7/9

Magnus zauważył, jak Alec gwałtownie łapie powietrze w płuca. Było to dość zabawne i satysfakcjonujące, ale azjata miał teraz lepsze rzeczy do roboty.

Swoimi wargami delikatnie rozchylił usta Aleca, które lekko drżały, kiedy oddawały pocałunek. Magnus poczuł w sobie osobliwą, ale przyjemną eksplozję. Kiedy puścił sweter Aleca, złapał go władczo za biodra i pocałował namiętniej, Alexander mruknął przeciągle, nim Bane poczuł jego zimne dłonie na swoich policzkach.

Czyli Magnus mógł już z ukojeniem i szczęściem stwierdzić, że Alec "powiedział" tak.

Całowali się dość długo, mocno przyciągając siebie nawzajem do swoich ciał. Usta raz pracowały wolno, a raz szybko i łapczywie. Głównie te Magnusa były tak bardzo głodne, a dodatkowo prowokowane przez jęknięcia i pomruki Alexandra Lightwood'a.

W końcu jednak ich płuca też musiały działać wydajniej, więc oderwali się od siebie powolnie, łapiąc tlen. Magnus aż zaśmiał się z chrypką, kiedy zauważył czerwone do granic możliwości policzki Alexandra i to, jak on dyszy, wciąż gapiąc się na usta Magnusa.

- Żebyś wiedział, Lightwood, ja to biorę za twierdzącą odpowiedź - powiedział Magnus po chwili, ściskając biodra Aleca. Chłopak przymknął oczy.

- Bierz sobie to za to, co chcesz... - wyszeptał szybko Alec i zaatakował usta Magnusa, przez co rozpalił gorąc w ciele Bane'a.

Magnus odwzajemnił pocałunek, gryząc dolną wargę Aleca. Jednak z powodu tego, że chciał mieć swoją pewność, odsunął się, oblizał usta i spojrzał na Aleca, żeby przekazać mu bez słów, by narazie go tak nie atakował.

- Czyli jesteśmy znowu jedną z tych powalonych par? - spytał Magnus i patrzył wyczekująco w niebieskie oczy, które nieustannie się skrzyły.

- Nie całuję się z byle kim - zaśmiał się uroczo Alec, gładząc palcami policzki Magnusa. - Przecież wiesz.

- Wiem. Łatwy nie jesteś. Czasami jest to irytujące.

- Co, przeszkadza ci to, jaki jestem?

- Po prostu jesteś mój i tyle w tym chorym temacie - wzruszył ramionami azjata i tym razem on zaatakował rozchylone usta Aleca.

***

- I co, myślisz, że znowu są razem? - spytał Jace.

- Przecież Magnus od razu wybył ze szkoły po naszych słowach - wzruszyła ramionami Isabelle. - Jak sądzisz, gdzie niby poszedł, co?

- Tak, tak, ale mógłby być trochę dyskretniejszy - wymamrotał zirytowany Jace, a Isabelle nie wiedziała, o co mu teraz chodzi.

- O czym ty gadasz?

- Pójdziemy do domu skrutami albo idziemy na przystanek?

- Na Anioła, ale dlaczego? - warknęła niecierpliwie, nie chcąc się irytować przez swojego brata.

- Uh, o tym - Jace wywrócił oczami i wskazał palcem na coś przed nimi. Isabelle, nagle podekscytowana, spojrzała w tamtą stronę.

Na jednej z ławek przy chodniku siedział jej rodziny starszy brat. I Magnus. Alec siedział na jego kolanach i obydwoje zachowywali się tak, jakby przez usta jeden z drugiego chciał wyssać duszę. Isabelle sama tak robiła z kolegami, nawet gorsze rzeczy, ale żeby aż tak publicznie, na chodniku w zwykłej dzielnicy?

- Przynajmniej będzie szczęśliwy - powiedział Jace, odwracając się i idąc w inną stronę. Dziewczyna skoczyła za nim. - Teraz to widać, choć nie chce się na to patrzeć.

- Tia - mruknęła, przypominając sobie zombie Aleca po rozstaniu z Bane'm. - Przynajmniej będzie szczęśliwy...

***

- Wrócił? - spytał Jace, wchodząc do pokoju Isabelle. - Max chce grać na konsoli, a ja chyba coś zepsułem i nie mogę tego odpalić.

- Chyba? - mruknęła wymownie dziewczyna zaopatrzona w okno. - I nie, nie wrócił. Ale przyleźli pod dom jak bezdomne koty i ciągle tak siedzą.

- W sensie?

- W sensie spójrz przez okno - burknęła i odsunęła się trochę na bok, by zrobić miejsce, gdzie po chwili wcisnął się szybko Jace. Teraz obydwoje spojrzeli na chodniki, płotki, ławki i asfalt przed domem i między innymi domami w ich dzielnicy.

Na ulicy biegała dwójka nastolatków, skacząc po płotach, ławkach, czepiając się latarni. Zachowywali się tak, jakby się naćpali, choć jedyne, co robili, to całowanie i zwykłe bycie ze sobą.

