POSITIONS

POSITIONS.

będą dwie części!!

switchin' the positions for you"

FINN WOLFHARD UWIELBIAŁ swoje życie. chodził do prywatnej szkoły, miał przyjaciół i pieniądze, a wszystkie dziewczyny wręcz jadły mu z ręki. z łatwością został kapitanem drużyny koszykówki, łącząc to ze swoim zespołem. jego oceny nie były złe, mimo, że mało się uczył, a jego życie towarzyskie rozwijało się świetnie. w piątek zamierzał zaprosić oonę laurence na randkę i wszystko układało się wręcz idealnie. w końcu w przypadku, gdy oona by odmówiła (co jest niemożliwe) miał wianuszek dziewczyn wokół siebie.

høpe bailey była jego cichym uczestnikiem, bo ona także adorowała wolfharda od kilku dobrych lat. na ogół żyła swoim spokojnym życiem, z małą grupką znajomych. lubiła rozwijać się artystycznie, najbardziej sztuką pisania.

aktualnie siedziała ona na niewielkiej ławce na sali gimnastycznej, obserwując zacięty mecz koszykówki. była tu między innymi z powodu swojego brata jaedena i przyjaciela wyatta, którzy byli częścią drużyny. nie mogła jednak oprzeć się pokusie, aby całą swoją uwagę skupić na kapitanie, który jak zwykle był gwiazdą meczu. mimo, że jae coraz bardziej mu dorównywał, to nic nie potrafiło przebić niesamowitego blasku, który posiadał tylko wolfhard.

kiedy høpe patrzyła w jaki sposób obdarzał on wzrokiem chichoczące cheerleaderki automatycznie robiło jej się przykro. zawsze w jakimś sensie zazdrościła im beztroskiego życia pustych nastolatek, o idealnych sylwetkach i ślicznych twarzach. czasami marzyła o tym by chodź na jeden dzień nie być sobą i znaleźć się w butach kogoś innego, kogoś pięknego i lubianego.

ani się obejrzała, przyszła przerwa w meczu, a chłopcy z drużyny udali się do przednich ławek po picie i chwilę oddechu.

jaeden lekko dyszał różowy na policzkach, a krople potu spływały po jego gładkim czole. kilka blond kosmyków włosów skleiło się ze sobą, ale młody martell wciąż prezentował się świetnie, ignorując zalotne spojrzenia dziewczyn. przyrodnia siostra podała mu jedną z butelek wody i wpatrywała się w niego.

— jak się bawisz? nie nudzisz się? — spytał martell w przerwach na picie wody.

— jest okej... — brunetka spojrzała na swoje buty.

— daj spokój, jae... —uśmiechnął się wyatt. — jest zbyt zajęta robieniem maślanych oczu do wolfharda.

— kto jest zajęty robieniem maślanych oczu do mnie? — finn podszedł do nich z uśmiechem. — słuchajcie, macie może wodę?

høpe drżącą dłonią uniosła jedną z butelek, nie mogąc pokonać swojej nieśmiałości. delikatnie zaczepiła jae i podała mu butelkę wody.

— o... masz. — martell podał wyższemu butelkę.

— dzięki stary! — wolfhard od razu złapał za butelkę.

høpe nie wtrącała się w ich rozmowy, patrząc w swoje buty. w końcu czas przerwy się skończył, a wyatt i jaeden oddali jej butelki z wodą wracając powoli na boisko.

— mogę ci ją zostawić, lolitko? — wolfhard wystawił butelkę w jej stronę.

jego uśmiech się poszerzył, gdy dziewczyna się zaczerwieniła i jedynie pokiwała głową.

chłopak odszedł powoli na boisko i rozejrzał się po sali widząc kibicujące dookoła dziewczyny. oh tak, finn wolfhard kochał dziewczyny. czasami chciał znaleźć się w ciele jednej z nich, na jeden dzień, by zobaczyć jak wszystkie cudowne nimfetki widzą jego świat.

