HIT THE ROAD, JACK!
HIT THE ROAD JACK.
napisałam ten rozdział pod wpływem emocji, zaraz po tym, gdy informacje na temat znęcania się nad cylią wyciekły. nie byłam w stanie go opublikować, bo byłam zbyt zdruzgotana tym co się stało. podzieliłam go na rodziały, bo nie czuję się nawet gotowa, by opublikować całe to opowiadanie. kochałam jacka, oglądałam jego postępy z dumą, a jego klipy z uśmiechem, bo miałam go za osobę o wielkim sercu. wciąż nie umiem się pogodzić z tym, że ktoś kto kiedyś był światłem, okazał się być cieniem.
część pierwsza.
ZANOSIŁO SIĘ NA burzę. dziewczyna w dużej, męskiej skórzanej kurtce biegła truchtem chodnikami brudnego miasta, a jej znoszone trampki stukały o beton razem z ciężkimi kroplami deszczu. było jej zimno, miała na sobie jedynie czarną górę od swojej gorsetowej bielizny, która symulowała bycie zwykłym topem oraz pierwszą lepszą, fioletową spódniczkę w kratę. spieszyła się, zwłaszcza, że sprawa była ważna. miała stać się adwokatem diabła.
oglądając ten film dziewczyna nie wiedziała, że za niedługo stanie się postacią graną przez keanu reevesa. krytyczna sytuacja nie pozwoliła jej na jakiekolwiek inne rozwiązanie, w końcu wciąż była nią wstrząśnięta.
nie wiedziała, którą drogę wybrać — z jednej strony błyszczała sprawiedliwość, aby ofiara dostała to na co zasłużyła, ale po drugiej stronie widniała lojalność wobec jednego z najlepszych przyjaciół. høpe bailey była rozdarta.
tak naprawdę to nie był jej najlepszy przyjaciel, ale jej chłopaka. pomimo tego, była z nim bardzo blisko i zawsze stawiała go wysoko, myśląc, że dostała od wszechświata anioła stróża.
on był diabłem w przebraniu.
każdy ma na sercu jakieś winy, nikt nie jest krystaliczny, ale jack dylan grazer wydawał się najbardziej kryć z jedną z najgorszych zbrodni. brunetka wiedziała, że gdyby nie internet, on najpewniej nigdy by się tym nie podzielił.
ważnym pytaniem było również: jaką rolę w jej życiu gra cylia chaseman i jak wiele jest w stanie dla niej poświęcić?
dla høpe, cylia była jak dobra koleżanka z sąsiedztwa, jak ktoś z kim możesz raz na jakiś czas wyjść, porobić głupie zdjęcia i ponarzekać na proste sprawy. ich relacja polegała na tym, że ich chłopcy byli jednymi z najlepszych przyjaciół, przez co czasem się widziały. to niestety było tyle.
w końcu wbiegła pod dach kawiarenki, dostrzegając przyjaciela czekającego przy stoliku. westchnęła cicho, patrząc na niego. na głowie miał kaptur czarnej bluzy, spod którego wystawała mu burza gęstych, kręconych włosów. oprócz tego jego ubranie było bardzo typowe — zwykłe, czarne dresowe spodenki i wysokie skarpetki. oparta o krzesło, obok jego nogi deskorolka towarzyszyła mu wiernie, gdy ten siedział z nosem w telefonie.
w końcu usiadła naprzeciwko niego z ogromnym bólem w oczach, nie siląc się na to by jakkolwiek się odezwać. poczuła ogromny ból w sercu, powtrzymując płacz.
szczęśliwa dziewczyna biegała po podjeździe, gdy wyższy od niej chłopak próbował ją dogonić.
— zaraz cię złapie, bambi! — krzyczał roześmiany jack. — lepiej się poddaj!
dziewczyna nie zatrzymując się zauważyła kątem oka swojego chłopaka, który z uśmiechem nagrywał ją kamerą. pomachała do niej z chichotem, a rozproszenie podziałało, bo silne ręce jacka oplotły się wokół jej ramion i uniosły ją w górę.
pisnęła machając nogami, słysząc śmiechy innych, czując jak jack grzebie w kieszeni jej spodenek i wyciąga z nich swój telefon.
— widzisz? złapałem cię! zostałaś z-ł-a-p-a-n-a! — ekscytował się jack i odłożył ją na ziemię.
— uważaj, bo ci zaraz w-y-j-e-b-i-e! — przedrzeźniła go. — zawalę ci gonga i zobaczysz tylko przed oczami napis: wasted!
