Przypadek? Nie sądzę.

Zachodzące słońce, szelest liście i słyszalna kołysanka. Niczym syrenie pieśni ciągnie granatowo włosą ku lasu. Nic nie przywraca jej do logicznego myślenia i zawrócenia. Niewidzialna postać zbyt głośno nawołuje  jej imię. Dziewczynę łapie za nadgarstek starszy mężczyzna, szepcze jej do ucha by się zatrzymała i zawróciła. Ta jednak go nie słucha i również zaczyna nucić. Obok niej zaczyna pojawiać się uśmiechnięta postać z niemal czarnymi oczami. Tamten się cofa rozpoznając w niej ducha. Przerażony myślą o śmierci, zaczyna drżeć. Składa ręce ku modlitwie i z zamkniętymi oczami klęka. Jego oczy otwierają się w momencie kiedy słyszy pocieranie materiału o materiał. Otwiera oczy i widzi szczęśliwego młodego brązowowłosego chłopaka przytulającego się do dziewczyny.

- Odsuń się od niej młody człowieku! - Krzyczy po czym na chwilę traci czucie w oderwanej głowie. 

- C-czemu...? Zrobiłem coś nie tak? - pyta lekko odsuwając się od dziewczyny. - Nie chcesz mnie widzieć?

Duch przygląda się temu zaciekawiony, jego uśmiech na chwilę znika by po kilku sekundach znów się pojawić.

- Och, ona bardzo chce cię widzieć, lecz nie może. - Zaczyna tłumaczyć duch. - A ty starcze czemu tu jesteś? Pańska ciężarna żona i córka na pana czekają. Niech pan do nich biegnie pocieszać po stracie syna. - Mężczyźnie zabrakło słów. Podniósł się i nieobecny duchem zaczął się oddalać.

- Nie może... Dlaczego? - Pyta nie zwracając uwagi na zaczynającą drżeć dziewczynę. 

- Bo boi się straty ciebie. Wiesz co się robi z konkurencją? Eliminuje się nią. Więc radzę ci szybko wracać do swoich rąbniętych rodziców puki nie stanowisz dla mnie konkurencji. - Odpowiedziała i delikatnie pchnęła stojącą ledwie na nogach dziewczynę. - Wracamy do domu Riri.

- Ririś nigdzie z tobą nie pójdzie. Widzisz ona się ciebie boi! - Wskazał ręką na granatowłosą.

- Boi? To co widzisz to nie strach, to paranoja stworzona przez jej mózg. Ona nie boi się mnie, strach powoduje coś innego, zakorzenionego w jej mózgu jak stare drzewo w ziemi. Nikt nie wie kto je tam zasadził, pozbycie się go jest możliwe lecz pozostawi po sobie ogromną pustkę którą trudno będzie zakopać. Lepiej owe drzewo zaakceptować. Można przecież je dobrze wykorzystać, zbudować na nim domek albo zamontować na nim huśtawkę.

- Zostaw moją Ririś w spokoju! - Brązowowłosy złapał Ririannę i przyciągnął ją do siebie.

- Od kiedy Riri jest twoja? Nie baw się w linę. Nie wiąż jej sznurem bo w końcu ją udusisz. Chcesz ja udusić?

- Nie... - Odpowiada puszczając dziewczynę.

- Więc ją zostaw.

- Nie mogę tego zrobić.

- Czemu?

- Nie mogę zostawić kogoś kogo kocham komuś kto chce ją skrzywdzić!

- To najpierw ty przestań krzywdzić ją. - Duch zaczął się oddalać. - Do zobaczenia Moonie... 

- Co...? Skąd znasz moje imię i kim jesteś!? - Zaczął iść powoli w stronę ducha.

- Dowiesz się w swoim czasie... Albo za chwilę jak Riri zemdleje. Żegnaj. - Zniknęła.

- Ririś... Kim był tamten duch? - Chłopak patrzy się w stronę chwiejącej się dziewczyny. - Ririś? Ririś co jest? Ririś! - Podbiega do mdlejącej Ririanny. Ona natomiast zaczęła pogrążać się w śnie... Wiecznym.

Sillue pozna ją każdy kto polubi Riri, i tak samo szybko jej znienawidzi. Polubienie Sillue jest tak samo możliwe jak przeżycie śmierci. Chociaż to jest nawet bardziej możliwe... Dlatego polubić ją może ktoś kto zmartwychwstał.

***

Otóż prolog... Cała książka jest dedykowana @red_sky12

Happy birthday

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top