13.4. Zew zmian (przebudzenie)
Odpowiedź była dla mnie oczywista. Pocałowałam go jeszcze raz, cisza rozpostarła nad nami ochronny parasol, wydłużając każdą minutę do granic możliwości. Oboje zapomnieliśmy o wszystkim innym, nadal stojąc samotnie na środku sali. A może tylko ja zapomniałam?
— Jesteś pewna? — zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Trzymał mnie za rękę. Z każdą sekundą rosło we mnie napięcie, ale zamiast strachu, czułam ekscytację. Objął mnie znowu w talii i przyciągnął do siebie. Jego pocałunki były teraz bardziej zachłanne, a zniecierpliwione dłonie z czułością wędrowały po moich plecach.
Kątem oka widziałam, że Robert rozmawia z Agą. Jednak nie poszła spać, wampirzyca jedna. Stali na tarasie, a ona bezczelnie szczerzyła się w moją stronę i ukradkiem pokazywała, kciukiem zwróconym w górę, znany wszystkim gest.
"Wsadź sobie ten palec" - pomyślałam, machając w jej stronę innym palcem, za plecami Adriana.
Mruknął, gdy ścisnęłam jego ramię. Zamiast czekać, aż poprowadzi nas tam, gdzie chciał przed chwilą iść, odwróciłam się i pociągnęłam go w stronę schodów, mijając wyjście na taras i migoczące lampki.
— Kasia? — zapytał zdziwiony. Może stracił nagle pamięć albo ochotę. — Dokąd mnie zabierasz?
— Zobaczysz — odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy. Mój głos zabrzmiał bardziej pewnie, niż się czułam. Adrenalina, którą czułam od momentu, gdy zaczął mnie całować, napędzała mnie jak szalona.
W głowie dudniła mi myśl: "Nie rozmyślaj. Po prostu działaj."
Ale przecież nie słuchałam się samej siebie.
Weszliśmy do holu, był prawie pusty, co tylko dodało tej chwili tajemniczości. Minęłam lustro, rzucając w nie przelotne spojrzenie. Na moje policzki wypełzł rumieniec, a oczy lśniły w sposób, który prawie mnie samą zaskoczył. Lustrzana Kasia chyba nie była zadowolona, waliła pięścią w lustro po drugiej stronie, pokazując mi jakieś dziwne znaki. Adrian szedł za mną bez oporu, choć czułam, że obserwuje każdy mój ruch. Ciekawe, czy widział w lustrze to, co ja.
— Kasia, poczekaj — powiedział cicho, niemal szeptem. — Wyjaśnijmy coś sobie, bo wygląda, jakbyś grała w coś, co nie do końca do ciebie pasuje.
Serce zabiło mi mocniej. Spojrzałam na niego przez ramię, próbując ukryć wewnętrzne zmieszanie za pewnym siebie uśmiechem. Chciałam być taką czarownicą, jakiej oczekiwało społeczeństwo. A nie rozlazłą i niezdecydowaną, rozmokłą jak biszkopty maczane w kakao.
— Może po prostu postanowiłam przestać być bierną obserwatorką — odparłam, parafrazując coś, co wcześniej powiedziała Aga. — Po prostu zmiana otoczenia dobrze mi robi? Liczę, że mi uwierzysz, bo naprawdę bardzo się staram.
Nie odpowiedział od razu. Jego oczy wędrowały po mojej twarzy, jakby chciał odgadnąć, co tak naprawdę się we mnie dzieje.
— Możesz mi powiedzieć, jeśli coś jest nie tak. Jeśli chcesz spędzić ze mną noc, to cudownie. Jeśli naprawdę tego pragniesz, to chcę, żebyś była sobą — powiedział cicho. — Nie kimś, kim myślisz, że powinnaś być.
Jego słowa uderzyły mnie w sam środek chaosu w mojej głowie. W tym momencie wszystkie emocje, które Aga starała się we mnie wywołać, zaczęły mieszać się z czymś bardziej prawdziwym, bardziej moim. Chciałam coś powiedzieć, wyjaśnić, ale nie miałam pojęcia, co by to miało być. W odpowiedzi po prostu wspięłam się na palce i pocałowałam go, próbując przekierować jego uwagę na coś innego.
Na początku wydawał się zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił pocałunek, przytulając mnie mocno. Jego dłonie były silne, a pocałunki pewne, ale wciąż miałam wrażenie, że czuwa, obserwuje, analizuje.
