𝟏𝟏 𝐄𝐏𝐈𝐋𝐎𝐆𝐔𝐄 ≠ 𝟏/𝟐
ROZDZIAŁ 11 ≠ EPILOG 1/2
❪ najgorsza zdrada Ethana ❫
♫ ᴘᴀʀᴛʏ ғᴀᴠᴏʀ, ʙɪʟʟɪᴇ ᴇɪʟɪsʜ ♫
▌𝙂łośny płacz opuścił usta Gracie, gdy tylko zauważyła kto mierzył jej z broni i kto dokładnie ją postrzelił. Miała ochotę, krzyczeć, piszczeć i łkać do momentu, aż w końcu zacznie się dusić. Nie wiedziała, że było to możliwe. Nie miała pojęcia, że w ciągu jednej sekundy jej życie straci barwy jeszcze bardziej niż po stwierdzeniu, że ojciec Quinn był jednym z zabójców.
Jednak było to co innego niż zauważenie swojego rzekomo martwego ojca w dodatku celującego w ciebie z broni. Nie miała pojęcia, co miała zrobić. Gdyby cofnęła się do tyłu, zostałaby złapana przez Ghostface'a, ale z drugiej strony gdyby pozostała w aktualnym miejscu, zbyt bardzo obawiała się, że znowu wpadłaby na celownik swojego ojca.
— Nie… nie — łkała, biorąc kilka nierównych oddechów, które już po początku się łamały. Kręciła głową, chcąc wybić sobie obraz z ojca i usprawiedliwić to jako wyrób jej wyobraźni, ale niestety gdy ponownie otworzyła powieki, on nadal tam był, mając na swoich ustach dumny uśmiech.
— Za tobą! — wybudził ją język Kirby, skierowany w stronę Bailey'a, przez co gwałtownie odwróciła się w jego stronę i zobaczyła, jak za mężczyzną stoi Ghostface, który w dłoni uniesiony miał nóż, a on Sam powoli do niego podchodził.
Wayne jednak nie zareagował, tylko oddał trzy strzały, które trafiły Kirby, przez co ta upadła na podłogę, mdlejąc. Pisk pomieszany z płaczem wydobył się z ust Grace, a ta chciała pobiec w stronę postrzelonej kobiety lecz nie mogła, bo była na celowniku obu mężczyzn. Ghostface zatrzymał swój nóż przy twarzy Bailey'a, lecz go nie dźgnął, tylko powoli schował go do swojej szyi. Flynn wraz z Wayne'em ponownie się zaśmiali, a wtedy ojciec dziewczyny wyminął ją, stając obok Ghostface'a i swojego wspólnika.
— Dobra robota — zaczął mówić, a wtedy drugi z Ghostface'ów wyłonił się, pewnym krokiem stając obok niego. Oddech Murphy przyspieszył, gdy tylko zobaczyła z jaką nienawiścią jej ojciec ją darzył. — Obydwoje z was.
— Co do kurwy?.. ty… przecież widziałam, jak umierałeś! — wykrzyknęła, przez co ten pokręcił głową zadowolony, a na jego ustach widniał diabelski uśmiech.
Dopiero po zauważeniu ubrania, które miał na sobie zrealizowała, że to on był tamtym dziwnym facetem, który nagle popchnął ją w pociągu. Obserwował ją już wcześniej.
— Och, przestań! Sama podałaś mnie jako mordercę. Jednak nie jesteś taka głupia, jak mówił twój ojciec — prychnął ignorancko Bailey. — Oczywiście, że ja! Szczerze mówiąc, spodziewałem się więcej po waszej dwójce, po tym, co zrobiliście nam wraz z waszą przyjaciółką — mruknął w stronę Sam i Tary, na co ten rozszerzyły powieki.
— Co masz na myśli przez 'nam'? — Tara zdezorientowana brwi, a wtedy Flynn po raz pierwszy spojrzał na swoją córkę z powagą. Wiedział dokładnie, że to co za chwilę zobaczy zaboli ją, ale nie obchodziło go to. Według niego, zasłużyła na to.
Bailey kątem oka spojrzał na Ghostface'a znajdującego się po jego lewej stronie, a wtedy ten powoli chwycił za kaptur swojej bluzy, ściągając go ze swojej głowy, a następnie zajął się maską.
— Będziesz zadowolona, córeczko!
Wtedy zabójca ściągnął swoją maskę, odkrywając twarz kogoś, kogo dziewczyna nigdy nie podejrzewałaby. Osoba, którą dziewczyna kochała najbardziej, stała przed nią w stroju mordercy oprócz tego mając na ustach uśmiech. Po prostu uśmiech. Chłopak jednak nie odważył się, by na nią spojrzeć. Unikał jej wzroku jak ognia, ponieważ wiedział, że po zobaczeniu jeszcze większej rozpaczy na jej ustach, pęknąłby.