jak zwykle za sprawą jego i jaedena martella, który kilka miesięcy temu był jeszcze świeżym mięsem, a teraz sunął jak strzała po tytuł jednego z jego najlepszych przyjaciół, wygrali mecz i to z dużą przewagą. potem były wiwaty, gratulacje i robiące salta ze szczęścia cheerleaderki, a potem zadowolony finn poszedł do domu, wziął długi prysznic i poszedł spać, nie zdając sobie sprawy co właściwie go czeka.

następnego dnia finna obudził nagły budzik riffu thunderstruck, chociaż w życiu nie pamiętał by takowy ustawiał. otworzył leniwie oczy by go wyłączyć i westchnął cicho, a to go wybudziło.

to nie był jego głos. usiadł szybko na łóżku i dotknął swojej klatki piersiowej, gdzie poczuł niespodziewane uniesienie. spojrzał w dół, gdzie jego oczom ukazał się skromny biust, schowany pod różowym podkoszulkiem z dekoltem przyozdobionym czerwonym futerkiem. zmarszczył brwi zdezorientowany i rozjerzał się po pokoju, gdzie było pełno różnych plakatów i kilka starych sprzętów. zobaczył dwie pary drzwi naprzeciwko i ruszył do nich, mając nadzieję by zobaczyć łazienkę.

trafił za pierwszym razem, a kiedy spojrzał we własne odbicie, przeraził się. przed sobą widział dziewczynę o smukłej, trupiej twarzy z wyraźnymi, czerwonymi workami pod oczami. dotknął niepewnie policzka, dziwiąc się jak delikatna jest jego dłoń.

— siotrzyczka martella... ja pierdole. — wyszeptał do siebie wpatrując się we własne odbicie.

nie mógł wciąż uwierzyć własnym oczom. kiedy myślał o zostaniu dziewczyną na jeden dzień, sądził, że wszechświat da mu kogoś bardziej w jego typie, nie płaską, cichą dziwaczkę. kiedy jednak przyglądał się jej bardziej, zaczęło mu się podobać to co widział. powoli zrzucił z siebie wszystkie ubrania i dobre dwadzieścia minut przeglądał się w lustrze, dotykając wszystkiego, nawet najmniejszej blizny. postanowił, że dziś będzie jej szczęśliwy dzień i czym prędzej ruszył pod prysznic czytając do czego służą poszczególne produkty.

wziął długi prysznic, zachwycając się zapachami żelu i szamponu i rozluźniając się w końcu. zrobił jedną z maseczek w płachcie nakładając na siebie cynamonowy balsam i ponownie nie mógł się oprzeć zapachowi.

matko ta dziewczyna pachnie obłędnie.. — pomyślał uśmiechając się sam do siebie.

jeszcze raz umył dokładnie twarz żelem, tonikiem i nałożył krem na wszystko, a później umył zęby i wysuszył włosy. ruszył cały w skowronkach do garderoby owinięty ręcznikiem i nie mógł nacieszyć się lekkością tego ciała.

otworzył drzwi i musiał długo przebierać w wieszakach by znaleźć coś odpowiedniego, aż w końcu mu się udało. ubrał się w czarny top na ramiączkach z weluru, eksponując przy tym obojczyki i czerwoną spódnicę w kratę. na nogach miał kabaretki z czaszkami, a na ramiona nałożył męską, skórzaną kurtkę. zagwizdał przeglądając się w lustrze i zastanawiając się dlaczego młoda bailey nie ubiera się tak na co dzień.

nałożył też biżuterię, bardzo dużo biżuterii. między innymi skórzany choker z sercem i złoty naszyjnik z jej znakiem zodiaku oraz pełno pierścionków. postanowił ubrać kolczyki w kształcie lizaków i był z siebie niebywale dumny, bo wiedział, że høpe wygląda super.

kiedy finn był młodszy spędzał dużo czasu ze swoją matką, więc chcąc lub nie, dobrze znał techniki makijażu. zrobił go uważnie i dokładnie, pomagając sobie taśmą klejącą przy kreskach i cieniach, a wtedy już wiedział, że wygląda świetnie.

użył waniliowej mgiełki, złapał za skórzaną torbę na ramię i w końcu ruszył na dół, ubierając na szybko znoszone trampki.

