Moje dziecko
Cała książka jest ze strony Edwarda, jeśli to zmienię, dam wam znać!
Miłego czytania!
---------------------------
Ja: Proszę...
Stephenie Meyer: Nie
Ja: Proszęęęęęęę
Stephenie Meyer: Nadal nie
Ja: (*robię smutną minkę*)
Stephenie Meyer: Okej, więęęc...
Ja: (*podekscytowana*)
Stephenie Meyer: (*szczerzy zęby*) Zmierzch należy do mnie.
Ja: (*wzdycham , przegrana*): Zmierzch należy do ciebie.
ROZDZIAŁ 4 - MOJE DZIECKO
- Bella?
- Edward? Wszystko w porządku?
- Kiedy będziesz w domu?
Krótka pauza.
- Edward? Co się stało?- zapytała niskim głosem. - Podpaliłeś kuchenkę czy co?
- Nie. - Westchnąłem.
- Edward, wszystko z tobą w porządku?
Uwierz mi. To było pytanie, które zadawałem sobie caaały dzień. Czy powinienem powiedzieć Belli o tej dziewczynce- jak jej było na imię? Renaissance? Renaisume? No właśnie.
A jeśli tak, to co powinienem jej dokładnie powiedzieć? Jak by zaraegowała?
- Bella, mogłabyś po prostu przyjść?- poprosiłem błagalnym głosem.
Westchnęła przez telefon.
- Edward powiedz mi chociaż co się dzieje?
- Nie mogę ci tego powiedzieć przez telefon. Proszę. Potrzebuje cię teraz.- Powiedziałem pokonany.
- Daj mi kilka minut- rozłączyła się.
Rzuciłem telefon na kanapę. Siedziałem w właśnie w salonie. Kilka minut temu wziąłem ją i położyłem w naszej sypialni, żeby mogła spać bez przeszkód.
Jeszcze raz poszedłem do pokoju i sprawdziłem, czy naprawdę jest prawdziwa albo czy ja zaczynam wariować.
Spała tam spokojnie. Położyłem dwie poduszki po obu stronach tam gdzie spała, żeby przypadkiem nie spadła. Jako dziecko, często tak lądowałem na podłodze, więc nie chciałem, żeby jej tez się to przytrafiło, jeśli odziedziczyła to po mnie.
Czy naprawdę była moją córką?
Fizycznie wyglądała jak ja. Jej włosy, twarz... ale oczy miała Belli. Odcień mlecznej czekolady. Mój ulubiony kolor spośród wszystkich. Kolor, w którym się zakochałem.
Uśmiechnąłem się.
Co jeśli nie zwariowałem? Co jeśli ta mała dziewczynka była prawdziwa? Co jeśli była moja i Belli ?
Zaakceptowałbym ją jako moje dziecko. Myślałem o sobie, jako ojcu. Kiedyś na pweno zostanę ojcem, ale to zawsze ojcem dzieci Belli i moich.
Małe dzieci z brązowymi i z zielonymi oczami. Z miedzianymi włosami i brązowymi. Biegające razem z Bellą wokół domu. A ja wracam z pracy do domu, by ich zobaczyć.
A potem położymy ich spać i będziemy czytać im historie.
A po tym będę mieć Bellę całą dla siebie.
Potrząsnąłem głową.
Głupie fantazje. Dadzą ci szczęśliwą iluzję na chwile, aby ci powiedzieć, że to nigdy się nie stanie. A twoje serce złamie się... znowu.
Westchnąłem. A potem westchnąłem jeszcze raz.
Co bym dał, aby było to się stało?
Rodzice Belli pobrali się na wczesnym etapie ich związku. Od razu po ukończeniu liceum. Ale ich miłość wygasła jak ogień po dwóch latach... po tym jak Bella przyszła na świat.
Bella przez większość życia mieszkała z matką. Codziennie musiała słuchać jak to małżeństwo jest złe i jak ciąże niszą ludzi na resztę ich życia. "Niszczą" miała na myśli moją Bellę, ale ona była za miła by to zauważyć.
I to dlatego małżeństwo i rozwód były jej tematem Tabu i się ich bała.
Myślała, że po małżeństwie przestaniemy się kochać. Po tym jak będziemy mieć dzieci (albo tylko jedno... albo dwa... ile będzie Bella chciała!).
Przestać kochać? Moją Bellę? Nigdy w życiu!
Gdybym tylko mógł pokazać Belli jakiś dowód, że po małżeństwie nie przestaniemy się kochać? Choć taki mały.
Tą małą dziewczynkę.
Ona była dowodem.
Ona była żyjącym dowodem naszej miłości.
Dowodem, że nasza miłość przetrwa przez małżeństwo oraz ciąże Belli.
Teraz tylko musiałem na nią poczekać.
***
- Edward, co jest nie tak?