Słyszał, jak płacz dziewczyny wypełniony został paniką, a na jej twarzy wymalowała się zdrada. Jej płacz był jeszcze mocniejszy i głośniejszy, gdy tylko zlustrowała jego maskę. To była ta sama maska, którą nosił morderca, który zaatakował ich w apartamencie. To on był tym, który ją zranił i zabił Anikę oraz Quinn.
— Jak… jak mogłeś? Myślałam, że nie mógłbyś mnie zranić, bo mnie kochałeś? — spytała, a wtedy on poczuł ból, wielki ból. Nie sądził, że kiedykolwiek poczuje coś takiego, bo w końcu udało mu się kontrolować swoje uczucia, przy tym zaczynając udawać nienawiść względem dziewczyny, ale w tamtym momencie to przestało istnieć, a on nie mógł tego znieść.
Widział na sobie oczekujący wzrok ojca i wiedział, co to znaczyło. Chciał, by zranił Murphy najmocniej, jak tylko potrafił, bo inaczej byłby zawiedziony. Ethan nigdy nie mógł wybierać pomiędzy ojcem, a osobą która jako jedyna pokazała mu, co to prawdziwa miłość, ale wiedział, że nawet jeśli potwierdził by to, ona i tak by go nienawidziła za to, co zrobił. Nie miał odwrotu. Nie mógł tak po prostu zawieść ojca po raz ponowny, jak w momencie gdy odmówił mu, gdy ten nakazał mu, by w końcu zabić Gracie Murphy.
— Błagam- błagam, Murphy. Nie ośmieszaj się jeszcze bardziej. Zakochać się w tobie tak, jak ty i naiwnie udawać perfekcyjną, kurwa, parę? — powiedział, nawet na nią nie spoglądając. Jego głos brzmiał nienawistnie, przez co jej serce pokruszyło się na milion kawałków. — Jak mógłbym zakochać się w suce, która zabiła mojego… — uciął, spoglądając na swojego ojca z ironicznym uśmiechem na ustach. — Zrozum to, Murphy. Po prostu cię wykorzystywałem, a tak przy okazji! Wszystkiego najlepszego, skarbie!
— Pierdol się, Ethan.
Bailey po raz ponowny się zaśmiał, natomiast jej ojciec obserwował całą sytuację ze znudzeniem. Fakt, że chłopak nie nazywał jej już po przezwisku, które wymyślił bolał ją jeszcze bardziej. Jej serce pokruszyło się na drobne kawałki, robiąc przy tym wielki hałas, gdy ona płakała coraz mocniej, a jej klatka piersiowa zaczęła jak najszybciej się unosić. Czuła się, jakby ostatni powód, dla którego nie odcięła się od świata zniknął. Miłość, którą kiedykolwiek ktoś jej pokazał była fałszywa, chociaż nie wyglądała na nią. Ethan był naprawdę dobrym aktorem.
— Mindy miała rację. Łatwo było oszukać loterię współlokatorów, mam na myśli… wszystko, co musiałem zrobić, by was poznać był pokój z zarozumiałą, protekcjonalną alfą, dosłownie nazwaną Chad! — kontynuował mówienie, wzrokiem lustrując Tarę i Sam, ale nie Gracie. Jego pewność siebie musiała być na swoim miejscu, a spojrzenie na dziewczynę chociaż na ułamek sekundy wszystko by zepsuło. — Kurwa, tak dobrze było go zabić!
Wzdrygnęła się, słysząc ton jego głosu, po czym przeniosła swoje czerwone od płaczu oczy na swojego ojca, który zacisnął szczękę tak, jakby nad czymś się zastanawiał.
— To niemożliwe, żebym tu był, bo przecież zostałem zamordowany przez Richiego, prawda? — wtrącił mężczyzna, prychając cierpko. Te zdanie sprawiło, że dziewczyna zmarszczyła brwi. — Wystarczy troszeczkę sztucznej krwi i wstrzymanie oddechu. To z łatwością może to zdziałać.
Mimika jego twarzy dość szybko zmieniła się na poważną, gdy zauważył jak dziewczyna wpatruje się w narzędzie, które zostało umieszczone w gablocie znajdującej się obok niej. Wiedziała jednak, że nie miała szans, by zdążyć go stamtąd wyciągnąć.
