💋 5 💋

- Yoongi! Weź ostatni kanister i wylej benzynę na zapleczu - mówię i uśmiecham się szeroko, wdychając zapach paliwa, którym przesiąknięty jest cały budynek,

...z którego już niedługo zostanie tylko sterta zgliszczy.

Miętowowłosy znika w pomieszczeniu obok, a na stację wraca Namjoon, nie kryjąc swojego niezadowolenia z mojego genialnego pomysłu.

- Przeparkowałeś samochód? - pytam, ignorując jego ponurą minę.

- Ta... Stoi na poboczu przy zjeździe, kilkaset metrów dalej.

- Dobrze widać stamtąd stację?

- Dlaczego o to pytasz?

- No co ty?... Nie chcesz zobaczyć jak to wszystko wylatuje w powietrze?

- Wolałabym odjechać widząc, że stacja stoi tak, jak stała. Nie możemy po prostu stąd odejść?

- Namjoon, naprawdę cię polubiłem, ale teraz zrzędzisz jak nie jeden emeryt. Zupełnie tak, jak Yoongi.

- Znów mnie obgadujesz, Seokjin? - Spoglądam na miętowowłosego, który rzuca pusty kanister pod ścianę.

- Zwykle nie tracę czasu na zbędne gadanie, więc nie, nigdy cię nie obgadywałem.

- Zbędne gadanie? Ty czasami mówisz więcej niż nie jedna baba.

- A ty zdrzędzisz.

- Spieprzaj.

- Spierdalaj.

- Woah, Kim Seokjin nauczył się przeklinać! - Ten jego prześmiewczy ton i kpiące spojrzenie działają mi na nerwy bardziej niż zazwyczaj i mam ochotę brnąć w tą sprzeczkę, choć wiem, że jestem na przegranej pozycji.

Jednak Kim Seokjin nie poddaje się tak łatwo.

Już otwieram usta, by się odgryźć, kiedy jakiś ruch za plecami miętowowłosego przykuwa moją uwagę.

- Namjoon! - wołam, jednak jest już za późno - zapalniczka ląduje na podłodze w kałuży benzyny.

Patrzę z niedowierzaniem na rozprzestrzeniajacy się ogień, a potem moje zirytowane spojrzenie ląduje na blondynie, który wzrusza tylko ramionami.

- JAK MOGŁEŚ?! TO JA MIAŁEM WSZYSTKO PODPALIĆ! - wrzeszczę i dam sobie rękę uciąć, że wyglądam w tym momencie jak pięcioletnie dziecko, któremu zabrano lizaka, jednak nie obchodzi mnie to.

- Zdenerwujesz się na mnie później, a teraz spieprzajmy stąd - mówi i szybko opuszcza stację.

Yoongi rusza jego śladem, ciagnąc mnie za sobą. Tuż przy drzwiach odwracam głowę i spoglądam, jak ogień zaczyna trawić wszystko, co spotyka na swojej drodze.

- PIENIĄDZE! - Zatrzymuję się gwałtownie. Pozostała dwójka również, posyłając mi pytające spojrzenie. - W kasie są pieniądze! Musimy je zabrać!

Bez wahania odwracam się, by wrócić do budynku, jednak zostaję powstrzymany przez Namjoona.

- Ja to zrobię. A wy biegnijcie do samochodu, szybko! - mówi i znika w środku.

Mimo tego, iż wiem, że powinienem uciekać, nie potrafię zmusić się do jakiegokolwiek ruchu.

Cholera, a jeśli coś mu się stanie?

Jeśli nie zdoła wybiec na zewnątrz, uwięziony przez ogień?

I to wszystko przeze mnie!

W następnej sekundzie czuję, jak ktoś chwyta mnie mocno za rękę. Zaczynam biec za Yoongim w kierunku samochodu, jednak cały czas obserwuję, z rosnącym przerażeniem, dym i ogień, w środku którego gdzieś tam jest Namjoon.

- Powinienem był pójść tam z nim - mówię, opierając się o auto. Czuję, jak kręci mi się w głowie, żoładek ściska mi się ze strachu, mam ochotę zwrócić cały wypity alkohol.

Pochylam się, opierając dłonie na udach, i zaczynam oddychać głęboko. Nie patrzę w stronę stacji, jednak zapach dymu i odgłos strzelających płomieni przyprawia mnie o nieprzyjemne dreszcze.

- Jest! Idzie! - Na dźwięk głosu Mina, podrywam głowę w górę i trafiam spojrzeniem na biegnącą ku nam postać blondyna.

- Szybko! - krzyczę, zdzierając sobie gardło.

Z mocno bijącym sercem wpatruję się w biegnącego ile sił w nogach Namjoona i przegapiam moment, w którym ogień dociera do dystrybutorów.

Eksplozja ognia, którą wstępnie miałem podziwiać, teraz powoduje u mnie kolejne fale strachu. Zatykam uszy dłońmi i wtulam twarz w ramię Yoongiego, chowając się razem z nim za samochodem.

Kilka sekund później, choć dla mnie ciagną się one jak godziny, wybuchy ustają, a ja powoli odsuwam dłonie od twarzy i spoglądam na miętowowłosego.

Nigdy wcześniej nie widziałem u niego żadnych oznak strachu. Teraz dostrzegam je wyraźnie w jego oczach.

Podnosimy się mozolnie, ja na mocno trzęsących się nogach, i spoglądamy w kierunku stacji, a raczej tego, co z niej zostało.

- Gdzie on jest? - mówię szeptem, bardziej do siebie, wypatrując znajomej sylwetki blondyna, który jeszcze chwilę wcześniej biegł ku nam.

W mojej głowie natychmiast pojawia się najgorszy scenariusz.

- Namjoon! - wołam i zaczynam obchodzić samochód, by ruszyć na poszukiwania chłopaka, jednak właśnie wtedy dostrzegam w oddali jakiś ruch.

Wstrzymuję oddech i doznaję ulgi, gdy z ziemi podnosi się Kim - cały i zdrowy.

Biegnę w jego kierunku, nie zważając na to, że potykam się prawie na każdym kroku, i rzucam mu się na szyję, na skutek czego oboje lądujemy na ziemi.

Wtulam twarz w jego ramię i zaciskam mocno powieki, jakbym bał się, że Najmoon zaraz zniknie.

Mijają sekundy, a ja, na szczęście, wciąż czuję pod sobą ciepło jego ciała, słyszę jego przyspieszony oddech...

Zaczynam kaszleć, gdy dym wdziera mi się do gardła, i to przywraca mnie do rzeczywistości.

Powoli podnoszę głowę, by spotkać błyszczące ciemne oczy blondyna, od których dzieli mnie dosłownie kilka centymetrów,

...które szybko niweluje.

I w dziwnym przypływie odwagi przyciskam wargi do jego ust.

✖✖✖

GIF, tak po prostu 😊








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top