🌼 11 🌼
- Kim ty jesteś?...
Odwracam się, słysząc zaskoczony, aczkolwiek zaspany głos Mina.
Tylko na to czekałem.
- Do kogo ty mówisz? - pytam, próbując powstrzymać cisnący się na usta szeroki uśmiech.
- Jak to?... Do niego. - Wskazuje na siedzącego obok J-Hope'a.
Spoglądam na Junga, udając, że tak naprawdę nikogo nie widzę. Wzruszam ramionami, przenosząc spojrzenie z powrotem na zdezorientowanego Yoongiego.
- Nikogo tu nie ma, oprócz nas. A może ty jeszcze śpisz, a to wszystko, to tylko sen?
Hoseok wybucha śmiechem, psując tym całą zabawę, jednak nie mam mu tego za złe. Śmieję się razem z nim, po chwili dołącza do nas Nam.
- Co się tu, kurwa, dzieje?! - woła Yoon, poważnie wkurzony, obrzucając nas wszystkich nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Po pierwsze, nie przeklinaj. A po drugie, jak mogłeś nie poznać Hoseoka? - pytam, oburzony kręcąc głową.
Miętowowłosy rzuca długie spojrzenie w kierunku Junga, a ten z kolei posyła mu jeden ze swoich promiennych uśmiechów, kręcąc głową na boki i prezentując mu się ze wszystkich stron.
- Już wiem! - woła nagle Min. - To ciebie wczoraj o mały włos nie rozjechaliśmy! Ale...co ty tu teraz robisz?
- Boże, Yoon, nie widzisz? Jedzie z nami samochodem! - odpowiadam, odwracając się z powrotem w kierunku przedniej szyby.
- Łapałem okazję i twoi przyjaciele postanowili podrzucić mnie do Seoulu - wyjaśnia J-Hope. - Chyba nie masz nic przeciwko temu? Nie chcieliśmy cię budzić...
- Nieprawda - rzucam w ich kierunku. - Mógłbym go obudzić, ale po co? Żeby słuchać jego marudzenia? A tak, spał sobie dalej, nikomu nie przeszkadzał...
- Seokjin, dobrze się bawisz? Chcesz w ry-
- Cicho. Przypomnieć ci, kto rano zechciał łaskawie podać ci butelkę wody?
- Obrzydliwej kranówy. Wielkie dzięki.
- Doceń to. Następnym razem nie będę taki miły. Nawet nie wpuszczę cię do pokoju! Bedziesz spał na korytarzu.
- Następnym razem biorę osobny pokój.
- Przepraszam cię, Hoseok - odzywa się nagle Nam, a ja posyłam mu niezadowolone spojrzenie, bo właśnie pozbawił mnie możliwości odpyskowania Yoongiemu jak jeszcze nigdy. - Oni tak codziennie. Będziesz musiał się do tego przyzwyczaić, jeśli chcesz nadal z nami podróżować.
- W porządku. Wesoło tu macie - przyznaje J-Hope. - Skąd w ogóle jedziecie?
Po tym pytaniu zapada cisza. Spoglądam na Namjoona, a on rzuca szybkie spojrzenie w moim kierunku. Tą historię ze stacją raczej powinniśmy zostawić dla siebie. Im mniej osób wie, tym lepiej. Poza tym, gdyby Jung dowiedział się, co zrobiliśmy - z pewnością uznałby nas za chorych psychicznie piromanów.
- Powiedziałem coś nie tak? - pyta niepewnie J-Hope, gdy cisza zaczyna się przedłużać.
- Wyruszyliśmy z Seoulu - odpowiada mu Joonie. - Jedziemy przed siebie, by później dotrzeć z powrotem do stolicy. Taka spontaniczna podróż.
- A ty? Dlaczego chcesz się dostać do Seoulu? - zadaję szybko pytanie, by Jung o nic więcej nie dopytywał.