Cały czas patrzyłem się na nią. Oboje staliśmy w przejściu drzwi frontowych.
- Edward? Poprosiłeś, żebym przyszła. Co się dzieje?
Rozejrzała się, szukając znaków włamania czy coś, ale nic nie przyciągnęło jej uwagi... oprócz niedojedzonych frytek.
- Edward, co się dzieje?
Po prostu gapiłem się na nią. Co niby miałem powiedzieć? Nasze przyszło dziecko, nie wiadomo jak znalazło się w naszym domu?
Jakby Bella by zaeragowała?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Ona nigdy nie reagowała jak normalni ludzie. Moja Bella.
Wyciągnęła rękę i dotknęła mojego czoła, sprawdzając czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Wszystko w porządku?
-Bella, muszę ci coś powiedzieć.- Zacząłem wolno mówić. - Tylko nie panikuj ani nie myśl, że oszalałem, okej?
Pokiwała głową.
- Bello... jest jedna dziewczyna tutaj. Śpi w naszym pokoju...
Teraz Bella zaczęła się na mnie gapić.
- Co inna kobieta robi w naszym pokoju?- spytała z pustym wyrazem twarzy.
- Oh, spała na kanapie, więc przeniosłem ją do naszego łóżka, żeby było jej wygodnie.
- Żeby było jej wygodnie...- powiedziała wolno.
- Tak, co w tym złego?- teraz ja byłem zmieszany.
Patrzyła się na mnie. Wiedziałem, że zawsze zaeraguje inaczej, ale nie tego się spodziewałem. Myślałem, że raczej będzie krzyczeć na mnie za pozwalanie obcemu dziecku...
Obcemu dziecku...
Oh!
Bella myślała, że jest tu inna kobieta... Potrząsnąłem głową.
- Bella, kochanie... nie to miałem na myśli...
- Powiedziałeś przed chwilą co innego- przewróciła oczami i kontynuowała- więc to jest facet?
- Nie, słuchaj...
- Więc...
- To mała dziewczynka. Noworodek- przerwałem jej.
Miała oczy szeroko otwarte.
- Co?
- Tak, jakoś się tu znalazła.
- Nie próbowałeś skontaktować się z jej rodzicami?- zapytała zmieszana.
Co miałem powiedzieć?... że to my jesteśmy jej rodzicami ?
- Twierdzi, że to ja jestem jej tatą- powiedziałem niskim głosem.
Jak to wypowiedziałem, to prawie jej oczy wypadły z orbit.
- Muszę ją zobaczyć! Teraz!
Poprowadziłem ją do naszej sypialni.
Wciągnęła głośno powietrze, kiedy znaleźliśmy się już w pokoju, gdzie spała. Całą swoją uwagę zwróciła na śpiącą dziewczynkę.
A potem spojrzała na mnie... na moją twarz szukając podobieństw. Znów spojrzała na dziewczynkę a potem znowu na mnie.
- Wyglądacie oboje tak samo- jej głos nie był głośniejszy od szeptu.
Wzruszyłem się.
Bez słowa wyszła z pokoju, a za nią. Usiadła na kanapie i głośno westchnęła.
- Wiem, że to naprawdę dużo- chciałem wiedzieć, co teraz myśli. Czy była szczęśliwa, że pomimo wszystkiego będziemy razem albo czy smutna, że utknęła ze mną na resztę życia?
- Wygląda na około pięć lat.
- Tak...
- Oznacza to, że musiała się urodzić kiedy miałeś szesnaście lat czy jakoś tak- stwierdziła to tak, jak się stwierdza niepodważalne fakty.
"Co?"
- Kto jest jej matką Edward? Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
Zaśmiałem się! Ona naprawdę myślała, że to dziecko było moje i jakiejś inne dziewczyny!
- Kiedy się obudzi, możesz ją spytać, Bella.- Powiedziałem kpiącym tonem.
Wstała i poszła.
- Gdzie idziesz?- spytałem.
- Zobaczyć twoją córkę jeszcze raz?- wyglądała na skonfundowaną.
- Chcesz ją zobaczyć?
- Czuje, że chce.- Powiedziała i wyszła.
Uśmiechnąłem się szeroko, szczerząc zęby.
Wiedziałem! Słyszałem kiedyś, że matki i dzieci mają silną więź. Więź, która była silniejsza niż między ojcami i dziećmi. Hah! Jest to niepodważalna prawda.
Założę się, że Bella zajęła się nią, mimo, że myślała, że jest kogoś innego. Ale to był jej naturalny macierzyński instynkt.
Tak, ale nie wiedziała tego. Jeszcze.
Wszedłem do naszej sypialni.
Bella patrzyła na nią intensywnie.
- Edward, ona wygląda jak ty! Mam na myśli, jako kopia ciebie.
Dziewczynka obudziła się zmieszana nowym głosem, usiadła, patrząc się na mnie i na Bellę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top