O3 ─ nikt nie lubi donosicieli.

PRZEPYCHAJĄC się między uczniami, skierowałam się ku wyjściu ze szkoły. Mój wisiorek wciąż roztaczał wokół siebie dziwną, różową poświatę i wibrował. Ludzie patrzyli się na mnie ze zdumieniem, kiedy popychałam ich, by przedostać się do głównych drzwi. Co jakiś czas wpadałam na kogoś znajomego i szeptałam niewyraźne "hej", lecz poza znajomymi nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi.

Kiedy udało mi się wydostać na zewnątrz, prędko pobiegłam za szkołę i oparłam się o ścianę. Teoretycznie moja mama nie musiała oczekiwać na to, aż odbiorę od niej połączenie, mogłam więc od razu usłyszeć w głowie jej pełen pretensji głos, ale gdy byłam w szkole wolała używać tej pierwszej opcji.

Westchnęłam i lekko pogładziłam kciukiem wisiorek.

─ Cześć, mamo ─ wyszeptałam i jeszcze raz rozejrzałam się wokół, aby upewnić się, iż nikt nie słyszy mojej rozmowy.

Amity? Amity, dlaczego musiałam czekać aż tak długo na twoją odpowiedź. Zaczęłam się martwić ─ usłyszałam głos mojej mamy, Odalii w myślach.

─ Przepraszam, ale przy klasie numer dwieście jeden, w której będę miała zaraz lekcję jest bardzo dużo ludzi i musiałam odejść w ustronne miejsce ─ wytłumaczyłam spokojnie, mimo że tak naprawdę byłam cała spięta.

Dobrze, rozumiem. W każdym razie nie dzwonię po to, aby z tobą dyskutować. Chciałam tylko powiedzieć, że musisz odwołać dzisiejsze spotkanie z Cat ─ poinformowała kobieta tonem, który kojarzył mi się z wojskiem.

─ D-dlaczego? ─ spytałam zawiedziona, ale po chwili zorientowałam się, że nie powinnam była tego mówić. Skoro moja mama nie chce, abym dzisiaj po lekcjach spędzała czas z Cat, musi mieć do tego jakiś ważny i rozsądny powód. Oby tylko nie okazało się, że znów nieświadomie coś przeskrobałam! ─ To znaczy... oczywiście. Za dwie godziny, po skończeniu moich zajęć w Hexside skieruję się od razu do domu. Przeproszę również Cat za zaistniałą sytuację.

Tak też powinnaś zrobić ─ stwierdziła mama. Przed oczyma wyobraźni stanął mi obraz jej łapiącej się za głowę. ─ Muszę z tobą poważnie porozmawiać. Do widzenia, Amity. Pamiętaj, nie waż się utracić swojej pozycji prymuski, zawsze bądź najlepsza.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale mama najwyraźniej zakończyła już magiczne połączenie. Och, nie, stało się dokładnie to, czego się obawiałam. Z jej surowego tonu i ostatnich zdań rozmowy łatwo było wywnioskować, że niedługo w progu mojego domu czeka mnie poważna kłótnia z mamą. Czy dostałam niedawno jakąś złą ocenę? Nie, przecież wiedziałabym o tym. A może ktoś zrzucił na mnie winę za czyiś wybryk? Nie, zapewne już dawno wezwanoby mnie do dyrektora Bump'a.

Nie zastanawiając się dłużej nad moją sytuacją z twardą miną z powrotem wbiegłam do szkoły. Zerknęłam na zegar wiszący w hali ─ do lekcji zostało jeszcze pięć minut. No tak, w końcu teraz  była jedna z długich przerw. Zaczęłam rozglądać się za Cat i na szczęście zauważyłam ją niedaleko. Podeszłam do niej i powiedziałam:

─ Cześć, Cat.

Dziewczyna odwróciła się do mnie.

─ Och, Amity! ─ krzyknęła uśmiechnięta. Widać było, że Boscha tylko namówiła ją do udawania smutnej podczas kłótni ze mną. Nie wyglądała na osobę, która sądzi, że zrobiłam coś złego.

─ Tak, to ja. Wiesz... przychodzę ze złymi wieściami. Otóż muszę odwołać dzisiejsze spotkanie z tobą. Mama mnie o to poprosiła. Muszę od razu iść do domu.

