✩ eleven ✩
⸺ ☾ ELIZA ☽ ⸺
Czasami myślami chciałabym wrócić do czasów, kiedy byłam nastolatką i po prostu chodziłam każdego dnia do szkoły. Pewnie wcale nie było wtedy tak kolorowo i teraz, na wskutek zapomnienia o wielu przykrych sytuacjach, idealizuje moje nastoletnie życie, ale nawet za bardzo mnie to nie obchodziło. Czytałam kiedyś o tym, że każde pokolenie nazywa swoje czasy dzieciństwa najlepszymi na absolutnie całym świecie, bo nikt nie pamięta złych chwil. Szybciej zapamiętasz, że dostałeś szóstkę z matmy na farcie niż to, że dostałeś raz tą szmatę. Każdy zapomina o tych chwilach, gdy się było słabym, bo one tylko szkodzą. Im więcej czasu upłynie tym bardziej nie pamięta się i zwykle mówi się tutaj o tygodniach, miesiącach czy latach.
A ja zdawałam się cały ten mecz zapomnieć o zeszłym piątku i o tym jak siedzący obok mnie Matty Cash potraktował mojego przyjaciela. Tu już nie chodzi o to, że sam Andrew był bez winy, bo nie był; to on zaczął, ale nawet nie pozwolono mu niczego wyjaśnić. Pocieszanie go po tej imprezie było dla mnie złą chwilą, dlatego ten moment już powoli zanikał z mojej pamięci pewnie z każdą sekundą coraz to bardziej.
Chciałabym dołączyć do najgorszych chwil mojego życia spotkanie Matty'ego, ale najwyraźniej mój umysł nie współpracował ze mną. Było coś innego w tych chwilach, kiedy go widziałam. To nie tak, że czułam szczęście na sam jego widok i nie umiem tego wyprzeć z pamięci, bardziej po prostu czułam się w sposób, który nawet nie wiem jak opisać. Nie czułam się przy nim nigdy niekomfortowo.
Druga połowa meczu była znacznie bardziej agresywna niż poprzednia. Mecz utrzymywał się na wyniku zero do trzech, ale najwyraźniej nie każdy potrafi pogodzić się z przegraną, nawet dziesięć minut przed końcem.
— Łatwo z nimi. — skomentował przewrócenie się jednego z graczy Birmingham City z piłką chwilę po tym, jak ją przejęli. — Ty byś lepiej to kopnęła.
— A ty nie.
— Lizzie. — spojrzał na mnie karcącym wzrokiem. — Ja wiem, że to żarcik kosmonaucik, ale naprawdę popatrz, jak oni grają. Nawet z gipsem na prawej nodze zrobiłbym lepsze dośrodkowanie.
Powiedział to tak poważnie, że nie wytrzymałam i zaśmiałam się.
Dla niego naprawdę ten mecz był najważniejszy na całym świecie.
— Z gipsem to byś się wyjebał i byłoby pograne.
— Albo popatrz na to, co to jest do chuja? — najwyraźniej zignorował moje słowa. — To nie powinno się nawet nazwać lagą, to obraza dla innych lag.
Nawet nie wiem, co to jest laga. Nie wiem co mnie podkusiło, ale spytałam go o to, na co on ucieszył się jakby strzelił w tej chwili gola.
Ale teraz byłam przez to zmuszona słuchać jego dokładnego tłumaczenia podstawowych zagrań piłkarskich. Wystarczyło mu zaledwie pięć minut, żeby wyjaśnić mi pojęcia takie jak dośrodkowanie, wrzutka, drybling, przechwyt, wślizg a nawet jakiś wolej. Nigdy nie sądziłam, że będę z kimkolwiek rozmawiać z jakąkolwiek chęcią o piłce nożne, ale naprawdę nie tak źle słuchało się tego z jaką fascynacją o tym mówił.
Zupełnie zapomniałam o tym, że nie powinnam się z nim lubić. W tej chwili moje rozmyślanie nie wychodziło poza ten mecz. Nawet nie odpowiedziałam na SMS Andrew, w którym mnie przepraszał, że tak wyszło. Dawno nie zachowywałam się tak nieodpowiedzialnie.
