🐨 9 🐨

- Yoonie! - wołam, choć wiem, że to kompletnie bez sensu.

No bo gdzie chłopak mógł pójść, skoro nie ma go ani w łazience, ani w pokoju?

Ukrył się w szafie?

A może znalazł tam tajne przejście do Narnii?

- Wszystkie jego rzeczy są tutaj - oznajmia Nam, a ja spoglądam w odległy kąt pokoju i widzę, że plecak miętowowłosego leży wśród wszystkich innych bagaży.

To zdecydowanie wyklucza ucieczkę Mina, która przemknęła mi przez głowę, gdy ogarnąłem sytuację.

Skoro nawet jego telefon leży na szafce podłączony do ładowarki ( tak się składa, że mojej ), nie mógł odejść daleko.

- Nawet nie zamknął drzwi na klucz! Nic nie zginęło? - pytam, chociaż co potencjalny złodziej mógłby stąd ukraść?

Yoon wypił cały drogi alkohol, telewizor trudno byłoby niepostrzeżenie stąd wynieść, a moje oszczędności są i tak śmiesznie małe...

Posyłam Namjoonowi pytające spojrzenie. On, jako jedyny, ma coś, co mogłoby zainteresować złodzieja.

- Karty kredytowe i telefon zawsze noszę przy sobie... - mówi, pokazując mi wspomniane wcześniej przedmioty.

Kiwam słabo głową. Nie powiem, trochę mi ulżyło, ale nadal pozostaje niewyjaśniona kwestia zniknięcia Yoongiego.

- Może jest gdzieś na terenie hotelu...

- Yoon? Tak, na pewno. Nie mógł odejść daleko - mówię, choć nie jestem do końca przekonany. - Chodźmy go poszukać.

Wychodzimy, zamykając drzwi na klucz, i ruszamy, by przeszukać budynek. Mam nadzieję, że chłopak szybko się znajdzie, bo pod wpływem alkoholu może zrobić coś głupiego, za co my też możemy mieć problemy.

Wtedy naprawdę bez zawahania bym go udusił.

Z drugiej strony jemu samemu może stać się coś złego. Wkurza mnie, ale wolałbym go nie odwiedzać w szpitalu, wcześniej zeskrobując z asfaltu.

- Boisz się...

Spoglądam na Nama. Rzeczywiście, żoładek skręca mi się ze strachu, a serce bije, jakby miało za chwilę wyskoczyć z piersi... Jednak nie sądziłem, że lęk, który odczuwam, jest widoczny na mojej twarzy.

- Znajdziemy go... - Głos blondyna jest taki spokojny i kojący. Dziękuję w duchu, że chłopak jest ze mną w takim momencie. Będąc sam, pewnie spanikowałbym do reszty...

- Tak, znajdziemy... - mówię z przekonaniem.

Joonie łapie mnie za rękę, przez co na chwilę wstrzymuję oddech, i prowadzi mnie w kierunku windy. Zjeżdżamy na parter, wypytujemy obecny tam personel, czy nie widzieli miętowowłosego chłopaka. Informacja, ktorą otrzymujemy, na powrót sprawia, że mój niepokój roztasta się do rozmiarów prawdziwego strachu. Spoglądam na Nama - on też odrzuca maskę spokoju i opanowania, którą utrzymywał do tej pory, bym nie spanikował.

- O której wyszedł? - pytam recepcjonistkę.

- Nie wiem, piętnaście minut temu... Może dwadzieścia. Nie spojrzałam na zegarek, proszę pana.

- On był pijany! Nie widziałaś tego, kobieto?! - Nerwy mi puszczają, jednak rozsądny Namjoon szybko powstrzymuje mnie przed darciem mordy na cały budynek.

- Przepraszamy bardzo. I dziękujemy za informację. Pójdziemy poszukać kolegi, pewnie wyszedł się przewietrzyć... - mówi i zaczyna prowadzić mnie za rękę w stronę wyjścia.

- Masz pomysł gdzie mógł pójść?

- Nie, mówił, że był tutaj tylko raz, pamiętasz?

Nam w odpowiedzi kiwa głową, przeczesując wzrokiem teren przed hotelem.

- Może poszedł nas poszukać. Chodź, pójdziemy w tamtym kierunku. - Wskazuje w prawo, w przeciwną stronę do tej, z której przyszliśmy przed dziesięcioma minutami.

- A może... - Waham się. - Może powinniśmy się rozdzielić? - proponuję w końcu. - Tak szybciej go znajdziemy.

- Wiesz, nie chciałbym...cię zostawiać... Przekonałem się, że potrafisz nieźle panikować... - Uśmiecha się delikatnie. - Wtedy po prostu dodatkowo martwiłbym się i o ciebie...

