ƒσυя

𝑻𝒊𝒕𝒍𝒆: Jᴇʟᴀᴏᴜsʏ
𝑷𝒂𝒓𝒊𝒏𝒈: Pᴀʀᴋ Sᴇᴏɴɢʜᴡᴀ x Kᴀɴɢ Yᴇᴏsᴀɴɢ
𝑩𝒂𝒏𝒅: Aᴛᴇᴇᴢ
𝑻𝒐𝒑/𝒃𝒐𝒕𝒕𝒐𝒎: ᴛᴏᴘ﹗sᴇᴏɴɢʜᴡᴀ

𝑁𝐴𝑀𝐸: 𝓟𝓪𝓻𝓴 𝓢𝓮𝓸𝓷𝓰𝓱𝔀𝓪

𝐴𝐺𝐸: 𝟸𝟽

Nᥲjᥴᥙdoᥕᥒιᥱjszყ zᥲzdrośᥒιk, ᥕ którყm Yᥱosᥲᥒg koᥴhᥲ ᥲbsoᥣᥙtᥒιᥱ ᥕszყstko


𝑁𝐴𝑀𝐸: 𝓚𝓪𝓷𝓰 𝓨𝓮𝓸𝓼𝓪𝓷𝓰
𝐴𝐺𝐸: 𝟸𝟸

Cᥲłყ śᥕιᥲt Sᥱoᥒghᥕყ

I

—  Wróciłem!

Zdjąwszy kurtkę, znieruchomiałem. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zawołałem raz jeszcze:

—  Seonghwa, jesteś?!

Docierały do mnie dźwięki włączonego telewizora. Wszedłszy do salonu, nie zastałem w nim Parka. Omiotłem wzrokiem obszerne pomieszczenie, nim udałem się w stronę prowadzących na piętro schodów. Mimochodem zajrzałem do kuchni. Przekonawszy się, że nie ma w niej chłopaka, odwróciłem się, by ruszyć na górę.
Zderzyłem się wtedy ze stojącym za mną Seonghwą.
Nie cierpiałem być zaskakiwany w taki sposób, mimo wszystko uśmiechnąłem się, witając z stęsknionym za mną dwudziestotrzylatkiem.
Zostałem odepchnięty. Delikatnie, acz stanowczo. Przylgnąwszy plecami do ściany, wstrzymałem oddech. Zbliżywszy się, Seo spojrzał mi w oczy. Umknąłem wzrokiem, czując... irracjonalny strach. Nie wierzyłem, by Hwa był w stanie kiedykolwiek mnie skrzywdzić.

—  Gdzie byłeś?  —  zapytał pełnym podejrzliwości głosem.

—  Na... na uczelni, przecież wiesz.

—  Dochodzi dwudziesta druga...

—  Tak, wiem... Wiem, że powinienem był wrócić przed godziną, ale... spotkałem się z mamą. Prosiła, bym przyjechał, tylko na chwilę, więc stwierdziłem, że nie ma sensu cię uprzedzać...

Spiąłem się, podskoczywszy w miejscu.
Uderzył w ścianę, kończąc tym moje tłumaczenia. Przyzwyczajony do częstych wybuchów zazdrości, nie okazałem strachu. Splotłem dłonie na karku blondyna, chcąc uspokoić go, tak jak wiele razy wcześniej.

—  Uwierz mi. Nigdy, przenigdy, bym cię nie okłamał.

Uśmiechnąłem się, obserwując zachodzącą zmianę w postawie straszego. Rozluźnił się, rozchylił zaciśnięte dotychczas usta. Jego wzrok znacznie złagodniał, co pozwoliło mi odetchnąć, po czym przytulić się do chłopaka.
Objął mnie, tak delikatnie i czule... Zamruczałem, zadowolony, wzmacniając uścisk.

—  Tęskniłem  —  wyszeptałem, musnąwszy ustami odsłoniętą szyję Parka.  —  Przez ostatnie kilka godzin myślałem tylko o tobie i o tym, co będziemy robić, gdy wrócę do domu...

Hwa milczał. Zaniepokojony, spojrzałem mu w twarz.

—  Dlaczego się nie odzywasz?  —  zapytałem troskliwie. Dotknąłem policzka, który następnie musnąłem w pocałunku. I kolejnym, i jeszcze jedynym... W końcu spotkały się ze sobą nasze usta; zamruczałem, prężąc się jak kot w ramionach blondyna. Cały dzień marzyłem o podobnej chwili...

—  Zachowuję się okropnie...  —  wyszeptał, obejmując mnie mocniej.

Czułem, jak ściśle stykają się ze sobą nasze ciała. Podnieciło mnie to, postanowiłem kontynuować na moment przerwane pocałunki.

—  Podejrzewam cię o najgorsze, ale to jest... silniejsze ode mnie...

Mruknąłem, wyraziwszy tym swoje niezadowolenie. Chciałem dalej całować się z Seonghwą, bez przerwy mi to utudniającym. Dałem za wygraną. Westchnąłem, patrząc na niego z bezgraniczną czułością w oczach.