— Czekaj, czekaj. — przerwałam mu w połowie zdania, patrząc na niego ze zdziwieniem. — Grasz w reprezentacji Polski?
Jego monolog stał się dość długi, ale kiedy usłyszałam wyraz Polska oraz Lewandowski, zdołałam połączyć fakty. Wydaje mi się nawet teraz, że wcześniej słyszałam coś o ladze na Robercika, ale wtedy nie pomyślałam, że chodzi o tego Robercika; bezdyskusyjnie najlepszego polskiego piłkarza.
Wpatrywałam się w niego z zaciekawieniem, zupełnie ignorując to, co się dzieje teraz na murawie.
— Jeszcze jak. — westchnął z zadowoleniem, uśmiechając się. — Wiesz, jak się zajebiście grało na mundialu? Najlepsze chwile mojego życia.
Zdawał się zupełnie nie zauważać tego, jak bardzo byłam zszokowana tym, że gra dla Polski. Nawet nie pomyślałam nigdy, że może grać w polskiej reprezentacji piłki nożnej, ponieważ poza matką Polką nie wydawał się mieć żadnych innych powiązań z tym krajem.
Byłam nawet teraz pewna tego, że najprawdopodobniej jego imię i nazwisko padło w moim domu w ostatnim czasie niejednokrotnie z ust mojego ojca oglądającego każdy mecz. Boże, jak to dziwnie brzmiało i sama świadomość tego.
W tej jeszcze bardziej zapomniałam o tym, że spędzanie z nim czasu miało mieć wyłącznie na celu uszczęśliwienia mojego przyjaciela.
— Czemu nie powiedziałeś wcześniej? — założyłam ręce na piersi. — Miałeś tyle okazji wspomnieć, że grasz dla Polski.
Mieszkałam w tym Birmingham już ponad pół roku i zdawałam sobie coraz to bardziej sprawę ile występuje akcentów w języku angielskim.
A on zdecydowanie pierdolił jak rodowity Brytyjczyk z okolicznych miast, mający nic wspólnego z Polską. Nie zakładałam zupełnie wcześniej, że choćby trochę może go obchodzić jego druga ojczyzna, ponieważ nie widziałam w niej nic do zaoferowania.
Jego mina zmieniła się.
— A czy ta informacja cokolwiek by zmieniła? — odgarnął pojedyncze kosmyki włosów, które opadły mu na czoło. — Nie lubisz mnie nawet, nie czułem potrzeby zwierzania się. — rzucił obojętnym tonem. — Ale teraz już wiesz.
Miał rację.
Jego słowa już przypomniały mi o ponurej rzeczywistości - takiej, że po opuszczeniu tego stadionu nie możemy się zachowywać jak teraz. Nie powinnam być nawet do niego miła. Andrew ukręciłby mi łeb i sprzedałby go na lombardzie, gdyby mnie zobaczył z nim. Nie obchodziły by go moje dobre powody.
Chciałam być tylko dobrą przyjaciółkę i dać mu czas sam na sam z Neilem. Nawet jeśli kosztowało mnie to przebywanie ponad półtorej godziny z nim.
Próbowałam wyprzeć z głowy możliwość, że jego towarzystwo było lepsze.
Mój uśmiech zniknął z mojej twarzy od razu po tych słowach.
Unikałam jego wzroku już do końca tego meczu. Nie było go dużo, ponieważ aż całe siedem minut łącznie z czasem dodanym. Nie obróciłam głowy w jego stronę, nawet kiedy on to zrobił kilkakrotnie, o czym jestem bardziej niż pewna. Nie mogłam czerpać przyjemności z jego towarzystwa.
Nie wydarzyło się nic ciekawego w ostatnich minutach. Nie została nawet dana żadna żółta kartka. Ze znudzeniem wyjęłam telefon i dopiero teraz odpisałam mojemu przyjacielowi. Odpisałam mu tak, żeby nie kłamać, bo nienawidziłam kłamstwa naprawdę z całego serca, a ostatni czasy zdecydowanie za często nie miałam innych możliwości.
— Musimy już wyjść. — powiedział niespodziewanie w moją stronę. — Potem już nie da rady wyjść tak, żeby nikt nas nie zauważył.