Jego słowa, trochę niepewnie wypowiedziane, zaskakują mnie, lecz szybko stwierdzam, że chłopak ma rację. Zaproponowałem, żebyśmy się rozdzielili, ale miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie, że Nam uzna ten pomysł za głupi.

- Okej, chodźmy razem.

***

- Cholera, gdzie on jest?! Przecież nie mógł rozpłynąć się w powietrzu!

Bezradny przysiadam na pobliskiej ławce, mając już serdecznie dość chodzenia po mieście. Obeszliśmy tylko najbliższą okolicę, będąc przekonani, że chłopak nigdzie dalej się nie zapuścił.

A tymczasem...jego nadal nigdzie nie ma.

- Chodź, wracamy. Wsiądę w samochód i pojadę dalej - namawia Nam, a ja spoglądam na niego, uświadomiwszy sobie coś.

- Dlaczego wcześniej nie pojechaliśmy samochodem?

- Właśnie... Nie wiem, jakoś nie pomyślałem o aucie...

- Ja też... - mamroczę cicho pod nosem i wzdycham głośno, przeczesując palcami już i tak zmierzwione blond włosy.

- Tyle razy się kłóciliśmy, sam byłeś tego świadkiem... - mówię po chwili, przerywając ponurą ciszę. - On już taki jest, strasznie mnie wkurza, ale... Gdyby go zabrakło... - Kręcę pospiesznie głową, by wyrzucić z głowy te ponure myśli.

Nam przysiada obok.

- Nie sądziłem, że jesteście z Yoongim aż tak blisko...

- Nie widać tego, prawda? Sam jestem zdziwiony, że tak bardzo się do siebie przywiązaliśmy... Nie okazujemy tego, bo...chyba jest to dla nas zbyt trudne...

- Znajdziemy go... Nie martw się.

Nam przytula mnie do siebie.

O rany, dzięki, potrzebowałem tego... - myślę, czerpiąc z tej bliskości jak najwięcej.

Zamykam oczy, na moment zapominając o miętowowłosym. To dorosły facet, poradzi sobie. Pod wpływem alkoholu potrfi się obronić lepiej, niż ja będąc trzeźwym.
Nie powinienem się aż tak bardzo zamartwiać, ale w tej sytuacji inaczej nie potrafię.

- Namjoon? Seokjin? To wy? Kurwaaaa... A ja was szukam po całym mieście!

Podrywam głowę z ramienia blondyna, słysząc tuż nad sobą dobrze znany głos.

Dobra, pijacki bełkot...

Bez słowa wstaję i przytulam do siebie tego bezmyślnego kretyna. Oczywiście, kto wpadłby na to, że największy śpioch, jakim jest Min, zamiast położyć się spać, zdecyduje się urządzić sobie nocną wycieczkę po obcym mieście, by nas odszukać?

- Kurwaaa, Jin... Źle się czujesz? - pyta zdziwiony chłopak, będąc w moich objęciach sztywny jak kij od szczotki.

No tak, w innych okolicznościach nie potrafiłbym go tak zwyczajnie przytulić, a on, będąc w pełni trzeźwym, w pośpiechu by mnie od siebie odepchnął. Ale nie dzisiaj...

Po chwili on także obejmuje mnie mocno, a do mnie dociera, że jest cały i zdrowy, że nic mu nie jest.

Ale nie zamierzam darować mu tego, że napędził mi strachu co nie miara.

- Co ty sobie myślałeś? - Odsuwam się i wbijam w chłopaka twarde spojrzenie. - Po co nas szukałeś? Kiedy wychodziliśmy, ty prawie spałeś! Wracamy, a ciebie nie ma!

- Seokjin... - Słyszę głos Nama tuż za sobą i czuję na ramieniu jego ciepłą dłoń, jednak w ogóle na to nie reaguję. Tym razem chłopakowi nie uda się mnie uspokoić.

- A, i jeszcze jedno! Zostawiłeś otwarte drzwi od pokoju, klucz był w zamku! Masz szczęście, że nic nie zginęło! Masz pieprzone szczęście!

Zapada cisza. Nie mam sił dalej krzyczeć, jednak czuję, że już dostatecznie wylałem na niego swoją złość.

Patrzę tylko na miętowowłosego, będąc pewien, że powie coś, cokolwiek - coś głupiego, nieprzyjemnego, przeklnie mnie i zażąda, bym więcej ma niego nie wrzeszczał...

Ale sekundy mijają, jedna po drugiej, a on milczy.

