~ 2 ~
Muzyka dudniła, trzęsąc całym budynkiem.
Tabletki, schowane pod językiem, rozpłynęły się w ustach chłopców, którzy uśmiechając się do siebie, wciąż stali w klubowej łazience.
— Niedługo zaczną działać. Chodźmy się napić — powiedział Jungkookie i wyminął Tae w drodze do drzwi.
Młodszy ruszył za nim w milczeniu.
Ich dłonie złączyły się, w tak naturalnym geście, jakby trzymali się za ręce od zawsze.
Na ustach obu mężczyzn pojawiły się ukradkowe uśmiechy.
Usiedli przy barze, a czarnowłosy zamówił dla nich kolejkę shotów, które wypili szybko i w milczeniu.
Taehyung zamknął oczy i uśmiechnął się mimowolnie, czując, jak mocno kręci mu się w głowie. Gorąco uderzyło w niego i zachwiał się. Gdyby nie silne ramiona Jungkooka - upadłby na podłogę.
— Co się ze mną dzieje?... — zapytał, mrużąc oczy, by móc wyraźniej zobaczyć przed sobą twarz czarnowłosego.
— Wszystko w porządku. — Dłonie Kooka dotknęły rozgrzanych policzków Tae. — Po prostu się rozluźnij. — Starszy uśmiechnął się, trochę rozbawiony reakcją organizmu chłopaka na środek odurzający, który sam mu zaproponował. Domyślił się, że to jego pierwszy kontakt z tego typu używką, więc był spokojny, bo wiedział, że nic mu nie będzie.
Kim pokiwał słabo głową, wszystko zlewało mu się w jedną rozmazaną plamę, jednak chłopak poszedł za radą Jeongguka i, czując się w tym momencie absolutnie beztroski, pociągnął starszego na parkiet.
— Chcę tańczyć! — zawołał i zatrzymał się w tłumie rozbujanych ciał, które tworzyły dla Tae jedną wielką rozmazaną plamę. Bez skrępowania zaczął tańczyć, nie przejmując się tym, że wokół znajduje się tyle obcych osób, które z pewnością na niego patrzą. Na co dzień był raczej nieśmiały, czuł się źle, znajdując się w centrum uwagi, jednak ta odwaga i chwilowa pewność sobie, spowodowane narkotykiem i niemałą dawką alkoholu, bardzo mu się spodobały.
Wtem znajome dłonie znalazły się na jego biodrach. Taehyung uśmiechnął się, gdy poczuł na swoim karku gorący oddech Jungkooka. Zaczął zatracać się w jego objęciach, zupełnie porzucając myśli o Jiminie, który z pewnością był przygotowany na jutrzejszy przyjazd do Seoulu.
Kim odwrócił się przodem do Jeona i napotkał intensywne spojrzenie jego ciemnych oczu, w których raz po raz odbijały się błyski stroboskopowych lamp i migające kolorowe światła.
Jego wzrok w jednej chwili zjechał na usta starszego, które ten rozchylił zapraszająco, przesuwając koniuszkiem języka po górnej wardze.
Tae zbliżył się odrobinę, zmniejszając dystans między ich ustami, które sekundę później otarły się o siebie kusząco.
Młodszy nie zastanawiał się nad tym, że popełnia ogromny błąd. Chciał pocałować Kooka, więc to zrobił. A Jeongguk, wiedząc, że Kim ma chłopaka, nie odepchnął go. Co więcej, zamruczał z aprobatą, ciągnąc go w stronę najbliższej kanapy, stojącej pod jedną ze ścian.
W zacienionym kącie nikt nie zwrócił uwagi na to, że młodszy siedzi na kolanach czarnowłosego i, przyciskając uda do jego bioder, pieści namiętnie jego wilgotne, malinowe usta.