— hej. — wszedł do kuchni i rozejrzał się po ogromnym chaosie jaki zastał.

ashton, oliver, caspian, jae i mały richie siedzieli przy długim stole wypełnionym jedzeniem wszelkiego rodzaju. starsi bili się żartobliwie o każdy jeden kęs i popychali się, a mały richie patrzył na nich i śmiał się wesoło. lucas bailey, który dwa razy podarował finnowi mandat, opierał się o blat z kubkiem kawy, a niziutka angie martell-bailey zmywała powoli naczynia.

— um... hej? — oliver zmarszczył brwi.

wszyscy wpatrywali się w finna lekko zaskoczeni, aż w końcu ucieszony richie zaklaskał w dłonie.

— o jaka piękna høpcia! — krzyknął słodko klaszcząc, na co się uśmiechnęła.

— gdzie jakieś yolo? — spytał ashton, gdy ciało høpe usiadło obok niego.

— yolo, a teraz podaj mi tosta. — odpowiedział finn z uśmiechem.

śniadanie było bardzo chaotyczne, ale smaczne. po wszystkim finn wstał od stołu i przechodząc obok angie ucałował jej policzek.

— dzięki za śniadanie, mamo!

i wyszedł zostawiając zszokowaną angie za sobą. høpe nigdy w życiu nie nazwała jej swoją matką, jeszcze żadne z dzieci lucasa nigdy tego nie zrobiło, dlatego też kobieta zastygła z kubkiem w ręce, a po chwili spojrzała szczęśliwa na lucasa.

— czekaj młoda! — jae szybko wstał i również ucałował szybko policzek angie, a później pobiegł za młodszą siostrą.

wyatt oleff stał już pod ich domem, a przez uchylone lekko szyby słychać było głośne basy piosenek travisa scotta. høpe, a raczej finn i jaeden, ruszyli do samochodu i wsiedli do niego szybko, jadąc do szkoły.

tymczasem høpe bailey w ciele miłości swojego życia przeżywała istny koszmar. bała się wyjść gdziekolwiek, ale wiedziała, że niestety jest zmuszona. ogarnęła się szybko ubierając na siebie pierwsze lepsze, czarne spodnie, koszulkę z iron maiden i skórzaną kurtkę, ruszając czym prędzej na dół. nie wstąpiła do kuchni, od razu ubrała buty. złapała za kluczyki od samochodu i wsiadła do diany, bojąc się, że zrobi jej krzywdę.

diana była żółtym cadillac'iem i prawdziwym antykiem, dokładny model deville z 1959. høpe czuła się zaszczycona przez los, że mogła prowadzić takie cudo. ruszyła i z rozważnością i uwagą prowadziła samochód aż do szkoły i zaparkowała specjalnie tak, by nie było szans na jakąkolwiek krzywdę diany.

tymczasem finn w ciele drobnej brunetki naprawdę się wczuł. szedł dumnie środkiem korytarza z uśmiechem, wiedząc, że wygląda teraz niczym wyrwany z filmu. oczy wszystkich zwrócone były na jego osobę, a to tylko dodawało mu pewności siebie. usłyszał za sobą gwizdy i zadowolony podszedł do swojej szafki, zdając sobie sprawę, że nie znał kodu.

— o kurwa, høpkins? — spytał edward heaton podchodząc do niej.

— hej eddie. — uśmiechnął się finn i wystawił rękę by przybić piątkę.

wysoki brunet niepewnie przybił piątkę przeszywając brunetkę podejrzliwym spojrzeniem. w końcu oparł się o szafkę tą obok niej i westchnął.

— nie zachowujesz się jak ty. — stwierdził ed.

— dlaczego tak sądzisz? i jaki mam kod do szafki? — spytał z uśmiechem finn.

— oj głupolu, to z twoich memów o papieżu. — brunet uśmiechnął się pod nosem.