— No tak, czerpanie inspiracji z mojego brata! — wyrzucił ręce w powietrze z udawanym entuzjazmem. To sprawiło że wzrokiem powróciła do swojego ojca, próbując opanować to, jak bardzo bała się. Uczucie deja vu wygrało. — Nie martw się, córeczko. Będziesz zadowolona z dalszego ciągu.
— Jesteś szczerze popierdolony — odparła Sam, próbując dodać otuchy Tarze, jak i Gracie. — Jeszcze rok temu mówiłeś, że nigdy nie mógłbyś ponieść kolejnej straty członka twojej rodziny?
— Dopóki nie zauważyłem, jak moja córka próbuje dowiedzieć się cokolwiek na temat mojej przeszłości. Nie wiesz, jak to jest, gdy widzisz śmierć osoby, którą dokonała twoja własna córka, a wtedy czujesz, że zmienia się w twojego brata. Nie pamiętasz, Grace? — uśmiechnął się w stronę swojej córki. — Poderżnęłaś gardło tej biednej dziewczynie.
Gracie wiedziała, o kim mówił jej ojciec. Pomrugała kilkukrotnie, widząc że ich konwersacja nic takiego nie zmieni.
— Biednej? Jeszcze minutę temu wraz ze swoim głupim chłopakiem próbowali mnie zabić. Zrobiłam to w swojej obronie! — próbowała go uświadomić. Na wzmiankę o Richiem detektyw Bailey posłał jej mordujące spojrzenie. Tym samym jej ojciec wbił swój nóż w jej biodro, przez co z jej ust wydobył się głośny krzyk.
Ethan zacisnął szczękę, w myślach zmuszając się by nie zareagować na to. Po słowach, które powiedział dziewczynie musiał udawać, że rzeczywiście ją tylko wykorzystał, chociaż tak naprawdę ją kochał. Chcąc zmienić temat, uniósł swoją maskę, wskazując na nią swoim nożem.
— To należało do twojej babci, Sam. Nancy Loomis — odparł z kpiną, z uśmiechem wskazując na maskę, którą trzymał w dłoni. Jego twarz powróciła do grymasu, gdy tylko ponownie odłożył maskę na dół. — Naprawdę działa w twojej jebanej rodzinie, co nie? Mówiąc o rodzinie…
— Czekajcie na to — mruknął z udawanym rozbawieniem, po czym oczami wrócił do mokrej od płaczu twarzy Grace. — Ty w szczególności.
— …moje imię to nawet nie Ethan Landry, prawda tato? — spytał sarkastycznie brunet, przez co Murphy skupiła na nim swój wzrok, zdezorientowana mrugając powiekami.
Mimo, że wszystko zaczęło układać się w całość, ona nadal nie dopuszczała do siebie faktu, że została aż tak okropnie zdradzona. Już raz powiedziała, że nie mogłaby zrobić tego po raz ponowny i miała w tym rację. To wszystko było mocniejsze niż wcześniejsza zdrada jej byłej przyjaciółki, bo żywiła do Ethana prawdziwe uczucia.
— "Tato"? — zakwestionowała Reece, a wtedy Ethan po raz pierwszy przeniósł na nią swój chłodny, obojętny i nienawistny wzrok, który zabijał ją od środka.
Śmiech Flynna, Bailey'a i Ethana rozbrzmiał w jej uszach, przez co poczuła ciarki. Gdyby ktoś powiedział jej, że ponownie ktoś dla niej bliski stanie się zabójcą, wyśmiałaby go i powiedziała, że nie mogłaby zaufać komukolwiek nowemu ponownie, ale właśnie oto tutaj była. Stając przed chłopakiem, także będącym zabójcą, w myślach błagając by kłamał na temat braku uczuć w jej stronę.
— Skoro jesteśmy już przy rodzinie. Rozpoznajesz to, córeczko? — prychnął mężczyzna, wskazując na nóż, którym jeszcze wcześniej dźgnął swoją córkę. Dziewczyna przymrużyła powieki, powstrzymując kolejną dawkę płaczu.
— O czym ty mówisz…? — spytała niepewnie, wzrokiem lustrując zakrwawione narzędzie. Z jej ust wydał się drżący oddech, natomiast jej klatka piersiowa zaczęła coraz szybciej się unosić, co sprawiło że z ust jej ojca wydobył się przerażający ją śmiech.
— Tym nożem mój brat zabił twoją matkę — na jego twarzy pojawiła się powaga tak, jakby próbował walczyć z samym sobą, by nie dodać czegoś więcej. — Mickey był… popieprzony, ale za to ja… ja byłem od niego silniejszy, tak więc postrzelenie cię tuż po pojawieniu się tutaj było najłatwiejsze, a efekt zaskoczenia idealny.
