Prolog
Patrzyłem na życie przez pryzmat tego, za kogo mnie uważali. Patrzyli na mnie jak na bohatera? Byłem najlepszym rycerzem, który pokonał smoka i dla dobra kraju ożenił się z księżniczką o złotych szpilkach. Doszukiwali się we mnie romantyka? Natychmiast znajdowałem różę i skierowałem ją ku następnej wybrance. Patrzyli na mnie jak na żałośnie zakochanego kochanka? Z nagła moja twarz przybierała współczucie dla samego siebie i rozpacz. Patrzył na mnie jak na przegrywa? Byłem nim... Wiele razy doszukiwałem się swojego ja, ale nigdy nie dane było mi poznać osoby, która kierowała moim ciałem. Wiedziałem jedno. Ten oto debil w okrągłych czarnych oprawkach, to mój najlepszy przyjaciel - James Potter. Gwiazda szkolna Quidditcha i rozchwytywany mężczyzna, który oddany był jednej kochance. Kochaliśmy psocić i nie ukrywaliśmy się z tym. Kim jestem? Złym bratem, przyjacielem, wrogiem i każdym, kogo we mnie możesz doszukać?
– Mogę się umówić z James'em? – spytała drobna kobieta o zimnych blond włosach do pasa. Nie zapamiętałem nawet jej wyglądu, prócz tych jasnych pasem, przeobrażających się w ostrza. Jej aura wskazywała, że nie była zbyt dobrą osobą. Przypominała bestię, która ukrywa się za miłym i pogodnym uśmiechem. Jednak kto wie, co na nas czyha, kiedy tylko zdejmiemy tę beztroską fasadę?
– Złociutka, czy ja ci wyglądam na Jamesa? Albo na jego ojca? Matkę? – Podniosłem jedną brew. James zwykle przyciągał niewinne małe dziewczynki, które same nie wiedziały, czego oczekują od świata. Gdyby takie nie były, to zapytałyby się go wprost. Za to ja prócz swoich wielbicielek, poznawałem również ślepo zakochane dziewczyny Jamesa. Najlepszy typ dziewczyny jaki mi się przytrafił to pewna siebie kobieta o silnym charakterze, podobnym do ogrzycy. Kręcą cię ogry James?
– Nie chodzicie ze sobą? – dziewczyna zaczęła się bawić nerwowo palcami. Rozszerzyłem oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie dotarło do moich ust. Byliśmy bliżej siebie, zupełnie jak bracia. Nigdy nie dałem nikomu zrozumieć, że mi się podoba! Stąd moje zaskoczenie, kiedy wspominam o tej sytuacji.
– Nie! To tylko przyjaciel... – uśmiechnąłem się czarująco i wyczarowałem małą różyczkę. Ruszyłem do przodu i rzuciłem ją do tyłu. Kwiat zaczął opadać, a przy zderzeniu się z ziemią, rozsypał się w popiół. Jeszcze nie dopracowałem tego zaklęcia, ale jestem pewny, że niedługo mi się uda. Komu może się udać, jak nie mi? Z pewnością nie Smarkeusowi!
Za każdym razem ten cykl się powtarza i zaczynało mnie to dość męczyć. Dziewczyny od Jamesa nachodziły mnie rano, po szkole i wszędzie tam, gdzie nie zabierałem ze sobą Rogacza. Stało się to tak męczące, że zabierałem go wszędzie, gdzie tylko się dało. Wtedy dziewki zarumienione odwracały wzroki. Wstyd im kiedy ich obiekt westchnień chodzi, a nie wstyd podejść do wiernego przyjaciela i rzucać mu w oczy, że go kochają? Nigdy nie zrozumiem kobiet, nawet nie będę się o to starać, bo zapewne przegram z kretesem.
– Ech... – westchnąłem w przestrzeń, wchodząc do wieży. Z pewnością będę musiał powiedzieć o tym Rogaczowi. Spławi kolejną, ponieważ dla niego liczy się tylko ta jedyna idealna Evans o zdradzieckich lisich oczach. Gdy pierwszy raz ją spotkałem, nie zaimponowała mi niczym. Wszystko przychodziło jej z łatwością i właśnie to była jej największa zaleta. Nie pracowała na nic ciężko, mimo że wydawało się, że tak jest. Wiele razy tłumaczyła Rogaczowi, że mam na niego zły wpływ i żeby skończył z żartami. Wierzę w to, że gdyby miał wybierać między nędzną randką z Evans, a nami z pewnością wybór byłby oczywisty.
– Cześć Rogaś. Kolejna laska się o ciebie zabiega. Ty to masz branie – poinformowałem go pół żartem, dystansując się od tego. – Nawet nie wiem jak się nazywa. Zresztą nie była zbyt imponująca i warta uwagi.
– Pozwól, że ja to ocenię przyjacielu – powiedział po cichym śmiechu Potter i wstał z wygodnej pościeli. Wyszliśmy z wieży, a ja wskazałem wzrokiem na dziewczynę, która nerwowo podrygiwała na środku korytarza. Jej włosy falowały z każdym ruchem, oślepiając ich blaskiem. Wydawałaby się ładna, ale to jedynie te grube jasne pasma zachwycały z każdym podrygiem. – Na skalę Evans daję jej cztery.