Po chwili, po raz kolejny tego dnia jestem wdzięczny Namjoonowi, że decyduje się przerwać napiętą ciszę, która unosi się nad naszą trójką jak burzowa chmura.

- Chodźmy, jest późno...

***

Kiedy ułożyłem na wpół śpiącego Mina w łóżku - odetchnąłem.

Przez całą drogę do hotelu przepraszał mnie i Nama, aż w końcu kompletnie ścięło go z nóg. Zupełnie bezwładny, prawie w ogóle nie kontaktując, uwiesił się na nas i w ten sposób w ciągu godziny dotarliśmy do naszego pokoju.

- Padam z nóg. - Kładę się na łóżku, nie mając nawet sił, by się przebrać. - Rano własnoręcznie uduszę Mina, kiedy wrócą mi siły.

Zapada cisza, którą w końcu przerywa cichy śmiech Namjoona. Otwieram oczy i zerkam w kierunku sąsiedniego łóżka, marszcząc brwi w niezadowoleniu.

- Co cię tak bawi?

- Nic, nic... - odpowiada, jednak wielki uśmiech nadal nie schodzi mu z twarzy. - Najpierw ty się upijasz, potem Yoon... Teraz chyba kolej na mnie, prawda?

- Odradzam. Sam widziałeś, że pod wpływem można... - Waham się, czy dokończyć myśl, czy może lepiej się zamknąć i pójść spać.

- Co można? - naciska Nam. Cholera, a mogłem w ogóle się nie odzywać.

- No... Można zrobić rzeczy... Bardzo głupie rzeczy.

Zwracam twarz w kierunku ściany, dobrze zdając sobie sprawę, że chłopak dokładnie wie, co mam na myśli.

I w dodatku czuję, że się na mnie patrzy, przez co mam ochotę zapaść się pod ziemię razem z tym łóżkiem.

- Ty nie zrobiłeś niczego głupiego.

- Wiesz, podpalenie stacji jednak było trochę głupie... - odpowiadam, chociaż wiem, że wcale nie o to chodzi.

I Nam szybko mi o tym przypomina.

- Nie o tym mówię...

- Pogadamy o tym innym razem? - Odwracam się do niego plecami. - Jestem śpiący.

Jednak Kim nie daje za wygraną.

- To był badzo uroczy buziak...

- Nie kłam. Nie spodobało ci się to. Nie przeprosiłem cię, więc zrobię to teraz. Przepraszam.

Zaciskam mocno powieki, mając nadzieję, że Joonie w końcu zakończy ten temat.

Przeliczyłem się.

- To ja przepraszam. - Słyszę, że Nam podnosi się i siada. Znów otwieram oczy, czekając na jego dalsze słowa. -Zamierzałem powiedzieć, że nie chcę, żebyś mnie całował, bo jesteś pijany, ale wtedy zawołał nas Yoongi. Chodziło mi o to, że... Bałem się, że następnego dnia bedziesz tego żałował. Gdybyś pocałował mnie, będąc w pełni trzeźwym, nie miałbym nic przeciwko... Wtedy, w tym motelu, zanim zniknąłeś w pokoju, chciałem ci to wyjaśnić, ale uciekłeś zawstydzony...

- Wcale nie, ja tylko... - Zacinam się. Teraz ja powinienem wyjaśnić mu tą sytuację, powiedzieć, że, owszem byłem pijany, ale dobrze wiedziałem, co robię. I nadal niczego nie żałuję, choć było mi głupio, gdy Nam mnie odtrącił.

Biorę głęboki oddech i podnoszę się szybko, siadając na przeciw chłopaka.

- Niczego nie żałuję. I nie chcę o tym gadać, bo jest mi po prostu głupio - wyrzucam z siebie, lecz wcale nie czuję się lepiej. Policzki płoną mi z zażenowania. - Odepchnąłeś mnie. Co innego miałem sobie pomyśleć, jeśli nie to, że mam sie odwalić i już nigdy nie próbować cię pocałować?...

Odwzajemniam spojrzenie Nama, który chyba nie wie, co powiedzieć. Nie sądził pewnie, że ot tak wszystko mu wyjaśnię, skoro dobrze wiedział, że rozmowa na ten temat jest dla mnie dość zawstydzająca.

Szczerze, to sam się tego po sobie nie spodziewałem.

- To... Może tym razem ja to zrobię? - W końcu blondyn przerywa krępującą ciszę.

- Ale... co zrobisz? - pytam, mając w głowie kompletny mętlik, którego nie zdążę poukładać nawet do jutra.

- Nic takiego. - Uśmiecha się tajemniczo. - Tylko to. - Chwyta mnie za ręce i wciąga na swoje kolana, łącząc przy tym ze sobą nasze usta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top