🔸6🔸


Rozdział Ⅰ (cz.)

*

      W drodze powrotnej zajechał do jednej z restauracji serwującej owoce morza. Nie miał już na sobie garnituru, który nosił podczas pracy, przebrał się w strój motocyklisty i zaparkował pojazd tuż przed tawerną. Ostatnimi czasy był dobrze znany w tamtej okolicy, nie dzięki pracy w Portowej Mafii, ale przez to, że był stałym klientem, który w porze obiadowej zamawiał sporą ilość owoców morza, zwłaszcza krabów.

      "Twoja żona musi naprawdę lubić kraby, młody człowieku." Sprzedawca Inko-san skinął w jego stronę. "A ty wyglądasz na kochającego męża. Musicie być razem naprawdę szczęśliwi."

      Chuuya jedynie uśmiechnął się w odpowiedzi.

      Gdyby tylko ten idiota Dazai wiedział, czym jest szczęście, nie byłby w takiej sytuacji i nie musiałby wydawać tysięcy jenów na kraby.

      Chuuya wrócił do domu, by sprawdzić stan bruneta. Cóż, sam założył domowe kapcie, ponieważ nie miał zamiaru chodzić po własnym domu w skórzanych butach.

      Odczuwał ulgę za każdym razem, gdy kopniakiem udawało mu się otworzyć drzwi do pokoju, nie zmiatając przy tym pęku kwiatów. Przez pierwszy tydzień były one zatkane przez wszystkie kwiaty. Chuuya unosił je przy wykorzystaniu grawitacji i odsyłał do pobliskiego Parku Yamashita, jednak z każdym dniem odczuwał ulgę, widząc, że było ich coraz mniej.

      To wystarczyło, by Nakahara odczuł, że ciało Dazai'a zaczynało powoli radzić sobie z kwiatową infekcją.

      "Włóczęgo, wróciłem!" Wołał tak za każdym razem, dzień w dzień. Powiedzenie brunetowi czegokolwiek ostrzejszego w tamtym momencie, mogło źle wpłynąć na jego stan, ale bycie dla niego zbyt uprzejmym byłoby już przesadą.

      Za każdym razem witał go kaszel, potem krótka przerwa. Zupełnie tak, jakby Dazai próbował połknąć kwiaty, zanim te nieuchronnie wydostaną się z jego ust.

      "Przyniosłem kraba." Powiedział odkładając jedzenie na blat, po czym skierował się w stronę sypialni. Czuł miękkie płatki kwiatów, miażdżone pod jego stopami, gdy tylko zbliżał się do przykutego do łóżka Dazai'a.

      Głos bruneta był ciepły. "Chuuya naprawdę lubi ekskluzywne owoce morza, huh."

      "Nie są złe". Odpowiedział, czując ramiona Dazai'a, owijające się wokół jego szyi, gdy ten unosił go jak księżniczkę.

      Ulubione jedzenie... Nie był do końca przekonany czy rzeczywiście jakiekolwiek miał, chyba że zaliczyłby do tego wino. Nie uważał, że krab był jednym z jego ulubionych, jednak wiedział też, że Dazai je lubił.

      Ponadto, od momentu, gdy zaczęli jeść kraba razem, pod złotym blaskiem żarówki nad chwiejącym się stołem (na który Chuuya wiele razy wpadał zaraz po przebudzeniu), Dazai mógł zjeść obiad bez napadów kaszlu i kwiatów.

      Zawsze zadawał jedno i to samo pytanie w trakcie posiłku: "Chuuya, kupujesz kraby tylko dlatego, że ja je lubię?"

      Na co rudowłosy odpowiadał, przewracając oczami: "Jedz i nie gadaj."

      Jednak tego wieczoru Chuuya wzruszył w odpowiedzi ramionami, przesuwając mięso ze swojego talerza na talerz bruneta. Lekko zarumieniony, przypomniał sobie słowa sprzedawcy o przynoszeniu drogiego jedzenia swojej 'żonie'. "Nie są aż tak złe. Jutro też kupić ci kraba?"

      Po tym kaszel ustał na kolejne dwie godziny. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top