Adrian oderwał się na chwilę, ale nie odsunął daleko. Jego oddech muskał moją skórę.
"Kiedy znowu nie chcesz znać, Kogoś kogo kochasz tak, Powiedz komu dałaś skarb, Wtedy zdejmę z ciebie czar"
Jego niski, szorstki głos, szumiał mi w głowie.
Czułam jak moje ciało rozpada się na cząsteczki pierwotnego instynktu, jak rzeźba z nadmorskiego piasku, rozbita przez kulę niedopuszczonego do głosu pożądania, błędnie utożsamianego z pragnieniem miłości. Nawet jeśli kolejnego dnia miałabym umierać skacowana moralnie, chciałam wypić tę jedną lampkę szampana z bąbelkami rozwiązłości. W przenośni oczywiście — nie piłam i nie jadłam nic przy nieznajomych, w szczególności tak atrakcyjnych.
Otoczyłam się czarem, który jak mgiełka chronił przed wszystkimi niepożądanymi działaniami, rażąc delikwenta prądem. Najpierw lekko, potem mocniej. Daniel mówił, że drętwiały mu zęby. Balansowałam na granicy rozsądku, stukając obcasami po parkiecie korytarza, zasłaniając uśmiechem drżące kąciki ust, trzymając pod ramię obcego człowieka. Nieznajomego, a jednak bratnią duszę, w pewnym, bardzo dziwnym, ponadnaturalnym i niewytłumaczalnie namacalnym sensie.
— Słuchaj, ale też nic nie musimy... — Adrian wsunął dłonie do kieszeni spodni i oparł się o framugę, kiedy otwierałam drzwi. – Możemy iść na spacer albo umówić się na jutro, żebyś miło spędziła czas. Na kijki, tak jak mówiłaś. Nie spieszyć się, jeśli nie chcesz? Zdajesz sobie sprawę, że dla mnie to nie jest żaden kłopot, prawda?
Usiłowałam właśnie otworzyć drzwi do pokoju, ale moją uwagę zwróciły krople potu na jego twarzy i intensywny słodki zapach. W restauracji tego nie czułam.
— Słuchaj, nie mamy za wiele czasu — westchnęłam. — Jutro każde z nas wraca do domu i swojego życia.
Proces decyzyjny w głowie czarownicy zachodził szybko i bezapelacyjnie, pomijając checkpointy, olewając redflagi. Czy fascynowała mnie tajemnica? Może troszeczkę.
Czy czułam dziwny zapach jego perfum, być może. Wodę z jeziora?
— Niezupełnie, mamy dla siebie cały czas świata, ale widzę, że już dokonałaś wyboru — odparł.
Adrian wszedł do pokoju, ale zamiast pozwolić mi przejąć kontrolę, zamknął za sobą drzwi i stanął przede mną. Był wysoki, a jego obecność przytłaczała mnie w sposób, który nie miał nic wspólnego z przestrzenią, a wszystkim z tym, co czułam.
— To wcale nie musi być szybkie i jednorazowe. Ja nie mam zobowiązań, poza tym, nie jesteśmy dziećmi wracającymi z kolonii na drugi koniec Polski. Możemy się nadal widywać, jeśli będziesz chciała. — Położył rękę na moim ramieniu, rażąc mnie ciepłem dotyku. Taki drobny gest, przypominający jak ważne jest wsparcie i bliskość, dający złudną nadzieję. — Ale wcale nie musimy, jeśli nie chcesz. Wydawał się odrobinę zawiedziony; nie wpadliśmy do pokoju zamroczeni, w szale uniesienia obijając plecy o meble. Mogłam się nie odzywać, tymczasem zepsułam miłosny czar wampirzycy jednym nieprzemyślanym zdaniem. — Tak naprawdę to wcale nie musisz wiedzieć, czego chcesz. Nawet jeśli chcesz zmienić zdanie. Dam się dzisiaj prowadzić.
— Powinnam się przebrać, ewentualnie pocałować cię na do widzenia — zdecydowałam, odkładając na stolik torebkę i telefon. — Zastanawiałam się, czy wolałbyś mnie rozebrać, czy patrzeć jak robię to sama?
— Chcę zostać i patrzeć. I dowiedzieć się kto tutaj kogo oczarował.
Odetchnęłam cicho. Odpięłam kilka guzików przy mankietach bluzki, wpatrując się w nieprzeniknioną czerń oczu mężczyzny. Nie znałam jego intencji, nie czytałam w myślach, na tym polegało ryzyko. Świadomą własnych pragnień i sparaliżowaną niepewnością Kasię — którą byłam na pierwszym miejscu — zalewała fala wstydu, ale czarownica zaśmiewała się do rozpuku, zmieniając noc w wyzwanie.
