Rozdział 24
Obudził ją cichy szmer. Jej sen był płytki i dlatego każdy najmniejszy dźwięk był w stanie ją wyrwać z odpoczynku. Kobieta gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. Uspokoiła się, gdy dotarło do niej, że jest bezpieczna. Domyśliła się, że właścicielem tego dźwięku był któryś z jej towarzyszy. Starając się nie narobić zbędnego hałasu, podniosła się na równe nogi. Mijając i próbując nie nadepnąć swoich kompanów pogrążonych w śnie, dotarła pod wielkie drzwi. Uchyliła je, a do środka wpadł strumień wschodzącego słońca. Zamknęła wrota za sobą i wzięła kilka głębokich wdechów świeżego powietrza. Przymknęła oczy, delektując się delikatnym wiatrem rozwiewającym jej włosy. Odeszła kilka kroków od budynku i usiadła pod rozłożystym drzewem, zatapiając się w swoich myślach. Gdy do jej uszu dotarł dźwięk czyiś kroków, otworzyła prędko oczy. Gdy rozpoznała intruza zakłócającego jej spokój, cała się spięła, lecz starała się nie dać po sobie tego poznać. Czarnowłosy krasnolud dołączył do niej, siedzącej pod wierzbą. Oboje trwali w ciszy, nie mając odwagi się odezwać. W końcu pierwsza przełamała się Ariel, zadając pytanie.
- Dlaczego nie śpisz? Coś się stało? - jej oczy ani na chwilę nie spoczęły na Thorinie. Wpatrywała się w jakiś odległy punkt przed sobą. Z ust krasnoluda wyrwało się ciche westchnienie.
- Chciałem porozmawiać. - odparł zdawkowo, wpatrując się w swoje dłonie. Odpowiedziała mu cisza. Elfka na zadane pytanie niespokojnie się poruszyła. Jej wzrok na ułamek sekundy skrzyżował się z Thorinem.
- O czym? - cichy i melodyjny głos przeszył napiętą ciszę w której oboje tkwili od dłuższego czasu.
- Chciałem Cię przeprosić... i wyjaśnić. - Te słowa z trudem przeszły mu przez gardło. Nigdy nie myślał, że będzie spokojnie rozmawiać z elfem, a na dodatek go przepraszać. Od początku tej wyprawy zmieniło się tak wiele, że ułożony wcześniej misterny plan w głowie, przerodził się w totalny chaos. - W tedy, w górach, nie mogłem inaczej postąpić. Jestem odpowiedzialny za całą kompanię, musiałem zadbać o ich bezpieczeństwo. Nie przyzwyczailiśmy się do myśli, że Cię straciliśmy gdy pojawiłaś się ponownie, przy okazji mnie ratując. - Kobieta spojrzała na niego zdziwiona, nie sądziła bowiem aby był on świadomy o okolicznościach jej dołączenia do kompani. Jednak nie przerwała mu, pozwalając kontynuować. - Chciałem Ci również podziękować. Gdyby nie ty, nie żyłbym. Jesteś częścią tej kompani, od naszego pierwszego spotkania w Bag End.
Po wypowiedzeniu ostatnich słów, krasnolud zamilkł, czekając na reakcję dziewczyny.
- Chyba Cię rozumiem. Jesteś naszym wodzem i na pierwszym miejscu musisz dbać o bezpieczeństwo kompanii. Ja również nie jestem bez winy, emocje wzięły nade mną górę. Nawet najsilniejsza osoba nie jest w stanie wygrać batalii z nimi. Zacznijmy od początku, zapomnijmy o tamtym wydarzeniu. Weźmy wszystkie urazy w niepamięć. - czarnowłosy mężczyzna był zdziwiony jej wypowiedzią. Nie spodziewał się, że Ariel tak szybko odpuści i go zrozumie. A może zrobiła to już wcześniej?
- Muszę przyznać rację temu przeklętemu czarodziejowi. Staruszek znowu się nie pomylił. - odezwał się krasnolud, gdy dziewczyna wstała z ziemi z zamiarem wrócenia do reszty kompanów. Zastygła w miejscu, odwrócona do niego plecami, czekając na dalsze słowa, jednak te miały nadejść dopiero po chwili. Mężczyzna przywołał w myślach wspomnienie z ich wizyty w Rivendell.
