🌹 22 🌹
- Wy się znacie? - pyta zdziwiony Hobi, ale żaden z nas nie odpowiada.
Odwzajemniam zaskoczone spojrzenie Parka. Chyba nie spodziewał się mnie jeszcze kiedykolwiek zobaczyć. Cóż, niespodzianka...
- Seokjin, czemu stoicie w drzwiach? - pyta Nam, pojawiając się nagle tuż za mną. Łapię jego dłoń, odwracając spojrzenie od czarnowłosego niegdyś Jimina.
Joonie zaprasza naszych gości do środka, a Hobi zaczyna się wydzierać:
- Yoongi! Chodź tutaj! Już jestem! Yoongi!
Wzdycham ciężko. Jung Hoseok to najbardziej przeurocza osoba na świecie, zaraz po Namjoonie, oczywiście, jednak w tym momencie mam ochotę zdzielić go w twarz za te krzyki, które wyjątkowo zaczynają działać mi na nerwy.
- Jest w domu? - pyta Hobi, spoglądając na nas.
- Jest - odpowiadam, zadzwiająco nieprzyjemnym tonem. - Ale raczej tu nie przyjdzie. Zostawiłeś go wczoraj...
Szeroki uśmiech schodzi z twarzy Junga. Wbija we mnie zdezorientowane spojrzenie. Tak samo, jak i Nam. Park Jimin w ogóle na mnie nie patrzy.
Ruszam do pokoju, który zajął Yoongi, i wchodzę bez pukania, co spotyka się z morderczym spojrzeniem Mina.
W milczeniu siadam na łóżku, tak samo jak on, nie mając ochoty dołączać do reszty towarzystwa.
- A tobie co?
Wzruszam ramionami, a po chwili dodaję:
- Ja też mogę mieć zły humor, prawda?
***
- Jinnie...
Nie reaguję na głos Namjoona, którego prawie cały dzisiejszy dzień ignorowałem. Źle się z tym czuję, pewnie sprawiłem mu przykrość, ale pojawienie się Jimina trochę wytrąciło mnie z równowagi.
Park był niegdyś jedyną najbliższą mi osobą. Był przy mnie, kiedy najbardziej tego potrzebowałem. A potem wszystko się posypało. Po części z mojej winy.
Nam przysiada tuż obok mnie i przytula, tak po prostu, za co jestem mu cholernie wdzięczny. Zamykam oczy, z całych sił starając się powstrzymywać łzy.
Siedzimy tak dłuższą chwilę, nie mówiąc ani słowa, a tylko wsłuchując się w wieczorną ciszę, jaka panuje dookoła.
- Przepraszam za moje dzisiejsze zachowanie - mówię, ocierając łzy, którym ostatecznie udało się spłynąć po moich policzkach.
- W porządku. Nikt z nas nie ma ci tego za złe. Po prostu wszyscy się o ciebie martwimy...
- Wiem. Dlatego opowiem ci wszystko, od początku do końca.
- Wiesz, że nie musisz. Ja poczekam. Powiesz mi, kiedy będziesz gotowy...
Krecę przecząco głową, wiedząc, że jeśli zaraz z siebie wszystko nie wyduszę, to już nigdy więcej nie uda mi się tego zrobić.
- Ja i Park Jimin... - zaczynam, mnąc w dłoniach materiał koca - kiedyś byliśmy przyjaciółmi...
~ wspomnienie ~
"Musimy pogadać. Spotkajmy się tam, gdzie zwykle. O szesnastej, dobrze?"
Była szesnasta piętnaście. Jimin się spóźniał, choć zwykle był bardzo punktualny. Dopijając mrożoną kawę, rozejrzałem się po lokalu i wtedy go dostrzegłem. Wjeżdżał ruchomymi schodami na piętro centrum handlowego. Uśmiechnąłem się, a czarnowłosy Koreańczyk pojawił się kilka sekund później przy niskim stoliku.
- Pzepraszam za spóźnienie, ale po drodze spotkałem znajomą i trochę się zagadałem - powiedział na wstępie młodszy, zdejmując z siebie skórzaną ramoneskę i zajmując miejsce w niebieskim fotelu.
- Nie szkodzi - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. - Zamówić ci kawę?
- Poproszę.
Wstałem i udałem się do kasy. Po chwili wróciłem razem z kubkiem kawy dla przyjaciela.
- Karmelowa. Taka, jak lubisz.
- Dzięki.
Zapadła cisza. Park upił łyk napoju, po czym uśmiechnął się, oblizując wargi, na których osadziło się odrobinę kawowej pianki.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytałem, ponieważ jego tajemniczy esemes wciąż nie dawał mi spokoju.
Jimin spoważniał, uciekając spojrzeniem. Zmartwiłem się. Coś musiało się stać.
Czarnowłosy wziął głęboki oddech, po czym powiedział:
- Podjąłem już decyzję.
Z początku nie zrozumiałem. Posłałem mu pytające spojrzenie, a on wyjaśnił.
- W sprawie mojego wyjazdu na studia.
Pokiwałem głową, nieco niepewnie, bo nadal nie wiedziałem, jak brzmi owa decyzja.
- Wyjeżdzam za dwa dni...
Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Te studia w Stanach były spełnieniem marzeń Jimina i powinienem był się cieszyć, że owo marzenie się spełni, jednak na myśl, że stracę jedyną bliską mi osobę, miałem ochotę wyć.
Zacisnąłem dłonie pod stolikiem, lecz na mej twarzy widniał całkowity spokój. Moje usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, jednak Jimin wciąż posyłał mi zmartwione spojrzenie.