— tak? chcesz się bić? — chłopak odłożył telefon na bok. — cho na solo.
dziewczyna zaczęła biec w jego stronę i zaczęła siłować się z nim rękami. uwielbiała to, że był tak samo ruchliwy jak i głośny jak ona, że nie musiała być jedynym dziwolągiem z adhd w towarzystwie. niespodziewanie grazer skrzyżował ich ręce, trzymając ją mocno i zaczął kręcić się wokół siebie, śpiewając tylko jemu znaną melodię.
— jack! — krzyczała roześmiana, chociaż dalej z nim tańczyła.
— mówiłem, że zatańczę z tobą w słońcu! — odpowiedział wciąż się kręcąc, aż w końcu przestał, gdy im obu zakręciło się w głowie.
próbowali przejść się do reszty, zmęczeni wygłupami, ale byli zakręceni do tego stopnia, że po prostu wywrócili się na podjazd.
— matko jedyna... — wymamrotał po polsku finn, z kanadyjskim akcentem, przerywając nagrywanie i podchodząc do swojej dziewczyny.
— omg, w końcu nauczyłam cię tego wymawiać! — ucieszyła się, łapiąc jego dłoń i przytulając się do niego zaraz po tym jak ją podniósł.
— oh matku jedina! — powtórzył mniej poprawnie jack. — co to znaczy?
— nie interesuj się. — finn kiwnął do niego głową, obejmując brunetkę ramieniem.
— co powiedziałeś, chcesz się ruchać? — młody grazer podniósł się z ziemi.
— jack, fu! — skrzywiła się ze śmiechem brunetka.
— oh, przepraszam, że uraziłem babę, która każdemu chce przelecieć matkę! — gestykulował brunet.
— co poradzę, milfy mnie kochają. — wzruszyła ramionami z uśmiechem, czując jak wolfhard mierzwi jej włosy.
— beep beep richie. — powiedział finn i wszyscy wybuchli śmiechem.
przemoczona dziewczyna, z której włosów kapały jeszcze krople wody, wpatrywała się nieufnie w przyjaciela, który odłożył szybko telefon w bok.
— bambi! tak się cieszę, że przyszłaś kochana! — zaczął uśmiechnięty. — co ci zamówić?
— nic od ciebie nie chcę. — odparła chłodno, krzyżując ręce ze sobą. — przejdźmy do konkretów, nie chce mi się z tobą bawić.
jack westchnął przecierając twarz i zdjął z siebie kaptur.
— proszę, høpcia... porozmawiajmy jak ludzie. — spojrzał na nią błagalnie. — pozwól mi kupić sobie kawę i na spokojnie wyjaśnić całą sprawę, powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć.
— nie będę nic od ciebie brała, rozumiesz czy mówię po kantońsku? — prychnęła zła. — mów i już!
dziewczyna wyciągnęła swój portfel i podała mu pieniądze, mówiąc swoje zamówienie po czym bez słowa się w niego wpatrywała. nie mogła uwierzyć we wszystko co się stało, posądziłaby każdego, ale nie jacka. jej prawa noga nerwowo skakała pod stołem, gdy dziewczyna próbowała nie płakać ile sił.
—
nie, nie kochaniutka, nogi muszą być trochę bardziej rozsunięte. — mówił jack, trzymając ręce na jej talii, po wcześniejszym pozwoleniu od jej chłopaka.
— ale ja się boję, że się wywrócę! — panikowała, trzymając się kurczowo jego ramienia.
— spokojnie... zjedziesz z lekkiej górki, a tam nieco niżej czeka finn, dobra? on cię złapie, zobaczysz. — uspokajał ją chłopak.
dziewczyna spojrzała w dół widząc ukochanego chłopca, który jedną nogą klęczał na betonie. gdy zobaczył jej wzrok to uśmiechnął się promiennie i zachęcająco rozłożył ręce.
— chodź różyczko! — uśmiechnął się. — spodoba ci się, zobaczysz!
— no dobrze to... co mam zrobić? — spytała niepewnie.
— tą nogą, którą masz z tyłu, odepchnij się raz i po prostu jedź w stronę finna, dobra? dasz radę? — spytał, puszczając ją powoli.
— chyba dam... — høpe wzięła głęboki oddech.