Cat przechyliła głowę.

─ Szkoda. Cóż, mimo to mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu namówisz swoją mamę na zmianę zdania ─ Tu przerwała na kilka sekund. ─ Czekaj, czekaj... czy ty używałaś zwoju w szkole? Dobrze wiesz, że to jest zabronione!

Oj, faktycznie, powinnam zataić fakt mojej rozmowy z mamą przy tłumaczeniu się Cat. Mimo to dziewczyna wyglądała na rozpromienioną, jakby zupełnie nie miała mi za złe złamanie takiej zasady. W końcu wisiorek jest praktycznie jak zwój, ale ona nie wiedziała o właściwościach mojego naszyjnika.

─ Spokojnie, Amity, nie naskarżę na ciebie ─ zapewniła uprzejmie. ─ W końcu nikt nie lubi donosicieli!

Jeśli nikt nie lubi donosicieli, to nikt nie lubi Boschy.

Szłam do domu razem z Edric'iem i Emirą, ponieważ w czwartki kończyliśmy lekcje o tej samej godzinie. Moje rodzeństwo jak zawsze było wesołe i co jakiś czas opowiadali sobie nawzajem żarty. Poza tym starali się nawiązać ze mną jakąś konwersację, lecz ja nie miałam na to ochoty ─ byłam pełna obaw. Co mama ma mi do powiedzenia?

Kiedy weszliśmy do domu, przywitała mnie wielka abominacja, zapewne wykonana przez mojego tatę. Wzięła ode mnie, Edrica i Emiry nasze plecaki, po czym powiesiła je na wieszakach i z powrotem stanęła koło drzwi.

Edric i Emira od razu skierowali się do swoich pokoi w atmosferze radości i beztroski, lecz ja wiedziałam, że muszę zostać na parterze i zaczekać na mamę. Usiadłam więc na kanapie i położyłam ręce na kolanach. Wyprostowałam się i zerknęłam na zegar wiszący po drugiej stronie ogromnego przedpokoju. Niedawno wybiła godzina piętnasta.

Siedzenie prosto przez długi okres czasu było naprawdę trudną czynnością, zatem położyłam się i wgapiłam się w sufit. Nuda, przerażenie i jednocześnie dziwna ciekawość wybijały się spośród wszystkich moich emocji.

─ Och, abominacjo ─ powiedziałam do fioletowego stwora, zdając sobie sprawę z mojej głupoty. Gdybym miała numer telefonu do Luz, może nie rozmawiałabym z istotą nieożywioną. Tak, to właśnie jej najbardziej chciałabym się wyżalić z moich problemów. ─ Bardzo boję się rozmowy z moją mamą. Co przeskrobałam? Przecież przez ostatnie dni zachowywałam się nienagannie, nie uważasz? 

Liczyłam, że abominacja pokiwa głową pocieszająco, chociaż z drugiej strony wiedziałam też, że abominacje nie potrafią zrobić tak bez jasnego rozkazu.

─ No, a przynajmniej starałam się być idealna ─ westchnęłam. 

Zamknęłam oczy, by się uspokoić, ale zaraz poczułam, jak coś łaskocze mnie w twarz. Zerknęłam przed siebie ─ nade mną stała Emira, a zaraz za nią Edric. Uśmiechnięci od ucha do ucha najwyraźniej nie zabawili zbyt długo na trzecim piętrze.

─ Hej, Mittens ─ przywitał się Edric, machając do mnie serdecznie, mimo że znajdował się jakieś dwa metry ode mnie.

─ Musisz być nieźle przejęta rozmową z mamą, skoro gadasz do abominacji ─ stwierdziła Emira pochylająca się nad moją twarzą.

Już miałam się jej spytać, skąd wie o moim problemie, ale z drugiej części jej wypowiedzi wywnioskowałam, że ona i Edric zdążyli podsłuchać cały mój abominacjowy monolog. 

Natychmiast podniosłam się na równe nogi i krzyknęłam z pretensją w głosie:

─ Czyli to takim sposobem zdobywacie te wszystkie plotki z Hexside, o których potem tak trajkoczecie? Stoicie pod drzwiami jak żołnierze i słuchacie tego, czego nie powinniście? ─ Chociaż bardzo kochałam moje rodzeństwo, Edric i Emira denerwowali mnie codziennie i o każdej porze dnia.

