🐰 18 🐰
Dlaczego samochód nie jedzie? Znowu postój? Ugh...
Uchylam powieki, obudzony z krótkiej drzemki.
- Jesteśmy na miejscu.
Kieruję swój wzrok na uśmiechającego się do mnie Namjoona, który przez połowę poprzedniej nocy, gdy zatrzymaliśmy się w niewielkim hotelu, nie pozwolił mi zasnąć. W nawiasie lenny face.
Dlatego od samego rana, odkąd wyjechaliśmy w dalszą drogę, non stop drzemałem w samochodzie.
- Jak to? Już? - pytam zdziwiony, bo przez to, że ciągle byłem na granicy jawy i snu, kompletnie straciłem poczucie czasu.
Podnoszę się, przecierając palcami zaspane oczy, które najchętniej zamknęłyby się jeszcze na krótką chwilę.
- Gdzie my jesteśmy? - pytam, ponieważ spodziewałem się raczej ujrzeć centrum Busan, a nie cichą okolicę, prawie pusty parking, a w oddali morze.
- Koniecznie chcieli iść na plażę - odpowiada Nam, mając na myśli trójkę dzieciaków, których krzyki było słychać aż tutaj.
Szybko podchwycam ten pomysł, ponieważ dawno nie byłem nad morzem. Wychodzę z samochodu i przeciągam się, przeganiając ostatnie resztki snu.
Odwracam się, gdy czuję obejmujące mnie ramiona, i skradam blondynowi słodkiego całusa. Następnie ruszamy w kierunku plaży, trzymając się za ręce.
Zapada wieczór, a to nadaje tej chwili wyjątkowy klimat. Szkoda tylko, że za moment cała ta atmosfera rozpadnie się jak domek z kart za sprawą pozostałej trójki, którą widzę w oddali.
- Może pójdziemy w przeciwną stronę? - proponuję, lecz nie czekam na odpowiedź Nama, tylko kieruję nas w lewo, jak najdalej od wygłupiających się jak dzieci chłopaków.
- Jeszcze coś zmalują. - Śmieje się blondyn, a ja kręcę głową. Już i tak zrobiliśmy mnóstwo głupich rzeczy, jedna, albo dwie nie zrobią różnicy.
W milczeniu i z uśmiechem puszczam dłoń Nama, by następnie przytulić się, bo tak bardzo lubię czuć jego obejmujące mnie ramiona.
Idziemy tak kawałek po zupełnie opustoszałej plaży, kiedy nagle młodszy zatrzymuje się, a ja wraz z nim.
- O co chodzi, Joonie? - pytam zaciekawiony i nieco speszony pod jego intensywnym spojrzeniem. - Dlaczego tak na mnie patrzysz?...
- Po prostu chcę ci powiedzieć, że...
"...cię kocham" - dopowiadam w myślach. Nie, to niemożliwe, żebym kiedykolwiek od kogokolwiek usłyszał te słowa. Odkąd zmarła mama, nikt się tak do mnie nie odezwał i zacząłem wątpić, że ktoś prawdziwie mnie pokocha.
- Wiem, że tydzień to naprawdę mało czasu, by poznać drugiego człowieka, ale ja czuję, jakbym znał cię od bardzo dawna... - mówi w końcu, a moje serce zaczyna bić szybciej, bo wiem, że to, co chłopak chce mi powiedzieć, jest naprawdę ważne i znaczące. - Jeszcze dwa tygodnie temu, gdy wyjeżdżałem, myślałem, że wrócę do swojego życia, zacznę pisać teksty, wydawać kawałki jeden po drugim... Naprawdę mi to odpowiadało, ale teraz nawet nie potrafię wyobrazić sobie, że w tych chwilach nie ma przy mnie ciebie.
- Ja z tobą będę, Nam - zapewniam szybko, by rozwiać wszelkie wątpliwości chłopaka.
- Nie. - Kręci głową. - To znaczy, chodzi mi o to, że... Zabrałem cię ze stacji, wywróciłem twoje życie do góry nogami, obiecałem, że pomogę ci się na nowo odnaleźć w stolicy... I pomogę, ale... Nie chcę, byś zaczynał nowe życie... Chcę, żebyś zaczął uczestniczyć w moim życiu.
- Mam rozumieć, że-
- Postronny obserwator powiedziałby, że zachowujemy się jak para, jednak oficjalnie nie zapytałem cię, czy chciałbyś...no...zostać...moim chłopakiem. Dlatego właśnie teraz chcę zapytać, czy-
- Tak! - mówię, nie mogąc dłużej czekać. To jedno krótkie słowo opuszcza moje usta, nie pozwalając blondynowi dokończyć zdania. Jednak chłopak już nic nie mówi. Przyciąga mnie do siebie i całuje czule, przez co ja prawie się rozpływam.
Odwzajemniam pocałunek, mając nadzieję, że to wszystko - morze, plaża i my sami - nie zniknie za moment, jak nierealny sen.
- Chodźmy przejść się kawałeczek. Nie chcę jeszcze wracać - mówię po chwili, którą spędziliśmy na trwaniu w swoich objęciach.
Ruszamy dalej, trzymając się za ręce. Na mojej twarzy widnieje lekki uśmiech, nie potrafię go powstrzymać, dlatego zwracam twarz ku morzu, by Nam nie dostrzegł, że uśmiecham się do siebie jak głupek.
Po chwili zauważam kogoś siedzącego w oddali. Nie zamierzam się jednak tym przejmować. Nic i nikt nie może zniszczyć tej chwili.
Kiedy podchodzimy bliżej, nieznajomy ponownie przykuwa moją uwagę, tym razem na dłuższą chwilę.
Wymieniamy z Namjoonem zaniepokojone spojrzenia i ostrożnie mijamy skulonego na piasku nastolatka. Ma zamknięte oczy. Prawdopodobnie śpi, z plecakiem pod głową.
Zatrzymujemy się, ponieważ coś nie pozwala przejść mi obojętnie obok czarnowłosego chłopaka. Raczej nie przyszedł na plażę, by spędzić miło czas, a potem zawinąć się z powrotem do domu. Wypchany po brzegi plecak wskazuje, że chłopak gdzieś wyjeżdża, bądź, co bardziej prawdopodobne, uciekł z domu. Nie miał dokąd pójść, dlatego śpi na plaży.
To są tylko moje przypuszczenia, zapewne nastolatek nie chce, by ktoś obcy wtrącał się w jego życie, jednak ja, jak to ja, muszę się wtrącić, bo być może będę mógł pomóc.
Podchodzę bliżej leżącego chłopaka. Chyba dręczy go jakiś nieprzyjemny sen, ponieważ zaciska mocno powieki, a dłonie zwija w pięści.
- Chcesz go obudzić? - Słyszę szept Nama tuż nad sobą.
- A mam inne wyjście? On chyba potrzebuje pomocy...
Namjoon przyznaje mi rację, więc klękam na piasku i wyciągam dłoń, by potrząsnąć ramieniem nieznajomego, a tym samym wzbudzić go ze snu.
Jednak zanim moja ręką ląduje na barku chłopaka, ten otwiera oczy i zrywa się z miejsca, wbijając w nas przestraszone spojrzenie.
- Spokojnie - mówię, podnosząc się powoli. - Mam na imie Seokjin. A to jest Namjoon. Chcieliśmy ci pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top