Rozdział 13

Z jego oczu można było odczytać jedno słowo... Przepraszam.
Loki odwrócił się w stronę Thanosa i powoli szedł w jego stronę. Szedł wolno, niepewnym krokiem. Gdy był przy Tytanie, wiedziałam co chce zrobić. Chce oddać mu Tesseract, aby 50% wszechświata zniknęła. Ciemnowłosy bóg wyciągnął rękę, a w jego dłoni pojawił się niebieski, kwadratowy przedmiot. Tesseract. Thanos już miał wziąć przedmiot, lecz... Loki odsunął rękę. Niespodziewający się niczego Thanos, machnął rękami, lecz Iron Man wycelował w niego działka. Wściekły kopnął Lokiego w brzuch, który upadł, a Tesseract wpadł prosto w ręce Thanosa. Wszyscy zaskoczeni cofnęliśmy się, a Tytan uśmiechnął się do siebie i podniósł rękę z rękawicą. Ścisnął Tesseract na tyle mocno, że rozpadł się na kawałki zostawił jeden większy kawałek. Kamień Nieskończoności. Włożył go do pustego miejsca w rękawicy.

— Ja jestem przeznaczeniem! – powiedział po czym pstryknął.

Wszystko zrobiło się jaśniejsze, dlatego zmrużyliśmy oczy, aby nie patrzeć wprost na blask. Po chwili wszystko wróciło do normy. Nie...nie wszystko. Spojrzałam za siebie na naszą grupę.

— Steve? – usłyszałam głos obok siebie.

Stał tam Bucky. Niespodziewanie jego broń znalazła się na ulicy, a on spoglądał na swoje dłonie, jakby zobaczył ducha.

— Bucky? Co się dzieje? – lecz mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Rozsypał się na tysiąc małych kawałków. Odwróciłam się w stronę Thanosa. Na jego twarzy gościł uśmiech. Spojrzałam na oczy Stave'a. Były puste. Wiedziałam, ile Bucky dla niego znaczył. Wszyscy wiedzieliśmy.

— O rany... – wszyscy spojrzeli na źródło dźwięku.

Natasha. Przeszła przeze mnie fala bólu, gdy widziałam ją ze łzami w oczach rozsypującą się na kawałki. Lewitujący Strange lekko opadł na ziemię, zanim zamienił się w proch. Słyszałam ciche szepty dochodzące zza mnie. Byłam w stanie stwierdzić, że to głos Kapitana Ameryki. Szeptał coś w stylu „Proszę... Nikt więcej”. Lecz jego słowa się nie spełniły i po chwili sam opuścił naszą grupę. Ile nas zostało? Tony, ja, Clint, William, Hulk, Thor i Loki Straciliśmy czterech. A może to jeszcze nie koniec? Może zniszczy wszystkich Avengersów?
Niespodziewanie zaczęła boleć mnie głowa. Nie był to normalny ból, lecz czułam, jakby ktoś ściskał w dłoni mój mózg. Loki powoli wstał i spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.

— Loki...? – spojrzałam na swoje dłonie, tak, jak zrobił to Bucky. – Nie...nie czuję się zbyt dobrze...

Bóg podbiegł do mnie i wyciągnął rękę w celu chwycenia mnie, lecz było już za późno. Skończyłam jak pozostała czwórka. Loki upadł na kolana i zniknął rozsypując się na tysiąc małych kawałków.

— Nie macie ze mną żadnych szans! – mówiąc to Thanos zacisnął pięść z rękawicą, a Kamienie Nieskończoności zaświeciły się.

~•~

Możliwe, że zobaczyłabym jasność... Ale tak się nie stało. Czemu? Tak, to było częścią naszego planu. Tak naprawdę ja, i inne osoby, które zniknęły przez Kamienie Nieskończoności, stały za najbliższym budynkiem.

— Najważniejsze, że dał się nabrać. – powiedziałam.

— Co teraz? – usłyszałam głos Natashy.

— Jak nas zobaczy, przez najbliższe kilka sekund będzie zdezorientowany, więc trzeba działać szybko. – powiedział Loki.

— Czyli trzeba go zabić? – usłyszałam głos obok.

— Tak, ale pytanie jak...

