😀 4 😀
- Chodź! Jedziemy!
- Dokąd?
- Zaufaj mi. Mam pomysł.
- Okej, okej! Ale poczekaj, bo zaraz zaryjesz tą swoją śliczną buźką o asfalt.
Fakt, na chwilę obecną mam kłopoty z utrzymaniem równowagi przez krążący w mojej krwi alkohol, a moja śliczna buźka, jak wyraził się Namjoon ( aww, kochany ), jest dla mnie jedną z cenniejszych rzeczy, dlatego przystaję grzecznie, w oczekiwaniu na chłopaka.
- Powiesz mi dokąd chcesz jechać? - pyta blondyn, prowadziwszy mnie, uwieszonego na jego ramieniu, do samochodu.
Uśmiecham się szeroko na wizję planu, który chwilę temu powstał w mojej głowie.
- Hm... Jedziemy w miejsce, które bardzo dobrze znasz - odpowiadam tajemniczo, zajmując fotel pasażera.
- Miejsce, które bardzo dobrze znam? - powtarza, siadając za kierownicą. - Masz na myśli...
- Stację benzynową.
- Co? - Raper patrzy na mnie z niedowierzaniem. - Na tą samą stację, z której cię zabrałem?
- Dokładnie. - Kiwam głową, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Po co? Mówiłeś, że więcej tam nie wrócisz.
Przewracam oczami.
- Nie zadawaj pytań, tylko odpalaj samochód. Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
- Co ty kombinujesz?
- Namjoon - mówię ostrzegawczym tonem.
- Tak, wiem, miałem o nic nie pytać. - Blondyn daje za wygraną i w końcu ruszamy w drogę.
- Yoongi! Yoongi! - Wpadam do budynku, wołając kumpla, którego, jak zdążyłem zauważyć, nigdzie nie ma.
Opieram się o półkę, przez nieuwagę strącając z niej kilka puszek z napojami.
- Ups... - Patrzę na leżące na podłodze przedmioty i zaczynam zastanawiać się, gdzie ten miętowy łeb mógł pójść.
- Zwiał? - Namjoon pojawia się tuż obok mnie, trącając czubkiem buta puszkę, która toczy się powoli w kierunku wejścia do toalet.
- Tego by jeszcze brakowało! Sprawdź w łazience, bo może wyszedł na papierosa, a ja pójdę na zaplecze. - Ruszam we wspomnianym kierunku.
- Dobra, tylko uwa... - Chłopak nie kończy, ponieważ w mgnieniu oka doskakuje do mnie, wyłożonego na podłodze wśród porozwalanych puszek.
- Nic ci nie jest? - Przerażenie w jego oczach chwyta mnie za serce, jednak zamiast się rozczulić, wybucham śmiechem.
- Co tu się, kurwa, dzieje?
Przestaję się śmiać. Odchylam głowę w tył i widzę - co prawda do góry nogami, ale jednak - Min Yoongiego, który przeciera piąstkami swoje zaspane oczy.
No tak, mogłem domyślić się, że spał. W końcu jest środek nocy, a to, że w tym czasie mógł przybyć na stację jakiś klient, i przy okazji okraść ją z czego tylko może, jest mało ważne.
- Seokjin? - Chłopak patrzy na mnie zaskoczony, mrużąc oczy przed ostrym światłem, które rozświetla pomieszczenie. - Co ty tu robisz? Już drugi raz tego dnia śmiesz mnie budzić? - Rzuca burkliwym tonem, zajmując miejsce za ladą.
- Cały Yoongi. - Kręcę głową, podnosząc się z podłogi asekurowany przez Namjoona. - Zero wdzięczności... A poza tym, nie drugi, ponieważ, gdybyś nie zauważył, jest już grubo po północy.
- Tak? To co tutaj robisz? I za co mam ci być wdzięczny? Za zrobienie bałaganu? - Wskazuje podłogę u moich stóp zasłaną napojami.
- Chrzanić bałagan, okej? Wpadłem na genialny pomysł!
- Czekaj... - Yoongi lustruje mnie uważnym spojrzeniem. - Ty się schlałeś!
- Cicho! - Karcę go. - Zresztą, poznaj Namjoona. To on przekonał mnie, żebym rzucił tą pracę w cholerę. - Posyłam blondynowi uroczy uśmiech.
- Ja tylko zaproponowałem. To ty podjąłeś decyzję - poprawia mnie raper.
- Miło mi cię poznać, Namjoon - wtrąca się Yoongi. - Ale możecie mówić trochę jaśniej? Dopiero się obudziłem, słabo ogarniam.
- Uwierz, nawet ja tego do końca nie ogarniam - przyznaje Namjoon.
- Wychodzi na to, że ja, nawet nachlany, jestem jedynym w tym towarzystwie, który cokolwiek pojmuje? - Spoglądam to na jednego, to na drugiego.
- Możesz być z siebie dumny. A teraz gadaj, co z tym pomysłem? - Yoongi posyła mi zniecierpliwione spojrzenie.
- Już mówię! - Potykając się, po raz kolejny, o te cholerne puszki, podchodzę do lady. Chwytam z blatu zapalniczkę miętowowłosego, by po chwili móc wpatrywać się w mały, migoczący płomyczek ognia.
- Co ty robisz? Odłóż to, poparzysz się.
Spoglądam na Namjoona. Serio, ta jego troska jest rozczulająca, jednak nie mam zamiaru wypuszczać zapalniczki z dłoni - przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Trudno. - Wzruszam ramionami. - Mogę poparzyć się nawet dziesięć razy, jeśli tylko cała ta buda ma stanąć w płomieniach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top