─ Och, Mittens, nie o to chodzi ─ Edric zajął moje miejsce na sofie.

─ Po prostu chcieliśmy ci powiedzieć, że zawsze możesz wyżalić się też nam ─ dokończyła Emira. Ta dwójka doskonale się dopełniała.

─ Abominacja cię nie zrozumie ─ mruknął Edric, bawiąc się swoją ciemnozieloną grzywką.

─ Co się stało, siostrzyczko? ─ spytała Emira, ale raptem się wzdrygnęła, bo ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Edric, kiedy zobaczył, kto to jest, złapał Emirę za nadgarstek gotów na wyjście z pomieszczenia, a ja z powrotem usiadłam na kanapie w pozycji wyglądającej, jakbym połknęła długi i prosty kij.

─ Przepraszam was, Edric'u, Emiro, ale muszę porozmawiać z Amity ─ przerwała im moja mama.

Emira otworzyła szeroko oczy i odwróciła się w jej kierunku. Swoje jasnozielone włosy jak zwykle związała w kok, a uśmiech, któy zdobił jej bladą twarz mógł być równie dobrze serdeczny, jak i szyderczy.

─ Och, um... ─ Edric nie mógł z siebie wydusić ani słowa. Pewnie myśleli, że koloryzuję moje problemy i tylko spodziewam się rozmowy z mamą. Mama bowiem rozmawiała z nami dłużej bardzo rzadko, a jak już się to zdarzało, to temat musiał być niezwykle poważny. ─ P-przepraszamy? To znaczy... nie przepraszamy, bo tak w sumie to nie mamy za co, ale ja i Emira chcielibyśmy tylko, hm, na marginesie wtrącić, że Amity jest grzeczna i potulna jak aniołek, no, chyba że zrobimy jej jakiś kawał, ale wówczas również nie przesadza ze swoimi uniesieniami. W takich sytuacjach zwraca nam tylko uwagę, a potem odchodzi, cała się czerwieni i mówi "Och, prawie odleciałam", i...

Mama subtelnym ruchem dłoni wskazała na drzwi.

─ Przepraszam, dzieciaki, ale nie to jest tematem naszej dzisiejszej rozmowy ─ powiedziała. ─ Mimo to dobrze to wiedzieć.

Emira szepcząc coś bratu do ucha, że muszą po prostu dać sytuacji się rozwinąć, a pocieszyć mnie dopiero po tym, jak otrzymam karę. Westchnęłam zirytowana, choć wdzięczna za dobre chęci i spuściłam głowę.

Dzięki ─ pomyślałam, i to całkiem szczerze. Miałam nadzieję, że Edric serio to usłyszy, bo w końcu próbował mnie bronić, a ─ co jak co ─ było to dość odważne. Tymi słowami sam narażała się na szlaban.

Kiedy Edric i Emira wyszli, mama usiadła obok mnie i wyjęła z kieszenie swój zwój. Rozwinęła go i stuknęła w niego kilka razy. Kątem oka zobaczyłam, jak wybiera ikonkę aplikacji do wysyłania SMS'ów, a kiedy wybrała odpowiedni numer podała mi zwój.

Najpierw zobaczyłam, kto był nadawcą wiadomości. Koleżanka Amity ─ Boscha. To, że moja mama koresponduje z moją znajomą ze szkoły wydawało mi się co najmniej dziwne, ale po dokładniejszemu przyjrzeniu się oknu czatu zobaczyłam, iż wiadomości było ledwie trzy. Ich treść jednak była piorunująca.

Szanowna Pani Blight,
zaczynam obawiać się o Amity. Ostatnimi czasy bez przerwy chodzi z głową w chmurach, ponadto spędza więcej czasu z Człowiekiem Luz. Wiem, że nie powinna tego robić, a inni przez to patrzą na nią z góry. Boję się, że Luz negatywnie wpłynie na Amity. Kiedy zapytałam się jej, dlaczego Luz jest dla niej tak ważna, ona zaczęła zaciekle jej bronić, tym samym obrażając mnie i nasze przyjaciółki. Bardzo proszę o interwencję w tej sprawie, ponieważ Pani córka to dla mnie bardzo ważna osoba i pragnę jej szczęścia z całego serca.
Z poważaniem
Boscha

Ojejku. Boscha przecież zmodyfikowała wszystkie fakty na swoją korzyść! To naprawdę okropne. Przez nią teraz mam kłopoty! ─ pomyślałam jednocześnie zdumiona i zdegustowana.

