= Rozdział 4 =

✧Witajcie na planecie Fecunda✧

PoV-Ricardo.

- Nienawidzę cię - powiedziałem, patrząc mu w oczy.

On chyba sam nie wiedział co zrobić, więc ja spuściłem wzrok czując jak moje oczy się zaszkliły a policzki zaczerwieniły. Odwróciłem się i już miałem odejść ale poczułem, jak Terry łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.

- Zosta... - zacząłem, ale mi przerwał.

Ujął mój policzek i spojrzał mi głęboko w oczy. Drugą rękę nadal trzymał na moim policzku. Przybliżył się do mnie i przelotnie spojrzał na.. ..na moje usta?

- Przepraszam za to co powiedziałem... - wyszeptał.

Oparł swoje czoło o moje i złożył delikatny pocałunek na moich ustach. Bardzo delikatnie oddałem pocałunek, sam nie wiem dlaczego. Białowłosy przymknął oczy, aby po chwili szeroko je otworzyć i odsunąć się ode mnie.

 

~ Następny dzień ~


PoV-Ricardo.

Rano po zjedzeniu śniadania dowiedzieliśmy się że księżniczka Catora naprawdę żyje. Czyli że naprawdę ujawniała się Arionowi...

- Ricardo, mamy połączenie z ziemią - powiedziała Sky, wchodząc do mojego pokoju - Przyjdziesz?

- Tak jasne, już idę - wymamrotałem, podnosząc się z łóżka.

Jest godzina 10:00, ale nie jestem gotowy na dzisiejszy dzień. Nie dość że jutro gramy mecz, to Gabi się chyba delikatnie zdenerwował po tym jak się wczoraj rozłączyłem, a jedynym pożegnaniem był szybki SMS. Ale dobrze, trzeba się pozbierać. Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz, aby potem wejść do pomieszczenia gdzie odbywała się rozmowa video.

- Dobrze wyglądacie!

- Ulżyło mi!

- Tęsknicie, czy nie? - wszyscy zaczęli się przekrzykiwać gdy już ustawliliśmy się przed ekranem.

-Tu nie ma czasu na tęsknoty - powiedział JP.

- Powinienem też wkraść się na pokład - stwierdził Aitor, zakładając sobie ręce za głowę.

- Więc kto jest waszym następnym przeciwnikiem? - zagadnął Kajzer - Macie szansę na sukces.

- Oczywiście, że wygramy! - oznajmił Buddy.

- Bez względu na wszystko - dodał Frank.

- Czuję waszą determinacje walki o Ziemię aż tutaj! - zaśmiał się Roma.

- Drużyna też wydaje się wyglądać całkiem dobrze - uśmiechnął się Gabriel.

Gabi w ogóle się na mnie nie spojrzał, zdawał się być jakiś przygaszony.

- To dlatego, że nasz kapitan ciężko na to pracuje - odpowiedziałem mu, ale on nadal nie zwracał na mnie uwagi.

- Nie mów, że zobaczymy się dopóki nie wygracie - znów zagadnął Kajzer.

- D-dobra - speszył się Arion.

- Arion - zaczął Sam - jeśli zesztywniejesz, to wszyscy też to zrobią. Weź głęboki oddech i wyluzuj.

- Sam... - uśmiechnął się nasz kapitan.

- Sky ty również zrób co w twojej mocy! - wykrzyknęła Jade.

- Oczywiście - odpowiedziała jej Sky.

- No dalej, powiedz coś - Jade szturchnęła Rosie stojącą obok.

- Też chciała bym lecieć w kosmos... - szepnęła rozmarzona Rosie.

- O-oh... - speszyła Jade.

Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, ale potem niestety połączenie się zerwało. Jestem jednocześnie ciekawy co się stało Gabiemu, ale jednocześnie jest mi przykro, że nie chce mi powiedzieć. Napisałem mu przecież wczoraj, że przepraszam i nie mogę rozmawiać ale to chyba nie mogło go aż tak urazić... Ale to nie była jedyna rzecz która mnie martwiła. Ostatnio Victor również zaczął się inaczej zachowywać, albo mi się po prostu wydawało sam już nie wiem...

•••

- Za chwilę lądujemy, zapnijcie pasy - powiedziała pani Andreia Buchel.