—  Kochanie, zazdrość jest potrzebna. Ale zaufanie też jest ważne. Czujesz, że cię kocham?

Skinął w milczeniu głową.

—  Masz rację. Kocham cię i chcę naszego szczęścia. Tylko na tym naprawdę mi zależy. Jestem twój, udowadniasz to na każdym kroku, przy każdej możliwej okazji... Co jest słodkie, ale... ostatnio przesadziłeś, całując mnie namiętnie na oczach wszystkich...

—  Ale przyznaj, że cię to podnieciło.

—  Jak nic innego.  —  Zachichotałem.  —  Wiesz co, mam pomysł. Urządźmy sobie kąpiel. Z bąbelkami i...  —  Otworzywszy lodówkę, wyjąłem stojącą tam butelkę.  —  I szampanem. Co ty na to?

II

Uśmiechnąłem się, wtuliwszy w Seonghwę.
Otoczeni zewsząd przez przyjemnie ciepłą wodę po prostu milczeliśmy, rozkoszując się chwilą.

—  O czym myślisz, Seoś?  —  zapytałem, zdecydowawszy się przerwać ciszę. Odchyliłem głowę, kładąc ją na ramieniu chłopaka. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w jego spokojny, głęboki głos, gdy odpowiadał.

—  O tym, co muszę zmienić, żeby być... lepszym dla mojego najdroższego skarba.

—  Ohhh, weź, bo się zaraz rozpłynę.  —  Roześmiałem się, nadstawiając policzek, o który otarły się usta starszego.  —  Nie zmieniaj się. Kocham cię takiego, jaki jesteś. A twoja zazdrość...  —  Zamruczałem, przygryzając dolną wargę.  —  Zazdrosny jesteś jeszcze bardziej hot...

—  Cieszy mnie to, ale raz... raz już cię straciłem...

—  Prawie. Prawie mnie straciłeś.  —  Westchnąłem, nie chcąc wracać do chwil, kiedy związek nasz wisiał na włosku.  —  Nie stracisz mnie, Seo... Za bardzo cię kocham, by cię kiedykolwiek zostawić. Poradzimy sobie, niezależnie od wagi problemu.  —  Sięgnąłem po dwa wypełnione szampanem kieliszki. Jeden z nich podałem chłopakowi.  —  A wiesz, dlaczego? Bo zależy nam na sobie i nie zawahamy się zawalczyć o nasz związek, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Upiwszy łyk, cisnąłem kieliszek prosto w wodę. Ten drugi, trzymany przez Parka, wytrąciłem z dłoni, wpijając się w usta chłopaka z niesamowitą wręcz siłą.

—  Kocham... cię...  —  wydusił z siebie, odwzajemniając pełne namiętności pocałunki.  —  Zaraz cię... przeproszę... za...

Jęknął, nie kończąc zdania. Rozgryzłem mu wargę niemal do krwi, czego nie powinienem był robić. Wiedziałem, co mnie czeka  —  bezustanny ciąg narzekań. Nie przejąwszy się tym, bezwstydnie smakowałem cierpkiej, czerwonej cieczy, maltretując zębami obolałą wargę. Doprowadzałem tym Seonghwę do szału. Wyrażał to w sposób, na jaki nie mogłem narzekać  —  wpijał palce w moje ciało, najmocniej w uda i pośladki. Syczałem i jęczałem z bólu, rzucając się w uścisku blondyna.

—  Oh, skarbie  —  zamruczałem, drżąc z ogarniającego mnie od stóp do głów pożądnia.  —  Wejdź we mnie, cały dzień o tym myślałem...

Kochaliśmy się tak, jak mieliśmy to w zwyczaju  —  szybko i mocno, nie oszczędzając nawzajem naszych ciał. Moją szyję ozdobiły krwistoczerwone malinki, na udach i pośladkach znalazły się drobne siniaki, absolutnie mi nie przeszkadzające. Lubiłem je oglądać, powracałem wtedy myślami do długich, pełnych namiętności chwil.
Ciche, szczere wyznania padały z naszych ust, kiedy uspokajaliśmy oddech, przyspieszony i nierównomierny jak po szaleńczym biegu. Mocno wtuliłem się w Parka  —  w mojego Szczerbatka, w najcudowniejszego zazdrośnika, w którym kochałem absolutnie wszystko. Nawet irracjonalną, wręcz chorobliwą zazdrość, której wybuchem byłem świadkiem już następnego dnia.

III

Zaraz po kolacji ktoś zapukał do drzwi.

—  Otworzysz?  —  poprosiłem, wstając.  —  Ja posprzątam ze stołu.

Dostałem całusa, nim Park się oddalił. Ruszyłem do kuchni, nie spodziewając się tego, co zaraz miało nastąpić. Nie zwróciłem uwagi na trzask drzwi wejściowych, jak i na szybkie, zmierzające w moim kierunku kroki. Przestraszyłem się dopiero, zostawszy pociągnięty za ramię. Upuściłem talerz, spoglądając na wściekłego Seonghwę. Wcisnął mi w dłonie mały, ale piękny bukiet, zaraz potem dodając:

—  I co? Co teraz powiesz, kłamco?

