✨ 3 ✨

- Yoongi! - Rzucam się chłopakowi na szyję.

Dwadzieścia minut, w ciągu których miętowowłosy miał dotrzeć na stację, zamieniło się w równe trzy kwadranse. Jednak nie obchodzi mnie to. Ważne, że w końcu będę mógł stąd odjechać. Razem z Namjoonem, który już odpala samochód.

- Ej, ej. - Odsuwa mnie od siebie. - Bez żadnych czułości, okej?

- Jasne! I dziekuję. Na pewno jakoś ci się za to odwdzięczę.

- Dobra, spadaj już. Nie chcę cię widzieć - rzuca, po czym znika w budynku.

Biegnę do samochodu i zajmuję miejsce obok blondyna.

- Możemy jechać. - Posyłam mu szeroki uśmiech, który chłopak natychmiast odwzajemnia.

Zapinam pas, zwracając twarz w kierunku szyby, bo od widoku tych ślicznych dołeczków czerwienieją mi policzki, a serce zaczyna bić dwa razy szybciej.

***

- Wow... Widziałem już wiele cudownych widoków, ale ten jest naprawdę piękny.

Uśmiecham się uroczo do Namjoona, szczęśliwy, że podoba mu się miejsce, do którego go zaprowadziłem.

Punkt widokowy, z którego rozciąga się widok na całe miasto. Teraz, w powoli zapadającym zmierzchu, rozświetlone tysiącem świateł.

- Kiedyś często tutaj przychodziłem. - Przysiadam na ławce, kładąc swój plecak na drewnianym stoliku.

- Kiedyś? - Namjoon spogląda na mnie kątem oka.

- Tak. Kiedy Jimin, mój przyjaciel... Zresztą nieważne. - Kręcę głową, nie chcąc rozwijać tego tematu, który zawsze psuje mi humor. - Lepiej powiedz, skąd pomysł na taką podróż.

- Decyzję o tym, że wyjeżdżam, podjąłem właściwie z dnia na dzień. - Blondyn zajmuje miejsce tuż obok mnie. - Żadnego planowania, kompletny spontan. Spakowałem się, wsiadłem w samochód i pojechałem przed siebie.

- Wariat. - Śmieję się. - A praca, rodzina?

- Mieszkam sam. Natomiast moja praca polega na pisaniu tekstów. Jestem raperem. Co prawda początkującym, ale niedawno podpisałem kontrakt z pewną wytwórnią i przygotowuję się do wydania płyty.

- Poważnie? - Posyłam mu zdziwione spojrzenie. - Ach, czyli...kiedyś będziesz musiał wrócić do domu... - W jednej chwili markotnieję. Mam nadzieję, że Namjoon tego nie dostrzega.

- Prawdopodobnie niedługo. Ale nie martw się. Jeśli będziesz chciał, pojedziesz ze mną. Jak już mówiłem, mieszkam sam, będziesz mógł zatrzymać się u mnie. Pracę na pewno też szybko znajdziesz.

Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.

- Co? - Chłopak uśmiecha się uroczo, wzruszając lekko ramionami.

- Nic - odpowiadam. - To wariactwo. Prawie w ogóle się nie znamy. Nie powinienem się zgadzać z tobą jechać...

- Żałujesz? Chcesz wrócić? - pyta łagodnym głosem, w każdej chwili gotowy zrozumieć moją rezygnację z dalszej podróży.

- Nie - odpowiadam szybko. - Nie chcę. Po prostu...nie mogę pozbyć się wątpliwości, czy dobrze zrobiłem.

- Masz kogoś, kto będzie na ciebie czekał?

- A czy gdybym miał, to zgodziłbym się na ten twój zwariowany pomysł? Jak myślisz?

- Pewnie nie...

- Właśnie. Jestem sam jak palec.

- Już nie. - Namjoon nachyla się w moją stronę. - Masz mnie. Na tym się skup. Przeszłość zostaw za sobą.

- Wieczny optymista? - Spoglądam na niego, uśmiechając się lekko.

- Coś w tym rodzaju.

- Zazdroszczę. Ja nie potrafię patrzeć na świat, tak jak ty. - Wyciągam z plecaka butelkę soju. - Napijesz się?

- Prowadzę. - Wskazuje na zaparkowany w pobliżu samochód.

- Wybacz, zapomniałem.

- Nie szkodzi. Ale ty się nie krępuj. Chyba właśnie tego potrzebujesz, prawda?

- Zdecydowanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top