W pewnym momencie jeden poczęstował drugiego papierosem, ale ten drugi zabrał całą paczkę i zaczął uciekać. I znowu zaczęli się ganiać.

- Ja nie palę i nie zawsze mam tyle energii, co oni teraz - mruknął Jace. Z lekką zazdrością, przez co Isabelle spojrzała na niego. Ten od razu odchrząknął. - To znaczy, wiesz, że jestem idealny pod każdym względem, no ale... No wiesz.

Dziewczyna bez komentarza powróciła wzrokiem do dwójki biegającej po ulicy. Teraz zatrzymali się i zaczęli się szarpać, a potem jeden pocałował drugiego. Znowu.

- Idę naprawić konsolę - rzekł Jace i odepchnął się od parapetu, odchodząc.

- Czekaj, idę z tobą - oznajmiła dziewczyna i pobiegła za blondynem.

***

- O chuj, zmęczyłem się... - wysapał Magnus, biegnąc za roześmianym Alekiem jak ślimak. - Czekaj no, gnojku!

- Hej, bez przezwisk, chamie! - krzyknął rozbawiony Alexander i odwrócił się, biegnąc w tył i patrząc na Magnusa. Zwolnił też kroku, żeby biedny azjata go dogonił.

- Sam sobie takiego chama wybrałeś. Ile razy mam ci to przypominać? - sapnął Magnus i uniósł brwi. Zaczął iść.

- Do naszych dzieci też będziesz chamski?

- No pewnie. Chłopca nazwę Adalbert, a dziewczynkę Mansura.

- Chcesz mieć dwójkę? - spytał z rozkosznym uśmiechem Alec, jakby z wypowiedzi Magnusa wywnioskował tylko to, co chciał wiedzieć. Rozczulony tym azjata zaśmiał się i podszedł do chodnika, żeby usiąść.

- Nie. Więcej - rzekł i usadził swój tyłek na krawężniku. Wyciągnął papierosy z kieszeni, a za chwilkę usiadł obok niego Alexander.

- Więcej? Ile?

- Całe schronisko - odparł Magnus i z pomocą zapalniczki zapalił używkę. Zapakował ją do ust i zaciągnął się mocno.

- Ty sobie teraz ze mnie żartujesz czy co... - zaśmiał się Alec, jednak trochę zdezorientowany. Magnus uśmiechnął się głupkowato pod nosem.

- Nie. No coś ty - szybkim gestem cmoknął policzek Lightwood'a i podał mu paczkę fajek. Uniósł brwi, kiedy niebieskooki odmówił.

- Chcę skończyć - wyjaśnił Alec z lekkim uśmiechem. Oparł głowę na ramieniu Magnusa. Bane już chciał w niego papieros wmusić, ale mimowolnie przypomniał sobie ostatni tydzień. Skrzywił się lekko i sam zajął swoim fajkiem.

- W sumie racja... - mruknął Magnus, patrząc na swoją używkę. - Pomogę ci skończyć. Oceny też musisz poprawić. I ocenę z zachowania też.

- Co ci się stało? - parsknął śmiechem Alec, unosząc głowę i patrząc z zaciekawieniem na Magnusa. - I dlaczego od tak, nagle mówisz, że muszę się w nauce poprawić? A ty to co?

- Ja za kilka miesięcy kończę liceum - zaopatrzony przed siebie azjata wypuścił szary kłąb dymu z ust. - Więc to bez różnicy. A ty dopiero w drugiej klasie. Kujonie... - przekręcił głowę i spojrzał na Aleca. W błękitnych oczach pojawiły się iskierki, ale Bane nie mógł stwierdzić, jakie uczucia one wyrażają. - Co się tak gapisz?

- A nic, tako. Fajnego mam chłopaka - powiedział z delikatnym uśmiechem, jak i pojawiającymi się rumieńcami na twarzy. Magnus poczuł się zmieszany.

- Bo? Wkurwia cię, rozkazując się poprawić w budzie?

- Tak.

- Nie rozumiem - przyznał Magnus, wzruszył ramionami i wrócił spojrzeniem przed siebie. Zaciągnął się nikotyną.

- Nie musisz - zaśmiał się cicho Alexander, przysunął bliżej do Magnusa i przytulił się do jego ramienia.

Siedzieli tak w ciszy przez kilkanaście następnych minut. Magnus zapalił już trzeciego papierosa, Alexander ocierał się głową o jego ramię i czasami całował go w policzek, a wtedy Bane zaciskał wargi, żeby się głupio nie uśmiechać.

Powoli się ściemniało i chłodziło, a azjata w pewnym momencie zauważył, że w takiej temperaturze i w tak zwykłym miejscu niezwykle jest tylko z Alekiem. I tej jednej myśli nie mógł nie przypieczętować uśmiechem.

Pierwszy ciszę przerwał Alec, kręcąc się trochę niecierpliwie, kiedy Magnus zapalił czwartego papierosa:

- Wiesz... Może zapalę jednego...

- Ciągnij się, idioto. Nie dostaniesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top