Rozdział I.

START: 10.09.2019

Uwierzcie mi, że ja już nie piszę w ten sposób pls 
Zostawmy w ciszy moje dawniejsze umiejętności pisania (*)

-----------------

Pov. Bakugo
Był to dzień jak co dzień.
Poszedłem pieszo do szkoły U.A, czyli najlepszej szkoły dla bohaterów i zaczęliśmy lekcje.
Ten nerd, Deku, oczywiście prawie przewrócił ławkę wyrywając się do odpowiedzi.
Ktoś może powiedzieć, że przesadzam, ale poważnie-zgłaszając się, wygląda jak skaczący królik ogarnięty spazmami.
Po skończonych zajęciach wracałem do domu.
Jednak po drodze coś się wydarzyło.
Coś, co zmieniło moje dotychczasowe życie.

Pov. Bakugo
Ogłuszający wybuch.
Smród spalenizny.
Czyjaś dłoń na moich ustach.
I głos.
-Ciii.... Zamknij oczy, a wszystko będzie dobrze...
Poddać się? Teoretycznie nie mam wyboru, jestem bezradny, ponieważ ten ktoś mnie skutecznie unieruchomił.
Jednak moja duma mi na to nie pozwala.
Nic nie widzę przez ten dym.
-Zamknij oczy, słyszysz...? Nie pozwól, bym użył przemocy...
Próbowałem się wyrwać, jednak ktoś posłał mi cios prosto w brzuch.
Myślałem, że to ten, który mnie obezwładnił, jednak się myliłem, ponieważ należący do niego głos (tak swoją drogą, który bardzo szybko zmienił częstotliwość z groźnego na piskliwy) zaczął krzyczeć:
-Ej, ale zostaw! Dabi, ty cholero!
Dabi....? Kto to w ogóle jest....? Nic złego nie zrobił!
-Zamknij się! Miałeś zabrać go do Shigarakiego, bezmyślna małpo!
-N-nie jestem b-bezmyślną małpą...
-Rusz dupę, bo skończysz tak jak on.
Wtedy poczułem, jak coś metalowego uderza mnie w głowę.

***

Boże... Moja głowa... Gdzie ja jestem...?
Nic nie widzę... O kurde, wszędzie jest czarno, czy ja oślepłem?! Serio, w takiej chwili?!
Już miałem wściec się na niebiosa, gdy poczułem materiał gilgoczący mój nos.
Aaa, to tylko przepaska.
Haha, „tylko"!
Przecież jestem uwięziony! Porwany!
-D-Dabi... Dlaczego musieliśmy go porwać? On jest niewinn-
-Morda! Zbudził się, imbecylu!
Te same znajome głosy.
Jeden, który mnie obezwładnił, i drugi, który wrzeszczał na pierwszego.
Nagle oślepia mnie jakieś światło.
Mrugam parę razy, starając się przyzwyczaić.
Gdy już odzyskałem zdolność widzenia, zauważyłem dwie postaci:
Jeden z nich miał fioletowe blizny, białą koszulkę i czarną kurtkę. Stał przy krześle. Drugi chłopak, o wiele niższy, czerwonowłosy, z czarną opaską na głowie, dobrze zbudowany, a jednak mały, stał w sumie...
Tuż nade mną.
-ODSUŃ SIĘ ZŁOCZYŃCO! JAK SIĘ ZBLIŻYSZ CHOĆ CENTYMETR, PRZYSIĘGAM, ROZWALĘ CI TĘ TWOJĄ BUŹKĘ!
Czerwonowłosy zrobił smutną minę, ale posłusznie się odunął.
-Dabiii, on na mnie krzyczyyyy....-przeniósł wzrok na mnie-Myślałem, że będzie milszy...
-Teoretycznie go porwaliśmy, czego ty oczekiwałeś?
-N-no nie wiem... Ej!-zwrócił się do mnie i ZNOWU podszedł za blisko-Wszystko w porzadku? Opatrzyć Cię?
-Spadaj, mam lepsze rzeczy do roboty.
Nagle zauważyłem, że czerwonowłosy ma jakieś... rekinie zęby? Co to niby jest?!
Jezu, jakaś banda dzikusów. Jeden jest jak agresywna kobieta z za duża ilościa temperamentu, a drugi zachowuje się jak szczeciak, tyle, że ma jakieś spiczaste zębiska.
-Kirishima, zabierz go do jego pokoju.
Jeden to Kirishima, a drugi Dabi, tak...?
-Za cholerę nie wejdę do tego pokoju. Gdybym miał rozwiązane ręce, już dawno byłoby po was.
-Wiesz...-zaczął Dabi, a na jego ustach pojawił się uśmieszek-Niestety nie masz już swojej mocy, przykro mi, haha.
-Że jak?!
-Ot tak! Kirishima rozwiąż go!
Posluszny niczym pies chłopak zaczął mnie rozwiązywać.
Gdy byłem już wolny, w przeciągu paru sekund obmyśliłem krótki plan. Zacząłem z miejsca.
Doskoczyłem do stojącego metr za mną złoczyńcy imieniem Kirishima i złapałem za szyję. Podniosłem go za nią do góry, czując jego puls pod palcami. Z czerwonych oczu popłynęły łzy, a z gardła wydobywało się łapczywe pragnienie powietrza. Chwilę go tak trzymałem, aż zaskomlał:
-Puść... Proszę...
Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ten cały Dabi złapał mnie od tyłu i odciągnął od Kirishimy.
Strzelił mi z otwartej dłoni, a ja upadłem na podłogę.
Postawiłem się do pozycji siedzącej w szoku, że faktycznie nie mogę używać swego Daru.
Spojrzałem na chłopaka z czerwonymi włosami.
Wyglądał teraz okropnie. Leżał na podłodze, najwyraźniej zachwycając się każdym wdechem. Spod jego długich, czarnych rzęs dalej ciekły ciurkiem łzy.
Hm, jeszcze jedno-teraz nie tylko jego włosy i oczy były czerwone.
Również podłoga przy nim, zabrudzona po tym, jak kasłał krwią.
Ugh, chyba przesadziłem, bohaterowie nie mogą zabijać złoczyńców. To niemoralne.
Znaczy, nie zabiłem go, to jasne. Widać, że jeszcze dyszy, nędzna gnida.
Ale mogłem.
I zrobiłbym to, gdyby nie ten osiłek za mną.

\\\\\

Pierwsza część za nami! UwU
Jeśli lubicie Kiribaku, zapraszam na moje poprzednie opowiadanie, całkiem dobrze przyjęte przez innych!
XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top