O2 ─ złamane zaufanie.
LUZ, Willow i Gus już gdzieś sobie poszli. Szkoda, że nie zdążyłam do nich zagadać i włączyć się jakoś w konwersację, ale zapewne gdybym to zrobiła potem miałabym do siebie pretensje do końca dnia. Nie miałam pojęcia, co czuję do Luz, ale chciałam spędzać z nią jak najwięcej czasu. Po Gromie teoretycznie powinnam już sobie odpuścić ─ tańczyłyśmy razem, dużo rozmawiałyśmy i pokonałyśmy wspólnymi siłami magicznego potwora ─ ale wciąż było mi mało.
Dokończyłam jedzenie mojej kanapki i wyrzuciłam folię, w którą była owinięta do kosza na śmieci. Nie miałam co robić, więc zabrałam moją torbę i stwierdziłam, że zrobię sobie mały spacer po Hexside. I tak klasa, w której miałam kolejne zajęcia znajdowała się na drugim końcu szkoły.
Raptem poczułam, że ktoś nadeptuje mi na stopę. Przewróciłam się, lecz spadając przypadkiem zahaczyłam dłonią o czyjąś nogę i spowodowałam, że napastnik również runął na ziemię. Prędko pozbierałam moje rzeczy i wstałam. Zerknęłam na agresora z góry... na ziemi leżała rozwścieczona Boscha.
─ Och, kogo ja tu widzę? ─ powiedziała jadowitym tonem. Podniosła się na nogi i przysunęła się o krok bliżej do mnie, tak, że nasze nosy prawie się stykały. Odsunęłam się o krok do tyłu, dopilnowałam, aby moja twarz nie pokazywała żadnych emocji. ─ Amity wychodząca z zajęć... zapewne z kolejną szóstką.
To ostatnie zdanie zabrzmiało bardziej jak pytanie.
─ Nie, dziś nie otrzymałam żadnej oceny ─ odparłam miło jak gdyby nigdy nic. ─ Mimo to dobrze wykonałam jedno zadanie zlecone mi przez profesora. Dlaczego pytasz?
Boscha parsknęła pogardliwie i założyła ręce na piersi. Swoją piłkę rzuciła Cat, która pojawiła się nagle w pobliżu nie wiadomo skąd.
─ O nic cię nie pytałam! ─ warknęła. Dlaczego stała się dla mnie taka okropna? Zazwyczaj mimo niechęci do siebie nie okazywałyśmy jej i trzymałyśmy się razem. Tak chciały nasze mamy. ─ Po prostu chciałam się z tobą przywitać, Amity.
─ Dobrze... cześć, Boscha ─ rzekłam zmieszana i spuściłam wzrok.
Boscha zacisnęła wargi, a w jej oczach pojawiła się mieszanka złości i smutku. Naprawdę jej nie rozumiałam, zaczęła zachowywać się naprawdę dziwnie.
─ Och, z Luz witasz się nieco bardziej entuzjastycznie niż ze swoją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa ─ zauważyła zgryźliwie i odwróciła wzrok. Wyglądała na naprawdę urażoną, ale wiedziałam, że równie dobrze może tylko udawać.
Zamrugałam, niepewna tego, co chcę odpowiedzieć. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, a kątem oka zauważyłam znajomą bransoletkę Skary. To ja ją dla niej zrobiłam kilka lat temu, podczas nocowania u Amelii.
─ Um... nie rozumiem, czemu miała służyć ta uwaga ─ wydusiłam, nie patrząc na Boschę.
Różowowłosa prychnęła z niedowierzaniem i żywo gestykulując zaczęła wyjaśniać:
─ Nie rozumiem, co się z tobą nagle stało! Odkąd pamiętam wiedziałam, że zawsze, kiedy przychodzi czas przygotowań do Gromu po prostu miękniesz, ale w tym roku ta impreza chyba pomieszała ci w głowie do reszty! Powiedz... dlaczego spędzasz więcej czasu z Luz?