— yy... — wolfhard zmarszczył brwi.

— høpcia. - westchnął heaton. - 2137. — szepnął jej na ucho.

— oh... dzięki! — finn wprowadził kod do szafki i otworzył ją, od razu oglądając całą.

małe zdjęcia jej ulubionych zespołów, zdjęcia z rodziną i inne niepotrzebne rzeczy kompletnie go nie interesowały. kiedy jednak zobaczył swoje zdjęcie, uśmiechnął się do siebie.

— nie musisz robić maślanych oczu do zdjęcia, twoja miłość zaraz tu wejdzie. — wtrącił edward.

— już przyjechał? dianą? — finn poczuł, jakby oblano go lodowatą wodą.

przyjechała tutaj jego samochodem. sama wizja tego, że ktokolwiek oprócz niego prowadził ulubiony antyk sprawiała, że włosy stawały mu dęba.

— oczywiście, że dianą. — edward pogładził ją po głowie z pobłażliwym uśmiechem. - høpcia, na pewno wszystko okej?

— tak, tak... —wolfhard odwrócił się do swojej szafki czując jak wali mu serce.

høpe weszła w końcu do szkoły i zaczęła rozglądać się wzrokiem za samą sobą. czuła na sobie spojrzenia, zwłaszcza dziewczyn. pomachała losowej grupce, która na nią patrzyła, a po korytarzu rozległy się chichoty.

a więc tak to jest być pięknym. — pomyślała i ruszyła dalej przed siebie.

zobaczyła postać przy jej szafce oraz znajome ubrania, a wtedy momentalnie zrobiło jej się koszmarnie wstyd. w głowie krążyło jej pełno epitetów na wolfharda, ale jedyne co mogła zrobić, to zacisnąć szczękę. podeszła do samej siebie.

edward uniósł lekko brwi i kiwnął głową na postać stojącą obok nich. finn w ciele dziewczyny odwrócił się powoli i spojrzał na swoje ciało z uśmiechem.

— fajnie wyglądasz. — uśmiechnął się zalotnie, puszczając høpe oczko.

— możesz nas na moment zostawić, ed? — høpe uniosła wzrok patrząc na chłopaka, z którym teraz była równa.

— um... no okej? — edward lekko zmarszczył brwi i spojrzał na finna w ciele høpe po raz ostatni, odchodząc finalnie na bok.

— co ci odbiło by ubrać się tak do szkoły?! — høpe spojrzała na finna, pochylając się lekko ze względu na swój wzrost.

— wyluzuj, kochanie. — cmoknął finn z czarującym spojrzeniem. — wyglądasz super hot, aż zacząłem się zastanawiać czemu na co dzień tak nie chodzisz.

— myślisz, że jesteś śmieszny? — høpe skrzyżowała ręce.

— yeah, najśmieszniejszy. — wzruszył ramionami z uśmiechem. — mówię serio, lolitka, uspokój się. wyglądasz zajebiście... chociaż nie ukrywam, że lepiej nago. — puścił jej zalotnie oczko.

dziewczyna rozwarła oburzona wargi i zaczerwieniła się na policzkach. finn w jej ciele uśmiechnął się szeroko i odrzucił włosy w tył.

— no spójrz tylko na siebie. — spojrzał samemu sobie prosto w oczy. — gdybym cię tak zobaczył na ulicy to bym chyba jebnął z wrażenia.

— mhm... romantyk. — wymamrotała ironicznie høpe.

— boże, jesteś strasznie negatywna. — westchnął finn i zamknął szafkę. — koniec pierdolenia, a teraz daj mi kluczyki do auta.

— chyba sobie żartujesz. - høpe uniosła brwi, patrząc na siebie cały czas. — i czym mam wrócić?

— a ty myślisz, że mnie to obchodzi? nie będziesz się wozić dianą, oddawaj mi kluczyki. — prychnął finn, a gdy skrzyżował ręce, uśmiechnął się do siebie czując biust.

— ja jestem teraz finnem, więc diana jest moja. — uśmiechnęła się pewnie høpe.