Zaniemówiłem. Przyglądając się kwiatom, odnalazłem wciśnięty pomiędzy nie liścik. Nie wyjmując go, przeczytałem, od razu domyśliwszy się, kto je tu podrzucił.

—  To nieporozumienie.  —  Odrzuciłem bukiet, podchodząc do starszego.

Seonghwa cofnął się, nie pozwalając mi dojść do słowa. Odrobinę spanikowałem, zwłaszcza, gdy wściekły, naskoczył na mnie.

—  Nieporozumienie, jasne. Posłuchaj.  —  Złapał mnie za ramiona, wpijajac palce boleśnie w skórę.  —  Nie dam robić z siebie idioty. Nie będziesz mnie bezczelnie oszukiwał i zwyczajnie naciągał na kasę. Bo tylko o to ci chodzi, tak? No, mów! Po co ten cały cyrk, że niby mnie kochasz?! Że przetrwamy wszystko, bo nam na sobie zależy?! Mogłeś pieprzyć się ze mną za hajs, tyle by wystarczyło! Nie musiałeś grać na moich uczuciach!

Potrząsał mną, z kolei ja próbowałem wyrwać się z uścisku jego silnych dłoni.

—  Puszczaj!  —  W końcu udało mi się uwolnić. Park cofnął się, spoglądając na dłonie, którymi trzymał mnie jeszcze przed sekundą.  —  Jeżeli się uspokoisz, postaram się wyjaśnić sytuację, ale nie szarp mną  —  powiedziałem kategorycznym, nieznoszącym sprzeciwu głosem.

—  Ciekawe, jak mi to, kurwa, wytłumaczysz.

—  Normalnie. Będę szczery, będę po prostu szczery.  —  Wziąłem głęboki oddech, by choć trochę uspokoić wrzące we mnie emocje.  —  Te kwiaty są od... takiego studenta. Dzieliłem z nim pokój, w akademiku, zanim sprowadziłem się tutaj, do ciebie. Zakochał się we mnie, ale ja... nic do niego nie czuję. Wie, że jestem w związku, ale nadal ma nadzieję. Ignoruję go, nie narzuca się... aż tak. Ale te kwiaty... Teraz przesadził. Musiał mnie śledzić, żeby zdobyć ten adres.

—  Niezwykle przemyślane kłamstwo...

—  Powiedziałem całą prawdę. Jeśli wolisz mi nie wierzyć, to, proszę bardzo, wyrzuć mnie stąd. No, wyrzuć! Masz odwagę?! Gdzie się podziała twoja złość? Gdzie twoja zazdrość?

—  Nie prowokuj mnie... I nie zmieniaj tematu. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że interesuje się tobą jakiś chłopak?

—  Bo to nieistotne? Nie obchodzi mnie on, obchodzisz mnie ty. Kocham cię, do cholery! Ile razy mam cię jeszcze o tym zapewniać?!

—  Nie krzycz, uspokój się...

—  Ja? Ja mam się uspokoić? To ty po raz kolejny naskoczyłeś na mnie z zazdrości.

—  Wiesz, że nad tym nie panuję... Przepraszam cię, Yeosang.  —  Wsparty o blat, ukrył twarz w dłoniach.

Podszedłem bliżej. Współczułem Seonghwie, również cierpiał przez zazdrość, prawdopodobnie bardziej niż ja. Wiedział, że mnie rani, a jednak nie potrafił się zmienić.

—  Nie przejmuj się  —  wyszeptałem, przytuliwszy się do chłopaka.  —  To, co mówiłem wczoraj... Ja w to wierzę. Kto sobie poradzi, jak nie my?

—  Nie nadaję się do związków. Swoją zazdrością ranię i siebie, i ciebie... Zasługujesz na kogoś lepszego...

—  Nie! Nie chcę tego słuchać.  —  Przytknąłem dłoń do ust blondyna.  —  Bzdury gadasz. Ja już znalazłem tego jedynego. I dla mnie jest on... najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

—  Jak ty ze mną wytrzymujesz... Ja sam siebie mam dość, a ty wciąż przy mnie jesteś, znosisz moje częste wybuchy złości, oskarżenia, wszystkie sprzeczki... Jesteś niesamowity, Sangie.

—  Jestem po prostu zakochany.

—  Ja ciebie też ko...

Zamknąłem mu usta leniwym, pełnym czułości pocałunkiem. Nie zamierzałem rozmawiać, wyjaśniliśmy sobie wystarczająco. Inne kwestie, jeszcze niewyjaśnione, mogły zaczekać. Co najmniej do następnego ranka.


Rozumiem "najcudowniejszego zazdrośnika" aż za dobrze. Chciałabym być z osobą taką, jak Yeosang. Uwielbiam jego wyrozumiałość w tym oneshocie, jak i miłość do Parka, z którym w takiej sytuacji nie jest łatwo. A jakby tego było mało... Zazdrosny Seonghwa, a co dopiero zazdrosny San, jest meeeeeega hot 😏😂

I love U Słoneczko ❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top