- Nie chcę cię zostawiać - powiedział, a ja zacząłem się bać, że jeśli powie coś jeszcze, po prostu się rozpłaczę. - Właśnie ze względu na ciebie się wahałem. Ale nie wykorzystać takiej szansy, to wręcz grzech... Będziemy codziennie rozmawiać, obiecuję. A od czasu do czasu będę przyjeżdżać do Korei... A może nawet ty przylecisz do mnie. O pieniądze się nie martw, kupię bilet i przylecisz...
Pokręciłem głową i opuściłem ją, mrugając szybko powiekami, by odgonić łzy. Wziąłem głęboki oddech, po czym spojrzałem czarnowłosemu w oczy.
- Nie przejmuj się mną - powiedziałem, czując ulgę, że mój głos nie zadrżał niekontrolowanie. - Wiem, że te studia, to twoje największe marzenie. I naprawdę cieszę się, że jedziesz do Stanów, ale...będę cholernie tęsknił, to chyba jasne, że jest mi smutno...
Jimin wstał i obszedł stolik, po czym przytulił mnie, nie przejmując się obecnością obcych ludzi dookoła. Wstałem powoli i odwzajemniłem uścisk, mocno zaciskając oczy. Nie przypuszczałem nawet, że wtedy ostatni raz przytulam się do mojego najlepszego przyjaciela, do którego w głębi siebie czułem coś więcej niż zwykłą przyjaźń.
Wieczorem poszliśmy do klubu na ostatnią wspólną imprezę. Mój humor znacznie się poprawił, jednak to była cisza przed burzą, jaka wkrótce miała nadejść.
Upojeni alkoholem pojechaliśmy taksówką do mojego mieszkania - ciasnej kawalerki, w której spędziliśmy mnóstwo wieczorów oglądając dramy bądź po prostu rozmawiając na niestotne tematy.
- Zostaniesz u mnie na noc? - zapytałem, nie chcąc rozstawać się jeszcze z przyjacielem, który niebawem będzie już daleko stąd.
- Jasne. I tak nie mam siły, by wracać po nocy do domu - odpowiedział chłopak, padając na kanapę. Zamknął oczy, a ja zacząłem przyglądać się jego twarzy. Pełne usta wygieły się w lekkim uśmiechu, a smukła szyja wręcz zapraszała, by przylgnąć do niej wilgotnymi ustami...
Bez wahania nachyliłem się i złożyłem na gładkiej skórze chłopaka czuły pocałunek. Gdybym wiedział, że przez to stracę wszystko, dałbym sobie porządnie w twarz, by otrzeźwieć i nie zrobić tego, co zrobiłem.
Jimin otworzył oczy, a mój przerażony wzrok spotkał się z jego zaskoczonym spojrzeniem.
- Co ty robisz?... - zapytał, podnosząc się ostrożnie.
- Wybacz, ja po prostu... - Zabrakło mi słów. Wpatrywałem się bezradnym wzrokiem w przyjaciela, którego wyraz twarzy wskazywał tylko jedno: odrazę.
- Przepraszam cię, Jimin! - dodałem z desperacją w głosie, gdy chłopak zaczął cofać się ku wyjściu z mieszkania. Patrzył na mnie, obserwował, jakby w strachu, że zaraz się na niego rzucę i siłą zmuszę do pocałunku. Przecież to niedorzeczne! Nigdy nie zrobiłbym mu krzywdy. Jednak zachowanie chłopaka mówiło samo za siebie, okropnie mnie przy tym raniąc.
- Myślałeś, że naprawdę się na to zgodzę? - wydusił z siebie czarnowłosy. - Oboje jesteśmy facetami, przecież to jest... - Nie dokończył, a tylko pokręcił głową, jednak wiem, że miał na myśli najbardziej negatywne określenie jakie przyszło mu do głowy.
- Jimin, nie... - zacząłem, jednak chłopak wybiegł z mieszkania.
Przez dłuższą chwilę tylko stałem i wpatrywałem się w miejsce, w którym przed chwilą stał. W końcu osunąłem się na podłogę, nie mogąc uwierzyć, że popełniłem tak ogromny błąd.
Resztę nocy tonąłem we łzach. W końcu i te się skończyły, a gdy policzki obeschły postanowiłem, że nie mogę tego tak zostawić.
Wtedy oboje byliśmy pijani. Być może teraz, kiedy nasze umysły wytrzeźwiały, Jimin pomyśli racjonalnie i zechce mi wybaczyć. Naprawdę miałem taką nadzieję...
Dlatego pognałem jak najszybciej do jego mieszkania, które dzielił z typem, którego szczerze nienawidziłem. To właśnie on otworzył mi drzwi.
- Jest Jimin? - zapytałem, dysząc po szaleńczym biegu przez pół miasta.
- Nie. Wyszedł - odpowiedział beznamiętnym głosem Minseok.
- Dokąd?
- Wydaje mi się, że na lotnisko.
- Jak to: na lotnisko? - wyszeptałem, a moje serce przestało na chwilę bić. - Miał wylecieć dopiero jutro!
- Ale zmienił plany! Idź już sobie - zdenerwował się Minseok.
- Powiedz mi jeszcze, kiedy wyszedł, proszę cię... - wydusiłem z trudem, mając nadzieję, że uda mi się dotrzeć na lotnisko, zanim Park wsiądzie do samolotu.
- Dawno. Ponad trzy godziny temu. A teraz spadaj stąd, bo już nie masz tu czego szukać.
Chłopak zatrzasnął mi drzwi przed nosem, a ja oparłem się o nie, zamykając oczy. Następnie osunąłem się na posadzkę, całkowicie pokonany świadomością, że straciłem wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top