✩ forty eight ✩
⸺ ☾ELIZA☽ ⸺
— Czy mogę poprosić moje ulubione dziecko do tańca?
Podniosłam zaskoczona wzrok na mojego ojca, który wyciągnął w moją stronę swoją dłoń, uśmiechając się zachęcająco.
Nie umiałam totalnie tańczyć z kimś tak w parze. Wiecie jest pewna różnica poza zwykłym kręceniem dupą pod rytm, a trzymaniem kogoś za dłoń i wiecznym ryzykiem, że się pomyli jakiś krok i się wypierdoli. Do dziś pamiętam słynne próby poloneza przed studniówką, które zaczęłam już unikać po pierwszej lekcji, ponieważ moje nogi za chuja nie umiały nigdy połapać, czy zaczyna się od wewnętrznej czy zewnętrznej. Tak w zasadzie, to dalej nie wiem.
Moim pierwszym odruchem było odmówienie — byłam pijana, przed chwilą wychyliłam kielona z co najmniej dwa razy, a tak poza tym, bałam się, że mój tata rozmawiał już ze szmatą, która oczywiście prędzej czy później poskarży się jej na Matty'ego.
To nie tak, że byłam na niego zła. Po prostu wiecie zawsze jest taki moment podczas picia, kiedy nagle twoje myśli zostają zastąpione jakimiś beznadziejnymi refleksjami na temat przyszłości i praktycznie zawsze dochodzi się do złych wniosków.
A ja bałam się, że to wszystko, co teraz się dzieje — ze mną i z nim, jest jedynie jakimś pieprzonym snem, a rano się obudzę i zaś będę musiała słuchać narzekania wszystkich dookoła mnie na to, jak okropna jestem. Przerażał mnie powrót do mojej codzienności.
Ale nie należy zapominać o tym, że czasem pewne rzeczy robi się dla fabuły, tak?
— W porządku.
Złapałam jego dłoń i ku zmarszczeniu czoła Natalii, ruszyłam na parkiet. Właśnie grało jakieś disco polo, więc głównie to tańczyła obecna starszyzna na tym weselu, ale i tak każdy się zajebiście bawił.
Ja czułam alkohol w swoim żyłach, więc też mogłam przymknąć oko na wzrok każdej ciotki, które pewnie już zastanawiały się, gdzie zostawiłam swojego chłopaka — bo tak zdecydowałam się określić Matty'ego. Nawet nie miał o tym pojęcia i wątpiłam, że się dowie, a to wszystko ułatwiało sprawę, bo jak niby miałam wyjaśnić to, że z powodu przyjaźni spierdolił ze zgrupowania?
Podobało mi się to, jak powoli nasza relacja się rozwija, chociaż ta wieczna niepewność mnie martwiła w kontekście przyszłości.
Ale teraz to nie było jeszcze ważne.
Liczyło się wyłącznie to, że moja relacja z nim pochłaniało mnie to do tego stopnia, że nie stresowałam się tym, z kim właśnie tańczę. Zabawne, że dostrzegłam to dopiero w momencie, kiedy piosenka się skończyła.
Bo kto by przewidział, że pieprzony Matty Cash będzie lekiem na moje zmartwienia?
— Macie moje błogosławieństwo.
— Chyba mi już wystarczy alkoholu. — od razu wymamrotałam, ponieważ te słowa były ostatnimi, których się spodziewałam od niego usłyszeć. — Skoro wydaje mi się, że właśnie tato powiedziałeś...
Zobaczyłam, że lekko uniósł swoje kąciki ust, po czym westchnął.
— Chciałbym odbyć z tobą tą rozmowę później, ale obawiam, że się nie będzie już takiej okazji. — ujął dłonią moje ramię, popychając delikatnie w kierunku jednej z kanap w rogu sali. — Obiecuję, że nie będę się pierdolił i będę mówił prosto z mostu.
Aż dziwne było słyszeć w tak normalnej sytuacji przekleństwa z jego ust — okej zdaje sobie sprawę, że brzmi to co najmniej dziwnie, ale odkąd jego nowa małżonka pojawiła się w jego życiu, to widziałam tylko prawdziwe kurwa, ja pierdole, chuj i takie tam z jego strony, kiedy był mecz.
