ᴏηє

𝘛𝘪𝘵𝘭𝘦: 𝐹𝑖𝑟𝑠𝑡 𝑚𝑒𝑒𝑡𝑖𝑛𝑔
𝘗𝘢𝘳𝘪𝘯𝘨: 𝐶𝘩𝑜𝑖 𝑆𝑎𝑛 𝑥 𝐽𝑢𝑛𝑔 𝑊𝑜𝑜𝑦𝑜𝑢𝑛𝑔
𝘉𝘢𝘯𝘥: 𝐴𝑡𝑒𝑒𝑧
𝘛𝘰𝘱/𝘣𝘰𝘵𝘵𝘰𝘮: 𝑡𝑜𝑝!𝑠𝑎𝑛

𝘕𝘢𝘮𝘦: ᴄʜᴏɪ ѕαη
𝘈𝘨𝘦: 𝟤𝟤

ᴘᴏᴢɴᴀɴʏ ᴡ Iɴᴛᴇʀɴᴇᴄɪᴇ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪᴇʟ Wᴏᴏʏᴏᴜɴɢᴀ

𝘕𝘢𝘮𝘦: ᴊᴜηɢ ωᴏᴏуᴏᴜηɢ
𝘈𝘨𝘦: 𝟤𝟤

ᴢᴀᴋᴏᴄʜᴀɴʏ ᴡ ᴘʀᴢʏᴊᴀᴄɪᴇʟᴜ, ᴄʜᴄąᴄʏ ᴡʏᴢɴᴀć ᴍᴜ, ᴄᴏ ᴄᴢᴜᴊᴇ

𝖹 𝖽𝖾𝖽𝗒𝗄𝖺𝖼𝗃ą 𝖽𝗅𝖺: Kroliczek___Yeosanga

I

— Wszystko w porządku? — zapytał, zmartwiony  obserwując przyjaciela. Zamiast oglądać razem z nim anime, siedział zamyślony, niewidzącym wzrokiem gapiąc się w ekran.

— Wiesz, chciałbym ci o czymś powiedzieć... —wydusił, ocknąwszy się z tego jakże głębokiego transu.

— Śmiało.

— Bo widzisz, ja... — Odwrócił wzrok, czując pomieszane ze stresem skrępowanie. — Ja się zakochałem.

— Naprawdę? — szczerze zdziwił się San. — Powiesz mi, w kim? Czy to tajemnica?

"No, jasne, że w tobie".
Nie, nie mam odwagi! Dlaczego w ogóle zacząłem ten temat?!

Milczał, spoglądając na przyjaciela. Otworzył usta, by spróbować raz jeszcze. Niestety, stchórzył, obawiając się reakcji Sana na prawdę.

— W moim koledze, znamy się jeszcze ze szkoły — skłamał, zaczynając być wściekły na samego siebie.

— To... to świetnie. — Choi uśmiechnął się, nie okazując rozczarowania, jakie poczuł w związku z odpowiedzią. — Zamierzasz mu o tym... powiedzieć?

— Nie wiem, to trudne...

— Domyślam się — mruknął, następnie złapał za rękę zakłopotanego Wooyounga. — Tylko pamiętaj: jeśli cię skrzywdzi, ja skrzywdzę jego. I to o wiele bardziej.

— Lubię, kiedy się o mnie troszczysz. — Uśmiechnął się Jung, zerkając na ich złączone dłonie. Widok ten zapragnął widywać częściej.

Dlaczego musimy mieszkać tak daleko od siebie?

Irytujący fakt, na który obaj potrafili narzekać godzinami.

— Zawsze będę się o ciebie troszczył. Bez względu na wszystko, obiecuję.

II

— Ale tu zimno... — powiedział, wszedłszy do pokoju. Odgarnął z oczu wilgotne kosmyki, czując spływające po karku krople. Czuł także przewiercające go na wskroś spojrzenie. Zadrżał niezauważalnie, nim włożył piżamę, zakrywając to wszystko, co podziwiał Woo.

— Chodź, przytulę cię — zaproponował Jung, sięgnąwszy po koc.

Objął przyjaciela, następnie okrył — bardzo troskliwie i delikatnie. Uśmiechnął się, oczywiście ukradkiem, wtuliwszy nos w miękkie włosy przyjaciela.

— Jak wygodnie... — wymruczał Choi, przymykając powieki. Wtulił się mocniej, skupiony na bijącym od Junga cieple. Czuł też bicie jego serca - znacznie przyspieszone, niesamowicie mocne i głośne.

— Serduszko ci wariuje — powiedział, zawstydzając tym właściciela owego serduszka.

— Fakt, coś jest z nim nie tak — mruknął Woo. Niesamowite gorąco, spowodowane zawstydzeniem, ogarnęło go od stóp do głów. Uwidoczniło się na policzkach, zapiekło w uszach, spłynęło do żołądka, gdzie poczuł krótkotrwały ścisk.