- Och... - Hoseok wyraźnie zmarkotniał. - Dostałem się do szkoły dla tancerzy. Czekałem tylko, aż mój dobry znajomy wróci ze Stanów, bym mógł się u niego zatrzymać.
- To świetnie! - Odwracam się do Junga i posyłam mu promienny uśmiech. - Dlaczego się nie cieszysz?...
- Moi rodzice tego nie akceptują... - odpowiada po chwili. - Chcieli, żebym poszedł na studia, jak każdy normalny człowiek, ale moją największą pasją jest taniec i właśnie w tym chcę się realizować. Dlatego uciekłem z domu, trochę pomieszkiwałem u kumpla w Gwangju, podrzucił mi pomysł, bym występował na ulicy, żeby trochę zarobić...
- Ej, nie smuć się. - Yoon trąca go lekko ramieniem. - Moi rodzice też nie chcą mnie widzieć.
Zaciekawiony spoglądam na miętowowłosego, ponieważ pierwszy raz mówi o sobie w tak osobisty sposób.
- Dlaczego? - pyta bez wahania Hoseok. Tylko on mógł zadać takie pytanie. Nie zna Mina na tyle, by wiedzieć, że pod żadnym pozorem nie można wtykać nosa w jego przeszłość.
- Wstydzili się mieć syna, który ugania się za chłopakami - odpowiada, wzruszajac lekko ramionami. - Najlepsze, że próbowali mnie z tego wyleczyć - dodaje po chwili. - Rozumiecie? Wyleczyć z homoseksualizmu. Kompletnie ich pojebało.
Patrzę na Mina w zamyśleniu. Nigdy nie chciał mówić o sobie, a tu proszę, nagle zaczął się uzewnętrzniać. To spowodowało, że sam zacząłem mieć potrzebę opowiedzienia czegoś o sobie.
- A moi rodzice zmarli, zaraz po moich trzynastych urodzinach - mówię, zawieszając wzrok w przypadkowym punkcie za tylną szybą. - Zamieszkałem z osobą, której nienawidziłem najbardziej na świecie. A ona nienawidziła mnie. Kilka lat później okazało się, że moja ciotka jest śmiertelnie chora. Zmarła jeszcze tego samego roku, a ja musiałem się wyprowadzić. Mieszkanie przekazała swojemu synowi, a on nie znosił mnie tak samo, jak jego matka. - Przy ostatnim wypowiadanym przeze mnie słowie czuję dłoń Nama zaciskającą się delikatnie na tej mojej. Spoglądam na niego, uśmiechając się lekko. Szkoda, że nie było go przy mnie jeszcze osiem lat temu, gdy bezdomny szwendałem się po ulicach z jedną małą walizeczką.
- A ty, Nam, chcesz coś z siebie wyrzucić?- pytam, przerywając napiętą ciszę, którą spowodowało moje wyznanie.
- A jakie on może mieć zmwrtwienia? - Śmieje się Yoonie. - Jak nazwać swój pierwszy album? A może jaką dać do niego okładkę?
- Przestań - karcę go, jednak kiedy Nam zaczyna się śmiać, również się uśmiecham.
- Nam jest raperem - wyjaśnia Min przysłuchującemu się dotychczas Hoseokowi.
- I to bardzo dobrym - dodaję.
- Początkujacym, ale dziękuję za miłe słowa, Seokjin.
- Nie ma za co. - Posyłam mu promienny uśmiech i podkręcam muzykę, lecącą z radia, na maxa, by uniemożliwić komukolwiek jakiekolwiek rozmowy. Przez te zwierzenia zrobiło się dosyć smutno i niezręcznie, a muzyka, jak wiadomo, potrafi rozładować każdą napiętą atmosferę.
W samochodzie rozbrzmiewają pierwsze dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek, kiedy nagle auto wpada w poślizg. Z mojego gardła wydostaje się jeden niekontrolowany krzyk, zanim pick up zatrzymuje się gwałtownie kilkanaście metrów dalej.
Na środku ulicy.
W poprzek drogi.
Prowadzącej przez las.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top