= Rozdział 5 =

✧Kurwa, chyba sie zakochałem...✧

PoV-Terry.

Ricardo upadł... Od razu do niego podbiegłem, tak samo jak Sky. Inni zajęli się przeniesieniem Bandy a ja z Frankiem, Ricardo. Menadżerka zaczęła opatrywać Bandę, a ja położyłem sobie głowę Ricardo na swoich udach. Potem Sky dała mu chłodny ręcznik na głowę i kazała mi czekać, aż się wybudzi. W między czasie Buddy przeprosił Bandę, a reszta zaczęła rozmowę, której zacząłem się przysłuchiwać.

- Wszystko dobrze Zack? - zapytał Keenan.

- Właściwie to nie - odpowiedział - Zawsze kształtowałem moje serce i ciało, aby nie zapomniało o sobie, ale... Chociaż starałem się zachować spokój w umyśle, widziałem moją szaleńczą wersję. Mam wiele do poprawy - stwierdził.

Dalszego rozwoju rozmowy już nie słuchałem. Zacząłem się przyglądać twarzy bruneta który leżał właśnie na moich udach. Ricardo... Kurwa zakochałem się... Ricardo ma piękne rysy twarzy jego włosy także są przepiękne. Gdybym go tak wtedy nie zwyzywał, może udałoby mi się z nim normalnie porozmawiać? Ale ten cały Gabriel wszystko psuł. Widziałem jak Ricardo się na niego patrzy gdy prowadziliśmy tą rozmowę video. Jednak odnoszę wrażenie, że powstał pomiędzy nimi jakiś konflikt. Nie odezwali się do siebie ani słowem. A myślałem, że będą szczęśliwi gdy się zobaczą...

- Terry, jak tam z Ricardo? - podszedł do mnie Arion i spojrzał na śpiącego bruneta.

- Nie wiem, ale myślę, że to nic poważnego - stwierdziłem.

Gdy tylko to powiedziałem, przeniosłem wzrok na Ricardo, który właśnie otwierał oczy.

- Widzisz mówiłem - powiedziałem spoglądając na Ariona.

- C-co się stało? - zapytał herbacianooki.

- Zemdlałeś - powiedziałem bez zastanowienia - Chyba od tych wszystkich pyłków.

- Z-zemdlałem? Tak, mam dużo uczuleń, ale nie wiedziałem, że takie coś może się wydarzyć - stwierdził zamyślony. 

Nagle jakby zdał sobie sprawę, że leży na moich udach i natychmiast odsunął się, po czym wstał.

- Już mi lepiej, dziękuję - powiedział, odwracając się.

Ale i tak zauważyłem na jego twarzy delikatny rumieniec, hah...

- Dostałem wiadomość, że dziś nie śpimy w pociągu, tylko mamy wynajęte pokoje - powiedział Zippy.

- Musimy rozdzielić pokoje - poinformował wszystkich Keenan.

- Po ile osób? - zapytał Arion.

- Ogólnie po dwie, ale jeden jest po trzy dla chłopaków, Celiss jest z Triną w pokoju, a Sky z Glassią - powiedział okularnik - Pan Black zaraz wyśle mi dalszą listę.

Wszyscy się podnieśli z ziemi i czekali, aż Zippy powie z kim będą dzielić pokój.

- Banda zaprowowadzisz nas tam, tak? - zapytał Buddy.

- Tak, tak jasne - powiedział szczęśliwie, tak jakby przed chwilą wcale nie zaatakowała go mięsożerna roślina.

- Oo jest lista! - zawołał Zippy - Dobrze, to Arion, Victor i JP razem, Ja z Keenanem, Zack z Falco, Frank z Buddy'm i na koniec Terry i Ricardo - zakończył wyczytywanie.

Co? Nie no to jest przypadek prawda? Ja z Ricardo? A jedym pokoju przez całą noc? Wszyscy ruszyli za Bandą.