— słuchaj mnie, gówniaro. — finn przyciągnął ją do siebie za koszulkę, tak by mieć swoją własną twarz naprzeciwko siebie. — jak coś się stanie dianie, chociażby pieprzona rysa, to pójdę do moich kolegów i nagram gangbang z tobą w roli głównej, zrozumiano?

— zrozumiano. — powiedziała høpe cicho, a głos finna w jej tonacji brzmiał co najmniej dziwnie.

— i super. — uśmiechnął się finn i ucałował sam siebie w nos. — zawsze chciałem pocałować siebie samego.

potem puścił jedną ze swoich ulubionych koszulek, wziął torbę i ruszył na lekcje czując na sobie spojrzenia innych. uśmiechnął się pod nosem i pomachał do chłopaków z drużyny kiedy ci wpatrywali się w niego jak w obraz.

høpe przeczesała nerwowo włosy i ruszyła na swoje lekcje, a wtedy postanowiła, że chce się wczuć w rolę. w końcu była finnem wolfhardem i można jej było wszystko. zbijała piątki z obcymi osobami, posyłała dziewczynom uśmiechy i w końcu wiedziała jak to jest być pewną siebie.

spotkali się na stołówce, ona i finn — a raczej finn w jej ciele i ona w ciele finna. usiedli razem, ignorując palące spojrzenia wszystkich ludzi żądnych plotek. finn westchnął grzebiąc w swoim puddingu.

— nie wzdychaj tylko myśl jak to odkręcić. — wtrąciła zirytowana høpe.

— kiedy ja nawet nie wiem jak to się stało! — oburzył się finn. — a zresztą, kim ty kurwa jesteś by mi rozkazywać?

— finnem wolfhardem. — powiedziała dumnie jedząc crossainta. — a ty jesteś tylko høpe bailey, nie zapominaj o tym.

— fakt. — westchnął i zjadł trochę puddingu. — ale bycie tobą jest serio fajnie, czytanie pamiętnika i patrzenie na siebie w lustrze nago to najlepsze co mnie dziś spotkało.

— czytałeś mój pamiętnik? — høpe oburzyła się odkładając crossainta na bok. — ty skończony dupku...

— a, a... nic nie możesz mi zrobić, lolitko. — wyszczerzył się zadowolony. — jestem teraz dziewczyną, nie zapominaj o tym. — przedrzeźniał ją z dłonią ułożoną na dekolcie.

— możesz mi obciągnąć. — prychnęła kontynuując jedzenie.

— uhuhu... — finn spojrzał na nią z pewnym uśmiechem. — ostro, to jednak prawda, że ciche dziewczyny są najbardziej kinky.

— kinky? — spytała bailey marszcząc brwi.

— nie udawaj, czytałem twój pamiętnik. — wyszczerzył się na swój sposób co wyglądało na høpe zadziwiająco dobrze. — w ogóle to kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że ci się podobam?

— nigdy? — høpe wywróciła oczami i przeczesała gęste włosy finna, wewnętrznie ekscytując się tym, że w końcu może ich dotknąć.

— dlaczego niby nie? — z twarzy høpe owładniętej przez finna nie schodził uśmiech. — nie odrzuciłbym cię.

— jasne... — wymamrotała høpe, łapiąc za drugiego corssainta. — a czy ja ci wyglądam na cheerleaderkę?

— a czy ja ci wyglądam na kogoś kto umawia się z cheerleaderkami? — spytał w odpowiedzi.

— nie, wyglądasz jak ja czyli pośmiewisko i deska. — høpe zmierzyła go wzrokiem, a raczej zmierzyła wzrokiem siebie samą.

- przesadzasz... a tak dla twojej wiadomości to liczy się kształt, nie rozmiar. - wtrącił, ale høpe szybko zasłoniła usta.

— przestań! nie chce o tym słuchać! — høpe chowała uszy za dłońmi odwracając wzrok.