To dało mi nadzieję.
Usadowiłam się odrobinę niedbale na kanapie, modląc się o to, że nic nie zostanie już bardziej spierdolone niż jest.
— Jak przyjechałaś do domu, byłaś taka smutna. — zaczął, a ja chłonęłam każde jego słowo, bo taka okazja, jak sam powiedział, może się już nie powtórzyć. — Nic mi nie chciałaś powiedzieć, Michał też milczał i jedyna rzecz, która mi się nasuwała to to, że jesteś na mnie zła.
No shit Sherlock.
I może to, co teraz powiedziałam, było przesadną reakcją z mojej strony, ale kto normalny, decyduje się na takie rozmowy ze mną na pieprzonym weselu? To jeszcze bardziej podle uświadomiło mnie, jak bardzo oddaliłam się od swojego ojca, który albo celowo z góry planował mnie w taki sposób sprowokować lub nie znał mnie już wystarczająco — nie miał pojęcia, że coś takiego jak spokój nie istnieje dla mnie po przekroczeniu jednego promila.
— Ty też byłeś. — nie mogłam się powstrzymać naprawdę. Żadne pierdolenie na weselu, nie wymaże jego zachowania. — Co ci miałam powiedzieć, jak nagle mi wyskoczyłeś z jakąś Gabrielą i ślubem? Powiedzieć, że ale zajebiście? — zaczęłam wypominać mu wszystko coraz to bardziej pretensjonalnym tonem. — Jak miałam się cieszyć z tego, że tak szybko zapomniałeś o mamie?
Jego wzrok gwałtownie spoważniał i już byłam pewna, że chyba to koniec naszej uprzejmej konwersacji.
Dlatego wstałam z kanapy gwałtownie, prawie się przy tym wypierdalając, ale jakimś cudem udało mi się końcowo utrzymać równowagę.
Byłam zła, wkurwiona, rozbita emocjonalnie i na dodatek chyba znowu rozmazała mi się konturówka.
Nie chciałam mu pozwolić na to, żeby zaczął robić z siebie ofiarę.
— Dlaczego musisz taka być, Eliza? — spytał ze złością, a ja czułam się jeszcze gorzej. — To ty uciekłaś do Anglii i zostawiłaś nas wszystkich, kiedy cię najbardziej potrzebowaliśmy.
Poczułam pierwsze łzy gromadzące się pod moimi powiekami.
Chyba dzisiaj pobiję jakieś swoje własne rekordy.
— Dobrze wiesz, że takie było jej marzenie.
Co zrobiłam po tym?
Cóż oceniłam sprawnie swoją sytuację jako tragiczną, więc uciekłam z głębokim żalem spowodowanym tym, że przez żałosną chwilę naprawdę liczyłam na inne zakończenie tej rozmowy.
Desperacko w tym momencie zapragnęłam wrócić do Birmingham. Bardziej niż kiedykolwiek.
Nieistotne było to, że powoli zaczynałam idealizować każdą chwilę z tego miasta.
Wszystko wtedy było lepsze. Miałam swoje piękne cztery ściany — mogłam sprzątać, kiedy chce lub nigdy, jeść codziennie to samo bez żadnych konsekwencji, wstawać o której dusza zapragnie, a przede wszystkim — miałam ludzi, z którymi czułam się lepiej. Miałam Matty'ego, a nawet Leo, z którym nie rozmawiałam od wyprowadzki. Wiedziałam też wtedy, że zawsze mogę zapukać do mieszkania Grace, która by mi otworzyła drzwi z propozycją nie odmówienia typu masz może ochotę na tą przezajebistą pizzę dla dwoja z pizza hut? lub słyszałam, że otworzyli nowego kebaba na mojej dzielnicy.
Tęskniłam za tym.
Cholernie bardzo.
— A teraz piosenka ze specjalną dedykacją! — głos DJ'a odbił się echem po sali. — Wildest Dreams od Matty'ego dla naszej kochanej Lizzie!