Śmiech Wayne'a ponownie rozbrzmiał w jej uszach, przez co ta się niekontrolowanie wzdrygnęła, biorąc krok do tyłu. Ethan ostrzegawczo wystawił nóż w jej stronę, patrząc w jej oczy.
— Jesteś pojebany tak samo, jak twój pieprzony brat — na jej słowa Ethan posłał jej spojrzenie, które mówiło jej że nie miała mówić nic więcej, bo skończy się to dla niej niedobrze.
— Nawet nie zaczynaj — ostrzegł ją Wayne, kierując swój wzrok na Sam, która była zdziwiona każdymi słowami, które zostały wypowiedziane przez zabójców.
— Czekajcie, jeśli… jeśli to wasza dwójka to to pozostawia… — zaczęła Samantha, swój wzrok przenosząc na pozostałego zamaskowanego zabójcę. — M-Mindy?
W tamtym momencie ostatni Ghostface ściągnął swoją maskę, ujawniając twarz Quinn. Gracie otworzyła szeroko oczy, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Ethan spojrzał na swoją siostrę, udając śmiech. Tak naprawdę nienawidził tego, co się działo i tego, do czego chciała podjąć się jego rodzina.
— Hej, współlokatorki — powiedziała z przekąsem, wyciągając końciki jej ust w górę, w wielkim uśmiechu. — Najlepszego, współlokatorko.
— Pierdol się — odpowiedziała cicho Ree, powstrzymując łzy cisnące się do jej oczu. Zdradzona po raz drugi.
— Nie przewidziałyście, że to nadchodzi, prawda? — jej głos przepełniony był sarkazmem i ironią.
— Tak, bo umarłaś — odpowiedziała Tara.
Tara zmarszczyła brwi, nadal nie wierząc w to, co widzi. Mimo, że Mindy jako pierwsza wymieniła Quinn i Ethana na liście podejrzanych, oni i tak jej nie wierzyli, co było kompletnym błędem.
— Jednak w pewnym sensie nie — odwróciła swoją głowę w stronę swojego ojca, który położył swoje ręce na plecach obu swoich dzieci. — To było takie łatwe, by usunąć siebie z listy podejrzanych. Dźgnij Gale Weathers, dźgnij Mindy w pociągu. Coś w tym rodzaju.
— Ta, a ja po prostu upewniłem się, że byłem pierwszy na miejscu zdarzenia, bym mógł wymienić jej ciało na świeże, jak sztuczna krew, proteza — wtedy Ethan wraz z Quinn odwrócili się do tyłu, a przed tym posłali ostatnie spojrzenie dziewczynom. Wzrok Kirscha po raz kolejny spotkał zraniony wzrok Murphy, lecz tym razem to on zerwał ich kontakt wzrokowy. — Byłybyście zdumione, co może znieść pogrążony w żałobie ojciec.
Quinn i Ethan przeszli obok nich, w dłoniach trzymając swoje maski i noże, natomiast Flynn ruszył bliżej dziewczyn, szykując się do następnego ataku.
— Mam maskę Stu Machera — machnęła swoją maską w dłoni, skupiając się na trójce dziewczyn. — Zawsze był moim ulubionym.
Gracie podskoczyła, gdy zauważyła że Ethan nałożył swoją maskę na manekina ze strojem Nancy Loomis, po czym wzięła jeden krok w bok, a wtedy jej ojciec wystawił swój ojciec naprzeciw, będąc blisko kolejnego zranienia swojej córki.
— To numer drugi, to trzeci, co pozostawia… — wtedy mężczyzna wyciągnął zza swojej kurtki dobrze znaną Grace maskę. — Twojego ojca. Do tego odliczaliśmy, Sam. Będę potrzebował cię, byś to założyła.
— Pierdol się — Sam wyrzuciła maskę z jego rąk gdzieś w kąt, przez co Ethan szybko wbił swój nóż w jej ramię, sarkastycznie otwierając przy tym szeroko usta.
Gracie oraz Tara zasłoniły czarnowłosą swoimi ciałami, udając że coś by to zmieniło, a wtedy Flynn zrobił duży zamach, chcąc znowu dźgnąć swoją córkę, lecz ta szybko zrobiła unik.
— Odpierdolcie się od nich! — wykrzyknęła Tara, odpychając Gracie za nią.
— Och, no dalej. Twoja przyjaciółka w szczególności ma w sobie duszę mordercy zupełnie tak samo, jak jej wuja. Numer pięć zdecydowanie należy do niego!
— Jeb się! — odkrzyknęła Murphy, czując jak jej gniew zaczyna narastać. Quinn posłała Ethanowi wymowny wzrok, gdy ten ponownie przeszedł obok manekina Nancy Loomis, specjalnie ramieniem szturchając przy tym Grace, która posłała mu wkurzone spojrzenie. — Nawet, kurwa, mnie nie dotykaj.