— tak tylko wtrącam. — finn uśmiechnął się pod nosem.

høpe w jego wydaniu była kimś naprawdę atrakcyjnym. høpe pomyślała wtedy, że może to nie jest jedynie kwestia wyglądu, ale też kwestia zachowania.

— powiedzmy jae. — wtrącił nagle finn kończąc jeść pudding.

— sądzisz, że nam uwierzy? — høpe ponownie wywróciła oczami.

— nie, ale warto spróbować, kochana. — finn w końcu wstał zabierając swoją tackę. — a teraz przepraszam, ale zwolniłem się z lekcji by przygotować się na imprezę.

— ja nie chodzę na imprezy... — høpe podrapała się po karku.

— ale ja tak, do zobaczenia! —finn uśmiechnął się czarująco i oddalił się do wyjścia na co bailey w jego ciele westchnęła cicho.

***

impreza u justina marvisa była pobojowiskiem, gdy zadowolony finn rozkoszował się swoim lekkim, kobiecym ciałem. muzyka techno, do której tańczył tylko dlatego, że był pod lekkim wpływem alkoholu, komponowała się z migającym, białym światłem. tak naprawdę nie był to klasyczny taniec, raczej coś z czego powszechnie śmiano się pod mianem: white girl dance. najzwyczajniej w świecie kiwał biodrami i jeździł rękoma po swoim ciele z przymkniętymi oczami i odchyloną głową. naprawdę się w to wczuł, czerpiąc szczęście z bycia dziewczyną graściami. wydawało się, że jako dziewczyna nie masz żadnych problemów, ale dopiero później finn poznał realia.

dokładnie wtedy, gdy siedział na kanapie, a do niego dosiadł się całkowicie obcy mu chłopak.

— hej. —nieznajomy oblizał lekko wargi mierząc ją wzrokiem. — widziałem jak tańczyłaś.

— oh... hej. — finn niezręcznie pokiwał głową. — okej?

— oj nie bądź taka wstydliwa. — chłopak uśmiechnął się pod nosem.

kiedy finn lekko się rozjerzał, zdał sobie sprawę, że pięciu innych chłopaków patrzyło na niego tym samym wygłodniałym wzrokiem. przeszedł go dreszcz obrzydzenia, który starał się szybko stłumić.

— nie jestem wstydliwa, po prostu mało mówię, gdy ktoś nie zasługuje na moją uwagę. — odgryzł się wolfhard, odwracając wzrok od nieznajomego i jego kolegów.

— zadziornie... lubisz dominować, co? — zaśmiał się blondyn, a jego znajomi razem z nim.

— słuchaj, możesz się odpierdolić? — spytał zirytowany finn mordując go wzrokiem.

— co tam mówisz? chcesz się ostro pierdolić? — chłopak pochylił się bardziej uchem, na co obrzydzony finn się odsunął.

— weź spierdalaj! — chłopak w ciele brunetki wstał, chcąc wyminąć chłopaków zastawiających mu drogę.

— jakiś problem?

chłopcy odwrócili się widząc wyatta, edwarda i finna z jaedenem na czele, którzy mordowali wzrokiem zebranych wokół zboczeńców.

— a ty to? — prychnął jeden z nieznanych.

— brat. — uśmiechnął się ironicznie. — oprócz mnie ma jeszcze trzech innych i to nie są ci za mną, więc radzę wam spierdalać zanim przyjedzie po was caspian bailey.

nieznajomi chłopcy odeszli, mówiąc pod nosem wyzwiska na drobną postać høpe, a finn jak najszybciej do nich podszedł.

— boże święty, dziękuję. — wziął wdech patrząc na grupkę.

— wiemy, że to ty finn. — wyatt skinął głową zza ramienia jae.

— dzięki bogu. — odetchnął z ulgą chłopak. — często tak masz? — finn spojrzał na samego siebie stojącego z boku.

— osiem razy w tygodniu, a co? — odpowiedziała høpe ze skrzyżowanymi rękami.

— matko ja... ja serio myślałem, że wy przesadzacie. — finn podrapał się niezręcznie po karku. — co za gówno.

