Jenny

Hannah

- Co? - Uniosłam brew nie wierząc w to co mówi.

- Słuchaj, nie wiemy dokładnie co się stało ale już dawno powinien był wrócić. My...ja i ninja pojedziemy go poszukać. - Wzięła wdech za nim dokończyła. - Ale lepiej będzie jeśli ty zostaniesz tutaj. -

- Dlaczego? -

- Proszę cię poprostu tu zostań. Niedługo wrócimy. Idź do mnie do domu i zamknij wszystkie drzwi. - Poprosiła. - Muszę lecieć. -

Za nim zdążyłam się sprzeciwić jej już nie było.

- Cholera jasna! - Warknęłam do siebie.

- Wszystko w porządku? - Usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się po to by zobaczyć zatroskaną twarz Jenny.

- Tak. - Zaczęłam. - Wszystko ok. Nie musiałaś za mną wychodzić. -

- Głupio to zabrzmi, ale poczułam że muszę. - Uśmiechnęła się. - Odprowadzić cię? -

- Jasne, jeśli chcesz. - Zgodziłam się, szłyśmy chwilę w ciszy i postanowiłam przyjżeć się lepiej dziewczynie, ma szarozielone oczy i kilka piegów na bladej twarzy, jej włosy sięgają długością trochę dalej niż żuchwa i mają dwa odcienie niebieskiego, u góry są błękitne i powoli przechodzą w granatowy. Po chwili takiego przyglądania się jej coś sobie przypomniałam. - Hej Jenny, co chciałaś powiedzieć mi wcześniej? -

- Oh. - Dziewczyna zamyśliła się. - Wybacz, już nie pamiętam. -

Pokiwałam głową, sposób jej odpowiedzi wydał mi się dziwny, jakby w cale nie zapomniała tylko jakby nagle zmieniła zdanie i nie chciała mi już tego czegoś powiedzieć. Mimo to nie chciałam naciskać.

- No to jesteśmy...- Mruknęłam kiedy stanęłyśmy pod domem Rosity. Jakoś nie widziało mi się siedzieć teraz samej, ale też nie miałam ochoty przebywać w tym domu. Coś mi mówiło żeby tam nie iść. Jenny najwyraźniej też to poczuła i po chwili odezwała się.

- Chcesz iść do mnie? - Zapytała rozglądając się i jednocześnie próbując ukryć zdenerwowanie w jej głosie. - Moja matka wyjechała na kilka dni, możemy...-

- Jenny. - Przerwałam jej. - Wszystko gra? -

- Nie, poprostu z tąd chodźmy. - Teraz już niczego nie ukrywała, wydawała się być przestraszona. -

- Ok, ok. - Uniosłam ręce widząc jej przerażony wzrok. - Chodź, idziemy. -

I tak o to znalazłam się w domu Jenny. Siedziałam w jej pokoju a ona sama po chwili weszła z dwoma kubkami gorącej herbaty.

- Wybacz. - Powiedziała podając mi jeden kubek. - Zazwyczaj się tak nie zachowuje. -

- Nic się nie stało. - Napiłam się gorącego napoju. - Wyglądałaś jakby coś mocno cię tam przestraszyło. -

- Nie mówmy już o tym. - Ucięła i po chwili namysłu uśmiechnęła się zadziornie powracając do tej samej siebie którą poznałam u Sofii. - Opowiedz mi coś o sobie.

Spędziłyśmy na rozmowie praktycznie całą noc. I przez następne dwa dni zbliżyłyśmy się do siebie. Po za Meghan nie było wiele osób które mogłam nazwać przyjaciółmi ale czułam że Jenny jest jedną z tych nie wielu. Dogadywałam się z nią świetnie muszę przyznać że może nawet lepiej niż z Meghan.

*:・゚✧*:・゚

W ciągu tych dwóch dni Rosita i ninja wrócili z poszukiwań, w którymś momencie dołączyli też do nich moi rodzice jednak ślad po Lloydzie zaginął.

Dziękowałam sobie też w duchu że tamtej nocy posłuchałam Jenny i nie weszłam do tamtego domu, bo sąsiad Ross który przygarnął Bostona widział w nocy jak pali się tam światło a sama Ross znalazła w salonie ślady świeżej krwi.

Wokół mnie zaczęły się dziać jeszcze inne dziwne rzeczy, dokładnie od momentu w którym zgubiłam swój medalion. Nie wspominając że matka zjechała mnie za to z góry na dół...wracając przedmioty zaczęły znikać i pojawiać się w innych miejscach albo szklanka która stała obok mnie nagle pękła. Nie powiedziałam o tym nikomu po za Jen. Teraz właśnie siedzimy na schodach przed jej domem dyskutując o tym.