Wszyscy zajęliśmy miejsca i zapięliśmy pasy. Ja przymknąłem oczy, ponieważ nie za dobrze znosiłem cały ten lot, a szczególnie lądowania i startowania. Obok mnie usiadł ten przeklęty Archibald. Nadal jestem oszołomiony po tym co się stało wczoraj. Po tym pocałunku oboje szybko odwróciliśmy się i uciekliśmy do swoich pokoi. Ja tylko napisałem do Gabriela, że nie mogę już gadać i poszedłem spać. Teraz bardzo mocno trzymałem się podłokietników i zaciskałem powieki. Nagle poczułem jak ktoś chwyta moją ręke. Uchyliłem lekko powieki i zobaczyłem tą charakterystyczną lekko obitą dłoń bramkarza. Szybko odsunąłem moją dłoń, nie chciałem mieć z nim żadnych kontaktów albo fizycznych ani słownych. Po chwili poczułem, że wylądowaliśmy a moje myśli potwierdziły się gdy pani Andreia powiedziała:

- Wylądowaliśmy, możecie rozpiąć pasy i wysiadać - uśmiechnęła się.

Ale zanim wysiedliśmy Garnet zaczął opowiadać nam trochę o planecie na której mieliśmy zagrać mecz.

- Robaki?! - zdziwili się wszyscy.

- Tak. Fecunda, roślinna planeta ewoluowała do robaków - powiedział.

- Robaki, huh - wzdrygnął się Frank.

- Nie możemy ich lekceważyć - zauważył Zippy - Robaki mają zaskakująco wysokie umiejętności.

- Tak, to ciekawe - dodał Keenan.

- Nie przepadam za robakami - powiedziała Sky.

- Ja również - zaśmiała się Celiss.

- A ja je uwielbiam - powiedziała z zachwytem Trina - To godne podziwu, jak robaki przeżywają swoje krótkie życie na maksa!

- To tak jak Trina... - westchnął Buddy.

- Czekam na was - powiedział Meteo.

Po chwili już wysiadaliśmy z naszego kosmicznego pociągu.

- Witajcie na planecie Fecunda - przywitał nas Meteo.

- Ewoluowali do robaków, ta? - zagadnęła Trina.

- Tak, ale nie masz się czego obawiać, są bardzo grzecznym i spokojnym gatunkiem - stwierdził Garnet, prowadząc nas w miejsce, w którym mieliśmy pierwszy raz zobaczyć mieszkańców tej planety.

Wyszliśmy ze stacji, a przed nami ustawił się niemały tłum mieszkańców planety. Po chwili zjawiła się również nasza przeciwna drużyna. Szczerze, nie miałem jakichś wielkich obaw a propo tej rasy, ale gdy zobaczyłem ich na żywo lekko się wzdrygnąłem, ale to chyba tak jak wszyscy. Odbyło się krótkie przywitanie, po którym trenerka przeciwnej drużyny posłała do nas jednego członka z jej składu aby nas oprowadził.

- Jestem Banda - przedstawił się - I dziś będę waszym przewodnikiem, to gdzie najpierw chcielibyście się udać?

- Nie przychodzi mi nic do głowy - stwierdziłem.

- Mi również - dodał Frank.

- Możemy iść gdzieś, gdzie można zagrać w piłkę? - zapytał Arion.

- Wiedziałem, że Ziemianie też kochają grać w piłkę - ucieszył się Banda, zaczynając skakać.

Banda zaczął oprowadzanie jednocześnie odbywając długą rozmowę z Arionem na temat piłki nożnej. Ja za to szedłem bardziej z tyłu zastanawiając się co się dzieje z Gabim oraz Victorem. Po stosunkowo krótkim czasie dotarliśmy na miejsce gdzie rozlewało się morze kwiatów. Jedyne co mnie zdziwiło, że to miejsce jest oddzielone czerwony sznurem jakby nie chciano aby ktokolwiek tam wchodził. Buddy już miał przekroczyć ten sznur gdy Banda złapał go za ramię i przewrócił na ziemię.

- O co ci chodzi?! - powiedział zdezorientowany chłopak.

-Pnącza Syren* mieszkają po drugiej stronie tego czerwonego sznura - powiedzial nasz przewodnik - Tam się nie wchodzi - dodał dość stanowczo.

- Co? - zapytał.

- Patrz - powiedział Banda, podnosząc kamień z ziemi.

Robak wyprostował się, a następnie rzucił kamieniem w pole kwiatów. Kwiaty zaczęły się zmieniać ogromny jakby nawiedzony las, na którego czele stała jalaś ogromną karykatura rośliny z otworzoną paszczą.