Kiwnęłam głową na jego słowa.
— Okej.
Miał zaciśnięte usta i złość wypisanej na twarzy, kiedy szłam z nim tą samą trasą, co wcześniej. Nie skomentowałam tego ani słowem, ponieważ powoli zaczynałam marzyć o powrocie do mojego cieplutkiego mieszkania. Chciałam już się rzucić na moją kwiatową kołdrę ze słuchawkami w uszach i iść spać, pomimo tak wczesnej godziny.
Nie rozumiałam tego, dlaczego jest zły. Niczego nie zrobiłam, a nawet jeśli to powinien mieć to wyjebane, ponieważ pomiędzy nami była zwykła obojętność, nic więcej. Zachowywał się teraz jak stereotypowy bogaty piłkarzyk, któremu sława odebrała rozum i myśli, że może mieć wszystko. Nie moja wina, że nie zawsze wszystko jest takie, jak się chcę. Przynajmniej ja, gdy ktoś robi coś czego ja nie chcę, nie reaguje w ten sposób jak on. Nie wiem jakiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał na jego słowa, które przecież były prawdą. Miałam pokiwać głową i powiedzieć: tak, tak Matty, zawsze masz rację, to chyba jakiś żart.
Nawet nie trzymał mnie już za dłoń, tylko chodziłam za nim tymi dziwnymi korytarzami, których absolutnie nie odróżniłabym nigdy od siebie. Nigdy bym nie zapamiętała takiej drogi.
Jeszcze dziwniejsze było dla mnie to, że niespodziewanie wyszliśmy jakimś innym wejściem ze stadionu na zewnątrz. Przed nami znajdował się teraz parking, na którym było zaparkowane zaledwie kilka samochodów. Zdecydowanie nie był to ten parking, na którym byłam w czasie drogi na stadion z Andrew i Neilem.
Ponownie bez żadnego słowa, poszłam za nim, wyczuwając rosnące napięcie w powietrzu. Nie podobało mi się to w ogóle, ponieważ był zdecydowanie wrogi w moją stronę, a to żadnego sensu nie miało.
Rozpoznałam jego samochód, więc kiedy zatrzymał się przy nim, nie zdziwiłam się. Zdziwiłam się dopiero w momencie, w którym oparł się jak nigdy nic o jego karoserię, najwyraźniej nie planując jeszcze do niego wsiadać.
Wbił we mnie swój wzrok w taki sposób, jak nigdy wcześniej tego nie zrobił. Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie gniewnie, jakbym popełniła największe przestępstwo na tym całym popierdolonym świecie. Nie był ze mnie żaden Ten Bundy, Richard Ramirez czy Jeffrey Dahmer, więc nie rozumiałam jeszcze bardziej jego zachowania.
— Nic nie rozumiem. — powiedział, po czym zaśmiał się sarkastycznie. — Jasno ustaliłaś naszą relację, po czym obrażasz się jak jakaś pierdolona księżniczka, gdy powiedziałem, że mnie nie lubisz.
— Niczego nie ustalałam, ponieważ nasza relacja nie istnieje.
— Chciałbym to zrozumieć. — nie przerywał ze mną kontaktu wzrokowego. — Ale jak mam, skoro traktujesz mnie raz jak największego wroga, żeby chwilę potem robić wyrzuty o to, że czegoś ci nie powiedziałem? — i znowu się zaśmiał. — Masz prawo myśleć samodzielnie, a nie słuchać całe życie Andrew.
Andrew miał nic wspólnego z tą całą sytuacją.
— Miałeś rację, mówiąc wcześniej, że jesteś chujowym przyjacielem. — założyłam ręce na piersi, podnosząc powoli swój głos. — Skoro nie wiesz na czym polega zwykła lojalność.
— Lojalność? — przewrócił oczami, jakbym powiedziała jakiś nieśmieszny żart. — Poszłaś na ten mecz, bo on ci kazał i pewnie nie chciałaś iść ze mną, bo on by ci nie pozwolił. — też mówił zdecydowanie głośniej niż na samym początku. — Liścia też mi wyjebałaś, dlatego bo ci kazał?