Po może 10-15 minutach byliśmy przed wejściem do takiego jakby małego bloku? Przez całą drogę na miejsce Ricardo nie odezwał się do mnie ani słowem, ja w sumie też nie... Na miejscu przywitał nas nasz trener Black i pokazał nam pokoje. Nasze torby już tam były. Pokój w kolorze brudnego niebieskiego był kwadratowy z własną łazienką i z dwoma łóżkami.

Gdy tylko przekroczyłem z Ricardo próg pokoju, walnąłem się na łóżko. Ricardo poszedł do łazienki, do której ja tylko spojrzałem. Sięgnąłem po telefon i napisałem do mojego przyjaciela Zayna.

🏀Zayn🏈

Ja-Siema Zayn nie zgadniesz z kim jestem w pokoju?

🏀Zayn🏈-No nie zgadnę? A już w pokojach jesteście?

Ja-No jesteśmy.

🏀Zayn🏈-CZEKAJ JESTEŚ W POKOJU Z TYM RICARDO?! (Czy jak on tam miał).

Ja-Tak...

🏀Zayn🏈-Nie cieszysz się?

Ja-Chłopie ja się stresuję!

🏀Zayn🏈-Może uda wam się w końcu porozmawiać? A nie tak jak wtedy gdzie go zwyzywałeś a potem pocałowałeś haha.

Ja-Weź mi nie przypominaj. Ale może faktycznie damy radę pogadać normalnie.

🏀Zayn🏈-No widzisz?

Ja-Dobra wiesz ja muszę kończyć bo Ricardo z łazienki wychodzi, napiszę później paa.

🏀Zayn🏈-Paa.

Tak zakończyła się nasza szybka rozmowa. Ricardo wyszedł z łazienki przebrany w szare dresy i białą luźną koszulkę i zaczął szukać czegoś w torbie. Przelotnie spojrzałem na bruneta, wstając z łóżka i biorąc własną torbę, a potem idąc do łazienki, aby też się przebrać. Zapaliłem światło wchodząc do zwykłej białej łazienki. Rozpiąłem torbę i wyjąłem z niej czarne dresy i tak jak Ricardo białą luźną koszulkę. Potem ogarnąłem włosy i poprawiłem swoją opaskę, po czym wyszedłem.

- Za chwilę kolacja - powiedział brunet, nawet nie patrząc na mnie.

- Idziemy tak?

- Ja tak, nie wiem jak ty.

- Yhm... - westchnąłem.

Widać było, że nie chciał kontynuować tej rozmowy. Usiadłem na łóżku i znów otworzyłem torbę, żeby zobaczyć czy wszystko tam jest.

- A na którą jest ta kolacja? - zapytałem delikatnie spoglądając na brązowookiego.

- Chyba na 20? - odpowiedział, również patrząc na mnie.

- To już zaraz, a gdzie jest?

- Zaprowadzę nas, jesteś gotowy? Możemy iść? - zapytał bez emocji.

- Tak możemy wyjść - powiedziałem lekko się uśmiechając, każda rozmowa z tym brunetam przyprawiała mnie o dreszcze.

Wyszliśmy z pokoju i Ricardo zaczął prowadzić nas na miejsce.

PoV-Ricardo.

Właśnie doszedłem z Terry'm do miejsca, gdzie miała odbyć się kolacja. Usiadłem na końcu stołu obok Ariona i na przeciwko Zacka tak, żeby Terry nie usiadł blisko mnie. Wylądowałem z tym koszykarzykiem w jednym pokoju, a jeszcze Gabriel się do mnie bardzo mało odzywał, odpowiadał mnie krótko i wymijająco. Bałem się, że coś mu się stało. Kolacja się zaczęła, a Banda zaczął opowiadać nam najróżniejsze historie. Zauważyłem, że ostatnio bardziej niż zwykle martwię się tym wszystkim. Gabi się nie odzywa, a ja nie wiem co się dzieje i jeszcze boję się, że jeśli przegramy nie będziemy mieli gdzie wracać. Zacząłem jeść, ale nie miałem za bardzo ochoty na cokolwiek. Chciałem tylko iść spać i wygrać jutrzejszy mecz.