— no cóż, to jeden z uroków bycia dziewczyną. — westchnęła høpe.

— dobra, dobra świetnie pierdolenie, a teraz chodźmy do jakiegoś pokoju i spróbujmy was naprawić. — wtrącił się edward.

całą grupą ruszyli pędem na górę i znaleźli pusty pokój, gdzie usiedli na puchatym dywanie. przez dłuższy czas dyskutowali i analizowali przyczyny wszystkiego. młody heaton robił notatki z wszystkiego, a gdy w końcu skończyli dyskutować zaczęli łączyć fakty.

— no dobrze... z tego wynika, że oboje pomyśleliście o tym jak to jest być kimś innym i zrobiliście to w tym samym czasie, a na drugi dzień obudziliście się w innych ciałach, takich o jakich myśleliście. — powiedział skupiony edward wpatrując się w kartkę papieru.

— kurwa, żyjemy w matrixie. — høpe złapała się za głowę, czując pod palcami burzę loków.

— czyli muszą znowu pomyśleć o tym samym... — zaczął wyatt.

— tak, a na drugi dzień powinno już być w normie. — dodał jaeden kiwając głową.

z tą nadzieją wyszli finalnie z imprezy, aż pod domem bailey'ich znaleźli się już tylko jae, høpe, wyatt i finn stojący przed bramą wjazdową. potem wszyscy pożegnali się z wyattem, a nieśmiała høpe w ciele wolfharda podeszła do niego.

— um... finn? — zapytała wkładając ręce do kieszeni.

— co tam, słodziaro? — finn w jej ciele odwrócił się w jej stronę z uśmiechem.

— m-mogłabym pójść spać do mojego pokoju razem z tobą? bo jednak... znam siebie i wiem, że będąc sama w twoim pokoju na pewno nie zasnę... — spytała spuszczając wzrok na ziemię.

— no pewnie, chodź. — finn zadowolony kiwnął głową i wspólnie postanowili wślizgnąć się do pokoju dziewczyny.

weszli spokojnie do domu i w czasie, gdy jaeden celowo zagadywał przybranego ojca, udali się bezszelestnie na górę. w końcu weszli do azylu dziewczyny i odetchnęli z ulgą, wymieniając uśmiechy.

potem wzięli po kolei szybkie prysznice, gdzie høpe musiała pożyczyć ubranie od młodego martella i poczęli leżeć obok siebie niezręcznie na dużym łóżku dziewczyny.

— bycie dziewczyną musi być trudne... — zaczął finn wpatrując się w sufit.

— i jest... akurat ciebie spotkało mało nieprzyjemności, ale jakbyś tylko spróbował zająć się tym co nie jest dziewczęce.. — odparła høpe i westchnęła. — kaplica.

— przykro mi... — finn obrócił głowę w jej stronę.

— daję sobie radę. - westchnęła bailey. — ale bycie takim jak ty też nie jest proste.

— ja czyli kto? — chłopak w ciele dziewczyny uśmiechnął się pod nosem.

— ktoś bardzo, bardzo popularny. — høpe wciąż wpatrywała się w sufit.

— wiesz... da się przyzwyczaić, zwłaszcza kiedy lubisz, gdy ludzie zwracają na ciebie uwagę. — wolfhard obrócił głowę w jej stronę.

— ja nie lubię. — dziewczyna w ciele chłopaka bawiła się nerwowo palcami.

— oj chodź tu, ty mały introwertyku.

przytulanie samych siebie było dla nich dziwne, ale nie było nieprzyjemne. høpe oplotła swoje ciało rękami, opierając głowę na brzuchu, a finn w jej ciele przytulił ją do siebie, oplatając ręce wokół jej szyi. nie wiedzieli nawet, że oboje w tym samym momencie pomyśleli o tym, że gdyby byli w swoich własnych ciałach, z pewnością by się pocałowali.

z tą myślą usnęli.

_______________________

kurwa ludzie przepraszam, caly czas sie robia male pauzy z dlugich, nic z tym nie zrobie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top