Rozdział 29
*Perspektywa Steve'a Rogers's*
Dochodziło południe, a Hannah nadal nie wyszła z pokoju, więc postanowiłem sprawdzić czy wszystko w porządku. Zapukałem do drzwi, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, otworzyłem cicho drzwi. Hannah leżała na łóżku twarzą na książce. Słodko to wyglądało. Podszedłem żeby ją obudzić, ale po drodze zdeptałem puszkę po coli. Hannah natychmiast się przebudziła rzucając we mnie książką.
-Może następnym razem rzuć poduszką-powiedziałem kiedy uniknąłem zderzenia z 500 stronicową książką w twardej oprawie.
-Przepraszam, ale wiesz przecież, jak reaguję , kiedy coś mnie nagle obudzi.-powiedziała siadając na łóżku
-Wiem, ale długo nie wstawałaś, dlatego przyszedłem.
-A która jest godzina-zapytała zaspana
-Prawie 12-odpowiedziałem, a Hannah zerwała się na równe nogi
-Już?! Przecież ja muszę jechać do szpitala.-tłumaczyła i na szybko wyciągała ubrania z szafy i rzucała je na łóżko.
-Spokojnie, przecież zdążysz.
-Ale się muszę uszykować, wyglądam okropnie.-powiedziała i pozbyła się opatrunku-Tak o wiele lepiej.
-Nie powinnaś...-zacząłem
-Cicho tam, tak jest dobrze. Jeszcze muszę znaleźć telefon-powiedziała i pobiegła na drugą stronę pokoju, a ja tylko obserwowałem ją kręcąc się po pokoju
-Naprawdę nie powinnaś się tak spieszyć.-zdążyłem powiedzieć zanim Hannah potknęła się o swoje buty i wyciągnęła się, jak długa na podłodze.-Mówiłem-powiedziałem i pomogłem jej wstać.
-Jak chcesz mi pomóc w moi śpieszeniu to może zrób mi coś na śniadanie, będę wdzięczna.-powiedziała błagalnym tonem i uśmiechnęła się.
-Dobrze, tylko co?-zapytałem, a Hannah zniknęła za drzwiami łazienki
-Cokolwiek!-krzyknęła zza drzwi.
*Perspektywa Hanny*
Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w bordowy sweter i dżinsowe rurki. Zrobiłam szybki, ale dosyć mocny makijaż, żeby zakryć moje przemęczenie. Chwyciłam mała torebkę na pasku i spakowałam do niej portfel i telefon. Ubrałam buty, przez które prawie wybiłam zęby, i pobiegłam do kuchni. Steve rzeczywiście zrobił śniadanie. Kiedy weszłam do kuchni przywitał mnie talerz z goframi z bitą śmietaną i owocami.
-Wow, nie liczyłam na to,że naprawdę zrobisz mi śniadanie-powiedziałam z uśmiechem
-Czasem, jak się okazuje, umiem zrobić coś pożytecznego.-opowiedział lekko urażony
-Oj tam żartowałam.-powiedziałam i zanurzyłam się w gofrach-Pyszne.
-Cieszę się.-odpowiedział Rogers.-Jak chcesz mogę cię zawieźć.-zaproponował.
-Jak masz czas czemu nie.-opowiedziałam kiedy skończyłam jeść.
Zjechaliśmy windą do garażu. Jechaliśmy na motorze koło 10 minut i byliśmy na miejscu. Wjechałam na znane mi już piętro i poszłam do sali. Usiadłam na krześle i wpatrywałam się w Tony'ego. Serce mi pękało na myśl, że może się nie wybudzić. Spędzałam tam całe dnie. Czytałam książki albo rozmawiałam z ludźmi, którzy przychodzili go odwiedzać.
Któregoś dnia, kiedy prawie spałam na fotelu przyszedł do mnie Peter. Zaprosił mnie do kina i tym razem skorzystałam z zaproszenia. Chciałam odpocząć od wszystkiego. Bardzo dobrze zrobił mi ten wypad i w końcu mogłam mieć chwilę normalnego życia, bo mieszkanie w Tower to istny kosmos. Banda Herosów zachowujących się czasem, jak dzieci i ja. Mieszanka wybuchowa.
Niestety w sprawie ojca nic się nie poprawiało, co doprowadzało mnie do rozpaczy. Często zamykałam się w pokoju, kiedy inni byli czymś zajęci i płakałam. Czasami nawet godzinami. Kiedy byłam już zmęczona kładłam się spać. Rano znowu ktoś zawoził mnie do szpitala, Steve robił śniadanie, ja kupowałam kolejne książki i znowu byłam w szpitalu. I tak przez ponad dwa tygodnie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top