- Ricardo, a ty nie jesz? - zapytał mnie Zack.

- Jem, jem, ale nie jestem aż tak głodny - odpowiedziałem spokojnie.

- Dobrze, to chociaż jutro na śniadanie się najedz - uśmiechnął się - Żebyś miał siłę.

- Jasne - wymusiłem uśmiech - Dobrze, ja już dziękuję, idę do pokoju.

Już w ogóle odechciało mi się jeść. Odszedłem od stołu i wróciłem do pokoju. Zaczęło robić się już ciemno. Wszedłem do łazienki, umyłem zęby, rozczesałem włosy i przebrałem się w piżamę, czyli zwykłe długie szerokie spodnie w kratkę w kolorze szarym i czarny szeroki t-shirt. Położyłem się w łóżku i starałem się zasnąć. Niby to nic wielkiego ale okropnie bałem się ciemności więc chciałem jak najszybciej po prostu zasnąć.

PoV-Terry.

Właśnie skończyła się kolacja, która trwała jakoś może godzinę, wszystkim bardzo dobrze się rozmawaiało. Zmartwiło mnie tylko to, że brunet o pięknych oczach tak szybko nas opuścił.

A teraz krążyłem po korytarzach, aby nareszcie znaleść mój pokój. Po chwili znalazłem już ten ciemny pokój i uchyliłem do niego drzwi i wszedłem do środka. Ricardo chyba już spał. Szybko zrobiłem wieczorną toaletę i przebrałem się w czarne krótkie spodenki i czarny t-shirt. Położyłem się na posłaniu i zacząłem przeglądać telefon.

- AAAAAA! - po pokoju rozległ się przeraźliwy krzyk, jak mi się wydawało należał do Ricardo.

Zerwałem się z łóżka, zapając latarkę w telefonie. Spojrzałem na łóżko, gdzie leżał Ricardo. Chłopak siedział na posłaniu i ciężko oddychał.

- Ricardo... - podeszłem do niego.

- T-Ter... Planeta, Gabi.. - zaciął się, ale potem znów głośno odetchnął.

-Spokojnie z planetą wszystko dobrze, z Gabim też. Jestem tu - powiedziałem i położyłem rękę na jego ramieniu.

Jestem strasznie przerażony. Nie znałem Ricardo z tej panicznej strony, o której tylko pogłoski słyszałem. Chłopak tylko pociągnął mnie za rękę i wtulił się w moją klatkę piersiową. Oddałem czułość.

- Spokojnie, wszystko jest dobrze, jesteśmy bezpieczni - powiedziałem głaszcząc go po włosach.

Po chwili uniosłem bruneta i przeniosłem na moje łóżko gdzie się położyliśmy. Brunet jeszcze mocniej się wtulił się w moją klatkę piersiową. Poczułem że motyle w moim brzuchu zaczęły wariować. Przykryłem nas kołdrą i starałem się uspokoić chłopaka.

- Powiesz mi co się stało? - spytałem.

- Miałem sen... - wyszeptał.

- Koszmar?

- Tak, połączony z atakiem paniki - wyszeptał przez łzy.

Ricardo i ataki paniki? Niby coś o tym słyszałem, ale myślałem, że to tylko plotki. Starałem się, aby chłopak poczuł się jak najbezpieczniej.

- Uspokój się, wszystko jest naprawde dobrze, planeta nadal istnieje razem z Gabim i wszystkimi innymi.

- Dziękuję... - usłyszałem, jak Ricardo wyszeptał.

- Idź spać... - powiedziałem i pocałowałem go w czubek głowy.

Po przepłakanej godzinie, Ricardo w końcu się uspokoił i zasnął w moich ramionach. Cały czas go głaskałem i uspokajałem, aż w końcu sam zasnąłem.

==================================
1371 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top