Dzień dobry, Boschu.
Bardzo dziękuję za informację. Kiedy o tym myślę, również niepokoję się. Nie sądzę, by Luz mogła mieć pozytywny wpływ na Amity, szczególnie, skoro na wzmiankę od niej naskoczyła na ciebie w tak niegrzeczny sposób. Przepraszam za jej zachowanie, przy najbliższej okazji porozmawiam z nią o tym.
Mama Amity

Bardzo Pani dziękuję, bowiem chciałabym kontynuować moją przyjaźń z Amity i nie chcę, aby Luz stanęła nam na drodze. Jeszcze raz serdecznie Panią pozdrawiam.

Na końcu SMS'a Boschy znajdowała się uśmiechnęta emotka, co jeszcze tylko wzmożyło moją złość. Boscha okłamała moją mamę! Miałam nadzieję, że mama zdaje sobie z tego sprawę.

─ Słucham twoich wyjaśnień, Amity ─ powiedziała z powagą Odalia.

─ Mamo, to wszystko jest nieprawdą! Boscha kłamała! 

─ Nie obchodzi mnie to, czy twoja koleżanka kłamała, czy nie, ale ja sama również zauważyłam, że niedawno zaczęłaś nieco częściej mówić o Luz. A dobrze wiesz, że zabroniłam ci jakichkolwiek kontaktów z tą dziewczyną ─ przypomniała kategorycznie mama, splatając ze sobą swoje dłonie.

─ Wiem, ale z nią nie da się nie rozmawiać! Ona pojawia się wszędzie ─ wyjaśniałam rozpaczliwie, byle tylko uniknąć konsekwencji moich kontaktów z Luz.

Mama przewróciła oczyma i westchnęła ciężko.

─ Amity Blight, nie możesz kontaktować się z nią w jakikolwiek sposób. Mówiłam ci już, że to może negatywnie wpłynąć na pozycję twoją i naszą, twojej rodziny. Pojawienie się Luz na Wrzących Wyspach wywołało sporo kontrowersji, ponadto sam Imperator Belos nie chce powiedzieć, co o tym sądzi. A skoro tak się dzieje, raczej nie ma on dobrej opinni o tym człowieku, jasne?

Wbiłam swój wzrok w podłogę.

─ Jasne, ale... 

─ Nie, Amity ─ przerwała mi mama. ─ Nie chcę tego robić, ale musisz ponieść konsekwencje. Sprzeciwiłaś się moim prośbom. Skoro grzeczne uwagi na ciebie nie działają, dostajesz zakaz spotykania się z Luz oraz jej przyjaciółmi. 

Jakby wcześniej mama prosiła mnie o zerwanie kontaktu z Luz. Myślałam, że ten zakaz obowiązywał już wcześniej. Poza tym byłam pewna, że mama właśnie chciała wypowiedzieć te słowa, i to od bardzo dawna!

─ A teraz idź do swojego pokoju ─ nakazała. ─ Jestem naprawdę zawiedziona twoimi czynami.

Bez słowa wstałam i skierowałam się na samą górę naszego domu. To właśnie tam znajdował się mój pokój. Rezydencja Blight Manor bowiem miała dwa piętra oraz spiczastą wieżyczkę na samej górze. To właśnie ta dobudówka była moją ślicznie urządzoną sypialnią. Cała urządzona została na fioletowo. Przy łóżku stała mała szafka nocna, a niedaleko niej po drugiej stronie pomieszczenia widniała niewielka półka na książki. Na ścianie zaś wisiał plakat Cesarskiego Sabatu.

Usiadłam na łóżku i z bólem serca wyciągnęłam z szafki swój zwój. Otworzyłam okienko mojego czatu z Luz. Miałam do niej numer, ponieważ niedawno okazało się, że ludzkie telefony komórkowe działają podobnie jak zwoje. Dzięki temu mogłyśmy rozmawiać ze sobą również poza szkołą.

Kliknęłam trzy kropki na górze aplikacji i wybrałam opcję "Zablokuj".

─ Przepraszam, Luz ─ wyszeptałam. ─ Musiałam to zrobić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top