- Dolina Imladris. W wspólnej mowie zwana-
- Rivendell. – przerwał Gandalfowi niziołek. Jego oczy były rozmiaru pięciozłotówek, a on sam wyglądał jak dziecko, któremu mama kupiła wielkiego lizaka.
- Przyprowadziliście nas do elfów. Od początku był to wasz zamiar! – warknął wściekle Thorin, w kierunku czarodzieja i dziewczyny. Jako jedyny z kompani się nie cieszył.
- Elfy Ci pomogą. To nie są mieszkańcy mrocznej puszczy. To nie oni Cię zdradzili. Nie znajdziesz tutaj zła, chyba że sam je przyniesiesz. – Elfica odpowiedziała zimno i ruszyła przodem. Wszyscy popatrzyli się na siebie zdziwieni, lecz poszli jej śladem, ufając jej. Jedynie Gandalf i dowódca, zostali w tym samym miejscu.
- Zobaczysz, ta dziewczyna wniesie duże zmiany do twojego życia. – odezwał się tajemniczym tonem mag i odszedł jak gdyby nigdy nic. Dębowa tarcza też poszła w ślady innych zastanawiając się co mogło przyczynić dziewczynę do tak nagłej zmiany zachowania.
- W słowach "Zobaczysz, ta dziewczyna wniesie duże zmiany do twojego życia." jest naprawdę dużo prawdy. - mężczyzna w czasie swojej wypowiedzi podniósł się na nogi. Domyślała się co chciał zrobić. To, czego ona się cholernie bała i chciała kolejny raz uciec jak tchórz. Gdy tylko dotarło do niej znaczenie słów, pragnęła odejść. Postawiła pierwszy krok, ale coś, a raczej ktoś nie pozwolił jej się oddalić. Krasnolud widząc zamiary elfki pociągnął dziewczynę za nadgarstek tak, że wpadła na niego. Aby nie stracić równowagi musiała oprzeć dłonie na jego klatce piersiowej. Srebrne, zdziwione oczy znów zwróciły się ku niemu.
- Thor... - kobieta nie zdążył dokończyć słowa, gdy krasnolud nakrył jej usta swoimi. Zamiast sensownego zdania, wyszedł niezrozumiany bełkot. Dziewczyna zastygła w miejscu, zszokowana poczynaniami mężczyzny. Po krótkiej bitwy rozumu z sercem, gdzie wygrało to drugie, oddała się chwili przyjemności, odwzajemniając ten pocałunek. Różowo-czerwone promienie słońca oświetlały ich twarze, gdy Ci wreszcie się od siebie oderwali z powodu braku powietrza. Na ich ustach błąkały się nieśmiałe uśmiechy, a oczy wyrażały więcej niż tysiąc słów. Odbijały się w nich miliony radosnych iskierek. Krasnolud przymknął oczy i oparł swoje czoło o dziewczyny. Tkwili tak, ciesząc się swoją obecnością, w całkowitej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami budzącej się do życia przyrody.
***
- Och, Bilbo! Ja dobrze, że już jesteś. - zaspany pan Bagging wszedł do pomieszczenia gdzie znajdowała się reszta kompanii. Obudził się przed chwilą i jeszcze nie docierało do niego to co się dzieje. Czarodziej nie zwrócił jednak uwagi na jego zdezorientowanie. - Ja pójdę pierwszy. Ariel, drogi Bilbo, będziecie mi towarzyszyć.
- Proszę, pochowajcie mnie godnie, gdyby udało się wam uciec. - wymamrotała zniesmaczona kobieta. Nie widziało jej się iść do ich gospodarza, po tym co usłyszała poprzedniego dnia od Gandalfa. Nie miała jednak wyboru, musiała w pełni zaufać staruszkowi z magiczną laską, że w razie niebezpieczeństwa ich uratuje. Znowu. Jedno trzeba było przyznać czarodziejowi, zawsze pojawiał się we właściwych miejscach, w odpowiednim czasie. Reakcją na jej wypowiedź były słabe uśmiechy kompani
- Wychodźcie parami, Ty, Bombur liczysz się za dwóch. - Mithrandir zignorował jej uwagę, dzieląc krasnoludy. - A! Thorinie i ty, Frerinie, będziecie na końcu. - wspomniany dowódca kiwnął delikatnie głową, stojąc w z boku i opierając się o drewnianą belkę. Nie miał na sobie swojego futra, a jego włosy były związane na karku kawałkiem rzemyka. Jego chłodny wzrok spotkał się z Ariel. Po tamtym mężczyźnie z rana, nie było prawie w ogóle śladu. Ta sama postawa, te same ruchy i... inne oczy. Mieniące się wesoło. Tylko dobry obserwator był w stanie zauważyć tę minimalną zmianę. Blondwłosy krasnolud jedynie kiwnął głową. Nie mógł tego ukrywać, jego również przerażała wizja stanięcia przed ich gospodarzem.. Nie mieli jednak wyboru.