— W końcu dostanie Tesseract, nawet jeśli miałby pozabijać nas wszystkich po kolei.

— Wtedy, to już nie ma po co zbierać kamieni...

— Bucky, wiesz co to przenośnia?

— Tak, a myślałaś, że nie...?

— Ktoś ma jakiś plan? – spojrzałam po kolei na wszystkich.

— Nie da się go zabić, gdy ma rękawice z Kamieniami Nieskończoności, a przynajmniej nie damy rady. – powiedział Strange wyglądając zza progu budynku. – Za chwilę Thanos ich tam zabije.

— Więc trzeba działać szybko.

— Zdjąć Rękawicę Nieskończoności?

— Będzie to za długo trwać, i tym razem to naprawdę nas zabije.

— Czyli mamy mu odciąć dłoń? Ktoś ma jakiś inny pomysł?

— Tony... To on musi wycelować działkiem w jego głowę, aby chwilowo go oślepić. Bucky, ty strzelisz w jego drugą rękę. – spojrzał na mnie pytająco. – Na tej, co nie ma rękawicy. Reszta musi zająć się ściągnięciem rękawicy. Wtedy ostatecznie zabijemy Thanosa łącząc siły. – Natasha skinęła głową.

— Stark... – powiedziała do komunikatora spoglądając jeszcze na Kapitana, który przytaknął. – Działaj.

Wyszliśmy zza budynku i spojrzeliśmy na odwróconego do nas tyłem Thanosa. Clint spoglądnął na nas kątem oka i lekko kiwnął głową. Naciągnął cięciwę, na którą włożył strzałę, Tony przygotował się do strzelenia w głowę Thanosa, William wycelował ręką w Tytana, Thor przygotował młot, Strange zacisnął pięści, Bucky przeładował broń, tak samo jak Czarna Wdowa, Loki i ja przygotowywaliśmy noże, a Kapitan zacisnął tarczę.

— Akuku! – krzyknęła Natasha. Thanos szybko obrócił się i widocznie zaskoczony stanął jak wryty. – Teraz! – krzyknęła znów.

Zaczęło się. Thanos był ranny, lecz nie śmiertelnie. Był nadal zdezorientowany, więc był to idealny moment na zdjęcie rękawicy. Natasha i Clint rzucili się na rękawice, a reszta odwracała uwagę Thanosa. To były najdłuższe minuty w moim życiu. To miało zadecydować o losie całej galaktyki. Zdecydowałam się pomóc drużynie. W moich rękach pojawiła się niebieska magia. Podeszłam do Thanosa i skierowałam magię w jego głowę. Udało się. Wielki kosmita złapał się za nią, co ułatwiało pracę Clintowi i Natashy. Czy uda im się? Co, jeśli nie? Zabije nas, czy pierwszym jego celem będzie podbicie tej planety? A może przeteleportuje się do innego wymiaru? Albo odbierze siłą Tesseract? A czy wtedy wyeliminuje połowę wszechświata?

— Skup się... – powtarzałam sama do siebie.

Thanos był silny, i wszyscy dobrze o tym wiedzieliśmy. Posiadał nieskończoną moc, nawet bez kamienia zaklętego w Tesseract'cie. Niespodziewanie Clint i Nat upadli, a za nimi...rękawica! Wściekły Thanos „obudził się”, i popchnął mnie kilka metrów w tył. Upadłam twardo na plecy i z trudem wstałam. Trochę mnie zamroczyło. Tytan rzucił się na Hawkeye'a i Czarną Wdowę, którzy odskoczyli w tym samym momencie w różne strony. Oboje trzymali rękawicę, przez co przedmiot wyleciał wysoko w powietrze, a Thanos rzucił się na to, jak na coś wartościowego. Wszyscy patrzyli się na tą całą sytuację z szeroko otwartymi oczami. Tytan jak by miał ją już na dłoni, lecz coś szybszego go wyprzedziło. Wszyscy zdezorientowani popatrzyli się na postać, która odebrała rękawicę Tytanowi.

— I jak podoba wam się moja nowa zbroja? – spytała postać jednocześnie lądując na ziemi.