Zmarszczyłam brwi, bo w ogóle jej nie rozumiałam. Nie miałam pojęcia, że fakt, że lubię Luz w jakiś szczególny sposób jest aż tak jasny, ale starałam się spędzać z nią jak najmniej czasu ze względu na moją paczkę i rodziców. Może ograniczałam moje uczucia nieskutecznie? W końcu przez niemal dwa miesiące ─ odkąd przybyła na Wrzące Wyspy ─ starałam się od niej izolować, wiedząc, iż to człowiek i po tym wszystkim Boschę znikąd nachodzą takie przemyślenia..?
A może miała rację? Może faktycznie spędzam więcej czasu z Luz i zmieniłam się... na gorsze? ─ pomyślałam.
Nie odezwałam się nawet słowem.
─ Amity, czuję, że po prostu odrzucasz mnie na bok! Nie chcesz już więcej się ze mną przyjaźnić ─ wyrzuciła z siebie. Te słowa uderzyły we mnie mocno niczym niespodziewana nawałnica. ─ Ponadto nie tylko ja się tak czuję. Skara, Amelia, Cat... porzuciłaś nas wszystkie na rzecz Luz, Willow i Gus'a. Może nie chcesz, aby było widać, że wolisz ich od nas, ale ja to zauważam. Ja i twoi... moi przyjaciele.
─ Boscha, nie wiem, co sobie o mnie pomyślałaś po Gromie, ale to był tylko jeden raz, kiedy nie trzymałam się z wami. Poza tym dobrze wiesz, że to mnie wyznaczono na królową, prawda? Nie mogłam się nie zgodzić. Musiałam kontynuować tradycję ─ podjęłam. Chciałam brzmieć twardo i zdecydowanie, ale w moim głosie dało się wyczuć chęć do płaczu.
Nie mogłam w to uwierzyć, ale wydawało mi się, że Boschy też zrobiło się naprawdę przykro. Może tylko mi się zdawało? Musiała udawać. W końcu to wciąż była ta sama, twarda i zgryźliwa kapitanka szkolnej drużyny Grudgby, która nie pozwalała sobie w kaszę dmuchać!
─ Nie wierzę ci. Słyszałam, że przed Gromem rozmawiałaś z Luz o czymś, kiedy przeglądałaś dostępne ci bronie. Potem z kolei, podczas samej imprezy tańczyłaś z nią, pokonałaś wraz z nią potwora i obie otrzymałyście tiary, mimo że miałyście świadomość, że królową zawsze zostawała tylko jedna osoba. Może i chciałaś kontynuować tradycję, ale coś ci nie wyszło! Chcę usłyszeć prawdę.
Zacisnęłam zęby. Skara, Cat i Amelia stały obok, przy ścianie, ze zmieszanymi wyrazami twarzy. Nie miałam pojęcia, czy one serio czuły to, co Boscha, czy dziewczyna po prostu potrzebowała czegoś w stylu prywatnej ochrony podczas rozmowy ze mną. Boscha chyba wiedziała, że ukryłam przed nią część historii. Tą część, w której bałam się roli królowej, w której Luz zaoferowała mi pomoc i w której chciałam zaprosić ją na to przedsięwzięcie.
─ No, Blight. Jak to tak naprawdę się odbyło? ─ ponaglała.
Muszę przyznać, że nie umiem kłamać.
─ Bałam się bycia królową Gromu ─ wyznałam.
Boscha wyglądała, jakby chciała rzucić jakąś ciętą ripostą, ale kiedy dotarł do niej sens moich słów, zrezygnowała z tego. Spojrzała się na mnie zdumiona, współczucie jednak nie odmalowało się na jej twarzy ani na sekundę.