I w tym momencie czas dla mnie zwolnił.
Brzmi tandetnie — wiem, ale tak właśnie się poczułam. Ja z ledwo wytartymi łzami na policzkach, widząca go zmierzającego w moją stronę z wielkim uśmiechem na twarzy.
Jak szedł do mnie z tą swoją ujebaną koszulą, włożoną z jednej strony do gaci, a z drugiej już nie.
— He said, "Let's get out of this town! — wykrzyczał, porywając mnie do tańca, a ja od razu zapomniałam o całym Bożym świecie.
— Drive out of the city, away from the crowds"! —dokończyłam bez zająknięcia, szczerze się uśmiechając.
Usłyszałam piski wszystkich dookoła siebie, który świadczył o tym, że najwyraźniej zachęciliśmy połowę sali do dołączenia do nas na tym odrobinę już opuszczonym parkiecie.
Kompletnie zapomniałam o tym, ze byłam na niego zła o to, że nie potrafił nad sobą zapanować podczas rozmową z moją macochą, bo jak miałam o tym myśleć, kiedy leciała na fulla moja ukochana Taylor?
Byłabym hipokrytką.
— I thought Heaven can't help me now!
Wykrzyczał, na co ja aż parsknęłam.
— Nothing lasts forever! — wspólnie wydaliśmy tym razem japę, po czym ja bezwstydnie uwiesiłam się całkowicie ramionami na jego szyi. — But this is gonna take me down!
To było magiczne.
Kurwa, nigdy bym naprawdę nie pomyślała, że będę się tak zajebiście czuć, tańcząc z kimś jak ostatni debil na weselu mojego ojca, mając za sobą gang wszystkich ciotek, które pewnie już zacierając ręce na myśl o obrobieniu mi i wszystkim tu obecnym dupy.
I to wszystko było dzięki niemu.
Musiałam się z tym naprawdę poważnie pogodzić, a nie pozwalać sobie czasem jedynie na chwilę stwierdzenia, że może tak jest. Byłam taka nieszczęśliwa, zupełnie wyprana z czegokolwiek dającego mi radość, a wystarczyła jedynie chwila jego obecności, żebym znowu poczuła się tak jakby cały świat miała u stóp.
— Od kiedy w ogóle umiesz Wildest Dreams?
Spytałam w przerwie pomiędzy refrenem już z kompletnie zdartym gardłem.
— Lizzie, naprawdę teraz o tym myślisz? — parsknął, odgarniając kosmyk moich włosów z czoła. — Jak się jest po kielonie miętowej, nagle każda piosenka staje się znajoma.
Kochałam patrzeć na ten szczęśliwy błysk w jego oczach — i okej może naprawdę często zdarzało mu się być idiotą, ale czy kiedykolwiek ktokolwiek dla mnie zrobił choćby jedną rzecz, co on?
Nikt wcześniej nie dał mi kwiatków, nikt wcześniej nie zadedykował mi pieprzonej piosenki, ani nikt wcześniej po prostu nie poświęcił się dla mnie tak jak on, bo jak mam skomentować to, że dosłownie uciekł ze zgrupowania?
Co miałam myśleć o chwili, gdy specjalnie pominął wersy Some day when you leave me I bet these memories follow you around, żeby wyszeptać moją stronę, że to nigdy się nie zdarzy? Bo już nigdy przenigdy nie pozwoli mi, żebym mu uciekła?
A niby z niego taki pierdolony idiota. Jak widać, kiedy chce, to potrafi rzucić takim tekstem, że niemalże posyła mnie on na kolana, co było poniekąd śmieszne, bo niegdyś mnie to by raczej zażenowało. To było takie prawdziwe.
Ale i tak jeszcze prawdziwsza była chwila, gdy bez żadnej zapowiedzi, klasycznie daliśmy nogę z sali, śmiejąc się tak głośno, że pewnie całe sąsiedztwo nas słyszało.
