Rozdział 20


Czy śmierć boli? Jest szybka, która nie daje o sobie znać i przychodzi niespodziewanie. Jest i druga, gdzie człowiek męczy się z przeklętym bólem, nie zawsze fizycznym. Trwa ona dniami i nocami, ciągnąc się w nieskończoność. Takie myśli przelatywały przez umysł elfki. Nigdy nie wyobrażała sobie swojej śmierci w taki sposób, ale cóż, życie lubi zaskakiwać i kłaść kłody pod nogi. Może brzmiało to banalnie i głupio, ale chciała ich uratować. Nie mogła pozwolić, aby im spadł włos z głowy, a na pewno to już się wydarzało. Nie mogła zawieść. Nie mogła, po prostu nie potrafiła. Przed oczami stanęły jej wszystkie wspomnienia z dzieciństwa, twarze jej przybranych rodziców czy nawet jest przyjaciółka z Rivendell i na sam koniec - kompania. Krasnoludy, które potrafiły poprawić jej nastrój zwykłymi ruchami, Frerin, którego uratowała i pomogła, oraz.... czarnowłosy dowódca. Jego lodowate tęczówki były ostatnim obrazem, który zobaczyła, zanim straciła przytomność.

***

Kamień spadł mu z serca, gdy zobaczył, że jego bratu i siostrzeńcom nic nie jest. Delikatny uśmiech wpłynął na jego oblicze, a on sam podbiegł do rodziny. Objął swojego jedynego brata i odetchnął z ulgą. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mu się stało. Nie mógł go stracić raz jeszcze. Przeniósł wzrok na Kiliego i Filiego. Nie zauważył żadnych poważnych ran na ich ciele, a to się dla niego najbardziej liczyło.

- Cieszę się, że nic wam nie jest. - przemówił w końcu, zmęczonym, lecz szczęśliwym głosem.

- Uwierz, chcę jeszcze trochę pożyć na tym świecie. -przytakną Frerin, lecz zaraz zmarszczył brwi – Gdzie jest Bilbo i Ariel? - wszyscy zaczęci się rozglądać, ale pośród strun deszczu nie mogli nic dojrzeć. Definitywnie nie było z nimi elfki i hobbita.

- Ekhem, byłbym bardzo zadowolony, gdyby ktoś podał mi rękę. - odezwał się cichy głosik z dołu. Krasnolud, który stał najbliżej - Bifur, kucną i wychylił się nad przepaścią. Zobaczył tam niziołka trzymającego się jedną ręką skalnej półki. Mężczyzna wyciągnął do niego dłoń. Lecz Pan Baggins  nie zdołał jej dosięgnąć i osunął się jeszcze niżej. Thorin zeskoczył z skarpy i podał pomocną dłoń włamywaczowi. 

- Dziękuję. - odetchnął ulgą niziołek gdy został wciągnięty na górę.  Otrzepał spodnie i spojrzał na swojego wybawiciela z wdzięcznym wyrazem twarzy.

- Musimy ruszać dalej. - minął go i stanął na przodzie wpatrując się przed siebie.  bólem serca przychodziła mu ta decyzja, ale musiał patrzeć na dobro reszty, nie..... jakiejś elfki.

- A Ariel? Nie możemy jej tu zostawić! - wtrącił Frerin z oburzeniem. - 

jest częścią kompan-

- Na razie pogoda się uspokoiła, lecz za chwilę może znowu rozpętać się burza! Nie możemy tu być. - uciął jakże spokojną wymianę zdań, posuwając się do przodu. Cała kompania mimo sprzecznych uczuć ruszyła za nim. Zostali jedynie Ci, którzy bliżej ją poznali, ale i oni musieli w końcu iść dalej, aby nie strać życia. 


***


Ciężko klapnął na kamień, zrzucając z ramienia tobołki. Męczyło go sumienie, że zostawił swoją przyjaciółkę. Nie mógł postąpić inaczej - tak myślał. Był częścią kompanii, ona również. W jaskini, w której zatrzymali się przed szalejącym wichrem i deszczem, panowała grobowa atmosfera. Wyczuwalne napięcie w powietrzu można było ciąć brzytwą. 

- Bofur, dziś ty pełnisz wartę. - oznajmił Thorin, a wspominany krasnolud kiwnął głową. nikt juz później się nie odezwał. 


Było grubo po północy, gdy niziołek otworzył oczy i zebrał swój bagaż. Starając się na nikogo nie nadepnąć, przeszedł przez połowę drogi, którą musiał pokonać, aby dotrzeć do wyjścia. Kiedy chciał postawić kolejny krok, usłyszał szelest z boku.

- Bilbo? Co ty robisz? - zapytał zmęczonym głosem krasnolud, trzymający wartę. Hobbit zastygł w połowie ruchu i spojrzał na rozmówcę. 

- Musze odejść, nie mogę tu zostać. Zwłaszcza po tym co zrobiłem. 

- Jak przejdziesz przez góry?  nie dasz sobie sam rady, jeżeli nawet ona, nie dała rady dojść tutaj. Jesteś naszym przyjacielem i włamywaczem, nie możesz nas zostawić. 

- Chciałbym wam pomóc odzyskać dom, ale nie mogę zostać. Gryzie mnie sumienie, może, ją znajdę... Dacie sobie beze mnie radę. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. 

- Bilbo, poczekaj. Co to? - ponownie go zatrzymał, a Baggins również się zatrzymał. Krasnolud wskazał na jego miecz, który zajarzył się na niebiesko. Hobbit znalazł go w jaskini trolli, a teraz nareszcie się przydał. Tylko szkoda, że tak późno. Kamienne podłoże się załamało, a cała kompania wpadła do środka. 



**********


Zmartwychwstałam.....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top