─ Wtedy, kiedy oglądałam te bronie, zauważyła mnie Luz. Nalegała, abym opowiedziała jej o moim problemie. Nie chciałam tego robić, ale byłam taka zdesperowana... przełamałam się. Kiedy usłyszała o tym, zaoferowała, że mnie zastąpi i sama pokona Groma. Bałam się o nią, w końcu jej najlepsze źródło magii to glify, a nawet podstawowe rzeczy w Hexside nie idą jej dobrze. Wciąż przestarszona zaproponowałam, abyśmy zawalczyły razem. Taniec był spontaniczny, ale... ale bardzo przyjemny...
Złapałam się z tyłu głowy i uśmiechnęłam, zapewne rumieniąc się na samą myśl o tym tańcu. Po chwili zaś, kiedy zorientowałam się, jak to wszystko musiało wyglądać powróciłam do normalnej pozycji i spojrzałam nierozumiejącej nic Boschy w oczy.
─ Znaczy... taniec był spontaniczny ─ powtórzyłam, chcąc poprawić sens ostatniej sentencji mojej wypowiedzi. ─ Koniec.
Dałam Boschy chwilę, aby zdołała przetrawić sobie moje wyjaśnienia, ale ta ─ po poważnych przemyśleniach na mój temat i mieszaninie emocji, jakie zobaczyłam na jej twarzy przez ostatnie pięć minut ─ wciąż była zdenerwowana.
─ Nie, Amity ─ zaprotestowała twardo. ─ Po prostu coś tu nie gra. Kiedy tylko widzisz Luz zaczynasz zachowywać się dziwnie. Zauważyłam to dopiero podczas Gromu, ale teraz wiem, że tak było również wcześniej. Kiedy tylko ta ludzka dziewczyna pojawia się na horyzoncie, ty robisz się czerwona, panikujesz i wyglądasz, jakbyś chciała gdzieś uciec. Nie potrafisz wydusić z siebie przy niej żadnego zrozumiałęgo zdania. To nie ma sensu!
─ Na pewno ma, ale jakiś bardziej skomplikowany ─ mruknęłam pod nosem, lecz Boscha tego nie usłyszała.
Dopiero teraz przekonałam się, że ona naprawdę chciała się ze mną przyjaźnić. Dla mnie nasze bliskie kontakty miały jakiekolwiek prawo bytu tylko z rozkazu mojej matki, jednak Boscha uważała mnie za kogoś więcej niż tylko małą pannę perfekcyjną, z którą musiała spędzać czas. Ona doprawdy mnie lubiła... podczas gdy ja ubolewałam nad tym, że nie mogę rozmawiać z Willow Park.
Zastanawiałam się, czy myśląc o Boschy zupełnie inaczej, niż ona o mnie straciłam potencjalne dobre chwile, ale powstrzymałam ten tok skojarzeń. Po wydarzeniach z Sowiego Domu i myśli Willow nie mogłam zaprzepaścić szansy na odnowienie przyjaźni z Park, prawda? Och, byłam kompletnie rozdarta!
─ Boscha, sama nie wiem, co się ze mną dzieje, okej? ─ rzekłam całkiem szczerze. ─ Ostatnio przeżywam ciężkie chwile, przez pewien dylemat, którego wciąż nie postawiłam jasno. Muszę... muszę odpocząć.
To wszystko miało głębszy sens i dotyczyło moich niewyjaśnionych uczuć do Luz. Kochałam ją, ale nie chciałam tego zaakceptować i szukałam innego wyjścia z tej sytuacji. Mimo to byłam bezsilna, nie mogłam nic zrobić z tym, że przy niej czułam się jak księżniczka.
─ Odpocząć i przeżyć ciężkie chwile razem z Luz ─ powiedziała cicho Boscha. ─ Jak coś to pamiętaj, że... że zawsze możesz do mnie zadzwonić, Amity. Chociaż nie sądzę, abyś to zrobiła.
Boscha odeszła wraz z Amelią i Cat, zostawiając mnie osłupiałą na środku korytarza. Dobrze, że Luz nie musiała tego słuchać. Ta sprzeczka jednocześnie wyprowadziła mnie z równowagi i bardzo zaskoczyła.