- Jesteś na sto procent pewna że nie masz żadnych zdolności? - Zapytała po raz setny.

- No mówie ci że nie. - Powtórzyłam po raz setny.

Jenny nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem jakby mówiącym że ma powód by mi nie wierzyć i odezwała się dopiero po chwili.

- Jak chcesz. Opowiedz mi lepiej, jak to było z tym medalionem. -

- To był taki zwykły wisiorek. - Odpowiedziałam lekko zdziwiona pytaniem. - Metalowy z takim kryształkiem. -

- Długo go nosiłaś? -

- Od kąd pamiętam. Od zawsze chyba. Dlaczego? -

- Wiem że istnieją przedmioty które są w stanie blokować twoje specjalne umiejętności. -

- Jenny co ty w ogóle teraz gadasz? - Uniosłam brew.

- Może zacznijmy inaczej. - Usiadła tak że teraz patrzyła prosto na mnie. - Hannah muszę ci coś wyznać. -

- Twoją miłość do mnie? - Zażartowałam.

- Zabawna jesteś. - Uśmiechnęła się. - Ale muszę cię rozczarować, bo nie chodzi o to. Hannah ludzie nie nazywają mnie "wiedźmą" z powodu tarota. -

- Co masz na myśli? -

- Ja, tak jak twój brat i jego znajomi mam moce....-

- Co? - Zdziwiłam się.

- Tylko są one inne. Widzisz ich moce polegają na żywiołach..nadążasz? - Uniosła brew.

- Chyba tak. - Pokiwałam głową.

- Więc ich moce to żywioły, moje moce polegają na czymś innym. Ich natura tkwi w magii. -

- Magii? - Zapytałam a ona potwierdziła skinieniem głowy. - No dobrze, ale co to ma wspólnego ze mną? -

- Nie chce wysuwać błędnych wniosków - Wzięła moją dłoń w swoje. - Ale wyczuwam w tobie bardzo podobny rodzaj mocy do mojego. -

- Chyba się pogubiłam. -

- Wydaje mi się że masz moce, które tak jak moje mają swoją naturę w magii. -

- To nie możliwe. - Zabrałam jej swoją dłoń. - Przecież bym o tym wiedziała albo moji rodzice by o tym wiedzieli...-

- Może wiedzieli...-

- Co? -

- Pamiętasz wróżbe? Odkryjesz tajemnice...-

- Jenny. - Przerwałam jej. - Przestań proszę. Muszę to sobie przemyśleć. Wybacz. -

Bez słowa więcej wstałam i udałam się do domu Rosity. W środku nie zastałam nikogo po za moją matką. Jenny nie kłamała by z czymś takim prawda? No bo, dlaczego miałaby kłamać? I to wyjaśniałoby te wszystkie dziwne zdarzenia i to że mama się tak wściekła kiedy zgubiłam ten cholerny wisiorek, wyjaśniałoby to też dlaczego nosiłam go przez całe swoje życie. Muszę ją zapytać, albo powie mi prawdę albo znowu skłamie. Ale przynajmniej w tedy będę wiedzieć na pewno.

- Mamo? - podeszłam do niej powoli.

- Coś się stało? - Uniosła głowę z nad stołu.

- Wiesz mam taką koleżankę. Ma moce jak ninja. I powiedziała mi coś ciekawego. - Wyraźnie się spięła słysząc moje słowa.

- Co takiego? -

- Powiedziała że wyczuwa we mnie pewną moc. No ale przecież to nie możliwe bo ja żadnych mocy nie mam. Prawda? -

Cisza.

- Prawda? - Ponowiłam pytanie.

- Hannah, nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Muszę znaleźć twojego brata. - Nawet nie próbowała ukryć zdenerwowania w głosie.

- Chce tylko wiedzieć czy to prawda czy nie! - Naciskałam.

- Kto ci to powiedział?  - Spróbowała zmienić temat.

- Moja znajoma. -

- I wierzysz jej? -

- Nie ma powodu żeby mnie okłamywać. Zwłaszcza w takiej sprawie. -

- Hannah...- zaczęła, przez chwilę jeszcze o czymś myślała ale w końcu się odezwała. - Nigdy nie miałaś się o tym dowiedzieć. Masz moce. Moce których natura nie jest nam zbyt dobrze znana. Ktoś nam kiedyś powiedział że są niezwykle potężne a przez to i niebezpieczne...-

Po tych słowach wyłączyłam się przestałam jej słuchać. Jenny miała rację, a oni okłamywali mnie przez całe moje życie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top