Tego było za wiele.
Naprawdę żałowałam tego, że zareagowałam tam impulsywnie i poszłam wtedy za nim. Nie powinnam tego robić. Andrew nie wiedział nic o tym, ponieważ wstydziłam się mu to powiedzieć. Nie uważam, że spodobałoby mu się to. Byłby na mnie zły, bo jego mściwość nigdy nie przenikała na żadne fizyczne sposoby, dlatego też jego walka z Jacobem była czymś czego nigdy bym się nie spodziewała po nim.
Dalej nie wiedziałam, dlaczego złamał mu nogę.
— Dziewczyny, czy mam zwidy? Czy to Matty Cash?
Dosłownie w ułamku sekundy dostrzegłam, jak gwałtownie zbladł. Obróciłam się szybko, żeby zauważyć, że grupka jakiś piętnastoletnich dziewczyn biegła w naszą stronę z telefonami w dłoni.
Chyba nie do końca był aż tak prywatny ten parking.
— Szybko, wsiadaj! — pociągnął mnie za rękę w kierunku swojego samochodu.
Nawet nie wiem, jak to się stało, że zapomniałam o tym, że przecież się kłóciliśmy sekundy temu, ponieważ bez żadnego problemu spełniłam jego polecenie.
Zajęłam miejsce pasażera tuż obok niego, widząc doskonale jak bardzo wyprowadziło go z równowagi spotkanie z fankami. W niczym nie przypominał siebie sprzed minut.
W milczeniu przyglądałam się temu, jak wyjeżdża błyskawicznie z parkingu. Nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek tak szybko obsługiwał biletomat. Nie sądziłam, że może mu aż tak zależeć na tym, żeby minąć te dziewczyny, które może wydawały się odrobinę obsesyjne na jego punkcie, sądząc po tym, że teraz biegły za jego samochodem.
Skoro był piłkarzem, to raczej powinienem być już od dawna przyzwyczajony do tego, że nie jest często incognito w jakimkolwiek miejscu na świecie, a już zwłaszcza w Birmingham. Jego zachowanie jednak świadczyło o czymś zupełnie innym, jakby się nawet ich bał, a to wydawało mi się aż niemożliwe.
Byłam znudzona, więc zdecydowałam się otworzyć jego skrytkę i gdy dostrzegłam jakąś kupkę płyt do odtwarzania, od razu wiedziałam czym mogę się zająć w tej chwili by powstrzymać go od puszczenia Adele, która leciała ostatnim razem. Najwidoczniej w jego samochodzie dało się je odtwarzać, ponieważ wątpię żeby od tak sobie leżały. Chyba po raz pierwszy w życiu widziałam osobę, która po kupieniu ich faktycznie z nich korzystała, ponieważ zazwyczaj z tego co wiem, to większość kupowała płyty dla wsparcia samego artysty, a potem mogły one leżeć nieużywane przez wieczność.
. Naprawdę nienawidziłam tej ciszy, a rozmowa z nim wydawała się być wciąż nieodpowiednim pomysłem. Jedna część mnie chciała dokończyć naszą wymianę zdań, gdy jeszcze nie musieliśmy uciekać przed jego fankami, ale druga zdecydowanie wolała zapomnieć o tym, co padło.
Andrew nawet nie wiedział o tym, że mu przywaliłam w twarz.
Na widok jednej jednej z płyt nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się.
— Co tu robi Gang Albanii? — okazało się, że tuż za nią była jeszcze inna. — I Bedoes Opowieści z doliny smoków?
— Puszka z reprezentacji mi dał, żebym zaznajomił się z polską muzyką. — rzucił skupiony na prowadzeniu samochodu. — Na tej jednej mam nawet autograf.
— Pierdolisz.
Ale faktycznie, tak jak powiedział, na płycie od Bedoesa znajdował się autograf od niego, White'a oraz nawet Lanka.
Tego się nie spodziewałam.
— Nigdy ich nie puściłem.