Kirsch wycofał się, posyłając jej prowokujące spojrzenie, po czym dołączył do swojej siostry, mając nadzieję że Flynn po raz kolejny nie będzie chciał zemścić się na swojej córce.
— Czekajcie, co to ma niby być? — zaczęła Sam, odwracając się w stronę Bailey'a. — Zrobiliście to jako rodzina?
— Jak diabli, suko. Ty i twoja przyjaciółka powinnyście wiedzieć lepiej niż ktokolwiek inny — odparła Quinn, ze swoim bratem stając naprzeciw nich.
— Nadal tego nie rozumieją! — kpił Ethan, przez co jego dziewczyna zacisnęła szczękę, będąc zirytowana niewiedzą. Flynn wziął dwa kroki do przodu, przykładając swój nóż do szyi dziewczyny, machając nim tuż przy niej, przez co ta wstrzymała oddech. — Ty… zostaw ją. Nadal jej potrzebujemy — odparł Ethan, przez co mężczyzna uniósł ręce w geście obronnym, cofając się do tyłu.
Niebieskooka odetchnęła z ulgą, marszcząc brwi, patrząc na Ethana, który wzrokiem przekazał jej tylko jedno. "Nie robię tego ze względu na ciebie". Sam wiedział, że kłamał, ale uważał to za najlepsze dla dziewczyny.
— Spójrzcie, nie wiem w co wierzycie, ale nie popełniłyśmy tych zabójstw w Woodsboro. To nie byłyśmy my! — oburzyła się Sam, na co Wayne prychnął.
— Och, wiemy to. Oczywiście że nie wy — odparł, zlewczo przewracając oczami. — Jak myślisz, to jest oparte na jakiejś gównianej teorii spiskowej? No proszę cię. Myślisz, że kto na samym początku zaczął te plotki?
Dłoń Quinn powędrowała do góry, a wtedy Grace zagryzła wargę, ponownie odwracając się w jej stronę.
— Czy wiesz, jak łatwo było zmienić Sam, bohaterkę Woodsboro w złoczyńcę? — to pytanie skierowała w stronę Gracie, która milczała. — Jakże łatwo było przekonać świat, by wierzył u ludzi w to, co najgorsze, a nie w to, co najlepsze?
— Bo po prostu zabicie tych osób przez w tych dniach nie jest wystarczające. Najpierw musisz zabić ich postać, więc kiedy tata tutaj "odkryje" twoje okropnie okaleczone ciało…
Gracie wzdrygnęła się, gdy tylko Quinn swoim nożem zrobiła zamach w stronę Tary, lecz jej nie zraniła, tylko następnie wyciągnęła swój nóż w jej stronę.
— …zapozowane z Sam, nosząca maskę swojego ojca i tylko jedną przetrwałą osobą, powie jakieś głupie bzdury przeczytane w internecie na temat tego, że to ty jesteś prawdziwym Ghostface'em i weźmie sprawy w swoje oszukane ręce.
— Jedną przetrwałą osobą? — Murphy zmarszczyła brwi, odwracając się w stronę Bailey'a, który znudzony przytaknął.
— Każdy film ma finałową dziewczynę. Ty.. — po jego słowach, jej ojciec wskazał na nią nożem. — Masz dwie możliwości… albo przyłączysz się do nas, a Quinn z łatwością przywróci ci miano bohaterki, albo niestety spotka cię okrutna śmierć. Zupełnie taka sama, jaka spotkała twoją matkę.
— Nawet nie waż się nigdy więcej o niej wspominać! — uniosła swój głos, co było jasne, że pierwsza opcja poszła w zapomnienie.
Flynn posłał pytający wzrok Wayne'owi, który w odpowiedzi skinął głową. Wtedy ten posłał swojej córce krzywy uśmiech i wziął krok do przodu, a następnie wbił swój nóż w brzuch dziewczyny, przekręcając go, a na końcu odpychając ją do tyłu, wyciągając swój nóż z jej ciała. Dziewczyna poczuła, jak czyjeś ręce niepewnie oplatają się wokół jej talii, łapiąc ją. Ethan.
Wayne posłał mu karcące spojrzenie, które zauważył już od razu, lecz zajęła mu chwila zanim puścił Grace, która czuła się jeszcze okropniej. Z jej brzucha lała się ciemna krew, która nie miała żadnego limitu. To przerażało ją jeszcze bardziej, bo wiedziała że dwie rany, w tym jedna mocniejsza, mogły doprowadzić do wykrywania się.
