Sheriarty

Postacie:
Sherlock Holmes

James Moriarty - Jim będzie dziewczyną, a więc Jamie Moriarty

John Watson

Mycroft Holmes


Miejsce: Sherrinford

Czas: podczas The Final Problem

bonus
radzę wysłuchać pierwszych 14 sekund piosenki zamieszczonej poniżej, ponieważ później nie będziecie zbytnio ogarniali, o co chodzi

Weź pistolet, jeszcze ci się przyda.

Sherlock słyszał tylko to jedno zdanie, które odbijało się echem w jego głowie. A kto je powiedział? Eurus Holmes, która okazała się jednym wielkim kłamstwem, a jednocześnie świetnie zagraną grą Moriarty'ego. Oszukała ich i podszyła się pod jego siostrę.

Dopiero po chwili zorientował się, że ciągle gapi się jak głupi w ekran, na którym jeszcze przed chwilą widniała twarz jego wymyślonej siostry.

— No dalej, wybieraj! Zabijasz doktorka albo swojego ukochanego braciszka! – zaśmiała się i rozsiadła się wygodniej na fotelu.

Sherlock spojrzał na broń z tylko jednym nabojem. Miał zdecydować, kogo zabić. Johna Watsona – najlepszego i zaufanego przyjaciela, który towarzyszył mu prawie wszędzie i rozwiązywał z nim zagadki, czy Mycrofta Holmesa – jego jedynego brata, z którym często się kłócił, nie dogadywał, ale z którym spędził całe dzieciństwo. Sherlock spojrzał na trzymany przez niego pistolet, a następnie na ekran z wyświetloną na nim Jamie.

— Nie zabiję żadnego z nich – powiedział i wycelował pistolet w monitor.

Moriarty wstała i coś krzyknęła, lecz Sherlock dłużej nie myśląc nacisnął spust i ostatnia kula trafiła w ekran telewizora. Obraz zniknął, a kawałki szkła spadły na podłogę. Gdy młodszy Holmes odwrócił się zobaczył Johna i Mycrofta stojących w znacznej odległości od niego z przerażeniem w oczach.

— Sherlock, co teraz? – spytał doktor niezbyt orientując się w sytuacji.

— Moriarty zrobi to, co ja bym zrobił na jej miejscu. — John chwilę się zamyślił, lecz po chwili wykrzyknął:

— Ona nas tu wszystkich pozabija! – Watson podbiegł do drzwi i spróbował je otworzyć, lecz te ani drgnęły. Spojrzał na panel otwierający drzwi, na którym znajdowała się klawiatura z liczbami. Gdy Sherlock chciał podejść do przyjaciela drzwi niespodziewanie otworzyły się i do pomieszczenia weszła średniego wzrostu brunetka z pistoletem w dłoni. Moriarty.
Dziewczyna zaśmiała się krótko i zaczęła odliczać po angielsku:

One, two, three, four, five, six, seven, eight, nine, ten. – śpiewała w rytmie jakiejś piosenki. Sherlockowi zdawało się, że kiedyś ją słyszał. – Ten, nine, eight, seven, six, five – w tym momencie przeładowała pistolet – four, three, two, one. – wymierzyła broń w Sherlocka.

Lecz gdy miała już pociągnąć za spust pistolet wypadł jej z ręki i spadł na podłogę. Kobieta krzyknęła i chwyciła się za nadgarstek, z którego płynęła krew. Odwróciła się i spojrzała na Johna Watsona, który stał z nożem w ręku wycelowanym w jej stronę. Dziewczyna zachwiała się, powolnym krokiem podeszła do ściany i usiadła opierając się o nią. Nie zemdlała, ale w każdej chwili mogła stracić przytomność sądząc po szybkości utraty krwi.

— Krew jest jasnoczerwona – stwierdził. – To krew z tętnicy, szybciej się wykrwawi.

— Od kiedy znasz się na medycynie? – zdziwił się przyjaciel.

— A ty od kiedy nosisz nóż przy sobie? – Sherlock podszedł do kobiety, lecz ta odsunęła się od niego i zacisnęła zdrową dłoń na ranie na nadgarstku.

— Dobra, wygrałeś – przyjaciel podniósł ręce w geście kapitulacji.

— Sherlock, co ty wyprawiasz?! – Mycroft podszedł do niego i odciągnął go od Jamie. – Ona jest naszym śmiertelnym wrogiem, nie możesz jej pomóc! – młodszy Holmes spojrzał na wykrwawiającą się dziewczynę. Nadal zaciskała lewą dłoń na prawym nadgarstku, lecz niewiele to dało. Jasnoczerwona kałuża krwi z każdą minutą powiększała się.

— Sherlock, musimy otworzyć te drzwi – stwierdził John wskazując na panel z klawiaturą. Sherlock podszedł do niego i przyjrzał się klawiaturze.

— Kod czterocyfrowy, pierwsza liczba to na pewno musi być osiem – wcisnął guzik z tą cyfrą. – Druga to pewnie... – nagle wszystko zaczęło świecić się na czerwono. Lampy alarmowe mignęły.

Autodestrukcja za trzy minuty. – usłyszał przerobiony kobiecy głos z głośnika. Odwrócił się i spojrzał na Jamie. W lewej ręce trzymała pilot z guzikami ubrudzony krwią.

— Coś ty zrobiła! – wykrzyknął Mycroft wyrywając jej pilot. Zaczął wciskać wszystkie guziki, lecz tylko pogorszył sprawę. Zegar przyspieszył i z trzech minut zrobiły się dwie. John wyrwał mu pilot i rzucił go pod ścianę.

— Zostaw to, zanim nas wszystkich pozabijasz!

— Ja pozabijam?! – Mycroft zaśmiał się drwiąco. – Lepiej uważniej dobieraj słowa, doktorze...

— Zamknijcie się! Wszyscy! – wykrzyknął Sherlock podnosząc pilot, który po zetknięciu z podłogą rozerwał się na dwie części połączone plątaniną kabli.

— Nawet jeśli zgadniemy kod, pozostanie nam max minuta na wydostanie się z tego miejsca, co biorąc na logikę jest niemożliwe. To istna forteca! – lecz Sherlock nie słuchał brata. Podszedł do siedzącej pod ścianą kobiety i podał jej pilot.

— Czemu to robisz? – spytał, za łagodnie zważając na powagę sytuacji. Moriarty oglądnęła pilot, po czym leniwie spojrzała na mężczyznę.

— Dokańczam plan – powiedziała słabo, opierając głowę o ścianę. Zmusiła się na śmiech choć Sherlock wiedział, że kosztowało to ją wiele energii. Słyszał nerwowe kroki oraz rozmowy towarzyszów. Zostało dziesięć sekund. Dziewięć.

— Nie – stwierdził nadal łagodnym głosem. John zamknął oczy, a Mycroft walił w panel otwierający drzwi. Gdy nadszedł czas autodestrukcji nic się nie stało. Lampy awaryjne wyłączyły się, a drzwi do pomieszczenia otworzyły się. – Dlaczego nas uratowałaś?

— Kiedyś zrozumiesz – powiedziała, po czym jej głowa opadła na pierś. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, więc żyła, lecz straciła dużo krwi.

Do pomieszczenia wbiegli uzbrojeni mężczyźni w kamizelkach kuloodpornych. Broń skierowaną mieli w Jamie. Sherlock wstał i cofnął się. Mężczyźni kazali im wyjść, więc nie protestował. Spojrzał ostatni raz na ledwo żyjącą kobietę, po czym opuścił budynek.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top