- Nie idźcie wszyscy na raz, czekajcie na mój znak. Bilbo, Ariel za mną. - odezwał się czarodziej wyglądając zza rogu. Wziął głęboki wdech, po czym ruszył kamienną ścieżką. Niziołek i elfka posłusznie udali się jego śladem. Dróżka prowadziła do tylnej części ogrodów wijąc się między starannie przystrzyżonymi krzewami.
- Czy ty Gandalfie się boisz? - padło pytanie hobbita. Ręce czarodzieje niespokojnie drżały, mocno zaciskając się na lasce. Mithrandir na tę wypowiedź prychnął lekceważąco.
- Oczywiście, że nie. Skąd Ci to przyszło do głowy, drogi Bilbo? A zresztą, nie odpowiadaj. Przyspieszcie kroku. - staruszek odpowiedział pospiesznie, faktycznie nadając nowe tępo ich marszu. Po chwili ich oczom ukazał się rosły mężczyzna, przewyższający nawet Gandalfa o głowę. Po jego napiętej sylwetce, można było wnioskować, że dowiedział się już o niespodziewanych gościach. Mężczyzna rąbał drewno, trzymając wielką siekierę w ręce. - Mówienie zostawcie mi.
Cichy szept Gandalfa dotarł do ich uszu, zanim stanęli przed ich gospodarzem. Nieznajoma postać nie zwróciła na nich uwagi, dopóki nie przemówił czarodziej.
- Dzień dobry. - przywitał się uprzejmie, spoglądając na niego nieśmiało, spod kapelusza. Beorn spojrzał na nich przelotnie, po czym wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. - Nazywam się Gandalf Szary i jestem czarodziejem oraz przyjacielem Radagasta Burego, którego zapewne znasz.
- Nie kojarzę żadnego Gandlafa. Załóżmy, że Ci wierzę. A twoi towarzysze to?
-Elfka Ariel, bratanica Lorka Elronda, władcy Rivendel, oraz Hobbit, Bilbo Bagging z Bag End. Przepraszamy, że naszą grupką wtargnęliśmy do Twojego domu, potrzebowaliśmy schronienia.
- Troje to już grupa? - mężczyzna spojrzał na nich nieufnie, a zaraz po jego słowach, zza rogu budynku wyłoniła się dwójka krasnoludów. Na ich widok Beorn podniósł ostrzegawczo siekierę.
- Tak, muszę przyznać, że wielu z nas to krasnoludy. - Gandalf próbował nieumyślnie ukryć swoje zmieszanie.
- Pięciu to już wielu? - kolejna para wyszła zza domu.
- Ach, zapomniał bym! Jeszcze Fili i Kili!
- Do usług! - siostrzeńcy grzecznie się ukłonili, dołączając do reszty.
- Nie chcę waszych usług! - warknął nieprzyjemnie gospodarz, ponownie unosząc kawałek ostrza.
- To zrozumiałe... - czarodziej zdawał się coraz bardzo zdenerwowany. Nie tak miało to wyglądać. Chwilę po jego wypowiedzi, zza zakrętu wytoczyli się pozostali. Gandalf był już całkowicie zażenowany całą tą sytuacją.
- To już wszyscy? - zapytał zniecierpliwiony Beorn, po przedstawieniu krasnoludów przez Czarodzieja. Wtem wyszła ostatnia para. Bił od nich szacunek i duma. Po ich chodzie, ruchach można było być pewnym co do ich królewskiego pochodzenia.
- Jest jeszcze Thorin Dębowa Tarcza, nasz przywódca, oraz jego zaginiony brat, książę Frerin. - na ich widok na twarzy zmiennokształtnego pojawiły się wszystkie emocje, od przerażenia, poprzez szok do czystego niedowierzania.
- Jestem w takim razie zmuszony zaprosić was na śniadanie.
*****
Ten rozdział miał mnóstwo poprawek, a w dalszym ciągu nie jestem z niego zadowolona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top