𝙲𝙷𝙰𝙿𝚃𝙴𝚁 𝟸𝟻
— Wróciłem! Jest tu kto?! — zawołał, wchodząc do mieszkania. Nowego, przestronniejszego, znajdującego się w pobliżu centrum. Mieściło się w jednym z okazalszych budynków, na jedenastym jego piętrze.
Po czterech miesiącach zaczęli żyć niczym królowie, na odpowiednio wysokim poziomie. Praca modela, jaką przypadkiem zdobył Seonghwa, jak i pomoc ze strony rodziców Yeosanga pomogły odbić się od dna całej trójce.
— Cześć! — Kang poderwał się z miejsca, porzucając lekcje, nad którymi ślęczał od godziny. Stęskniony, mocno przytulił się do Parka, zdziwionego pewnym faktem.
— Zdjęto ci gips? — Uśmiechnął się, przyglądając lewej ręce, jeszcze nie do końca sprawnej, ale pozbawionej uciążliwego gipsu.
— Aha! — przytaknął. — Niespodzianka!
— Tak się cieszę! — Podniósł miniaturkę, wszedłszy do salonu. — Przeszkodziłem ci w odrabianiu lekcji, przepraszam, skarbie...
— Daj spokój. Stęskniłem się za pewnym przystojnym modelem, wiesz? — Usiadł, posadzony na blacie niewielkiego, okrągłego stołu. Zrzucił kilka książek, zaciskając uda wokół bioder pochylającego ku niemu Parka. Ujął go za kark, namiętnie całując. Narzucił tempo, jakiego Hwa się nie spodziewał. Odrobinę zaskoczony, nie śmiał protestować. Co więcej, przyspieszył, ściągając miniaturkę z blatu.
Nie przerywając szybkich, trochę niedbałych pocałunków, skierowali się prosto do dzielonej wspólnie sypialni. Zaskoczeni przez wchodzącego do mieszkania współlokatora, zamarli, mocno skrępowani.
— Nie zrobicie tego teraz, sorry — powiedział, jeszcze bardziej zawstydzając parę.
— Cześć — rzucił na powitanie Hwa.
— Cześć.
— Skąd wracasz?
— Od Nanjoo.
— Zaprzyjaźniłeś się z naszą sąsiadką? Przesiadujesz w jej mieszkaniu godzinami...
— Jakiś problem? — Ruszył do kuchni. — Dogadujemy się, pomimo dzielącej nas różnicy wieku. To tylko pięć lat.
— Cieszy mnie to — przyznał szczerze Park. — Ona wie o...
— Tak, wie — przerwał mu Kim, spoglądając na przyjaciela. — Powiedziałem jej. I... wiecie co? Przyjęła to ze spokojem. Wysłuchała mnie, zrozumiała... Niezła z niej lwica. Właśnie za to ją uwielbiam.
— Mówiłeś jej... coś jeszcze?
— Skąd to przesłuchanie? — rzucił oschle. — Ufam jej, okej? Nie wie, że to wy odbiliście mnie z wyspy. Coś jeszcze?
— Nie — powiedział cicho, kończąc rozmowę ze zirytowanym przyjacielem. Wyszedł z kuchni, dołączywszy do stojącego za drzwiami Yeosanga.
— Mam go dość — wyszeptał cicho Kang.
Westchnął ciężko. Konflikt tej dwójki trwał nadal. A sam Park czuł wobec niego kompletną bezsilność.
— Ach, jeszcze jedno! — zawołał Kim. — Macie mnie z głowy dzisiejszego wieczora. I to na całą noc. Możecie sobie dokończyć to, co wam tak... bezczelnie przerwałem — rzucił prześmiewczo, kpiącym tonem.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
"Kocham cię..." — powtarzał raz za razem.
Patrzył zafascynowany, jak przymyka oczy i wykrzywia usta z rozkoszy, będącej udziałem ich obu. Zaczerwienione policzki i kropelki potu na czole zdradzały, że jest wykończony, jednak obejmował Seonghwę mocno, błagając o więcej.
Ich czoła zetknęły się, intensywne spojrzenia połączyły, aż zaczęło iskrzyć, a szybkie, niespokojne oddechy zmieszały przy gwałtownym pocałunku, w którym skumulowały się wszystkie bodźce, pozwalając im osiągnąć szczyt.
Głośne jęki zamieniły się w ciche pojękiwania, gdy przyjemność powoli odchodziła, by tej nocy być może jeszcze powrócić.
Hwa odgarnął z czoła Yeosanga wilgotne kosmyki włosów, po czym złożył na rozpalonej skórze czuły pocałunek, po którym młodszy poczuł, że zapiera mu dech. Szybko zapanował nad emocjami, które zalały go falą, bez żadnego ostrzeżenia.