Skara podeszła do mnie i powiedziała:
─ Przepraszam za nią. Ona też ostatnio nie czuje się najlepiej i obwinia o wszystko Luz. Potrzebuje czasu na otrząśnięcie się i zapewne kiedy już to zrobi, przeprosi cię. Nie martw się, to było tylko chwilowe uniesienie, takie w stylu Boschy ─ roześmiała się niepewnie, ale nie zabrzmiało to zbyt radośnie.
─ Wiem, Skara ─ Kiwnęłam głową. ─ Pójdę już na kolejną lekcję...
Bez słowa podbiegłam do schodów i zeszłam na dolne piętro. W ekspresowym tempie skierowałam się w stronę toalety.
Tam przemyłam twarz zimną, orzeźwiającą wodą i przetarłam ją szorstkim, papierowym ręcznikiem, typowym dla szkół. Nienawidziłam go, ale innej rzeczy, którą mogłabym osuszyć buzię nie widziałam. Oparłam moje dłonie o kran i zerknęłam na siebie w lustrze.
W łazience nie było nikogo. Uroniłam jedną, a może dwie łzy, ale po chwili pociągnęłam nosem i stanęłam prosto. Amity, weź się w garść ─ pomyślałam. ─ Może i jesteś dla siebie zbyt surowa, ale byle Boscha nie wytrąci cię z równowagi. Idź przed siebie!
Zawsze powtarzałam to sobie jak mantrę w chwilach bezsilności.
Już uśmiechnięta ─ choć może trochę na wyrost ─ wyszłam z toalety, ale na zakręcie wpadłam na kogoś. Modląc się w duchu, aby nie była to Boscha, zobaczyłam jednoczośnie najmniej pożądaną i najlepszą osobę, jaką mogłam spotkać. W skrócie, przede mną stała Luz.
─ Och, hej, Amity! ─ przywitała się i zajrzała mi przez ramię do toalety. ─ Widziałaś może gdzieś Willow?
─ Och... W-willow? Nie wydaje mi się... poszukaj na stołówce. W końcu teraz jest pora obiadowa, no nie?
Luz spojrzała na mnie krzywo, ale wciąż była uśmiechnięta.
─ Jest dziesiąta ─ przypomniała.
─ Um, uch... czasu ludzkiego, pa, pa! ─ W desperacji złapałam ją za ramiona, obróciłam i lekko popchnęłam w stronę stołówki.
─ Mam zegarek Edy ─ Odwróciła się do mnie i zmarszczyła brwi. ─ Maskara ci się rozmazała.
Zamrugałam, opuszkiem małego palca potarłam się pod prawym okiem i uśmiechnęłam się życzliwie do Luz.
─ Już lepiej? ─ spytałam z nadzieją.
─ Chyba tak ─ stwierdziła i wzruszyła wesoło ramionami. ─ Zresztą, nie znam się.
Bardzo chciałam dalej z nią porozmawiać, ale poczułam drżenie w okolicy piersi. Odruchowo złapałam mój wisiorek będący dużym, ślicznym, różowym kamieniem. Czułam, jak wibrował, ponadto zaświecił się. Zaklęłam cicho i zamknęłam oczy.
Taki sam naszyjnik miała moja mama. Dzięki niemu dyskretnie mogła do mnie mówić. Działał trochę jak komórka Luz, tyle że dzięki niej kontakt ze sobą mogły mieć tylko dwie osoby i nikt nie musiał wykręcać numeru.
─ Fajna biżuteria ─ skwitowała Luz, patrząc na mój naszyjnik. ─ Gdzie taką kupiłaś? Może sprezentuję coś takiego Edzie?
─ Nieważne ─ westchnęłam. ─ Poza tym nie sądzę, aby coś takiego się jej spodobało. Muszę lecieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top