— Ależ wszystkie najlepsze kłamstwa są oparte na prawdzie i to ty jesteś zabójcą tak samo, jak twój ojciec — wskazał na Sam.
— Nie jestem!
— Tak, jesteś, skurwielko! Zabiłaś naszego brata!
Wybuch Quinn sprawił, że Gracie uniosła brwi, czując się ogłupiała, przez nierozumienie nic.
— O czym ty mówisz?
— Mówiłaś mi, że twój brat umarł w wypadku samochodowym — napomniała ją brązowowłosa, lecz jej brat ją wyprzedził, kiwając przecząco głową.
— Nie, nie, nie, ty mały, słodki głuptasie. Umarł w Woodsboro z rąk twojej sukowatej przyjaciółki — poprawił ją Ethan.
Chwilę po usłyszeniu tego na jej twarzy pojawił się cień kolejnej realizacji. Chłopakiem, który jako ostatni umarł w Woodsboro i został zamordowany przez Sam był Richie.
— Jesteście rodziną Richiego… — odezwała się oszołomiona Grace, nerwowo odwracając się w stronę Bailey'a, który z ponurą twarzą przytaknął. Sam dopiero po minucie była w stanie to zrealizować, przez co otworzyła szeroko powieki.
— Tak…
Gdy tylko Sam z powrotem odwróciła się w stronę rudowłosej i bruneta, Ethan bez wątpliwości dźgnął ją, przez co Grace po raz ponowny zasłoniła ją swoim ciałem.
— Ding, ding, ding, ding, w końcu zaczynają to rozumieć! — zacisnął szczękę, wpatrując się w zaczerwienione oczy swojej dziewczyny, które lustrowały go z nienawiścią. — Na twoim miejscu nie stałbym jak tarcza dla niej — zwrócił się do niej, co ona zignorowała.
— Nie mów do mnie do cholery! — nie zdążyła wyłapać momentu, w którym Sam odepchnęła ją i Tarę na jednego z manekinów, przez co ta odrzuciła go do przodu. Ethan uśmiechnął się w ironiczny sposób, po czym wziął krok do przodu, zbliżając się do swojej dziewczyny.
Gracie podała swoją wcześniejszą cegłę Tarze, a następnie wzięła nową, trzymając ją na wprost, blisko Kirscha, który wydawał się nie przejmować tym ani trochę.
— Odpierdol się ode mnie!
— Teraz! Dopiero gdy zobaczyłem zdjęcie, co mu zrobiłaś. Wiedziałem, że musisz, kurwa, umrzeć. Ty, jak i twoja przyjaciółka — Bailey zrobił unik, gdy tylko Gracie próbowała uderzyć go cegłą, przez co ta zwróciła swoją uwagę na swojego ojca, który czekał aż dziewczyna postawi pierwszy krok. — Musisz być ukarana wraz z każdym, kto stanie nam na drodze!
Flynn posłał jej chłodne spojrzenie, po czym wskazał na nią swoim nożem tak, jakby chciał powiedzieć jej, że za chwilę nie będzie ani trochę się kontrolował. Zacisnęła cegłę w dłoni, widząc jak Quinn zaciska swój nóż przy szyi Sam.
— Oto ona. Oto pierdolona morderczyni.
— Swoją drogą, świetna praca rodzicielska — odezwała się słabym głosem Murphy, spoglądając na mężczyznę, który posłał jej niemrawe spojrzenie.
— Zamknij swoją pieprzoną gębę!
Nim się obejrzała, rudowłosa z całej siły popchnęła ją do przodu, przez co ta wraz z Tarą i Sam wybiegła zza wystawy, powracając do miejsca, gdzie był Bailey. Nim jednak tam dotarła mogła usłyszeć szept Ethana, przy swoim uchu, lecz szybko go od siebie odepchnęła, biorąc krok do tyłu.
— Uważaj na słowa, błagam cię.
— Czy byłem perfekcyjnym ojcem? Nie. Czy może przesadziłem z miłością Richiego do tych małych filmów? Ta, może. Dla mnie są trochę za ciemne, ale… Richie naprawdę je kochał. Kochał je! — odrzekł mężczyzna, co jakiś czas odwracając się za siebie. — Nawet stworzył kilka swoich.
Gracie zacisnęła usta, przenosząc wzrok na rozłożony ekran, na którym puszczony był jeden z filmów Richiego. W tamtym momencie Bailey kompletnie odwrócił się w stronę ekranu, a dziewczyna dopiero wtedy zwróciła uwagę na nieobecność swojego ojca, która nie wróżyła nic dobrego.
— Wiedziałyście? Wiedziałyście?