Byłam tak pijana, tak samo jak on, że kompletnie nie przejmowaliśmy się tym, że zachowywaliśmy się jak w jakimś netflixowym filmie — wiecie co mam na myśli; było mi zimno, to dał mi swoją kurtkę i oczywiście ja początkowo nie chciałam jej przyjąć, po to żeby później, dziękując Bogu i całemu stworzeniu za to, że nie odmarznie mi połowa ciała.
Spacerowaliśmy tak tym wypizdowiem, przekomarzając się i nie sądziłam w tym momencie, żeby istniało cokolwiek lepszego od tego.
— Przepraszam, że to powiem. — zaśmiał się. — Ale jak dobrze, że na ciebie wpadłem na tej ulicy.
— Czyli w końcu przyznajesz się, że to była twoja wina?
— Nie, nie. — pokręcił głową od razu. — Aż tak to mnie nie pojebało. — zaśmiał się. — Nieważne ile razy bym wychylił kielona i tak nie przyznam ci racji.
Założyłam ręce na piersi, udając obrażoną.
— Co za szkoda. — po czym stanęłam tuż przed nim, blokując mu ścieżkę. — Bo może wtedy bym cię przeprosiła za to, że tak szybko uwierzyłam w jakąś pieprzoną Kady.
Nie wiem czemu mnie tak wzięło na wspominanie tego tematu, ale kurwa jeszcze parę godzin temu, myślałam, że Matty Cash jest największym koszmarem jaki kiedykolwiek mnie spotkał.
Z powodu nieświadomości.
— A co jeśli kłamałem? — widząc moją przerażoną minę po jego słowach, od razu położył mi uspokajająco dłoń na ramieniu. — Spokojnie, Lizzie. To tylko żarcik kosmonaucik.
Przełknęłam ślinę, czując się winna temu, że radosna atmosfera się odrobinę ulotniła z mojego powodu.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu pewnej rzeczy.
— Naprawdę teraz? — spytał, jak on mnie dobrze zna. — Wcześniej zachowywałaś się jakbyś planowała mi uciąć nogi przy samej dupie jak tylko powiem na głos papieros, a teraz planujesz odpalić sobie jednego nieopodal sali?
Przewróciłam oczami, wciąż grzebiąc w jednej z bocznych kieszeni, ponieważ nie umiałam znaleźć zapalniczki.
— Czyli w twoim słowniku nieopodal znaczy prawie kilometr?
— Wcale nie przeszliśmy kilometra, przecież idziemy...
— Matty. — przerwałam mu, biorąc głęboki oddech. — Wyjebane już mam naprawdę, wiesz? Co oni sobie pomyślą i takie tam, nie obchodzi mnie to.
Zmarszczył czoło, gdy ja bez żadnego problemu zapaliłam papierosa.
— To przeze mnie? — spytał. — Kiedy rozmawiałem z tą pizdą?
Wzruszyłam ramionami, ale już byłam pewna, że mu odpowiem.
Przynajmniej rano będę mogła zwalić to na alkohol.
— Nie. — wypuściłam dym z ust, po czym powoli ponownie ruszyliśmy drogą. — Po prostu mam dość starania się. Robiłam przez ten cały czas, kiedy siedziałam w tej Polsce, cokolwiek, żeby jakoś się pogodzić z Michałem, tatą i takie tam. Może nie biegałam za nimi z wywieszonym jęzorem, nie robiłam im pieprzonych laurek ani nie błagałam po przebaczenie, ale Boże ile można?
— O co są na ciebie źli?
Wiedziałam, że jest pijany i stara się za wszelką cenę nie pierdolnąć jakiejś największej głupoty.
Doceniałam to.
— To długa lista. — podrapałam się delikatnie po nosie. — Zaczynającą się tym, że uciekłam z domu rodzinnego, a kończąca tym, że nie akceptuje tej szmaty.
— A co z twoją mamą? — nie zauważył mojego lekkiego wzdrygnięcia się na takie nagłe poruszenie jej tematu, więc bez żadnego problemu kontynuował dalej. — Znalazła sobie jakiegoś nacho i spierdoliła do Dubaju, bo twój tata jest chujem? Czy to może ona znalazła sobie...