Coraz bardziej się nakręcał, pobudzony używkami, a przede wszystkim przystojnym prawnikiem, o którym skrycie marzył odkąd się poznali, jednak czuł ogromne wyrzuty sumienia w związku z Jiminem, więc za każdym razem odrzucał takie myśli gdzieś daleko od siebie.
Ale teraz nie czuł nic na kształt poczucia winy, na każdy dotyk chłopaka reagował cichym jękiem i słodkim mruczeniem prosto w jego usta, które lizał, podgryzał i skubał zębami, niezwykle podniecony.
— Weź mnie tu i teraz — wydyszał, rozpinając guziki swojej koszuli.
Na drugim końcu długiej kanapy przysiadła para, jednak chłopak, jak i dziewczyna, całkowicie zajęci sobą nawzajem, nie zwrócili uwagi na napalonych na siebie chłopców.
— Chętnie, ale...myślę, że nie pozostaje nam nic innego, jak jechać teraz do mnie — odpowiedział czarnowłosy, zaciskając dłonie na krągłych pośladkach siedzącego na nim Kima.
W milczeniu ruszyli do wyjścia, trzymając się mocno za ręce. Odebrali swoje kurtki, po czym, nie zakładając ich, wyszli w chłodną grudniową noc. Ruszyli na parking, gdzie Jeon zostawił swój samochód.
Chociaż przemknęło Tae przez głowę, że chłopak nie powinien prowadzić pojazdu w takim stanie - nie odezwał się, tylko w milczeniu zajął miejsce pasażera. Chciał jak najszybciej dobrać się do rozporka czarnowłosego i, gdyby zależało to tylko od niego, mogliby zaspokoić się nawet tutaj.
Jeongguk mieszkał w samym centrum miasta, zajmował wielki apartament na piętnastym piętrze budynku. Dotarli tam w niecały kwadrans. Wpadli do mieszkania jak burza, nie przerywając gorących pocałunków, które zaczęli już w windzie.
W drodze do sypialni Tae zdarł z siebie koszulę, a w pokoju, z którego rozciągał się niesamowity widok przez ogromne okna, pozbył się koszulki Jungkooka, odsłaniając jego idealnie wyrzeźbione ciało.
Pchnął czarnowłosego na wielkie, miękkie łóżko i zaczął składać szybkie, niedbałe pocałunki na jego tosie - począwszy od obojczyków, na brzuchu kończąc.
— Hej, hej... — Jungkookie powstrzymał go przed dalszymi działaniami, na które - musiał przyznać - miał niesamowitą ochotę. Odwzajemnił zaskoczone spojrzenie ciemnych oczu chłopaka i wyjaśnił: — Nie spiesz się tak, mamy przed sobą całą noc.
Brązowowłosy uśmiechnął się, czując ulgę. Przez chwilę bał się, że starszy rozmyślił się i nic nie wyjdzie z ich wspólnej nocy.
Jungkookie niespodziewanie zmienił ich pozycję - zawisł nad Tae, który w tej jednej chwili poczuł się całkowicie bezbronny i gotowy oddać się czarnowłosemu.
Zajęczał cicho, gdy poczuł jego ciepły, wilgotny język na swojej szyi i dłoń powoli sunącą po prawym udzie. Żałował, cholernie w tej chwili żałował, że wcześniej nie zrzucił z siebie także spodni.
Uchylił powieki, a świat zawirował mu przed oczami. Czuł, że coś niedobrego się dzieje. Bał się, że zaraz odleci.
— Jungkookie... — wymamrotał cicho i niewyraźnie, walcząc z opadającymi powiekami. Tuż przed oczami mignęła mu rozmazana twarz czarnowłosego, który powtarzał jego imię, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo głos docierał do niego stłumiony, jakby z daleka.
— Kookie... — wyszeptał, ledwie poruszając ustami, nie mając sił, by walczyć z ogarniającą go ciemnością.
Dał się jej w końcu pochłonąć, nie mając pojęcia, że tylko on znalazł się tej nocy pod działaniem narkotyku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top