Na ekranie pojawił się młody Richie, co sprawiło że dziewczyna zamilkła, nie wiedząc, co takiego ma powiedzieć. Mężczyzna powoli wszedł na scenę, stając twarzą twarz z nagraniem swojego pierwszego syna.
— Istnieje bardzo szczególna więź między ojcem, a jego pierwszym synem.
Ethan, słysząc słowa swojego ojca, zacisnął szczękę, powstrzymując łzy, chociaż jego oczy były momentalnie szklane, co przykuło uwagę Murphy, która zmarszczyła brwi, rozumiejąc że dla Bailey'a zawsze liczył się Richie. Nie Ethan, bądź Quinn. To zawsze był Richie.
— Ethan… — wyszeptała dziewczyna, przez co ten przeniósł swój wzrok na nią. Miał ochotę ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedział, że tak naprawdę nic nie będzie.
Nie jeśli ich ojcowie nadal istnieli.
— Nie zbliżaj się — wydusił w jej stronę, wyciągając swój nóż. Dziewczyna przygryzła policzek, przytakując, po czym słysząc głos Wayne'a, odwróciła się w jego stronę.
— Dlatego pomogłem mu zbudować tę kolekcję.
Mężczyzna wskazał na wszystko, co znajdowało się wokół nich. Grace zmarszczyła brwi, będąc zaciekawiona, jak i przerażona tym, jak udało się im przewieść tutaj wszystko dotyczące tylu morderców i ich ofiar.
— To wszystko było jego? — spytała Samantha, rozglądając się.
— Tak, jest bardzo zapalonym kolekcjonerem i… zainspirował też innych. Musieliśmy zabić tych niedoszłych studentów filmowych, ponieważ, cóż, najpierw musieliśmy cię zabić, Sam — wyjaśnił, na co Murphy przewróciła oczami. — Umieściłem teatr w ich imieniu, wtedy dobry stary detektyw Bailey po prostu by się natknął, ale nie musiałem, ponieważ Gale Weathers jest piekielną dziennikarką. Zbudowałem hołd dla mojego syna.
— I zapomniałeś o swoich innych dzieciach. Naprawdę idealna ojcowska rola, po prostu bić brawa — wtrąciła mu, przez co poczuła jak ktoś od tyłu mocno ściska jej nadgarstek, ale nie odwróciła się.
— Nawet nie wiesz o czym mówisz, Grace. Mimo, że na początku pokazywałaś wrażenie tej mądrej, teraz się w tym gubisz. Nie martw się, to właśnie tutaj umrzecie — uśmiechnął się w jej stronę. — otoczone wszystkimi rzeczami, które kochał najbardziej.
— Co stanie się później? Co stanie się, kiedy nas załatwisz? Po prostu znikniesz?
— Nie! Pospieszymy się do szpitala, by upewnić się że Mindy i Gale nie wyzdrowieją. Bo każdy umiera, Sam! Ty, Grace, Tara!
Gracie wstrzymała oddech, gdy tylko zauważyła, że mężczyzna zaczął celować w nią z broni. Mimo wszystko, co działo się w jej życiu, ona nie chciała umierać. Nie była na to gotowa.
— Każdy, kto przyczynił się do śmierci mojego syna cierpi i umiera. Co oznacza… — jego głos coraz bardziej przesiąkał jadem. — Grace. Chcesz chronić ją? Przecierpisz jeszcze gorzej niż twoja matka.
— Kurwa, tak! — wykrzyknęła Quinn wraz z Ethanem, co sprawiło że dziewczyna zaczęła szukać jakiegoś rozwiązania z tej sytuacji.
— A teraz ubierz maskę.
— On był… taki żałosny — zaczęła Sam z udawanym zmęczeniem i poruszaniem, ignorując słowa Bailey'a.
— To nieprawda.
— Tak, twój syn był wkurwiającym idiotą, który był tak tchórzliwy, że zmusił swoją dziewczynę do wykonania wszystkich zabójstw — wtrąciła Grace.
Uścisk Ethana wzmocnił się na jej nadgarstku, zadając jej jeszcze większy ból niż wcześniej. Robił to specjalnie, chcąc ją uciszyć, co nie działało.
— Był silnym, męskim młodzieńcem — oczy detektywa Bailey'a przepełniły się furią, a jego ruchy wskazywały na to coraz bardziej.
— Był bezwładnym kutasem, który płakał, zanim poderżnęłam mu gardło — odpowiedziała Sam.
— Zamknij się! — zaczęła Quinn, ale zanim zdążyła zaatakować obie dziewczyny, Tara mocno uderzyła cegłą w jej twarz, przez co ta upadła na ziemię.