— zdolniacha. — szczęśliwy chłopak przybił jej piątkę. — pokaż im, bambi!
dziewczyna niepewnie spojrzała w dół na deskę, sprawdzając dłońmi czy jej kask na pewno jest zapięty. po chwili odepchnęła się, jadąc w przód i pisnęła, łapiąc równowagę rozłożonymi dłońmi. ucieszyła się niezmiernie zjeżdżając z górki i zaśmiała szczęśliwie, widząc, że powoduje też uśmiech u chłopaka naprzeciwko.
wpadła z rozpędu w jego ramiona i od razu oplotła go wokół szyi, przytulając się do niego mocno i piszcząc ze szczęścia.
— udało mi się! — cieszyła się machając nogami.
— woohoo! widziałem, że ci się uda! — krzyczał jack z oddali, klaszcząc szczęśliwie w ręce.
høpe przetarła czerwony nos, widząc jak kelnerka przynosi ich zamówienia i odwróciła nerwowo wzrok od stolika.
— od jak dawna to trwa? — spytała łamiącym się głosem.
— od kilku miesięcy... — westchnął łapiąc za swój duży kubek. — ale to wcale nie jest tak jak myślisz...
— to jak jack?! powiedz mi do kurwy jak jest, bo z tego co widzę, to wygląda na to, że znęcałeś się fizycznie i psychicznie nad swoją trzy lata młodszą dziewczyną! — wykrzyczała mu prosto w twarz czując jak łzy spływają po jej policzkach. — ufałam ci! byłeś jednym z moich najlepszych przyjaciół, nikogo nie było takiego jak ty! jak mam się kurwa mać czuć z tym, że jesteś pieprzonym damskim bokserem, jack?! brzydzę się tobą!
— oh, oczywiście, teraz będziesz udawała, że finn nigdy w życiu nie uderzył ciebie? — prychnął opierając się łokciem o stolik.
— nie mieszaj go w to! — bailey oparła się o krzesło. — a zresztą, jak śmiesz to do siebie porównywać! o-on miał-
— powód? — przerwał jej ze spokojem i uważnie jej się przyglądał z delikatnym uśmiechem. — miał powód, bambi? czy może chciałaś powiedzieć coś innego? miał zły dzień? miał trudny okres? miał dużo pracy?
— zrobił to raz! — roztrzęsiona ponownie uniosła głos, gdy spokój i luźne podejście do sytuacji jacka, wyprowadziło ją z równowagi.
— o jeden raz za dużo, nie sądzisz?! — on również podniósł głos intensywnie się w nią wpatrując.
— przepraszał mnie kilkanaście miesięcy i wciąż sobie tego nie wybaczył! kocha mnie, a ja kocham jego! — kontynuuowała. — on odkupił swoje winy i odbudował zaufanie! nie waż się więcej do niego porównywać!
— nie wiem czy ty jesteś głupia czy popierdolona. — jack pokręcił głową. — jesteś dla niego nikim, ładną matrioszką! nie kocha cię...
— on przynajmniej nigdy, nie rzucił mną o podłogę! — wykłócali się sprawiając, że wszyscy dookoła skupiali na nich uwagę.
całą kłótnie przerwał nagły dźwięk. jack spojrzał na swoje dłonie z niedowierzaniem, unosząc przerażony wzrok w górę. dziewczyna z głową przechyloną w bok trzymała się za policzek, a wlosy zasłaniały praktycznie całą jej twarz. uciszył ją, uciszył ją dokładnie tak samo jak zawsze uciszał cylię. nie mógł w to uwierzyć.
— j-ja... ja chcę szukać pomocy, høpciu... m-mam problem, poważny problem, ale błagam... tylko ty możesz mi z nim pomóc.. — rozkleił się chłopak.
czuła ból po prawej stronie twarzy i mrowienie na policzku, nie mogąc się ruszyć. przypomniał jej się moment z finnem, o którym mówił jack. w porównaniu do tego co się stało teraz, wolfhard praktycznie jej nie tknął. tamto uderzenie, chyba nawet nie było uderzeniem, a gwałtownym położeniem ręki ja policzku i złapaniu go lekko. nic jej wtedy nie bolało, a na pewno nie bolało tak jak teraz. automatycznie łzy napłynęły jej do oczu z bólu, zaczęła się bać. oszołomiona, nie czując własnych nóg, będąc jakby w swoim świecie, nawet nie zauważyła, kiedy wstała i czym prędzej uciekła z miejsca zdarzenia nie odzywając się słowem.
w domu czekały na nią już tylko silne ramiona finna wolfharda, który wziął je pod swoje skrzydła mrocznego anioła i uspokoił, czując w żyłach płynącą chęć zemsty.
_________________________
nie sprawdzony
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top