— Zacznijmy od tego, że guziki są z tyłu. Twoja pomoc będzie niezastąpiona — do głosu doszła wiedźma kusicielka. Zgarnęłam do góry włosy i obróciłam się do niego plecami, odsłaniając szyję. Słyszałam, jak chichocze, ale pracował z pełnym skupieniem. Ciepły oddech i dotyk palców wywołał we mnie intensywne uderzenia gorąca, zbyt silne, a tym samym niepokojące. Jego dłoń powoli przesuwała się po mojej talii, palce wędrowały wyżej, muskając nagą skórę.
– Zwykle ściągam bluzki przez głowę, ale powiedzmy, że tym razem podoba mi się twoje nastawienie – powiedział, próbując ukryć delikatne drżenie rąk. Jego głos był zbyt gładki i zdecydowany. — Dobrze, że nie odpłynęła mi jeszcze cała krew z mózgu. Jeśli będziesz miała biustonosz z zamkiem na szyfr...
— Nie mam biustonosza — weszłam mu w słowo, akurat, kiedy przyciągnął moje biodra. — Noszę...
— Och już widzę, koronkowa braletka. Nie sądziłem... — sapnął. — Rozkoszne. Zostań w niej, proszę... — jęknął, mi do ucha, kiedy zdejmowałam długie kolczyki. — Lubisz się droczyć, czy jednak trochę cię onieśmielam?
Zaciskał palce na moich pośladkach, a czarna spódnica tańczyła wokół moich bioder. Całe szczęście, przy zapalonej lampce nie zauważył blizny nad lewą piersią. Chciałam poczuć jeszcze raz jego usta na swoich, wyzwolić lubieżną wiedźmę, która pozbawi go wątpliwości razem z bielizną, zawładnie jego językiem, umieści go tam, gdzie władzę przejmowało już tylko cielesne pragnienie.
Wsunął palce pod cienką warstwę koronki.
— Wydaje mi się, że jest już za ciemno na spacer nad jezioro — przyznał.
Pokój zasnuła mgła pożądania, karmiona drobinkami magii ulatniającej się z ciał dwóch nienaturalnych istot.
"Czekaj. Jakich? "
Podświadomość nadal szeptała, że coś nie gra. I to nie moja intuicja, ale jego.
— Proszę zamknij oczy... Daj mi... chwilę... — Rozpinał koszulę, wciąż muskając moje wargi. — Ja tylko...
— Wiem, spokojnie. — Sięgnęłam dłonią do jego włosów. — Ubrania nie zdejmują się w żaden magiczny sposób. Chyba, że jesteś utopcem.
— Jestem — przyznał z rozbrajającym uśmiechem.
"Kurwa."
"Tak?"
Pstryknięciem palców pozbawił się ubrania. — A ty jesteś czarownicą, naćpaną wampirzą krwią. Co złego może się stać?! Masz nade mną pełną kontrolę.
— A moje ubrania? — zawahałam się z dłońmi na suwaku od spódnicy, wciąż zawiniętej w pasie.
— A zaklęcie ochronne? Nie chcę, żebyś musiała je neutralizować. Pomogę ci ze wszystkim, jestem manualnie uzdolniony. Bardzo, ale to bardzo potrzebujesz mężczyzny. Chyba nawet bardziej niż twoja koleżanka. Nawet nie próbuj protestować. Traktuj to jako bonus, taki niezobowiązujący dar od losu.
Tylko że w życiu nie dostawało się nic za darmo oprócz kataru.
Samodzielnie odwiesiłam bluzkę i spódnicę na wieszak. Rozbierałam się, jak umiałam najseksowniej, wewnętrznie pękając ze śmiechu. Utopiec. Na całym świecie jest tylu facetów, a ja trafiam na demona. Wprawdzie, podobała mi się jego bezpośredniość. Ja także nie chciałam tracić okazji, a wezgłowie łóżka nadawało się idealnie do krępowania nadgarstków.
"Jesteś beznadziejna, Kaśka."
Poważna czarownica i jej spontaniczny seks z demonem.
— Jeśli chcesz, możesz mnie nawet przywiązać do łóżka. Pospiesz się jednak, bo jak opadnie moje zainteresowanie, równie dobrze będziemy mogli czytać całą noc książki.