Skala Evans to coś, co wymyślił James swoją jakże głupią główką. Było to porównanie dziewczyn do jego przyszłej żony, która pozbawiona była wad i mankamentów. Wystarczy tylko na niego spojrzeć w jej towarzystwie, a aura wskazuje na miłość. Głęboką naiwną miłość do przebiegłej lisicy, odrzucającej go dzień w dzień. W kalendarzu zaznacza za każdym razem mecz i odrzucenie Lily Evans. Nie było to zdziwieniem, że liczba odrzuceń przewyższa ilość meczy. Dla niego była diamentem, który z każdej strony był delikatnie oszlifowany. Przejeżdżając palcem po jego teksturze, nie można było poczuć ani jednego wgłębienia. Była po prostu ideałem, który warty był tyle, co pięćset normalnych czarodziei krwi mieszanej. A przecież ona była mugolakiem. To jedyna wada, która nawet nim nie wstrząsnęła. Przed zobaczeniem Evans Rogaś sceptycznie podchodził do takiego rodzaju osób. Dopiero po nagonce na nie jako najsłabsze ogniwo czarodziejskiego świata i poznaniu Lily zmienił swoją stronę, swoje widzenie na tę sprawę.
– Jesteś zajęty wieczorem Syriusz? Myślałem, że możesz mi w czymś pomóc – powiedział poważnie James i spojrzał na mnie, nie dokończywszy myśli.
– Kontynuuj.
– Chcę zrobić podejście sto pięćdziesiąt szóste i chcę, żeby było idealnie. Potrzebuję twojej pomocy Łapo.
– Oh, musisz mi więc wybaczyć – powiedziałem, ale po chwili wpadłem na jeszcze lepszy plan. Co gdyby zetrzeć z tej wrednej podstępnej żmii uśmieszek z twarzy oraz trochę napsocić? Tylko muszę to zrobić tak, aby nie domyślił się, że to ja. – ale musisz się mnie słuchać bezwarunkowo. Inaczej nic z tego.
– No dobrze – burknął pod nosem okularnik i skierowaliśmy się w stronę błoni.
Po drodze spotkaliśmy Remusa, który przebywał w bibliotece oraz Petera, który szwendał się po salach. Żaden jednak nie chciał pomóc mi w idealnej pułapce. Może myślą, że to nie jest etyczne albo boją się konsekwencji. Dlatego też w tym planie kluczowe są słowa precyzja i staranność, aby nikt nie wpadł, że to sabotaż. A jedynie nieszczęśliwy wypadek. Spojrzałem na Rogacza, który wyglądał na zdeterminowanego. Wybacz mi, ale i tak cię odrzuci. Czasem naprawdę się zastanawiam, czy on zdaje sobie z tego sprawę, czy naprawdę wierzy, że mu się w końcu uda. Sposób na nieszczęśnika i przylepę, to chyba najgorszy sposób podrywu.
– Otóż Rogaś. Dziewczyny są zwykle jak róże. Różne kolory róży mogą się utożsamiać z różnymi emocjami, uczuciami czy charakterem. Dajmy na to, że twoja różyczka jest czerwona. Śmiała, zdeterminowana i pełna namiętności. Jednocześnie jednak delikatna niczym płatek i cięta jak kolce na łodyżce. Widocznie nie jest tobą zainteresowana i nadal sądzę, że powinieneś sobie znaleźć kogoś lepszego, ale
– Ehem – odkaszlnął Potter, a jego nastrój diametralnie się zmienił. Był to jeden z wrażliwszych tematów, o których raczej nie rozmawialiśmy. Dalej byłem pewny, że wszystko układałoby się lepiej, gdyby nie ta gryfonica. Gdyby tylko los umieścił ją w Slytherinie, to trzymałaby się jak najdalej. Muszę patrzeć na te zimne bezdenne tęczówki każdego dnia i to mnie coraz bardziej dobija. Nie potrafi nawet zauważysz szczęścia, które zapukało jej w drzwi.
– Wracając. Najlepiej, żebyś zrobił to na jednym z balkonów o wieczornej porze. Nawet Filch ich nie patroluje, a tak bylibyście sami. Wyobrażasz to sobie? Romantyczna kolacja we dwójkę przy świetle miliona gwiazd i magiczne świece, które by iskrzyły w kształcie serca. Co ty na to Rogaś? Jestem pewny, że taki płomień, stopi serce twojej luby.
– Więc po co schodzimy na dół?
– Jak to po co? Aby pójść do kuchni i załatwić potrzebne nam rzeczy. Nie ma zaklęcia na idealny obrus, a ręcznie robione jedzenie jest wyrazem ciężkiej pracy. Twoja ukochana doceni to, że zrobiłeś wszystko "sam". Nikt nie lubi maminsynków i fajtłap.
................................................................
Zaczynam serię #poprawiamswojestareprace. Naprawdę nie mogę uwierzyć jak dziecinne i żenujące było czytanie tego po minięciu pewnego okresu czasowego. Pewnie to samo powiem za jakieś dwa lata, ale cóż, nadal warto się rozwijać.
Do przeczytania gwiazdy
~ Disa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top