— Matty, moja mama nie żyje.
— O.
To spowodowało milczenie pomiędzy nami na dobre paręnaście sekund, ponieważ zdecydowanie nie oczekiwał on ode mnie takich słów.
Z racji, że miałam w dłoni stale tlącego się papierosa, byłam nad wyraz spokojna i potrafiłam zachować się w tej chwili całkowicie nieemocjonalnie.
I tak kiedyś by się dowiedział.
Może ta chwila nie była do tego idealna, ale kiedy niby by była? Nie mogłam ciągnąć z Mattym relację w nieskończoność, podczas gdy on wie o mnie podstawowych rzeczy.
— Trochę chujowo wyszło, że akurat teraz to powiedziałam. — mruknęłam, przegryzając wargę. — Ale wiesz, żebyś wiedział, że nie uciekła do Dubaju.
— Rany, przepraszam, Lizzie, ja naprawdę nie miałem niczego złego...
I mnie przytulił.
Nie było to do końca odpowiedzialne, bo wciąż miałam w dłoni papierosa, ale jedną ręką po chwili oszołomienia bez żadnego problemu odwzajemniłam uścisk, czując klasycznie zapach jego perfum.
— Wszystko w porządku. — zamrugałam kilkakrotnie, ponieważ nie ma opcji, że znowu dzisiaj się rozpłaczę. — Nie musisz...
Odsunął się ode mnie, po czym przeczesał z nerwowością swoje spocone włosy.
—Najebałem się jak jakiś zjeb na weselu twojego ojca i na dodatek pierdolnąłem takie gówno. — wymamrotał, po czym skinął głową nieznacznie w kierunku mojej torebki. — Masz więcej?
Parsknęłam, bo Matty Cash i papierosy to zawsze równa się żart.
Powstrzymałam się przed rzuceniem żartu o jego niezdrowym prowadzeniu życia jako zawodowy piłkarz, więc po prostu otworzyłam ponownie paczkę cameli i podałam mu jednego.
— Nie jestem dobra w takich sprawach. — zaczęłam, po tym jak przypomniałam mu o tym, jak się powinno zaciągać. — Wiesz ogólnie uczuciowych, przyjacielskich i...
— Związkowych? — wtrącił niewinnie, zdobywając moje szturchnięcie.
— Bo zaraz ci jeszcze zabiorę tego szluga, żebraku. — wymamrotałam, czując lekką irytację, ponieważ ten temat zdecydowanie pojawił się za szybko. — Chciałam ci powiedzieć coś miłego, a musiałeś jak zwykle to spieprzyć.
— Już nie przesadzaj. — przewrócił oczami, udając że jest całkowicie przyzwyczajony do palenia papierosów. — Możesz kontynuować.
— O dzięki za pozwolenie. — rzuciłam na chodnik mojego zgaszonego już peta, po czym przygniotłam go butem ku morderczemu spojrzeniu Matty'ego. — Zastanowię się, czy do tego wrócę.
— Ej, ale nie bądź taka.
— Nie zesraj się.
Z nieukrywaną satysfakcją przypatrywałam się temu, jak się denerwuje.
— Szkoda, że nie wzięliśmy ze sobą jakiejś wódy.
Wzruszyłam ramionami na jego słowa, ponieważ nie moja wina, że dzisiaj zadziwiająco szybko, patrząc na jego poprzednie przygody, trzeźwiał.
I w tym momencie coś mi się przypomniało
— Ty, zapomniałam ci powiedzieć.
— Co?
— Grace do mnie dzisiaj zadzwoniła, że policja zgarnęła Andrew.
— Pierdolisz.
Niemalże się zaśmiałam, jak zobaczyłam jego minę.
— Szalone, co nie?
Wydawał się naprawdę zszokowany tą informacją.
— Nie rozmawiałem z Jacobem odkąd mi powiedziałaś, co zrobił. — powiedział z wielkim zastanowieniem na twarzy. — Ale myślałam, że...
— Chcesz mi powiedzieć, że wcale nie byłeś u Andrew?