— Bez przesady, lubię książki. Tylko jedna ręka, co? — zaproponowałam, machając mu przed nosem pończochą. — Żadna to dla ciebie przeszkoda. Wiem, że potrafisz zniknąć każdy element garderoby. A druga ręka i tak będzie ci potrzebna. Jeśli będziesz usiłował odebrać mi moc, umrzesz.
— Nie zamierzam. Pożywianie się na czarownicy, to jak odpalanie papierosa od pioruna...
— W burzy — przytaknęłam. — A jeśli będziesz kombinował cokolwiek poza seksem, zabiję cię.
Starałam się wyglądać na odważną i zdecydowaną. To ja rządziłam. Wprawdzie siedziałam okrakiem, prawie na jego klatce piersiowej, ale przecież miał przewagę fizyczną i między innymi, dlatego tak bardzo mi się podobał.
Jakbym trafiła zajebiste buty na promocji.
Kiedy zaciskałam węzeł, przyciągnął mnie mocno, obrócił i już leżałam na plecach, całkowicie pod spodem. Przytłoczona tym uroczym ciężarem owinęłam nogi wokół jego talii.
— A teraz kończysz już gadać, tak?! — szepnął prosto w moje półotwarte z udawanego zdziwienia usta.
Nie zdążyłam potwierdzić, ale wciąż każdy jego ruch był odpowiedzią na moje przyzwolenie.
Pochylił się nade mną ze słodką obietnicą, że to już, zaraz za chwilę. Jego usta prosiły w ciszy, bym rozluźniła mięśnie i otworzyła się na nowe doznanie. Żebym mu zaufała. Z każdym dotykiem, muśnięciem, wzbudzał reakcję, której nie chciałam powstrzymywać. Ryzyko dodawało zmysłom ostrości, a receptory płonęły od doznań. Moje dłonie wędrowały nieskrępowane po jego plecach, z nadzieją, że wywołuję w nim choć trochę podobne emocje.
Ta chwila, kiedy poczułam w sobie jego obecność, a nasze ciała splotły się, miałam wrażenie, że budzę się ze snu. Zaufałam swoim wyborom, a ten konkretny mężczyzna, choć był dla mnie kimś obcym, chwilowym, tej nocy, w tej chwili, istniał tylko dla mnie.
Każda sekunda przynosiła falę wypełniającej ekstazy.
Przytrzymywał mnie jedną ręką w talii, dociskając moje plecy do wezgłowia łóżka. Wybijał uderzeniami bioder szybki rytm oddechów, dopóki nie usłyszał wydostających się z mojego gardła okrzyków. Wtedy uwolnił rękę i zamykając w ochronnym uścisku swoich ramion, całował żarliwie usta, policzki, szyję, piersi. Patrzyłam prosto w jego oczy i miałam wrażenie, że naprawdę się cieszy. A może to była moja radość, skoro ciekły mi łzy? Może miał być dla mnie jak księżyc, odbijający tylko jasne promienie słońca?
— Płaczesz, że to już koniec? Nie martw się, ja mogę tak do rana.
Pogładziłam go po policzku. Gdyby takiego demona spotkała każda kobieta, choć raz w życiu, faceci musieliby robić specjalne kursy kończące się certyfikatem.
— Odpocznij, a potem zrobimy coś przyjemnego dla mnie i dla ciebie oczywiście też. — Ostatnie słowa docierały już tylko do cząstki mojej świadomości, która panowała nad bezpieczeństwem w nocy, kiedy moja świadomość spała. Cudownie było wyciągnąć się w śnieżnobiałej pościeli z głową wspartą na silnym ramieniu, położyć dłoń na wytatuowanej piersi, oddając ponownie swoje usta w delikatną pieszczotę.
A to, co działo się później, smakowało intensywnie jak cytryna z solą zapijana tequilą, jak kandyzowane wiśnie, nie panowałam już nad niczym. Kiedy obudziłam się o wschodzie słońca, on nadal był przy mnie. Spał. A ja czułam się, jakbym dostała rabat dwadzieścia złotych na następne zakupy w dyskoncie. Żal nie skorzystać, ale w sumie niewielka strata, jeśli przepadnie. Jakoś przecież sobie poradzę. Jak zawsze.
Po raz drugi obudził mnie szum wody i ściszony głos Andriana, dochodzący z łazienki.
— Absolutnie nie i nie ma takiej opcji. Nie ma prawa spaść jej choć włos z głowy. Zabiję każdego, kto spróbuje ją dotknąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top