Zamknął oczy. Wsłuchał się w szum panującej na zewnątrz ulewy. Tym głośniejszy przy otwartym na oścież oknie. Musiał się uspokoić, ośmieszał się przed chłopakiem, na którym mu zależało. Czuł, że ich pierwsze spotkanie będzie wyjątkowe, domyślał się, że również krępujące, zwłaszcza dla niego samego.

— Jak on ma na imię?

— Co?... Kto? — zdziwił się Jung.

— No, ten chłopak, o którym mi wczoraj mówiłeś.

— Ach, on... — Kolejne kłamstwo na horyzoncie. — On ma na imię... — Zaczął gorączkowo myśleć.

— Może San? Mam rację? — Uniósł głowę, spoglądając w oczy chłopakowi. Oczy wypełnione przerażeniem.

— Nie, on... nie nazywa się San — wykrztusił z siebie, posyłając przyjacielowi pełen zakłopotania uśmiech.

— Ja jednak uważam, że ma. — Podniósł się z objęć Wooyounga. — Oj, Woo, dlaczego po prostu nie powiesz mi prawdy? To dla ciebie aż tak krępujące? — zapytał, uśmiechając się przy tym. Nie był wściekły, ani nawet zawiedziony. Nie obchodziły go kłamstwa. Obchodziła go prawda, przed którą Woo tak się wzbraniał.

— A dla ciebie by nie było? — Przestał udawać, raz na zawsze dając sobie z tym spokój. Nie potrafił kłamać przekonująco, nic dziwnego, że San — niezwykle inteligentny — domyślił się prawdy.

— Nie, dla mnie nie — odpowiedział szczerze, na dowód swych słów dodając: — Kocham cię.

— Bawi cię to? — Zawiedziony spojrzał na Sana. — Po prostu powiedz, że nic z tego, zamiast sobie żartować. Nie sądziłem, że będziesz w stanie. Myślałem, że potraktujesz sytuację poważnie... Okej, czuję się jeszcze bardziej skrępowany...

Wydostał się spod koca, chcąc opuścić pokój. Towarzystwo Sana, na ten moment, było dla niego okropnie uciążliwe. Musiał pobyć chwilę sam ze sobą, by nie pogorszyć już i tak trudnej sytuacji.

Wstając z łóżka, poczuł szarpnięcie. Upadł z powrotem na miękki materac. San zawisnął nad przyjacielem, przestając się uśmiechać. Zmrużył oczy, wpatrzony w te należące do Woo.

— Po prostu powiedz to, co chcesz powiedzieć. A ja powiem to, co chcesz usłyszeć. I jednocześnie to, co czuję. No, śmiało...

— Okej — wyszeptał, wstrzymując oddech. — Okej, San... — Odetchnął, przymknąwszy powieki. Uniósł je, w końcu mówiąc: — Kocham cię.

— To dobrze się składa, bo... ja ciebie też. Mówię poważnie, pomimo tego, że się uśmiecham. Ja po prostu jestem szczęśliwy, Woo...

Uwierzył. Ufał Sanowi, jak nikomu innemu. Uśmiechnął się, przyciągając do siebie chłopaka.

— Ja też jestem szczęśliwy, jak nigdy dotąd...

— Ale powinienem cię zbesztać za to, że kłamałeś.

— Fakt, nie musiałem tego robić... — mruknął, wstydząc się sam za siebie. — Ale bałem się. Nasza przyjaźń była dla mnie wszystkim. Nie chciałem jej zniszczyć... Niejednokrotnie dawałeś mi do zrozumienia, że interesują cię wyłącznie dziewczyny. Według mnie nie miałem szans... Ale wczoraj coś mnie tknęło. Postanowiłem wyznać ci prawdę, ale stchórzyłem w ostatnim momencie... Wyrzucałem sobie to przez całą minioną noc. Było mi strasznie głupio...

— Dziewczyny dziewczynami, ale... jak nie zakochać się w kimś takim, jak ty? — Przylgnął ustami do niezwykle wrażliwej szyi chłopaka. Ten zagryzł wargę, czując milion przyjemnych dreszczy. — Obiecałem sobie, że powiem ci o wszystkim. Szukałem idealnego momentu, ale domyśliłem się tego, co ukrywasz... Postanowiłem to trochę wykorzystać, przepraszam. Zjadał cię stres, a moja dociekliwość wcale nie pomagała...

— Doigrałem się po prostu. Zapomnijmy o tych... niezbyt romantycznych wyznaniach.

— Ważne, że są prawdziwe, zgadzasz się?

Pokiwał głową, spoglądając na usta przyjaciela. Porzucił zbędne gadanie na rzecz ich pierwszego pocałunku. Był idealny, jeszcze lepszy, niż w tych wszystkich wyobrażeniach, jakie snuł przed zaśnięciem. Pełen miłości i delikatności, jakimi jeden obdarzał drugiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top