— Ale nas wystraszyłeś, Stark. – powiedziała Natasha. Tony widocznie miał problemy z opanowaniem mocy rękawicy, lecz jakoś się trzymał. Wszystko dzięki temu, iż zaprojektował nową zbroję, ale z pewnością zginąłby, gdyby w rękawicy znajdowałyby się wszystkie kamienie.

— No chyba wy mnie! – odpowiedział.

Teraz on posiadał nieskończoną moc. Cały czas zastanawiałam się, czy da radę, jako zwyczajny śmiertelnik. Tony zamachał się i trafił wprost w głowę Thanosa. Tytan przewrócił się i upadł twardo na ziemię. Wtedy właśnie na niebie zjawił się statek, najpierw mały, lecz później był coraz większy. Wylądował tuż obok nas i z klapy wejściowej wyszło sześć postaci. Nie byli to ludzie, jeden wyglądał jak szop z karabinem, drugi, to było drzewo z jakąś grą w ręku, trzeci, a raczej trzecia to była zielonoskóra kobieta z długimi, ciemnymi włosami, czwarty...czwarty wyglądał jak normalny człowiek, piąty to był jakiś kosmita bez koszulki, a szósta postać była z czułkami.

— Groot, odłóż tą głupią grę! – powiedział szop zwracając się do drzewa.

— Ja jestem Groot! – odpowiedział. Kobieta o zielonej skórze widocznie się załamała.

— Jesteśmy Strażnikami Galaktyki. – powiedziała ratując całą sytuację. – Przylecieliśmy tu po... – spojrzała na Thanosa, który nadal leżał, lecz już powoli wstawał.

— Taaa... Narobił tu kilka szkód... – Tony wskazał kompletnie zniszczone budynki. – Więc możecie go wziąć.

— Kim jest ten królik? – spytał Thor wskazując na Rocket'a. Wszyscy z tak zwanych „Strażników Galaktyki” wybuchli śmiechem.

— Ha, ha, ha! Normalnie ubaw po pachy!

— Co to są pachy? – spytała Mantis składając ręce. Drax westchnął.

— Później ci wytłumaczę... – na niebie pojawił się nieco większy statek.

— O! Jest i twój statek! – Peter Quill spojrzał z uśmiechem od ucha do ucha na Thanosa, który przesłał mu zabijające spojrzenie.

— Tia... To my może weźmiemy jeszcze to... – Gamora wskazała złotą rękawicę na ręce Starka.

— A, tak jasne. Ale lepiej ją pilnujcie. – śmiesznie pogroził palcem.

Po wszystkim Tytan spojrzał po kolei na wszystkich Avengersów.

— Jeszcze tu wrócę, ale wtedy zniszczę wszystkich, na których wam zależy!

— Oj nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. – zażartował Stark, ale zobaczył tylko nasze załamane twarze. Po chwili Strażnicy Galaktyki odlecieli. – To co, imprezka u mnie? – nikt nie zaprotestował.

~•~

Był wieczór. Tony, tak jak mówił, zorganizował imprezę w Avengers Tower. Było dość dużo ludzi, nie tylko sami Avengersi. Widziałam też Pepper. Rozmawiał z nią Tony. O dziwo nie gardził zaproszeniem na imprezę Lokiego. Impreza trwała w najlepsze, aż nagle wszedł jakiś elegancko ubrany mężczyzna. Wyglądał aż za elegancko jak na taką imprezę.

— Proszę, proszę, proszę! Avengersi niszczą Nowy Jork, a później urządzają sobie imprezę jakby nigdy nic! – powiedział wyjmując coś z teczki.

— Gdybyśmy nie powstrzymali Thanosa, prawdopodobnie pan i pańska rodzina przestałaby istnieć. – odpowiedział Thor nie czekając na jakąkolwiek reakcję z naszej strony.

— Proszę, oto rachunek za wszystkie wyrządzone szkody! – podał jakąś kartkę Starkowi.

Zdążyłam zauważyć jakiś długi ciąg cyfr na kartce. Z niepokojem spojrzałam na Tony'ego, który wogóle się nie zdziwił i oddał kartkę mężczyźnie.

— Tyle, to ja płacę za buty! – machnął ręką.

Po tym muzyka znów zaczęła grać a elegancko ubrany mężczyzna widocznie obrażony wyszedł z Avengers Tower.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top