeś ją suką, głupią czy coś w tym stylu, błagam.

— Suką to może nie. — wymamrotałem. — Chyba tylko w myślach, nie miałem psychy na głos.

— Matty!

— Przysięgam, że starałem się jak mogę, ale pewnych rzeczy nie da się powstrzymać.

— Ja pierdolę. — wzięła głęboki oddech, po czym ścisnęła delikatnie nasadę swojego nosa kciukiem i palcem wskazującym. — Zawsze musisz coś odjebać? Zaraz pewnie tata do mnie przyleci i będę musiała się tłumaczyć.

— A co cię to obchodzi? — powiedziałem i już widziałem po jej spojrzeniu, że to był błąd. — Powiedziałaś, że i tak jedziesz do Birmingham, więc nie musisz się przed nimi...

— To mój tata! — przerwała mi, jakby nie dowierzała w to co mówię. — Nie mogę z nim się nienawidzić, dlatego bo może wyjadę z tobą.

O Boże, powiedziała może.

Nie na pewno.

— Jak to może? — zmarszczyłem czoło, mrugając kilkakrotnie. — Powiedziałaś wcześniej, że...

— Wiesz co? — weszła mi w słowo, zaciskając usta. — Ja nie chcę się z tobą kłócić, więc daj mi chwilę okej? Pójdę do swojego kuzynostwa, ty sobie pogadaj z Nico. Muszę ochłonąć.

To działo się tak szybko. Zanim zorientowałem się, że odchodzi, to była już dawno parę metrów ode mnie.

Przymknąłem na moment oczy, czując się już znacznie mniej dobrze niż paręnaście minut wcześniej.

A wszystkiemu przyglądał się mój przyjaciel.

— A ty się śmiałeś ze mnie i Nicol. — Nicola uśmiechnął się, polewając mi i sobie. — Trochę zjebałeś, ale wybaczy jak każda baba.

Już miałem coś mu odpowiedzieć, lecz nie było mi to chyba dane.

W tym momencie ktoś dotknął moich pleców, dlatego obróciłem się.

— Kłopoty w raju?

Od razu zacząłem marzyć o tym, żeby wrócić do tej kanciapy, widząc kogo mam przed sobą.

Chyba żart.





________________________________________________________

pierwszy rozdzial w nowym roku!

Koncza mi sie rozdzialy, wiec nie czekaliscie tydzien, ale jest to ofc kolejny dluzszy rozdzial wiec mysle ze gicik

dajcie znac w komentarzu jak zwykle czy wam sie podobal

pamietajcie o gwiazdce

do nastepnego, kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top