— Zadzwoniłem do jego starego i mu opowiedziałem, jak jego synek się zabawia. — zaciągnął się ponownie z lekkim trudem papierosem. — Ale nie sądziłem, że aż policja go zgarnie, bo wiesz jego ojciec to jednak jego ojciec. Jak myślisz, że coś jest niemożliwe, to on ci może udowodnić, że jednak kurwa jest.
Pokiwałam głową, ponieważ może policzę na palcach jednej dłoni, ile razy widziałam go na oczy, ale nie miałam żadnych przeciwskazań, żeby mu nie wierzyć.
Temat się odrobinę wyczerpał, dlatego w ciszy dalej szliśmy chodnikiem bez celu, podczas gdy obserwowałam kątem oka, jak coraz lepiej sobie radzi z papierosem, jakkolwiek śmiesznie to brzmi.
Może to było skrajnie nieodpowiedzialne i nie raz przysięgałam sobie, że nie będę popadać w aż tak wielkie uzależnienie — wyciągnęłam ponownie z mojej torebki paczkę.
— Lizzie, nie ma opcji. — powiedział, czytając mi w myślach. — Dokończ mojego.
Westchnęłam, ale wzięłam z jego dłoni w połowie wypalonego szluga, modląc się o to, że to mi wystarczy.
Widziałam jego irytację, dlatego postanowiłam się odezwać, udając że nie widzę jego złości.
— Wiesz. — wypuściłam po raz pierwszy dym z ust. — To zabrzmi dziwnie, ale wiesz ze tyle rzeczy zrobiłam pierwszy raz z tobą?
— Na pewno nie jest to palenie tego syfu.
Przewróciłam oczami.
— Nie zapominaj się, jeszcze parę minut temu mnie o jednego prosiłeś. — mruknęłam, po czym westchnęłam. — Ponownie chciałam powiedzieć cos miłego, a mi przerwałeś.
Otworzył usta, żeby najprawdopodobniej znowu zacząć się ze mną sprzeczać, ale akurat zaczął dzwonić mu telefon, więc tylko zaklął, natychmiast go wyciągając.
Parsknęłam, widząc mordę Nicoli wysmarowaną pastą do zębów, ponieważ takie właśnie miał zdjęcie ustawionego na jego kontakt.
— Czego?
Bez zawahania dał go na głośnik.
— Eeee.... Chyba właśnie mnie wyjebali z wesela. — przepity głos Zalewskiego odbił się niemalże echem po pustej ulicy. — Trochę przypał, co nie?
Spojrzeliśmy na siebie z Mattym w niedowierzaniu.
— O mój, kurwa, Boże. — powiedział, wzdychając.
— Nie moja wina, że ona nagle zrespiła się za mną jak jakiś pieprzony mob w minecrafcie. — zaczął się tłumaczyć przez telefon. — A tym bardziej nie moja, że dalej się nie przebrała z tej białej kiecki.
— Czyli co konkretnie zrobiłeś?
— No wpadłem na nią, jak szedłem z nowym Aperolem. — odparł, a ja starałam się nie wybuchnąć śmiechem. — A ona tak poleciała, że wjebała się na stół z całej pety i mało tego jeszcze no wylałem na nią ten... Aperol.
Nie wytrzymaliśmy już oboje z Mattym i zaczęliśmy się śmiać, nie wierząc w to, że naprawdę się to wydarzyło.
Po chwili jak się uspokoiliśmy się — w końcu zadał mi to pytanie, które miało zmienić już wszystko nieodwracalnie.
— Czyli uciekamy?
Nie wahałam się ani sekundę.
Nie popełnia się dwa razy tych samych błędów.
_________________________________________________
sorki, że tak dlugo, ale mialas zas matury próbne i musialam sie jakos do nich przylozyc wiecie, zeby nie bylo przypalu
a matura z historii zmiata z planszy
w kazdym badz razie teraz wracam do gry i mam nadzieje ze wroce do regularnosci kazdy piatek rozdzial
mam nadzieje ze wam sie spodobalo o czym dajcie znac najlepiej w komentarzu
do nastepnego, kocham was!!<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top