Ethan wykorzystał ten moment i zaczął odciągać Gracie do zupełnie innego miejsca, co wydawało się jedynym skutecznym środkiem, by przetrwała. Mimo to niebieskooka wyrywała się z jego uścisku, krzycząc po pomoc.
— Przestań krzyczeć — zatrzymał się za jedną z gablot, po czym rozejrzał się, chcąc mieć sytuację pod kontrolą.
— Mówiłam ci, byś mnie nie dotykał!
— Nie obchodzi mnie to, Grace! Potrzebuję, byś stąd uciekła. Teraz — na jego słowa dziewczyna fuknęła, kręcąc głową. — Mówię serio, Murphy. Masz stąd, kurwa, uciec.
— Nie zamierzam zostawić swoich przyjaciół, a tym bardziej słuchać twoich rzekomych rozkazów.
Ethan odłożył swój nóż do swojego stroju, po czym ułożyła swoje ręce na ramionach dziewczyny, chcąc przemówić jej do rozsądku, lecz dziewczyna nadal nie zmieniła swojego zdania. Nie mogła pozwolić innym swoim bliskim umrzeć.
— Potrzebuję ciebie żywej, kurwa. Czy tak trudno to zrozumieć? — spytał, unosząc na nią swój lodowaty wzrok.
— I będę żywa, ale muszę tu zostać! Sam mówiłeś, że mnie tylko wykorzystywałeś, a teraz mówisz mi to — wzięła głęboki oddech, czując łzy w oczach. — Zabiłeś Anikę, zabiłeś Chada. Odebrałeś mi prawie wszystkich bliskich, a ja nie zamierzam stracić więcej bliskich dla mnie ludzi, nawet jeśli ci się to nie podoba, Ethan.
— Gracie, ja ko…
Przerwał mu strzał, który jak się okazało, zapodała Kirby. Murphy odskoczyła od bruneta i ze zmartwieniem spojrzała na Kirby, która kilkukrotnie postrzeliła Bailey'a. Sam i Tara wzrokiem wyszukały Grace, która odbiegła od Ethana, wracając do nich, a wtedy te zajęły się jednym. Wyjście ewakuacje.
Gracie wzdrygnęła się, widząc że Ethan powalił Reed na ziemię, kierując swój nóż w miejsce, gdzie kobieta była kiedyś dźgnięta przez Charliego. Podbiegła do niego, próbując odciągnąć go od kobiety, lecz za wszelką cenę jej na to nie pozwalał.
Sam wykorzystała moment, w którym ten odwrócił swoją głowę do tyłu, by spojrzeć na Gracie zbliżającą się w jego stronę i z wielkim zamachem uderzyła go w bok głowy, zrzucając go z Kirby. Uklękła przy niej, chwytając za nóż wbity w jej brzuch.
— Przepraszam, ale w pewnym sensie tego potrzebuję — ostrzegła, wyjmując nóż z wielkiej rany blondynki.
— Pieprzyć ich — odparła Kirby, a wtedy uwaga Carpenter skierowała się na Ethanie, który powoli wstał, trzymając jedną dłoń miejsce, w które został uderzony.
— Co z tym zrobisz, suko? — odezwał się, widząc narzędzie, które Sam trzymała w dłoni. Dziewczyna jak najszybciej mogła wbijała nóż w jego klatkę piersiową, co już z dalekiej odległości przerażało Gracie.
Nienawidziła faktu, że zakochała się w mordercy, a tym bardziej nienawidziła tego, że mimo wszystko nadal jej na nim zależało i nie potrafiła patrzeć na jego cierpienie, ale wiedziała że na to zasłużył.
— Sam, pospiesz się! Sam! — krzyknęła Murphy, przez co ta od razu wyciągnęła nóż z rany, którą zadała Ethanowi i spojrzała na nią ze zmieszaniem. Podbiegła do Tary i Grace czekających przy drabinie prowadzącej na górne wyjście na dach.
Tara jako pierwsza weszła na górę, natomiast Grace poszła tuż za nią, próbując nie patrzeć w dół. Mimo, że już wcześniej udało się jej przejść po drabinie, nadal się bała.
— Uważajcie — powiedziała Sam, która do nich dołączyła. Grace postawiła nogi na barierce, uważnie obserwując swoje ruchy, by nie spaść.
Gdy miała przejść dalej, usłyszała strzał, a później poczuła coś wbijającego się w jej ramię, przez co wyślizgnęła się z barierki, trzymając się jej. Sam i Tara chwyciły jej dłonie, chcąc wciągnąć ją z powrotem do góry, ale jej zranione ramię ani trochę w tym nie pomagało.
Była w okropnym niebezpieczeństwie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top