Na te słowa natychmiastowo wyciągnęłam bez wahania płytę z opakowania i wsadziłam ją w odpowiednie miejsce. Nawet nie wiem skąd nagle u mnie wzięła się wiedza, jak się włącza takie rzeczy w samochodzie, ale najwyraźniej wyszło, bo muzyka jakoś zaczęła lecieć po tym jak on kliknął w jakieś inne przyciski i pokręcił jakimś jeszcze innym pokrętłem. Po jego dwóch ruchach byłam już przekonana, że absolutnie nigdy nie zapamiętam tego, jak to się dokładnie robi.
Ku mojemu zadowoleniu zauważyłam, że Matty wydaje się być już mniej wyprowadzony z równowagi niż wcześniej. Nie wiedziałam, że słuchanie Jesteś ładniejsza niż na zdjęciach, piosenki którą wybrałam, tak na niego wpłynie, ale nie ma co się dziwić - nic nie kojarzy mi się bardziej z rokiem dwa tysiące dziewiętnastym niż Bedoes i ta płyta. Poprawiała mi ona humor nie raz.
Podśpiewując pod nosem, doznałam prawie zawału, widząc że na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiła się twarz Andrew.
— Kurwa. — spojrzałam na niego spanikowana. — Co ja mam mu niby powiedzieć?
Ja naprawdę nie chciałam kłamać, ale jak miałam się wytłumaczyć z tego, że nie wracam z nimi nawet.
Boże zupełnie o tym zapomniałam.
— Powiedz, że źle poczułaś się w trakcie meczu i dałaś nogę. — bez zastanowienia powiedział, nawet na mnie nie patrząc. — Lub, że wolałaś wrócić taksówką i tyle.
W tą drugą opcję za nim by nie uwierzył Andrew, ponieważ wiedział o tym, że boję jeździć sama taksówkami.
A może by tak powiedzieć mu prawdę? Wściekłby się, ale przecież pewnie dalej jest z Neilem i może ten by go jakoś uspokoił na moją korzyść.
Chociaż nawet nie wiem czy byłby po mojej stronie.
Wyciszyłam muzykę, po czym odebrałam.
— Hej, Andrew. — wzięłam głęboki oddech. — Chyba dostałam okresu na tym stadionie, wiesz? Wybacz serio, ale musiałam wracać do domu i udało mi się złapać jakiś autobus.
Będę miała wyrzuty sumienia do końca swojego życia.
— Rozumiem, mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. — czułam troskę w jego głosie. — Jeszcze raz przepraszam, że tak wyszło Eliza. Nie powinno się to tak potoczyć.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Nic się nie stało. — chciałam jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. — Do zobaczenia w pracy.
— Do zobaczenia.
Kiedy się rozłączyłam, rzuciłam kierowcy tego samochodu naprawdę mordercze spojrzenie, ponieważ irytowała mnie już powoli jego obojętność.
— Nie wierzę w to co właśnie zrobiłam.
— Okłamałaś go w słusznej sprawie. — wzruszył ramionami jakby nigdy nic. — Skoro byłby na ciebie wściekły, to lepiej było tak powiedzieć.
Ukryłam twarz w dłoniach.
— Ty naprawdę nie rozumiesz. — westchnęłam. — Swojego przyjaciela też byś tak okłamał?
— Nie. — obrócił się na moment w moją stronę, dając mi tą upragnioną uwagę na moment. — Bo nigdy nie znalazłbym się w takiej sytuacji.
No tak oczywiście wielki piłkarz Matty Cash nigdy nie dałby sobą tak rządzić, jak ja pozwałam sobą Andrew. Zapomniałam o tym.
Prychnęłam kpiąco na jego słowa i ponownie włączyłam muzykę, tym razem głośniej niż wcześniej.
Skoro on miał zamiar rozmawiać ze mną w taki sposób, ja nie zamierzałam tego zmieniać.
Jednakże tak się złożyło, że paręnaście minut później wcale nie testowałam miękkości mojego łóżka, a robiłam coś zupełnie innego.
Skończyłam na dosłownie zimnym bruku, a jeszcze chwilę temu wydawałoby mi się to bardziej niż niemożliwe. Nie było już nigdzie żadnych śladów słońca, a ja siedziałam ze zwieszonymi nogami w dół w porcie Birmingham. Wokół mnie nie było żadnej żywej duszy poza nim. Nie powinnam nikomu życzyć śmierci, ale dużo bym dała za to, żeby też nie należał do żywych dusz dookoła mnie.