- Mogliście widzieć iluzję, Pnącza Syren przyciągają zwierzęta iluzją, aby mogły je złapać i wziąść jako pokarm.

- Czyli że są mięsożerne? - dopytywał Keenan.

- Mogłeś nas ostrzec - powiedział Buddy lekko przerażony.

- Dlaczego zostawiacie tu taką niebezpieczną roślinę? - zapytał Zippy.

- Zetnijcie je wszystkie! - dodał ciemny blondyn.

- Gdybyśmy to zrobili rośliny byłyby smutne, Pnącza Syren też mają życie.

- Smutne?

- Spójrz - Banda palcem wskazał małe kuleczki na delikatnych gałązkach które wydawały jakieś dźwięki.

- Ale słodkie! - podekscytowała się Trina.

- Zdecydowanie - zawtórowała jej Sky.

- To dziecko Pnącz Syren - oznajmił przewodnik - Żywią się zwierzętami w celu zwiększenia ich młodych. Pnącza Syren są żywymi stworzeniami jak my.

Nie wiem czemu, ale poczułem, że ta planeta ma bardzo dużą energię, tu jest jakoś inaczej. Powietrze wydaje się być bardzo przyjemne, ogólnie cała planeta wydaje się być bardzo żywa, a tutejsi  mieszkańcy bardzo spokojni i połączeni ogromnymi wiązami z naturą. Myślę, że Gabi chciałby to zobaczyć i poczuć. Po skończonej rozmowie Banda zaprowadził nas na boisko gdzie miał zacząć się trening.

- Banda zagraj z nami! - zaproponował JP.

- Ej, naprawdę? Mogę?

Wszyscy spojrzeli pytająco na Ariona.

- Tak, jasne, zapraszam.

Gdy trening miał się zacząć, Victor oznajmił, że idzie na ławkę, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś jest z nim nie tak.

- Jest zmęczony? - spytała Sky.

- Może - wzruszyłem ramionami.

Nie chciałem aby ktokolwiek jeszcze miał takie obawy jak ja, nie chciałem rozsiewać fałszywych plotek.

- To ja chyba też muszę zejść, aby było po równo zawodników? - westchnął Zack.

Trening się zaczął. Ja byłem w drużynie z Frankiem, Buddy'm, Keenan'em oraz Falco, a naszym bramkarzem był Terry. Naprawdę go nienawidzę, nie wiem, po prostu go nie toleruje w moim życiu.

Za bardzo nie angażowałem się w mecz, ponieważ przyglądałem się Bandzie, aby na nadchodzącym meczu wiedzieć, czego się po nim spodziewać. Zauważyłem, że Banda ma ogromną wytrzymałość. Wszyscy zawodnicy z naszej drużyny byli zmęczeni, tylko Banda jako jedyny z wszystkich nadal miał mnóstwo energii. Nagle Zippy, Celiss i Trina zaczęli się jakoś dziwnie zachowywać. Wstali z trawy kierując się w stronę tych niby-kwiatów.

Banda zaczął przeciskać się przez innych, ale niestety się przewrócił. Nie mogąc wstać z ziemi zaczął krzyczeć, że mamy ich zatrzymać, że są pod kontrolą Syrenich Pnączy.

Zaczęliśmy za nimi biec, ale gdy tylko przekroczyliśmy płot, na którym nagle nie było czerwonego sznura, do naszych nosów dostał się okropny zapach. Wszyscy zatrzymaliśmy się ale, ta trójka nadal zagłębiała się w pole tych uwodzicielskich roślin.

- Hej, coś jest z nimi nie tak! - krzyknął Zack.

Usłyszałem jak Buddy mamrocze coś o tych pąkach, ale nie byłem w stanie dosłyszeć co. Nie musiałem długo czekać aż się dowiem ponieważ rzucił się przed siebie biegnąc z zawrotną prędkością. Zaraz po nim przed siebie rzucił się Banda, wyskakując na kilka metrów. Rośliny go chwyciły, ale zdążył się odepchnąć i z bardzo wysoka upadł na ziemię... Nagle zaczęła się walka z ogromną rośliną ale nic z niej nie zapamiętałem ponieważ poczułem zawroty w głowie i upadłem na zimną ziemię...

==================================
1489 słów

*Pnącza Syren/Syrenie Pnącza - nwm czy dobrze przetłumaczone bo polskie napisy, a dubbing nieco się różnią, także jeżeli jest jakiś błąd, z góry przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top