Rozdział 5

Wybiegłam na ulicę rozglądając się. Szukałam wzrokiem Lokiego. Nie było to takie trudne, wystarczyło kierować się szlakiem krzyku i zniszczenia. Pobiegłam w tamtą stronę. Ludzie uciekali w przeciwną stronę z krzykiem. Musiałam ich wymijać lub przeciskać się między nimi. Dobiegłam. Serce biło mi jak szalone, ale nie przejmowałam się tym. Zobaczyłam przed sobą ogromny statek. Loki wsiadał do niego, więc musiałam się zakradnąć. Spostrzegłam w jego rękach złotą księgę. Wskoczyłam w ostatniej sekundzie do statku i schowałam się, aby mnie nie zauważył. Poczułam lekkie turbulencje co oznaczało, że startujemy.

— Kurs, Asgard. – powiedział dosyć głośno. Wyszłam z kryjówki i stanęłam za nim.

— Nie tak prędko, nigdzie nie lecisz. – odparłam.

— Ah tak? – odwrócił się, widziałam jak potajemnie wyjmuje nóż. – Ciekawe...jesteś bardo pewna siebie. To cię z czasem zgubi! – zaatakował.

Szybko wyjęłam dwa noże i przyjęłam atak. Nie chciałam go zabić w przeciwieństwie do niego, lecz Loki miał do mnie inne intencje. On pewnie marzył o tym, aby mnie zlikwidować. Zadał drugi cios, tym razem trudniejszy do przyjęcia, lecz przyjęłam go. Był ode mnie wyższy prawie o głowę, więc wykorzystał to zadając ciosy w okolicach głowy i szyi, tak, aby trudno było mi je przyjąć. Byliśmy już dość wysoko, więc przysunął się do drzwi i je otworzył. Mężczyzna chwycił się czegoś, aby nie wylecieć, lecz ja nie byłam na to przygotowana. Wypadłam z statku. W ostatniej chwili zdążyłam chwycić się czegoś, jakiejś rurki. Loki podszedł bliżej mnie nadal trzymając się czegoś. Wyciągnął nóż i przytrzymał go tuż nade mną.

— Do zobaczenia wkrótce. – uśmiechnął się i upuścił nóż.

Puściłam się statku i poleciałam w dół. Widziałam jak statek oddalał się, a Loki uśmiechał się złośliwie, a po chwili zamknął drzwi. Szukałam czegokolwiek do złapania się, ale nadaremnie. Zamknęłam oczy i spróbowałam nie patrzeć się na moją bezsensowną śmierć. Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie w pasie.

— Jeden punkt dla Ciebie! – usłyszałam.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na mojego wybawiciela. To był...William? Obok na pajęczynie trzymała się Spider-Girl. Musieli się w coś bawić...i właśnie ta ich zabawa mnie uratowała.

— Hej, dzięki za ratunek, ale mam pytanie. Mógłbyś mnie odstawić? – chłopak popatrzył się na mnie ze zdziwnieniem.

— Jasne, ale...yyy... Jesteśmy aktualnie kilkaset metrów nad ziemią, więc zabiłabyś się. – zaśmiał się, i razem z Naomi dolecieli do siedziby T.A.R.C.Z.A'y William odstawił mnie.

— Jeszcze raz dzięki za ratunek. – uśmiechnęłam się.

— Spoko, tylko następnym razem nie baw się w spadanie z nieba. – odwzajemnił uśmiech.

— Nie bawiłam się w spadanie z nieba, sytuacja była poważna. – otrzepałam się z niewidocznego kurzu. – Walczyłam z Lokim, ale...coś poszło nie tak i uciekł spychając mnie ze statku.

— Uciekł?! – krzyknęli w tym samym momencie Naomi i William.

— Musiał mieć plan już od samego początku.

— Chodźmy, musimy powiedzieć o tym reszcie! – pobiegliśmy w stronę wejścia. Biegliśmy odpychając ludzi na bok. Wpadliśmy cali zdyszani do centrum dowodzenia.

— Wujku! – zaczął William. Słychać było jego ciężki oddech. – My... – nie mógł dojść do słowa, gdyż nadal ciężko oddychał. Nick przybliżył się do naszej trójki.

— O co chodzi? – spytała Maria Hill, która wstała i podeszła do Furego.

— Loki uciekł! – odpowiedziałam. Wszyscy w pomieszczeniu wpatrzyli się w Nicka.

— Nie, nie, nie! – zamyślił się. – To niemożliwe! Skąd o tym wiesz? – wskazał na mnie.

— Byłam z nim...porozmawiać.

— Gdzie teraz się znajduje?! – był bardzo zaniepokojony.

— Nie jestem pewna... Dogoniłam go i wsiadłam do statku, a potem... Mówił coś o Asgardzie... – Nick spojrzał na Hill. – Ma jakąś książkę. – spojrzał na mnie pytająco. – Jakąś w złotej okładce...

— O nie... Musimy go jak najszybciej powstrzymać! Dalej! – krzyknął do osób siedzących przy komputerach. – Sarah? – zastanowił się i kontynuował. – Sarah, posłuchał mnie. To może zależeć o los Ziemi i Asgardu, musisz tam polecieć.

— Ale...ale ja nie wiem jak! I...nigdy tam nie byłam.