Ponieważ dalej nie rozumiałam, dlaczego się tutaj nagle zatrzymał i kazał mi wysiąść wraz z nim, skoro przez większość drogi nie potrafiliśmy wymienić ze sobą żadnego dobrego słowa, jakby cały ten mecz poszedł w zapomnienie i nigdy się nie wydarzył.
— Zatrzymałeś się tu tylko po to, żeby dostać wspólnie ze mną odmrożenia?
— Możliwe. — wzruszył ramionami, wpatrując się w spokojną wodę. — Lubię tu przychodzić, przyznaj że ładny widok.
Gdybym powiedziała, że nie, to byłoby kłamstwo.
— To prawda, ale dalej nie rozumiem. — westchnęłam, odgarniając swoje włosy za ucho . — Nagle zatrzymałeś się i kazałeś mi wysiąść, i teraz siedzimy tutaj jak jacyś bezdomni.
Było ciemno, lecz dzięki światłu latani, widziałam jego piorunujące spojrzenie w moją stronę.
Ale oprócz tego lekkie podniesienie się kącików jego ust.
— Masz ze sobą papierosy?
Myślałam przez moment, że się przesłyszałam.
— Jesteś poważny? — rozszerzyłam gwałtownie oczy. — Przecież palenie jest niezdrowe. — zacytowałam jego słowa. — Piłkarze raczej nie mogą palić.
— Teraz przejmujesz się moją karierą piłkarską? — podniósł brwi, przewracając oczami. — Od jednego nie dostanę raka.
Po chwili zawahania wygrzebałam paczkę z mojej granatowej torebki i podałam mu jednego. Wsadził go do ust, a ja zapaliłam mu go moją niezastąpioną różową zapalniczką, która przeżyła ze mną więcej niż ktokolwiek inny na tym świecie.
Ku mojemu zaskoczeniu zaczął kaszleć po pierwszym zaciągnięciu.
— Czy to twój pierwszy raz? — byłam zdziwiona. — Właśnie zdemoralizowałam wielkiego piłkarza Matty'ego Casha?
Pokręcił głową.
— Od dawna nie miałem okazji.
Może właśnie ten jeden papieros podziałał na nas tak, że nagle przestało mi przeszkadzać, to jak bardzo zimno jest. Jak wcześniej narzekałam na możliwość odmrożenia, tak teraz w spokoju wymienialiśmy się co jakiś czas uwagami na poszczególne tematy. Z uśmiechem słuchałam tego, jak dzielił się ze mną historiami z piłkarskiej szatni, a już zwłaszcza tą z Wojtkiem Szczęsnym, który okazał się być godnym mnie przeciwnikiem, jeśli chodzi o palenie.
Jak jeszcze chwilę temu stwierdziłam, że zachowywaliśmy się jakby mecz nie miał nigdy miejsca, to teraz było zupełnie na odwrót. Uśmiechaliśmy się i co jakiś czas wybuchaliśmy śmiechem jakby nasza nieprzyjemna rozmowa w samochodzie nigdy się nie wydarzyła, a jeszcze gorsze nasze spięcie na parkingu było jakimś snem, który nigdy nie miałby prawa bytu.
To było naprawdę dziwne.
Nigdy nie miałam z nikim wcześniej tak, że potrafiłam się z nim kłócić, żeby chwilę później traktować się jak najlepszy przyjaciel. To było coś zupełnie nowego i niespodziewanego dla mnie, ponieważ tutaj właśnie na tym tym głupim lodowatym bruku, poczułam się dobrze.
Matty Cash nie był wcale taki zły, jak myślałam.
______________________
Nie było rozdzialu prawie tydzien ale przynajmniej ten bardzo dlugi jak na poprzednie wyszedl wiec moze to jakies wynagrodzenie jest
dajcie znac w komentarzach czy wam sie spodobal, ja osobicie lubie ten rozdzial
kocham was wszystkich za wyjatkiem mojej siostry
do nastepnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top