Okrył ich kołdrą, by miniaturka — na której ramionach pojawiła się gęsia skórka — nie musiała dłużej marznąc. Jeszcze chwilę wcześniej gorące ciała ogarnął chłód, jednak serca pozostały tak samo rozpalone, gotowe, by kochać ponad życie tę drugą osobę.
— Ma szczęście, że nie wparował tu jak poprzednio — przerwał ciszę Kang, wtulony mocno w Seonghwę.
— Dobrze się bawi. Nie słyszysz?
Dudniąca zza ściany muzyka była dowodem na potwierdzenie słów Parka. Impreza u Nanjoo trwała w najlepsze.
— Niech nie wraca jak najdłużej... — Pochylił się nad wilkiem, czule całując w usta. — Ja wciąż nie mam dość... — dodał szeptem, pogłębiwszy pocałunek.
✩。:*•.───── ❁ ❁ ─────.•*:。✩
Poczuł szarpnięcie; Hong znowu wytrącił go ze snu. Tym razem niezbyt delikatnie i cicho.
— Co ty robisz? — syknął Park. — Idź spać. Wiesz, która jest godzina?
— Nie obchodzi mnie to — wybełkotał, zaczynając się śmiać.
Seonghwa wstał z łóżka, nie wierząc w to, co widzi. Miał przed sobą kompletnie pijanego przyjaciela. Nigdy nie widział go w tak opłakanym stanie, nie wliczając dnia, gdy zabierał Honga z wyspy.
— Czego chcesz? — Park złapał go za rękę, następnie wyprowadził z pokoju. — Obudzisz Yeosanga. Co ty sobie wyobrażasz?
— Co ja sobie wyobrażam? — Wyszarpnął ramię z uścisku starszego. Cofnął się, wpadając na ścianę. Uśmiechnął się, bez cienia wesołości, przyglądając Seonghwie. — Co ty w nim widzisz? Zamiast być ze mną, bujasz się z jakimś królikiem. Podczas której pełni go zjesz, hm? Chciałbyś? No, pewnie, że byś chciał... Taka jest nasza natura. Nie zmienisz tego, choćbyś nie wiem, jak bardzo próbował!
— Zamknij się — syknął, czując coraz większą wściekłość. — Nigdy go nie skrzywdzę, umiem panować nad sobą, w przeciwieństwie do ciebie.
— Tak? — Zbliżył się, hardo patrząc w oczy Seonghwie. — Już zapomniałeś, jak z ochotą pożerałeś tamtą spotkaną na ulicy alpakę? Pierwszy się na nią rzuciłeś, rozszarpując na strzępy. Pamiętasz? Kiedyś taką alpaką będzie właśnie Yeosang, możesz się oszukiwać, możesz twierdzić, że jest przy tobie bezpieczny. Ale to nieprawda. Znam cię i wiem, że kiedyś nie będziesz w stanie się powstrzymać. Tak, jak wtedy, tamej nocy...
Trzaśnięcie drzwi wystraszyło wściekłego Parka. Spojrzał za siebie, zrozumiawszy, co zaszło. Wpadł do sypialni za przerażonym Yeosangiem.
— Powiedz, że to nieprawda... — wyszeptała miniaturka, podsłuchawszy rozmowę sprzed chwili.
— Yeo... To był błąd, którego bardzo, ale to bardzo żałuję...
— Jak mogłeś?! Jesteś mordercą, takim samym, jak on! — krzyknął, nie chcąc patrzeć w twarz chłopakowi. Trudno było mu uwierzyć, że Seonghwa — jego Seonghwa — mógł odebrać życie niewinnej hybrydzie. — A ja? Mnie też pożarłbyś bez mrugnięcia okiem?! Nienawidzę cię!
Zerwał się z miejsca, zaczynając ubierać. Park próbował go zatrzymać, jednak Yeo — przerażony tym, czego się dowiedział — nie pozwolił mu na to. Pospiesznie spakował kilka swoich rzeczy, następnie wybiegł z mieszkania, rzucając ostrzegawczo w kierunku wilka:
— Nie szukaj mnie, nawet nie próbuj! Nie chce cię znać!
Zatrzasnął za sobą drzwi. W mieszkaniu zaległa głucha cisza. Załamany Seonghwa zsunął się na podłogę, czując, jak cały świat wali mu się na głowę. Kompletna bezsilność wycisnęła z jego oczu kilka gorzkich łez. Bał się, że to koniec; że Yeosangie już nigdy więcej do niego nie wróci.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top