— Thor ci pomoże. – obok mnie pojawił się dobrze zbudowany mężczyzna – Thor. – Masz poszukać Lokiego i w pierwszej kolejności zabrać mu księgę. Thor nie będzie ci towarzyszył, otworzy tylko most. Ruszajcie. – asgardczyk poszedł w stronę wyjścia, a ja udałam się za nim. Znaleźliśmy się na zewnątrz „latającej bazy” T.A.R.C.Z.A.'y. Thor stanął na krawędzi lotniska i spojrzał w dół.

— Co teraz? – spytałam zatrzymując się obok niego.

— Trzymaj się mnie mocno.

— Co?

Chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie. Zamachał się młotem i poleciał. To wrażenie było...niesamowite! Po chwili znaleźliśmy się na ziemi, a ja jeszcze oszołomiona próbowałam stwierdzić, co przed chwilą się stało. Ludzie dziwnie się na nas popatrzyli.

— Heimdallu! Otwórz Bifrost! – krzyknął po czym cofnął się.

Nagle jakaś wielka siła uderzyła wprost o Ziemię. Wyglądała jak kolorowa kolumna. Zabrała mnie w górę. Byłam zdezorientowana i straszliwie przerażona, lecz przypomniałam sobie rozmowę z Thorem. Mówił coś o moście, który prowadzi do różnych światów.
Nagle wszystko zamigało i znalazłam się w złotawym pomieszczeniu w kształcie kuli. Rozejrzałam się. Pierwsze, co zobaczyłam do jakiegoś asgardczyka, który najwyraźniej był po stronie Lokiego, ponieważ rzucił się na mnie z krzykiem. Powaliłam go dosyć szybko i znów się rozglądnęłam. Spostrzegłam jakiegoś strażnika w rogatym hełmie. Był on...zamrożony? Podeszłam i dotknęłam lodu. Skupiłam się i zamknęłam oczy. Poczułam niewidoczną siłę, która przechodziła przeze mnie i znów wyciszyłam umysł. Nagle zimna woda zaczęła spływać mi po rękach. Lód musiał się roztapiać. Po chwili otworzyłam oczy i zauważyłam ciężko oddychającego mężczyznę w zbroi z mieczem w dłoni.

— Nic ci nie jest? – asgardczyk momentalnie spojrzał na mnie. Zdezorientowany odepchnął mnie, przez co upadłam. Spróbowałam wstać, lecz mężczyzna przyłożył mi miecz do gardła.

— Kim jesteś i skąd pochodzisz? – spytał poważnie.

— Nazywam się Sarah i pochodzę z Ziemi... – przypomniałam sobie wszystkie przeczytane książki oraz opowieści Thora. Asgardczycy nazywali Ziemię Midgardem. – Sarah z Midgardu. Jedna z Avengers. – mężczyzna spojrzał na mnie pytająco. – To taka organizacja, która chroni Midgard przed złoczyńcami. Chcę powstrzymać Lokiego, zanim coś komuś zrobi. Ty pewnie jesteś Heimdall, strażnik Bifrostu. Thor mi trochę o tobie mówił.

— Więc ruszajmy. – podał mi dłoń i pomógł wstać. Pobiegliśmy kolorowym mostem w stronę wielkiego, złotego pałacu.

Wiele czytałam o Asgardzie, ale nigdy nie miałam szansy go odwiedzić. Strażnik co chwilę zerkał na mnie, ale po chwili odwracał wzrok skupiając się na drodze. Biegliśmy kilkanaście minut. Tak szczerze, to byłam pod wrażeniem, jak Asgardczyk w zbroi może tak szybko biegać. Stanęliśmy przed wielkim pałacem. Był ogromny i piękny! Ale nie czas teraz na zachwycanie się, trzeba powstrzymać Lokiego.

— Gdzie on teraz może się znajdować? – spytałam nadal bacznie przyglądając się budowli.

— Pewnie w pałacu. – odpowiedział. – Znam bardzo dobrze Lokiego. Najprawdopodobniej poszedł do sali tronowej.

Ruszyliśmy nie marnując ani sekundy więcej i wpadliśmy do wielkiego pomieszczenia. Od razu rozpoznałam wysokiego mężczyznę w rogatym, złotym hełmie.

— Loki! – krzyknęłam, a ten odwrócił się w naszą stronę. Zauważyłam siwego mężczyznę leżącego na podłodze. Odyn.

— Nie... – podbiegłam do starca. Zmierzyłam mu puls. Nie żył. Mężczyzna o kruczoczarnych włosach podszedł do strażnika. W jego dłoni pojawiło się berło i powalił mężczyznę. Uniósł laskę do góry, z zamiarem zadania ostatecznego ciosu, lecz powstrzymałam go kopniakiem w brzuch. Nie bolało go to tak strasznie, lecz widać było grymas na jego twarzy. Oszołomiony uciekł przez główne drzwi. Śledziłam go wzrokiem aż do wyjścia. Podbiegłam do strażnika i nachyliłam się nad nim.

— Nic ci nie jest? – spytałam z troską.

— Nie... – pomogłam mu wstać. Spojrzał na mnie z rozkojarzeniem, ale po chwili odwrócił wzrok. Nagle na podłodze spostrzegłam małą, błyszczącą rzecz.

— Wszechksięga... – wyszeptał Heimdall.

— Co? – nie dosłyszałam.

— Wszechksięga, inaczej księga wszechświata. Zawarte są w niej wszystkie prawdy oraz... – spojrzał na mnie. – Kłamstwa.

Schyliłam się i podniosłam księgę. Przetarłam dłonią złotą okładkę. Wszechksięga znajdowała się teraz w moich rękach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top